Jak cię opisać?
Jak oddać całą twoją osobę w jednym akapicie? Zdaniu?
Słowie? Myśli? Kropce?
Sprawić byś żyła prawdziwa i pogodzona ze sobą choć na
kartkach papieru.
Jeżeli miałoby ci to pomóc, proszę bardzo, zostanę.
Jeżeli miałoby ci to pomóc, proszę bardzo, zostanę.
Jeżeli jakimś dziwnym trafem znów spojrzysz na mnie jak
na kogoś, kto jest dla ciebie ważny, dla kogo chcesz się starać, zostanę.
Jeżeli zaplanujesz naszą wspólną przyszłość i będziesz do
niej dążyć, pomogę ci i zostanę.
Lecz jeśli kiedykolwiek poczujesz się znów przeze mnie
źle i zechcesz się zabić, odejdę.
To właśnie cała ty. Jesteś jak dwie strony tego samego
medalu. Biała. Czarna. Albo jest dobrze, albo jest źle. Najgorsze w tobie jest
to, że teraz nie sposób odgadnąć, co jest czym. Nie potrafisz być Szara.
Doskonale wiesz, że nienawidzę się doszukiwać, domyślać,
wtrącać i narzucać. Jednak widząc cię na skraju załamania nerwowego
równocześnie zaprzeczam sam sobie, bo nie potrafię tylko biernie stać i
obserwować, jak sama zapętlasz się we własnych lękach i wspomnieniach.
I reszta może sobie mówić, że trafił swój na swego.
Reszta może sobie mówić, że taka najbardziej mi się
podobasz, że tylko to mi się w tobie zawsze podobało.
Reszta zawsze będzie mówić tylko to, co sami myślą. Nigdy
nie wedrze się ani do mojego, ani do twojego mózgu, świadomości i nie zobaczy
tego, co my.
Gdybym mógł, zabiłbym ich wszystkich. Nie tyle dla
ciebie, co dla mnie samego. Mam dosyć tych reguł, norm; stale czegoś się ode
mnie oczekuje i obrywam, robiąc w zgodzie ze sobą. Dlatego chciałbym ich
wszystkich zabić. Zostawiłbym tylko ciebie i mnie. I razem zbudowalibyśmy nasz
własny, nieskalany tymi niezrozumiałymi zasadami świat.
Dla mnie przecież nie musiałabyś się zmieniać. Mogłabyś
być sobą. Czasami myślę, że może gdyby oni wszyscy zginęli, ty z powrotem
wróciłabyś do normy i byłabyś taka, jak wtedy, gdy się poznaliśmy. Niewinna i
nieskalana całym tym złem (a przynajmniej nie w takim stopniu, jak potem).
Kto wie, czy i wtedy byłabyś mi tak oddana, jak przez te
wszystkie lata?
A gdybyś jednak poszła po rozum do głowy już wtedy, może
nie cierpiałabyś tak bardzo? Może nigdy nie chciałabyś zrobić sobie krzywdy? Pokonałabyś
wszystkie przeciwności losu, które podsyłał pod twe chude nogi przewrotny los.
Na pewno.
Jesteś, wbrew pozorom, niezwykle silna. Może nie bezpośrednio
na psychice, lecz na duchu. Parę razy zajrzałaś przecież śmierci w oczy. I zawsze
wracałaś. Być może to tylko zrządzenie przypadku. A może to coś, o czym ty nie
wiesz, a z czego ja doskonale zdaję sobie sprawę od samego początku.
Taka całkiem logiczna prawda o twoim życiu.
*
Przekręciłem
się na drugi bok. Spanie na podłodze od dawna należało do rzeczy, które zwykłem
robić kiedyś, dlatego teraz z moich ust wydobył się bardzo bolesny jęk. Przez szeroką szczelinę pod łóżkiem widziałem
drugą stronę pokoju. Panowała tam zupełnie inna czystość, niż jakby
rzeczywiście pokój ten należał do mnie. Widząc odbijające się w lustrze
ciemnych paneli meble poczułem dziwne ciepło na sercu. Chciałbym znów być
szczeniakiem. Przeniosłem spojrzenie nieco bardziej w górę, na sprężyny
podtrzymujące moje niby dwuosobowe łóżko, stojące na środku pokoju.
Wylądowałem
na podłodze, ponieważ ustąpiłem miejsca Sakurze. Oczywiście zapewniała, że to
ona jest tu gościem i nie ma prawa mi zabierać miejsca do spania. Zirytowany
tym oporem zamknąłem jej usta krótkim "nie dyskutuj", a zanim zdążyła
jeszcze się zebrać na odwagę, przewróciłem ją na nie i szczelnie opatuliłem
kołdrą. Zgasiłem światło, poklepałem ją po mokrej od wody głowie i położyłem
się na macie bez słowa. Wszystko działo się w takim tempie, że naprawdę nie
miała szans się odezwać.
Przez
dłużą chwilę wpatrywałem się w spód posłania. Coś mi nie pasowało. Dlaczego
sprężyny nie były ugięte? Czyżby różowowłosa była rzeczywiście leciutka jak
piórko? Zaintrygowany podniosłem się nieco i zajrzałem na górę. Łóżko było
puste.
Wstrzymałem
oddech, tym razem na prawdę zagłębiając się w niepokoju. Podniosłem się z
podłogi i usiadłem na niezaścielonym posłaniu. Dotknąłem ostrożnie kołdry...
była lodowata. To oznaczało, że Sakura musiała wstać już dawno temu. Odwróciłem
twarz w przeciwnym kierunku, chcąc odgonić od siebie natrętną myśl, która
spełniałaby moje największe obawy. Moje oczy natrafiły na regał z książkami,
który zajmował całą ścianę. Przeleciałem wzrokiem po grzbietach.
Czemu
żadna z nich nie mogła mi przynieść odpowiedzi na to, jak pomóc Lo? Niosły w
sobie tyle mądrości, którą wpychałem sobie do pustej jeszcze głowy, jako
nastolatek, jednak wiedza ta okazywała się być bezużyteczna w kontekście moich
obecnych problemów. Jedynym, co mi podpowiedziała to to, że panika nigdy się
nie opłacała. Także ogarnął mnie wymuszony spokój. Choć nie mogłem powiedzieć,
że darzyłem Sakurę jakimś nadmiernym zaufaniem, z pewnością nie byłaby na tyle
głupia i nieroztropna, żeby uciec. Znała konsekwencje każdego swojego występku.
Na jej miejscu, dostając tygodniową przepustkę, zachowywałbym się jak aniołek.
Jednakże... to nie ja miałem psychozę.
Zerwałem
się na równe nogi i złapałem za głowę. Przecież z nią teraz wszystko było
możliwe! Nie mogłem jej ufać za nic w świecie. Haruno będzie chora do końca
życia, bez względu na wszystko wokół. Wypadłem z pokoju i pognałem do łazienki.
Po drodze zajrzałem również do pokoju brata. Przez uchylone drzwi widziałem
szczęśliwą rodzinkę susełków zalegającą w jednym łóżku. Mama i tata na dole, a
na nich dwa rzepy – zaślinione i zapuchnięte. Uświadomiłem sobie, że jeżeli
chciałbym związać się z zielonooką, miałbym małe szanse na taki obrazek. Choć
kto wie... nie! Nie ma "kto wie". Są marzenia i jest rzeczywistość, a
ja będąc realistą powinienem wiedzieć, że życie to nie bajka. Odwróciłem się na
pięcie i dyskretnie zajrzałem do łazienki. Świeciła czystością, bielą,
wszystkim, tylko nie obecnością Sakury. Zawiedziony i coraz bardziej podenerwowany,
zszedłem na dół.
Na
parterze, podobnie jak na piętrze panowała grobowa cisza. Wydawało mi się, że
każdy mój krok jest jak potężny łomot, burzący zastany ład i porządek poranka.
Szedłem jednak przed siebie, uważnie się rozglądając. Niestety w żadnym kącie
nie zauważyłem nawet cienia różowowłosej. Zajrzałem przezornie do gabinetu
ojca, nawet do sypialni rodziców i drugiej łazienki. Wszędzie wiało pustką,
podobnie w kuchni.
– Sasuke?
– usłyszałem za swoimi plecami i niemal podskoczyłem. Obejrzałem się szybko.
Na środku
salonu w skórzanym fotelu, na który narzucony został milutki czerwony pled
siedziała staruszka. Jej czarne niegdyś włosy przyprószone siwizną już od rana
upięte były w wysokiego, starannego koka. Choć twarz kobiety pełna była głębokich
zmarszczek, to jej ogromne czarne oczy błyszczały w świetle okna, niczym dwa
węgielki. Miała na sobie prostą brązową sukienkę z długim rękawem oraz biały
sweterek przeszywany srebrną nicią.
– Babciu,
a co ty tu robisz? – zapytałem, siląc się na pogodny uśmiech. Musiałem wyglądać
jakoś przekomicznie, skoro staruszka, po której odziedziczyłem te mój
nieszczęsny charakterek odwzajemniła go.
– Ech –
machnęła ręką. – Nawet ty zapomniałeś, że sami zaprosiliście starą na święta.
Wszyscy jesteście pochłonięci samymi sobą.
– Nie mów
tak – usiadłem na sofie, żeby nie musiała wysilać słuchu. Bądź, co bądź moja
babunia miała już ponad dziewięćdziesiąt lat.
– Gdzie
się podziała moja mała córunia, razem z którą co roku robiłyśmy nowe ozdoby na
choinkę? Poznała twojego ojca i poszła! – teatralnie machnęła kościstą dłonią w
bliżej nieokreślonym kierunku. – Gdzie się podziały moi wnuczkowie? Ile to lat
robiłam wam wasze ulubione pierożki, bawiłam się z wami w policję, albo w
wojsko? Kiedy ten czas tak uciekł? – zaszkliły się dwa węgielki. Zmarszczyłem
brwi i wykrzywiłem usta w pociesznym grymasie. – Teraz i wy jesteście już
dorośli. Itachi został ojcem... szczerze powiedziawszy, zawsze obstawiałam, że
zostanie on wiecznym kawalerem i całe nadzieje pokładałam w tobie Sasuke – uśmiechnęła
się do mnie rozkosznie. – Bóg chciał inaczej i może dobrze się stało, bo twój
brat chyba nieco zmądrzał. Swoją drogą – jej twarz przybrała nieco bardziej
surowego wyrazu – dziwacznie wybrałeś.
– Co masz
na myśli?
– Ona
jest jakaś... inna.
– Masz na
myśli Sakurę? – staruszka wstała powoli.
– Yhm –
mruknęła. – Chodź, zrobię ci śniadanie.
– Nie
jestem głodny – odparłem lekko, choć doskonale wiedziałem, że nie zamierzała
odpuścić. Kiedy temat schodził na jedzenie, żaden wnuczek nie miał prawa
wygrać, amen.
– Aj nie
gadaj głupot tylko się rusz! – pogoniła mnie. Nie miałem wyjścia i podreptałem
za nią w stronę kuchni.
Babcia
była tak jakby przygotowana. Nastawiła piekarnik i włożyła do niego wigilijną
rybkę. Zaparzyła herbatę, ukroiła mi chleba i usiadła przy stole razem ze mną
czekając na błogosławione piknięcie oznaczające koniec podgrzewania wczorajszej
kolacji. Z racji tego, że zeszłej nocy razem z Itachim zmyliśmy i schowaliśmy
całą zastawę, zdziwiłem się widząc stojące w ociekaczu dwa talerze i szklanki.
Czyżby...
– Babciu,
co miałaś na myśli, że Sakura jest inna? – zagadnąłem czując, że starowinka
może okazać się przydatnym źródłem informacji na temat poszukiwanej przeze mnie
zielonookiej. Spojrzała na mnie uważnie, jednak nie sprawiała wrażenia osoby
zaskoczonej ponownym wypłynięciem tego wątku.
– Z nią
zawsze było coś nie tak – żachnęła się, opierając łokcie na blacie. – Ładna
dziewczynka, widać było, że uzdolniona, ale chude to było jak śmierć. Myślałam,
że ona jest z niejadków, w końcu niektóre dzieci takie są, ale co jej się
podsunęło, to wciągała jak odkurzacz. Próbowałam rozmawiać o tym z mamą, bo
trochę mnie to niepokoiło, ale zawsze mnie zbywała, że to nie nasza sprawa.
Więc nie zrobiłam z tym nic. Ale ty, kochaneczku, to na pewno wiesz, o czym
mówię, prawda?
– Tak – mruknąłem
pochmurniejąc.
– Pewnie
w domu coś...
– Ona ma
czwórkę rodzeństwa, ale jej matka za wszystkie swoje porażki winiła tylko ją.
Nawet ją tłukła. Sakura próbowała tylko zwrócić na siebie uwagę, więc nic nie
jadła u siebie w domu, dlatego chodziła taka głodna. Aż ją to wpędziło w
anoreksję – wyjaśniłem patrząc jej prosto w oczy. Kobieta była wyraźnie
poruszona. – Potem w depresję. Trzy razy ją zamykali w psychiatryku, bo a to
się cięła, a to się chciała z mostu rzucać i dopiero zmądrzała nieco. Ale teraz
jest już za późno.
– Jak to?
Co masz na myśli.
– U
Sakury zdiagnozowano psychozę. Mówię ci o tym w zaufaniu i masz...
– Mój
Boże, co ty mówisz Sasuke? – przyłożyła dłoń do ust. – Jak tak można z własnym
dzieckiem?
– No jak
widzisz można. Jej ojciec też totalnie nawalił, że pozwalał tej babie tak się
na niej wyżywać przez praktycznie całe jej życie. Teraz się obudził i zgrywa
kochającego tatusia, ale prawda jest taka, że tylko ja, Itachi i Naruto tak
naprawdę przejmujemy się jej losem. Ojciec to by ją najchętniej zamknął w
psychiatryku, bo już chyba zupełnie nie wierzy w to, że ludzie się zmieniają.
Myślę, że po prostu się boi, że znowu coś odwali, albo zacznie brać...
–
Narkotyki?! – oburzyła się.
– Och
babciu! Itachi nie jest lepszy, uspokój się – spojrzałem na nią z ukosa.
Zaczerwieniły jej się policzki od emocji.
– Słonko
to, co teraz powiem może ci się nie spodobać, ale wolałabym, żebyś znalazł
sobie dziewczynę z trochę mniejszym bagażem na plecach – wstała, gdy piekarnik
zapipczał.
– Dla
mnie to nie ma znaczenia, chcę jej pomóc – zmarszczyłem brwi, kiedy postawiła
przede mną parującą i smakowitą rybkę. Ponownie usiadła naprzeciwko, wyraźnie
przytłoczona. Nigdy nie zamierzałem zdradzać jej tajemnicy Lo, bo wiedziałem,
że mimo wszystko wolała ją, niż Konan. Musiałem się po prostu dowiedzieć, czy
ją rano widziała, a wywarcie na niej wrażenia wydało mi się najlepszym
pomysłem.
– To
dobrze, że chcesz. Jesteś dobrym człowiekiem Sasuke – dotknęła mojej dłoni. – Lecz
nie zapominaj o sobie. To jest narkomanka i chora psychicznie osoba. Nie możesz
się w to aż tak angażować, nawet jeżeli kieruje tobą "miłość".
– Była
narkomanka – poprawiłem ją. – Która teraz zniknęła. Widziałaś ją dziś rano,
prawda?
Babcia
westchnęła.
– Owszem
– zrozumiała, że nic nie wskóra. – Zazwyczaj budzę się około piątej. Jak już
się, jak to wy teraz mówicie, ogarnęłam, to poszłam do kuchni zrobić sobie
śniadanie, żebym mogła wziąć leki. Wchodzę i siedzi ona, w samej koszulce i
majtkach, a tu przecież zimno w nogi i taka jakaś nieobecna. Nawet mnie nie
zauważyła. Szkoda, że mi nie powiedziałeś, że jest chora, bo może bym cię
obudziła.
– I co
zrobiłaś? – dla niepoznaki pochłaniałem rybę w zastraszająco szybkim tempie.
– Podeszłam
do niej i dotknęłam jej ramienia. Wtedy tak jakby się ocknęła i spojrzała na
mnie w końcu. Była przerażona, a blada, jakby zobaczyła ducha – pokręciła z
dezaprobatą głową. – Powiedziała, że nie mogła spać dłużej. Pomyślałam sobie,
że może jest głodna, więc zrobiłam jej śniadanie. Wyobraź sobie, że zjadła,
poza tym, że podziękowała nie mówiła prawie nic. Potem, jak gdyby nigdy nic
sobie poszła. Myślałam, że po prostu przez te wszystkie lata zapomniała dobrych
manier. Wróciła ubrana i wyszła na dwór.
– Którą
my teraz mamy w ogóle godzinę? – zapytałem odkładając spokojnie sztućce na
pusty już talerz.
– Zbliża
się dziewiąta – odparła babcia, zerkając na zegarek na skórzanym pasku, który
był prezentem ode mnie i od Itachi'ego na tegoroczną gwiazdkę. Zupełnie, jakby
los przewidział, że będę potrzebować jej pomocy.
–
Niedobrze – syknąłem, zrywając się na równe nogi. – Wybacz mi babciu, ale pójdę
jej poszukać. Dziękuję ci.
I
wybiegłem. Liczyła się każda sekunda. Od wyjścia Sakury minęło już parę godzin.
Mogła być dosłownie wszędzie, nawet poza granicami Konohy. Albo w jakiejś
melinie, gdzie spotkała jakiegoś zwyrola, który z tak lekkomyślną i nieświadomą
niczego dziewczyną mógł zrobić... nawet nie chciałem sobie tego wyobrażać.
Wizja Sakury w ramionach innego mężczyzny, który w dodatku pragnąłby jej
krzywdy i cierpienia, nakręcała mnie niesamowicie. Umyłem się i ubrałem w ciągu
góra dziesięciu minut. Wypadłem z domu jak w gorączce.
"Gdzie...
gdzie jest mój telefon?" - pomyślałem, nie czując uciążliwego ciężaru w
żadnej z kieszeni, choć wyraźnie pamiętałem, jak chowałem go do kurtki zeszłego
wieczoru. Szybko domyśliłem się, że to Sakura go zabrała. Tylko po co? Na
szczęście miałem portfel. Otworzyłem go, chcąc sprawdzić, czy nic nie zginęło.
Wcale nie zdziwiłem się, gdy zobaczyłem w nim jedynie kartę kredytową. Nie
miałem jej za złe tej kradzieży. Może umyśliła sobie jakiś całkiem logiczny
plan?
Niebo nad
moim rodzinnym miasteczkiem wbrew prognozom synoptyków wcale się nie
wypogodziło. Słońce ukryte za grubą warstwą ciemnoszarych chmur nie miało nawet
najmniejszych szans na przebicie się. Ponownie coś skojarzyło mi się z Haruno.
Gdy wszyscy są przeciwko tobie... Po paru godzinach poszukiwań i ja schowałem
nadzieję gdzieś w głębi siebie. Po Sakurze nie było nawet śladu, choć
zwiedziłem już pół miasta. W moim umyśle coraz głośniej pobrzmiewała myśl, że nie
dam sobie rady samemu bez samochodu i telefonu. Na dodatek trudno było mi
ocenić, komu mogłem tak naprawdę zaufać. Skąd wziąć pewność, że nie wydadzą jej
w ręce lekarzy, gdy tylko pomogą mi ją znaleźć? Niestety, coraz bardziej
przekonywałem siebie samego, że tylko tak postąpiłbym słusznie i
odpowiedzialnie. Nawet, jeżeli nie chciałem tego dla niej, tak byłoby
najbezpieczniej. Byłem prawdziwie rozdarty.
Jak
powinienem postąpić jako ten, który szczerze ją kocha?
Co do
tego uczucia nie mogłem mieć już wątpliwości, tym bardziej ukrywać go przed
wszystkimi, bo i tak każdy już o tym wiedział. Pragnąłem dla niej wszystkiego,
co najlepsze. Chciałem, żeby była szczęśliwa, lecz jej szczęście oznaczało by
równocześnie zaprzeczenie tego marzenia. Jak ktoś, kto nie dostrzegał swojej
choroby mógłby żyć beztrosko wśród normalnych ludzi?
A może
właśnie ta jej psychika była jak najbardziej w porządku?
Przystanąłem
na chwilę. Opałem się o słup przynależny do jakiegoś domu i przetarłem twarz
zimnymi rękami. Ulicą przechodziło mnóstwo ludzi, jednak żaden z nich ani
trochę nie przypomniał Lo. Chciałem, żeby ktoś mi powiedział, co powinienem
zrobić. Przez całe moje życie zawsze radziłem sobie sam i to mnie się pytano o
rady. Wszyscy znajomi, rodzina traktowali moją osobę jako rozważną i
obiektywną. Chłodne myślenie naprawdę było moją mocną stroną. Aż do teraz. Może
to ja powinienem udać się do psychiatry, bo to we mnie był problem? Od kiedy
postanowiłem jej pomóc wszystko stało się dużo bardziej skomplikowane i mnie
przerosło.
– Sasuke?
– ktoś przystanął przy mnie. Odwróciłem twarz w stronę, z której dobiegał głos.
– Co ty
tu robisz Naruto? – zdziwiłem się, widząc rozbawioną twarz blondyna. Jego
szeroki już uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej, ukazując mi dwa rzędy
śnieżnobiałych zębów.
–
Zadzwoniłeś do mnie – odparł lekko.
– Chyba
ci się coś pomyliło, nie mam nawet telefonu – burknąłem. Uzumaki uniósł wysoko
brwi.
– Nie
telefonem kretynie – teraz to ja wzniosłem brwi ku górze. Co on plótł? –
Dzwonkiem stary, dzwonkiem.
– Jakim
dzwonkiem, o czym ty mówisz? – coraz bardziej mnie irytował.
– Sterczysz
pod moim domem ciemna maso – oburzył się. Obróciłem się z niedowierzaniem.
Rzeczywiście, stałem pod domem Uzumakich. – Dzwoniłeś domofonem przed chwilą.
Byłem tak
pochłonięty obsesyjnymi myślami o Haruno, że nawet nie zauważyłem, gdzie jestem
i że murek, o który się oparłem, był w rzeczywistości tym, w który wbudowany
był dzwonek. Przypał. Spojrzałem na chłopaka. Może to zrządzenie losu, a może
po prostu przeznaczenie, lecz niebieskooki mimowolnie mógłby mi pomóc. Pytanie
tylko, czy nie wziąłby strony reszty?
– Wybacz,
zamyśliłem się – mruknąłem.
– Chcesz
wejść, czy tu dalej zamarzać? – zapytał trochę zbyt kpiąco, nawet jak na niego.
Skinąłem głową i puściłem go przodem.
Kiedy
tylko znaleźliśmy się w środku od razu uderzyła mnie wrzawa rozmów i trzaskania
zastawy. Naruto poczekał, aż się rozbiorę i wspólnie ruszyliśmy w stronę jego
pokoju. Chyba trafiłem w sam środek rodzinnego obiadu. Nim dotarliśmy do
schodów drogę zastąpiła nam Karin.
– Sasuke!
– pisnęła z zachwytem. – Jak miło znów cię widzieć!
– Kobieto
ogarnij dupę, widziałaś go wczoraj – warknął Naruto i odepchnął ją na bok.
Zacisnęła pięści, a w jej wiśniowych oczach pojawił się przebiegły błysk. Mimo
wszystko nie dała za wygraną, ominęła brata i ponownie stanęła przede mną,
prezentując się w całej okazałości.
Choć
istotnie widziałem się z nią zeszłego wieczoru, dopiero teraz tak naprawdę
dostrzegłem fakt jej istnienia, o którym zdążyłem już zupełnie zapomnieć. Miała
zaplecione w dobierańca włosy, który zaznaczał fakt, iż wygoliła sobie pół
głowy. Założyła białą koszulę, która bardzo dobrze na niej leżała i tylko
delikatnie opinała jej biust oraz czarną rozkloszowaną spódnicę do połowy uda.
Jeżeli nie liczyć kapci jednorożców, prezentowała się całkiem korzystnie, jak
na tak irytującego i mendzącego człowieka, jakim była.
– Czemu
zawdzięczamy wizytę? – zagadnęła przymilnie. Poprawiła okulary i popatrzyła na
mnie rozmarzonymi oczami.
–
Przypadkowi – odparłem luźno. Czy ona nigdy nie da za wygraną? Dla mnie zawsze,
ale to zawsze będzie jedynie młodszą siostrą mojego kumpla i naprawdę ciężko mi
było spojrzeć na nią, jak na dziewczynę do wzięcia, choć był taki czas w moim
życiu, że nawet się starałem.
–
Uważajcie, bo będę rzygać – Naruto udał odruch wymiotny. – Przestań już tak
bajerować Sasuke, to zwykła żmija.
–
Spierdalaj stąd głupku – odgryzła się w dalszym ciągu robiąc do mnie słodką
minę. – Nie rozumiesz tak wspaniałego uczucia, które teraz przepełnia moje
serce, tak samo, jak nigdy nie zrozumiesz kogoś tak romantycznego jak Sasuke.
Na miłość
boską, wypowiedziałem tylko jedno słowo.
– Kogo
moje uszy widzą! – rozległ się trzeci głos i niebawem dopadł nas pan Minato.
– Oczy
tato, oczy – poprawiło go równocześnie rodzeństwo.
– Dzieciaki,
przecież ja się tylko tak droczę – roześmiał się głośno. – To miał być taki
żarcik kosmonaucik, rozumiecie?
– Nie –
Karin pokręciła głową z dezaprobatą.
– AHAAAA
– Naruto dopiero teraz zrozumiał i, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, roześmiał
się gromko. Wówczas śmiali się już obydwoje.
– Cóż za
wyjątkowe poczucie humoru – fuknęła oburzona dziewczyna i złapała mnie za rękę.
– Chodź Sasuke, idziemy od tych bałwanów.
– Spadaj
ruda małpo! – mój przyjaciel ogarnął się w trymiga i wyrwał jej moją dłoń. – Sasuś
jest mój i do mnie przyszedł.
I
pociągnął mnie do siebie. Miałem wrażenie, że kłócą się o mnie, jakbym był
zabawką. Zrzuciłem błagalne spojrzenie w stronę ich ojca, który wcale się chyba
nie przejmował moim losem. Na moje szczęście się zreflektował i odchrząknął
znacząco. Rodzeństwo zwróciło na niego uwagę i tym samym miałem okazję wyrwać
się im i odejść na bezpieczną odległość.
– Dziękuję
dzieci za odrobinę szacunku dla ojca – uśmiechnął się do nich promiennie. –
Jaki jest cel twojej wizyty? – zwrócił się bezpośrednio do mnie.
– Chciałbym
porozmawiać z Naruto, o jeżeli jest to możliwe – odparłem w miarę uprzejmym
głosem. – Nie chciałbym przeszkadzać i chyba przyszedłem nie w porę – wymownie
spojrzałem w stronę salonu, gdzie właśnie trwało jakieś ichnie rodzinne
spotkanie.
– Nie
przesadzaj – mężczyzna poklepał mnie po ramieniu. – Zawsze jesteś u nas mile
widziany. Jesteś głodny?
– Szczerze
mówiąc nie mam czasu...
– Czyli
jesteś – przerwał mi. – Karin, odgrzej mu coś.
– Ale co?
– poprawiła zsuwające się okulary.
– Nie
wiem, wykaż się – machnął ręką. – Przez żołądek do serca – rzucił na odchodne i
zniknął z powrotem w salonie. W oczach rudowłosej pojawił się jakiś tajemniczy
błysk, jakby zacięcia i gotowości do walki. Nie minęła sekunda, a ta już
pędziła do kuchni. Ależ ona chciała się mi przypodobać. Zupełnie jej nie
rozumiałem.
– No to
jak już sobie poszła... – zaczął Naruto niezbyt entuzjastycznie, jednak ja po
prostu wszedłem po schodach na górę.
– Po co
te wstępy? – zakpiłem, przechodząc do pokoju blondyna.
– A nie
wiem – podrapał się po głowie skołowany. – Lepiej mów, co cię sprowadziło do
sędziwego przyjaciela.
–
Przypadek – mruknąłem, stając przy oknie, które wychodziło na ulicę przed
domem. Liczyłem na to, że los ponownie się do mnie uśmiechnie.
– No już
przestałbyś być taki tajemniczy – jęknął, upadając jak długi na łóżko.
– Chodzi
o Sakurę – odparłem cicho i posłałem mu lekki uśmiech.
– Nie
przyjęła twoich oświadczyn? – zarechotał, na co ja wywróciłem oczami. – No co
się puszysz? Po tym wczorajszym, jakże namiętnym pocałunku pod twoją chatą,
czegóż mógłbym się...
– Sakura
zniknęła – przerwałem mu.
Na samą
myśl o moim wczorajszym zachowaniu miałem lekką ochotę zapaść się pod ziemię.
Nieco mnie poniosło i doprawdy nie sądziłem, że cały dom będzie nas wtedy obserwować,
zupełnie jak w jakiejś kiepskiej operze mydlanej. Tyle, że Lo wówczas wydała mi
się tak bezczelna i prowokacyjna, że nie sposób było się powstrzymać od
zamknięcia jej jadaczki. Jej reakcja była zachwycająca, bowiem odwzajemniła
pocałunek, na który – będąc szczerym – czekałem od sześciu lat. Podobnie
prawidłowo zachował się jej ojciec, grożąc mi zakazem zbliżania się do niej.
Gdyby nie mój tata i ojciec Naruto prawdopodobnie by mnie zabił. Mi jednak to,
wówczas, wisiało.
– Co ty
gadasz? – wytrzeszczył oczy i poderwał się na równe nogi. – Żartujesz sobie?
– Wierz
mi, chciałbym – westchnąłem, kątem oka nadal kontrolując ulicę.
– Jak to
się stało? – zapytał zmartwiony.
– Kiedy
się obudziłem już jej nie było. Moja babcia rano ją minęła i powiedziała, że wyszła
bez słowa koło szóstej. Od jakiś trzech godzin próbuję ją samodzielnie znaleźć.
Jakieś pomysły? – wyjaśniłem lakonicznie.
– I TY MÓWISZ
MI O TYM DOPIERO TERAZ?! – krzyknął. Na jego twarzy malowała się panika.
– Zamknij
się, nie tak głośno – warknąłem, potrząsając nim. – Słuchaj, mówię ci o tym w
totalnej tajemnicy, rozumiesz? Nie chcę, żeby ktokolwiek się o tym dowiedział.
– TO NIE
ZADZWONIŁEŚ JESZCZE DO MORINO? ALBO NA PSY? – wrzeszczał dalej, a w oczach
stanęły mu łzy. Takiej reakcji się nie spodziewałem.
– Pogięło
cię? Zaraz by ją zamknęli, a na to nie mogę pozwolić. Po co bym ją wyciągał?
– Ciebie
pogięło – nieco ściszył głos. – Pogięło cię do reszty z tej pseudomiłości. Jej
mogło się coś stać, ktoś mógł jej już zdążyć coś zrobić, a ty przejmujesz się
tylko tym, żeby jak najdłużej była przy tobie.
– Wcale
nie – pokręciłem głową zirytowany jak nigdy. – Robię to dla niej. Ona nie chce
tam wracać, rozumiesz?
– A KTO
BY CHCIAŁ? PRZECIEŻ TO PSYCHIATRYK! – ponownie podniósł głos. Miałem szczerą
ochotę mu przywalić. – A w ogóle to nie powinniśmy mówić o Sakurce w
kategoriach "chcenia". Jest chora, i jak widać, kompletnie
nieświadoma swojego zachowania. Złamała warunki umowy Sasuke! Twoja postawa
jest nie fair w stosunku do niej, czaisz? Jest różnica pomiędzy kochać, a
kochać mądrze. Gdybyś...
– Po
prostu chcę jej dać szansę – szepnąłem z zupełnie niespodziewaną delikatnością
w głosie. – Ty z nią nie rozmawiałeś... nic nie wiesz – z powrotem odwróciłem
się do okna.
Ogarnęło
mnie przygnębienie. Mimo małych szans, gdzieś w głębi siebie liczyłem na to, że
Uzumaki zrozumie całą sytuację tak jak ja i nam pomoże. Jednak nie. To wszystko
przez to, że jej wtedy nie widział, tych przerażonych i zbuntowanych oczu.
Żaden z nas nie wiedział, jak to jest, kiedy się nie ma nad sobą kontroli i w
momentach jej odzyskania okazuje się, że i tak nie wolno nam nic zrobić bez
pozwolenia. I jak tu się dziwić, że Sakura zdziczała i uciekła?
– Po prostu
uważam, że to zły pomysł – podszedł do mnie i położył mi rękę na ramieniu.
Spojrzałem na niego smutno. – Nie możemy jej pozwalać na takie wybryki.
– To
pomożesz mi czy nie?
–
Oczywiście, że tak! – fuknął tak jakby oburzony. – Życie Sakurci jest
zagrożone. Po prostu korzystam z faktu, że choć raz mam okazję udowodnić, że
wcale nie jesteś taki doskonały, a wręcz jesteś głupi.
– Ja ci
dam głupi – popchnąłem go na łóżko. Ku mojemu zdziwieniu, obydwoje wybuchliśmy
śmiechem.
* * *
W
posiadłości pana Haruno pomimo obecności wszystkich domowników oraz dwóch gości
panowała niezwykła cisza. Być może spowodowane było to niesamowicie ogromnymi
wymiarami budynku, a być może zawinić mogła pora poobiednia, w czasie której
większość z obecnych oddawała się relaksowi. Wszyscy domownicy zebrani byli w
przestronnym salonie. Łączące ich wszystkich relacje – choć skomplikowane –
pozwalały uniknąć napiętej atmosfery. Niespodziewanie ciszę przerwał dzwonek do
drzwi. Po chwili w progu salony pojawiła się gosposia.
– Panie
Ikuo – zwróciła się do zaskoczonego pracodawcy. – Pani Senju...
– Litości
– jęknął, wznosząc oczy ku niebu. – Czy ta kobieta nie ma rodziny?
– Tak się
składa, że nie – warknęła długonoga blondynka, wpraszając się do pomieszczenia.
Komentarz pana prezesa był bardzo nie na miejscu i on dobrze zdawał sobie z
tego sprawę. – Musimy pogadać.
– Tsunade,
jest drugi dzień świąt – upomniała ją Sayuri, głaszcząc się po brzuchu. – Daj
spokój.
– Nie do
ciebie mam sprawę skarbie – zagruchała kobieta, z czułością przypatrując się
jej coraz bliższej rozwiązania ciąży – więc nie przejmuj się mną.
– Przyjechały
do mnie dzieci, czy ta sprawa naprawdę nie może zaczekać choć do jutra? – spojrzał
na nią błagalnie Haruno.
– Jeszcze
się okaże – fuknęła. Na jej pięknym obliczu malowała się nieopisana złość. – Teraz
chodź.
Odwróciła
się na pięcie i pogalopowała na swoich skórzanych, czarnych kozakach za kolano
w stronę schodów prowadzących na górę. Ikuo westchnął przeciągle, spojrzał na
swoją rodzinę i z niechęcią podążył za swoją pracownicą. Wcale mu się nie
śpieszyło. Zazwyczaj był zapracowany i bardzo zależało mu na swojej wytwórni.
Obecnie przebywał na urlopie, ponieważ potrzebował chwili przerwy. W dodatku
zbliżał się termin porodu i to właśnie na Sayuri chciał się najbardziej skupić.
Doskonale wiedział, w jakim celu odwiedziła go Tsunade. Od paru dni starał się
unikać brązowookiej ze względu na jej nieobliczalność i przebiegłość. Jedynym,
co go obecnie zastanawiało było to, od kogo się dowiedziała?
– Mów – poprosił
oschle, dopadając ją już w swoim gabinecie.
Pozwoliła
sobie usiąść na jednej z dwóch obitych w ciemną skórę kanap, jakie znajdowały
się w pomieszczeniu. Miała na sobie – poza długimi butami na wysokim obcasie –
ciemne rajstopy w fikuśnie kropki, czarną sukienkę do połowy uda oraz długi
kaszmirowy płaszcz koloru kości słoniowej. Z niewiadomych przyczyn nie rozebrała
się, co pan Haruno odczytał jako zapowiedź krótkiej wizyty, z czego niezmiernie
się ucieszył. Obrzuciła go zuchwałym spojrzeniem.
– Kiedy
zamierzałeś mi powiedzieć o tym, że Sakura wyszła z psychiatryka? – zapytała
nieprzyjemnie ostrym głosem, który kłócił się z jego wrodzoną melodyjnością.
– Będąc
szczerym? Nigdy – odparł swobodnie. Usiadł obok niej zakładając nogę na nogę.
– Można
wiedzieć dlaczego?
– Bo to
nie jest twoja sprawa.
– Jak to
nie moja?! – wybuchła. Zaczerwieniły jej się policzki i parę kosmyków z blond
kucyka opadło na jej twarz. – Jestem jej menedżerką, chyba mam prawo wiedzieć.
– Byłaś
nią rok temu – naprostował. Kobieta zacisnęła usta w cienką kreskę. – Moja
córka obecnie przebywa na przepustce i odwiozę ją z powrotem do kliniki za
tydzień. Oczywiście wszystko zależy od jej zachowania, może się to stać nawet
dziś wieczór.
– Co
mówią lekarze? – głos miała już nieco spokojniejszy, jednak w dalszym ciągu nie
brakowało w nim zawziętości. Musiało jej niezwykle wręcz zależeć na młodej
Haruno.
– Że ma
psychozę, bo o to ci chodzi, prawda?
Menedżerka
odsunęła się gwałtownie od niego. Nie była w stanie pozostać w pozycji
siedzącej, dlatego wstała, wciągając powietrze. Rozszerzyła oczy z
niedowierzania i przez chwilę wpatrywała się nimi uporczywie w mężczyznę, chcąc
jakby zmusić go do odwołania wypowiedzi.
– Jak to
psychozę? – wykrztusiła w końcu, chowając dla niepoznaki ręce w kieszenie.
– Głęboka
depresja plus narkotyki i zaburzenia więzi nie mogły spowodować niczego innego
– odpowiedział z pobłażaniem. Jego wnętrze rozrywał niemy ból, który Tsunade od
razu dostrzegła w jego oczach. Mimo tego spostrzeżenia, słuchała dalej. – Mogło
być oczywiście gorzej. Lekarze się cieszą, bo to nie schizofrenia, bo wyszła z uzależnia
i depresji.
– A ty nie?
– z powrotem usiadła obok niego.
– A mało
to razy już tak było?! – podniósł nieco głos i poczuł, jak szklą mu się oczy.
Powstrzymał jednak wybuch szlochu. – To trzeci raz, kiedy Sakura trafia pod
opiekę psychiatrów. Za każdym razem tak się kończy. Jest lepiej, więc wychodzi,
a za chwilę i tak wraca do starych nawyków.
– Nie
sądzisz, że może tym razem powinieneś jej zaufać? – zapytała cicho. Haruno
spojrzał na nią jak na wariatkę.
– Niby
jak? Ona jest naprawdę chora, Senju – spuścił wzrok na stojący przed nimi
stolik kawowy. – Najgorsze jest to, że nigdy nie przestanie. Do końca życia
terapia, lekarstwa... a to wszystko przez tego...
– Przez
ciebie i twoją eksżonę? – wtrąciła brązowooka pośpiesznie.
– Nie,
przez tego całego Uchihę – warknął z niesmakiem. – Zakochała się w takim
gówniarzu, co to wszystkich ma gdzieś i wcale nie troszczy się o nią. Teraz
zobaczył, że może coś w niej jest i chce niby wszystko naprawiać, lecz co on
może wiedzieć o niej, o jej życiu?
– Wychodzi
na to, że dużo więcej od ciebie – wytknęła mu. – Słuchaj, rok temu podróżowałam
wraz z całym zespołem i dowiedziałam się o niej trochę z jej własnych ust. Dla
niej ten cały Uchiha to jedna z ważniejszych osób w życiu i wierz mi, ufała mu
w dużo większym stopniu niż tobie. Opowiedziała mi o tym, co się działo u was w
domu przed rozwodem i jak wiele zrobili dla niej Uzumaki i bracia Uchiha. To z
nimi dorastała, nie z wami. Moim zdaniem to ty powinieneś się teraz postarać,
żeby zaistnieć w jej życiu nie jako ktoś, kto wszystkie problemy zakopuje pod
dywan, a jako naprawdę troskliwy ojciec. Możecie przecież iść na terapię, teraz
coraz więcej osób się na to decyduje. Zamiast koncentrować się na tym, co było,
skup się na tym, co możesz zyskać teraz. Nie masz głupiej córki, Ikuo. I zostaw
tego biednego chłopaka w spokoju – założyła nogę na nogę, wygładzając dłonią
spódnicę. Haruno spojrzał na nią z niedowierzaniem. – Z tego, co mi wiadomo to
dzięki niemu ona jest teraz na przepustce.
– A ty
skąd to wszystko wiesz, co?
– Och,
proszę cię, mam swoje sposoby – zaśmiała się. – Przecież mnie znasz, dotrę do
każdej prawdy, nie ważne jak brudna i zakopana by była.
Pomiędzy
nimi przez dłuższą chwilę panowała cisza. Senju istotnie dała Ikuo do myślenia.
Być może miała rację. Jego samego również wykańczała myśl o tym, że Sakura
przebywa z Sasuke bez jego kontroli, ale wyglądało na to, że nie mogło się to
zmienić. Jeżeli jej to pomagało, nie powinien ingerować pomiędzy nich i skupić
się na własnej relacji z córką. Tylko jak powstrzymać tę zaborczość i nieufność?
– Przyszłaś
tu tylko po to, żeby naprostować mój sposób wychowywania dzieci? – zapytał w
dalszym ciągu zamyślony. Blondynka zerknęła na niego z pobłażaniem.
– Oczywiście,
że nie. Tylko skorzystałam z okazji, żeby komuś pomatkować – westchnęła. – Lecz
istotnie, chodzi mi o Sakurę. Co zamierzasz zrobić z jej karierą?
– Przecież
ona zamieszka w klinice, o jakiej karierze ty mówisz? – wywrócił oczami.
„Jak niewiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze”
– pomyślał.
– Słuchaj,
w dalszym ciągu jestem zdania, że powinna spróbować – zaczęła. – Ci ludzie nie
chcą bez niej występować i wcale im się nie dziwię, bo w tych czasach każdy
umie śpiewać, tylko nie koniecznie wybitnie. Przecież powszechnie wiadomo, że
osoby, które mają tego typu problemy powinny wykonywać jakiś zawód i to pomaga
im wejść w ramy społeczeństwa. To może być jej wielka szansa.
– Już to
kiedyś od ciebie słyszałem i teraz mamy efekty – mruknął sceptycznie.
– Ale
wtedy nie wiedzieliśmy, co jej dokładnie jest i nie było farmakoterapii,
prawda? – zauważyła. – Powinieneś to przemyśleć.
– A ty, w
gruncie rzeczy nie powinnaś rozmawiać o tym ze mną, tylko z jej lekarzami i
chyba przede wszystkim z samą Sakurą – zdobył się na smutny uśmiech.
– Poszłam
z tym do ciebie, żeby się upewnić, że będę miała twoje poparcie, panie prezesie
– zażartowała.
– Punkt
dla ciebie – również się zaśmiał. – Kto ma pieniądze, ten ma władzę. Czy to
wszystko?
– Tak, o
jeżeli mi powiesz, czy w to wchodzisz – wstała i przeszła się w stronę drzwi.
Haruno śledził ją uważnym wzrokiem, analizując wszystkie za i przeciw.
– Moja
decyzja zależy od Morino i Sakury – odparł i również wstał. Wyszli z gabinetu i
spokojnym krokiem udali się w stronę schodów.
* * *
Wierzyć
mi się nie chciało, jednak prawdą był fakt, iż spędziliśmy w pogoni za Haruno
drugie pół dnia. Z racji tego, że odwiedziliśmy naprawdę dużo miejsc, do
których mogła się udać, popadaliśmy w coraz większą panikę i zwątpienie.
Najpierw zastał nas ponury zmierzch, bardzo szybki, jak to w zimę, a potem już
zupełnie się ściemniło, co nie było pomocne. Byłem szczerze przerażony, choć
nie chciałem dać tego po sobie poznać. Wystarczył histeryzujący Naruto, który
obecnie biegał wokół mnie i bełkotał coś o tym, że już nigdy jej nie zobaczymy
żywej, że na pewno sobie coś zrobiła i
to wszystko nasza wina. Złapałem go stanowczo za ramię, więc się zatrzymał.
– Nie
potrafię zebrać myśli, kiedy tak latasz – burknąłem, na co ten prychnął.
– No to
co! Ja tu eksponuję emocje, ty nie masz o tym pojęcia – obruszył się. – Myślisz, że jesteś fajny? Tu nie masz komu
zaimponować swoim głupim spokojem, który z resztą jest wymuszony. Na twoim
miejscu krzyknąłbym sobie raz, a dobrze. Nie wolno niczego w sobie dusić.
– Zachowaj
te mądrości dla siebie i swoich wyznawców, zgoda? – przewróciłem oczami. – Lepiej
chodź.
Pociągnąłem
go za ramię, dzięki czemu poszedł za mną bez większych oporów. Utrzymywaliśmy
całkiem żwawe tempo jak na dwóch palaczy. Obserwowałem ruchliwą ulicę, która
ciągnęła się obok nas. Zbliżaliśmy się do dworca autobusowego, już drugi raz w tym
dniu. Chciałem go sprawdzić jeszcze raz, tak dla pewności zapytać w informacji.
Było prawdopodobne, że jeżeli w ogóle tam dotarła, zapisała się na nagraniach z
monitoringu lub kasjerka ją zapamiętała. Przeszliśmy jakieś dwadzieścia metrów
w totalnym milczeniu. Błogosławione chwile nie trwały długo. Naruto w końcu
zauważył, że nie ma pojęcia dokąd go ciągnę, więc zapytał:
– Sasuke,
gdzie idziemy?
– Do domu
– odparłem tak spokojnie, że aż sam byłem z siebie dumny. W rzeczywistości
chciało mi się płakać. – Tylko najpierw na dworzec.
– Znowu?
– jęknął. – Nogi mi odpadają.
– Widzę,
że jesteś bardzo przejęty losem Lo – zagadnąłem zgryźliwie. Uzumaki nabrał
powietrza w usta.
–
Oczywiście, że jestem! – oburzył się. Zerknąłem na niego.
Przypomniał
tłuściutkiego krasnala ogrodowego przez swoje dorodnie czerwone policzki, nos i
usta. Było piekielnie zimno. W tej samej chwili poczułem mocny podmuch wiatru,
który sprawił, że obydwaj przyspieszyliśmy kroku na moment. Jeżeli Sakura była
źle ubrana i przebywała na zewnątrz, mogła być już w stanie hipotermii. Tym
bardziej mnie to zmotywowało to działania. Gdyby nie stale narzekający Uzumaki,
pobiegłbym na ten cholerny dworzec. Miałem takie dziwne przeczucie.
W końcu dotarliśmy
do celu. Pomimo tego, że upłynęło już sześć lat od naszej przeprowadzki do
Tokio, w tym miejscu nic się nie zmieniło. W dalszym ciągu na środku stała
malutka budka obita bladoniebieskimi płytami z plastiku z ogromnym napisem kasy.
Z tego co pamiętałem w środku były dwa stanowiska, w których można było nabyć
bilety. Niedaleko znajdował się drugi budynek, nieco większy, w którym mieściła
się informacja. Wewnątrz siedziała zawsze przemiła (choć jak dla kogo) starsza
lub młodsza pani (zależało od dnia), która gotowa była pomóc każdemu (jeżeli mu
tylko dobrze z oczu patrzyło i nie śpieszyło mu się). Obydwa obiekty otoczone
były metalowymi wiatami, pod którymi koczowały zgaszone autokary. Natomiast za
całym kompleksem znajdowała się stacja szybkiej kolejki miejskiej, która była
najszybszym bezpośrednim połączeniem ze stolicą. Obecnie tory były jednak
zamarznięte, więc pociągi nie kursowały. Na nasze szczęście. Gdyby Sakura
zachciała się wybrać tam skmką, byłoby już dawno po nas i pewnie do końca życia
byśmy jej nie znaleźli.
Podeszliśmy
pośpiesznie do informacji. Otworzyłem
drzwi i wszedłem do środka, a Naruto za mną. Wewnątrz panowała przyjemna temperatura
dwudziestu stopni. Gdzieś na zapleczu grało radyjko, wokół żywej duszy. Innymi
słowy sielanka. Nie chciałem jednak dać za wygraną, więc podszedłem do okienka
i grzecznym głosem powiedziałem:
– Dzień
dobry.
Okazało
się, że pani, która powinna obsługiwać klientów zrobiła sobie chwilę przerwy. Wyjrzała
zaskoczona z zaplecza i oniemiała na nasz widok. Mogła być w naszym wieku, więc
równie dobrze mogła być naszą koleżanką ze szkoły lub potencjalną fanką.
Natychmiast się ukłoniła, poprawiła włosy i zajęła stanowisko.
– W czym
mogę panom pomóc? – zapytała nieco zawyżonym głosem. Sprawiała wrażenie bardzo
przyjacielskiej, a zarazem obowiązkowej osoby. Zdobyłem się na przymilny
uśmiech.
– Szukamy
koleżanki – odpowiedziałem.
– Jego
dziewczyny – dorzucił Naruto, za co zgromiłem go wzrokiem.
– To nie
jest moja dziewczyna – mruknąłem. – Problem tkwi w tym, że nie wiemy, czy w
ogóle tu dzisiaj była? Czy widziała ją tu pani? – blondyn podał telefon
kobiecie, na którym widniało zdjęcie różowowłosej ze wczorajszej kolacji.
–
Niestety nie, przykro mi – zrobiła zawiedzioną minę, kręcąc głową.
–
Rozumiem – odparłem. – A czy byłaby pani tak miła i sprawdziła dla nas to na
monitoringu?
– Obawiam
się, że nie będzie to możliwe. Obowiązuje mnie regulamin i nagrania mogę
udostępnić jedynie policji – przeprosiła.
Poczułem
jak krew dopływa mi do głowy i ogólnie skacze mi ciśnienie. Odniosłem wrażenie,
że właśnie coś straciłem. Nieopisana rzecz wymknęła mi się z rąk bezpowrotnie.
Nie miałem już nawet siły jej przekonywać do tego, by nieco nagięła dla nas
przepisy. Mierzyliśmy się jedynie wzajemnie spojrzeniami, nie wymieniając się
słowami. Bezsilność, którą czułem była niedopisania. Tamta chwila oficjalnie
została wpisana do księgi najgorszych chwil mojego życia i to na drugie
miejsce. Pierwsze zawsze zajmować będzie moje pobicie Naruto – moment, w którym
uczucie za bardzo zawładnęło moim sercem i zrobiłem krzywdę jedynemu
przyjacielowi, jakiego kiedykolwiek zdobyłem.
–
Dziękujemy pani – spośród ponurych myśli krążących po mojej głowie wybił się
głos niebieskookiego. – Poradzimy sobie.
Nim się
zorientowałem, Uzumaki wyciągnął mnie z budynku na zewnątrz. Wyrwałem się
natychmiast nierozumiejąc, co się dzieje. Spojrzałem na niego wściekle. Jakie
"sami sobie poradzimy"? Niby jak? Tamta kobieta była ostatnią deską
ratunku, poza nadzieją, że Sakura wróciła do mojego domu samodzielnie, jak
gdyby nigdy nic. Mój przyjaciel natomiast wpatrywał się w dal, w stronę
graniczących z dworcem nowoczesnych bloków mieszkalnych, które widocznie
powstały niedawno, ponieważ nie miałem dotąd pojęcia o ich istnieniu.
– Można
wiedzieć, co ty wyprawiasz? – krzyknąłem zdenerwowany. Naruto zwrócił na mnie
swoje pobłażliwe lazurowe oczy i wskazał palcem w tamtym kierunku.
– Zamiast
się niepotrzebnie wydzierać, lepiej byś się przyjrzał – przedrzeźnił mój
zwyczajny ton. – Popatrz tam. Widzisz ten kompleks lokali usługowych na
parterze?
– No
widzę.
– A
widzisz tą jakże przytulnie wyglądającą restaurację po prawej? – miał głos,
jakby tłumaczył mi alfabet.
– Tak...
mógłbyś do rzeczy? – warknąłem zniecierpliwiony.
– A ty
mógłbyś się przyjrzeć? – zdenerwował się. Wytężyłem wzrok niechętnie.
Wewnątrz
lokalu świeciło się mnóstwo świateł. Przez przeszklone szyby wszystkie stoliki
widać było jak na dłoni. Wewnątrz nieustannie krzątali się kelnerzy, było też
kilku gości. Ogólnie rzecz biorąc, po wystroju i nazwie można się było
spodziewać kuchni włoskiej.
– Sakura
lubi włoskie żarcie, co nie? – zapytał chytrze się uśmiechając.
– Chyba
tak – odparłem już nie zdenerwowany, a zaciekawiony.
– Chyba
nawet na pewno – pokiwał głową. – A teraz zwróć uwagę na lobby po prawej, tuż
przy szybie.
Podążyłem
wzrokiem wedle polecenia. W lobby, na jednej z dwóch kanap siedziała kobieta.
Wokół niej rozstawione było mnóstwo pustych talerzy i szklanek. Najwyraźniej
była bardzo głodna lub siedziała tam większość dnia. Mogła też mieć po prostu
za dużo cudzych pieniędzy i wydawać je wedle zachcianek. Dodam, że choć
dzieliła nas od niej spora odległość ja stąd dostrzegałem ten różowy łeb i
świdrujące nas kocie oczy zatopione w zieleni. To. Była. ONA.
– Zabiję
ją – syknąłem i wyprułem nerwowym krokiem w kierunku knajpy.
– Sasuke!
– zawołał Naruto, próbując mnie dogonić. – Nie cieszysz się? Znaleźliśmy ją w
końcu.
– Niby z
czego? – burknąłem. – Siedziała tam pewnie cały dzień i się obżerała za moje
pieniądze, nawet nie raczyła zadzwonić i nas poinformować o swoich zamiarach,
pomimo tego, że ukradła mi telefon. Nawet nie pomyślała o tym, co ja czuję. I
teraz może się na mnie patrzeć tymi swoimi ślicznymi oczami i nawet mnie błagać
o litość najpiękniej jak umie, ale to nic nie zmieni. Wkurwiłem się.
–
Łaaaaał, przyjacielu spokojnie – uśmiechnął się, w końcu mnie doganiając. – Cieszy
mnie twoja przemiana.
– Jaka
znowu przemiana? – uniosłem brwi.
– No bo
przez cały dzień byłeś taki och i ach i jestem Werterem, idę się zabić, nie ma
mojej Lotty i chuj mi w dupę – zaśmiał się. – A teraz w końcu wrócił dawny ty,
rozsądny, okropnie szczery chłopak. W końcu widzę tą twoją miłość.
– To
wcześniej nie było to jasne? – uśmiechnąłem się połowicznie. Dotarliśmy do
drzwi. Otworzyłem je i z impetem wparowałem do środka.
– Chodzi
mi o to, że w końcu kochasz mądrze, rozumiesz? – zamrugał, przytrzymując sobie
drzwi. Owinął nas zapach dobrej pizzy i bazylii. Przy okazji, dobrze było
wiedzieć, że w mieście otworzono nowy lokal, w którym pachniało świetnym
jedzeniem. Poczułem, że jestem głodny jak wilk. To przez to bieganie i nerwy. –
Sakura! – zawołał do zielonookiej.
Obydwaj
spojrzeliśmy na dziewczynę, Uzumaki radośnie, zaś ja wściekle. Ona również
zwróciła na nas swoje oczy, z tym, że wyrażały one raczej zdziwienie na nasz
widok. Miała na sobie szary bawełniany golf z dziurami na ramionach, w którym
wyglądała całkiem kobieco. Na moją ocenę wcale nie miał wpływu fakt, iż
niezwykle dokładnie opinał on jej obojczyki, piersi oraz szczupłą talię. Jakaś
część mózgu pozwoliła sobie na minimalną fantazję na temat tego, co miała na
dole, lecz większą uwagę skupiłem na tym, by jej nie zabić. Wbrew samemu sobie,
ale za to w imię zdrowego rozsądku, podszedłem do baru.
– Dzień
dobry – powiedziałem chłodno. Dzień wcale nie był dobry, choć od dłuższego
czasu planowałem go tak, żeby był.
– Dobry
wieczór – odpowiedział kasjer, zezując wymownie na ogromny zegar ścienny, który
zdobił nadproże restauracji. – Co podać?
– Ta
dziewczyna w rogu to długo tu siedzi? – zapytałem bez ogródek, rozpinając
kurtkę.
– Cały
dzień – wzruszył ramionami. – Zaczynam zmianę o dwunastej i ona już tu
siedziała. Widziałem, że jeszcze dojadała jeden z naszych zestawów
śniadaniowych, potem zamówiła kawę. Około szesnastej domówiła chowder z
halibuta i risotto z kurczakiem i dynią. Teraz skończyła jeść deser dnia. Czemu
pan pyta?
– To moja
koleżanka, szukamy jej z kolegą cały dzień – wyjaśniłem. – Brała jakieś pigułki
lub tabletki?
– O tak!
– pokiwał głową. – A nie powinna?
–
Powinna, dzięki – zastukałem palcami o blat, odwracając głowę w stronę
przyjaciół. Naruto siedział obok Sakury i coś pieczołowicie jej tłumaczył.
Czyli suszenie głowy mogłem sobie darować, cudownie.
– Może
coś podać? – zagadnął mężczyzna za mną. Z powrotem zwróciłem na niego uwagę. Po
zaserwowanej łososiowej zupie u Uzumakich nie jadłem nic, a dochodziła już
osiemnasta. Rzuciłem okiem na kartę dań, które celowo przyklejona była do
blatu.
– Zgoda –
mruknąłem. – Dużą pizzę. Jak najwięcej pomidorów, ostrych papryczek i innych
pikantnych warzyw.
– Jasne –
wystukał coś w dotykowym panelu, który zastępował mu notes. – Dodać mięso?
– Jak
najbardziej – uśmiechnąłem się. Naruto i Sakura nienawidzili ostrego jedzenia,
więc miałem pewność, że zrobię im na złość.
– Mięso
mielone? Salami? Drób?
– Do
uznania – uśmiechnąłem się pobłażliwie. – Nie znam się na komponowaniu potraw.
– A piosenek?
– zapytał podejrzliwie. Czyli mnie rozpoznał. Puściłem mu oczko, milcząc. – Co
podać do picia?
– Dwa
piwa – wyciągnąłem z kurtki portfel. – Będę płacić kartą.
– Nie ma
sprawy – podał m terminal. Kiedy dokonała się transakcja, odwróciłem się na
pięcie i udałem się w stronę lobby, które okupowali moi przyjaciele.
Zastałem
ich w dziwnym stanie zadumy. Naruto siedział z ręką przerzuconą nad miejscem, w
którym siedziała różowowłosa. Jego oczy pełne były zarówno osłupienia, jak i
fantazji, utkwione w bliżej nieokreślonym punkcie, a usta rozdziawione,
zupełnie, jakby widział coś niezwykłego pierwszy raz w życiu. Sakura natomiast
siedziała z łokciami opartymi na blacie i wpatrywała się w szybę, zamyślona i
roztargniona. Wydała mi się niezwykle łagodną i niewinną osobą, nawet pomimo
moich zszarganych nerwów. Zająłem miejsce na kanapie na przeciwko tej dwójki
rozebrawszy się z kurtki. Zielonooka spojrzała na mnie wyrwana z letargu.
Zauważyłem jak jej ogromne, mądre oczy najpierw przyglądają się uważnie mojej zamkniętej
twarzy, a potem suną dół ogarniając moją klatkę piersiową oraz zaplecione na
niej ramiona.
– Dobrze
ci w tym kolorze – powiedziała w końcu. Jej głos obił się echem od ścian i
przywiódł mi na myśl fragment kołysanki. Był zupełnie jak melodia; delikatny,
ale i wyrazisty zarazem.
– Nie
szata zdobi człowieka – odparłem chłodno. – A ty powinnaś najlepiej o tym
wiedzieć – gdy to powiedziałem, zadrżały jej usta i powieki. Ujmujący widok.
– Naruto
powiedział, że szukałeś mnie cały dzień – zmieniła temat, spuszczając wzrok na
moje ręce.
– Owszem
– skinąłem głową, nachylając się w jej stronę. Spojrzeliśmy sobie prosto w
oczy. Lo sprawiała wrażenie, jakby chciała odwrócić twarz, lecz coś jej na to
nie pozwalało. Jeżeli to byłem ja, to właśnie z nią wygrałem. – Tak samo, jak
cały dzień zastanawiałem się, co ci strzeliło do głowy. Nie sądzisz, że to, co
dzisiaj odwaliłaś było dziecinne? Jeżeli chciałaś sobie urządzić spacer po
mieście, wybrać się gdzieś na wycieczkę lub po prostu ruszyć się z domu, mogłaś
mi powiedzieć. Nie po to walczyłem o ciebie z twoim ojcem i Morino, żebyś
robiła takie numery, rozumiesz?
– Naruto
już cię uprzedził z kazaniem – fuknęła niespodziewanie. Zerknąłem na blondyna.
On również na mnie patrzył z nieopisaną radością w oczach. Chyba miałem w nim
oparcie.
– Nie
chcę ci robić kazania, nie jestem ani twoim ojcem, ani twoim nikim – skwitowałem
krótko.
– To po
co mi to mówisz? – odsunęła się na bezpieczną odległość.
– Bo mnie
wkurwiłaś – mruknąłem, patrząc na nią wilkiem. – Zachowujesz się jak rozkapryszona
księżniczka. Niby jesteś wszystkim wdzięczna za pomoc, ale każdego z osobna
traktujesz równocześnie jak swojego wybawcę i wroga. Zastanów się, co
robisz.
–
Myślałam, że mi ufasz – w jej oczach pojawiły się łzy. Jednocześnie
zaczerwieniły jej się usta i policzki. Zabolał mnie ten widok, jednak nie
mogłem się cofnąć. Takim ludziom nie powinno się ulegać. Musiała zrozumieć, że
pewnych rzeczy nie wolno było jej robić.
– Też tak
myślałem – uśmiechnąłem się łobuzersko. – Ale po dzisiaj wiem, że się myliłem.
– Sasuke
– jęknęła ocierając łzę. Jak bardzo ciężko było mi patrzeć na nią w tym stanie
wiedziałem jedynie ja sam. Dla jej własnego dobra musiałem być twardy.
– Wiecie
co? – wtrącił Naruto. – Skorzystam z okazji i pójdę do kibla. I może po podrywam
kelnerki – zaśmiał się, puszczając do mnie oczko.
Wstał,
poczym szybko się zmył. Odprowadzałem go od niechcenia wzrokiem, dając
dziewczynie szansę na dojście do ładu z samą sobą. Szczerze powiedziawszy,
byłem mu wdzięczny. Szykował się ważny moment w rozmowie i mój przyjaciel
doskonale wiedział, że przy nim zachowam się inaczej, niż jakbym został sam na
sam z Sakurą. Uzumaki naprawdę był moim najlepszym przyjacielem.
– To boli
– chlipnęła, oplatając się ramionami.
– Nie
masz pojęcia o bólu – wyperswadowałem otwarcie. Otworzyła szeroko oczy i
zrobiła minę, jakby mi niedowierzała.
–
Słucham? – już nie płakała. Była nieco oburzona. – Jak śmiesz? Całe moje życie
to jedna wielka porażka, ból i łzy. Nikt się mną nie przejmował, wszyscy mieli
mnie głęboko w dupie, a ty najmocniej z nich wszystkich, choć to ciebie
najbardziej potrzebowałam. A widzisz to? – walnęła otwartymi dłońmi w stół i
uniosła się na nich. Odsunęła kołnierz golfa pokazując mi długą brązową bliznę
tworzącą na jej bladej gładkiej szyi drugi uśmiech.
– Dla
mnie nie ma znaczenia, ile razy próbowałaś się zabić lub jak głęboko się
pocięłaś – odparłem poważnym tonem. – Głęboko wierzę w to, że naprawdę nie masz
pojęcia o bólu. Nie kwestionuję tego, że kiedykolwiek go odczuwałaś, bo w końcu
coś cię do tego wszystkiego zmusiło. Chcę ci tylko powiedzieć, że to, co
dzisiaj przeżyłem, martwiąc się o ciebie było o niebo większe od tego
wszystkiego, co ciebie spotkało przez całe życie kobieto.
– Że niby
się o mnie martwiłeś? – uniosła do góry brwi.
– Właśnie
– pochyliłem się i złapałem ją za nadgarstek. Był taki kruchy w porównaniu do
mojej ręki. – Ty nie masz o tym pojęcia. Jesteś skoncentrowana tylko na swojej
krzywdzie i nie wiesz, jak to jest się o kogoś troszczyć, bo sama wszystkich
masz gdzieś.
– Nie zgodzę
się z tobą – zarumieniła się. – Ciebie nie mam gdzieś. Nigdy nie miałam.
– Ale
swoim dzisiejszym zachowaniem pokazałaś, że kompletnie nie przejmujesz się tym,
co czują do ciebie inni – pociągnąłem ją za rękę do siebie. Gruchnęła z głośnym
jękiem łokciami o blat. Kątem oka widziałem, że kasjer zniknął już dawno na
zapleczu, a inni klienci byli zbyt daleko, by nas zobaczyć. Będąc pewnym tego,
że nikt nie zwrócił na nas uwagi mogłem w pełni skoncentrować się na Haruno.
Bez cienia skrupułów obarczyłem Lo najuważniejszym spojrzeniem, które zawsze
przyprawiało ją o wypieki na twarzy. I tym razem osiągnąłem zamierzony efekt –
rumieńce różowowłosej były tak widoczne, jak kolor jasnej fuksji na jej
wargach. Cudowny widok.
– Co ty
wyprawiasz? – oburzyła się.
– Tłumaczę
ci, o co mi chodzi – odpowiedziałem tak spokojnie, że aż sam siebie
zaskoczyłem. – Tyle się napracowałem, żebyś tu teraz była. A ty co?
– A ja
jestem ci bardzo wdzięczna – zdobyła się na nieśmiały uśmiech. – Przepraszam.
Uniosłem
wolną dłoń i dwoma palcami dotknąłem jej nieskalanego zmarszczkami czoła. Mądra
dziewczynka. Puściłem ją, jednak ona nie zmieniła pozycji. W dalszym ciągu
nachylała się w moim kierunku. Zupełnie nieświadomie i nie z własnej winy
przeniosłem wzrok na jej nieco opadające piersi. To było jak odruch
bezwarunkowy, który zawładnął mną na ułamek sekundy.
– Co ty
wyprawiasz? – zapytałem cicho.
– Myślałam,
że ci się taka podobam – związała usta w supełek. – Biorąc pod uwagę to, co
zrobiłeś wczoraj w nocy, kiedy tylko znalazłam się zbyt blisko...
– Nie
próbuj mnie kokietować – byłem całkowicie poważny. – Nadal mam ochotę wziąć cię
za ten różowy łeb i...
– I co? –
zamrugała. Niemożliwa baba.
– I nic.
Nie wyobrażaj sobie niczego – odparłem. Cofnęła ręce z miną bez wyrazu i
usiadła z powrotem na swoim miejscu. Dopiero wówczas dostrzegłem, że na stole
leży kilka rzeczy które były mi znajome.
Po
pierwsze mój telefon, z podłączonymi do niego moimi słuchawkami. Nadal grała
muzyka. Pozwoliłem sobie wziąć go do ręki. Dotknąłem ekranu, chcąc zobaczyć, co
to za kawałek. Uśmiechnąłem się, widząc moją nową piosenkę, która jeszcze nie
trafiła do komercji W moim świecie*.
– Mam
wrażenie, że to takie podsumowanie – szepnęła. – Twojej historii rzecz jasna.
– To o
tobie.
– Och
wiem – zaśmiała się stukając palcami w blat. – Nie trudno było mi się domyślić.
To bardzo ładna piosenka. Chciałabym, żeby tak się naprawdę stało. Autentycznie
przedstawiłeś tam mnie i ciebie.
– Też bym
chciał wcielić to w życie – mruknąłem. – Jednak rzeczywistość jest inna.
– Zrób
tak, jak ja – przeczesała dłonią włosy. – Wymyśl własną. Tam będziemy mogli być
razem bez przeszkód.
– Skąd
wiesz, że ja chcę? – zmrużyłem oczy.
– A niby
jaki jest inny przekaz tej piosenki? – pokręciła głową. – Wbrew pozorom łatwo
cię rozgryźć, Sasuke. Szczególnie, że mówisz wszystko wprost, kiedy coś
komponujesz.
Odłożyłem
telefon i słuchawki na blat i wziąłem drugą rzecz. Niezmiernie ucieszył mnie
fakt, że ją tu zobaczyłem. Był to notes, obity w imitację skóry w różowym
kolorze. Sakura dostała go wczoraj pod choinkę ode mnie. Kiedy go tylko
zobaczyłem na wystawie w sklepie papierniczym, który mieścił się w mojej
kamienicy od razu o niej pomyślałem. Chciałem by wróciła do swojej pasji i
otworzyła dzięki niemu nowy rozdział. Napisałem jej nawet to w dedykacji na
pierwszej stronie. I rzeczywiście tak się stało. Następna była zapisana już
charakterem pisma zielonookiej.
„Czy warto było szaleć tak – przez całe
życie?
Czy warto było spalać się – jak ja?
Czy warto było kochać tak – aż do bólu?
Czy mogę odejść w sobie już – bez żalu”**.
Przeczytałem
cały tekst. Był genialny. Zrozumiałem zamiar dzisiejszej ucieczki Sakury. Po
prostu potrzebowała pomyśleć nad swoim życiem, naprawiać je nieco. Spojrzałem
na nią spokojny. I ona patrzyła na mnie niepewna mojej oceny. Może nie była aż
taka zła, jak dałem sobie dzisiaj wmówić. Jedno wiedziałem na pewno – to był
moment, w którym nie mogłem jej zostawić. Zdecydowałem. W tym, czy innym
świecie; bez różnicy. Pragnąłem przy niej zostać, bez względu na wszystko.
Nachyliłem się i dotknąłem jej policzka. Reszta nie miała znaczenia, kiedy
wiedziałem, że chciała się starać dla siebie i dla mnie.
*
I gdybym nie miał kilku cech o których wiem
Pewnie podszedłbym do ciebie w ten smutny szary dzień
Czułem, że czujesz to co ja, może się mylę
Czułem tak, gdy spojrzeniami spotkaliśmy się przez chwilę
I w moim innym świecie jesteśmy blisko
Ale tu bałem się, że mi pozwolisz spieprzyć wszystko
W moim innym świecie jest inna prawda
Tu ciebie nie ma, to tylko wyobraźnia
I może dobrze, że los nie postawił na nas
W tym czego szukam nie ma nic prócz rozczarowania
Choć w moim innym świecie jest inna prawda
Tu ciebie nie ma, to tylko wyobraźnia
I nawet jeśli miałem rację to już poszłaś
I nigdy się nie dowiem, bo nigdy cię nie spotkam
W moim innym świecie możemy gadać do rana
I rozumiesz mnie bezsprzecznie i jemy wspólne śniadania
I należysz do mnie, choć to nie kwestia posiadania
I czujemy się bezpiecznie jakby cały świat był dla nas
W moim innym świecie nawet gdy jest ciężko
Tylko razem zawsze lądujemy miękko
I łączy nas namiętność, z której mogą szydzić
Lecz dopóki jesteś ze mną nie mamy się czego wstydzić
W moim świecie jesteś ze mną nawet gdy mamy kryzys
Bo pamiętasz tak jak ja, że to jest kwestią decyzji
Spotykam ciebie znów, patrzysz na mnie i widzisz, że
Czuję to co ty albo któreś z nas się myli
Palę papierosa i patrzę w twoje oczy
Myśląc, że to piekło w mojej głowie nigdy się nie skończy
W moim innym świecie planujemy przyszłość
Ale teraz nie ma cię, chyba właśnie wyszłaś*.
Pewnie podszedłbym do ciebie w ten smutny szary dzień
Czułem, że czujesz to co ja, może się mylę
Czułem tak, gdy spojrzeniami spotkaliśmy się przez chwilę
I w moim innym świecie jesteśmy blisko
Ale tu bałem się, że mi pozwolisz spieprzyć wszystko
W moim innym świecie jest inna prawda
Tu ciebie nie ma, to tylko wyobraźnia
I może dobrze, że los nie postawił na nas
W tym czego szukam nie ma nic prócz rozczarowania
Choć w moim innym świecie jest inna prawda
Tu ciebie nie ma, to tylko wyobraźnia
I nawet jeśli miałem rację to już poszłaś
I nigdy się nie dowiem, bo nigdy cię nie spotkam
W moim innym świecie możemy gadać do rana
I rozumiesz mnie bezsprzecznie i jemy wspólne śniadania
I należysz do mnie, choć to nie kwestia posiadania
I czujemy się bezpiecznie jakby cały świat był dla nas
W moim innym świecie nawet gdy jest ciężko
Tylko razem zawsze lądujemy miękko
I łączy nas namiętność, z której mogą szydzić
Lecz dopóki jesteś ze mną nie mamy się czego wstydzić
W moim świecie jesteś ze mną nawet gdy mamy kryzys
Bo pamiętasz tak jak ja, że to jest kwestią decyzji
Spotykam ciebie znów, patrzysz na mnie i widzisz, że
Czuję to co ty albo któreś z nas się myli
Palę papierosa i patrzę w twoje oczy
Myśląc, że to piekło w mojej głowie nigdy się nie skończy
W moim innym świecie planujemy przyszłość
Ale teraz nie ma cię, chyba właśnie wyszłaś*.
Witajcie.
W trakcie ferii, które dzisiaj niestety
dobiegły końca udało mi się skończyć rozdział. Trochę dużo piosenek, które –
mam nadzieję – przypadną Wam do gustu tak,
jak mnie. Dziękuję Kodomo i Ansin za pozytywne komentarze – jesteście
prawdziwą motywacją. Do następnego!
*– „W
moim świecie” Pezet
** – „Kiedy
powiem sobie dość” Agnieszka Chylińska
Tytuł: „W
mojej wyobraźni” Sulin
Cierpiąca Nanase
Trafiłam na Twojego bloga przypadkiem i w sumie zaczęłam go czytać od tyłu xD zaczęłam od tego rozdziału, ale tak mnie zaintrygował, że musiałam przeczytać od początku. Bardzo fajnie przedstawiłaś 'rozwój' wszystkich bohaterów od początku pierwszej serii do tego rozdziału:) Mogę Ci śmiało powiedzieć albo raczej napisać, że będę tu zaglądać i czekać na następny rozdział :D
OdpowiedzUsuńPS: Tekst Naruto o Werterze-mistrzostwo świata xDD
Witaj :3
UsuńTak miło słyszeć, że zdobyło się nowego czytelnika i to jednym rozdziałem. Mam nadzieję, że się nie zawiedziesz i zostaniesz do końca. Ta wypowiedź o Werterze to jedna z niewielu w tym rozdziale, która jest autentycznie moim własnym cytatem z życia wziętego, więc tym bardziej miło mi słyszeć, że Ci się spodobała :)
Pozdrawiam, Nanase ^^
Ojaciepanie.
OdpowiedzUsuńWitam senioritę i jej nowy rozdział, na który czekałam. Serio. Jak wypuszczasz nowy chapter, to mam wrażenie, że doczekanie zakończenia tej historii to jedyny powód dla którego, jeszcze nie skoczyłam skądś tam pod coś tam, aaale potem przypominam sobie jeszcze o istnieniu czekolady karmelowej i moje plany samobójcze idą się jebać. (teraz masz motywację, żeby szybko nie kończyć tej historii, bo będziesz mnie miała na sumieniu. nie dziękuj <3)
Dobra, przechodząc do tematu to nie wiem czemu, ale ta cała sprawa ze zniknięciem Sakury mnie od początku śmieszyła. W sensie, nie te poszukiwania, które swoją drogą były dość zabawne, a tekstem o Werterze wygrałaś universum (XD), a sam fakt, że chora psychicznie kobieta, bez, jak mogłoby się wydawać, pojęciu o wielkim strasznym świecie w którym każdy wilk po zmroku staje się potencjalnym zabójcą i gwałcicielem, a myśliwy zamiast cię wybawić tylko się dołączy, wychodzi z domu. Zrobiło się troszkę niebezpiecznie, ale ja zawsze wracałam do domu ciemnym laskiem zamieszkiwanym przez moich kumpli - meneli alkoholików po 21, więc w sumie nie ma się co dziwić, że troszkę mnie to rozbawiło. Takie tam już moje skrzywienie rzeczywistości.
Przez cały czas się zastanawiałam, czy oni wpadli na pomysł, żeby zadzwonić do Sasuke z telefonu Naruto, bo a nuż by odebrała XDD. Znaczy to nie tak, że ja ich mam za idiotów, czy coś. Czy coś... no nie ważne.
Tak w ogóle to w końcu wygarnęłaś, a tak właściwie nie Ty, tylko Tsunade, tej małej kurewce aka ojcu Sakury, że tak naprawdę powinien się zamienić z córką na miejsca, bo to on jest gównem w tym związku. Nadal go nie lubię i nadal jestem za tym żeby został, bo Sakura musi mieć skądś hajs. Podobno jestem materialistką.
Tak się teraz zastanawiam, jak Sasuke odda Sakurę. Przecież to będzie dla niego większy horror egzystencjalny, niż te całe dzisiejsze poszukiwania.
Jezu, ja nie wierzę, że on ją odda, no nie ma bata. Schowają się gdzieś i chuj. Powiedz im, że mogę ich przenocować w piwnicy, tak jakby szukali kryjówki. I coś jeszcze chciałam napisać, ale nie pamiętam już co, omg powinnam się leczyć. Możesz mi sprzedać numer do Morino XD
Teraz tak szybko w odpowiedzi, naprawdę się cieszę, że moja dociekliwość i 'lekkie' zakrzywienie postrzegania świata (delikatnie to ujmując) sprawia Ci radochę <3 od razu milej się spędza wieczór, wiedząc, że jest ktoś kolejny, kto widzi w tobie potencjalnego towarzysza do rozmowy. Mogę Ci tak po cichu zdradzić, że prawdopodobnie, jak zepnę dupę i w sumie jeszcze nie wiem kiedy i czy w ogóle, ale będziesz miała okazję się ze mną skonfrontować, ale Ciii. To niespodzianka + niczego nie obiecuję (to po co to piszę) XDDD
W każdym razie znowu się rozpisałam i znowu życzę Ci weny i wgl wszystkiego dobrego <3
Trzymaj się tam cieplutko
Buziaki, Kodomo
No hej :3
UsuńDawno się nie widziałyśmy :3333
Wierz mi, gdy tylko zobaczyłam KODOMO, a zaraz potem "Ojaciepanie" ryknęłam śmiechem, choć był środek nocy xDD Nie potrafię wyjaśnić, co takiego w sobie masz - jedno słowo, a raczej zdanie bez jednej spacji i ja płaczę ze śmiechu. No ale do rzeczy...
Czekałaś? A widzisz tę datę tam na górze? Trochę się spóźniłaś wiesz? Premiera była już dawno!
Widzę, że wszyscy kochają tekst o Werterze i tak serio - ja to kiedyś naprawdę powiedziałam do swojej psiapsi xD
Sakura po prostu potrzebowała rozruszać stare kości, okej?! xD I nie, nie wpadli na to, żeby zadzwonić. Uwierz, mnie też to zaskakuje i do tej pory dziwi.
A co do SS to Ci nic nie powiem, bo to by był już za duży spoiler. Domyśl się :3
Po tym komentarzu jeszcze bardziej odczuwam lekkie pokrewieństwo dusz (xd), w sensie wyczuwam, że myślimy podobnie. "Lekkie zakrzywienie postrzegania świata" się ceni <3
Jestem ciekawa tego, co szykujesz. Mam nadzieję, że nie chcesz nikogo zabić. Tak, czy siak niespodzianka to niespodzianka, więc nie zdradzaj zbyt wiele.
Ja również życzę Ci wszystkiego dobrego i dużo karmelowej ^^
Buziole, Nanase
Boże, Ciepiąca .
OdpowiedzUsuńJA myślałam,że ludzie już z tym skończyli ,że wszyscy są tacy jak ja i porzucają blogi w imię..czegoś.
Czytałam komentarze na moim starym blogu -funkcjonowałam jako Shana. I ty cały czas uparciuchu przez długi czas informowałaś mnie o nowościach. Weszłam- z ciekawości . I zobaczyłam datę. Nie mogę uwierzyć,że wytrwałaś tyle. Jako jedyna pokazałaś mi jakie błędy popełniłam ( aitakunaru-no-shoudou.blogspot.com ) i cholera jasna,aż mi głupio.
Podziwiam Cię, jesteś niesamowita.
Obiecuję,że będę stałym czytelnikiem ( chociaż w maju będzie ciężko ).
Informuj mnie proszę (tym razem się nie poddam ) u mnie : to-the-bitterend.blogspot.com
Matko Bosko Kochano!
UsuńShana! Dziecko... TY ŻYJESZ?!
Kiedy zaczynałam czytać Twój komentarz myślałam sobie "Fajnie, jakaś nowa"... a tu się okazuje, że Ty wcale nie jesteś nowa!
Wybacz, ale jestem z tego gatunku ludzi, którzy nie zostawiają swojej pasji i czegoś, co sprawia, że jest się docenionym nawet dla najwyższych idei, najważniejszych osób i innych takich. Dlatego zostałam, bez względu na to, że - jak słusznie zauważyłaś - wszyscy odeszli. Blogowa ekipa SS się zmieniła. Oczywiście niektórzy zostali, jednak zmiany to naturalna kolej rzeczy, więc chyba nie ma w tym nic niezwykłego.
Z tymi błędami to tak samo wyszło. Chciałam, żebyś była lepsza i tyle, bo to był jedyny minus tamtej historii, naprawdę :)
I wcale nie jestem niesamowita. Przynajmniej ja tak nie uważam. Po prostu kocham pisać i będę to robić, dopóki pewnego dnia się nie obudzę i nie powiem sobie "Ok, zrealizowałaś się tutaj. Teraz szukaj czegoś innego". Choć ostatnio mam wrażenie, że to nie nastąpi nigdy xd
Trzymaj się cieplutko, Nanase