Music

sobota, 13 sierpnia 2016

14. For everything that I've done

Ocknęłam się. Czułam jak powracam do pełnej świadomości, choć w moim przypadku ze świadomością bywało różnie. Niby jestem, ale jak się okazuje... nie ma mnie. Słyszałam nade mną trzy męskie głosy. Rozmawiali o czymś szeptem, jednak nie byłam w stanie rozróżnić pojedynczych słów. Tylko jakiś szmer, podobny do tego na pustym kanale w telewizorze. Podniosłam się na łokciu, jęcząc cicho. Otworzyłam oczy, a rozmowa momentalnie ucichła. Światło było ostre, więc zasłoniłam pole widzenia dłonią. I tak obraz był zamazany, zupełnie jakbym znajdowała się pod wodą.
– Sakura dobiegł do mnie znajomy głos. Był ciepły, przejawiał troskę. To był chyba...
– Proszę się odsunąć, proszę pana nakazał mu drugi, opanowany i mechaniczny. Pan też, panie Uchiha.
Uchiha!
Podniosłam się do siadu, natychmiast przytomniejąc. Co prawda mój wzrok potrzebował nieco więcej czasu niż mózg do przetrawienia mojego obecnego położenia, lecz już po chwili byłam w pełni przytomna. Szeroko otwartymi oczami patrzyłam na Sasuke i zastanawiałam się, czy pielęgniarz, który właśnie się nade mną pochylał przypadkiem nie połknął mojej różowej tabletki. Przecież Sasuke nie mógł tu być naprawdę!
– Proszę się położyć – nakazał mi mężczyzna.
Gdy nijak nie zareagowałam na jego prośbę, sam przyszpilił mnie do materaca i przykrył kołdrą, z której przy okazji się wygrzebałam. Mimo wszystko nie odrywałam intensywnego spojrzenia od mojego byłego. Uświadomiłam sobie, że przestałam mrugać dopiero w momencie, w którym zupełnie wyschły mi oczy. Mimo to, nie przerwałam. Bałam się, że znowu mnie zostawi, że zniknie. Nie zniosłabym tego. Nie byłam świrem!
– Dzień dobry.
Do pokoju wszedł doktor Morino. Przeniosłam niechętnie wzrok na lekarza. Choć wyraźnie chciał to ukryć, ja widziałam na jego twarzy zdenerwowanie. Nie było ono jednak spowodowane stresem. Raczej się wkurzył. Zamknął za sobą drzwi i rzucił okiem na trzech stojących nade mną mężczyzn.
Kiedy zwrócił chłodne spojrzenie na mnie... schowałam twarz pod kołdrą. Znowu się zacznie, sranie w banie, że to tylko tabletki, to tylko twoja wyobraźnia. Jakież było moje zdziwienie, gdy doktor rzekł swoim groźnym tonem:
– Jakim prawem wpuszczono tu gości bez mojej zgody?
Poczułam, jakby ktoś właśnie zaserwował mi kopniaka w żebra. Czy to możliwe, żeby byli tu zarówno mój ojciec jak i Sasuke? Nie, zdecydowanie nie. Jednak, dlaczego Morino miałby widzieć to samo, co ja? Nigdy mu się to nie zdarzyło, a przynajmniej nie od czasu, kiedy mnie tu zamknięto.
Leżąc pod białą, krochmaloną pierzyną i przysłuchując się niezrozumiałemu dla mnie dialogowi pomiędzy pielęgniarzem a psychiatrą miałam trochę czasu na przemyślenia. Ile czasu już minęło? To już drugi raz, jak przyszła zima. I dlaczego nie wiedziałam, nawet nie zapytałam, gdzie jestem, co tu robię. Choć miałam wrażenie, że wszyscy dookoła mnie doskonale znają odpowiedź na to pytanie, sama go nie zadałam. Nie wiedziałam, co mną kierowało aż do teraz.
Wyjrzałam spod kołdry. Nikt z obecnych tu mężczyzn nawet na mnie nie patrzył. Doktor i pielęgniarz nadal wymieniali pomiędzy sobą cytaty z jakiegoś regulaminu, natomiast tata i Uchiha (który – ku mojemu zdziwieniu - nadal stał tam gdzie poprzednio) patrzyli na nich z pewnym rodzajem zażenowania w oczach. Postanowiłam pozostać w bezruchu i czekać na rozwój wypadków.
Gdy w dalszym ciągu byłam ignorowana, pomyślałam, że to sen. To nie mogło być przecież tak, że ja sobie tu leżę i nagle nikt wokoło mnie nie skacze. Odkąd pamiętam, przebywanie w tym pokoju zawsze sprowadzało się do słuchania mnie. Może to naprawdę tylko mi się śniło, a cała ta poroniona wizyta była tylko wytworem mojej wyobraźni?
– Przepraszam – odezwałam się cicho. Uchiha zwrócił na mnie swoje grafitowe oczy. Również pochwyciłam jego spojrzenie, dopatrując się w nich cienia jakichkolwiek emocji. Na próżno, cały Sasuke. – Przepraszam, ale mam pytanie – powiedziałam głośniej. Teraz i mój ojciec mnie dostrzegł.
Był zdziwiony, chyba tym, że mam głos i umiem mówić, a przynajmniej taką miał minę. Pozostała dwójka nadal miała mnie gdzieś. Zmarszczyłam brwi, irytując się.Wstałam z łóżka, tak bardzo po cichu i niezauważalnie, jak tylko mogłam. Trochę zakręciło mi się w głowie, lecz zignorowałam to. Pochyliłam głowę do przodu i wlepiłam najbardziej stanowcze i przenikliwe spojrzenie w przestrzeń pomiędzy moim lekarzem a tym drugim. Byłam przekonana, że odpowiedź na nurtujące mnie pytanie uzyskam albo od jednego, albo od drugiego. Zacisnęłam pięści i odezwałam się ponownie:
– Przepraszam do ciężkiej kurwy – mój głos, a właściwie grobowe warknięcie, połączone z poważną miną wywołały na szyi Sasuke gęsią skórę. Wyraźnie widziałam ją w jasnym świetle zimowego dnia. Udało mi się przerwać zażartą wymianę zdań. – Czy ktoś może mi powiedzieć, gdzie jestem?
W pokoju zapadła cisza. Kłótnia niespodziewanie odeszła w niepamięć. Triumfowałam. Lecz, gdy tylko uświadomiłam sobie, że poza tym nic się nie dzieje, przeraziłam się. Co teraz będzie?
– Nie rozumiem – mój głos był już spokojniejszy – Gdzie ja jestem i co ja tu robię?
Mina doktora Morino tym razem nie zdradzała zbyt wiele. Zacisnął wyraźnie szczękę i wpatrywał się we mnie oceniającym wzrokiem. Poczułam jak wnętrzności zaciskają mi się w ogromny węzeł.
– Proszę zabrać stąd wizytatorów – polecił lekarz. Mężczyzna chwilę się wahał, jednak ostatecznie spełnił rozkaz.
Przy wychodzeniu Sasuke już na mnie nie patrzył. Znowu stałam się dla niego niewidzialna. Może to i lepiej, przynajmniej mogłam się skupić na zrozumieniu całej tej sytuacji. Z drugiej strony pragnęłam, by spojrzał na mnie raz jeszcze.
– Usiądź Sakuro...
– Sam sobie usiądź – poczułam gorące łzy na obydwu policzkach. Skąd się tam wzięły?  – Czemu nie chcesz mi powiedzieć, gdzie jestem? Mam prawo wiedzieć!
– Powiem ci jak usiądziesz – zapewnił.
Pomimo tego, że wcale nie byłam przekonana co do wiarygodności jego słów spełniłam prośbę. Podparłam czoło dłońmi i starałam się opanować spazmy szlochu nawiedzające co chwilę moje ciało. Rozbolała mnie głowa. Czułam, jak mężczyzna chwilę mi się przygląda, poczym siada obok. Twardy materac godnie przyjął jego ciężar, uginając się pokornie.
– Czy wiesz, gdzie się znajdujesz? – głos Morino wyrwał mnie z depresyjnego amoku. Spojrzałam na niego przez rozczapierzone palce.
Miał taką spokojną, ale i zamkniętą twarz. Wzięłam głęboki wdech, upewniając się że mój głos nie ucieknie przy pierwszej próbie odpowiedzi.
– Przecież nie po to pytam, żeby usłyszeć coś, co wiem – odparowałam na jednym tchu.
– To miejsce to szpital psychiatryczny – wyjaśnił lakonicznie. Zatrzymałam się wpół wdechu.
– Jak to? – wykrztusiłam z siebie po dobrej minucie. – Co... co ja tu robię?
– Leczysz się.
Jego twarz nieco się rozluźniła. Pomimo tego, spojrzenie doktora nadal pozostawało czujne. Nie byłam w stanie oderwać od niego oczu, bojąc się, że jeżeli się na to zdobędę, wszystko rozsypie się w drobny mak.
O czym on do jasnej cholery mówił?
Ja przecież nie potrzebowałam leczenia! Już dawno się nie cięłam, wybił mi to z głowy. Żadnych anoreksji, fobii i innych takich. Tylko te różowe tabletki... Po co te tabletki?
– To dlatego muszę brać te proszki? – zapytałam nieśmiało.
Spodziewałam się, że spojrzy na mnie jak na idiotkę. Owszem, moje pytanie mogło się każdemu wydać kretyńskie i to co najmniej. Lecz w przeciwieństwie do moich oczekiwań, twarz łysego pozostała niewzruszona na moją głupotę, zupełnie jakby  niewiedza była czymś naturalnym... normalnym.
– Owszem – potwierdził. – Wiesz, jak one działają?
– Ta różowa wywołuje haluny – mruknęłam pod nosem. Doktor zaśmiał się cicho, unosząc brwi. O jeżeli pamięć jeszcze mnie nie zawiodła, jeszcze nie było takiej sytuacji, żeby ten człowiek kiedykolwiek zaśmiał się w mojej obecności.
– Nie haluny, tylko urojenia – poprawił, ponownie poważniejąc. Zauważył pewnie, jak przyglądałam mu się z rozdziawioną buzią. – Często ci się zdarzają te urojenia po różowej tabletce?
– Zawsze – odparłam, zezując w bok. Zaczynałam rozumieć, co tu robiłam.
– Dzisiaj też? – zapytał, a ja spuściłam zawstydzona głowę. – Czy to dlatego zemdlałaś? – drążył. – Powiesz mi?
Powiedzieć mu, że nie wiem, co jest naprawdę, a co nie? Wiele razy się już przed nim zdradzałam. Właśnie o to mu chodziło. Usłyszeć coś, o czym wiedziałam tylko ja... lub nawet nie ja. Okazywało się, że ja sama mogłam być przecież nieświadoma tego, co się wokół mnie dzieje.
Czułam się zagubiona. Odkąd się tam znalazłam więcej mnie nie było, niż byłam obecna w swoim ciele. Nie miałam pojęcia od czego to zależało, wcale tego nie kontrolowałam. To się po prostu działo. Byłam na sesji z doktorem a następną rzeczą, którą pamiętałam było śniadanie dwa tygodnie później. Choć nie zawsze tak było. Czasami zdarzało mi się zachować ciągłość wspomnień przez krótki czas. Były to jednak pojedyncze epizody, nic nie znaczące chwile. W gruncie rzeczy zdawało mi się, że od mojego ostatniego wyjścia minęło ze dwadzieścia lat. Ile czasu właściwie minęło?
– Sakuro – wyrwał mnie z zamyślenia – Powiesz mi, co się takiego stało, że zemdlałaś?
– Było ich dwóch – złożyłam ręce jak do modlitwy i zdobyłam się na odwagę. Co mnie nie zabije, to wzmocni.
– Twój ojciec i Uchiha – dopowiedział, a ja zaprzeczyłam głową. – W takim razie kto?
– Sasuke – odparłam i spojrzałam mu prosto w oczy –  i Sasuke.

* * *

Widziałem ją. Naprawdę zobaczyłem Sakurę. Nie ważne, że była przerażona moim widokiem. Wyraźnie zwróciłem na siebie jej uwagę, nie była w stanie oderwać ode mnie oczu. Cieszyłem się z tego. Zobaczyłem ją w swoim żywiole, w zwracaniu na siebie uwagi, znowu szalała, jednak tym razem nie kryły się za tym strach i gniew a zdezorientowanie i niepewność.
Pielęgniarz zabrał nas do gabinetu doktora Morino. Nie wyróżniał się niczym od mojego wyobrażenia o tym miejscu. Ściany pomalowane na grafitowy kolor przyozdobione były małymi obrazami przedstawiającymi różnej maści konie w galopie. Razem z tatą Sakury zostaliśmy posadzeni na wygodnych krzesłach obitych w zieloną, pikowaną tapicerkę. Przed nami było ciężko wyglądające biurko, a za nim wygodny obity w ciemną skórę fotel.  No i czekaliśmy... w ciszy. KOMPLETNEJ.
W końcu drzwi się otworzyły, a ja w głębi duszy odetchnąłem z ulgą, widząc kątem oka posturę doktora Morino. Aura jaką pan Haruno wytwarzał wokół siebie była nawet więcej niż przytłaczająca. Lekarz pojawił się w odpowiednim momencie.
–  Witam panów i przepraszam z miejsca za całą tę sytuację – powiedział chłodno na wstępie. Zasiadł na przeciwko nas i obrzucił oceniającym spojrzeniem. – W jakiej sprawie panowie?
– W sprawie mojej córki – warknął ojciec Lo.
– Domyślam się – doktor pozostał niewzruszony. – W jakiej sprawie panowie chcą rozmawiać o pani Haruno?
– Jak ona sobie radzi? – zapytałem, a przed oczami stanęła mi scena sprzed dwudziestu minut. Wcale nie wyglądała na kogoś, kto jest w pełni świadomy tego, co się wokół niego dzieje. Raczej jak spłoszone zwierze, gotowe do ataku w każdej chwili.
– Zaskakująco dobrze – odparł nawet entuzjastycznie. – Wyszła z depresji, można tak powiedzieć.
– Jak to? To wyszła czy nie?  – pan Haruno nie rozumiał.
– Choroba została wyciszona dzięki skutecznej terapii. Pacjentka przyznała, że jej zależy na tym, żeby "coś jeszcze przeżyć" i dobrowolnie zaczęła współpracę. Inna sprawa, że znajduje się pod stałym wpływem silnych antydepresantów. – Doktor otworzył białą teczkę z danymi Sakury. Pomiędzy kartkami mignęło mi jej zdjęcie sprzed roku. Wyglądała na nim jak zaledwie cień kobiety, którą kiedyś pokochałem.
– Czyli bez nich sama by tego nie przyznała – wywnioskowałem ponuro. Morino pokręcił przecząco głową.
– Niestety, pani Haruno od zawsze była ciężkim przypadkiem i kiedy ponad sześć lat temu podjąłem się jej leczenia, byłem niemal pewien, że bez zastosowania leczenia farmakologicznego nic się nie uda. – Westchnął ciężko. – Musimy jednak pamiętać o tym, że żeby terapia się udała należy przyjmować leki regularnie. – Jego spojrzenie nabrało srogiego charakteru. Zapewne myślał o moim bracie i niestety miał rację. – Pilnuję osobiście, żeby pacjentka przyjmowała wszystkie leki. Poza tym stała terapia, terapia i jeszcze raz terapia. Niestety już do końca życia będzie musiała być pod opieką psychiatry, żeby zapobiec rozwojowi choroby. Jednak pomimo tego pani Sakura dobrze rokuje.
– Cieszy nas to – przyznał Haruno, nawet na mnie nie patrząc. Mnie tam nie radował fakt, że mój brat nawalił i ktoś musiał to wszystko naprawiać. – Czyli Sakura jest już, można powiedzieć zdrowa?
– Po części – przyznał – Jednak nie trafiła tu z powodu depresji, a z obawy przed schizofrenią.
– I co w związku z tym? – słysząc hasło schizofrenia, poczułem ciarki na plecach.
W toku leczenia ustaliłem, że pani Sakura nie jest chora na schizofrenię, choć były do tego podstawy i przyznam szczerze, że przez bardzo długi czas byłem tego pewien. Na szczęście, nie miałem racji.
– Dlaczego zmienił pan w takim razie zdanie? – dociekałem. Zupełnie już nie rozumiałem całej tej sytuacji, choć teoretycznie była jasna. Co jej siedziało w głowie?
– Niestety, obowiązuje mnie tajemnica lekarska i nie mogę panom przybliżyć treści moich rozmów z panią Haruno, jednak dzisiaj – zawiesił głos, jak gdyby pragnął dodać całej sytuacji wyrazu tajemniczości – przyznała ona się do czegoś, co zupełnie zmieniło mój wyrok co do jej przypadłości – pozwolił sobie na nieco drwiący uśmiech.
– A więc co jej dolega, według pana? – ojciec Lo sprawiał wrażenie, jakby chciał skierować nasz dialog ku końcowi. Choć może to tylko nerwy nadawały mu groźniejszy ton.
– Bez dodatkowych testów, nie mogę tego potwierdzić na sto procent – zaczął leniwie, no bo przecież nikomu się nigdzie nie śpieszy – jednak podejrzewam psychozę – zakończył entuzjastycznym tonem, opierając się jeszcze wygodniej o miękki fotel.
Przez krótką chwilę w pomieszczeniu zapanowała cisza. Żaden z nas nie był w stanie wydusić z siebie nawet słówka, oczywiście za wyjątkiem psychiatry. Po prostu obserwował naszą reakcję.
W moim umyśle słowo psychoza odbijało się echem niczym piłeczka do ping ponga. Jakoś nie byłem przekonany co do tego, żeby psychoza była czymś lepszym od schizofrenii. Raczej na odwrót. Schizowali zwykli ludzie, ale psychopatami byli mordercy, gwałciciele...
– Przecież to była tylko zwykła depresja – mruknąłem pod nosem, jakby do siebie.
– Bo to jest psychoza o podłożu depresyjnym – odparł łysy takim tonem, jakby mnie uczył alfabetu. – Żadna depresja nie jest zwykła, panie Uchiha. Proszę się nie martwić, Sakura jest w dobrych rękach. Poradzimy z nią sobie.
– Panie doktorze – zwrócił się do niego Haruno. Miał zadławiony głos i mokre oczy. On i jego mała córcia – cóż za nieszczęście! – Przyjechaliśmy tu, by zabrać Sakurę na święta do jej rodzinnej miejscowości. Czy sądzi pan, że to jest możliwe?
– Na pewno nie dzisiaj i nie jutro, co najwyżej... za dwa, trzy tygodnie – spojrzał w notes na kalendarz – To byłoby tuż przed gwiazdką.
– Czy to jej nie zaszkodzi? – tata Sakury trochę się uspokoił. W jego głosie nadal  słychać było nieukrywaną troskę.
– Nie mam pojęcia – westchnął lekarz, ponownie opierając ręce na biurku. – Może pomoże wrócić do sił, a może zaszkodzi. Na ile byście tam pojechali?
– Pewnie tydzień.
– Może być tydzień. W razie jakby co, jestem pod telefonem – wstał i gestem dłoni wskazał nam wyjście – Panowie pozwolą.
– Gdzie idziemy? – zapytałem podejrzliwie.
– No jak to gdzie? – zdziwił się Morino. – Do pacjentki. Musimy ją skonfrontować z wyjazdem.

* * *

 parę tygodni później

Zostałam obudzona bardzo wcześnie rano, wcześniej niż zwykle. Za oknem było jeszcze ciemno, gdy personel kliniki zawitał do mojego pokoju, budząc mnie, dając mi ubrania przysłane przez tatę i podając skromne, ale smaczne śniadanie. Dzień wcześniej zostałam dokładnie wyszorowana,  zupełnie jakbym sama nie była w stanie tego zrobić, więc dzisiaj pozostało mi już tylko umyć zęby.
Włosami od pewnego czasu, nie potrafię powiedzieć od jak dawna, nie potrzebuję się kłopotać. Wszystkie, które mi jeszcze zostały samoistnie zbierały się w jedną, dużą kępkę, z którą niewiele można było zrobić. Najdłuższe sięgały mi do linii szczęki, tak czułam. Nie widziałam swojego odbicia już od bardzo dawna i prawdę mówiąc, wcale mi to nie przeszkadzało, przynajmniej do tej pory.
Kiedy cały zespół pielęgniarek stwierdził, że jestem już gotowa na to, żeby pokazać się światu zewnętrznemu zaczynało już świtać. Ktoś poleciał po doktora Morino, który specjalnie został na drugą zmianę. Przyszedł po pewnym czasie. Z początku odprawił innych, tak żebyśmy mogli zostać sami, a następnie przyjrzał mi się uważnie.
– Pierwszy raz od kąd cię poznałem wyglądasz jak normalna kobieta, wiesz? – powiedział, co bardzo mnie zdziwiło, zawiedzionym tonem.
– Nie cieszy to pana? – mruknęłam zaspana.
– Muszę się teraz z tobą rozstać, więc nie mam powodu do radości. – Ukrył ręce za plecami i podszedł nieco bliżej okna. Zerknął przez nie przelotnie, a następnie ponownie spojrzał na mnie. – Może to i mało profesjonalne, ale przywiązałem się już do ciebie – dodał, a mnie totalnie wcięło. On na pewno sobie ze mnie żartował, specjalnie, żebym nie próbowała uciec, gdy będą mnie tu z powrotem odwozić.
– I tak już nie rozstaniemy się do końca życia – pozwoliłam sobie zażartować, podchodząc bliżej niego. Stanęliśmy na równi. Wówczas również poczułam dziwne ukłucie w sercu na myśl o rozstaniu z moim lekarzem, który zdawał mi się być... moim największym powiernikiem.
Przyjacielem również, co za tym idzie.
– Czyli jednak mnie słuchałaś – po jego twarzy przebiegł cień uśmiechu.
– Nie jestem pewna, czy od samego początku, ale ostatnio tak – przyznałam. Poczułam jak moja szczęka powoli się rozluźnia.
– Sakuro proszę cię – dotknął przelotnie mojego ramienia – Pamiętaj, żeby brać leki. Jestem pewien, że twój ojciec na pewno ci nie odpuści, ale staraj się być coraz bardziej samodzielna. Wszystko można pokonać.
Kiwnęłam głową, jednak nic już nie odpowiedziałam. Z resztą, w tym samym momencie na dziedziniec kliniki wjechało potężne, terenowe Porsche, z którego po krótkiej chwili wysiadł mój ojciec. Poprawił czapkę, wyciągnął z tylnego siedzenia papierową torbę z logiem bardzo znanej, ale za drogiej dla przeciętnego człowieka marki i szybkim krokiem udał się w stronę głównego wejścia.
Doktor zabrał mnie na dół, gdzie tata pomógł mi się ubrać w przywieziony przez niego, drogi płaszczyk z futerkiem w środku oraz ogromny szal rozmiarem przypominający świąteczny obrus. W zamian za to otrzymał małą czarną torbę podróżną, w której znajdowały się moje wszystkie leki. Rzeczy osobistych tu nie miałam.  Pomachałam grzecznie panu Morino na pożegnanie, tata podał mu dłoń i razem udaliśmy się do auta. Wsiadłam do środka bez uwagi i wtedy mnie wcięło.
Na przednim fotelu pasażera siedział Sasuke, pogrążony w lekturze jakiegoś grubego tomiszcza. Wstrzymałam oddech i pozostałam w bezruchu tak długo, dopóki on sam nie podniósł pochylonej głowy. Wówczas ja pozwoliłam sobie na trzy szybkie wdechy i wydechy, a Uchiha przekręcił się na fotelu i spojrzał na mnie beznamiętnie.
– Co ty tu robisz? – pisnęłam cicho, zdejmując z siebie chustkę. Brunet wywrócił od niechcenia oczami i odwrócił się z powrotem w stronę szyby.
– Przyjechałem po ciebie, nie widać? – mruknął lekceważąco. – Mogłabyś się chociaż przywitać – wyrzucił mi. Prychnęłam, rozpinając również płaszcz. Wewnątrz było ze dwadzieścia stopni.
– Dzień dobry – parsknęłam, zapinając pas.
– Co tak oficjalnie? – Teraz to ja wywaliłam obrót oczami.
Chociaż wzięłam przy śniadaniu proszki, po których ogólnie mój nastrój nie schodził poniżej obojętności, czułam złość i rozgoryczenie, że Sasuke traktuje mnie identycznie, jak za szkolnych lat. Naturalnie, dzięki lekom nie chciało mi się płakać, jednak poczułam ukłucie w sercu. Tyle w moim życiu się już zmieniło! Praktycznie wszystko, poza jednym wyjątkiem – w dalszym ciągu byłam mu obojętna. Pomimo, że przyjechał tu specjalnie dla mnie, nie potrafił okazać nawet krzyty emocji. Więc po co to zrobił?
Gdy parę tygodni temu ponownie zobaczyłam Uchihę w towarzystwie ojca i Morino u mnie w pokoju miałam mieszane odczucia. Ponieważ doktor wytłumaczył mi, że są prawdziwi i nie są niezamierzonym skutkiem ubocznym moich leków nie bałam się i byłam w stanie normalnie przy nich funkcjonować. Jednak sposób, w jaki wówczas Sasuke na mnie patrzył – natarczywie, bez mrugania – wcale nie sprawiał, że czułam się bezpieczna, ale na pewno zwracał na mnie uwagę. Nie znałam jego powódek, lecz jego zachowanie podczas tamtej wizyty wcale nie skłaniało mnie do myślenia, że jestem mu totalnie obojętna.
Dlatego teraz, siedząc praktycznie obok niego nie byłam przerażona samą jego obecnością, której po wtedy można się było spodziewać. Nie potrafiłam zrozumieć tego chłodu, który od niego bił. Sprawiał wrażenie, jakby kontrolował nawet sposób, w jaki oddycha – nie za głośno, nie za cicho, po prostu idealnie. Jeżeli więc go nie interesowałam, po co w ogóle się tu dzisiaj pojawił?

*

godzinę później

Samochód w ciszy pokonywał kolejne zakręty, a ja zastanawiałam się nad tym, co przyniesie przyszłość. Niezmiernie cieszyło mnie to, że świat ponownie staje przede mną otworem, a ja, tym razem pewniejsza swojego i starsza o rok nareszcie wiem, czego chcę. Poprawiłam się na siedzeniu, wzdychając.
Nigdy nie lubiłam zimy. Było ponuro, zimno, mokro i nie do zniesienia. Tym razem, ku mojemu własnemu zdziwieniu byłam szczęśliwa. Z powrotem. Obserwując białe kopce zza samochodowego okna dawałam się ponieść świątecznemu, euforycznemu nastrojowi. Podparłam głowę o zaciśniętą pięść i dyskretnie zerknęłam w stronę przedniego fotela pasażera.
Sasuke spał z książką otwartą na kolanach. Uśmiechnęłam się lekko i podziwiałam jego spokojne, nieświadome niczego oblicze. Brakowało mi tego. Sama jego obecność gdzieś blisko mnie, konkretnie, jakiś czterdziestu centymetrów w prawo sprawiała, że czułam się wyjątkowo. Nawet, jeżeli nie dawał mi krzty nadziei na to, że będziemy razem.
Nadzieja opuściła mnie już dawno temu. Ostatnio, kiedy miałam na coś nadzieję wszystko się rozpieprzyło i to za moją sprawą. Nie wyszło mi z karierą. Nie umiałam sobie z niczym poradzić. Musiałam zakładać najgorsze, nawet jeżeli nic na to nie wskazywało.
Nie umiałam się cieszyć. Od dawna już, właściwie od podstawówki nic mnie nie cieszyło. A nawet jeśli już coś miłego mi się przytrafiało, to nie potrafiłam tego pokazać, uwierzyć w swoje własne szczęście.
Jednak teraz, po ponad roku przerwy mam przeczucie – myśl, która nie pozwala mi zasnąć już od dwóch tygodni. To uczucie wolności. Wiem, że wolna wcale nie jestem i już nigdy nie będę. Jeżeli przerwę terapię, tak jak ostatnim razem, wrócę do dawnego ja i już się nie podniosę.
Prawda była taka, że każdy upadek kształtował mój charakter. Nie było dnia w całym moim życiu, żebym nie była na kogoś zła za to, że upadłam. Jestem w stanie sobie wyobrazić, że niektórych moje wszystkie potknięcia mogły śmieszyć. Lecz dla mnie nie było w tym nic zabawnego, bowiem tylko ja miałam świadomość przez co zaliczyłam życiową glebę. Przez kogo.*
Tymczasem tata, żeby nie było nudno i prawdopodobnie z irytacji na Uchihę włączył radio. Choć spodziewałam się zaskoczenia ze strony Sasuke, nic takiego się nie wydarzyło.
Brunet bardzo nieśpiesznie przekręcił się na właściwą pozycję i otworzył oczy, głośno wzdychając. Przetarł dłonią półprzytomną twarz, zatrzymując ją na ustach i rzucił nieodgadnione spojrzenie mojemu ojcu, którego miny niedane było mi zobaczyć w lusterku. Bardzo chciałam, żeby Uchiha się odezwał. I wcale nieproszony uczynił to... choć niezupełnie. Piosenka w radiu się zmieniła.
– I know I could lie but I'm telling the truth
Wherever I go there's a shadow of you
I know I could try looking for something new 
But wherever I go, I'll be looking for you**
Jeszcze nigdy nie słyszałam tej piosenki.
Nie musiałam się nawet specjalnie wsłuchiwać w nią, a i tak wiedziałam, że była piękna. Oczywiście pomimo tego byłam skupiona tylko na niej. Skurczył mi się żołądek. I po raz kolejny fakt, że Sasuke pozostał niewzruszony zadziwił mnie i zaciekawił jednocześnie.
 Some people try but they can't find the magic
Others get down on their knees and they pray
I come alive when I'm close to the madness
No easy love could ever make me feel the same
Make me feel the same**
Skąd on brał pomysły na takie teksty? Z resztą, nie istotne. Ważne, że były, że nadal tworzył, w przeciwieństwie do mnie, że nie porzucił swojej pasji i rozwijał talent. Dawał innym radość, mnie również i byłam mu za to wdzięczna. Nie poddał się. Zaczynałam go podziwiać.
Zanim jeszcze piosenka się skończyła, mój tata postanowił ją skomentować.
– Ile zarobiłeś na tym?
Sasuke spojrzał na niego z początku zdziwiony. Z każdym następnym słowem, które wypadało z głośników jego twarz jednak zmieniała się na coraz bardziej nieprzystępną, zamkniętą. Mój uśmiech się poszerzył. Ktoś został urażony?
– Trochę – odpowiedź, która wypadła z jego ust była zdawkowa i zdradzała tyle, że można było się zabić. Hehe, nieśmieszny żart Sakury Haruno.
– Podobno to hit – ojciec nie dawał za wygraną. Brunet wywrócił oczami i odwrócił twarz ku szybie.
– Podobno – słowo to odbiło się echem od wnętrza samochodu i zanikło.
Ponieważ nie zanosiło się na jakiekolwiek rozwinięcie sprawy postanowiłam się przespać, choć trochę. Otaczający mnie, stale zmieniający się świat niezwykle męczył moją obecną świadomość. Położyłam głowę na siedzeniu obok i pozwoliłam sobie przymknąć oczy. Zapadła błoga ciemność. Lecz nie zasnęłam od razu. Ponownie uniosłam powieki, gdy moją głowę nawiedziło pewne pragnienie.
Pierwszym co zobaczyłam był fotel Sasuke. Zupełnie spontanicznie uniosłam lewą rękę i oparłam opuszki palców o skórzaną tapicerkę.
To tak, jakbym cię dotykała, wiesz, Sasuke? Głaskała cię delikatnie po dołeczkach na plecach, uważała by cię nie zbudzić, kiedy jeszcze nie jesteś świadom mojej obecności za twoimi plecami. To takie urocze, dla mnie naturalne, bo w końcu bardzo cię ko... nie, to nie to. A może? W każdym razie coś bardzo. Ale teraz sobie odpocznę, tak jak ty. Bo życie męczy, oboje coś o tym wiemy, prawda?

*

Ocknęłam się ze snu, kiedy na zewnątrz już było ciemno. Samochód zahamował gwałtownie, a moja głowa poleciała do przodu. Otworzyłam oczy i uważnie obejrzałam wnętrze samochodu, skąpane w bladoniebieskim świetle wyposażenia deski rozdzielczej. Podniosłam się na łokciu i zaspana spojrzałam najpierw na ojca, później na Sasuke. Ten drugi patrzył niezrozumiale na tatę, jednak nie skomentował jego poczynań.
– Zatrzymamy się tutaj – oświadczył rodziciel, skręcając umyślnie w prawo. Zauważył, że już nie śpię i rzucił na mnie kontrolnie okiem, które mignęło mi złowieszczo w lusterku.
– Ale to się nie opłaca – zaprotestował Uchiha – Zostało nam tylko siedemnaście kilometrów.
– Ale ja już nie mam siły prowadzić – warknął, parkując.
– Przecież ja też mam prawo jazdy – brunet nie dawał za wygraną. Zawsze był uparty jak koza w kapuście i nic mu się nie zmieniło.
– Nie dyskutuj ze mną dzieciaku – fuknął, wyjmując kluczyki ze stacyjki. – Poza tym, Sakura musi wziąć leki na wieczór, a jest środek nocy. Ubieraj się – polecił mi, samemu wysiadając. Przez samochodowe okno patrzyłam na jego oddalającą się sylwetkę.
W samochodzie zapadła cisza. Jedynymi odgłosami, jakie ją przerywały były nasze oddechy. Doprawdy ujmujący dźwięk, który z każdą następną chwilą stawał się coraz to głośniejszy lub cichszy. Sasuke już nie był taki opanowany. Nie przeszkadzało mi to jednak. Obydwoje byliśmy zamknięci na siebie nawzajem i pogrążeni w swoich światach.

* * *

Cholera – zakląłem w myślach, pocierając palcem wskazującym powoli odrastające włosy na prawym policzku.
Naturalnie, rozumiałem postawę pana Haruno. Gdybym był ojcem pewnie postąpiłbym tak samo. Jednak nie będąc ojcem Sakury byłem święcie przekonany o tym, że dodatkowe pół godziny jazdy nie spotkało by się z jej sprzeciwem. Spojrzałem zrezygnowany w dół. Na moich kolanach spoczywała potężnej wagi książka, wypożyczona parę dni wcześniej z uniwersyteckiej biblioteki.
Został mi jeszcze rok podstawowych studiów. Jednak, pomimo oczekiwań całej mojej rodziny nie miałem zamiaru iść w ślady rodziców i zatrudniać się w ich kancelarii. Oczywiście, studiując prawo kierowałem się po części ich marzeniami o mnie. Czułem, że gdybym tak jak Itachi wybrał zupełnie inną drogę na życie, załamali by się. Taką postawę naturalnie uważałem za głupią i dziecinną, ale ponieważ od zawsze miałem smykałkę do wiedzy o społeczeństwie, dlaczego by nie sprawić przyjemności rodzicielom? Liczyłem, że to im wystarczy z racji tego, że prawnikiem nie zamierzałem zostać za żadne skarby świata.
W życiu nikt mi nigdy nie przyznał cechy osobowości, którą posiada zarówno mój brat psycholog, jak i każdy przyzwoity prawnik – empatii. Wręcz przeciwnie, miałem w głębokim poważaniu czyjeś prywatne sprawy, odczucia i wylewności. Dla mnie zawsze liczyły się przede wszystkim suche fakty, dopiero później mogłem kogoś ewentualnie wysłuchać. Z tych powodów wybrałem zawód prokuratora. Mając na uwadze mój występek sprzed roku, który teoretycznie przekreślał moje szanse na karierę w tym zawodzie ułożyłem swój misterny plan.
Otóż, niecałe dwa lata temu zostałem skazany na potężną karę grzywny w związku z jazdą po pijanemu. W świetle prawa, jest to sankcja nałożona nie za przestępstwo, a za wykroczenie z małą szkodliwością społeczną. W takich okolicznościach nic nie stało mi na przeszkodzie w drodze na szczyt moich ambicji. Za mniej więcej sześć lat powinienem piastować tron prokuratora w Tokio lub... lub być może w Konoha***.
Prawdę mówiąc, miałem w planach kupienie w Konoha mieszkania lub domu. Oczywiście, nadal nie podjąłem decyzji co do tego, czy wraz z chłopakami wydać następną płytę. Co prawda parę tygodni wcześniej udało nam się obublikowć Wherever I go (Naruto przesłał do  studia nagranie pocztą), lecz póki co każdy z nas skupiał się na studiach, a marzenia z dzieciństwa odłożył na bok. Zarobiliśmy dużo pieniędzy na śpiewaniu, więcej niż przypuszczaliśmy i na razie musieliśmy odpocząć. Do kariery zawsze można wrócić, a moja jazda po pijaku i obecny stan psychiczny Uzumaki’ego najlepiej pokazywały, że niektórzy z nas potrzebowali nieco spuścić z tonu.
Obejrzałem się niemal niezauważalnie na Sakurę.
Spoglądała w stronę położonego na odludziu motelu zamyślona i nieobecna. Totalnie nie zwracała na mnie uwagi, jednak pomimo tego faktu postanowiłem się więcej na nią nie gapić. Naprawdę, cieszyłem się, że w końcu była poza tą przerażającą kliniką. W świetle oddalonych od nas latarni wcale nie wydawała się świrusem, który nie potrafił zapanować nad swoją świadomością.
Nie mogąc się powstrzymać, ponownie się odwróciłem, tym razem już w bardziej jawny sposób, zwracając całą twarz na tylną kanapę. W dalszym ciągu zdawała się być nieświadomą mojej natarczywości. I bardzo dobrze. Mimo dzielących nas blisko czterdziestu centymetrów czułem się tak, jakbym siedział tuż obok niej.
Niespodziewanie zapragnąłem Sakury. Nie w sensie erotycznym, jeszcze nie, ale fizycznym już owszem. Dotknąć jej twarzy i sprawdzić, czy nadal jest tak gładka jak pamiętałem. Poczuć czy nadal pachnie jak wiosenna ulewa, czy może już prochy wypłukały ten zapach do cna. Chciałem jej uwagi, żeby była świadoma tego co robię i że nie planuję zrobić jej krzywdy. Pragnąłem, żeby do mnie mówiła i słuchała moich wypowiedzi. Po prostu, żeby już wyzdrowiała.
Czułem też bezsilność. Byłem nie pewny co do moich uczuć względem tej dziewczyny. Choć to dla niej zerwałem zaręczyny z Sayą, pobiłem najlepszego przyjaciela, to jej skrycie dedykowałem wszystkie moje piosenki, bo ona jedna na świecie stanowiła dla mnie inspirację, ja wciąż nie wiedziałem jak ją traktować.
Czasami wydawało mi się, że jest zagrożona i muszę jej pomóc. Bywały też takie chwile, że miałem ją gdzieś, nawet irytowały mnie niektóre jej zachowania. Jednak przychodziły też takie chwile jak ta teraz, kiedy pełen uwielbienia i spragniony akceptacji z jej strony wywróciłbym świat do góry nogami, byleby tylko pozwoliła mi się do siebie zbliżyć.
Czy tak właśnie wygląda przyjacielska miłość? Nie, zdecydowanie nie byliśmy już dawno przyjaciółmi. Dlaczego więc chciałem jej pomóc? Być może z sentymentu, bo w końcu znaliśmy się już od dawna. Kiedyś była przecież moją dziewczyną, to chyba normalne, że bolała mnie jej krzywda, zwłaszcza, że rozstaliśmy się nie przez to, że nasze uczucie wygasło, a przez moją głupotę i jej cholerną wrażliwość na swoim i moim punkcie.
Niespodziewanie wyraz twarzy Sakury zmienił się. Rozszerzyła oczy tak bardzo, że nie byłem pewny co do granicy ich możliwości. Rozdziawiła przy tym usta, jakby chciała coś powiedzieć, jednak nic nie usłyszałem. Mimo to wargi różowowłosej – nagle blade, lecz wciąż pełne i spierzchnięte – zaczęły się poruszać w nienormalnym jak dla przeciętnego człowieka.
– Sakura? – szepnąłem, zaniepokojony jej zachowaniem. Nie spojrzała na mnie, jednak wyraźnie drgnęła na dźwięk mojego głosu. – Co się… – zawahałem się. To nie było najlepsze pytanie, jakie mogłem jej w tej chwili zadać. Pewnie wiedziała na temat obecnej sytuacji tyle co ja.
Odwróciłem się powoli i nieśpiesznie odłożyłem książkę na fotel kierowcy. Zapiąłem kurtkę pod szyję, wziąłem trzy głębsze wdechy i wysiadłem z auta. Owinęło mnie lodowate powietrze. Mróz trzaskał igłami w policzki, więc zgarbiłem się, chowając brodę w kołnierz puchówki. Zatrzasnąłem drzwi i ruszyłem przed siebie, obchodząc powoli samochód. Gdy znalazłem się przed drzwiami Lo otworzyłem je i ukucnąłem przed przerażoną dziewczyną.
– Lo – zwróciłem się do niej spokojnym głosem. Rzuciła mi krótkie spojrzenie, poczym ponownie zagapiła się w dal. – Lo, spójrz na mnie – poprosiłem. Nic się nie wydarzyło. – Lo, wiesz że mnie potrzebujesz – drgnęła – tylko ja jestem w stanie ci pomóc, bo tylko ja z tego wszystkiego jestem prawdziwy – uśmiechnąłem się smutno, mierząc ją zadowolonymi oczami. Podniosłem się z kucek i wyciągnąłem rękę w stronę różowowłosej. – Chodź ze mną mała.
Podała mi swoją delikatną, lodowatą dłoń i wysiadła powoli z auta. Czyżby mi zaufała? Najwyraźniej tak, skoro nie zaprotestowała, gdy wykorzystałem chwilę by przygarnąć ją do siebie. Rozpiąłem suwak i na parę sekund podzieliłem się z nią swoim ciepłem. Chyba jej się podobało, bowiem przywarła do mojej bluzy i za wszelką cenę nie chciała puścić.
– Nie… nie opuścisz mnie? – wystękała. Westchnąłem i najdelikatniej jak umiałem pogłaskałem ją po głowie. Ona również tak jakby odetchnęła.
– Musiałabyś mnie chyba zabić.
_______________________

Jest tak późno, że nie mam siły już patrzeć na ten durny ekran. Szczęściem, już skończyłam. Dzięki Kodomo za zwrócenie uwagi (chyba jako jedyna go dostrzegła) na błąd w opowiadaniu. Teraz sprostowanie – rzeczywiście, Sakura powinna mieć 22 lata xd. Przepraszam, często mylę się w rachunkach, gdy liczę szybko.
Następny rozdział? Jak najszybciej c: Tyle w temacie. Do zobaczenia.
* – fragment inspirowany piosenką „Jedna minuta” Sulina
** – frag. „Wherever  I go” OneRepublic
*** – opierałam się poczęści na prawie polskim, a drugą część zmyśliłam na potrzebę ff.
Tytuł: „Hello” Adele

Cierpiąca Nanase

7 komentarzy:

  1. Jeszcze więcej pytań niż wcześniej xd.Rozdział dobrze napisany swoją drogą ^_^.
    1.Co z Naruto i Sakurą?.Zanim Sakura trafiła do Morino byli razem.Kiedy Naruto dowie się o ''powrocie'' Sakury wróci do niej.
    2.Co z przyszłością zawodową Sakury?.Nie ma kariery i co dalej?.
    3.Czyżby Sakurę ciągnęło do Sasuke?. (szok)
    4.Aż dziwne że Ikuo nie wywalił Sasuke z samochodu xd.
    5.Sasuke coś nadal czuje do Saki?.Aż nie wierzę.Nie widzieli się 5 lat przecież.
    6.Czy tylko mi relacja,oczywiście obecna,Sasuke i Sakury przypomina tą jaką z Kaichou wa Maid Sama TakumixMisaki?.
    Na 15'tkę czekam z niecierpliwością i życzę weny.Opowiadanie naprawdę oryginalne i dobrze pisane :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, jak zwykle niezawodna Natsume :D
      Widzę, że notka zrodziła jeszcze więcej pytań niż odpowiedzi xd Przykro mi, ale nie uchylę rąbka tajemnicy i na wyjaśnienie będziesz musiała poczekać do następnych rozdziałów.
      Miło mi, że Ci się podobało ^^
      Pozdrawiam, Nanase

      Usuń
  2. Chyba powoli zaczynam się gubić xd Muszę wrócić do wcześniejszych rozdziałów i uważnie je jeszcze raz przeczytać! Ogólnie rozdział jak każdy... MEGA!!! Okropne jest jedynie to, że trzeba czekać na kolejny :c Ale oczywiście co tym razem najbardziej mi się spodobało? KOŃCÓWKA! ♥ Kocham cię, Kocham cię, Kocham cię za to!!! :3 Pozdrawiam i do następnego! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj :3333
      Cieszę się, że podobało :) SasuSaku będzie się coraz bardziej rozwijać i tą końcówka to dopiero początek końca :D
      Również pozdrawiam, Nanase :*

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  3. Wrocilam do bloga i nadal tu jestes <3 mialam roczna przerwe :) ale tutaj wrocilam bardzo chetnie :)
    Pozdrawiam Polly-chan~

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak bardzo walniętą mnie nazwiesz, wiedząc, że w przeciągu dwóch/trzech miesięcy przeczytałam całe opowiadanie dwa razy? :o Jakoś tak wyszło, że niby przeczytałam tą 14-tkę i niby wiedziałam o co chodzi, ale żeby to poczuć wzięłam się za nią jeszcze raz. Rozdział dużo nam nie zdradza, więcej pewnie wyjdzie w dwóch najbliższych :( (jeżeli połącze fakty z 13ego rozdziału to mi wybacz, teraz mi się zlewają >//<). Dużo przemyśleń Sakury i trochę mnie zadziwił taki chłód jej ojca? Nie za bardzo wiem jak to ująć, ale odniosłam wrażenie, że Sasuke przejął się bardziej jej stanem niż jej rodziciel. Zupełnie tak, jakby się już przyzwyczaił, ale jak można się przyzwyczaić do takiego stanu rzeczy, gdzie to jeszcze dotyczy własnego dziecka :o? Pewnie wymyślam teraz i szukam dziury, której nie ma, no, ale nie spodobało mi sie to wrażenie :(.
    A więc Naruto się leczy, ale gdzie się leczy? :o Mam nadzieję, że nie w Konoha, bo jak spotka się podczas tych świat z Sakura to może sie zrobić niezręcznie. I jeszcze Sasuke, to ugh może sie zrobić lepszy kociołek niż ten Panoramixa :(. Chyba, że się wszystko ułoży, w końcu magia świąt i te sprawy.
    Jak juz mam typować ship (co z tego, ze nikt mnie o to nie prosił hehe) to oczywiście nieśmiertelne sasusaku. Sasusaku, albo nic, no innego wyjścia nie widzę :(
    Trochę pewnie takie masło maślane, jak zwykle z resztą, ale usprawiedliwiam się późną godziną, bo mi myślenie sie niestety wyłącza juz po 21 :(
    Także z niecierpliwością czekam na tą szczęsną, bądź nie, 15tkę, życzę weny i wgl, pojaw się tu nam szybko :(
    Pozdrawiam Cię cieplutko.
    Dziecko.

    OdpowiedzUsuń