Music

niedziela, 26 lutego 2017

17. Gdy reszta wpieprza się i chce odebrać szczęście


Jak cię opisać?

Jak oddać całą twoją osobę w jednym akapicie? Zdaniu? Słowie? Myśli? Kropce?

Sprawić byś żyła prawdziwa i pogodzona ze sobą choć na kartkach papieru.
Jeżeli miałoby ci to pomóc, proszę bardzo, zostanę.

Jeżeli jakimś dziwnym trafem znów spojrzysz na mnie jak na kogoś, kto jest dla ciebie ważny, dla kogo chcesz się starać, zostanę.

Jeżeli zaplanujesz naszą wspólną przyszłość i będziesz do niej dążyć, pomogę ci i zostanę.

Lecz jeśli kiedykolwiek poczujesz się znów przeze mnie źle i zechcesz się zabić, odejdę.

To właśnie cała ty. Jesteś jak dwie strony tego samego medalu. Biała. Czarna. Albo jest dobrze, albo jest źle. Najgorsze w tobie jest to, że teraz nie sposób odgadnąć, co jest czym. Nie potrafisz być Szara.

Doskonale wiesz, że nienawidzę się doszukiwać, domyślać, wtrącać i narzucać. Jednak widząc cię na skraju załamania nerwowego równocześnie zaprzeczam sam sobie, bo nie potrafię tylko biernie stać i obserwować, jak sama zapętlasz się we własnych lękach i wspomnieniach.

I reszta może sobie mówić, że trafił swój na swego.

Reszta może sobie mówić, że taka najbardziej mi się podobasz, że tylko to mi się w tobie zawsze podobało.

Reszta zawsze będzie mówić tylko to, co sami myślą. Nigdy nie wedrze się ani do mojego, ani do twojego mózgu, świadomości i nie zobaczy tego, co my.

Gdybym mógł, zabiłbym ich wszystkich. Nie tyle dla ciebie, co dla mnie samego. Mam dosyć tych reguł, norm; stale czegoś się ode mnie oczekuje i obrywam, robiąc w zgodzie ze sobą. Dlatego chciałbym ich wszystkich zabić. Zostawiłbym tylko ciebie i mnie. I razem zbudowalibyśmy nasz własny, nieskalany tymi niezrozumiałymi zasadami świat.

Dla mnie przecież nie musiałabyś się zmieniać. Mogłabyś być sobą. Czasami myślę, że może gdyby oni wszyscy zginęli, ty z powrotem wróciłabyś do normy i byłabyś taka, jak wtedy, gdy się poznaliśmy. Niewinna i nieskalana całym tym złem (a przynajmniej nie w takim stopniu, jak potem).

Kto wie, czy i wtedy byłabyś mi tak oddana, jak przez te wszystkie lata?

A gdybyś jednak poszła po rozum do głowy już wtedy, może nie cierpiałabyś tak bardzo? Może nigdy nie chciałabyś zrobić sobie krzywdy? Pokonałabyś wszystkie przeciwności losu, które podsyłał pod twe chude nogi przewrotny los. Na pewno.

Jesteś, wbrew pozorom, niezwykle silna. Może nie bezpośrednio na psychice, lecz na duchu. Parę razy zajrzałaś przecież śmierci w oczy. I zawsze wracałaś. Być może to tylko zrządzenie przypadku. A może to coś, o czym ty nie wiesz, a z czego ja doskonale zdaję sobie sprawę od samego początku.

Taka całkiem logiczna prawda o twoim życiu.


Przekręciłem się na drugi bok. Spanie na podłodze od dawna należało do rzeczy, które zwykłem robić kiedyś, dlatego teraz z moich ust wydobył się bardzo bolesny jęk.  Przez szeroką szczelinę pod łóżkiem widziałem drugą stronę pokoju. Panowała tam zupełnie inna czystość, niż jakby rzeczywiście pokój ten należał do mnie. Widząc odbijające się w lustrze ciemnych paneli meble poczułem dziwne ciepło na sercu. Chciałbym znów być szczeniakiem. Przeniosłem spojrzenie nieco bardziej w górę, na sprężyny podtrzymujące moje niby dwuosobowe łóżko, stojące na środku pokoju.

Wylądowałem na podłodze, ponieważ ustąpiłem miejsca Sakurze. Oczywiście zapewniała, że to ona jest tu gościem i nie ma prawa mi zabierać miejsca do spania. Zirytowany tym oporem zamknąłem jej usta krótkim "nie dyskutuj", a zanim zdążyła jeszcze się zebrać na odwagę, przewróciłem ją na nie i szczelnie opatuliłem kołdrą. Zgasiłem światło, poklepałem ją po mokrej od wody głowie i położyłem się na macie bez słowa. Wszystko działo się w takim tempie, że naprawdę nie miała szans się odezwać.

Przez dłużą chwilę wpatrywałem się w spód posłania. Coś mi nie pasowało. Dlaczego sprężyny nie były ugięte? Czyżby różowowłosa była rzeczywiście leciutka jak piórko? Zaintrygowany podniosłem się nieco i zajrzałem na górę. Łóżko było puste.

Wstrzymałem oddech, tym razem na prawdę zagłębiając się w niepokoju. Podniosłem się z podłogi i usiadłem na niezaścielonym posłaniu. Dotknąłem ostrożnie kołdry... była lodowata. To oznaczało, że Sakura musiała wstać już dawno temu. Odwróciłem twarz w przeciwnym kierunku, chcąc odgonić od siebie natrętną myśl, która spełniałaby moje największe obawy. Moje oczy natrafiły na regał z książkami, który zajmował całą ścianę. Przeleciałem wzrokiem po grzbietach.

Czemu żadna z nich nie mogła mi przynieść odpowiedzi na to, jak pomóc Lo? Niosły w sobie tyle mądrości, którą wpychałem sobie do pustej jeszcze głowy, jako nastolatek, jednak wiedza ta okazywała się być bezużyteczna w kontekście moich obecnych problemów. Jedynym, co mi podpowiedziała to to, że panika nigdy się nie opłacała. Także ogarnął mnie wymuszony spokój. Choć nie mogłem powiedzieć, że darzyłem Sakurę jakimś nadmiernym zaufaniem, z pewnością nie byłaby na tyle głupia i nieroztropna, żeby uciec. Znała konsekwencje każdego swojego występku. Na jej miejscu, dostając tygodniową przepustkę, zachowywałbym się jak aniołek. Jednakże... to nie ja miałem psychozę.

Zerwałem się na równe nogi i złapałem za głowę. Przecież z nią teraz wszystko było możliwe! Nie mogłem jej ufać za nic w świecie. Haruno będzie chora do końca życia, bez względu na wszystko wokół. Wypadłem z pokoju i pognałem do łazienki. Po drodze zajrzałem również do pokoju brata. Przez uchylone drzwi widziałem szczęśliwą rodzinkę susełków zalegającą w jednym łóżku. Mama i tata na dole, a na nich dwa rzepy – zaślinione i zapuchnięte. Uświadomiłem sobie, że jeżeli chciałbym związać się z zielonooką, miałbym małe szanse na taki obrazek. Choć kto wie... nie! Nie ma "kto wie". Są marzenia i jest rzeczywistość, a ja będąc realistą powinienem wiedzieć, że życie to nie bajka. Odwróciłem się na pięcie i dyskretnie zajrzałem do łazienki. Świeciła czystością, bielą, wszystkim, tylko nie obecnością Sakury. Zawiedziony i coraz bardziej podenerwowany, zszedłem na dół.

Na parterze, podobnie jak na piętrze panowała grobowa cisza. Wydawało mi się, że każdy mój krok jest jak potężny łomot, burzący zastany ład i porządek poranka. Szedłem jednak przed siebie, uważnie się rozglądając. Niestety w żadnym kącie nie zauważyłem nawet cienia różowowłosej. Zajrzałem przezornie do gabinetu ojca, nawet do sypialni rodziców i drugiej łazienki. Wszędzie wiało pustką, podobnie w kuchni.

– Sasuke? – usłyszałem za swoimi plecami i niemal podskoczyłem. Obejrzałem się szybko.

Na środku salonu w skórzanym fotelu, na który narzucony został milutki czerwony pled siedziała staruszka. Jej czarne niegdyś włosy przyprószone siwizną już od rana upięte były w wysokiego, starannego koka. Choć twarz kobiety pełna była głębokich zmarszczek, to jej ogromne czarne oczy błyszczały w świetle okna, niczym dwa węgielki. Miała na sobie prostą brązową sukienkę z długim rękawem oraz biały sweterek przeszywany srebrną nicią.

– Babciu, a co ty tu robisz? – zapytałem, siląc się na pogodny uśmiech. Musiałem wyglądać jakoś przekomicznie, skoro staruszka, po której odziedziczyłem te mój nieszczęsny charakterek odwzajemniła go.

– Ech – machnęła ręką. – Nawet ty zapomniałeś, że sami zaprosiliście starą na święta. Wszyscy jesteście pochłonięci samymi sobą.

– Nie mów tak – usiadłem na sofie, żeby nie musiała wysilać słuchu. Bądź, co bądź moja babunia miała już ponad dziewięćdziesiąt lat.

– Gdzie się podziała moja mała córunia, razem z którą co roku robiłyśmy nowe ozdoby na choinkę? Poznała twojego ojca i poszła! – teatralnie machnęła kościstą dłonią w bliżej nieokreślonym kierunku. – Gdzie się podziały moi wnuczkowie? Ile to lat robiłam wam wasze ulubione pierożki, bawiłam się z wami w policję, albo w wojsko? Kiedy ten czas tak uciekł? – zaszkliły się dwa węgielki. Zmarszczyłem brwi i wykrzywiłem usta w pociesznym grymasie. – Teraz i wy jesteście już dorośli. Itachi został ojcem... szczerze powiedziawszy, zawsze obstawiałam, że zostanie on wiecznym kawalerem i całe nadzieje pokładałam w tobie Sasuke – uśmiechnęła się do mnie rozkosznie. – Bóg chciał inaczej i może dobrze się stało, bo twój brat chyba nieco zmądrzał. Swoją drogą – jej twarz przybrała nieco bardziej surowego wyrazu – dziwacznie wybrałeś.

– Co masz na myśli?

– Ona jest jakaś... inna.

– Masz na myśli Sakurę? – staruszka wstała powoli.

– Yhm – mruknęła. – Chodź, zrobię ci śniadanie.

– Nie jestem głodny – odparłem lekko, choć doskonale wiedziałem, że nie zamierzała odpuścić. Kiedy temat schodził na jedzenie, żaden wnuczek nie miał prawa wygrać, amen.

– Aj nie gadaj głupot tylko się rusz! – pogoniła mnie. Nie miałem wyjścia i podreptałem za nią w stronę kuchni.

Babcia była tak jakby przygotowana. Nastawiła piekarnik i włożyła do niego wigilijną rybkę. Zaparzyła herbatę, ukroiła mi chleba i usiadła przy stole razem ze mną czekając na błogosławione piknięcie oznaczające koniec podgrzewania wczorajszej kolacji. Z racji tego, że zeszłej nocy razem z Itachim zmyliśmy i schowaliśmy całą zastawę, zdziwiłem się widząc stojące w ociekaczu dwa talerze i szklanki. Czyżby...

– Babciu, co miałaś na myśli, że Sakura jest inna? – zagadnąłem czując, że starowinka może okazać się przydatnym źródłem informacji na temat poszukiwanej przeze mnie zielonookiej. Spojrzała na mnie uważnie, jednak nie sprawiała wrażenia osoby zaskoczonej ponownym wypłynięciem tego wątku.

– Z nią zawsze było coś nie tak – żachnęła się, opierając łokcie na blacie. – Ładna dziewczynka, widać było, że uzdolniona, ale chude to było jak śmierć. Myślałam, że ona jest z niejadków, w końcu niektóre dzieci takie są, ale co jej się podsunęło, to wciągała jak odkurzacz. Próbowałam rozmawiać o tym z mamą, bo trochę mnie to niepokoiło, ale zawsze mnie zbywała, że to nie nasza sprawa. Więc nie zrobiłam z tym nic. Ale ty, kochaneczku, to na pewno wiesz, o czym mówię, prawda?

– Tak – mruknąłem pochmurniejąc.

– Pewnie w domu coś...

– Ona ma czwórkę rodzeństwa, ale jej matka za wszystkie swoje porażki winiła tylko ją. Nawet ją tłukła. Sakura próbowała tylko zwrócić na siebie uwagę, więc nic nie jadła u siebie w domu, dlatego chodziła taka głodna. Aż ją to wpędziło w anoreksję – wyjaśniłem patrząc jej prosto w oczy. Kobieta była wyraźnie poruszona. – Potem w depresję. Trzy razy ją zamykali w psychiatryku, bo a to się cięła, a to się chciała z mostu rzucać i dopiero zmądrzała nieco. Ale teraz jest już za późno.

– Jak to? Co masz na myśli.

– U Sakury zdiagnozowano psychozę. Mówię ci o tym w zaufaniu i masz...

– Mój Boże, co ty mówisz Sasuke? – przyłożyła dłoń do ust. – Jak tak można z własnym dzieckiem?

– No jak widzisz można. Jej ojciec też totalnie nawalił, że pozwalał tej babie tak się na niej wyżywać przez praktycznie całe jej życie. Teraz się obudził i zgrywa kochającego tatusia, ale prawda jest taka, że tylko ja, Itachi i Naruto tak naprawdę przejmujemy się jej losem. Ojciec to by ją najchętniej zamknął w psychiatryku, bo już chyba zupełnie nie wierzy w to, że ludzie się zmieniają. Myślę, że po prostu się boi, że znowu coś odwali, albo zacznie brać...

– Narkotyki?! – oburzyła się.

– Och babciu! Itachi nie jest lepszy, uspokój się – spojrzałem na nią z ukosa. Zaczerwieniły jej się policzki od emocji.

– Słonko to, co teraz powiem może ci się nie spodobać, ale wolałabym, żebyś znalazł sobie dziewczynę z trochę mniejszym bagażem na plecach – wstała, gdy piekarnik zapipczał.

– Dla mnie to nie ma znaczenia, chcę jej pomóc – zmarszczyłem brwi, kiedy postawiła przede mną parującą i smakowitą rybkę. Ponownie usiadła naprzeciwko, wyraźnie przytłoczona. Nigdy nie zamierzałem zdradzać jej tajemnicy Lo, bo wiedziałem, że mimo wszystko wolała ją, niż Konan. Musiałem się po prostu dowiedzieć, czy ją rano widziała, a wywarcie na niej wrażenia wydało mi się najlepszym pomysłem.

– To dobrze, że chcesz. Jesteś dobrym człowiekiem Sasuke – dotknęła mojej dłoni. – Lecz nie zapominaj o sobie. To jest narkomanka i chora psychicznie osoba. Nie możesz się w to aż tak angażować, nawet jeżeli kieruje tobą "miłość".

– Była narkomanka – poprawiłem ją. – Która teraz zniknęła. Widziałaś ją dziś rano, prawda?

Babcia westchnęła.

– Owszem – zrozumiała, że nic nie wskóra. – Zazwyczaj budzę się około piątej. Jak już się, jak to wy teraz mówicie, ogarnęłam, to poszłam do kuchni zrobić sobie śniadanie, żebym mogła wziąć leki. Wchodzę i siedzi ona, w samej koszulce i majtkach, a tu przecież zimno w nogi i taka jakaś nieobecna. Nawet mnie nie zauważyła. Szkoda, że mi nie powiedziałeś, że jest chora, bo może bym cię obudziła.

– I co zrobiłaś? – dla niepoznaki pochłaniałem rybę w zastraszająco szybkim tempie.

– Podeszłam do niej i dotknęłam jej ramienia. Wtedy tak jakby się ocknęła i spojrzała na mnie w końcu. Była przerażona, a blada, jakby zobaczyła ducha – pokręciła z dezaprobatą głową. – Powiedziała, że nie mogła spać dłużej. Pomyślałam sobie, że może jest głodna, więc zrobiłam jej śniadanie. Wyobraź sobie, że zjadła, poza tym, że podziękowała nie mówiła prawie nic. Potem, jak gdyby nigdy nic sobie poszła. Myślałam, że po prostu przez te wszystkie lata zapomniała dobrych manier. Wróciła ubrana i wyszła na dwór.

– Którą my teraz mamy w ogóle godzinę? – zapytałem odkładając spokojnie sztućce na pusty już talerz.

– Zbliża się dziewiąta – odparła babcia, zerkając na zegarek na skórzanym pasku, który był prezentem ode mnie i od Itachi'ego na tegoroczną gwiazdkę. Zupełnie, jakby los przewidział, że będę potrzebować jej pomocy.

– Niedobrze – syknąłem, zrywając się na równe nogi. – Wybacz mi babciu, ale pójdę jej poszukać. Dziękuję ci.

I wybiegłem. Liczyła się każda sekunda. Od wyjścia Sakury minęło już parę godzin. Mogła być dosłownie wszędzie, nawet poza granicami Konohy. Albo w jakiejś melinie, gdzie spotkała jakiegoś zwyrola, który z tak lekkomyślną i nieświadomą niczego dziewczyną mógł zrobić... nawet nie chciałem sobie tego wyobrażać. Wizja Sakury w ramionach innego mężczyzny, który w dodatku pragnąłby jej krzywdy i cierpienia, nakręcała mnie niesamowicie. Umyłem się i ubrałem w ciągu góra dziesięciu minut. Wypadłem z domu jak w gorączce.

"Gdzie... gdzie jest mój telefon?" - pomyślałem, nie czując uciążliwego ciężaru w żadnej z kieszeni, choć wyraźnie pamiętałem, jak chowałem go do kurtki zeszłego wieczoru. Szybko domyśliłem się, że to Sakura go zabrała. Tylko po co? Na szczęście miałem portfel. Otworzyłem go, chcąc sprawdzić, czy nic nie zginęło. Wcale nie zdziwiłem się, gdy zobaczyłem w nim jedynie kartę kredytową. Nie miałem jej za złe tej kradzieży. Może umyśliła sobie jakiś całkiem logiczny plan?

 *

Niebo nad moim rodzinnym miasteczkiem wbrew prognozom synoptyków wcale się nie wypogodziło. Słońce ukryte za grubą warstwą ciemnoszarych chmur nie miało nawet najmniejszych szans na przebicie się. Ponownie coś skojarzyło mi się z Haruno. Gdy wszyscy są przeciwko tobie... Po paru godzinach poszukiwań i ja schowałem nadzieję gdzieś w głębi siebie. Po Sakurze nie było nawet śladu, choć zwiedziłem już pół miasta. W moim umyśle coraz głośniej pobrzmiewała myśl, że nie dam sobie rady samemu bez samochodu i telefonu. Na dodatek trudno było mi ocenić, komu mogłem tak naprawdę zaufać. Skąd wziąć pewność, że nie wydadzą jej w ręce lekarzy, gdy tylko pomogą mi ją znaleźć? Niestety, coraz bardziej przekonywałem siebie samego, że tylko tak postąpiłbym słusznie i odpowiedzialnie. Nawet, jeżeli nie chciałem tego dla niej, tak byłoby najbezpieczniej. Byłem prawdziwie rozdarty.

Jak powinienem postąpić jako ten, który szczerze ją kocha?

Co do tego uczucia nie mogłem mieć już wątpliwości, tym bardziej ukrywać go przed wszystkimi, bo i tak każdy już o tym wiedział. Pragnąłem dla niej wszystkiego, co najlepsze. Chciałem, żeby była szczęśliwa, lecz jej szczęście oznaczało by równocześnie zaprzeczenie tego marzenia. Jak ktoś, kto nie dostrzegał swojej choroby mógłby żyć beztrosko wśród normalnych ludzi?

A może właśnie ta jej psychika była jak najbardziej w porządku?

Przystanąłem na chwilę. Opałem się o słup przynależny do jakiegoś domu i przetarłem twarz zimnymi rękami. Ulicą przechodziło mnóstwo ludzi, jednak żaden z nich ani trochę nie przypomniał Lo. Chciałem, żeby ktoś mi powiedział, co powinienem zrobić. Przez całe moje życie zawsze radziłem sobie sam i to mnie się pytano o rady. Wszyscy znajomi, rodzina traktowali moją osobę jako rozważną i obiektywną. Chłodne myślenie naprawdę było moją mocną stroną. Aż do teraz. Może to ja powinienem udać się do psychiatry, bo to we mnie był problem? Od kiedy postanowiłem jej pomóc wszystko stało się dużo bardziej skomplikowane i mnie przerosło.

– Sasuke? – ktoś przystanął przy mnie. Odwróciłem twarz w stronę, z której dobiegał głos.

– Co ty tu robisz Naruto? – zdziwiłem się, widząc rozbawioną twarz blondyna. Jego szeroki już uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej, ukazując mi dwa rzędy śnieżnobiałych zębów.

– Zadzwoniłeś do mnie – odparł lekko.

– Chyba ci się coś pomyliło, nie mam nawet telefonu – burknąłem. Uzumaki uniósł wysoko brwi.

– Nie telefonem kretynie – teraz to ja wzniosłem brwi ku górze. Co on plótł? – Dzwonkiem stary, dzwonkiem.

– Jakim dzwonkiem, o czym ty mówisz? – coraz bardziej mnie irytował.

– Sterczysz pod moim domem ciemna maso – oburzył się. Obróciłem się z niedowierzaniem. Rzeczywiście, stałem pod domem Uzumakich. – Dzwoniłeś domofonem przed chwilą.

Byłem tak pochłonięty obsesyjnymi myślami o Haruno, że nawet nie zauważyłem, gdzie jestem i że murek, o który się oparłem, był w rzeczywistości tym, w który wbudowany był dzwonek. Przypał. Spojrzałem na chłopaka. Może to zrządzenie losu, a może po prostu przeznaczenie, lecz niebieskooki mimowolnie mógłby mi pomóc. Pytanie tylko, czy nie wziąłby strony reszty?

– Wybacz, zamyśliłem się – mruknąłem.

– Chcesz wejść, czy tu dalej zamarzać? – zapytał trochę zbyt kpiąco, nawet jak na niego. Skinąłem głową i puściłem go przodem.

Kiedy tylko znaleźliśmy się w środku od razu uderzyła mnie wrzawa rozmów i trzaskania zastawy. Naruto poczekał, aż się rozbiorę i wspólnie ruszyliśmy w stronę jego pokoju. Chyba trafiłem w sam środek rodzinnego obiadu. Nim dotarliśmy do schodów drogę zastąpiła nam Karin.

– Sasuke! – pisnęła z zachwytem. – Jak miło znów cię widzieć!

– Kobieto ogarnij dupę, widziałaś go wczoraj – warknął Naruto i odepchnął ją na bok. Zacisnęła pięści, a w jej wiśniowych oczach pojawił się przebiegły błysk. Mimo wszystko nie dała za wygraną, ominęła brata i ponownie stanęła przede mną, prezentując się w całej okazałości.

Choć istotnie widziałem się z nią zeszłego wieczoru, dopiero teraz tak naprawdę dostrzegłem fakt jej istnienia, o którym zdążyłem już zupełnie zapomnieć. Miała zaplecione w dobierańca włosy, który zaznaczał fakt, iż wygoliła sobie pół głowy. Założyła białą koszulę, która bardzo dobrze na niej leżała i tylko delikatnie opinała jej biust oraz czarną rozkloszowaną spódnicę do połowy uda. Jeżeli nie liczyć kapci jednorożców, prezentowała się całkiem korzystnie, jak na tak irytującego i mendzącego człowieka, jakim była.

– Czemu zawdzięczamy wizytę? – zagadnęła przymilnie. Poprawiła okulary i popatrzyła na mnie rozmarzonymi oczami.

– Przypadkowi – odparłem luźno. Czy ona nigdy nie da za wygraną? Dla mnie zawsze, ale to zawsze będzie jedynie młodszą siostrą mojego kumpla i naprawdę ciężko mi było spojrzeć na nią, jak na dziewczynę do wzięcia, choć był taki czas w moim życiu, że nawet się starałem.

– Uważajcie, bo będę rzygać – Naruto udał odruch wymiotny. – Przestań już tak bajerować Sasuke, to zwykła żmija.

– Spierdalaj stąd głupku – odgryzła się w dalszym ciągu robiąc do mnie słodką minę. – Nie rozumiesz tak wspaniałego uczucia, które teraz przepełnia moje serce, tak samo, jak nigdy nie zrozumiesz kogoś tak romantycznego jak Sasuke.

Na miłość boską, wypowiedziałem tylko jedno słowo.

– Kogo moje uszy widzą! – rozległ się trzeci głos i niebawem dopadł nas pan Minato.

– Oczy tato, oczy – poprawiło go równocześnie rodzeństwo.

– Dzieciaki, przecież ja się tylko tak droczę – roześmiał się głośno. – To miał być taki żarcik kosmonaucik, rozumiecie?

– Nie – Karin pokręciła głową z dezaprobatą.

– AHAAAA – Naruto dopiero teraz zrozumiał i, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, roześmiał się gromko. Wówczas śmiali się już obydwoje.

– Cóż za wyjątkowe poczucie humoru – fuknęła oburzona dziewczyna i złapała mnie za rękę. – Chodź Sasuke, idziemy od tych bałwanów.

Spadaj ruda małpo! – mój przyjaciel ogarnął się w trymiga i wyrwał jej moją dłoń. – Sasuś jest mój i do mnie przyszedł.

I pociągnął mnie do siebie. Miałem wrażenie, że kłócą się o mnie, jakbym był zabawką. Zrzuciłem błagalne spojrzenie w stronę ich ojca, który wcale się chyba nie przejmował moim losem. Na moje szczęście się zreflektował i odchrząknął znacząco. Rodzeństwo zwróciło na niego uwagę i tym samym miałem okazję wyrwać się im i odejść na bezpieczną odległość.

– Dziękuję dzieci za odrobinę szacunku dla ojca – uśmiechnął się do nich promiennie. – Jaki jest cel twojej wizyty? – zwrócił się bezpośrednio do mnie.

– Chciałbym porozmawiać z Naruto, o jeżeli jest to możliwe – odparłem w miarę uprzejmym głosem. – Nie chciałbym przeszkadzać i chyba przyszedłem nie w porę – wymownie spojrzałem w stronę salonu, gdzie właśnie trwało jakieś ichnie rodzinne spotkanie.

– Nie przesadzaj – mężczyzna poklepał mnie po ramieniu. – Zawsze jesteś u nas mile widziany. Jesteś głodny?

– Szczerze mówiąc nie mam czasu...

– Czyli jesteś – przerwał mi. – Karin, odgrzej mu coś.

– Ale co? – poprawiła zsuwające się okulary.

– Nie wiem, wykaż się – machnął ręką. – Przez żołądek do serca – rzucił na odchodne i zniknął z powrotem w salonie. W oczach rudowłosej pojawił się jakiś tajemniczy błysk, jakby zacięcia i gotowości do walki. Nie minęła sekunda, a ta już pędziła do kuchni. Ależ ona chciała się mi przypodobać. Zupełnie jej nie rozumiałem.

– No to jak już sobie poszła... – zaczął Naruto niezbyt entuzjastycznie, jednak ja po prostu wszedłem po schodach na górę.

– Po co te wstępy? – zakpiłem, przechodząc do pokoju blondyna.

– A nie wiem – podrapał się po głowie skołowany. – Lepiej mów, co cię sprowadziło do sędziwego przyjaciela.

– Przypadek – mruknąłem, stając przy oknie, które wychodziło na ulicę przed domem. Liczyłem na to, że los ponownie się do mnie uśmiechnie.

– No już przestałbyś być taki tajemniczy – jęknął, upadając jak długi na łóżko.

– Chodzi o Sakurę – odparłem cicho i posłałem mu lekki uśmiech.

– Nie przyjęła twoich oświadczyn? – zarechotał, na co ja wywróciłem oczami. – No co się puszysz? Po tym wczorajszym, jakże namiętnym pocałunku pod twoją chatą, czegóż mógłbym się...

– Sakura zniknęła – przerwałem mu.

Na samą myśl o moim wczorajszym zachowaniu miałem lekką ochotę zapaść się pod ziemię. Nieco mnie poniosło i doprawdy nie sądziłem, że cały dom będzie nas wtedy obserwować, zupełnie jak w jakiejś kiepskiej operze mydlanej. Tyle, że Lo wówczas wydała mi się tak bezczelna i prowokacyjna, że nie sposób było się powstrzymać od zamknięcia jej jadaczki. Jej reakcja była zachwycająca, bowiem odwzajemniła pocałunek, na który – będąc szczerym – czekałem od sześciu lat. Podobnie prawidłowo zachował się jej ojciec, grożąc mi zakazem zbliżania się do niej. Gdyby nie mój tata i ojciec Naruto prawdopodobnie by mnie zabił. Mi jednak to, wówczas, wisiało.

– Co ty gadasz? – wytrzeszczył oczy i poderwał się na równe nogi. – Żartujesz sobie?

– Wierz mi, chciałbym – westchnąłem, kątem oka nadal kontrolując ulicę.

– Jak to się stało? – zapytał zmartwiony.

– Kiedy się obudziłem już jej nie było. Moja babcia rano ją minęła i powiedziała, że wyszła bez słowa koło szóstej. Od jakiś trzech godzin próbuję ją samodzielnie znaleźć. Jakieś pomysły? – wyjaśniłem lakonicznie.

– I TY MÓWISZ MI O TYM DOPIERO TERAZ?! – krzyknął. Na jego twarzy malowała się panika.

– Zamknij się, nie tak głośno – warknąłem, potrząsając nim. – Słuchaj, mówię ci o tym w totalnej tajemnicy, rozumiesz? Nie chcę, żeby ktokolwiek się o tym dowiedział.

– TO NIE ZADZWONIŁEŚ JESZCZE DO MORINO? ALBO NA PSY? – wrzeszczał dalej, a w oczach stanęły mu łzy. Takiej reakcji się nie spodziewałem.

– Pogięło cię? Zaraz by ją zamknęli, a na to nie mogę pozwolić. Po co bym ją wyciągał?

– Ciebie pogięło – nieco ściszył głos. – Pogięło cię do reszty z tej pseudomiłości. Jej mogło się coś stać, ktoś mógł jej już zdążyć coś zrobić, a ty przejmujesz się tylko tym, żeby jak najdłużej była przy tobie.

– Wcale nie – pokręciłem głową zirytowany jak nigdy. – Robię to dla niej. Ona nie chce tam wracać, rozumiesz?

– A KTO BY CHCIAŁ? PRZECIEŻ TO PSYCHIATRYK! – ponownie podniósł głos. Miałem szczerą ochotę mu przywalić. – A w ogóle to nie powinniśmy mówić o Sakurce w kategoriach "chcenia". Jest chora, i jak widać, kompletnie nieświadoma swojego zachowania. Złamała warunki umowy Sasuke! Twoja postawa jest nie fair w stosunku do niej, czaisz? Jest różnica pomiędzy kochać, a kochać mądrze. Gdybyś...

– Po prostu chcę jej dać szansę – szepnąłem z zupełnie niespodziewaną delikatnością w głosie. – Ty z nią nie rozmawiałeś... nic nie wiesz – z powrotem odwróciłem się do okna.

Ogarnęło mnie przygnębienie. Mimo małych szans, gdzieś w głębi siebie liczyłem na to, że Uzumaki zrozumie całą sytuację tak jak ja i nam pomoże. Jednak nie. To wszystko przez to, że jej wtedy nie widział, tych przerażonych i zbuntowanych oczu. Żaden z nas nie wiedział, jak to jest, kiedy się nie ma nad sobą kontroli i w momentach jej odzyskania okazuje się, że i tak nie wolno nam nic zrobić bez pozwolenia. I jak tu się dziwić, że Sakura zdziczała i uciekła?

– Po prostu uważam, że to zły pomysł – podszedł do mnie i położył mi rękę na ramieniu. Spojrzałem na niego smutno. – Nie możemy jej pozwalać na takie wybryki.

– To pomożesz mi czy nie?

– Oczywiście, że tak! – fuknął tak jakby oburzony. – Życie Sakurci jest zagrożone. Po prostu korzystam z faktu, że choć raz mam okazję udowodnić, że wcale nie jesteś taki doskonały, a wręcz jesteś głupi.

– Ja ci dam głupi – popchnąłem go na łóżko. Ku mojemu zdziwieniu, obydwoje wybuchliśmy śmiechem.


* * *
 

W posiadłości pana Haruno pomimo obecności wszystkich domowników oraz dwóch gości panowała niezwykła cisza. Być może spowodowane było to niesamowicie ogromnymi wymiarami budynku, a być może zawinić mogła pora poobiednia, w czasie której większość z obecnych oddawała się relaksowi. Wszyscy domownicy zebrani byli w przestronnym salonie. Łączące ich wszystkich relacje – choć skomplikowane – pozwalały uniknąć napiętej atmosfery. Niespodziewanie ciszę przerwał dzwonek do drzwi. Po chwili w progu salony pojawiła się gosposia.

– Panie Ikuo – zwróciła się do zaskoczonego pracodawcy. – Pani Senju...

– Litości – jęknął, wznosząc oczy ku niebu. – Czy ta kobieta nie ma rodziny?

– Tak się składa, że nie – warknęła długonoga blondynka, wpraszając się do pomieszczenia. Komentarz pana prezesa był bardzo nie na miejscu i on dobrze zdawał sobie z tego sprawę. – Musimy pogadać.

– Tsunade, jest drugi dzień świąt – upomniała ją Sayuri, głaszcząc się po brzuchu. – Daj spokój.

– Nie do ciebie mam sprawę skarbie – zagruchała kobieta, z czułością przypatrując się jej coraz bliższej rozwiązania ciąży – więc nie przejmuj się mną.

– Przyjechały do mnie dzieci, czy ta sprawa naprawdę nie może zaczekać choć do jutra? – spojrzał na nią błagalnie Haruno.

– Jeszcze się okaże – fuknęła. Na jej pięknym obliczu malowała się nieopisana złość. – Teraz chodź.

Odwróciła się na pięcie i pogalopowała na swoich skórzanych, czarnych kozakach za kolano w stronę schodów prowadzących na górę. Ikuo westchnął przeciągle, spojrzał na swoją rodzinę i z niechęcią podążył za swoją pracownicą. Wcale mu się nie śpieszyło. Zazwyczaj był zapracowany i bardzo zależało mu na swojej wytwórni. Obecnie przebywał na urlopie, ponieważ potrzebował chwili przerwy. W dodatku zbliżał się termin porodu i to właśnie na Sayuri chciał się najbardziej skupić. Doskonale wiedział, w jakim celu odwiedziła go Tsunade. Od paru dni starał się unikać brązowookiej ze względu na jej nieobliczalność i przebiegłość. Jedynym, co go obecnie zastanawiało było to, od kogo się dowiedziała?

– Mów – poprosił oschle, dopadając ją już w swoim gabinecie.

Pozwoliła sobie usiąść na jednej z dwóch obitych w ciemną skórę kanap, jakie znajdowały się w pomieszczeniu. Miała na sobie – poza długimi butami na wysokim obcasie – ciemne rajstopy w fikuśnie kropki, czarną sukienkę do połowy uda oraz długi kaszmirowy płaszcz koloru kości słoniowej. Z niewiadomych przyczyn nie rozebrała się, co pan Haruno odczytał jako zapowiedź krótkiej wizyty, z czego niezmiernie się ucieszył. Obrzuciła go zuchwałym spojrzeniem.

– Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć o tym, że Sakura wyszła z psychiatryka? – zapytała nieprzyjemnie ostrym głosem, który kłócił się z jego wrodzoną melodyjnością.

– Będąc szczerym? Nigdy – odparł swobodnie. Usiadł obok niej zakładając nogę na nogę.

– Można wiedzieć dlaczego?

– Bo to nie jest twoja sprawa.

– Jak to nie moja?! – wybuchła. Zaczerwieniły jej się policzki i parę kosmyków z blond kucyka opadło na jej twarz. – Jestem jej menedżerką, chyba mam prawo wiedzieć.

– Byłaś nią rok temu – naprostował. Kobieta zacisnęła usta w cienką kreskę. – Moja córka obecnie przebywa na przepustce i odwiozę ją z powrotem do kliniki za tydzień. Oczywiście wszystko zależy od jej zachowania, może się to stać nawet dziś wieczór.

– Co mówią lekarze? – głos miała już nieco spokojniejszy, jednak w dalszym ciągu nie brakowało w nim zawziętości. Musiało jej niezwykle wręcz zależeć na młodej Haruno.

– Że ma psychozę, bo o to ci chodzi, prawda?

Menedżerka odsunęła się gwałtownie od niego. Nie była w stanie pozostać w pozycji siedzącej, dlatego wstała, wciągając powietrze. Rozszerzyła oczy z niedowierzania i przez chwilę wpatrywała się nimi uporczywie w mężczyznę, chcąc jakby zmusić go do odwołania wypowiedzi.

– Jak to psychozę? – wykrztusiła w końcu, chowając dla niepoznaki ręce w kieszenie.

– Głęboka depresja plus narkotyki i zaburzenia więzi nie mogły spowodować niczego innego – odpowiedział z pobłażaniem. Jego wnętrze rozrywał niemy ból, który Tsunade od razu dostrzegła w jego oczach. Mimo tego spostrzeżenia, słuchała dalej. – Mogło być oczywiście gorzej. Lekarze się cieszą, bo to nie schizofrenia, bo wyszła z uzależnia i depresji.

– A ty nie? – z powrotem usiadła obok niego.

– A mało to razy już tak było?! – podniósł nieco głos i poczuł, jak szklą mu się oczy. Powstrzymał jednak wybuch szlochu. – To trzeci raz, kiedy Sakura trafia pod opiekę psychiatrów. Za każdym razem tak się kończy. Jest lepiej, więc wychodzi, a za chwilę i tak wraca do starych nawyków.

– Nie sądzisz, że może tym razem powinieneś jej zaufać? – zapytała cicho. Haruno spojrzał na nią jak na wariatkę.

– Niby jak? Ona jest naprawdę chora, Senju – spuścił wzrok na stojący przed nimi stolik kawowy. – Najgorsze jest to, że nigdy nie przestanie. Do końca życia terapia, lekarstwa... a to wszystko przez tego...

– Przez ciebie i twoją eksżonę? – wtrąciła brązowooka pośpiesznie.

– Nie, przez tego całego Uchihę – warknął z niesmakiem. – Zakochała się w takim gówniarzu, co to wszystkich ma gdzieś i wcale nie troszczy się o nią. Teraz zobaczył, że może coś w niej jest i chce niby wszystko naprawiać, lecz co on może wiedzieć o niej, o jej życiu?

– Wychodzi na to, że dużo więcej od ciebie – wytknęła mu. – Słuchaj, rok temu podróżowałam wraz z całym zespołem i dowiedziałam się o niej trochę z jej własnych ust. Dla niej ten cały Uchiha to jedna z ważniejszych osób w życiu i wierz mi, ufała mu w dużo większym stopniu niż tobie. Opowiedziała mi o tym, co się działo u was w domu przed rozwodem i jak wiele zrobili dla niej Uzumaki i bracia Uchiha. To z nimi dorastała, nie z wami. Moim zdaniem to ty powinieneś się teraz postarać, żeby zaistnieć w jej życiu nie jako ktoś, kto wszystkie problemy zakopuje pod dywan, a jako naprawdę troskliwy ojciec. Możecie przecież iść na terapię, teraz coraz więcej osób się na to decyduje. Zamiast koncentrować się na tym, co było, skup się na tym, co możesz zyskać teraz. Nie masz głupiej córki, Ikuo. I zostaw tego biednego chłopaka w spokoju – założyła nogę na nogę, wygładzając dłonią spódnicę. Haruno spojrzał na nią z niedowierzaniem. – Z tego, co mi wiadomo to dzięki niemu ona jest teraz na przepustce.

– A ty skąd to wszystko wiesz, co?

– Och, proszę cię, mam swoje sposoby – zaśmiała się. – Przecież mnie znasz, dotrę do każdej prawdy, nie ważne jak brudna i zakopana by była.

Pomiędzy nimi przez dłuższą chwilę panowała cisza. Senju istotnie dała Ikuo do myślenia. Być może miała rację. Jego samego również wykańczała myśl o tym, że Sakura przebywa z Sasuke bez jego kontroli, ale wyglądało na to, że nie mogło się to zmienić. Jeżeli jej to pomagało, nie powinien ingerować pomiędzy nich i skupić się na własnej relacji z córką. Tylko jak powstrzymać tę zaborczość i nieufność?

– Przyszłaś tu tylko po to, żeby naprostować mój sposób wychowywania dzieci? – zapytał w dalszym ciągu zamyślony. Blondynka zerknęła na niego z pobłażaniem.

– Oczywiście, że nie. Tylko skorzystałam z okazji, żeby komuś pomatkować – westchnęła. – Lecz istotnie, chodzi mi o Sakurę. Co zamierzasz zrobić z jej karierą?

– Przecież ona zamieszka w klinice, o jakiej karierze ty mówisz? – wywrócił oczami.

„Jak niewiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze” pomyślał.

– Słuchaj, w dalszym ciągu jestem zdania, że powinna spróbować – zaczęła. – Ci ludzie nie chcą bez niej występować i wcale im się nie dziwię, bo w tych czasach każdy umie śpiewać, tylko nie koniecznie wybitnie. Przecież powszechnie wiadomo, że osoby, które mają tego typu problemy powinny wykonywać jakiś zawód i to pomaga im wejść w ramy społeczeństwa. To może być jej wielka szansa.

– Już to kiedyś od ciebie słyszałem i teraz mamy efekty – mruknął sceptycznie.

– Ale wtedy nie wiedzieliśmy, co jej dokładnie jest i nie było farmakoterapii, prawda? – zauważyła. – Powinieneś to przemyśleć.

– A ty, w gruncie rzeczy nie powinnaś rozmawiać o tym ze mną, tylko z jej lekarzami i chyba przede wszystkim z samą Sakurą – zdobył się na smutny uśmiech.

– Poszłam z tym do ciebie, żeby się upewnić, że będę miała twoje poparcie, panie prezesie – zażartowała.

– Punkt dla ciebie – również się zaśmiał. – Kto ma pieniądze, ten ma władzę. Czy to wszystko?

– Tak, o jeżeli mi powiesz, czy w to wchodzisz – wstała i przeszła się w stronę drzwi. Haruno śledził ją uważnym wzrokiem, analizując wszystkie za i przeciw.

– Moja decyzja zależy od Morino i Sakury – odparł i również wstał. Wyszli z gabinetu i spokojnym krokiem udali się w stronę schodów.


* * *


Wierzyć mi się nie chciało, jednak prawdą był fakt, iż spędziliśmy w pogoni za Haruno drugie pół dnia. Z racji tego, że odwiedziliśmy naprawdę dużo miejsc, do których mogła się udać, popadaliśmy w coraz większą panikę i zwątpienie. Najpierw zastał nas ponury zmierzch, bardzo szybki, jak to w zimę, a potem już zupełnie się ściemniło, co nie było pomocne. Byłem szczerze przerażony, choć nie chciałem dać tego po sobie poznać. Wystarczył histeryzujący Naruto, który obecnie biegał wokół mnie i bełkotał coś o tym, że już nigdy jej nie zobaczymy żywej, że na pewno  sobie coś zrobiła i to wszystko nasza wina. Złapałem go stanowczo za ramię, więc się zatrzymał.

– Nie potrafię zebrać myśli, kiedy tak latasz – burknąłem, na co ten prychnął.

– No to co! Ja tu eksponuję emocje, ty nie masz o tym pojęcia – obruszył się. –  Myślisz, że jesteś fajny? Tu nie masz komu zaimponować swoim głupim spokojem, który z resztą jest wymuszony. Na twoim miejscu krzyknąłbym sobie raz, a dobrze. Nie wolno niczego w sobie dusić.

– Zachowaj te mądrości dla siebie i swoich wyznawców, zgoda? – przewróciłem oczami. – Lepiej chodź.

Pociągnąłem go za ramię, dzięki czemu poszedł za mną bez większych oporów. Utrzymywaliśmy całkiem żwawe tempo jak na dwóch palaczy. Obserwowałem ruchliwą ulicę, która ciągnęła się obok nas. Zbliżaliśmy się do dworca autobusowego, już drugi raz w tym dniu. Chciałem go sprawdzić jeszcze raz, tak dla pewności zapytać w informacji. Było prawdopodobne, że jeżeli w ogóle tam dotarła, zapisała się na nagraniach z monitoringu lub kasjerka ją zapamiętała. Przeszliśmy jakieś dwadzieścia metrów w totalnym milczeniu. Błogosławione chwile nie trwały długo. Naruto w końcu zauważył, że nie ma pojęcia dokąd go ciągnę, więc zapytał:

– Sasuke, gdzie idziemy?

– Do domu – odparłem tak spokojnie, że aż sam byłem z siebie dumny. W rzeczywistości chciało mi się płakać. – Tylko najpierw na dworzec.

– Znowu? – jęknął. – Nogi mi odpadają.

– Widzę, że jesteś bardzo przejęty losem Lo – zagadnąłem zgryźliwie. Uzumaki nabrał powietrza w usta.

– Oczywiście, że jestem! – oburzył się. Zerknąłem na niego.

Przypomniał tłuściutkiego krasnala ogrodowego przez swoje dorodnie czerwone policzki, nos i usta. Było piekielnie zimno. W tej samej chwili poczułem mocny podmuch wiatru, który sprawił, że obydwaj przyspieszyliśmy kroku na moment. Jeżeli Sakura była źle ubrana i przebywała na zewnątrz, mogła być już w stanie hipotermii. Tym bardziej mnie to zmotywowało to działania. Gdyby nie stale narzekający Uzumaki, pobiegłbym na ten cholerny dworzec. Miałem takie dziwne przeczucie.

W końcu dotarliśmy do celu. Pomimo tego, że upłynęło już sześć lat od naszej przeprowadzki do Tokio, w tym miejscu nic się nie zmieniło. W dalszym ciągu na środku stała malutka budka obita bladoniebieskimi płytami z plastiku z ogromnym napisem kasy. Z tego co pamiętałem w środku były dwa stanowiska, w których można było nabyć bilety. Niedaleko znajdował się drugi budynek, nieco większy, w którym mieściła się informacja. Wewnątrz siedziała zawsze przemiła (choć jak dla kogo) starsza lub młodsza pani (zależało od dnia), która gotowa była pomóc każdemu (jeżeli mu tylko dobrze z oczu patrzyło i nie śpieszyło mu się). Obydwa obiekty otoczone były metalowymi wiatami, pod którymi koczowały zgaszone autokary. Natomiast za całym kompleksem znajdowała się stacja szybkiej kolejki miejskiej, która była najszybszym bezpośrednim połączeniem ze stolicą. Obecnie tory były jednak zamarznięte, więc pociągi nie kursowały. Na nasze szczęście. Gdyby Sakura zachciała się wybrać tam skmką, byłoby już dawno po nas i pewnie do końca życia byśmy jej nie znaleźli.

Podeszliśmy pośpiesznie do informacji.  Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka, a Naruto za mną. Wewnątrz panowała przyjemna temperatura dwudziestu stopni. Gdzieś na zapleczu grało radyjko, wokół żywej duszy. Innymi słowy sielanka. Nie chciałem jednak dać za wygraną, więc podszedłem do okienka i grzecznym głosem powiedziałem:

– Dzień dobry.

Okazało się, że pani, która powinna obsługiwać klientów zrobiła sobie chwilę przerwy. Wyjrzała zaskoczona z zaplecza i oniemiała na nasz widok. Mogła być w naszym wieku, więc równie dobrze mogła być naszą koleżanką ze szkoły lub potencjalną fanką. Natychmiast się ukłoniła, poprawiła włosy i zajęła stanowisko.

– W czym mogę panom pomóc? – zapytała nieco zawyżonym głosem. Sprawiała wrażenie bardzo przyjacielskiej, a zarazem obowiązkowej osoby. Zdobyłem się na przymilny uśmiech.

– Szukamy koleżanki – odpowiedziałem.

– Jego dziewczyny – dorzucił Naruto, za co zgromiłem go wzrokiem.

– To nie jest moja dziewczyna – mruknąłem. – Problem tkwi w tym, że nie wiemy, czy w ogóle tu dzisiaj była? Czy widziała ją tu pani? – blondyn podał telefon kobiecie, na którym widniało zdjęcie różowowłosej ze wczorajszej kolacji.

– Niestety nie, przykro mi – zrobiła zawiedzioną minę, kręcąc głową.

– Rozumiem – odparłem. – A czy byłaby pani tak miła i sprawdziła dla nas to na monitoringu? 

– Obawiam się, że nie będzie to możliwe. Obowiązuje mnie regulamin i nagrania mogę udostępnić jedynie policji – przeprosiła.

Poczułem jak krew dopływa mi do głowy i ogólnie skacze mi ciśnienie. Odniosłem wrażenie, że właśnie coś straciłem. Nieopisana rzecz wymknęła mi się z rąk bezpowrotnie. Nie miałem już nawet siły jej przekonywać do tego, by nieco nagięła dla nas przepisy. Mierzyliśmy się jedynie wzajemnie spojrzeniami, nie wymieniając się słowami. Bezsilność, którą czułem była niedopisania. Tamta chwila oficjalnie została wpisana do księgi najgorszych chwil mojego życia i to na drugie miejsce. Pierwsze zawsze zajmować będzie moje pobicie Naruto – moment, w którym uczucie za bardzo zawładnęło moim sercem i zrobiłem krzywdę jedynemu przyjacielowi, jakiego kiedykolwiek zdobyłem.

– Dziękujemy pani – spośród ponurych myśli krążących po mojej głowie wybił się głos niebieskookiego. – Poradzimy sobie.

Nim się zorientowałem, Uzumaki wyciągnął mnie z budynku na zewnątrz. Wyrwałem się natychmiast nierozumiejąc, co się dzieje. Spojrzałem na niego wściekle. Jakie "sami sobie poradzimy"? Niby jak? Tamta kobieta była ostatnią deską ratunku, poza nadzieją, że Sakura wróciła do mojego domu samodzielnie, jak gdyby nigdy nic. Mój przyjaciel natomiast wpatrywał się w dal, w stronę graniczących z dworcem nowoczesnych bloków mieszkalnych, które widocznie powstały niedawno, ponieważ nie miałem dotąd pojęcia o ich istnieniu.

– Można wiedzieć, co ty wyprawiasz? – krzyknąłem zdenerwowany. Naruto zwrócił na mnie swoje pobłażliwe lazurowe oczy i wskazał palcem w tamtym kierunku.

– Zamiast się niepotrzebnie wydzierać, lepiej byś się przyjrzał – przedrzeźnił mój zwyczajny ton. – Popatrz tam. Widzisz ten kompleks lokali usługowych na parterze?

– No widzę.

– A widzisz tą jakże przytulnie wyglądającą restaurację po prawej? – miał głos, jakby tłumaczył mi alfabet.

– Tak... mógłbyś do rzeczy? – warknąłem zniecierpliwiony.

– A ty mógłbyś się przyjrzeć? – zdenerwował się. Wytężyłem wzrok niechętnie.

Wewnątrz lokalu świeciło się mnóstwo świateł. Przez przeszklone szyby wszystkie stoliki widać było jak na dłoni. Wewnątrz nieustannie krzątali się kelnerzy, było też kilku gości. Ogólnie rzecz biorąc, po wystroju i nazwie można się było spodziewać kuchni włoskiej.

– Sakura lubi włoskie żarcie, co nie? – zapytał chytrze się uśmiechając.

– Chyba tak – odparłem już nie zdenerwowany, a zaciekawiony.

– Chyba nawet na pewno – pokiwał głową. – A teraz zwróć uwagę na lobby po prawej, tuż przy szybie.

Podążyłem wzrokiem wedle polecenia. W lobby, na jednej z dwóch kanap siedziała kobieta. Wokół niej rozstawione było mnóstwo pustych talerzy i szklanek. Najwyraźniej była bardzo głodna lub siedziała tam większość dnia. Mogła też mieć po prostu za dużo cudzych pieniędzy i wydawać je wedle zachcianek. Dodam, że choć dzieliła nas od niej spora odległość ja stąd dostrzegałem ten różowy łeb i świdrujące nas kocie oczy zatopione w zieleni. To. Była. ONA.

– Zabiję ją – syknąłem i wyprułem nerwowym krokiem w kierunku knajpy.

– Sasuke! – zawołał Naruto, próbując mnie dogonić. – Nie cieszysz się? Znaleźliśmy ją w końcu.

– Niby z czego? – burknąłem. – Siedziała tam pewnie cały dzień i się obżerała za moje pieniądze, nawet nie raczyła zadzwonić i nas poinformować o swoich zamiarach, pomimo tego, że ukradła mi telefon. Nawet nie pomyślała o tym, co ja czuję. I teraz może się na mnie patrzeć tymi swoimi ślicznymi oczami i nawet mnie błagać o litość najpiękniej jak umie, ale to nic nie zmieni. Wkurwiłem się.

– Łaaaaał, przyjacielu spokojnie – uśmiechnął się, w końcu mnie doganiając. – Cieszy mnie twoja przemiana.

– Jaka znowu przemiana? – uniosłem brwi.

– No bo przez cały dzień byłeś taki och i ach i jestem Werterem, idę się zabić, nie ma mojej Lotty i chuj mi w dupę – zaśmiał się. – A teraz w końcu wrócił dawny ty, rozsądny, okropnie szczery chłopak. W końcu widzę tą twoją miłość.

– To wcześniej nie było to jasne? – uśmiechnąłem się połowicznie. Dotarliśmy do drzwi. Otworzyłem je i z impetem wparowałem do środka.

– Chodzi mi o to, że w końcu kochasz mądrze, rozumiesz? – zamrugał, przytrzymując sobie drzwi. Owinął nas zapach dobrej pizzy i bazylii. Przy okazji, dobrze było wiedzieć, że w mieście otworzono nowy lokal, w którym pachniało świetnym jedzeniem. Poczułem, że jestem głodny jak wilk. To przez to bieganie i nerwy. – Sakura! – zawołał do zielonookiej.

Obydwaj spojrzeliśmy na dziewczynę, Uzumaki radośnie, zaś ja wściekle. Ona również zwróciła na nas swoje oczy, z tym, że wyrażały one raczej zdziwienie na nasz widok. Miała na sobie szary bawełniany golf z dziurami na ramionach, w którym wyglądała całkiem kobieco. Na moją ocenę wcale nie miał wpływu fakt, iż niezwykle dokładnie opinał on jej obojczyki, piersi oraz szczupłą talię. Jakaś część mózgu pozwoliła sobie na minimalną fantazję na temat tego, co miała na dole, lecz większą uwagę skupiłem na tym, by jej nie zabić. Wbrew samemu sobie, ale za to w imię zdrowego rozsądku, podszedłem do baru.

– Dzień dobry – powiedziałem chłodno. Dzień wcale nie był dobry, choć od dłuższego czasu planowałem go tak, żeby był.

– Dobry wieczór – odpowiedział kasjer, zezując wymownie na ogromny zegar ścienny, który zdobił nadproże restauracji. – Co podać?

– Ta dziewczyna w rogu to długo tu siedzi? – zapytałem bez ogródek, rozpinając kurtkę.

– Cały dzień – wzruszył ramionami. – Zaczynam zmianę o dwunastej i ona już tu siedziała. Widziałem, że jeszcze dojadała jeden z naszych zestawów śniadaniowych, potem zamówiła kawę. Około szesnastej domówiła chowder z halibuta i risotto z kurczakiem i dynią. Teraz skończyła jeść deser dnia. Czemu pan pyta?

– To moja koleżanka, szukamy jej z kolegą cały dzień – wyjaśniłem. – Brała jakieś pigułki lub tabletki?

– O tak! – pokiwał głową. – A nie powinna?

– Powinna, dzięki – zastukałem palcami o blat, odwracając głowę w stronę przyjaciół. Naruto siedział obok Sakury i coś pieczołowicie jej tłumaczył. Czyli suszenie głowy mogłem sobie darować, cudownie.

– Może coś podać? – zagadnął mężczyzna za mną. Z powrotem zwróciłem na niego uwagę. Po zaserwowanej łososiowej zupie u Uzumakich nie jadłem nic, a dochodziła już osiemnasta. Rzuciłem okiem na kartę dań, które celowo przyklejona była do blatu.

– Zgoda – mruknąłem. – Dużą pizzę. Jak najwięcej pomidorów, ostrych papryczek i innych pikantnych warzyw.

– Jasne – wystukał coś w dotykowym panelu, który zastępował mu notes. – Dodać mięso?

– Jak najbardziej – uśmiechnąłem się. Naruto i Sakura nienawidzili ostrego jedzenia, więc miałem pewność, że zrobię im na złość.

– Mięso mielone? Salami? Drób?

– Do uznania – uśmiechnąłem się pobłażliwie. – Nie znam się na komponowaniu potraw.

– A piosenek? – zapytał podejrzliwie. Czyli mnie rozpoznał. Puściłem mu oczko, milcząc. – Co podać do picia?

– Dwa piwa – wyciągnąłem z kurtki portfel. – Będę płacić kartą.

– Nie ma sprawy – podał m terminal. Kiedy dokonała się transakcja, odwróciłem się na pięcie i udałem się w stronę lobby, które okupowali moi przyjaciele.

Zastałem ich w dziwnym stanie zadumy. Naruto siedział z ręką przerzuconą nad miejscem, w którym siedziała różowowłosa. Jego oczy pełne były zarówno osłupienia, jak i fantazji, utkwione w bliżej nieokreślonym punkcie, a usta rozdziawione, zupełnie, jakby widział coś niezwykłego pierwszy raz w życiu. Sakura natomiast siedziała z łokciami opartymi na blacie i wpatrywała się w szybę, zamyślona i roztargniona. Wydała mi się niezwykle łagodną i niewinną osobą, nawet pomimo moich zszarganych nerwów. Zająłem miejsce na kanapie na przeciwko tej dwójki rozebrawszy się z kurtki. Zielonooka spojrzała na mnie wyrwana z letargu. Zauważyłem jak jej ogromne, mądre oczy najpierw przyglądają się uważnie mojej zamkniętej twarzy, a potem suną dół ogarniając moją klatkę piersiową oraz zaplecione na niej ramiona.

– Dobrze ci w tym kolorze – powiedziała w końcu. Jej głos obił się echem od ścian i przywiódł mi na myśl fragment kołysanki. Był zupełnie jak melodia; delikatny, ale i wyrazisty zarazem.

– Nie szata zdobi człowieka – odparłem chłodno. – A ty powinnaś najlepiej o tym wiedzieć – gdy to powiedziałem, zadrżały jej usta i powieki. Ujmujący widok.

– Naruto powiedział, że szukałeś mnie cały dzień – zmieniła temat, spuszczając wzrok na moje ręce.

– Owszem – skinąłem głową, nachylając się w jej stronę. Spojrzeliśmy sobie prosto w oczy. Lo sprawiała wrażenie, jakby chciała odwrócić twarz, lecz coś jej na to nie pozwalało. Jeżeli to byłem ja, to właśnie z nią wygrałem. – Tak samo, jak cały dzień zastanawiałem się, co ci strzeliło do głowy. Nie sądzisz, że to, co dzisiaj odwaliłaś było dziecinne? Jeżeli chciałaś sobie urządzić spacer po mieście, wybrać się gdzieś na wycieczkę lub po prostu ruszyć się z domu, mogłaś mi powiedzieć. Nie po to walczyłem o ciebie z twoim ojcem i Morino, żebyś robiła takie numery, rozumiesz?

– Naruto już cię uprzedził z kazaniem – fuknęła niespodziewanie. Zerknąłem na blondyna. On również na mnie patrzył z nieopisaną radością w oczach. Chyba miałem w nim oparcie.

– Nie chcę ci robić kazania, nie jestem ani twoim ojcem, ani twoim nikim – skwitowałem krótko.

– To po co mi to mówisz? – odsunęła się na bezpieczną odległość.

– Bo mnie wkurwiłaś – mruknąłem, patrząc na nią wilkiem. – Zachowujesz się jak rozkapryszona księżniczka. Niby jesteś wszystkim wdzięczna za pomoc, ale każdego z osobna traktujesz równocześnie jak swojego wybawcę i wroga. Zastanów się, co robisz. 

– Myślałam, że mi ufasz – w jej oczach pojawiły się łzy. Jednocześnie zaczerwieniły jej się usta i policzki. Zabolał mnie ten widok, jednak nie mogłem się cofnąć. Takim ludziom nie powinno się ulegać. Musiała zrozumieć, że pewnych rzeczy nie wolno było jej robić.

– Też tak myślałem – uśmiechnąłem się łobuzersko. – Ale po dzisiaj wiem, że się myliłem.

– Sasuke – jęknęła ocierając łzę. Jak bardzo ciężko było mi patrzeć na nią w tym stanie wiedziałem jedynie ja sam. Dla jej własnego dobra musiałem być twardy.

– Wiecie co? – wtrącił Naruto. – Skorzystam z okazji i pójdę do kibla. I może po podrywam kelnerki – zaśmiał się, puszczając do mnie oczko.

Wstał, poczym szybko się zmył. Odprowadzałem go od niechcenia wzrokiem, dając dziewczynie szansę na dojście do ładu z samą sobą. Szczerze powiedziawszy, byłem mu wdzięczny. Szykował się ważny moment w rozmowie i mój przyjaciel doskonale wiedział, że przy nim zachowam się inaczej, niż jakbym został sam na sam z Sakurą. Uzumaki naprawdę był moim najlepszym przyjacielem.

– To boli – chlipnęła, oplatając się ramionami.

– Nie masz pojęcia o bólu – wyperswadowałem otwarcie. Otworzyła szeroko oczy i zrobiła minę, jakby mi niedowierzała.

– Słucham? – już nie płakała. Była nieco oburzona. – Jak śmiesz? Całe moje życie to jedna wielka porażka, ból i łzy. Nikt się mną nie przejmował, wszyscy mieli mnie głęboko w dupie, a ty najmocniej z nich wszystkich, choć to ciebie najbardziej potrzebowałam. A widzisz to? – walnęła otwartymi dłońmi w stół i uniosła się na nich. Odsunęła kołnierz golfa pokazując mi długą brązową bliznę tworzącą na jej bladej gładkiej szyi drugi uśmiech.

– Dla mnie nie ma znaczenia, ile razy próbowałaś się zabić lub jak głęboko się pocięłaś – odparłem poważnym tonem. – Głęboko wierzę w to, że naprawdę nie masz pojęcia o bólu. Nie kwestionuję tego, że kiedykolwiek go odczuwałaś, bo w końcu coś cię do tego wszystkiego zmusiło. Chcę ci tylko powiedzieć, że to, co dzisiaj przeżyłem, martwiąc się o ciebie było o niebo większe od tego wszystkiego, co ciebie spotkało przez całe życie kobieto.

– Że niby się o mnie martwiłeś? – uniosła do góry brwi.

– Właśnie – pochyliłem się i złapałem ją za nadgarstek. Był taki kruchy w porównaniu do mojej ręki. – Ty nie masz o tym pojęcia. Jesteś skoncentrowana tylko na swojej krzywdzie i nie wiesz, jak to jest się o kogoś troszczyć, bo sama wszystkich masz gdzieś.

– Nie zgodzę się z tobą – zarumieniła się. – Ciebie nie mam gdzieś. Nigdy nie miałam.

– Ale swoim dzisiejszym zachowaniem pokazałaś, że kompletnie nie przejmujesz się tym, co czują do ciebie inni – pociągnąłem ją za rękę do siebie. Gruchnęła z głośnym jękiem łokciami o blat. Kątem oka widziałem, że kasjer zniknął już dawno na zapleczu, a inni klienci byli zbyt daleko, by nas zobaczyć. Będąc pewnym tego, że nikt nie zwrócił na nas uwagi mogłem w pełni skoncentrować się na Haruno. Bez cienia skrupułów obarczyłem Lo najuważniejszym spojrzeniem, które zawsze przyprawiało ją o wypieki na twarzy. I tym razem osiągnąłem zamierzony efekt – rumieńce różowowłosej były tak widoczne, jak kolor jasnej fuksji na jej wargach. Cudowny widok.

– Co ty wyprawiasz? – oburzyła się.

– Tłumaczę ci, o co mi chodzi – odpowiedziałem tak spokojnie, że aż sam siebie zaskoczyłem. – Tyle się napracowałem, żebyś tu teraz była. A ty co?

– A ja jestem ci bardzo wdzięczna – zdobyła się na nieśmiały uśmiech. – Przepraszam.

Uniosłem wolną dłoń i dwoma palcami dotknąłem jej nieskalanego zmarszczkami czoła. Mądra dziewczynka. Puściłem ją, jednak ona nie zmieniła pozycji. W dalszym ciągu nachylała się w moim kierunku. Zupełnie nieświadomie i nie z własnej winy przeniosłem wzrok na jej nieco opadające piersi. To było jak odruch bezwarunkowy, który zawładnął mną na ułamek sekundy.

– Co ty wyprawiasz? – zapytałem cicho.

– Myślałam, że ci się taka podobam – związała usta w supełek. – Biorąc pod uwagę to, co zrobiłeś wczoraj w nocy, kiedy tylko znalazłam się zbyt blisko...

– Nie próbuj mnie kokietować – byłem całkowicie poważny. – Nadal mam ochotę wziąć cię za ten różowy łeb i...

– I co? – zamrugała. Niemożliwa baba.

– I nic. Nie wyobrażaj sobie niczego – odparłem. Cofnęła ręce z miną bez wyrazu i usiadła z powrotem na swoim miejscu. Dopiero wówczas dostrzegłem, że na stole leży kilka rzeczy które były mi znajome.

Po pierwsze mój telefon, z podłączonymi do niego moimi słuchawkami. Nadal grała muzyka. Pozwoliłem sobie wziąć go do ręki. Dotknąłem ekranu, chcąc zobaczyć, co to za kawałek. Uśmiechnąłem się, widząc moją nową piosenkę, która jeszcze nie trafiła do komercji W moim świecie*.

– Mam wrażenie, że to takie podsumowanie – szepnęła. – Twojej historii rzecz jasna.

– To o tobie.

– Och wiem – zaśmiała się stukając palcami w blat. – Nie trudno było mi się domyślić. To bardzo ładna piosenka. Chciałabym, żeby tak się naprawdę stało. Autentycznie przedstawiłeś tam mnie i ciebie.

– Też bym chciał wcielić to w życie – mruknąłem. – Jednak rzeczywistość jest inna.

– Zrób tak, jak ja – przeczesała dłonią włosy. – Wymyśl własną. Tam będziemy mogli być razem bez przeszkód.

– Skąd wiesz, że ja chcę? – zmrużyłem oczy.

– A niby jaki jest inny przekaz tej piosenki? – pokręciła głową. – Wbrew pozorom łatwo cię rozgryźć, Sasuke. Szczególnie, że mówisz wszystko wprost, kiedy coś komponujesz.

Odłożyłem telefon i słuchawki na blat i wziąłem drugą rzecz. Niezmiernie ucieszył mnie fakt, że ją tu zobaczyłem. Był to notes, obity w imitację skóry w różowym kolorze. Sakura dostała go wczoraj pod choinkę ode mnie. Kiedy go tylko zobaczyłem na wystawie w sklepie papierniczym, który mieścił się w mojej kamienicy od razu o niej pomyślałem. Chciałem by wróciła do swojej pasji i otworzyła dzięki niemu nowy rozdział. Napisałem jej nawet to w dedykacji na pierwszej stronie. I rzeczywiście tak się stało. Następna była zapisana już charakterem pisma zielonookiej.

Czy warto było szaleć tak – przez całe życie?
Czy warto było spalać się – jak ja?
Czy warto było kochać tak – aż do bólu?
Czy mogę odejść w sobie już – bez żalu”**.

Przeczytałem cały tekst. Był genialny. Zrozumiałem zamiar dzisiejszej ucieczki Sakury. Po prostu potrzebowała pomyśleć nad swoim życiem, naprawiać je nieco. Spojrzałem na nią spokojny. I ona patrzyła na mnie niepewna mojej oceny. Może nie była aż taka zła, jak dałem sobie dzisiaj wmówić. Jedno wiedziałem na pewno – to był moment, w którym nie mogłem jej zostawić. Zdecydowałem. W tym, czy innym świecie; bez różnicy. Pragnąłem przy niej zostać, bez względu na wszystko. Nachyliłem się i dotknąłem jej policzka. Reszta nie miała znaczenia, kiedy wiedziałem, że chciała się starać dla siebie i dla mnie.


*
 

I gdybym nie miał kilku cech o których wiem
Pewnie podszedłbym do ciebie w ten smutny szary dzień
Czułem, że czujesz to co ja, może się mylę
Czułem tak, gdy spojrzeniami spotkaliśmy się przez chwilę
I w moim innym świecie jesteśmy blisko
Ale tu bałem się, że mi pozwolisz spieprzyć wszystko

W moim innym świecie jest inna prawda
Tu ciebie nie ma, to tylko wyobraźnia
I może dobrze, że los nie postawił na nas
W tym czego szukam nie ma nic prócz rozczarowania

Choć w moim innym świecie jest inna prawda
Tu ciebie nie ma, to tylko wyobraźnia
I nawet jeśli miałem rację to już poszłaś
I nigdy się nie dowiem, bo nigdy cię nie spotkam

W moim innym świecie możemy gadać do rana
I rozumiesz mnie bezsprzecznie i jemy wspólne śniadania
I należysz do mnie, choć to nie kwestia posiadania
I czujemy się bezpiecznie jakby cały świat był dla nas
W moim innym świecie nawet gdy jest ciężko
Tylko razem zawsze lądujemy miękko
I łączy nas namiętność, z której mogą szydzić
Lecz dopóki jesteś ze mną nie mamy się czego wstydzić
W moim świecie jesteś ze mną nawet gdy mamy kryzys
Bo pamiętasz tak jak ja, że to jest kwestią decyzji
Spotykam ciebie znów, patrzysz na mnie i widzisz, że
Czuję to co ty albo któreś z nas się myli
Palę papierosa i patrzę w twoje oczy
Myśląc, że to piekło w mojej głowie nigdy się nie skończy
W moim innym świecie planujemy przyszłość
Ale teraz nie ma cię, chyba właśnie wyszłaś*.
 
 
Witajcie.
W trakcie ferii, które dzisiaj niestety dobiegły końca udało mi się skończyć rozdział. Trochę dużo piosenek, które – mam nadzieję – przypadną Wam do gustu tak,  jak mnie. Dziękuję Kodomo i Ansin za pozytywne komentarze – jesteście prawdziwą motywacją. Do następnego!

*– „W moim świecie” Pezet
** – „Kiedy powiem sobie dość” Agnieszka Chylińska

Tytuł: „W mojej wyobraźni” Sulin

 

Cierpiąca Nanase

 

6 komentarzy:

  1. Trafiłam na Twojego bloga przypadkiem i w sumie zaczęłam go czytać od tyłu xD zaczęłam od tego rozdziału, ale tak mnie zaintrygował, że musiałam przeczytać od początku. Bardzo fajnie przedstawiłaś 'rozwój' wszystkich bohaterów od początku pierwszej serii do tego rozdziału:) Mogę Ci śmiało powiedzieć albo raczej napisać, że będę tu zaglądać i czekać na następny rozdział :D
    PS: Tekst Naruto o Werterze-mistrzostwo świata xDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj :3
      Tak miło słyszeć, że zdobyło się nowego czytelnika i to jednym rozdziałem. Mam nadzieję, że się nie zawiedziesz i zostaniesz do końca. Ta wypowiedź o Werterze to jedna z niewielu w tym rozdziale, która jest autentycznie moim własnym cytatem z życia wziętego, więc tym bardziej miło mi słyszeć, że Ci się spodobała :)
      Pozdrawiam, Nanase ^^

      Usuń
  2. Ojaciepanie.
    Witam senioritę i jej nowy rozdział, na który czekałam. Serio. Jak wypuszczasz nowy chapter, to mam wrażenie, że doczekanie zakończenia tej historii to jedyny powód dla którego, jeszcze nie skoczyłam skądś tam pod coś tam, aaale potem przypominam sobie jeszcze o istnieniu czekolady karmelowej i moje plany samobójcze idą się jebać. (teraz masz motywację, żeby szybko nie kończyć tej historii, bo będziesz mnie miała na sumieniu. nie dziękuj <3)
    Dobra, przechodząc do tematu to nie wiem czemu, ale ta cała sprawa ze zniknięciem Sakury mnie od początku śmieszyła. W sensie, nie te poszukiwania, które swoją drogą były dość zabawne, a tekstem o Werterze wygrałaś universum (XD), a sam fakt, że chora psychicznie kobieta, bez, jak mogłoby się wydawać, pojęciu o wielkim strasznym świecie w którym każdy wilk po zmroku staje się potencjalnym zabójcą i gwałcicielem, a myśliwy zamiast cię wybawić tylko się dołączy, wychodzi z domu. Zrobiło się troszkę niebezpiecznie, ale ja zawsze wracałam do domu ciemnym laskiem zamieszkiwanym przez moich kumpli - meneli alkoholików po 21, więc w sumie nie ma się co dziwić, że troszkę mnie to rozbawiło. Takie tam już moje skrzywienie rzeczywistości.
    Przez cały czas się zastanawiałam, czy oni wpadli na pomysł, żeby zadzwonić do Sasuke z telefonu Naruto, bo a nuż by odebrała XDD. Znaczy to nie tak, że ja ich mam za idiotów, czy coś. Czy coś... no nie ważne.
    Tak w ogóle to w końcu wygarnęłaś, a tak właściwie nie Ty, tylko Tsunade, tej małej kurewce aka ojcu Sakury, że tak naprawdę powinien się zamienić z córką na miejsca, bo to on jest gównem w tym związku. Nadal go nie lubię i nadal jestem za tym żeby został, bo Sakura musi mieć skądś hajs. Podobno jestem materialistką.
    Tak się teraz zastanawiam, jak Sasuke odda Sakurę. Przecież to będzie dla niego większy horror egzystencjalny, niż te całe dzisiejsze poszukiwania.
    Jezu, ja nie wierzę, że on ją odda, no nie ma bata. Schowają się gdzieś i chuj. Powiedz im, że mogę ich przenocować w piwnicy, tak jakby szukali kryjówki. I coś jeszcze chciałam napisać, ale nie pamiętam już co, omg powinnam się leczyć. Możesz mi sprzedać numer do Morino XD
    Teraz tak szybko w odpowiedzi, naprawdę się cieszę, że moja dociekliwość i 'lekkie' zakrzywienie postrzegania świata (delikatnie to ujmując) sprawia Ci radochę <3 od razu milej się spędza wieczór, wiedząc, że jest ktoś kolejny, kto widzi w tobie potencjalnego towarzysza do rozmowy. Mogę Ci tak po cichu zdradzić, że prawdopodobnie, jak zepnę dupę i w sumie jeszcze nie wiem kiedy i czy w ogóle, ale będziesz miała okazję się ze mną skonfrontować, ale Ciii. To niespodzianka + niczego nie obiecuję (to po co to piszę) XDDD
    W każdym razie znowu się rozpisałam i znowu życzę Ci weny i wgl wszystkiego dobrego <3
    Trzymaj się tam cieplutko
    Buziaki, Kodomo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No hej :3
      Dawno się nie widziałyśmy :3333
      Wierz mi, gdy tylko zobaczyłam KODOMO, a zaraz potem "Ojaciepanie" ryknęłam śmiechem, choć był środek nocy xDD Nie potrafię wyjaśnić, co takiego w sobie masz - jedno słowo, a raczej zdanie bez jednej spacji i ja płaczę ze śmiechu. No ale do rzeczy...
      Czekałaś? A widzisz tę datę tam na górze? Trochę się spóźniłaś wiesz? Premiera była już dawno!
      Widzę, że wszyscy kochają tekst o Werterze i tak serio - ja to kiedyś naprawdę powiedziałam do swojej psiapsi xD
      Sakura po prostu potrzebowała rozruszać stare kości, okej?! xD I nie, nie wpadli na to, żeby zadzwonić. Uwierz, mnie też to zaskakuje i do tej pory dziwi.
      A co do SS to Ci nic nie powiem, bo to by był już za duży spoiler. Domyśl się :3
      Po tym komentarzu jeszcze bardziej odczuwam lekkie pokrewieństwo dusz (xd), w sensie wyczuwam, że myślimy podobnie. "Lekkie zakrzywienie postrzegania świata" się ceni <3
      Jestem ciekawa tego, co szykujesz. Mam nadzieję, że nie chcesz nikogo zabić. Tak, czy siak niespodzianka to niespodzianka, więc nie zdradzaj zbyt wiele.
      Ja również życzę Ci wszystkiego dobrego i dużo karmelowej ^^
      Buziole, Nanase

      Usuń
  3. Boże, Ciepiąca .
    JA myślałam,że ludzie już z tym skończyli ,że wszyscy są tacy jak ja i porzucają blogi w imię..czegoś.
    Czytałam komentarze na moim starym blogu -funkcjonowałam jako Shana. I ty cały czas uparciuchu przez długi czas informowałaś mnie o nowościach. Weszłam- z ciekawości . I zobaczyłam datę. Nie mogę uwierzyć,że wytrwałaś tyle. Jako jedyna pokazałaś mi jakie błędy popełniłam ( aitakunaru-no-shoudou.blogspot.com ) i cholera jasna,aż mi głupio.
    Podziwiam Cię, jesteś niesamowita.
    Obiecuję,że będę stałym czytelnikiem ( chociaż w maju będzie ciężko ).
    Informuj mnie proszę (tym razem się nie poddam ) u mnie : to-the-bitterend.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Matko Bosko Kochano!
      Shana! Dziecko... TY ŻYJESZ?!
      Kiedy zaczynałam czytać Twój komentarz myślałam sobie "Fajnie, jakaś nowa"... a tu się okazuje, że Ty wcale nie jesteś nowa!
      Wybacz, ale jestem z tego gatunku ludzi, którzy nie zostawiają swojej pasji i czegoś, co sprawia, że jest się docenionym nawet dla najwyższych idei, najważniejszych osób i innych takich. Dlatego zostałam, bez względu na to, że - jak słusznie zauważyłaś - wszyscy odeszli. Blogowa ekipa SS się zmieniła. Oczywiście niektórzy zostali, jednak zmiany to naturalna kolej rzeczy, więc chyba nie ma w tym nic niezwykłego.
      Z tymi błędami to tak samo wyszło. Chciałam, żebyś była lepsza i tyle, bo to był jedyny minus tamtej historii, naprawdę :)
      I wcale nie jestem niesamowita. Przynajmniej ja tak nie uważam. Po prostu kocham pisać i będę to robić, dopóki pewnego dnia się nie obudzę i nie powiem sobie "Ok, zrealizowałaś się tutaj. Teraz szukaj czegoś innego". Choć ostatnio mam wrażenie, że to nie nastąpi nigdy xd
      Trzymaj się cieplutko, Nanase

      Usuń