Music

czwartek, 22 października 2015

12. If you let me love and be true blue, I'll be more than just dead man's hand on you

1 października
15:20
Warszawa, Polska

Dwa dni temu wylądowaliśmy na Okęciu – to całkiem spore lotnisko w Warszawie. Właściwie pełna nazwa to Lotnisko im. Fryderyka Chopina. Ten naród musi być bardzo dumny z tego człowieka, ponieważ – z tego, co wyłożyła nam w samolocie Tsunade – całkiem sporo wartych zobaczenia obiektów nazywana jest jego nazwiskiem. Dzielnica Włochy… to również dziwna nazwa.
Większość ludzi, którzy udzielali się na japońskich forach internetowych poświęconych tematowi tego akurat miasta, bądź ogólnie Polski (jako kraju) dzieliła się na trzy kategorie: ci, którzy byli i są zachwyceni, ci którzy byli i nie są zachwyceni oraz ci, którzy nie byli i się mądrzą. Całym zespołem czytaliśmy (nawet z podziałem na role) całkiem pokaźną liczbę internetowych kłótni. Ludzie zawsze się sprzeczali, jednak w życiu nie widziałam, żeby tak zażarcie.
Polska według większości była ładnym krajem. Mieli morze, góry i wszystkie pory roku, które nigdy nie przebiegały ekstremalnie. Ich historia była fascynująca i napawająca nadzieją, poczuciem przynależności, nawet, jeżeli było się tylko jakimś cholernym żółtkiem, który kiedyś postawił na nie tę kartę, co trzeba.
Wszyscy (naturalnie z wyjątkiem paru idiotów) zachwalali ich kuchnię: sytą, prostą i nieco pomieszaną. Na przykład – dlaczego polskim specjałem były ruskie? To takie pierogi z mięsem, gdyby ktoś nie wiedział. Lubili je odsmażać na patelni i podawać z… taką cebulą, mówili na to okrasa, o jeżeli się nie mylę. Najbardziej polecanymi daniami okazały się być: żurek (podobno to jakaś zupa), pomidorowa lub kapuśniak (chyba też zupa), tłuczone ziemniaki z schabowym (co to jest schabowy?) i mizerią (co to jest mizeria?), bigos (co to jest?)  lub… wszelkiego rodzaju pierogi. Polskie babcie zachwalane były jako mistrzynie tych zlepków ciasta z farszem.
– Musimy spróbować wszystkiego – zachęcającym tonem zawołał Haruka, podrywając się do góry. Uderzył głową o dach terenowego auta, którym poruszaliśmy się od dwóch dni po polskich ulicach. Wybuchliśmy śmiechem, czując nadchodzący ból brzucha skutkiem przejedzenia.
– Piszą, że w większości centrów handlowych w Wa…wie – Naoki z trudem przeczytał.
– Wawie? – zdziwiłam się. Pokazał mi ekran iPhone’a 5. Zobaczyłam nazwę, z którą miał problem. Wa–wa. – Chyba to jakiś skrót.
– Warszawa… Wawa – zastanowił się – być może.
– Co dalej? – chciała się dowiedzieć zniecierpliwiona (jak zawsze) Haruka.
– Piszą, że w większości centrów handlowych w Wawie jest knajpa Zapiecek i tam można tego wszystkiego spróbować… a przynajmniej, jeżeli chodzi o pierogi, bo tylko o tym tu piszą – oznajmił ze zmarszczonymi brwiami. Na tym dyskusja się skończyła, bowiem dojechaliśmy na miejsce.
Owym „miejscem” była ulica Marszałkowska w samym centrum miasta. Była ponoć bardzo długa, dlatego Naoki (który był pomysłodawcą całej tej podróży) poprosił Senju tylko o fragment, o który mu najbardziej chodziło. Jako że Warszawa jest biednym i zadłużonym miastem, nie było większego problemu z udostępnieniem nam jednej trakcji tramwajowej z tramwajem czystym i nowym (pomijając fakt, że polski tramwaje były używane), oznaczonym jako PRZEJAZD TECHNICZNY (których podobno w zimę jest szczególnie dużo) na trzy dni. Oczywiście, za bardzo duże pieniądze. Wynajęliśmy więc parę ulic, które najbardziej nam odpowiadały. Nam, to znaczy Smithowi.
Poczekałam, aż Naoki wygramoli się z samochodu, dopiero sama wysiadłam. Uderzył mnie hałas silników aut oraz kilometry ludzkich rozmów, naturalnie w języku polskim. Jaki ten język jest zawiły i ostry! Nagle poczułam nieodpartą chęć podjęcia jego nauki.
Jak wrócę, to rozejrzę się za kursem – obiecałam sobie w myślach.
Ulica Marszałkowska wyglądała dosyć smutno, z resztą, jak większa część miasta. Daleko jej było do tych super nowoczesnych, które królowały w Tokio. Nie można było jednak powiedzieć, że nowoczesną nie była. Rozejrzałam się wokół. Byliśmy po prawej stronie ulicy, tuż pod hotelem Metropol. Choć z zewnątrz nie wyglądał jakoś szczególnie przytulnie, byłam pewna, że wnętrze jest o wiele bardziej przekonywujące.
– Dobrze dzieciaczki – Tsunade przywołała nas do siebie przesłodzonym głosem. Zwróciłam na nią zagubione spojrzenie. Wokół nas tłum, a my w samym środku mrowiska. Chociaż i tak w Tokio było gorzej. – Bardzo was proszę, żeby nie było tak, jak wczoraj.
Wczoraj próbowaliśmy nagrywać na Puławskiej. Ta ulica jest, można by powiedzieć kontynuacją Marszałkowskiej. Trakcja z tej pierwszej przebiega przez plac Zbawiciela i wchodziła na tą drugą. Mogliśmy to nagrać za jednym razem. Jednak należało pamiętać, że – choć pełnoletni – nadal byliśmy dziećmi.
Tsunade Senju być może była wybitnym menadżerem, z podejściem do każdego. Potrafiła tłumaczyć i doprowadzać do porządku bez zbędnych konfliktów. Jednak tym razem byliśmy bezlitośni. Zupełnie bez powodu.
Nie dało się z nami pracować wczoraj, napadła nas jakaś głupawka. Cały czas śmialiśmy się, praktycznie ze wszystkich i wszystkiego. Lataliśmy wzdłuż i w poprzek tramwaju, przystanków, ogólnie wszystkiego. Nagraliśmy cztery ujęcia… po ośmiu godzinach.
– Tak jest – mruknęliśmy z pokorą. Spuściłam głowę, patrząc beznamiętnymi oczami na nowiuśkie trampki, które kupiłam sobie parę dni temu. Szare płótno bez wątpienia zlewało się z kostką położoną na tej ulicy. Brudną, jak ja i moje życie.
Ogarnęło mnie poczucie dołka. Dołka tak mocnego, że niespodziewanie poczułam jego siłę. Byłam gotowa do nagrania mnie pustej, smutnej – takiej, jaką powinnam być. Taką, jaką wykreowałam siebie sama, pisząc tekst niedługo przed pobiciem Naruto. Taką, jaką wyobraziła mnie sobie Mei, tworząc melodię smutną, długą i przerażającą zarazem. Taką, na jaką wyglądałam Naoki’emu, kiedy w swojej wyobraźni układał ten klip.
– Do roboty! – Klasnęła bezprecedensowo w dłonie i uśmiechnęła się szeroko. Miała w sobie bardzo dużo cierpliwości. – Panowie – zwróciła się uprzejmie do dwóch wyrostków, speców od przygotowania planu. Kiwnęli głowami i powrócili do busa, którym przyjechali zaraz za nami. Były w nim nasze ubrania, czy może raczej przebrania, masa kabli i kosmetyków. Czyli wszystko.
Poza nimi dostaliśmy jeszcze operatora, dwie wizażystki i po jednego ochroniarza na każdego. Czułam się, jakby każdy tutaj mógł mi zrobić krzywdę, choć w Polsce prawdopodobnie nigdy nie będziemy szczególnie znani. Kątem oka zobaczyłam, jak obok naszego samochodu trasę kończy czerwone punto, którym podróżowały owe dwie specjalistki od tuszu do rzęs.
Akira i Rei – przyleciały tu z Japonii. Wyglądały bardzo podobnie i bardzo azjatycko, czyli długie brązowe (i proste, co najważniejsze) włosy oraz ciemne skośne oczy. Nie pytały o blizny i w ogóle rzadko kiedy się odzywały. I chociaż miały pracę, jaką miały, czyli taką, którą gardziłam, to nic do nich nie miałam.

*

Jak zwykle przygotowywano mnie na końcu. Niby było mi wszystko jedno, tak samo jak reszcie, jednak czułam w kościach, że miało to związek z pełnioną przeze mnie funkcją liderki zespołu. Zawsze było tak, że pamiętało się najbardziej wokalistów. Nikt nie łudził się, że tym razem będzie inaczej, lecz w moim przypadku miałam wrażenie, że Tsunade zależy na tym, by oni nie czuli się gorsi, bądź mniej potrzebni. To mogły być tylko moje przypuszczenia. Mogły okazać się kłamstwem. Mogły stać się prawdą.
Widząc wychodzącą z busa Mei duszkiem wypiłam kawę, którą zaoferowała nam Tsunade. Była z mlekiem, bez cukru. Wolałam z cukrem. Wstałam i ruszyłam w stronę pojazdu. Dochodziła godzina siedemnasta czasu polskiego. Padałam na twarz ze zmęczenia. Dołek mnie nie opuszczał.
W środku czekała na mnie Rei.
– Akira poszła z panią Hyate, w razie potrzeby, więc zostałyśmy same –  oznajmiła mi już od progu, grzebiąc w ogromnej walizce. Wspięłam się na podest i znalazłam się w środku vana. – Proszę. – Niedbałym gestem dłoni wskazała mi jedno z czterech siedzeń. Usiadłam na nim, a makijażystka zasunęła drzwi. Zapadła cisza.
W czasie, kiedy ona przygotowywała moją twarz do zdjęć rozmyślałam nad przeszłością. Co teraz robiła moja mama? Moja jedyna matka, która pastwiła się nade mną, wyróżniając mnie w ten najbardziej obrzydliwy, negatywny sposób. Co teraz robiła? Może pomagała Ochy w lekcjach? Czekaj… przecież Ocha miała już piętnaście lat. Na pewno się gdzieś szlajała z koleżankami. Albo z chłopakiem, bo przecież taka śliczna dziewczyna musiała jakiegoś mieć. A co jeżeli nie miała ani koleżanek, ani chłopaka? Jeżeli zajęła mój pokój – moją norę, ciemną i przesiąkniętą żelaznym smakiem krwi – i sama płakała, tak jak ja przed laty? Co wtedy?
A Yuriko? Co z moją starszą siostrą, tą, która zawsze się mną opiekowała, chcąc mnie uchronić przed złem? Powinna właśnie kłaść się spać. Ciekawe, czy w końcu znalazła pracę. A może jednak poszła na studia? Chociaż znając jej talent, było to mało prawdopodobne.
– Może się pani rozebrać – z zamyślenia wyrwał mnie nieco speszony głos Rei. Wstałam i bez zbędnych komentarzy rozsunęłam zamek bluzy (która z dwojga złego była własnością Uzumaki’ego), zdjęłam czarną bokserkę, rozsznurowałam trampki i wycisnęłam się z jasnych jeansów. – Biustonosz też – rzuciła, rozsuwając jeden z granatowych pokrowców na ubrania.
Wywróciłam oczami, znajdując zapięcie na plecach i – po krótkiej chwili mocowania się z zaczepami – pozbyłam się stanika. Rei czekała już, dzierżąc w rękach bardzo zwiewną i niezbyt skomplikowaną czarną sukienkę. Włożyła mi ją przez głowę, pilnując, żeby leżała należycie. Wygładziłam materiał zniszczonymi dłońmi. Sukienka była nieco dłuższa z tyłu, jednak miała tylko dwie warstwy półprzeźroczystego materiału. Oddzielona gumką w tali nieco uwierała, jednak nie przeszkadzało mi to wcale. Dodatkowa warstwa materiału została poświęcona górze, dzięki czemu ta niewątpliwie kreacja zdawała się być złożona z dwóch części. No i mój biust było optycznie większy, ale o tym już się nie muszę rozpowiadać.
– Leży dobrze? – zapytałam zachrypniętym głosem. Codzienne próby i nadwyrężanie gardła nie były dobre dla niego. Do tego fajki i zimne napoje przez całe lato. Jeszcze tylko brakowało złamanej nogi i zapalenia płuc, żebym miała komplet.
– Pewnie – odparła radośnie, po czym się zreflektowała. – Oczywiście, proszę pani.
Zrobiło mi się jej szkoda. Normalnie, to miałam w dupie czy ktoś mi paniuje, czy nie. Co za różnica, ludzie są obcy, a ja sama żyję w innej rzeczywistości. Jednak… to było dziwne, że populacja kazała być w stosunku do wszystkich oficjalnymi i ukrywać swoje prawdziwe emocje.
– Możesz mówić do mnie jak do koleżanki. – Usiadłam ponownie, pozwalając jej zając się swoimi włosami.
– Dlaczego? – zdziwiła się. Uniosłam brwi i syknęłam, gdy zaczęła rozczesywać zaplątane kołtuny. – To nie jest konieczne.
– A jak powiem, że mi to przeszkadza, jak ktoś, kto jest ode mnie starszy, zwraca się do mnie w ten sposób, przestaniesz? – zapytałam, przez zaciśnięte zęby.
– Etyka zawodowa – mruknęła. Ok, jak wolisz, Rei. – Powinna pani obciąć te włosy – doradziła, odkładając szczotkę do ogromnej walizki. Zerknęłam w jej stronę.
Pełna była lakierów do włosów, pianek do włosów, odżywek do włosów i ogólnie wszystkich rzeczy do włosów. Dostrzegłam nawet  puszkę z lakierem farbującym włosy w białym odcieniu. Kiedy byłam mała razem z Itachim robiliśmy sobie tęczowe rzygi na głowach z pomocą farby w spray’u. Świetna zabawa za niewiele pieniędzy. W dodatku zmywało się zaraz po użyciu wody. Jedynymi minusami było to, że farbowała też ubrania a włosy wyglądały jak siano. Sztywne siano.
Tymczasem Rei wyciągnęła z tylnej kieszeni spodni rzadki grzebień i wzięła się do zaplatania mi luźnego dobieranego. Szło jej lekko, w końcu była profesjonalistką. Splot szedł od lewego ucha i w dół, ku prawej stronie. Rei co jakiś czas wypuszczała parę kosmyków. Westchnęłam.
– Dlaczego? – odezwałam się po dłuższej chwili. Szatynka zdawała się być wyrwana z zamyślenia.
– Słucham? – Dotknęłam początku warkocza jednym palcem. – A, włosy! Są zniszczone. I to bardzo. Wyglądają trochę, jakby je pani sama obcinała. Rozdwojone końcówki, są suche aż do połowy. Czym je pani farbowała?
– Niczym – fuknęłam. – Takie mam od urodzenia.
– Nie wierzę – zaśmiała się.
– Poważnie, raz w życiu zafarbowałam włosy – mruknęłam bez przekonania. Szczerze powiedziawszy, to już mi się dawno znudziło tłumaczenie ludziom braku sensu moich różowych włosów. – Na granatowo i trochę na fioletowo. Raz – powtórzyłam.
– I jak? Podobała się pani sobie? – zapytała, kończąc splot. Z torby wzięła szary spray i pokryła nim niektóre z pasm. Zaśmierdziało. – Chyba granatowy bardziej do pani pasował, co? Ten różowy jest taki niewinny, a pani gra taką muzykę, do której to nie leży ni w pięć, ni w dziesięć.  
– Niby było fajnie, ale źle się czułam z tym, że nawet moja matka patrzyła się na mnie jak na debila – zaśmiałam się ironicznie. – Już?
– Prawie – odpowiedziała, zaciskając usta w prostą kreskę. – Chcesz to ukryć? Wczoraj nie zauważyłam. – Wskazała na mnie.
– A możesz to zrobić? – zapytałam z nadzieją. Pokiereszowane ręce, nogi – czy cała Japonia musiała wiedzieć, że mam problem?
– Oczywiście. – Uśmiech. – Od czego jest podkład?

* * *

Sakurcia… jak tu jest bez ciebie nudno!
– Narzekasz – pouczyła blondyna, rozglądając się wokół. Zaczął padać deszcz, przez co zrobiło się jeszcze zimniej. – Gdzie jesteście?
Jeszcze na lotnisku… zaraz mamy lot – jego głos dobitnie mówił różowowłosej dziewczynie o tym, że rozgląda się za swoimi towarzyszami. Jak ona go dobrze znała. – A ty? Grzej mi łóżko kobieto – rozkazał, na co ona uniosła brwi tak wysoko, jak tylko pozwoliła jej siła woli. To, że sypiali ze sobą nie dawało mu prawa do bycia prymitywem.
Chyba ci się coś pomyliło, gówniarzu – warknęła. – Jestem w Polsce, możesz sobie palcem w dupie pogmerać – zaśmiała się.
Jak to w Polsce? – jego głos wyrażał szok. Zapewne przeczuwał najgorsze. Z jego dziewczyną wszystko było możliwe. A już szczególnie to najgorsze. Wszystkie czarne scenariusze przeleciały mu przed oczami.
– No… nagrywamy tu teledysk do Monster – wyjaśniła lakonicznie. – Wracamy jutro popołudniu – dodała, czując w duchu, że zaraz o to zapyta. Po drugiej stronie słuchawki rozniosło się ciche westchnięcie.
Szkoda – mruknął zawiedziony. Zielonooka poczuła ukłucie w sercu, chociaż starała sobie wcisnąć, że nie ma uczuć. – Liczyłem, że jednak wygrzejesz mi to łóżko, a później będziemy je grzać oboje.
– Zbok – rozległ się trzeci głos po tamtej stronie słuchawki. Dziewczyna rozpoznała go, wstrzymując oddech.
Odwal się, Sasuke – warknął chłopak. – W takim razie jak wrócisz, to razem wygrzejemy coś innego… na przykład znowu jakąś przymierzalnię, albo coś.
Jaki ty jesteś durny – warknęła, będąc speszoną obecnością swojego byłego chłopaka. – Musisz się przy nim tak popisywać?
Robiliście to w przymierzalni? – znowu on. Sakura czuła, jak jej policzki płoną ze wstydu. Kiedy wróci zabije Naruto i już nigdy w życiu nie odda mu się. Za dużo z tym problemów.
Nie twój interes – ton Uzumaki’ego zdradzał wszystkim wokół, że na sto procent robił to specjalnie. Bachor, pomyślała, patrząc spod byka na ludzi po drugiej stronie ulicy. – Muszę kończyć Sakurcia. Zaraz będzie odprawa.
– Nie licz na nic w Tokio – burknęła. Niech wie, że jej się to nie podobało. – Cześć – rozłączyła się i odłożyła telefon na stolik, przy którym siedziała.
Miała ochotę wyjść na ten deszcz i stać tam tak długo, aż poczuje, że jest oczyszczona. Tak wiele zmartwień było na jej głowie… nie miała już siły. Przypomniała sobie, jak na terapii odwykowej tłumaczyła wszystkim, dlaczego brała. Ona chciała latać. Nie bez powodu na jej karku, tuż za uchem widniał Piotruś Pan i rodzeństwo Darling.
Sasuke… myślała o nim coraz częściej. Tatuaż to prezent od niego i równocześnie jej największy skarb. Nie byli już razem. On już o niej nie myślał. Ona o nim też – w sumie – nie. Tyle tylko, że nie była to prawda, jednak Haruno była z tego gatunku ludzi, którzy całe życie wolą się oszukiwać, niż przyznać się do słabości. Nie tęsknili. Już nie żałowali. Jednak… musieli porozmawiać. Sakura musiała usłyszeć od niego, co manifestacja złości na jej obecnym chłopaku miała niby oznaczać.
– Sakura… teraz ty – Tsunade dotknęła jej ramienia, wyrywając dziewczynie kubek z herbatą. Różowowłosa przez chwilę wyglądała, jakby wcale nie chciała wychodzić spod parasola.
– Już – mruknęła z nieobecną miną.
Wstała i ruszyła przed siebie. W deszcz, który był jej naturalnym środowiskiem.

*

Krążyli nad Tokio. Za dużo samolotów na pasie sprawiło, że nie mogli wylądować o umówionym czasie. Pasażerowie nie mieli pretensji… przez pierwszą godzinę. Wisząc jednak kolejną, zaczęli nabierać wątpliwości w swoje umiejętności samokontroli. Nikt jednak nic nie mówił. Ich menadżerka spokojnie zlustrowała cały zespół.
Pierwsza w oko wpadła jej naturalnie Haruka, jako że siedziała najbliżej. Czytała książkę. Senju dostrzegła – była o jeździe konnej. W końcu dziadkowie Ito mieli pod Tokio sporą stadninę. Wiedziała, że blondynka poza grą na perkusji uwielbia jeździectwo. Uważała, że bardzo dobrze zrobiła, podejmując się opieki nad nią. Chociaż jej rodzice zginęli przed laty w wypadku samochodowym Haruka nie pozwoliła życiu wejść sobie na głowę – to ona skopała mu dupę. Tsunade nie odkryła jej osobiście. Zrobiła to jej sekretarka, na jednej z imprez.
Tsukine miała córkę w ich wieku i, kiedy kobieta dowiedziała się o potajemnej zabawie w ich domu pojechała tam od razu. Haruka był bliską przyjaciółką córki sekretarki. Gdy Tsukine wtargnęła do swojego domu, rozwścieczona niczym byk pierwszym, co rzuciło się jej w oczy była właśnie Ito, dająca upust emocjom na perkusji. Z doświadczenia kobieta poleciła Tsunade zainteresować się jej osobą. Z początku niechętna, Senju uznała po czasie, że było to naprawdę dobra decyzja.
Dalej siedział Naoki. Spał, słuchając muzyki. Wyglądał tak spokojnie i niepozornie. Ależ to był artysta. Wywodził się ze specyficznej rodziny. Był bękartem, z ojcem nieznanym. Jednak widywał się z nim regularnie. Amerykanie zawsze mieli słabość do Azjatek. Szczególnie tych cichych, skromnych i przy tym czarująco pięknych, jak matka Naoki’ego. Tsunade odkryła go w jednym z klubów, niedaleko uniwersytetu. Wyróżniał się na tle zespołu, którego gra była… dosyć podrzędna. Wzięła go z miejsca, a on się zgodził.
Dalej siedział Haruka… cholerny gnojek. Tsunade zagryzła skórę na kciuku, przyglądając mu się zawzięcie. Kato… Haruka. Rodziców poniosła fantazja. Dziwna rodzina, swoją drogą – pomyślała, wygładzając zastygły na paznokciu bordowy lakier. Senju bowiem nie wiedziała o nim nic. Przypałętał się do Matrioszki nie wiadomo kiedy, a sama Tsunade zauważyła go dopiero po paru miesiącach, kiedy nie mógł się zgrać z innym zespołem. Bądź, co bądź, Haruka miał trudny charakter.
Pomimo tego wszystkiego kobieta postanowiła mu zaufać, czego miała efekty. Kato skulił się nieznacznie, gdy zauważył, jak menadżer mu się przygląda. Tsunade uśmiechnęła się przyjaźnie, choć ciekawość zżerała ją od środka. Co tam tworzysz, Haruka?
– Sakura? – rozległo się po pokładzie ciche szeptanie. Głos Mei, chociaż delikatny, wyrażał coś złego i niepokojącego. Bała się reakcji różowowłosej wokalistki na dalszą część rozmowy. Tak to już było z Mei. A wszystko przez tą paskudną przeszłość. Tsunade pokręciła gwałtownie głową, chcąc odgonić od siebie paskudne wspomnienia.
– Co jest? – Haruno naturalnie dla siebie fuknęła. Z tej to był kawał suki. Idealny materiał na lidera zespołu. Mei jęknęła, chcąc dodać sobie odwagi. Lub przeciągnąć niewygodną chwilę.
– Co jest pomiędzy tobą… a Uchihą Sasuke? – zapytała szybko i spuściła z siebie powietrze. Nastąpił niezręczny moment. Mina Sakury była nieprzystępna, a zarazem przerażona. Oczami uważnie świdrowała biedną Hyate. Ach, te ich oczy – zachwyciła się Tsunade w myślach, przypominając sobie ciepłe, a zarazem groźne spojrzenie swojego szefa.
– Nic nie ma – warknęła wokalistka, odwracając się w stronę szyby. Senju miała wrażenie, że, gdyby tylko było to możliwe, Sakura wtopiła by się w taflę szkła. Oparła o nią czoło, nie chcąc dać nikomu dostępu do emocji wylewających się na jej buźkę.
– Ale mówiłaś, że się znacie, to coś jednak musi być – drążyła mała.
– Mieszkaliśmy kiedyś, dawno, bardzo dawno temu naprzeciwko siebie, i to wszystko – głos Haruno jasno dawał wszystkim obecnym do zrozumienia, że nic więcej nie powie. Nie musiała. Widać było jak na dłoni, że coś jest na rzeczy. Razem (naturalnie poza śpiącą Haruką) spojrzeli po sobie porozumiewawczo. Tsunade nie musiała pytać się Sakury, gdyż ta wszystko jej już dawno wyśpiewała. Dlatego też kobieta nie dziwiła się wcale i nie miała zamiaru przykładać nawet palca do wyciągania z niej jakichkolwiek informacji. Złamane serce suki to sprawa poważniejsza od innych.
Przecież suki zawsze sprawiają wrażenie silnych i niezależnych. Rzucają się z łapami i językami na każdego, kto uważa inaczej, niż one. Gardzą wszystkimi, ponieważ to one mają zawsze rację, nawet, jeżeli tak nie jest. Stwarzają wokół siebie pozory władzy. I nagle pojawia się Ktoś. To chłopak, mężczyzna – po prostu facet. Stawia taką do pionu, szokuje i ignoruje. Suka udaje, że ma go gdzieś, że on nic dla niej nie znaczy. Zupełnie nie zwraca na niego uwagi, dlatego gdy zostaje sama w swoim pustym mieszkaniu wybucha płaczem. Wie, że tylko ON ją ROZUMIE i tylko ON WIE, jaka wrażliwa i samotna jest ona naprawdę. Wszyscy nie umieją patrzeć, dlatego znajdując ją martwą w dziwnym, przypadkowym miejscu z rozkraczonymi żyłami dziwią się, że na ścianie zapisała JEGO imię własną krwią.
Takie są suki. Ukryte i sztuczne. Zbyt wrażliwe i samotne. Taka jest Sakura Haruno.
– Byliście przyjaciółmi?
– Ja byłam jego przyjaciółką, a on miał mnie w dupie.
– Dlaczego?
– Bo taki miał kaprys. Owszem, to cytat.
– Nie sprawia wrażenia próżnego, szczególnie, że jego piosenki wydają się szczere.
– Szczególnie, że to stek bzdur – przedrzeźniła ją. Zbliżały się do granicy. – Pozory.
– Czemu tak sądzisz?
– Bo go znam – zawiesiła się na chwilę. – Znałam, nie wiem, mam to gdzieś.
– To czemu to ukrywasz? – do rozmowy wtrącił się Naoki. Urodzony negocjator i psycholog. Tsunade poczuła na karku dreszcz emocji.
– Zejdźcie ze mnie – najeżyła się. Tsunade, pomimo stale pogarszającego się wzroku i znacznej odległości dzielącej jej fotel od kanapy, na której rozgrywał się dramat Haruno Sakury widziała, jak wszystkie włosy na rękach i karku różowowłosej stają dęba. Dobrze było podróżować wynajętym przez firmę, prywatnym no i naturalnie ultra–luksusowym odrzutowcem.
– Nie ma logiki w tym, co mówisz – mruknęła od niechcenia Mei. Sakura spiorunowała ją wzrokiem, odrywając twarz od szyby.
– Nie musi być. Życie pozbawione jest logiki, mała.

* * *

Lotnisko, lotnisko, lotnisko. Samoloty przylatują. Samoloty odlatują. Maszyny startują. Silniki gasną. Tak było co dzień. Tak było wtedy, tamtego wieczoru. Kiedy oni czekali cierpliwie na swoje ukochane, plastikowe walizki po brzegi wypełnione przepoconymi ciuchami, brudnymi bokserkami i zmiętymi i sztywnymi skarpetkami. Jeszcze dziś wieczór trafić miały w ręce ich kobiet, które z miłości i poczucia obowiązku wypiorą je z mniejszą lub większą ochotą. Tak było ze wszystkimi. Poza nimi.
Siedzieli obok siebie. Milczeli, chociaż niegdyś mogli sobie powiedzieć niemal wszystko. Wiele kilometrów tajemnic i zwierzeń łączyło tych dwóch zupełnie do siebie niepodobnych mężczyzn. Byli swoimi przeciwieństwami. Zawsze dopełniali się bardziej, niż cokolwiek innego. Niż ktokolwiek na świecie. Teraz jednak coś nie było tak, jak być powinno.
Myśleli o tym samym. Paradoks.
Naruto wyglądał na pogrążonego w wieczornej drzemce. Przecież mieli za sobą ponad miesiąc nieustannych koncertów na terenie całego kraju, nikt by się temu nie dziwił. Jednak nie spał. Tylko udawał, sprawiał pozory. Rozłożył się na twardym krześle i przykrył lazurowe oczęta dwoma skórzanymi płaszczami zakończonymi wachlarzami keratynowego włosia. Obserwował przyjaciela obok. I myślał. Przypominał sobie wszystkie te chwile sprzed zakończenia szkoły. Długie rozmowy, uśmiechy i ukradkowe spojrzenia. Chociaż minęło już tak wiele czasu… Sasuke – tu otworzył prawe oko, łypiąc nim na przyjaciela – tak niewiele się zmieniło.
Nadal był milczkiem. Twarz miał zwróconą przed siebie. Obrażony śmiertelnie, obserwując ludzi, myślał o przeszłości. Naruto westchnął.
– Pamiętasz może – zaczął, kokosząc się na pełnym zarazków drewnie.
– Co? – Sasuke jak gdyby wyrwany z letargu wciągnął gwałtownie powietrze.
– Kiedy mieliśmy jedenaście lat zaprosiłeś mnie i Lo…
– Ona ma na imię Sakura – burknął brunet. Miał minę, która dobitnie świadczyła o tym, że ta rozmowa dobiegła końca. Pomimo tego Uzumaki wiedział, że jego przyjaciel w głowie przywołuje wspomnienie tamtego wieczoru.
– Kiedy mieliśmy jedenaście lat zaprosiłeś nas do siebie na noc – kontynuował Naruto, unosząc się nieco wyżej. Mężczyzna po prawej zacisnął usta w cienką linię.
– Być może. I co?
– I tak sobie myślę, że to było fajne. – Blondyn wzruszył ramionami. – Wiesz, to był ten wieczór, kiedy wpadłeś na genialny pomysł rzucania się proszkiem do prania w twojej łazience.
– To był twój pomysł – warknął Sasuke, zwracając pełne pretensji spojrzenie na towarzysza niedoli. – Za który ja dostałem opierdziel.
– No bo to ty zacząłeś!
– Nazwałeś mnie tchórzem.
– No bo nim jesteś.
– Doprawdy?
– Mógłbyś do niej zadzwonić!
Sasuke umilkł. Nie wiedział, jak ma odpowiedzieć blondwłosemu przyjacielowi. Nie był cykorem. No bo dlaczego to on miałby się pierwszy odezwać do tej zdrajczyni? Nie wystarczyło, że wszystko się przez nią posypało? Zupełnie sam – takim siebie widział. Zerwał zaręczyny z kobietą, która znała o nim prawdę i pomimo niej, była z nim. Jego kariera przez sprawę w sądzie, wyrok – co prawda nakazujący tylko wpłatę bardzo zawyżonej kwoty na rzecz fundacji pomagającej członkom AA – który zhańbił jego nazwisko: to wszystko sprawiało, że naprawdę czuł się sam.
Sasuke mniej więcej od miesiąca myślał o życiu już nie w kontekście udawania przed narzeczoną uczucia, którego nigdy nie było. Nie myślał też o dziewczynie, która go perfidnie porzuciła. I nie ważne były jej osobiste powódki – powinna była się odezwać! Nie liczyły się już pieniądze ze świetnie sprzedającego się albumu. Nie liczyło się mieszkanie, które był zmuszony Sayi odstąpić w związku z zerwaniem zaręczyn. Opinia mediów na jego temat, wzburzenie rodziców i ogólne zgorszenie, które wokół siebie roztoczył, pokazując swoją prawdziwą twarz.
Sasuke Uchiha chciał uciec.
I wtedy postanowił. Ucieknie od tamtego życia. Nowy rozdział. Zupełnie.

* * *

– Sakura rusz to tłuste dupsko – usłyszałam, drgając mimo woli.
– Gówniak – warknęła Ito, patrząc z dezaprobatą to na mnie, to na Harukę, z którym zmuszona byłam pozować. Zmierzyłam ją chłodnym, ale i wyrozumiałym spojrzeniem. Wyglądała ślicznie w skórzanej spódnicy i czarno–czerwonej koszuli w kratę. Pierwszy raz w życiu widziałam jej włosy w takim nieładzie i roztrzepaniu, jednak musiałam przyznać, że naprawdę jej to pasowało. Taka drapieżna perkusistka.
– NIE WTRĄCAJ SIĘ WIEDŹMO!
– Chcesz dostać w pysk? – Haruka przestąpiła z nogi na nogę. Jej skórzane koturny zastukały o parkiet. Zapomniałam wspomnieć, że flanela rozpięta była niemal do końca i jedynie wpuszczona w spódnicę. Także z każdym ruchem nabuzowanej feministki jej okute w czarny biustonosz cycki falowały to w górę, to w dół. Nosz ujmujący widok.
– Akurat odważysz się mi przywalić – Kato zachowywał się jak dziecko. Wykręciłam oczami, stając na wyznaczonym mi przez fotografa miejscu.
– Żebyś wiedział, że się odważę – zagroziła mu blondyna. Haruka podszedł do mnie i objął mnie stanowczo w tali. Zirytowałam się, czując jego ogromne łapy na moim ciele. Chciałam już skończyć ten dzień, chociaż dopiero się zaczął.
Naruto wrócił wczoraj w środku nocy, dlatego nawet nie myślałam o tym, żeby czekać na niego w nieswoim mieszkaniu. Nie umawiałam się też z nim na dzisiaj z racji tego, że miałam inne plany, w których nie było miejsca dla mojego chłopaka. Byłam Ja na sesji do magazynu muzycznego, Ja wraz z Tsunade w AlterFM na wywiadzie dotyczącym nie tyle zespołu, co samej mnie, Ja pod szpitalem, czekająca jako piesek na Itachi’ego, z którym to miałam wrócić do domu, Ja w pogoni za ciuchami w centrum handlowym. Do jego mieszkania. No bo ja nie miałam domu. Obecnie.
Nie chciałam być psem. Wolę koty.
Kiedy tak stałam i prezentowałam przed obiektywem wcale nieudawaną wyniosłość i śmiertelną powagę rozmyślałam nad tym, co potrzebuję kupić, ażeby moja jesienno–zimowa garderoba przestała straszyć swoim brakiem (na oddziale potrzebowałam tylko kurtki i glanów) przypomniałam sobie pewną dość zabawną scenkę ze swojego wczesnego, bezproblemowego życia.
Słońce zaszło już dawno, jednak nikomu to nie przeszkadzało. Było około trzeciej w nocy, środek sierpnia. Z pozoru ciche Konoha o tej porze roku rzadko kiedy pogrążało się we śnie. Pomimo tego, że państwo Uchiha już dawno zanurzyli się w objęciach Morfeusza ich – wówczas jedenastoletni – syn wraz z nocującymi u niego przyjaciółmi wcale nie miał zamiaru iść w ślady rodzicieli.
– Sakurcia – zanucił rozchichotany blondasek, bawiąc się długimi włosami siedzącej obok koleżanki.
– Słucham? – odpowiedziała mu szeptem, pogrążona w lekturze jednej z książek pani Mikoto. Siedzący na biurku młody Uchiha obserwował ich bacznie już nieco klejącymi się oczami.
– Po co ty to czytasz? – Naruto zdawał się nie przejmować wcale groźbą nakrycia ich „małego” buntu przeciw nakazom rodziców Sasuke. Nie pójdą spać nigdy przenigdy.
– Bo lubię – westchnęła głośno, zakładając jeden z pastelowych kosmyków za ucho. – Bo to jest ciekawe. – Sasuke nacisnął przycisk na biurku, gasząc tym samym światło w pokoju. – Ej – warknęła.
– Mogłabyś się nami zainteresować – chłopiec wcisnął przycisk z powrotem i zszedł z szarego blatu. Przeszedł przed dzieciakami i usiadł po lewej stronie łóżka. Materac wygiął się pod jego ciężarem. Sakura zarumieniła się lekko, czując się wyróżnioną przez tego tajemniczego chłopaka.
– Przecież się interesuję – odparła cicho. Czujne grafitowe oczy przejechały z powątpieniem po jej obliczu. Mały Uchiha westchnął z dezaprobatą, zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, jaki wpływ wywiera na przyjaciółkę najdrobniejszymi gestami.
– Teraz już tak. – Zabrał jej książkę i odłożył bezgłośnie na podłogę.
– To co robimy? – wystękał Naruto, czując się zaniedbanym przez znajomych. Rzucił się na Haruno, przyciągając ją do siebie stanowczo. Dziewczynka zapiszczała głośno, co spotkało się z natychmiastową reakcją trzeciego. Sasuke pochylił się w jej stronę, przez chwilę nad nią wisząc. Różowowłosa rozszerzyła oczy, gdy chłopak zasłonił jej usta dłonią.
– Cicho – warknął, patrząc na nią chłodno. Tak już miał, że lubił sprawiać kontrolę nad wszystkim, a nie uśmiechało mu się tłumaczyć przed rodzicami. W pokoju zapanowała cisza. Naruto zmarszczył brwi, czując jak kruche ciało przyjaciółki to spina się to rozluźnia wraz z rytmem mrugania ciemnookiego. Zmarszczył brwi, bowiem nie podobało mu się to wcale.
Dlaczego ona reagowała tak właśnie na niego? Dlaczego nie na mnie?
Brunet zszedł z przyjaciół, kładąc się obok nich z ulgą. Nie nakryci. Zerknął ku nim z nadzieją, że nie będzie musiał się powtarzać. Sakura leżała wpatrując się w niego szeroko otwartymi oczami, natomiast Naruto co rusz zacieśniał wokół jej wątłego ciała dziwnie słaby uścisk, mrożąc go zazdrosnym spojrzeniem. Sasuke wzruszył ramionami.
– Tchórz – palnął bezmyślnie Naruto. Uchiha zwrócił się twarzą do nich, starając się opanować.
– Chyba ci się coś pomyliło – mruknął beznamiętnie. Sakura zastanawiała się skąd w nim tyle chłodu i nieoczywistej agresji. W nich obydwu.
– No właśnie nie – Uzumaki uśmiechnął się kpiąco. – Czego się tak starych boisz, co? Mocny to ty jesteś tylko jak ich nie ma, bo jak są, to boisz się słowem pisnąć przeciw nim. Po co nas zapraszałeś…
– Spadaj – fuknął chłopak, podnosząc się gwałtownie na łóżku.
– Tylko tyle umiesz powiedzieć – Naruto nie hamował – Warkniesz coś i tyle. Gdzie w tobie ta hardość, za którą tak podziwiają cię wszystkie dziewczyny? Chowasz ją w gacie, czy jak?!
– Zamknij się cwelu – Sasuke sprawiał wrażenie, jakby te obelgi spływały po nim jak po kaczce, jednak w środku aż w nim wrzało. I gdyby nie leżąca pomiędzy nimi Sakura oraz starszy brat za ścianą z pewnością dałby się wciągnąć w ten niebezpieczny wir nienawiści.
Tymczasem Haruno czuła się jak ofiara. Bezwiednie rozłożona pomiędzy dwoma – wedle jej rozumowania – przyjaciółmi na wieki. Nie rozumiała, że to już wtedy, tamtej nocy, narodziła się pomiędzy nimi rywalizacja. Może nie tyle o jej osobę, co o zdobycie jej pochwały, zgody z opinią, pochlebstwa. No bo to dziewczyna – one są dziwne, ale mają rację.
Sakura wywróciła oczami, wyrywając się Uzumaki’emu i podnosząc się  gwałtownie na łóżku. Obrzuciła ich pogardliwym spojrzeniem, wstała i zabierając z podłogi książkę pani Mikoto wyszła z pomieszczenia.
– Powaliło cię?! – wzburzył się Sasuke, rzucając się za nią. Zatrzymał ją w korytarzu, łapiąc ją za łokieć. To był mocny, nieprzyjemny uścisk. Dziewczynka popatrzyła na niego z niedowierzaniem i bólem.
– Ale z was dzieci – odparła zdawkowo, wcale nie przejmując się tym, że mówi za głośno. Brunet zmarszczył brwi, zaciskając palce na jej kościstym przedramieniu. – Puść!
– Wracaj, albo wyjdź zupełnie – warknął, nie potrafiąc powstrzymać irytacji. Dlaczego wszystko wymykało się spod jego kontroli w tych najgorszych momentach?
Puścił ją mało subtelnym szarpnięciem i zniknął w swoim pokoju, z którego całą sytuację bacznie obserwował zawstydzony Naruto. To on z ich dwójki – ku zaskoczeniu reszty świata – gotów był okazać skruchę i w końcu spoważnieć.
Sakura poczuła się smutna. Spuściła głowę, kuląc ramiona, na które nieco pofalowanymi kaskadami opadły jej pastelowe włosy. Poczuła na policzku mokry ślad łzy i nie chcąc okazać słabości wobec tak okropnej świni, jaką był Sasuke–kun skierowała swe kroki w stronę łazienki. Chłopcy słysząc cichy szczęk zamka westchnęli ciężko.
– To twoja wina cwelu – blondyn burknął odważnie, podrywając się z miejsca.
Chciał iść do przyjaciółki. Pragnął ją przytulić i pozwolić jej uspokoić się w swoich ramionach. Bo prawdą było – uwielbiał ją tulić do siebie, głaskać po chudym tułowiu i zanurzać nos w jej ślicznych włosach. Oczami wyobraźni widział, jak Sakura wykrzykuje Sasuke prosto w twarz, jak wielką świnią jest.  
– Trzeba było nie zaczynać – odfuknął, wkładając ręce w kieszenie czarnego dresu. Naruto zaśmiał się kpiąco, wymijając kumpla. – No nie mów, że teraz do niej pójdziesz.
– Właśnie tak zrobię, bo musimy tak zrobić. To, że ty jesteś debilem nie znaczy, że musisz ją tak traktować.
Sasuke niedowierzał własnym uszom. Czyżby jego dotychczas najlepszy przyjaciel wolał nadstawiać karku dla jakiejś dziewczyny, zamiast przyznać się do błędu i dalej trzymać z nim? Niepojęta głupota. Pomimo tego, Sasuke nic nie odpowiedział. Usiadł na łóżku z zamiarem przeczekania dąsów panny Haruno. Niebieskooki westchnął, wiedząc, że Uchiha dał za wygraną.
Po paru pełnych niecierpliwości i niepewności sekundach był już pod drzwiami od łazienki. Zapukał kulturalnie, cicho wymawiając słodkie imię dziewczynki. Poczuł ciepły oddech na swoim karku i przerażony odwrócił się natychmiast, wyobrażając sobie najgorsze. Jakież było jego zdziwienie, gdy ujrzał zamkniętą twarz ciemnookiego.
– A jednak? – Uniósł wysoko brwi.
– Cicho – burknął, koncentrując spojrzenie na drzwiach. – Sakura – przemówił cicho, lecz nadal stanowczo. Odpowiedziała mu cisza tak głucha, iż można by się jej przerazić. Sasuke nacisnął klamkę, a zamek puścił. Zerknął wymownie na przyjaciela, chcąc dać mu do zrozumienia, że to on pierwszy powinien wejść do środka. Nie protestował, a w głębi duszy (choć nie dał tego po sobie poznać) bardzo się z tego faktu ucieszył.
Łazienka nie była zbyt przestronna, jednak znajdowało się w niej wszystko czego człowiekowi potrzeba było w tym pomieszczeniu. Prysznic, umywalka z ubikacją i pralka. I właśnie zza plastikowej obudowy tej strasznie hałasującej maszyny wystawały dwie nagie i zdecydowanie sine od chłodu podłogi stopy różowowłosej (rozmiar 34).
– Sakura – Naruto podszedł do dziewczyny, klękając przed nią w pełnym przejęcia geście.
Sasuke ucieszył się, że mógł pozostać z tyłu, bowiem nie czuł nigdy powołania do pocieszania takich rozhisteryzowanych dziewczyn tylko dlatego, że były nawet ładne. Prawdę mówiąc, był beznadziejny w pocieszaniu kogokolwiek. Zamknął cicho drzwi i usiadł obok nich na podłodze.
– Jesteście głupi – mruknęła zielonooka, chowając głowę jeszcze głębiej pomiędzy nogi. Jej głos odbił się echem po pomieszczeniu, nadając sobie tym samym jeszcze więcej melodyjności. To był piękny dźwięk.
– Wiesz, co jest głupie? – zagadnął ją Naruto, chcąc jej poprawić humor. Dziewczyna podniosła na niego sceptyczne spojrzenie. – Uchiha. To bałwan. A to dowód. – Uzumaki sięgnął ręką do opakowania z proszkiem do prania i sypnął jego potężną garścią w kolegę. – Zobacz. Bałwanek.
Sakura zakryła usta dłonią, rozszerzając oczy.
– Sam jesteś bałwan – Sasuke również wymierzył w Uzumaki’ego porcję, jednocześnie trafiając nieco w Lolitę.
– Pożałujesz – syknęła, uśmiechając się złowieszczo.
Już po chwili wszyscy troje zaśmiewali się w niebogłosy, widząc minę pani Uchiha.
– Jak bałwanki – skomentowała, patrząc po nich z grozą.

* * *

Niebo ponownie wtrąciło się w ludzkie życie. Przeraziło i wysłało huk gromów. Piękny październik. Niesiona natchnieniem, czystą ciekawością sunęła przez ponure i wiecznie śpieszące się ulice Tokio. Niewiele myślała. Właściwie, to wcale. Lecz… nagle zaśmiała się perliście, zatrzymując się na środku chodnika. Ktoś ją potrącił, ktoś zaklął na nią siarczyście, tak jakby nie dostrzegając błogiego wyrazu na jej twarzy.
Czemu się burzysz? – pytała w myślach. – Jest wszystko dobrze. Pewnie go nie będzie. A jak będzie, to nic nie szkodzi. Dam sobie radę sama. Sama… Będzie dobrze.
Nie będzie. Wiedziała, że nie. Jednak się śmiała.
But with you…
 I feel again…
but with you… I can feel again
Ruszyła dalej, nucąc w myślach uroczą melodię. Piosenkę, która porwała jej serce. Czuła się wyśmienicie, nawet, jeżeli właśnie spierdolił jej autobus. Podskoczyła niespodziewanie, czując wibracje w lewej kieszeni. Sprawnym ruchem wyciągnęła telefon, odbierając połączenie.
Gdzie ty się szlajasz? Mielimy iść do Paradiso. – Itachi wymawiając potoczną nazwę jednego z większych domów handlowych w tym śmierdzącym mieście wykrzywił się paskudnie.
– Hehe… chodzę sobie.
Gdzie?
– Czekam na autobus.
Dopiero tu jedziesz?
– Nie. – Na jej ustach wykwitł błogi uśmiech.
Sakura!
– Muszę kończyć. Mój mobillo przyjechał. – Rozłączyła się.
Nie miała ochoty na zakupy w towarzystwie tego pojeba. Chciała… musiała to zobaczyć na własne oczy. Wsiadła do pojazdu, zajmując miejsce przy drzwiach. Każdy kto wchodził na wszystkich kolejnych przystankach zwracał na nią swoje zdumione spojrzenie, jednak jej nie przeszkadzało to wcale. Nic a nic.
A to ciekawe.
Wysiadła po omacku. Nie miała pojęcia, gdzie się znajduje. Internet kazał jej wysiąść i iść w prawo, więc poszła. Ponownie mijała ludzi, jednak już spokojniejszych i mniej przypominających osy. Wściekłe, niezaspokojone drapieżniki.

– Czego chciałeś? – zapytałam beznamiętnie na powitanie. Na jego obliczu dostrzegłam cień irytacji. Powrót do korzeni? Ależ mnie to jara. Kurde, zależało mi, żeby zrobić na nim wrażenie. Ale nic nie pokazałam. Faceci podobno lubią ten chłód w moim głosie.  
– Musimy pogadać.

Pogadać… to takie małostkowe, beznamiętne, jednak dziwnie nacechowane określenie na poważną rozmowę. To znaczy, zależy nam, żeby wyglądało to na odwal się, żeby nie zajmowało zbyt dużo czasu i żeby już jutro o tym nie pamiętać, jednak… chcemy coś wyjaśnić.
On wtedy jej to wyjaśnił, dogłębnie.
Uśmiechnęła się, czując skurcz w podbrzuszu. Jego ręce sunęły nieśpiesznie po jej lodowatym ciele i ona napawała się tym grzesznym uczynkiem, chłonąc każdą sekundę, jakby miała być tą ostatnią. Odniosła wrażenie, że zbliża się do celu.
Kolejny skurcz, nieco wyżej – to nerwy.
Ach te nerwy! Wywróciła lubieżnie oczami, zatrzymując się przed dosyć zaniedbaną, starą kamienicą. Ta dzielnica Tokio znana z nich była wielce, a przed nią prezentował się chyba najlepszy tego przykład.
Odblokowała telefon, automatycznie wystukując wiadomość.

Na pewno?
Tak. Kwiatowa 27/3. Mówiłaś mu?
Chyba ci na łeb padło.
Spierdalaj.

– Jak chce, to potrafi być pomocna – różowowłosa mruknęła pod nosem, w myślach przywołując wspomnienie Konan Zaradnej. Konan Niegrzeczna, czy raczej Konan Buntownicza już dawno wyszły z mody. Konan Mamusia bardziej do niej pasowało.
Podeszła w milczeniu do przejścia. Zatrzymała się w połowie korytarza, sunąc wzrokiem po niezgrabnym i mało czytelnym graffiti, które dzielnie zdobiło sufit oraz ściany. Oparła się o pokrytą mchem, rzygami i pleśnią ścianę. Dziedziniec prowadził do trzech klatek, a jakby tego było mało, drzwi były zamknięte na kod. Westchnęła, zapalając papierosa. Poczeka i zobaczy.
I już po chwili z drugiej klatki wypadła mała dziewczynka. Miała może dziesięć, może więcej lat i niemal od razu dostrzegła skrytą w cieniu Haruno.
– Sakura Haruno! – wydarła się na pół podwórka. Skąd ta mała picza mnie zna?
– W której klatce jest mieszanie numer 3? – zapytała zielonooka, gwiżdżąc na dobre wychowanie. Splunęła młodej pod nogi. Mała chwilę przyglądała się ślinie, jak gdyby było w niej coś magicznego, po czym zwróciła swoje wielkie oczy na kobietę.
– Ta. – Wskazała palcem na tą, z której przed chwilą wybiegła. – Co pani tu robi?
– Muszę coś zobaczyć – odparła, gasząc peta na ścianie. Ruszyła z miejsca.
– Co takiego? – spytała mała, idąc za nią. Sakura wzruszyła ramionami. Ona sama nie wiedziała, po co tu przyszła, jednak, gdy tylko Konan jej to obwieściła, MUSIAŁA zobaczyć.
– Skąd ty mnie znasz? – Zatrzymała się przed obdrapanym wejściem. Drzwi były cały czas niedomknięte. Życie jednak nie rucha jej w dupę, to tylko niewinna mineta w szkolnym kiblu. Dlaczego w ogóle rozmawiała z tą małą?
– Przecież jest pani piosenkarką, wszyscy panią znają! – oburzyła się.
– Nie zauważyłam – mruknęła, znikając w wejściu.
Klata schodowa pachniała… BYŁA PRZESĄCZONA smrodem moczu i wymiocin. Ponad to, ona to czuła. Pachniało w niej seksem. Brutalnym i podniecającym seksem. Odetchnęła, powstrzymując się od zostawienia na schodach swojego DNA w postaci rzygów. Ruszyła w górę.
Numer 3 wyrósł jej tuż przed oczami już na pierwszym piętrze. Pomalowane zieloną farbą, nieco nadpróchniałe drzwi mogły tylko milczeć na temat swojego wieku. Zdradzały za to, że nie stroniły od farby czerwonej i żółtej, te prześwity rzucały się w oczy. Sakura zsunęła kaptur, ukazując pomazanym mdło–zielonym ścianom, że nawet on nie ochronił jej głowy przed deszczem. Zapukała niezbyt donośnie w drzwi, odsuwając się niemal natychmiast bliżej schodów.
Zaczęła szukać ucieczki.
Tymczasem jej oczom ukazało się nowoczesne wnętrze, do którego aż chciało się wejść. Jednak nie na wszechogarniającej bieli, czystości i zapachu odgrzewanego pesto skupiła swe zmysły.
Liczył się tylko On.
Milczał.
Patrzył z niedowierzaniem i zdumieniem.
Głęboko westchnął, przysłaniając oblicze maską chłodu, który niesamowicie ją podniecił.
– Co ty tu, do cholery, robisz, suko? – wycedził.
Sakura Lolita Haruno wybuchła chichotem, siadając na brudnych, zakurzonych schodach.
– Nie wierzę – wysapała, czując na policzkach i szyi ciężkie, mokre łzy.

___________________________

Przepraszam. Nie sądziłam, że w liceum jest aż tak ciężko. Prawdę mówiąc, gdyby nie to, że poznałam w tej szkole naprawdę świetnych ludzi, wróciłabym do gimbazy z podkulonym ogonem. Trzeba się było uczyć, a nie na Bloggera rozdziały nowe co miesiąc dodawać.
Co do samego rozdziału, to przyznam szczerze, że nie podoba mi się on jak nie wiem. Jest do kitu. No może z wyjątkiem końcówki. Ją uwielbiam, bo się w końcu postarałam.
Jeszcze raz przepraszam, i ten otóż bazgroł dedykuję wszystkim tym, którzy na mnie czekali. W ogóle ma ktoś pojęcie, czy ten blog jeszcze kogoś interesuje. Jeżeli tak, chcę info. I to szybkie, obszerne, może być ochrzan, byle by tu pod spodem. Z góry dzięki.
Co do następnego rozdziału… postaram się dodać – w miarę swoich sił – szybko. Proszę o wyrozumiałość.

Tytuł:  “Dead Man’s Hand On You” Children Of Bodom
~ piosenka, którą nuciła Sakura – “Feel Again” OneRepublic

Cierpiąca Nanase




9 komentarzy:

  1. Natsume melduje się :D.
    Well,well....więc czas(oczywiście akcja w blogu) minął.I to spory.Zacznę od najbardziej szokującej rzeczy...
    Sasuke zerwał zaręczyny z Sayą???.(szok na twarzy).Nie kochaj jej,ale kiedy i jak to zrobił???.Co się stało w ciągu dwóch miesięcy??.
    I czemu jeszcze rozmawia z Naruto?.Przecież nie chce mieć z nim i Sakurą nic wspólnego.
    Powracając do tematu.Sakura podróżuje,Naruto ją w sobie rozkochał-wydarzenia do przewidzenia.Czy dobrze rozumiem końcówkę?.Oni się spotkali??. (szok na twarzy).
    Nasz Sasuke jest w dołku....nie dziwię mu się.Sama wiem jak to jest,gdy inni odwracają się od nas.W pewnym sensie go rozumiem.Kiedy spotka jakąś wartościową kobietę,która choć trochę da mu energii?.Nie,nie mam na myśli Sakury,bo ona kocha Naruto.Zresztą będę szczera.W rzeczywistości się nie znają.Są dla siebie obcy.Nie może gdzieś wyjechać z dala od Night Logs i Tokyo?.Chyba,że ma mieć wypadek dzięki któremu straci pamięć lub rzekomo umrze,też tracąc pamięć,z kolei potem ucieknie w świat?.Wybacz,w głowie mam wiele opcji,a wyobraznia szwankuje :D.Akcja ciekawi,i to bardzo.
    Weny i jeszcze raz weny.Liceum...znam to.Obecnie jestem w klasie maturalnej,więc wiem ile jest nauki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Muszę przyznać, iż uwielbiam Twoje opowiadanie i styl pisania. Robisz to w tak lekki i naturalny sposób, a zarazem tak wciągający, że nawet nie potrafię tego opisać. Kilka dni temu znalazłam Twojego bloga i żałuję, że dopiero teraz, ponieważ z chęcią komentowałabym każdy rozdział :) uwielbiam to w jaki sposób kreujesz bohaterów, i całą historię, ale mam nadzieję, że niedługo zaserwujesz nam trochę więcej sasusaku, bo już się za nimi stęskniła, a Sakura za bardzo przywiązuje mi się do Uzumakiego ;p rozumiem, że mogą mieć problemy miedzy sobą, ale niech ruszą do przodu relacje między nimi, bo bardzo mi tego brakuje ;) co do samego rozdziału to taki niejasny on jest i nasuwa mi pełno pytań na myśl, co sprawia, że chcę więcej i więcej. Najbardziej zastanawia mnie to jakim cudem Sasuke odzywa się już w miarę normalnie do Naruto? W ogóle nie mogę tego pojąć. Ale tak kończąc życzę Ci miliona genialnych pomysłów i żebyś ciągle pisała w tak pasjonujący sposób i mam nadzieję, że znajdziesz czas na dodawanie notek i nie zrezygnujesz z tego opowiadania, bo ja bardzo czekam na ciąg dalszy tej historii :) a tak na marginesie mogłabym wiedzieć jak tam Ci idzie z następnym rozdziałem?

    Nefrose

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na wstępie podziękuję za komentarz. Mam ochotę Cię uściskać. Naprawdę.
      Muszę przyznać, że rozdział jest w powijakach, a to wszystko przez brak bodźców. Myślę już bardziej nad tym jak to zakończyć, niż rozwinąć, chociaż nie zrobię tego tak z rozdziału na rozdział. Na razie proszę o jeszcze chwilkę (kończy się semestr, trzeba wyciągnąć zagrożenia ._.).
      Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję ^^^

      Usuń
    2. Szkoda, że myślisz o końcu, bo Twoje opowiadanie jest bardzo oryginalne i uwielbiam je czytać, a uwierz mi, już na wiele blogów trafiłam i ciężko jest mi dogodzić, a Ty stałaś się jedną z moich perełek :) a jeżeli o końcu myślisz, to cieszę się, że nie chcesz zrobić tego z rozdziału na rozdział, bo to stanowczo zbyt szybko by się stało, w końcu od 12 rozdziałów nawet nie było żadnej konfrontacji moich ulubieńców i jakiegoś rozwinięcia między nimi, a ja tak na to czekam ;pp strasznie nie chcę, abyś już kończyła to opowiadanie, ale jeżeli masz to robić przysłowiowo 'na siłę' to lepiej, abyś zamknęła historię w kilku rozdziałach w takim stylu, jak to dotychczas robiłaś i pisałaś ;) ale bez względu na Twoją decyzję, będę Cię wspierać, ponieważ zachwyciłaś mnie swoja pracą i, nawet jeżeli nie widzisz już sensu odnośnie kontynuacji, to wiedz, że ciągle masz jedną taką czytelniczkę, która jest zachwycona Twoim dziełem i historią, którą wykreowałaś :)
      A ja Ci dziękuję za odpowiedź i cierpliwie czekam na kolejny rozdział :)
      Nefrose

      Usuń
  3. Naruto i Polska? Odważnie :D Muszę przyznać, że spodziewałam się czegoś na niskim poziomie, a tutaj miłe zaskoczenie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nanase żyjesz jeszcze? Tęsknie cholernie za nowym rozdziałem. Mam nadzieję że wrócisz.... ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nanase żyje i przeprasza bardzo, ale to bardzo gorąco. Tyle się dzieje, że nie ma czasu. Ale rozdział się robi. Cały czas się robi. Pozdrawiam :')

      Usuń
  5. Nanase wróć :( jestem głodna nowego rozdziału

    OdpowiedzUsuń
  6. Widzę, że po mału, ale procenciki rosną, bardzo się z tego powodu cieszę i już nie mogę się doczekać :)
    Nefose

    OdpowiedzUsuń