Pierwszy tydzień wolności i pełnej świadomości upłynął
zbyt szybko. Świadoma nadchodzącego juta, które oznaczało powrót do kliniki
cała drżałam w środku. Z Sasuke, wbrew oczekiwaniom było mi nadzwyczaj dobrze.
Spędziłam z nim calutki tydzień i czułam, że nigdy nie byłam bliżej jego duszy,
niż przez ostatnie siedem dni.
Nie rozumiałam swojego podekscytowania tym mężczyzną.
Powinnam była go szczerze nienawidzić, ponieważ dobitnie mi pokazywał przez
cały mój pobyt, że jest najbardziej samolubnym i wrednym człowiekiem na
świecie. Nieustannie się ze mnie nabijał, prawił mi prostackie uwagi i bardzo
wyraźnie chciał mi pokazać, że ma nade mną jakąś dziwną przewagę. Jednak, gdyby
za dnia się tak nie zachowywał, nie byłoby nic nadzwyczajnego i niezwykłego w
tym, że zawsze czekał aż zasnę, że odstąpił mi swój pokój i sam poszedł spać do
Itachi'ego po jego wyjeździe, a gdy budziłam się w nocy z koszmarów o
przeszłości (odstawiłam antydepresany, które miały działanie silnie uspokajające,
żebym nie chodziła cały czas taka otumaniona), zawsze przyjmował mnie do
swojego łóżka i uspokajał. Innymi słowy, choć wyraźnie starał się mi pokazać,
jak bardzo go irytuję, sprawił, że mu zaufałam.
Było wczesne popołudnie. Siedziałam w kuchni i
przyglądałam się Sasuke, który popisywał się przede mną swoim głęboko ukrytym
talentem kulinarnym. Właśnie zalał olejem dno głębokiego garnka. Gdy nabrał
odpowiedniej temperatury wrzucił do niego michę wołowego mięsa, które wcześniej
pomogłam mu zmielić. Zamieszał, przykrył je i wziął się za obieranie czosnku i
krojenie cebuli.
– Nienawidzę tego – syknął wkurzony pod nosem i przetarł
oczy rękawem swetra. Uśmiechnęłam się. Dopiero teraz zauważyłam, że ubraliśmy
się bardzo podobnie.
Ja również miałam na sobie oversize'owy szary sweter,
który niesfornie zsuwał mi sie z ramienia, odsłaniając obojczyk, czarny dół (u
niego były to zwężane w piszczelach spodnie, u mnie zaś legginsy) i ciepłe
skarpetki. Z zaciekłą miną związał sobie włosy w wysokiego kucyka, w którym
było mu bardzo do twarzy, dorzucił cebulę i czosnek do gotującego się mięsa.
Znowu zamieszał i odwrócił się w moją stronę. Przede mną bowiem stały dwa
słoiki sosu pomidorowego, a także pomidory w puszce. Wziął ze sobą deseczkę,
nóż, położył mi je pod nosem i usiadł na przeciwko.
– Pokroisz? – zapytał, choć zabrzmiało to bardziej jak
rozkaz. Skinęłam głową, otwierając puszkę. Wyciągnęłam z niej palcami pachnące
pomidorki i wzięłam się do roboty. Niestety, skończyłam szybko i znowu przyszło
mi patrzeć, jak Uchiha dorzuca lub wlewa coś do garnka, miesza i przykrywa,
żeby się ładnie gotowało. Nudziło mnie to. Po tym jak skończył doprawianie,
przykręcił gaz i powiedział:
– Teraz musi dojść, więc możemy zająć się czymś innym.
– Yhm – mruknęłam, wycierając ręce w papierowy ręcznik,
który znalazłam na parapecie za mną.
– Jesteś bardzo głodna? – zapytał, podchodząc do mnie
powoli.
– Niekoniecznie, ale za godzinę będę – odparłam od
niechcenia. W rzeczywistości od tych zapachów aż mi się w środku przewracało z
głodu, lecz byłam tak ciekawa, co Sasuke miał na myśli mówiąc coś innego,
że nie chciałam myśleć o czymkolwiek innym jak o nim.
– W porządku. Pytam, bo jeszcze potrzebujemy makaronu – uśmiechnął
się dziwnie. Zerknęłam na niego kątem oka. Był bardzo blisko.
– No tak – westchnęłam, czując jak włoski na plecach i
rękach stają mi na baczność. – To co teraz?
– Poćwiczymy? – zaproponował i nie czekając na moją
odpowiedź udał się w stronę schodów. Wzięłam głęboki wdech pełen irytacji;
znowu nie liczył się z moim zdaniem. Zaczynało mnie to wkurzać, lecz potulnie podążyłam
za nim. Co innego miałam do roboty?
Wchodząc do pokoju Sasuke zastałam go rozwalonego na
niezasłanym łóżku i grzebiącego w swoim telefonie. Zamknęłam za sobą drzwi i
usiadłam po turecku w nogach czarnookiego. Wzięłam sobie na kolana gitarę,
którą zostawiłam przed gotowaniem obok łóżka i sprawdziłam, czy się przypadkiem
nie rozstroiła przez godzinę. Wyglądała w porządku. Wygrywając kolejne napisane
przez Sasuke parę dni temu akordy, pomyślałam, że brakuje mi perkusji. Mimo
tego zaczęłam śpiewać beztrosko, licząc na to, że ten kretyn nie będzie mi się
wcinać ze swoimi durnymi – ale celnymi – uwagami.
Kiedy powiem sobie dość
A ja wiem, że to już niedługo
Kiedy odejść zechcę stąd
Wtedy wiem, że oczy mi nie mrugną, nie
Odważyłam się spojrzeć na Uchihę. Leżał sobie przede mną
kompletnie niewzruszony moim występem. I bardzo dobrze. Zasłaniał sobie twarz
telefonem i w końcu nie musiałam znosić jego kpiarskiego spojrzenia. Cieszyło
mnie to nawet, jeżeli najbardziej na świecie pragnęłam właśnie zobaczyć swoje
odbicie w oczach Uchihy.
Odejdę cicho, bo tak chcę
I ja wiem, że będę wtedy sama
Nikt nawet nie obejrzy się
I ja wiem, że będzie wtedy cicho
Akcentowałam subtelnie słowa, chcąc nadać im jak
najlepszy wydźwięk. W końcu nosiły w sobie duży ładunek emocjonalny, a cała
piosenka stanowiła moją osobistą spowiedź, swego rodzaju pożegnanie z tamtą
mną. Pragnęłam patrzeć w przyszłość, w której nikt nie próbuje zrobić ze mnie
wariatki. Czekał tam na mnie On – idealny, wyrozumiały i obecnie pochłonięty
zabójczą i odmóżdżającą technologią.
I tylko w Twoje oczy spojrzę
Tę jedną prawdę będę chciała znać
Nim sama zgasnę, sama zniknę
Usłyszę w końcu to, co chcę
Chciałam go mieć przy sobie. Wiedziałam, że jego osoba
była lekarstwem na wszystkie moje obawy i lęki, moim własnym antydepresantem.
Czekałam na niego tyle lat, że teraz, gdy poczułam, co to znaczy mieć go obok,
każdy dzień bez niego wydawał mi się straconym. Tak naprawdę powinnam winić
siebie za mój upadek. Gdybym tylko była silniejsza i mądrzejsza...
Czy warto było szaleć tak – przez całe życie?
Czy warto było spalać się – jak ja?
Czy warto było kochać tak – aż do bólu?
Czy mogę odejść sobie już?
– Chwila moment – zmrużyłam oczy, przerywając grę i patrząc
z nienawiścią na Uchihę. – Czy ty to nagrywasz?
– Nie przerywaj – zaśmiał się, siadając na łóżku i nadal
celując obiektywem w moim kierunku. – Lecisz na żywo na snapie.
– Że niby co? – otworzyłam buzię ze zdziwienia.
Rozśmieszyło go to jeszcze bardziej.
– Nie dziamgaj, tylko śpiewaj – zażądał, ciesząc ryja do
ekranu.
– Pierdolnij się w łeb – warknęłam, odkładając gitarę.
– Ale ty jesteś przewrażliwiona, Matko Bosko – podniósł
się na łokciach. Rzucił telefon w pościel i spojrzał na mnie zaszklonymi od
śmiechu oczami.
Co prawda, nigdy wcześniej nie widziałam u ciemnookiego
takiej reakcji, więc gdyby nie fakt, że mnie wkurzył przyglądałabym mu się
dłużej. Niestety, Sasuke przegiął pałę i musiał ponieść konsekwencje. Rzuciłam
się na niego z pięściami.
– Zdechniesz.
* * *
Nad metropolią zapadł już zmierzch, choć była jeszcze
wczesna pora. W samym centrum stolicy znajdował się potężny drapacz chmur, a na
jego ostatnich dwóch piętrach apartamenty, w przeciwieństwie do usługowej
części reszty. Mieszkający w nich ludzie byli tak odcięci od tego, co działo
się pod ich podłogą, że zdawali się o tym zapomnieć. Taką osobą była właśnie
Tsunade.
Ubrana w szare, obcisłe spodnie i czarny golf, czekała na
gości. Siedziała na szezlongu pod oknem. W końcu mogła pozwolić sobie na chwilę
swobody. Upiła łyk czerwonego, wytrawnego wina. Świętowała rocznicę swojej
samotności.
Dziesięć lat – pomyślała ze smutkiem.
Już dawno przestała zadawać sobie pytanie, dlaczego tak
się stało. Pogodziła się z tym, że jedyne ważne dla niej osoby odeszły na
zawsze. Na szczęście to ona była wszystkiemu winna: prowadziła samochód; było
ciemno; nie zachowała wystarczającej ostrożności. Wówczas na drogę wypadła
zlękniona sarna. Ona przeżyła, lecz jej narzeczony zginął skopany przez
konające zwierzę, a młodszy brat wypadł przez przednią szybę zanim jeszcze
doszło do samej kolizji. Po tym terrorze, który zgotowali im ich właśnie
rodzice miała być dla niego rodziną zastępczą. Tamta podróż to miały być jego
pierwsze prawdziwe ferie. Przez jej słabość nigdy ich nie doczekał. Nie mogła
pozwolić, by kolejne dziecko przegrało życie przez błędy dorosłych.
Kiedy tylko zobaczyła Sakurę po raz pierwszy od razu
czuła, że przemawia przez nią ta sama siła i emocje, co przez jej ukochanego
braciszka. Wiedziała o tym, co różowowłosa przeszła i dostrzegła w niej samą
siebie sprzed wielu lat – próbującą stanąć na prostych nogach wbrew całemu
światu. Równocześnie przekraczała swoje kompetencje, przez co narażała się
prezesowi, wtrącając się w jego życie prywatne. Miała jednak poczucie spłacania
jakiegoś nieistniejącego długu wobec brata. Sposób, w jaki ci ludzie
potraktowali własne dzieci był jak najbardziej pozbawiony miłości. Przerażał ją
ogrom nienawiści ze strony matki Haruno i dzięki temu coraz bardziej podziwiała
zielonooką za to, że mimo braku wsparcia ze strony najbliższych pokonała
chorobę na tyle, na ile było to możliwe.
Zazgrzytała zębami na samo wspomnienie jej ostatniej
rozmowy z Morino. Jeszcze rok temu była przekonana, że łączy ich niewidzialna
nić porozumienia. Myliła się. Ibiki jak wszyscy inni psychiatrzy chciał zrobić
z tej biednej dziewczyny warzywo, zamknąć u siebie i wyplenić z niej resztki
człowieczeństwa. A fakt, że Sakura jest na przepustce? Zbył tym, że ma leki i
tylko dlatego jest spokojna, a Uchiha jest w stanie ją opanować. Wyolbrzymił
słowo psychoza bardziej, niż potrzebne. Już i tak się o nią bała, ale
bardziej niż ataku nie chciała, żeby i jej życie skończyło się wcześniej, niż
się zaczęło. Miała przeczucie, że ta dziewczyna jeszcze mogła być szczęśliwa.
Jej pełne wymuszonego optymizmu refleksje przerwał dzwonek
do drzwi. Podskoczyła, odwracając się w tamtą stronę z wymalowanym na twarzy
wyrzutem. Co prawda spodziewała się ich, lecz znowu dała ponieść się wspominkom
i straciła poczucie czasu. Z wiekiem zdarzało się jej to coraz częściej.
Podniosła się ostrożnie z w połowie pustym kieliszkiem i podreptała
pośpiesznie. Widząc swoje jedyne dzieci uśmiechnęła się szeroko i wcale nie
wymuszenie.
– Wchodźcie – przesunęła się, żeby wszyscy mogli zmieścić
się w wejściu. Cztery osoby przekroczyły próg jej mieszkania z różnymi
wypisanymi na ich twarzach emocjami.
– Dobry wieczór – zagruchały trzy z nich. Kato natomiast
stanął z boku i udawał, że to wszystko go nie dotyczy. Choć Senju zdążyła
przyzwyczaić się do jego humorków tym razem, patrząc na niego, miała dziwne
przeczucie.
– Haruka! Gdzie twoje maniery? – zwróciła mu uwagę
matczynym tonem.
– Nie mam nastroju na pogadanki, więc przejdź do rzeczy –
burknął całkiem naturalnie dla siebie i bez specjalnego zaproszenia przeszedł
do ogromnego salonu. Zaległ na jednej z dwóch skórzanych sof i spojrzał na nich
niecierpliwie.
– Co się stało? – zapytała Tsunade, puszczając ich
przodem.
– Rozumiem, że nie przeglądasz ani fejsa, ani MyStory,
ani insta... – zaśmiał się ponuro. Ona również spochmurniała. Czy to
była aluzja do tego, że miała już swoje lata?
– Wyobraź sobie, że wolę życie w realu – postanowiła
udać niewzruszoną. Haruka pokiwał kpiąco głową. – No co?
– Jajco – warknął. – Gdyby jednak, może zrozumiałabyś, że
twoja gwiazdka, której zapewne miało dotyczyć to spotkanie właśnie dała dupy
konkurencji!
– Co ty mówisz? – Tsunade nie mogła zrozumieć.
– Ma rację – wtrącił Naoki, opierając się wygodniej o
oparcie sofy. – Pokaż jej – rozkazał Mei. Kruszynka wstała posłusznie i
podeszła do menedżerki.
Podała jej telefon, tak aby ta lepiej widziała i dotknęła
palcem ikonki sasukenlofficial. Na ekranie przewijały się różne obrazy,
filmiki. Gdy tylko zobaczyła twarz Sasuke od razu domyśliła się, do czego pili.
Najnowsze nagranie sprawiło, że zmiękły jej nogi w kolanach. Sakura siedziała sobie
jak gdyby nigdy nic na łóżku, grała na gitarze i standardowo zwalała z nóg
wokalem. Gdy minęło dziesięć sekund automatycznie odpaliło się następne
nagranie – kontynuacja piosenki. Haruno byłą tak pochłonięta pracą, że nawet
nie zauważyła podstępu Uchihy. Na kolejnym filmiku różowowłosa jednak
dostrzegła wymierzony w nią obiektyw. Patrząc wprost do kamery, zapewne na
bruneta, miała zszokowany wyraz twarzy i jednocześnie najgroźniejsze spojrzenie
w swoim życiu. Nagranie skończyło się w momencie, w którym rzuciła się na niego
z pięściami. Kruszynka zabrała telefon i spojrzała uważnie na menedżerkę.
– I co ty na to? – wysyczał Kato. Tsunade odetchnęła z
ulgą. Bała się, że stało się coś, o czym nie miałaby pojęcia.
– Ten Sasuke to musi ją kochać – uśmiechnęła się do nich
promiennie i oparła ręce na biodrach. Na twarzach zebranych malowały się
sprzeczne emocje: od szoku i niedowierzania, przez złość aż do rozbawienia.
Naoki bowiem jako jedyny od początku do końca zachował stoicki spokój,
najwyraźniej w mig pojmując taktykę Senju.
– Że co proszę? – brunet uniósł wysoko brwi. – Czy ty się
dobrze czujesz? To jest wróg!
– Właśnie – poparła go Haruka. Wstała, poprawiając
bladoniebieski sweterek.
– Powiedziałabym, że raczej doskonały sposób na promocję
– zaśmiała się menedżerka. – Mogę się założyć, że ten film trafił na facebooka,
ich oficjalną stronę, do wszystkich pisemek dla nastolatek i innych kolorowych
pisemek w tym kraju. Naprawdę tego nie widzicie? – uśmiechnęła się szeroko. – Już
słyszę ten cały medialny szum w stylu "Tajemnicza Haruno powraca".
Zapomnieliście już, jakie wrażenie wywarliście na początku? I jak publika
zareagowała na nagłe zniknięcie Sakury?
– Co z nią, tak poza tym? – wtrącił Smith, ożywiając się
na chwilę. Blondynka wzruszyła ramionami.
– A co ma być?
– No nie wiem, powinna być w psychiatryku – zirytowała
się Ito. Pokręciła z dezaprobatą głową, a średniej długości blond pasma smagały
niesfornie jej zaróżowione od mrozu policzki. – Co więc robi u tego Uchihy?
– Ach, wyobraźcie sobie, że Sasuke postarał się o to, by
Haruno dostała przepustkę na święta. Zabrał ją do siebie, stąd to nagranie – na
obliczu kobiety pojawiło się coś na kształt rozczulenia.
– I żyli długo i szczęśliwie... oj bo się popłaczę – brunet
wywrócił oczami, odchylając głowę do tyłu.
– Miejmy nadzieję, że tak będzie – odparła sztucznie. – Co
prawda Sakura jest naprawdę ciężko chora i według lekarzy nie powinna opuszczać
ośrodka. Jak widać na załączonym materiale – wskazała luźnym gestem dłoni
telefon Hyate, która patrzyła na nią z iskrą nadziei – wcale nie muszą mieć
racji. W związku z tym proponuję wam małą wycieczkę...
– Czy ty naprawdę chcesz nas do niej zabrać? – Ito
podrapała się po głowie, kompletnie nie okazując aprobaty pomysłem Tsunade.
– Skąd taki pomysł? – Senju puściła oczko w jej stronę i
palcem wskazującym zagoniła ich z powrotem do przedpokoju.
* * *
Zatrzasnął za mną drzwi tak mocno, że aż sama się
zatrzęsłam. Z niewiadomych powodów serce podskoczyło mi do gardła, a płuca tak
jakby odmówiły posłuszeństwa przy wdechu. Siedziałam oszołomiona i niepewna.
Niespodziewane dla mnie, choć teoretycznie oczywiste otworzenie drzwi od strony
kierowcy sprawiło, że podskoczyłam w miejscu. Brunet zajął miejsce obok i
włożył kluczyki do stacyjki. Rzucił mi przeciągłe spojrzenie pełne politowania.
– Czego się trzęsiesz? – zapytał opryskliwie, pochylając
się ku mnie. Odwróciłam twarz w stronę przedniej szyby. Pomimo lęku
zarumieniłam się z powodu jego bezpośredniości.
– Nie wiem, co chcesz ze mną zrobić – odparłam
powściągliwie. Musiałam się bardzo starać, żeby nie zadrżał mi głos.
– Przecież ci powiedziałem, że mam dla ciebie
niespodziankę – wywalił takie salto oczami, że nawet jeżeli na niego nie
patrzyłam, to je czułam.
– No właśnie.
– Przecież ci nie powiem – odpalił silnik. – Choćbyś
miała mi tutaj wywijać niewiadomo jakie odpały... nie ma bata. Po prostu mi
zaufaj i tyle.
– Jak zawsze – westchnęłam, nieco bardziej uspokojona. W
głębi mnie nadal czułam zdezorientowane i strach.
Powinnam wsiąść do tego samochodu dopiero jutro. Uchiha
miał mnie odwieźć do kliniki, która była położona gdzieś dalej niż Tokio. Lecz
jutro to jutro, a teraz jest jeszcze dziś. Nie lubiłam zmian, nigdy. Od zawsze
stanowiły dla mnie jedynie niepotrzebny stres i zamęt ładu. Burzły mury, które
sobie budowałam przez wiele lat. Mimo moich obaw i kompletnego braku zaufania
do ciemnookiego auto ruszyło i mój mężczyzna pognał przed siebie, zupełnie nie
zwracając uwagi na moje coraz to większe oczy. Przeszło mi przez myśl nawet,
żeby wyskoczyć.
– Zapnij pas – upomniał mnie, gdy zauważył, że do tej
pory tego nie zrobiłam. Nie wykonałam żadnego ruchu. Jedynym, co byłam wówczas
w stanie zrobić było wgapianie się w migające wokół mnie światła ulicznych
latarni.
Padał deszcz ze śniegiem, ponieważ nadeszło lekkie
ocieplenie. Na jezdni tradycyjnie była rozpuszczona breja, a jazda po niej
nigdy nie należała do najbezpieczniejszych. Oczywiście nie było to moim
największym problemem. Mogłabym zginąć w wypadku, nawet było by lepiej z racji
tego, że na coś musiałam umrzeć. Tymczasem zamiast się ranić i dążyć do śmierci
ja brnęłam w tchórzostwo i udawanie, że nie widzę jak moi najbliżsi próbują żyć
za mnie. To była prawdopodobnie najgorsza z moich dotychczasowych wersji.
Musiałam to zmienić.
– Zapnij ten pierdolony pas – warknął tak agresywnie, że
na powrót struchlałam. Nie ma to jak sprowadzający na ziemię kolega. W końcu
spełniłam jego polecenie.
– Przecież ty nienawidzisz zmian – szepnęłam sama do
siebie, kuląc się i zasłaniając twarz kapturem kurtki.
– Co tam mruczysz? – zapytał już nieco spokojniejszy.
– Nie do ciebie – odparłam cicho. Uchiha westchnął
przeciągle, hamując płynnie. Pochyliłam się do przodu pod wpływem już dla mnie
niezrozumiałych sił fizycznych. Może gdybym nadal się uczyła...
– Nie mrucz, błagam – jęknął, odpalając radio. Przez
dobrą minutę skakał po stacjach, starając się nie wpaść na reklamy. Podniosłam
głowę, niespodziewanie zmęczona.
– Za dużo myślę – mruknęłam trochę umyślnie. On jednak
nie zwrócił już na to uwagi. Światła się zmieniły, więc zajął się jazdą. W
końcu trafił na odpowiednią falę, a ja ku mojemu własnemu zaskoczeniu
rozpoznałam ją już po samej melodii.
I set my sights on you
(and no one else will do)
And I, I've got to have my way now, baby
All I know is that to me
You look like you're having fun
Open up your loving arms
Watch, out here I come**
– Sasuke? – odwróciłam swoje ciało w jego stronę, uważnie
się mu przyglądając. Podziwiałam w nim to, że był rozluźniony, a wręcz
zrelaksowany i jednocześnie bardzo skupiony na prowadzeniu auta. Taki spokojny,
ale i powściągliwy naprawdę mi się podobał.
– Hm? – w moim wnętrzu wybuchło tysiące fajerwerków, gdy
tylko do uszu dotarło miarowe drżenie jego strun głosowych. Ponownie złapałam
się na zmianie nastroju i musiałam przyznać, że sama zaczynałam się gubić w
tym, czy się boję, czy może raczej pragnę by brunet zatrzymał samochód tylko po
to, żeby się ze mną całować tak, jak w Wigilię.
You spin me right round, baby
Right round like a record, baby
Right round round round**
Jaka ta piosenka była żałosna i oklepana. A na dodatek
stara. Fakt, był to cover, lecz ja pamiętałam go jeszcze z późnego dzieciństwa,
a więc mogłam powiedzieć, że do najmłodszych i najnowszych nie należała.
Zupełnie niczym odgrzewane kotlety przypomniała o sobie w najmniej spodziewanym
momencie. Równocześnie było w niej coś takiego, co nie pozwalało mi przestać
tupać traperem o wykładzinę i powtarzać w głowie za tym pożal się Boże
wokalistą mało ambitnych słów. Jadąc szybko i słuchając jej poczułam rodzącą
się wewnątrz mnie ekscytację, którą przed paroma minutami zdążyłam dopiero, co
uśpić.
– Już zawsze będziesz to robić? – zapytałam otwarcie.
Grafitowe tęczówki przesunęły się z drogi na moją twarz na dosłownie dwie
sekundy.
– Myślę, że nie – przyznał, włączając kierunkowskaz.
Skręciliśmy w lewo jako, że droga była kompletnie pusta. Nadal nie mogłam
rozpoznać swojego położenia. – Wszystko się kiedyś kończy.
– Marzenia też?
– W momencie, w którym je spełniasz przestają mieć
znaczenie – odparł oschle. – Przecież ty też to wiesz.
– Ja moich jeszcze nie spełniłam – wykrzywiłam usta w
półuśmiechu.
– Myślisz, że dasz radę? – prychnął. W dalszym ciągu się
do niego szczerzyłam. Po prostu się droczył, jak z młodszą siostrą.
– Myślę, że dopóki jesteśmy razem...
– Codziennie możesz określić sobie inny cel i do niego
dążyć – przerwał mi, wracając do tematu. Nie obraziłam się.
Z pozoru doskonale wiedziałam, że czujemy teraz do siebie
to samo silne uczucie, co kiedyś. Śmiałam twierdzić, że nawet mocniejsze,
ponieważ pomimo wielu lat rozłąki nadal byliśmy w stanie ze sobą normalnie
rozmawiać, a relacja, podobnie jak kiedyś oparta była nie tylko na podłożu
seksualnym. To po prostu wieloletnia przyjaźń, która odrodziła się na nowo.
Niestety z miejsca musiałam pogodzić się z myślą, że nigdy nie będę w stanie
traktować go jako jedynie przyjaciela. Uczucie miłości, które kiedyś do niego
żywiłam odradzało się za każdym razem, gdy nasze spojrzenia się krzyżowały,
ciała przypadkiem się stykały, a głosy synchronizowały w melodię wnoszącą
czystą harmonię do mojego chaotycznego światka.
– Kariera to dosyć poważne marzenie i nawet ty masz z nim
kłopot, choć chorej wyobraźni to ci nigdy nie brakowało – kontynuował. – Byłoby
słabo, gdybyś się zawiodła, a nie obraź się, ale do tego zmierzasz.
– Co masz na myśli? – spoważniałam.
Sasuke prawdopodobnie zakładał, że nie podołam. Mógł być
to przejaw jego chłodnego, analitycznego rozumu lub głęboko skrywanej troski.
Tak, czy siak upewniłam się w przekonaniu, że pragnął mi pomóc i przez to
mogłam liczyć na jego wsparcie. Ulżyło mi, że w końcu go rozgryzłam.
– Jutro wracasz do kliniki – zmienił bieg stanowczym
ruchem, włączył kierunkowskaz i płynnie wyprzedził wlekący się przed nami samochód
z tokijską rejestracją. – To nie jest oddział w Tokio, tylko poważny
ośrodek dla poważnie chorych – zaakcentował dla zaznaczenia powagi
sytuacji. – Tam nie ma jakiejś byle bulimii, nerwicy natręctw, czy czegokolwiek
innego z czym da się w miarę normalnie funkcjonować w społeczeństwie. Masz
psychozę, nie bierzesz leków ani na to, ani na depresję, przez co nie jesteś w
stanie przewidzieć ataków. Balansujesz na krawędzi Sakura i nie powiem, żeby mi
się to jakoś szczególnie podobało.
Odwróciłam głowę w przeciwnym kierunku. W pierwszej
chwili pomyślałam, że jednak się pomyliłam, co do Uchihy. Był mi przecież w
gruncie rzeczy obcy i nie miał pojęcia o mnie. Nigdy go to wszystko nie
obchodziło, więc stale wysuwał błędne wnioski, jak wszyscy. Każdy chciał się mi
pokazać z jak najlepszej strony, żebym broń Boże sobie nie przypomniała, jak
było zanim zaczęłam mieć zaburzenia w postrzeganiu rzeczywistości. Sasuke teoretycznie
był najlepszym przykładem z nich wszystkich. Temat depresji liznął jedynie
dzięki temu, co robiłam przez większą część życia, w której on mi towarzyszył.
W dalszym ciągu nie wiedział, jak to jest.
– Kiedy tylko spotka mnie smutek, to pozwalam mu zostać –
szepnęłam w nadziei na to, że usłyszał. Nie odrywałam wzroku od szyby, tylko
nadal szukałam w mijanych oblodzonych drzewach, opustoszałych przystankach,
potężnych domach czegokolwiek znajomego. – Dziś już rozumiem, że depresja jest
częścią mnie i zawsze będzie Nie znaczy to, że kiedykolwiek więcej mną
zawładnie – spochmurniałam bardziej, niż było to możliwe.
– Skąd ta pewność siebie? – wtrącił, co mimo wszystko
mnie ucieszyło. Usłyszał.
– Och, to proste! – machnęłam ręką w lekceważącym geście.
– Ja tego nie chcę. Nie mam już siły dłużej rozpamiętywać tego, co mi
zrobiliście. Chcę iść dalej i mój jedyny obecny problem jest taki, że wam
wszystkim się wydaje, że wiecie, co uczyni mnie szczęśliwą. To zmiana. Według
was do pełni szczęścia potrzebuję się zmienić, naprawić, zupełnie jakby nie
było we mnie nie dość, że nic dobrego, to jeszcze zdrowego. A tak naprawdę, to
wy macie problem, bo trafił się ktoś wrażliwszy niż cała zakłamana reszta
świata i nie wiecie, co ze sobą zrobić, ponieważ sami zaczynacie dostrzegać
prawdę.
– Czyli?
– Świat umiera – wzruszyłam od niechcenia ramionami. – Nie
to, żebym chciała być jakąś tam Matką Teresą z Kalkuty, bo nie mam zamiaru się
dla nikogo poświęcać. Po prostu ja to już zauważyłam. Nasza cywilizacja w swoim
pędzie nienawiści, kłamstwa i postępu pędzi ku niechybnemu końcowi.
– Jesteś niemożliwa – zaśmiał się, co niezwykle mnie
zdziwiło.
– Co cię niby tak bawi? – zapytałam
nieco urażona jego reakcją.
– No bo mówisz o tym, jakbyś miała jakikolwiek wpływ, a
nie masz. Jesteś tylko nieszczęśliwą jednostką, która w całym tym systemie nie
ma znaczenia. Zaraz zastąpi cię inna i tak naprawdę to, że wszyscy teraz się
tobą przejmują wynika z tego, że każdy pragnie choć na chwilę poczuć się
altruistą.
– Więc twoja troska to akt łaski czy zagłuszenia własnego
sumienia? – poczułam maleńkie pęknięcie gdzieś wewnątrz mnie. Zupełnie tak,
jakby plaster, który został przed miesiącem naklejony na moje schorowane serce
miał wyschnięty klej, a słowa Sasuke, niczym zbyt gwałtowny ruch ręki oderwały
go brutalnie. Zawiedziona byłam również faktem, iż myliłam się co do
rozgryzienia jego uczuć. W dalszym ciągu mnie zaskakiwał, aczkolwiek tym razem
nie pozytywnie.
– Ani tego, ani tego – zgasił silnik.
Znajdowaliśmy się gdzieś w przemysłowej, raczej
niezamieszkanej części miasta. Samochód stał pośrodku labiryntu garaży, które
swoim wyglądem przypominały blaszane baraki. Na wygiętej w harmonijkę stali
ktoś się kiedyś wyżył, zostawiając po sobie różnokolorowe, nie zawsze mające
pierwiastek łączący ze sztuką graffiti. Miałam wrażenie, że niegdyś już tam
byłam, lecz panująca wokół ciemność skutecznie zmieniała wygląd miejsca na nie
do poznania.
W związku z zachowaniem Sasuke mój niepokój się
zwiększył. Skoro jego pomoc wynikała z czystej zachcianki, dlaczego miałam czuć
się przy nim bezpiecznie? Kompletnie nielogicznie – właśnie tak się czułam.
Spojrzałam na niego. W mroku opuszczonej ulicy oraz światła oddalonych znacznie
latarni praktycznie go nie widziałam. Co jakiś czas dostrzegałam jedynie krótki
blask bijący od jego ciemnych oczu, kiedy zmieniał punkt, na którym skupiał
zapewne zamyślony wzrok.
– Więc co tobą kieruje? – zapytałam otwarcie, lecz nie
odważyłam się mówić głośniej niż półgłosem.
– Naprawdę tego nie widzisz? – jego głos był jakiś
dziwny, nieco smutny.
– Widzę tylko, że próbujesz mi jednocześnie udowodnić
dwie rzeczy. Za dnia chcesz, żebym wierzyła w to, że jestem najbardziej
irytującą dziewczyną w całym pieprzonym świecie – odwróciłam twarz na wprost,
gdy tylko poczułam, że jego oczy natrafiły na moje. Standardowo zawstydzona. – Zaś
kiedy tylko zrobi się ciemno przechodzisz metamorfozę podobną do Fiony, z tym
że zamiast w ogra zmieniasz się w faceta, który stara się mi pomóc, zrozumieć
mnie i pokazać mi jak bardzo mu na mnie zależy. To jest tak bardzo nielogiczne,
że nawet ja tego nie rozumiem.
– Dla mnie to jest bardzo logiczne – poczułam jak jego
zimne, nieco szorstkie od szarpania za struny palce dotykają mojego
odsłoniętego ucha. – Zamiast koncentrować się na tym, co widzisz i słyszysz
powinnaś skupić się na tym, co mówi ci twoja podświadomość.
Niepodziewanie drgnęłam przejęta gwałtownym dreszczem,
kiedy pochylił się w moją stronę, opierając głowę na moim ramieniu. To był
naprawdę przyjemny ciężar. Przez chwilę zastanawiałam się nad tym, czy
chciałabym czuć go codziennie rano, popołudniu i w nocy. Położyłam zaróżowiony,
rozpalony policzek na jego pachnących mentolem i papierosami włosach, zamknęłam
oczy, dając się ponieść zawieszeniu.
– Moja podświadomość mówi mi,
że mnie kochasz, tylko jesteś durny i masz jakiś spaczony sposób na okazywanie
uczuć kobietom – szepnęłam tak cicho, że sama ledwo siebie usłyszałam.
– Tak jest – odparł chłodnym
tonem, zupełnie wypranym z jakichkolwiek emocji. Jednocześnie obrócił twarz
tak, że niemal całą schował w moim kapturze. – Z tym, że nigdy nie próbowałem
nawet okazać innym kobietom czegokolwiek poza... czystym olewaniem faktu ich
istnienia. Doceń to, jak się dla ciebie staram.
Prychnęłam, odrywając głowę
zażenowana, lecz rozbawiona równocześnie. On też powrócił na swój fotel – jak
mniemałam – obrażony, niczym małe dziecko.
– Doceniam – pokiwałam głową. Sasuke Uchiha był naprawdę
niemożliwy.
– I sama jesteś spaczona – warknął nieprzyjemnie. Nie
przejęłam się tym. Powiedział, że mnie tak jakby kocha, więc reszta tak
jakby przestała mieć w tamtym momencie znaczenie. Coś połaskotało moje
chorowite serduszko, a twarz samoistnie wykrzywiła się w rozświetlającym
uśmiechu. Uchiha chyba go zauważył, bo nim zdążyłam zareagować jego dłoń była
już na tyle mojej głowy, on pochylił się i przycisnął swoje usta do moich.
Wstrzymałam oddech.
Powróciły do mnie wszystkie wspomnienia minionych lat.
Nic nieznaczące, ukradkowe spojrzenia. Czasami spontanicznie wyskakujące uśmiechy.
Potem wiele lat cierpienia, by móc doczekać tego pierwszego pocałunku rodem z
najgłupszych komedii romantycznych. Historia ponownie zatoczyła koło. Odsunęłam
twarz, głęboko poruszona targającymi mną uczuciami. Choć musiało być mu
niewygodnie, oparł swoje czoło o moje i zamknął oczy, opanowany i – w półmroku
– wydawałoby się zadowolony. Ostrożnym gestem dotknęłam zimnymi palcami jego
szorstkiego od cienia zarostu policzka. Otworzył oczy, ciemne jak rzeczywistość
wokół nas. Nie byłam w stanie wykonać jakiegokolwiek ruchu, uwięziona w jego
magnetycznym spojrzeniu.
Niespodziewanie ktoś zastukał w naszą szybę, co sprawiło,
że podskoczyłam w miejscu, uderzając się o twarde okno. Było na tyle ciasno, że
nie miałam możliwości się obrócić. Sasuke oderwał się od mojego czoła na
dosłownie centymetr i przesunął czujne, wyraźnie zirytowane spojrzenie na
intruza tak powoli, że sama przestraszyłam się go nie na żarty. Nachylił się
jeszcze bardziej i wcisnął przycisk, który pozwalał na opuszczenie szyby.
Uchylił ją na tyle, żeby ten ktoś mógł go usłyszeć i równocześnie stwarzając
naprawdę niewielki otwór.
– Czego? – jego głos był zimny jak lód. Podziwiałam go. W
przeciągu sekundy schował wszystkie uczucia, które udało mi się z niego
wyciągnąć i stał się groźny niczym przyczajony drapieżny kot. Z pewnością nie
był typem kanapowym, choć z pozoru mógł się wydać leniwym.
– Z wami to można filmy kręcić – to był Naruto.
Odepchnęłam gwałtownie Uchihę, odpięłam pas i stanowczym gestem otworzyłam
drzwi, mało co nie uderzając nimi pochylającego się nad nami przyjaciela.
Wypadłam spłoszona na zewnątrz, a on odskoczył, chcąc uniknąć bliskiego
spotkania ze mną bądź z drzwiami. Usłyszałam za sobą groźne warknięcie Sasuke.
– Co ty tu robisz? – wysapałam, zapinając kurtkę pod samą
szyję. Było cholernie zimno.
– Stoję, czekam na was... nagle zauważam samochód
Sasusia, to podbiegam, patrzę, a tu mój ziom rwie sobie najlepszą laskę na
ziemi i to po mistrzowsku – poruszył wymownie brwiami, a ja oblałam się
rumieńcem. Naciągnęłam czapkę, chcąc nie tyle ochronić się od przejmującego
mrozu, co zakryć moje pierdolone wypieki. – Czy ty się rumienisz? – schylił
się, dotykając mojej twarzy włochatą, przyjemnie ciepłą rękawiczką.
– Zostaw ją, durniu – upomniał go brunet, odcinając mu
dostęp do mnie własnym ciałem. Ponownie całym moim światem stał się ciemnooki.
– Czemu nie zadzwoniłeś, że już jesteś? Bez sensu kisiliśmy się w tym aucie...
– Chyba nie tak bez sensu – zaśmiał się.
– Wolałbym już zacząć – burknął i to był koniec tematu.
Przynajmniej tego.
– Czy ktoś może mi do jasnej ciasnej powiedzieć, co my tu
robimy? – wtrąciłam, frustrując się nieco. Obydwaj zwrócili się w moją stronę z
minami wyrażającymi zaskoczenie. – No co? Jak śmiałam przerwać dyskusję?
– Uspokój się – wypowiedź Sasuke jeszcze bardziej mnie
zirytowała.
– Jestem przecież spokojna – wywaliłam oczami
(specjalnie) takie salto, żeby mu się aż zrobiło łyso. W odpowiedzi pokręcił z
dezaprobatą głową.
– Naprawdę nic nie pamiętasz? – zdziwił się Uzumaki.
– Po prostu nie rozpoznaję tego miejsca – wzruszyłam
ramionami. – Rozumiem, że macie jakiś tajemny plan i nie chcecie mi powiedzieć,
bo jestem tylko głupią dziewczyną?
– Oj tam zaraz głupią – blondyn zwinnie wyminął Uchihę i
przełożył mi rękę przez barki, przyciągając do siebie w przyjacielskim geście.
Sasuke miał minę, jakby chciał go zabić. Dosłownie, ręka Naruto właśnie płonęła
pod wpływem morderczego spojrzenia bruneta. Bardzo dobrze, niech się wykaże
inicjatywą. – Mamy dla ciebie niespodziankę, chodź.
Pociągnął mnie w labirynt większych i mniejszych baraków.
Szliśmy w milczeniu, co i rusz skręcając to w prawo, to w lewo. Odniosłam
wrażenie, iż wędrujemy zupełnie bez celu, błądząc między garażami jedynie dla
samej idei. Niespodziewanie poczułam, jak moknie mi nos. Zaczęło padać. Naciągnęłam
kaptur, żeby nie zamoczyć bawełnianej czapki. Moi towarzysze nie byli na tyle
rezolutni. Zamiast tego wyprzedzili mnie, więc zwróciłam wzrok ku moim
traperom. Nie miałam zamiaru patrzeć na ich plecy, na to jak się przeziębiają i
jak szepczą między sobą, najprawdopodobniej o mnie. Zamknęłam uszy oraz umysł.
Innymi słowy wyłączyłam się zupełnie. Podążałam ich śladami jak wierny,
bezmyślny pies.
Nawet nie zauważyłam, kiedy się zatrzymali. Z tego powodu
wpadłam na Sasuke, mocno uderzając głową w jego lewą łopatkę. Odwrócił się do
mnie przodem. Spojrzałam zamroczona w jego oczy, pełnie irytacji i już zupełnie
ciemne. Zmieszałam się, cofnęłam parę kroków i skryłam w mroku kaptura.
– No to jesteśmy na miejscu – powiedział Naruto
rozradowanym głosem. Podpierając ręce pod boki, również odwrócił się do mnie
przodem. On był przynajmniej zadowolony. – Poznajesz teraz?
Ostrożnie, tak by nie zahaczyć o Uchihę podniosłam wzrok
i omiotłam nim ogromny hangar, z którego wnętrza dudniła głośna, elektroniczna
muzyka. Rozpoznałam nawet utwór. To było Give me everything tonight
Pitbulla. Idealnie wprasowane w chwilę.
– Czy wy mnie przyprowadziliście na rampy? – zapytałam,
unosząc wysoko brwi. W moim głosie jawiło się zdziwienie tak wielkie, że sama
byłam zaskoczona faktem jego powstania. Przecież to było takie oczywiste.
– Dziesięć punktów dla Gryffindoru – fuknął ciemnooki.
Drgnęłam na dźwięk jego głosu i udałam, że nie usłyszałam tej uwagi. Co się z
nim, do cholery, stało? Zabiłam mu kota, czy jak?
– Dobra, ruszcie się – wepchnęłam się pomiędzy nich
naładowana nową energią, którą czerpałam z emocji Sasuke.
Podeszłam zuchwale do ogromnych, metalowych drzwi, jednak
zatrzymałam się tuż przed nimi. Dotknęłam ostrożnie ich powierzchni. Minęło
tyle lat, a tu jak widać, nic się nie zmieniło. Pchnęłam je mocno, a one
ustąpiły grzecznie, jak przykazał Pan Bóg. Wewnątrz czekało na mnie mnóstwo
hałasu, ludzi... poczułam się jak w domu. Zostawiłam ich za sobą i wkroczyłam
do mojego dawnego królestwa dumnie, niczym Maleficent w Czarownicy,
grana niedawno przez Angelinę Jolie.
To miejsce nie zmieniło się wcale. Ten barak był moim
miejscem na ziemi, tu się uczyłam, tu dorastałam, to ja je stworzyłam. Czułam
dumę, że to wszystko przetrwało pomimo mojej nieobecności. Do tej pory
sądziłam, że byłam niezastąpiona, lecz... powinnam wiedzieć, że w ludzi czasem
warto uwierzyć, że można im zaufać. Odwróciłam się na powrót spokojna w stronę
chłopców. Stali obydwaj tuż za mną. Tak bardzo wszystko się zmieniło.
Naruto standardowo był zadowolony. Wiedziałam, że już mi
wybaczył. Zaakceptował moje uczucia i postawił na naszą przyjaźń. Tak bardzo
mnie to cieszyło. Choć doskonale wiedziałam, że bez Sasuke nie przetrwałabym
długo, to gdyby nie Naruto, nie byłoby mnie na tym świecie już bardzo długo.
Był jedyną osobą, która absolutnie nigdy nie postawiła na mnie krzyżyka, nawet
w momencie, w którym na to najbardziej zasługiwałam, on darzył moją osobę
szczerą, bezinteresowną miłością – taką samą, jaką ja czułam do niego.
Natomiast brunet patrzył na mnie z obojętnością. Nieco
się tym zawiodłam, ale tylko na chwilę. Gdy wejrzałam głębiej w jego chłodne
oczy, dostrzegłam błysk. Być może była to tylko gra szalejących wokół nas
świateł, czysta fizyka, jednak poczułam rozlewające się po moim wnętrzu ciepło.
Podeszłam do nich w odruchu. Posuwałam się powoli
naprzód, ignorując fakt, iż ziemia pod naszymi stopami, drży od głośnego basu,
skaczących ludzi w rytm tej jakże popularnej za naszych szkolnych czasów
piosenki i ogólnie porywającej do wszystkiego co nieodpowiedzialne i szalone
atmosfery. Gdy dotarłam do celu, podniosłam się na palcach i przytuliłam się do
nich ufnie. Nie miałam pojęcia, czy było im wygodnie z takim liliputem jak ja
na szyjach, jednak nie liczyło się to dla mnie zbytnio w tamtym momencie.
– Dziękuję wam chłopcy – wyszeptałam im do uszu, niemal
się na nich zawieszając.
– Nie ma za co – zachichotał Uzumaki, przytulając mnie
mocniej. Uchiha nie zrobił nic, dlatego po tym, jak zeszłam z powrotem do
swojego poziomu, spojrzałam na niego zaszklonymi oczyma.
Uśmiechał się. Tak ślicznie się uśmiechał. Nie mogłam się
powstrzymać i przywarłam do niego całym ciałem, chcąc celebrować tę jakże
podniosłą chwilę jak najdłużej, jak najmocniej, żeby udało mi się ją zapamiętać
do końca życia.
– Jestem naprawdę szczęśliwa – powiedziałam głośno,
odwracając twarz w stronę przyjaciela, nadal przylegając policzkiem do kurtki
ciemnookiego pachnącej jego wodą kolońską oraz szlugami. Wszędzie te kiepy.
– Więc my też jesteśmy – odparł Sasuke, kładąc dłonie na
moich plecach. To wyznanie było w jego ustach tak szczere, że doprawdy nie
wiedziałam, co mnie powstrzymywało od złączenia naszych ust. Być może były to
resztki strachu, w którym kryłam się przez tyle lat, a być może po prostu
rozpłakany Naruto. – Matko, człowieku... – brunet również to zauważył.
– No co! – wybuchł, tupiąc nogą. – Wyglądacie razem
tak... och, to spełnienie moich marzeń! Ja wam udzielę ślubu, co wy na to?
– Nie – odpowiedzieliśmy równocześnie, co sprawiło, że
obydwoje wybuchnęliśmy śmiechem.
Jak bardzo tęskniłam za takimi chwilami. Uświadomiłam to
sobie na samym końcu... świadoma nieuchronnego powrotu do ośrodka, zrozumiałam,
czego tak naprawdę potrzebowałam. To byli właśnie oni. Tylko dzięki moim
chłopcom w przeciągu godziny doznałam takiego zawirowania emocjonalnego, a przy
tym stabilizacji, jakich nie zapewniłby mi żaden antydepresant, czy inne
świństwo. To, czego pragnęłam i poszukiwałam przez całe życie, tak naprawdę od
samego początku miałam pod nosem.
Czy musieliśmy przejść przez to wszystko, żeby się o tym
przekonać?
Dlaczego żadne z nas nie wiedziało o tym od samego
początku?
A może to po prostu przeznaczenie, czerwona nić... zrządzenie
losu połączyło nasze ścieżki i uczyniło nasze przyszłe, właściwe formy
szczęśliwymi poprzez cierpienie?
Albo po prostu... dorośliśmy.
Dotknęłam mojego Piotrusia. Rampy, które zawsze
kojarzyły mi się z graniem, zabawą, ćpaniem, pierdoleniem się w kiblu, bądź
chlastaniem były dla mnie swoistym przykładem Nibylandii, do której po
wyprowadzce zawsze chciałam wrócić. Myślałam, że już nigdy nie będzie mi dane
poczuć tej niesamowitej atmosfery, którą sama niegdyś tchnęłam do życia. A
jednak...
– Czemu ty płaczesz? – usłyszałam znajomy głos, gdzieś za
sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam zszokowanego Kibę, którego zachrypnięty ton
rozpoznałabym nawet przez sen, zaspanego Shikamaru oraz mega odchudzonego
Chouji'ego.
– Sakura? – zdziwił się ten ostatni, przypatrując mi się
z niedowierzaniem. – To serio ty? Co ty tu robisz?
– Nie widzicie, że oni tutaj właśnie przeżywają
odrodzenie miłości?! – zaatakował ich Naruto, rzucając się na nich i odgradzając
nas własnym ciałem od dawnych znajomych. – Nie przeszkadzajcie!
– A więc o to chodzi... – Nara jakby dopiero pojął sens
istnienia. – To dlatego nie możemy się do ciebie dodzwonić przez cały tydzień.
– Że nie wspomnę o tym, że zawaliłeś jej śpiewaniem pół
MyStory na swoim snapie – wtrącił Kiba. – Świetna reklama, kochasiu.
– Ty, skończ – wskazał palcem na rozemocjonowanego
Uzumakiego. – A ty się odwal – zwrócił się do Izunuki.
– Więc jednak mnie nagrałeś – dopiero wówczas to do mnie
dotarło. Poczułam do niego złość. W jednej chwili znienawidziłam go i miałam
ochotę mu przywalić. Chciałam się mu wyrwać, ale jego niedźwiedzi uścisk (skąd
w nim nagle takie pragnienie bliskości?) skutecznie mi to uniemożliwił. – Puść
mnie kretynie – zaczęłam naparzać w niego zaciśniętymi palcami, ale z powodu
zbyt małego pola do manewru szybko to odpuściłam, zmęczona szarpaniem. On
oczywiście pozostał niewzruszony. Grr.
– Uspokój się dziewczyno, bo i tak cię nie puszczę – powiedział
przemądrzale. Zmarszczyłam czoło.
– Chcę to na papierze – mruknęłam, patrząc na niego z
powątpieniem.
– Będziesz ją musiał puścić, jeżeli chcesz grać na
gitarze – wtrącił Shikamaru, uśmiechając się do niego leniwie. Zrobiłam w
stronę ukochanego maślane oczka, co wywołało u niego rozdarcie pomiędzy
obowiązkami, a mną. Bawił mnie fakt, jak bardzo to, co kiedyś go irytowało
stało się tym, czego skrycie pragnął.
– Wiem, ale boję się, że się zgubi, albo da się komuś gdzieś
zaciągnąć – zażartował, co wszyscy poza mną przyjęli gromkim śmiechem.
– My się nią zajmiemy – odezwał się ktoś inny, kogo już
dawno nie słyszałam.
– Co wy tu robicie? – zapytałam, wyrywając się brunetowi
i patrząc na mój własny zespół z szokiem. – Zaskoczona co? – zaśmiał się Kato,
czochrając mi włosy. – Słuchaj, ja wiem, że jestem cudowny, ale fryzury nie
musiałaś kopiować.
– Matko, dziewczyno – podeszła do mnie Haruka, jak zwykle
odwalona jak super modelka lub co najmniej tumblr girl – wyglądasz szałowo!
– Zupełnie po tobie nie widać, że ci odjebało – dodał
Haruka, na co ja spojrzałam na niego spod byka.
– Ale z ciebie jest debil – Tsunade uderzyła się w czoło.
– Widzisz Sasuke? – Kiba objął bruneta ramieniem. – Twoja
cizia, a nasz skarb jest w dobrych rękach, idziemy!
Odeszli, choć wyraźnie widziałam niechęć na obliczu
Uchihy, co dodało mi pewności siebie. On też musiał mieć coś nie tak pod
kopułą. Odwróciłam się szybko do zespołu. Wszyscy patrzyli na niego rozbawieni.
– Ale się zakochał – rzucił Kato.
– Już dawno był w niej zakochany, głąbie – fuknęła
Haruka. – Po prostu im nie wyszło za pierwszym razem, ok?
– Nie odjebało mi – warknęłam, popychając go. Wcale nie
byłam agresywna, po prostu poczułam wewnętrzną ochotę na ekspresję emocji. *Po
prostu miałam kryzys, ale jest ok.
– Na pewno? – Senju podeszła bliżej, dotykając mojej
twarzy matczynym gestem. – Brałaś leki?
– Nie będę już w siebie pakować tego gówna – warknęłam w
odpowiedzi, czym wprawiłam ją, o dziwo, nie w osłupienie, a w swego rodzaju satysfakcję.
– Zuch dziewczyna – przytuliła mnie zadowolona. Reszta
uśmiechnęła się to zadziornie, to Byłam
mile zaskoczona faktem, że tak wiele osób popierało moją decyzję. – Jebać
Morino i jego chore zasady. I twojego ojca, też, ale nie mów mu tego – puściła
mi oczko.
– Dokładnie – zawtórował jej Kato. – Chuja widzieli, w
dupie byli, taka prawda. Jak nie ćpasz i nie masz depresji i twierdzisz, że
jest ok, to nie mogą ci nic narzucać.
– Sakura – odezwała się moja mała kruszynka. Widząc ją w
tym kremowym płaszczyku i białych kozaczkach obszytych futerkiem miałam ogromną
ochotę ją przytulić, taka była rozkoszna. – Wróć do nas.
– Nie wiem, czy to możliwe – odparłam. Nie wiedziałam
nawet, czy tego chciałam. – Skoro nie wiem, jak będzie wyglądać moje jutro, nie
mogę wam nic obiecać i nie chcę robić nie potrzebnych nadziei. Powinniście tak
naprawdę już dawno znaleźć sobie kogoś na moje miejsce i zapomnieć.
– O tobie się nie da zapomnieć – przerwał mi Naoki,
kładąc ręce na wpatrzonej we mnie Mei. – Gdzie my znajdziemy taką drugą? To z
tobą zaczęliśmy i jeżeli z tobą tego nie skończymy...
– Jak wy w ogóle przetrwaliście przez ten rok bez kasy? –
zmieniłam temat na bardziej neutralny. Rozumiałam ich perspektywę, lecz póki co
wolałam dmuchać na zimne i postarać się odnowić z nimi kontakt.
– Już wcześniej, za nim zniknęłaś mieliśmy normalne lub
dorywcze etaciki kochana – wyjaśniła Haruka, poprawiając włożoną we włosy
czarną opaskę.
Kilka kosmyków wyrwało się spod uścisku plastiku i dzięki
temu jej groźny image stał się jednocześnie dziewczęcy. Mogłoby tak zostać,
lecz Ito najwyraźniej chciała dzisiaj straszyć małe dzieci czarnymi ciuchami i
ciężkimi butami. Spojrzałam w dół, na moje ubrania, w którym paradowałam od
rana. Jaka tam ja groźna? Jedynym, co zostało z dawnej mnie były czarne
zakolanówki, które założyłam na legginsy po to, żeby nie było mi zimno oraz
makijaż, jednak dużo lżejszy niż kiedyś.
– Przytyłaś – wypomniał mi Kato, mierząc mnie oceniającym
wzrokiem od stóp do głów. Zaczerwieniłam się jak małe dziecko przyłapane na
kłamstwie.
– Ty to jak coś palniesz... – Tsunade wywaliła oczami. – Jemu
chodziło o to, że...
– No jasne, że o to – warknął brunet, przestępując z nogi
na nogę. – Nie powiedziałem, że jest wielorybem, tylko że przybrała ciałka i
gdybyś mi, głupia kuro, dała skończyć, to dowiedziałabyś się i ona przy okazji,
że wygląda dużo lepiej.
– Ja ci dam kuro, gówniarzu – pogroziła mu palcem.
Nagle salę przeszył pisk. Skrzywieni odwróciliśmy się w
stronę podestu, na którym miałam zwyczaj niegdyś stawać i wykrzykiwać hasła w
stylu "Jebać szkołę", "Chuj w dupę policji",
albo po prostu śpiewać Summertime sadness, czy Video games. Na
owym podwyższeniu stali moi chłopcy i zdawali się być kompletnie nieprzejęci
faktem, iż przez ich majstrowanie przy kablach połowa sali miała problemy ze
słuchem.
– I to mają być profesjonaliści? – zakpił Kato. Haruka
oparła łokieć na moim ramieniu. W ślad za nią zbliżył się do mnie cały zespół i
wspólnie patrzyliśmy na to, jak Night Logs próbują nie zepsuć niczego
więcej. Kiedy skupiłam swój wzrok na spanikowanym Naruto, wściekłym Kibie,
łagodzącym sprawę Choujim oraz stojących z boku Shikamaru i Sasuke, którzy
jedynie posyłali im pełne zwątpienia spojrzenia, wybuchłam śmiechem. Kochałam
ich nad życie i nie pojmowałam, jak długo mogłam bez nich wytrzymać. Miałam
wrażenie, że wszyscy ludzie wokół, a szczególnie moi znajomi patrzą na mnie jak
na wariatkę.
– Spokojnie – uspokoiła ich Mei. – Byłam na ich co najmniej
dziesięciu koncertach. Oni tak zawsze. To chyba taki element sceniczny, wiecie,
coś charakterystycznego. Są zabawni, prości i dlatego ludzie ich tak
uwielbiają.
– Są sobą – wysapałam, kiedy się już uspokoiłam. – Zawsze,
kiedy graliśmy, to ci kretyni musieli coś spierdolić. To musi być specjalnie,
bo nie wierzę, że Sasuke, czy Shikamaru w innym wypadku pozwolili by dotknąć
się im do któregoś z tych kabli.
– Widzicie – wtrąciła Tsunade, wskazując na nich palcem.
– Też byście tak mogli.
– Bez Sakury nie – poprawił ją Smith, mrugając w moją
stronę porozumiewawczo.
– Nie dacie mi spokoju? – zapytałam błagalnym tonem,
patrząc na Uchihę, który powoli tracił cierpliwość.
– Oczywiście, że nie – zaśmiali się równocześnie. – Bo ty
musisz się zgodzić.
– Powiedziałam, że zobaczymy, to zobaczymy, zostawcie ten
temat – wywróciłam oczami. Kto by pomyślał, że obcy ludzie będą tak o mnie
kiedyś zabiegać.
– Chyba zaczynają – Senju zwróciła naszą uwagę ku scenie.
Rzeczywiście, Sasuke stał już na środku, chłopcy byli
rozstawieni tak, jak powinni. W dłoniach bruneta nie widziałam jednak gitary,
co nieco mnie zastanowiło. Mówili, że będzie grać. Coś mi się tu nie zgadzało.
Położył dłonie na mikrofonie, który był oparty na statywie i zakołysał
biodrami, prychając głośno.
– Witajcie z powrotem – powiedział do niego, a sala
zareagowała piskiem, krzykiem, wyciem i brawami tak potężnymi, że zahuczało mi
w głowie. – Zagramy krótko. Mamy dla was niespodziankę.
Dał znak Kibie. Jezusie, jaki on był czarujący. Mi samej
zmiękły kolana. Tyle wcieleń miał ten człowiek, że nie sposób było odkryć
wszystkie, choć przez bity tydzień nie odstępowaliśmy od siebie nawet na krok.
Zabrzmiała muzyka. Proste nuty z syntezatora. Bardzo przyjemne dla ucha.
Zaklaskał w dłonie do rytmu, a sala mu zawtórowała. Wraz z dodaniem kolejnego
efektu, zaczął śpiewać.
Plastikowy kubek pełen wina
Moje miasto, moja noc tak mi
czerwiec mija
Wisła dzisiaj stoi w miejscu
jak twoje życie
Ledwo mrugnę, zaraz będzie
zima.
Ona znowu ma te piwne oczy
Twoje miasto, twoja noc tak
się lipiec toczy
Wisła dzisiaj się kołysze tak
jak twoje biodra
To prognoza raczej dzikiej
nocy.
Przepadam za tym, kiedy
siedzisz przy mnie
Patrzę na twe obojczyki tak mi
sierpień minie
Wisła patrzy podejrzliwie, bo
z nią będę mieszkać
Aż mi trzecia Mojra przetnie
linę.
Dwudziestolatków całe biega
stado
Właśnie powiedzieli
"Pa" swoim dziekanatom
Wisła dzisiaj znowu szumi jak
krew w żyłach
W taki sposób właśnie spędzam
lato.***
W refrenie natomiast dołączył do niego Naruto, a cała
melodia uległa ponownemu zwolnieniu. Ludzie wokół mnie reagowali różnie. Jedni
powtarzali za nimi, a drudzy po prostu kołysali się powoli. Nawet mój zespół
dał się ponieść. Miałam ochotę do nich dołączyć. Właściwie to pragnęłam podejść
do Uchihy i to z nim tak tańczyć.
Znowu dziś w Warszawie wieje
wiatr
Włosy rozhuśtane jak ten biały
dym z Marlboro
Znowu dziś się trupem ściele
świat
Wojna przyjdzie tutaj i od
ciebie mnie zabiorą
Znowu dziś w Warszawie wieje
wiatr
Włosy rozhuśtane jak ten biały
dym z Marlboro
Znowu dziś się trupem ściele świat
Śmierć kiedyś upomni się lecz
teraz jestem z tobą.***
To był właśnie jeden z tych momentów, które ubóstwiałam w
przeszłości. Kiedy czujesz, że piosenka jest spersonalizowana dla ciebie. Było
to najlepszym dowodem na to, iż Sasuke bardzo dużo o mnie myślał przez ten rok,
jeżeli oczywiście to on był autorem tekstu. Jeżeli nie, zdziwiłabym się wielce.
Szczególnie po drugiej zwrotce.
Mężni chłopcy oraz hoże
dziewoje
Tworzą tłum, a my już na
Mokotowie we dwoje
Deszczu szum, nie wiem jak ty,
ja się wody nie boję
Wyjmujesz klucz, puszczam
sobie radio Złote Przeboje
Warszawiacy się upili wódką
Która zmieni światopogląd i
umili lustro
Tania miłość, a do tego ją
kupili brutto
Rano podatek, czy będziemy się
lubili jutro?
Ale teraz ciągle tańczysz i
masz coraz gładszy krok
Dzisiaj pierwsza konwersacja
lecz się znamy jakiś rok
Rozglądałem się w Trójmieście
by zawiesić na kimś wzrok
Byłem jeszcze w tamtym związku
myśląc "What the fuck is up?"
Ale było, minęło, nie przewija
się do tyłu video
Tamte panie są jak YouTube a
ty w stylu Vimeo
Jesteś posągiem z marmuru a
tamte z tyłu Ikeą
Zdarza mi się zastanawiać
kiedy dasz dyla
Dam ci spać teraz, ty mi
kiedyś dasz syna
Gaszę światło, kładę się i w
twą szyję wpijam
Teraz słyszę tylko wiatr, tak
mi życie mija***
Kto jak kto, ale Sasuke umiał czarować. Jeszcze gdy
byliśmy dziećmi nieświadomie porywał za sobą wszystkich, których napotkał na
swojej drodze. Nie było w tym jednak nic z umiejętności Naruto, który w pięć
sekund potrafił zorganizować zmasowany atak na nauczycieli w gimnazjum. To było
coś zupełnie innego. Dziwna, magnetyczna siła sprawiała, że nie potrafiłam
oderwać od niego wzroku, a każde jego słowo było dla mnie świętością.
Być może rzeczywiście miałam na jego punkcie obsesję,
lecz moja fascynacja nie opierała się jedynie na doznaniach fizycznych.
Naturalnie, jego niewątpliwa uroda sprawiała, że czułam się przy nim tak, a nie
inaczej, nawet kiedy mieszał mnie z błotem. Jednakże to nie jego ciało, a to,
co tworzyło się wewnątrz mnie sprawiało, że byłam w stanie znieść absolutnie
wszystko dla niego.
Niespodziewanie do mikrofonu dorwał się Naruto.
– Cześć kochani – zaszczebiotał po swojemu. Hala ryknęła
śmiechem, bowiem Uzumaki stworzył świetny kontrast pomiędzy sobą i nastrojowym
brunetem, zdecydowanie psując stworzoną przez tego drugiego atmosferę. –
Jeszcze do was dzisiaj wrócimy. Na razie jednak chcielibyśmy ustąpić miejsca
naszym bardzo bliskim przyjaciołom, którzy powracają z martwych po bardzo
długiej przerwie. Ich liderka szczególnie – choć nikt nie domyślał się, że
chodzi o mnie miałam wrażenie, iż dosłownie cała sala odwraca się w moją stronę
ciekawsko. Czyżby powrót choroby pod wpływem stresu? – Wszyscy zapewne
pamiętamy, że to ona stworzyła to miejsce i tchnęła w nie życie swoją pasją.
Choć większość z was zapewne uznała ją za zmarłą po jej tajemniczym odejściu
ona, za namową tego pana tutaj – wskazał palcem na Uchihę, który wywrócił
oczami – powraca do nas. Powitajcie ją oraz resztę naszych przyjaciół hałasem.
Sakura Haruno i The Avengers!
Nawet nie chciałam wiedzieć, jak wielkiego buraka
musiałam spalić. Spodziewałam się, że właśnie tak to się skończy, ponieważ
chłopcy nie przepuściliby mi żadnej okazji do śpiewania. Odwróciłam się
zszokowana do mojego zespołu. Mieliśmy prawdopodobnie takie same miny.
– Jakie to miłe z ich strony – klasnęła Tsunade w dłonie.
– Wiedziałaś o tym? – zapytała zdezorientowana Mei.
– Oczywiście, jestem waszym menagerem, muszę wiedzieć
takie rzeczy. Sasuke do mnie zadzwonił, zaprosił was – uśmiechnęła się. – Kto
by mu odmówił, bardzo fajny chłopak. Poza tym, kiedy tylko usłyszałam „Sakura”,
nie musiałam się długo zastanawiać. To dla was świetna okazja na ruszenie z
miejsca. Poza tym Haruno niegdyś rządziła tą ruderą, prawda?
– Tu zaczynałam – mruknęłam, widząc ich szukające
potwierdzenia spojrzenia. – Wszyscy zaczynaliśmy. Publika nie jest zbyt
wymagająca, to w większości albo dzieciaki z mojego liceum, albo moi starzy
znajomi. Bułka z masłem dla kogoś, kto lubi prowizorkę i improwizację.
– No właśnie – Senju pokiwała głową. – Zagracie coś
nowego i po sprawie.
– Ruszycie dupy, czy mamy wam zabrać ten mikrofon i
scenę? – zapytał Sasuke tonem nie znoszącym sprzeciwu.
– Bardzo miły chłopak, bardzo uprzejmy, bardzo uczynny –
Kato przedrzeźniał Tsunade. Wybuchliśmy śmiechem, ponieważ niezwykle dobrze mu
to wychodziło.
– Zostawcie go, on tak zawsze – wydusiłam, ruszając do
przodu. Uchiha miał rację, trzeba się było przemieścić. Tłum nie mógł się
ostudzić za bardzo. Grupka podążyła moimi śladami.
Podczas powolnego przeciskania się do przodu
zastanawialiśmy się nad tym, co zagrać. Nie widzieliśmy się od roku i zostaliśmy
postawieni pod ścianą. Tsunade słusznie kazała nam zagrać coś nowego, bo
odgrzewane kotlety po roku były chujową opcją. Dotarliśmy na podest obmacani ze
wszystkich stron.
– Cześć chłopcy – uśmiechnęłam się zalotnie w stronę
pomagającego mi wspiąć się na to gówno Kiby.
– No w końcu! – niecierpliwił się Naruto. – Już myślałem,
że zwialiście.
– To ty tu zawsze tchórzysz – zażartowałam, podając mu
moją kurtkę. Staliśmy w cieniu sceny, za głośnikami, więc nikt nas nie widział.
– Właśnie Naruto – podszedł do nas Sasuke. Gdybym miała
trochę więcej czasu, patrzyłabym na niego z zachwytem, ponieważ nadal byłam pod
wrażeniem jego występu. Z bliska byłam jeszcze bardziej nim oczarowana.
Niestety, czasu miałam jedynie na przelotne spojrzenie. – Ty się do tej pory
cykasz kupić fajek.
Mój zespół zaśmiał się głośno, chłopcy również,
oczywiście poza Uzumakim. Coś tam burknął pod nosem, odchodząc w przeciwnym
kierunku. Po chwili zrozumiałam, że poszedł zabawiać publikę. Kochany
blondasek. Odwróciłam się do moich ludzi z bojowym nastrojem, lecz opanowaną
miną.
– Mei – zwróciłam się do kruszynki – masz pendriva z
ostatnimi podkładami, jakie udało nam się zgrać?
– Tak – kiwnęła głową, grzebiąc w torebce. – Zawsze go ze
sobą noszę, tak na wszelki wypadek.
– Cudownie – uśmiechnęłam się. – To jest Kiba – wskazałam
na mężczyznę – pokaże ci stół i myślę, że pomoże ci się podłączyć. Chcę zagrać
coś szybkiego.
– To może czwórkę? – zaproponował Naoki.
– Jak to brzmiało? – zmarszczyłam brwi. Piwnooki
uśmiechnął się wyrozumiale i stukając palcami w głośnik. Zaświtało mi.
– Dobra – uśmiechnęłam się.
– No ale ja tam wchodzę dopiero w przedrefrenie! – jęknął
niezadowolony Haruka.
– Ułożyliśmy to bez basu i tak masz lepiej – powiedział
spokojnie Smith, poprawiając okulary. – To ja będę musiał stać z boku.
– Wcale nie – pokręciłam głową. – Chcę, żebyś jakoś się
wpasował, musimy pokazać się wszyscy. Idźcie tam i zobaczcie, czy wszystko jest
ok ze sprzętem.
– A ty co zaśpiewasz? – zapytała Ito, czochrając włosy.
Bardzo dobrze, miało być szybko to musiała machać głową. – Bo ja to pojęcia nie
mam, który z twoich tekstów do tego pasuje.
– Mam ułożoną jedną krótką zwrotkę, to zrobię z niej
przerefren i most, a resztę wymyślę – machnęłam ręką. – Ja tutaj to miałam z
nimi same improwizacje.
– Dla Sakury to kaszka z mleczkiem! – krzyknął
podsłuchujący nas Naruto. Tłum zareagował pomrukiem śmiechu. Dobrze.
– Idźcie już – ponagliłam ich. – Shikamaru, zmienicie
troszkę to światło? – poprosiłam. Chłopak kiwnął głową, odwracając się w stronę
panelu na ścianie.
– Jakie chcesz? – spytał.
– Z tyłu niebieskie,
z przodu może zostać to ciepłe – poinstruowałam. – Mógłbyś je ściemnić o połowę
na zwrotki?
– Pewnie – odchrząknął. – Postaram się wczuć.
– Jesteśmy gotowi mała – krzyknął do mnie Haruka. Wzięłam
głęboki wdech, a całe moje ciało pokryła gęsia skórka. Czy ja jeszcze potrafię
występować?
– Rozgrzałem ci ich – mruknął Sasuke, pochylając się nade
mną z papierosem w ustach. Rozczochrał mi włosy. Przez sekundę naprawdę
rozważałam całowanie się z nim. – Tak lepiej.
– Sakurcia dasz radę – pisnął Naruto, przyskakując do nas
na jednej nodze. Co za kretyn. – Jesteś najlepsza, idź!
Popchnął mnie na scenę. Wypadłam na nią na kompletnie
miękkich nogach. Chybocząc się ze stresu podeszłam do mikrofonu. Sala mnie nie
widziała, bowiem było całkowicie ciemno. Ja za to widziałam ich twarze,
oświetlone przez światła ekranów telefonów. Boże, oni to będą nagrywać.
Położyłam dłonie na mikrofonie i – tak jak zwykłam robić przed improwizacją –
zastanowiłam się co czułam.
Trema.
Miłość.
Wdzięczność.
Rozczarowanie.
Dałam znak zespołowi. Mei zaczęła grać na klawiszach,
które ustawili obok stołu. Reflektory umieszczone na spodzie sceny pod ścianą
to rozbłyskiwały, to gasły białym, ostrym strumieniem. Następie niebieskie
światło oświetliło nas od tyłu i przodu. Puścili dymiarki ze wszystkich stron.
Dołączyła się do niej Ito, spokojnie i zdecydowanie zarazem wygrywając rytm.
Zamknęłam oczy, wyczulając moje ciało na otaczającą mnie muzykę. Postawiłam
wszystko na jedną kartę.
Za to, że jesteś trudny,
za to, że nie oddzwaniasz,
za to, że ciągle milczysz,
Kocham Cię ale Cię nie lubię!
Za to, że bywasz smutny,
za to, że ciągle ranisz,
i że nie walczysz o mnie,
Kocham Cię ale Cię nie lubię!
Kochany...
Kocham Cię ale Cię nie lubię!****
Publika słuchała w milczeniu. Usłyszałam pstryknięcie
reflektorów, skuteczni stłumione przez muzykę. Przyszła pora na przedrefren i
Kato. Światło się zmieniło, ukazując mnie tłumowi. Rozległy się krzyki, gwizdy
i brawa. Nie wiedziałam, czy miały one oznaczać tęsknotę, czy to, że miałam
wypierdalać do wariatkowa. Tak, czy siak, wczułam się. Otworzyłam oczy.
Jak zmienić to?
żebyś chciał być całkiem inny,
żebyś w końcu to zrozumiał,
Jak odmienić to?
przecież nie chcę już do końca
mówić, że...****
I refren. Wyrwałam mikrofon Se statywu i zaczęłam skakać
w rytm muzyki. Krzyczeć też.
Kocham Cię ale Cię nie lubię!
Kochany...
Kocham Cię ale Cię nie lubię!****
Mój głos stał się na powrót delikatny i spokojny.
Pomyślałam o tym, jak siedziałam w samochodzie z Sasuke i mimowolnie poczułam
nadzieję.
A może coś się zmieni?
bo dzisiaj to za trudne,
nie umiem Ci wybaczyć,
Kocham Cię ale Cię nie lubię!****
Potem znowu most i refren. Nie oszczędzałam głosu.
Światła szalały nadal, a ja sama uśmiechałam się do ludzi, którzy tańczyli
razem ze mną. Akcentowałam poszczególne słowa i wersy.
Może przyjdzie taki dzień?,
że i ja i ty będziemy jedno,
wtedy będzie wszystko jedno,
Może przyjdzie taki dzień?,
ale dzisiaj, teraz mówię NIE!****
Kiedy śpiewałam ostatni wers przyspieszyłam tempa
skakania i pokazałam publice środkowy palec. Tak bardzo chciałam to zrobić w
kierunku Sasuke tak wiele razy.
– Śpiewać – rozkazałam, a ludzie wiernie powtarzali za
mną proste „wo–o–oah”. W tym kawałku
tkwiła taka siła, o którą w najśmielszych snach nie posądziłabym się jeszcze
dziś rano.
Ale dzisiaj, teraz mówię NIE! ****
Muzyka gwałtownie się urwała. Dyszałam, a ciszę wypełniał
ogólny szum, pisk i brawa. Usłyszałam nawet nazwę mojego zespołu i swoje imię.
Wzruszyłam się w spełnieniu. Złożyłam się w pół, wsłuchując się w kolejne
spełniające się marzenie.
Nagle ktoś wyrwał mi mikrofon. I dał mi słabego klapsa.
Podniosłam głowę z zawistnym spojrzeniem. To był oczywiście Sasuke. Nikt inny
by się nie odważył mnie dotknąć w ten sposób w jego obecności. Ktoś z tłumu
zagwizdał. Obstawiałam, że znaliśmy tę osobę osobiście ze szkoły. To mógł być
nawet Itachi lub ktoś inny z paczki. Cały hangar mu zawtórował.
– Dobra, to teraz coś, co znacie, żebyście też się trochę
pomęczyli – fuknął nieprzyjemnie, lecz tłum zareagował aplauzem.
– Ruchaliście się, że mu tak pozwalasz? – zapytał Kato
bez ogródek, kiedy już się wyprostowałam. Świdrujące go oczy Uchihy były
bezcenne. Zawstydził się pewnie.
– Raz – mruknęłam. – Ale dawno temu. To było tak po
przyjacielsku.
– To jak po przyjacielsku, to ja też mogę? – puścił mi
oczko, jednak Sasuke odsunął go ode mnie na bezpieczną odległość jednym ruchem.
– Nie masz abonamentu – warknął tak ostro, że sama
drgnęłam. Haruka mrugnął również do niego i wycofał się razem z resztą za głośniki. Kątem oka
widziałam jak schodzą na publiczność. Chuje nawet stanęli naprzeciwko nas.
– Zobaczymy, czy serio jesteście razem tacy dobrzy, jak
mówią – krzyknął prowokująco. Posłałam mu buziaczka, którego przyjął ochoczo,
dotykając swoich ust z lubieżnością. Wcale nie próbowałam wkurzyć Uchihy, to
nie to.
– Co gramy? – zapytałam rozbawiona i pełna zapału.
– Pamiętasz tą piosenkę, którą napisałaś na początku
liceum i nigdy nie stworzyliśmy do niej melodii? Tę w duecie – mruknął, patrząc
na mnie obojętnie.
– Chodzi ci o… – zastanowiłam się. – Ach, pamiętam. Ale
nie wiem, czy znam tekst tak dobrze, jak wtedy…
– Przecież ty znasz wszystko na pamięć – wtrącił
Shikamaru, zakładając gitarę przez głowę. – Spoko loko.
– Właśnie Sakurcia – pisnął Uzumaki, fruwając już z
podniety ze swoim basem. – Uszy do góry.
– Dobra, dawaj ten mikrofon – burknęłam. Oddał mi go
dopiero, gdy Kiba podał mu drugi. – Śpiewasz ze mną w każdym refrenie poza
pierwszym, jasne?
– Jasne królewno – parsknął, stukając w niego palcem.
Salę wypełnił pisk. Mordercze spojrzenie Shikamaru to doprawdy niespotykany
dotąd widok. – No co, tylko sprawdzałem czy działa. Jesteście gotowi?
Wszyscy skinęliśmy głowami. Izunuka powciskał trochę
guziczków na swoim panelu i dał mi znak. Zaczęłam mruczeć.
Ooh na na, what's my name
Ooh na na, what's my name*****
Potem dołączył do mnie Sasuke, co nie było planowane. Nie
patrzyłam jednak na niego, nie chcąc psuć atmosfery. Postanowiłam być delikatną
i kuszącą.
Ooh na na, what's my name
Ooh na na, what's my name
Ooh na na, what's my name
What's my name, what's my
name?
Zwrotka Sasuke. Doskonale słyszałam, jak zaczął niby to
rapować, ale bardziej mówić. Jego głos był pełen zadowolenia. Z niewiadomych
przyczyn nieco chrypiał, jednak czułam, że robił to specjalnie. Musiałam się
uśmiechnąć, czułam bowiem, jak w moim podbrzuszu ponownie rodzi się łaskotanie.
Czy ja właśnie pożądałam?
Potem przyszła pora na moją zwrotkę. Sasuke śledził mnie
wzrokiem, a ja okrążałam go powoli, chcąc wydać się mu jak najbardziej godną
uwagi. Prawdopodobnie moje ciało próbowało mu przekazać, jak bardzo go
chciałam. Ta piosenka była w końcu właśnie o tym.
Następne refreny śpiewaliśmy razem, nie patrząc sobie w
oczy, jedynie słuchając rytmu muzyki i naszych głosów. W końcu stanęłam bokiem
do publiki, a przodem do niego. Przyszła bowiem pora na most. Położyłam dłoń na
jego piersi i z każdym następnym słowem moje lodowate palce zjeżdżały w dół.
You're so amazing,
You took the time to figure me out
That's why you take me,
Way past the point of turning me on
You bout to break me,
I swear you got me losing my mind*****
You took the time to figure me out
That's why you take me,
Way past the point of turning me on
You bout to break me,
I swear you got me losing my mind*****
– Oh na na, what’s my name? – stanęłam na palcach i szeptałam równocześnie do jego ust
i mikrofonu. Nie spojrzałam jednak na niego.
W czasie ostatniego refrenu tańczyłam przed nim i tłumem,
a on jedynie kołysał się w rytm muzyki, śpiewając razem ze mną. Publiczność
wtórowała nam w każdym wersie, choć do tej pory prezentowaliśmy ten utwór a’capella.
Nagle wszystko ucichło, poza halą oczywiście, która nas nie zawiodła i zaczęła
szaleć jeszcze bardziej niż podczas naszego występu. Nie zważałam jednak na
nich. Odwróciłam się do Sasuke i spostrzegłam, że stał niesamowicie blisko
mnie. Zupełnie jak nie on. Pochylił się nade mną i wyszeptał:
– Nie lubię cię, ale cię kocham.
Zszokowana tym, że odczytał sens mojej piosenki
pozwoliłam mu położyć dłoń na moim karku i pocałować się.
Przy reszcie.
Niech się wpieprzają.
Niech krzyczą jak teraz.
On zawsze będzie obok.
Reszta niech spierdala na
bambus.
Witajcie.
Jest tak strasznie późno. Chciałam iść dzisiaj spać
wcześniej. Nie dane mi było, niestety. Wiedzcie, że w ten rozdział włożyłam
całe serce i po raz pierwszy od dawna przy ostatnich scenach sama czułam
dreszcz emocji, a akapity jakby same się tworzyły. Nie zamierzałam się tak
rozpisywać, lecz mam nadzieję, że przypadnie Wam to do gustu i również dacie
się ponieść. Tak jak Sakura.
Ogólnie z moim zdrowiem jest źle. Mam chore nerki. Chciałabym,
żeby nie dopadł mnie ból, bo jak boli, to się nie można na niczym skupić, a już
na pewno nie na pisaniu.
Następnego rozdziału można się spodziewać w podobnym
odstępie czasowym. Dziękuję wszystkim za komentarze – większość z Was
rozśmiesza mnie do łez. Dzięki Wam czuję, że nie na darmo siedzę przed tym
komputerem i niszczę sobie oczy. Liczę na Was i tym razem.
Smacznego mazurka!
* – „Kiedy powiem
sobie dość” O.N.A
** – „You spin me
right round” Danzel (wiem, że to cover, ale o tej piosence myślałam xd)
*** – „Wiatr”
Taco Hemingway
**** – „KCACNL”
Agnieszka Chylińska
***** – „What’s
my name” Rihanna ft. Drake
Tytuł: “Every
breath you take” The Police
Ciepiąca Nanase
Chujowy tytuł.
OdpowiedzUsuńNa tym mogłabym zakończyć komentarz, bo nic nie wyniosłam z rozdziału, ponieważ CAŁY CZAS ŚPIEWAŁAM, CHYBA JEDYNY UDANY HIT, THE POLICE.
Nienawidzę tej piosenki, bo zawsze jak ją usłyszę to nie mogę się od niej uwolnić. Ale teraz nie o tym.
Dziewczyno!
Trzy dni temu na blogu było 50%, a wczoraj wstawilaś rozdział. Patrze na to i jestem zafascynowana jak bardzo jakość Twojej pracy równa się tempu jej powstawania.
Dobra, ale w koncu przechodząc do tematu
Bardzo spodobała mi się Twoja definicja świata. Była taka hmm... trafna Jeżeli ja sama wymyśliłaś to masz u mnie bardzo dużego plusa, kolejnego z resztą :/.
Widać powrot Sakury do żywych, to bardzo dobrze bo teraz opowiadanie będzie mogło nabrać tempa, chyba, że mnie zaskoczysz ;)
Jednak mam wrażenie, że wdarł się tu taki mankament.
Twórczość Agnieszki Chylińskiej nigdy nie była jakoś wybitnie trudna do odbioru. Słuchając jej piosenek mam wrażenie, że stawia na prostotę przekazania i to bardzo dobrze, jednak piosenka KCACNL mam wrażenie nie oddaje obecnego położenia Sakury. Rozumiem, przekazanie autora i je szanuję, jednak ni w kość mi ona się tu wpasowała.
Generalnie komentarz powstawał w częściach w różnych odstępach czasu, więc może być mało spójny XD Jakoś tak ciężko było mi zebrać myśli na jego temat. Wchodzenie na tego bloga to czysta przyjemność, więc chyba nie muszę już mówić, że z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Z pozderkami
Kodomo
Ledwo widzę na oczy,to pora kiedy Wiktorka powinna już dawno lulać ze swoim słodkim misiem Olafem i śnić o Itachim. Jednak napięcie maturalne ze mnie zeszło,więc mogę wszystko nadrabiać i nie odpuszczę,dopóki tego nie zrobię.
OdpowiedzUsuńZacznę od tego,że SASUKE JEST SŁODKI. Po prostu. Jak Olaf,tylko że on nie jest różowy.
Widać,że włożyłaś w napisanie tego sporo serducha,bo podoba mi się bardzo.Ostatnia scena- cud,miód i malinki (chciałabym zaznaczyć,że użyłaś tu jednej z moich ulubionych piosenek).
Na koniec życzę Ci przede wszystkim zdrówka,bo kto jak kto,ale ja wiem jak to jest mieć z nim problemy.
Trzymaj się cieplutko ♥
Eriko /Shana (lub po prostu Wiktoria XDDD)