1 października
15:20
Warszawa, Polska
Dwa dni temu
wylądowaliśmy na Okęciu – to całkiem spore lotnisko w Warszawie. Właściwie
pełna nazwa to Lotnisko im. Fryderyka Chopina. Ten naród musi być bardzo dumny
z tego człowieka, ponieważ – z tego, co wyłożyła nam w samolocie Tsunade – całkiem
sporo wartych zobaczenia obiektów nazywana jest jego nazwiskiem. Dzielnica
Włochy… to również dziwna nazwa.
Większość ludzi,
którzy udzielali się na japońskich forach internetowych poświęconych tematowi
tego akurat miasta, bądź ogólnie Polski (jako kraju) dzieliła się na trzy
kategorie: ci, którzy byli i są zachwyceni, ci którzy byli i nie są zachwyceni
oraz ci, którzy nie byli i się mądrzą. Całym zespołem czytaliśmy (nawet z
podziałem na role) całkiem pokaźną liczbę internetowych kłótni. Ludzie zawsze
się sprzeczali, jednak w życiu nie widziałam, żeby tak zażarcie.
Polska według
większości była ładnym krajem. Mieli morze, góry i wszystkie pory roku, które
nigdy nie przebiegały ekstremalnie. Ich historia była fascynująca i napawająca
nadzieją, poczuciem przynależności, nawet, jeżeli było się tylko jakimś cholernym żółtkiem, który kiedyś
postawił na nie tę kartę, co trzeba.
Wszyscy (naturalnie
z wyjątkiem paru idiotów) zachwalali ich kuchnię: sytą, prostą i nieco
pomieszaną. Na przykład – dlaczego polskim specjałem były ruskie? To takie pierogi z mięsem, gdyby ktoś nie wiedział. Lubili
je odsmażać na patelni i podawać z… taką cebulą, mówili na to okrasa, o jeżeli się nie mylę.
Najbardziej polecanymi daniami okazały się być: żurek (podobno to jakaś zupa), pomidorowa
lub kapuśniak (chyba też zupa), tłuczone ziemniaki z schabowym (co
to jest schabowy?) i mizerią (co to jest mizeria?), bigos (co to
jest?) lub… wszelkiego rodzaju pierogi.
Polskie babcie zachwalane były jako mistrzynie tych zlepków ciasta z farszem.
– Musimy spróbować
wszystkiego – zachęcającym tonem zawołał Haruka, podrywając się do góry. Uderzył
głową o dach terenowego auta, którym poruszaliśmy się od dwóch dni po polskich
ulicach. Wybuchliśmy śmiechem, czując nadchodzący ból brzucha skutkiem przejedzenia.
– Piszą, że w
większości centrów handlowych w Wa…wie – Naoki z trudem przeczytał.
– Wawie? – zdziwiłam
się. Pokazał mi ekran iPhone’a 5. Zobaczyłam nazwę, z którą miał problem. Wa–wa. – Chyba to jakiś skrót.
– Warszawa… Wawa –
zastanowił się – być może.
– Co dalej? –
chciała się dowiedzieć zniecierpliwiona (jak zawsze) Haruka.
– Piszą, że w
większości centrów handlowych w Wawie jest knajpa Zapiecek i tam można tego wszystkiego spróbować… a przynajmniej,
jeżeli chodzi o pierogi, bo tylko o tym tu piszą – oznajmił ze zmarszczonymi
brwiami. Na tym dyskusja się skończyła, bowiem dojechaliśmy na miejsce.
Owym „miejscem” była
ulica Marszałkowska w samym centrum miasta. Była ponoć bardzo długa, dlatego
Naoki (który był pomysłodawcą całej tej podróży) poprosił Senju tylko o
fragment, o który mu najbardziej chodziło. Jako że Warszawa jest biednym i
zadłużonym miastem, nie było większego problemu z udostępnieniem nam jednej
trakcji tramwajowej z tramwajem czystym i nowym (pomijając fakt, że polski
tramwaje były używane), oznaczonym jako PRZEJAZD TECHNICZNY (których podobno w
zimę jest szczególnie dużo) na trzy dni. Oczywiście, za bardzo duże pieniądze. Wynajęliśmy
więc parę ulic, które najbardziej nam odpowiadały. Nam, to znaczy Smithowi.
Poczekałam, aż Naoki
wygramoli się z samochodu, dopiero sama wysiadłam. Uderzył mnie hałas silników
aut oraz kilometry ludzkich rozmów, naturalnie w języku polskim. Jaki ten język
jest zawiły i ostry! Nagle poczułam nieodpartą chęć podjęcia jego nauki.
Jak
wrócę, to rozejrzę się za kursem
– obiecałam sobie w myślach.
Ulica Marszałkowska
wyglądała dosyć smutno, z resztą, jak większa część miasta. Daleko jej było do
tych super nowoczesnych, które królowały w Tokio. Nie można było jednak
powiedzieć, że nowoczesną nie była. Rozejrzałam się wokół. Byliśmy po prawej
stronie ulicy, tuż pod hotelem Metropol. Choć z zewnątrz nie wyglądał jakoś
szczególnie przytulnie, byłam pewna, że wnętrze jest o wiele bardziej
przekonywujące.
– Dobrze dzieciaczki
– Tsunade przywołała nas do siebie przesłodzonym głosem. Zwróciłam na nią
zagubione spojrzenie. Wokół nas tłum, a my w samym środku mrowiska. Chociaż i
tak w Tokio było gorzej. – Bardzo was proszę, żeby nie było tak, jak wczoraj.
Wczoraj próbowaliśmy
nagrywać na Puławskiej. Ta ulica jest, można by powiedzieć kontynuacją
Marszałkowskiej. Trakcja z tej pierwszej przebiega przez plac Zbawiciela i
wchodziła na tą drugą. Mogliśmy to nagrać za jednym razem. Jednak należało
pamiętać, że – choć pełnoletni – nadal byliśmy dziećmi.
Tsunade Senju być
może była wybitnym menadżerem, z podejściem do każdego. Potrafiła tłumaczyć i
doprowadzać do porządku bez zbędnych konfliktów. Jednak tym razem byliśmy
bezlitośni. Zupełnie bez powodu.
Nie dało się z nami
pracować wczoraj, napadła nas jakaś głupawka. Cały czas śmialiśmy się,
praktycznie ze wszystkich i wszystkiego. Lataliśmy wzdłuż i w poprzek tramwaju,
przystanków, ogólnie wszystkiego. Nagraliśmy cztery ujęcia… po ośmiu godzinach.
– Tak jest –
mruknęliśmy z pokorą. Spuściłam głowę, patrząc beznamiętnymi oczami na
nowiuśkie trampki, które kupiłam sobie parę dni temu. Szare płótno bez
wątpienia zlewało się z kostką położoną na tej ulicy. Brudną, jak ja i moje
życie.
Ogarnęło mnie poczucie
dołka. Dołka tak mocnego, że niespodziewanie poczułam jego siłę. Byłam gotowa
do nagrania mnie pustej, smutnej – takiej, jaką powinnam być. Taką, jaką
wykreowałam siebie sama, pisząc tekst niedługo przed pobiciem Naruto. Taką,
jaką wyobraziła mnie sobie Mei, tworząc melodię smutną, długą i przerażającą
zarazem. Taką, na jaką wyglądałam Naoki’emu, kiedy w swojej wyobraźni układał
ten klip.
– Do roboty! –
Klasnęła bezprecedensowo w dłonie i uśmiechnęła się szeroko. Miała w sobie
bardzo dużo cierpliwości. – Panowie – zwróciła się uprzejmie do dwóch
wyrostków, speców od przygotowania planu. Kiwnęli głowami i powrócili do busa,
którym przyjechali zaraz za nami. Były w nim nasze ubrania, czy może raczej
przebrania, masa kabli i kosmetyków. Czyli wszystko.
Poza nimi dostaliśmy
jeszcze operatora, dwie wizażystki i po jednego ochroniarza na każdego. Czułam
się, jakby każdy tutaj mógł mi zrobić krzywdę, choć w Polsce prawdopodobnie
nigdy nie będziemy szczególnie znani. Kątem oka zobaczyłam, jak obok naszego samochodu
trasę kończy czerwone punto, którym podróżowały owe dwie specjalistki od tuszu
do rzęs.
Akira i Rei –
przyleciały tu z Japonii. Wyglądały bardzo podobnie i bardzo azjatycko, czyli
długie brązowe (i proste, co najważniejsze) włosy oraz ciemne skośne oczy. Nie
pytały o blizny i w ogóle rzadko kiedy się odzywały. I chociaż miały pracę,
jaką miały, czyli taką, którą gardziłam, to nic do nich nie miałam.
*
Jak zwykle
przygotowywano mnie na końcu. Niby było mi wszystko jedno, tak samo jak
reszcie, jednak czułam w kościach, że miało to związek z pełnioną przeze mnie
funkcją liderki zespołu. Zawsze było tak, że pamiętało się najbardziej
wokalistów. Nikt nie łudził się, że tym razem będzie inaczej, lecz w moim
przypadku miałam wrażenie, że Tsunade zależy na tym, by oni nie czuli się
gorsi, bądź mniej potrzebni. To mogły być tylko moje przypuszczenia. Mogły
okazać się kłamstwem. Mogły stać się prawdą.
Widząc wychodzącą z
busa Mei duszkiem wypiłam kawę, którą zaoferowała nam Tsunade. Była z mlekiem,
bez cukru. Wolałam z cukrem. Wstałam i ruszyłam w stronę pojazdu. Dochodziła
godzina siedemnasta czasu polskiego. Padałam na twarz ze zmęczenia. Dołek mnie
nie opuszczał.
W środku czekała na
mnie Rei.
– Akira poszła z
panią Hyate, w razie potrzeby, więc zostałyśmy same – oznajmiła mi już od progu, grzebiąc w
ogromnej walizce. Wspięłam się na podest i znalazłam się w środku vana. –
Proszę. – Niedbałym gestem dłoni wskazała mi jedno z czterech siedzeń. Usiadłam
na nim, a makijażystka zasunęła drzwi. Zapadła cisza.
W czasie, kiedy ona
przygotowywała moją twarz do zdjęć rozmyślałam nad przeszłością. Co teraz
robiła moja mama? Moja jedyna matka, która pastwiła się nade mną, wyróżniając
mnie w ten najbardziej obrzydliwy, negatywny sposób. Co teraz robiła? Może
pomagała Ochy w lekcjach? Czekaj… przecież Ocha miała już piętnaście lat. Na
pewno się gdzieś szlajała z koleżankami. Albo z chłopakiem, bo przecież taka
śliczna dziewczyna musiała jakiegoś mieć. A co jeżeli nie miała ani koleżanek,
ani chłopaka? Jeżeli zajęła mój pokój – moją norę, ciemną i przesiąkniętą
żelaznym smakiem krwi – i sama płakała, tak jak ja przed laty? Co wtedy?
A Yuriko? Co z moją
starszą siostrą, tą, która zawsze się mną opiekowała, chcąc mnie uchronić przed
złem? Powinna właśnie kłaść się spać. Ciekawe, czy w końcu znalazła pracę. A
może jednak poszła na studia? Chociaż znając jej talent, było to mało
prawdopodobne.
– Może się pani
rozebrać – z zamyślenia wyrwał mnie nieco speszony głos Rei. Wstałam i bez
zbędnych komentarzy rozsunęłam zamek bluzy (która z dwojga złego była
własnością Uzumaki’ego), zdjęłam czarną bokserkę, rozsznurowałam trampki i
wycisnęłam się z jasnych jeansów. – Biustonosz też – rzuciła, rozsuwając jeden
z granatowych pokrowców na ubrania.
Wywróciłam oczami,
znajdując zapięcie na plecach i – po krótkiej chwili mocowania się z zaczepami
– pozbyłam się stanika. Rei czekała już, dzierżąc w rękach bardzo zwiewną i
niezbyt skomplikowaną czarną sukienkę. Włożyła mi ją przez głowę, pilnując,
żeby leżała należycie. Wygładziłam materiał zniszczonymi dłońmi. Sukienka była
nieco dłuższa z tyłu, jednak miała tylko dwie warstwy półprzeźroczystego
materiału. Oddzielona gumką w tali nieco uwierała, jednak nie przeszkadzało mi
to wcale. Dodatkowa warstwa materiału została poświęcona górze, dzięki czemu ta
niewątpliwie kreacja zdawała się być złożona z dwóch części. No i mój biust
było optycznie większy, ale o tym już się nie muszę rozpowiadać.
– Leży dobrze? –
zapytałam zachrypniętym głosem. Codzienne próby i nadwyrężanie gardła nie były
dobre dla niego. Do tego fajki i zimne napoje przez całe lato. Jeszcze tylko
brakowało złamanej nogi i zapalenia płuc, żebym miała komplet.
– Pewnie – odparła
radośnie, po czym się zreflektowała. – Oczywiście, proszę pani.
Zrobiło mi się jej
szkoda. Normalnie, to miałam w dupie czy ktoś mi paniuje, czy nie. Co za różnica, ludzie są obcy, a ja sama żyję w
innej rzeczywistości. Jednak… to było dziwne, że populacja kazała być w
stosunku do wszystkich oficjalnymi i ukrywać swoje prawdziwe emocje.
– Możesz mówić do
mnie jak do koleżanki. – Usiadłam ponownie, pozwalając jej zając się swoimi
włosami.
– Dlaczego? –
zdziwiła się. Uniosłam brwi i syknęłam, gdy zaczęła rozczesywać zaplątane
kołtuny. – To nie jest konieczne.
– A jak powiem, że
mi to przeszkadza, jak ktoś, kto jest ode mnie starszy, zwraca się do mnie w
ten sposób, przestaniesz? – zapytałam, przez zaciśnięte zęby.
– Etyka zawodowa –
mruknęła. Ok, jak wolisz, Rei. – Powinna pani obciąć te włosy – doradziła,
odkładając szczotkę do ogromnej walizki. Zerknęłam w jej stronę.
Pełna była lakierów
do włosów, pianek do włosów, odżywek do włosów i ogólnie wszystkich rzeczy do
włosów. Dostrzegłam nawet puszkę z
lakierem farbującym włosy w białym odcieniu. Kiedy byłam mała razem z Itachim
robiliśmy sobie tęczowe rzygi na głowach z pomocą farby w spray’u. Świetna
zabawa za niewiele pieniędzy. W dodatku zmywało się zaraz po użyciu wody.
Jedynymi minusami było to, że farbowała też ubrania a włosy wyglądały jak
siano. Sztywne siano.
Tymczasem Rei
wyciągnęła z tylnej kieszeni spodni rzadki grzebień i wzięła się do zaplatania
mi luźnego dobieranego. Szło jej lekko, w końcu była profesjonalistką. Splot
szedł od lewego ucha i w dół, ku prawej stronie. Rei co jakiś czas wypuszczała
parę kosmyków. Westchnęłam.
– Dlaczego? –
odezwałam się po dłuższej chwili. Szatynka zdawała się być wyrwana z
zamyślenia.
– Słucham? –
Dotknęłam początku warkocza jednym palcem. – A, włosy! Są zniszczone. I to
bardzo. Wyglądają trochę, jakby je pani sama obcinała. Rozdwojone końcówki, są
suche aż do połowy. Czym je pani farbowała?
– Niczym – fuknęłam.
– Takie mam od urodzenia.
– Nie wierzę –
zaśmiała się.
– Poważnie, raz w
życiu zafarbowałam włosy – mruknęłam bez przekonania. Szczerze powiedziawszy,
to już mi się dawno znudziło tłumaczenie ludziom braku sensu moich różowych
włosów. – Na granatowo i trochę na fioletowo. Raz – powtórzyłam.
– I jak? Podobała
się pani sobie? – zapytała, kończąc splot. Z torby wzięła szary spray i pokryła
nim niektóre z pasm. Zaśmierdziało. – Chyba granatowy bardziej do pani pasował,
co? Ten różowy jest taki niewinny, a pani gra taką muzykę, do której to nie
leży ni w pięć, ni w dziesięć.
– Niby było fajnie,
ale źle się czułam z tym, że nawet moja matka patrzyła się na mnie jak na
debila – zaśmiałam się ironicznie. – Już?
– Prawie –
odpowiedziała, zaciskając usta w prostą kreskę. – Chcesz to ukryć? Wczoraj nie
zauważyłam. – Wskazała na mnie.
– A możesz to
zrobić? – zapytałam z nadzieją. Pokiereszowane ręce, nogi – czy cała Japonia
musiała wiedzieć, że mam problem?
– Oczywiście. –
Uśmiech. – Od czego jest podkład?
* * *
– Sakurcia… jak tu jest bez ciebie nudno!
– Narzekasz –
pouczyła blondyna, rozglądając się wokół. Zaczął padać deszcz, przez co zrobiło
się jeszcze zimniej. – Gdzie jesteście?
– Jeszcze na lotnisku… zaraz mamy lot –
jego głos dobitnie mówił różowowłosej dziewczynie o tym, że rozgląda się za
swoimi towarzyszami. Jak ona go dobrze znała. – A ty? Grzej mi łóżko kobieto – rozkazał, na co ona uniosła brwi tak
wysoko, jak tylko pozwoliła jej siła woli. To, że sypiali ze sobą nie dawało mu
prawa do bycia prymitywem.
–
Chyba ci się
coś pomyliło, gówniarzu – warknęła. – Jestem w Polsce, możesz sobie palcem w
dupie pogmerać – zaśmiała się.
– Jak to w Polsce? – jego głos wyrażał
szok. Zapewne przeczuwał najgorsze. Z jego dziewczyną wszystko było możliwe. A
już szczególnie to najgorsze. Wszystkie czarne scenariusze przeleciały mu przed
oczami.
– No… nagrywamy tu
teledysk do Monster – wyjaśniła
lakonicznie. – Wracamy jutro popołudniu – dodała, czując w duchu, że zaraz o to
zapyta. Po drugiej stronie słuchawki rozniosło się ciche westchnięcie.
– Szkoda – mruknął zawiedziony. Zielonooka
poczuła ukłucie w sercu, chociaż starała sobie wcisnąć, że nie ma uczuć. – Liczyłem, że jednak wygrzejesz mi to łóżko,
a później będziemy je grzać oboje.
–
Zbok – rozległ
się trzeci głos po tamtej stronie słuchawki. Dziewczyna rozpoznała go,
wstrzymując oddech.
– Odwal się, Sasuke – warknął chłopak. – W takim razie jak wrócisz, to razem
wygrzejemy coś innego… na przykład znowu jakąś przymierzalnię, albo coś.
–
Jaki ty jesteś
durny – warknęła, będąc speszoną obecnością swojego byłego chłopaka. – Musisz
się przy nim tak popisywać?
– Robiliście to w przymierzalni? – znowu
on. Sakura czuła, jak jej policzki płoną ze wstydu. Kiedy wróci zabije Naruto i
już nigdy w życiu nie odda mu się. Za dużo z tym problemów.
– Nie twój interes – ton Uzumaki’ego
zdradzał wszystkim wokół, że na sto procent robił to specjalnie. Bachor, pomyślała, patrząc spod byka na
ludzi po drugiej stronie ulicy. – Muszę
kończyć Sakurcia. Zaraz będzie odprawa.
– Nie licz na nic w
Tokio – burknęła. Niech wie, że jej się to nie podobało. – Cześć – rozłączyła
się i odłożyła telefon na stolik, przy którym siedziała.
Miała ochotę wyjść
na ten deszcz i stać tam tak długo, aż poczuje, że jest oczyszczona. Tak wiele
zmartwień było na jej głowie… nie miała już siły. Przypomniała sobie, jak na
terapii odwykowej tłumaczyła wszystkim, dlaczego brała. Ona chciała latać. Nie
bez powodu na jej karku, tuż za uchem widniał Piotruś Pan i rodzeństwo Darling.
Sasuke… myślała o
nim coraz częściej. Tatuaż to prezent od niego i równocześnie jej największy
skarb. Nie byli już razem. On już o niej nie myślał. Ona o nim też – w sumie –
nie. Tyle tylko, że nie była to prawda, jednak Haruno była z tego gatunku
ludzi, którzy całe życie wolą się oszukiwać, niż przyznać się do słabości. Nie
tęsknili. Już nie żałowali. Jednak… musieli porozmawiać. Sakura musiała
usłyszeć od niego, co manifestacja złości na jej obecnym chłopaku miała niby
oznaczać.
– Sakura… teraz ty –
Tsunade dotknęła jej ramienia, wyrywając dziewczynie kubek z herbatą.
Różowowłosa przez chwilę wyglądała, jakby wcale nie chciała wychodzić spod
parasola.
– Już – mruknęła z
nieobecną miną.
Wstała i ruszyła
przed siebie. W deszcz, który był jej naturalnym środowiskiem.
*
Krążyli nad Tokio.
Za dużo samolotów na pasie sprawiło, że nie mogli wylądować o umówionym czasie.
Pasażerowie nie mieli pretensji… przez pierwszą godzinę. Wisząc jednak kolejną,
zaczęli nabierać wątpliwości w swoje umiejętności samokontroli. Nikt jednak nic
nie mówił. Ich menadżerka spokojnie zlustrowała cały zespół.
Pierwsza w oko
wpadła jej naturalnie Haruka, jako że siedziała najbliżej. Czytała książkę.
Senju dostrzegła – była o jeździe konnej. W końcu dziadkowie Ito mieli pod
Tokio sporą stadninę. Wiedziała, że blondynka poza grą na perkusji uwielbia
jeździectwo. Uważała, że bardzo dobrze zrobiła, podejmując się opieki nad nią.
Chociaż jej rodzice zginęli przed laty w wypadku samochodowym Haruka nie
pozwoliła życiu wejść sobie na głowę – to ona skopała mu dupę. Tsunade nie
odkryła jej osobiście. Zrobiła to jej sekretarka, na jednej z imprez.
Tsukine miała córkę
w ich wieku i, kiedy kobieta dowiedziała się o potajemnej zabawie w ich domu
pojechała tam od razu. Haruka był bliską przyjaciółką córki sekretarki. Gdy
Tsukine wtargnęła do swojego domu, rozwścieczona niczym byk pierwszym, co
rzuciło się jej w oczy była właśnie Ito, dająca upust emocjom na perkusji. Z
doświadczenia kobieta poleciła Tsunade zainteresować się jej osobą. Z początku
niechętna, Senju uznała po czasie, że było to naprawdę dobra decyzja.
Dalej siedział
Naoki. Spał, słuchając muzyki. Wyglądał tak spokojnie i niepozornie. Ależ to
był artysta. Wywodził się ze specyficznej rodziny. Był bękartem, z ojcem nieznanym. Jednak widywał się z nim
regularnie. Amerykanie zawsze mieli słabość do Azjatek. Szczególnie tych
cichych, skromnych i przy tym czarująco pięknych, jak matka Naoki’ego. Tsunade
odkryła go w jednym z klubów, niedaleko uniwersytetu. Wyróżniał się na tle
zespołu, którego gra była… dosyć podrzędna. Wzięła go z miejsca, a on się
zgodził.
Dalej siedział
Haruka… cholerny gnojek. Tsunade zagryzła skórę na kciuku, przyglądając mu się
zawzięcie. Kato… Haruka. Rodziców
poniosła fantazja. Dziwna rodzina, swoją drogą – pomyślała, wygładzając
zastygły na paznokciu bordowy lakier. Senju bowiem nie wiedziała o nim nic.
Przypałętał się do Matrioszki nie wiadomo kiedy, a sama Tsunade zauważyła go
dopiero po paru miesiącach, kiedy nie mógł się zgrać z innym zespołem. Bądź, co
bądź, Haruka miał trudny charakter.
Pomimo tego
wszystkiego kobieta postanowiła mu zaufać, czego miała efekty. Kato skulił się
nieznacznie, gdy zauważył, jak menadżer mu się przygląda. Tsunade uśmiechnęła
się przyjaźnie, choć ciekawość zżerała ją od środka. Co tam tworzysz, Haruka?
– Sakura? – rozległo
się po pokładzie ciche szeptanie. Głos Mei, chociaż delikatny, wyrażał coś
złego i niepokojącego. Bała się reakcji różowowłosej wokalistki na dalszą część
rozmowy. Tak to już było z Mei. A wszystko przez tą paskudną przeszłość.
Tsunade pokręciła gwałtownie głową, chcąc odgonić od siebie paskudne
wspomnienia.
– Co jest? – Haruno
naturalnie dla siebie fuknęła. Z tej to był kawał suki. Idealny materiał na
lidera zespołu. Mei jęknęła, chcąc dodać sobie odwagi. Lub przeciągnąć
niewygodną chwilę.
– Co jest pomiędzy
tobą… a Uchihą Sasuke? – zapytała szybko i spuściła z siebie powietrze.
Nastąpił niezręczny moment. Mina Sakury była nieprzystępna, a zarazem
przerażona. Oczami uważnie świdrowała biedną Hyate. Ach, te ich oczy – zachwyciła się Tsunade w myślach, przypominając
sobie ciepłe, a zarazem groźne spojrzenie swojego szefa.
– Nic nie ma –
warknęła wokalistka, odwracając się w stronę szyby. Senju miała wrażenie, że,
gdyby tylko było to możliwe, Sakura wtopiła by się w taflę szkła. Oparła o nią
czoło, nie chcąc dać nikomu dostępu do emocji wylewających się na jej buźkę.
– Ale mówiłaś, że
się znacie, to coś jednak musi być – drążyła mała.
– Mieszkaliśmy
kiedyś, dawno, bardzo dawno temu naprzeciwko siebie, i to wszystko – głos
Haruno jasno dawał wszystkim obecnym do zrozumienia, że nic więcej nie powie.
Nie musiała. Widać było jak na dłoni, że coś jest na rzeczy. Razem (naturalnie
poza śpiącą Haruką) spojrzeli po sobie porozumiewawczo. Tsunade nie musiała
pytać się Sakury, gdyż ta wszystko jej już dawno wyśpiewała. Dlatego też
kobieta nie dziwiła się wcale i nie miała zamiaru przykładać nawet palca do
wyciągania z niej jakichkolwiek informacji. Złamane serce suki to sprawa
poważniejsza od innych.
Przecież suki zawsze
sprawiają wrażenie silnych i niezależnych.
Rzucają się z łapami i językami na każdego, kto uważa inaczej, niż one. Gardzą
wszystkimi, ponieważ to one mają
zawsze rację, nawet, jeżeli tak nie jest. Stwarzają wokół siebie pozory władzy. I nagle pojawia się Ktoś.
To chłopak, mężczyzna – po prostu facet. Stawia taką do pionu, szokuje i
ignoruje. Suka udaje, że ma go
gdzieś, że on nic dla niej nie znaczy. Zupełnie nie zwraca na niego uwagi,
dlatego gdy zostaje sama w swoim pustym
mieszkaniu wybucha płaczem. Wie, że tylko ON ją ROZUMIE i tylko ON WIE, jaka
wrażliwa i samotna jest ona naprawdę.
Wszyscy nie umieją patrzeć, dlatego
znajdując ją martwą w dziwnym, przypadkowym miejscu z rozkraczonymi żyłami
dziwią się, że na ścianie zapisała JEGO imię własną krwią.
Takie
są suki. Ukryte
i sztuczne. Zbyt wrażliwe i samotne. Taka jest Sakura Haruno.
– Byliście
przyjaciółmi?
– Ja byłam jego
przyjaciółką, a on miał mnie w dupie.
– Dlaczego?
– Bo taki miał
kaprys. Owszem, to cytat.
– Nie sprawia
wrażenia próżnego, szczególnie, że jego piosenki wydają się szczere.
– Szczególnie, że to
stek bzdur – przedrzeźniła ją. Zbliżały się do granicy. – Pozory.
– Czemu tak sądzisz?
– Bo go znam –
zawiesiła się na chwilę. – Znałam, nie wiem, mam to gdzieś.
– To czemu to
ukrywasz? – do rozmowy wtrącił się Naoki. Urodzony negocjator i psycholog.
Tsunade poczuła na karku dreszcz emocji.
– Zejdźcie ze mnie –
najeżyła się. Tsunade, pomimo stale pogarszającego się wzroku i znacznej
odległości dzielącej jej fotel od kanapy, na której rozgrywał się dramat Haruno
Sakury widziała, jak wszystkie włosy na rękach i karku różowowłosej stają dęba.
Dobrze było podróżować wynajętym przez firmę, prywatnym no i naturalnie
ultra–luksusowym odrzutowcem.
– Nie ma logiki w
tym, co mówisz – mruknęła od niechcenia Mei. Sakura spiorunowała ją wzrokiem,
odrywając twarz od szyby.
– Nie musi być.
Życie pozbawione jest logiki, mała.
* * *
Lotnisko, lotnisko,
lotnisko. Samoloty przylatują. Samoloty odlatują. Maszyny startują. Silniki
gasną. Tak było co dzień. Tak było wtedy, tamtego wieczoru. Kiedy oni czekali
cierpliwie na swoje ukochane, plastikowe walizki po brzegi wypełnione
przepoconymi ciuchami, brudnymi bokserkami i zmiętymi i sztywnymi skarpetkami.
Jeszcze dziś wieczór trafić miały w ręce ich kobiet, które z miłości i poczucia
obowiązku wypiorą je z mniejszą lub większą ochotą. Tak było ze wszystkimi.
Poza nimi.
Siedzieli obok
siebie. Milczeli, chociaż niegdyś mogli sobie powiedzieć niemal wszystko. Wiele
kilometrów tajemnic i zwierzeń łączyło tych dwóch zupełnie do siebie
niepodobnych mężczyzn. Byli swoimi przeciwieństwami. Zawsze dopełniali się
bardziej, niż cokolwiek innego. Niż ktokolwiek na świecie. Teraz jednak coś nie
było tak, jak być powinno.
Myśleli o tym samym.
Paradoks.
Naruto wyglądał na
pogrążonego w wieczornej drzemce. Przecież mieli za sobą ponad miesiąc
nieustannych koncertów na terenie całego kraju, nikt by się temu nie dziwił. Jednak
nie spał. Tylko udawał, sprawiał pozory. Rozłożył się na twardym krześle i przykrył
lazurowe oczęta dwoma skórzanymi płaszczami zakończonymi wachlarzami
keratynowego włosia. Obserwował przyjaciela obok. I myślał. Przypominał sobie
wszystkie te chwile sprzed zakończenia szkoły. Długie rozmowy, uśmiechy i
ukradkowe spojrzenia. Chociaż minęło już tak wiele czasu… Sasuke – tu otworzył
prawe oko, łypiąc nim na przyjaciela – tak niewiele się zmieniło.
Nadal był milczkiem.
Twarz miał zwróconą przed siebie. Obrażony śmiertelnie, obserwując ludzi,
myślał o przeszłości. Naruto westchnął.
– Pamiętasz może –
zaczął, kokosząc się na pełnym zarazków drewnie.
– Co? – Sasuke jak
gdyby wyrwany z letargu wciągnął gwałtownie powietrze.
– Kiedy mieliśmy
jedenaście lat zaprosiłeś mnie i Lo…
– Ona ma na imię
Sakura – burknął brunet. Miał minę, która dobitnie świadczyła o tym, że ta
rozmowa dobiegła końca. Pomimo tego Uzumaki wiedział, że jego przyjaciel w
głowie przywołuje wspomnienie tamtego wieczoru.
– Kiedy mieliśmy jedenaście
lat zaprosiłeś nas do siebie na noc – kontynuował Naruto, unosząc się nieco
wyżej. Mężczyzna po prawej zacisnął usta w cienką linię.
– Być może. I co?
– I tak sobie myślę,
że to było fajne. – Blondyn wzruszył ramionami. – Wiesz, to był ten wieczór,
kiedy wpadłeś na genialny pomysł rzucania się proszkiem do prania w twojej
łazience.
– To był twój pomysł
– warknął Sasuke, zwracając pełne pretensji spojrzenie na towarzysza niedoli. –
Za który ja dostałem opierdziel.
– No bo to ty
zacząłeś!
– Nazwałeś mnie
tchórzem.
– No bo nim jesteś.
– Doprawdy?
– Mógłbyś do niej
zadzwonić!
Sasuke umilkł. Nie
wiedział, jak ma odpowiedzieć blondwłosemu przyjacielowi. Nie był cykorem. No
bo dlaczego to on miałby się pierwszy odezwać do tej zdrajczyni? Nie wystarczyło, że wszystko się przez nią
posypało? Zupełnie sam – takim siebie widział. Zerwał zaręczyny z kobietą,
która znała o nim prawdę i pomimo niej, była z nim. Jego kariera przez sprawę w
sądzie, wyrok – co prawda nakazujący tylko wpłatę bardzo zawyżonej kwoty na
rzecz fundacji pomagającej członkom AA – który zhańbił jego nazwisko: to
wszystko sprawiało, że naprawdę czuł się sam.
Sasuke mniej więcej
od miesiąca myślał o życiu już nie w kontekście udawania przed narzeczoną
uczucia, którego nigdy nie było. Nie myślał też o dziewczynie, która go
perfidnie porzuciła. I nie ważne były jej osobiste powódki – powinna była się
odezwać! Nie liczyły się już pieniądze ze świetnie sprzedającego się albumu.
Nie liczyło się mieszkanie, które był zmuszony Sayi odstąpić w związku z
zerwaniem zaręczyn. Opinia mediów na jego temat, wzburzenie rodziców i ogólne
zgorszenie, które wokół siebie roztoczył, pokazując swoją prawdziwą twarz.
Sasuke Uchiha chciał
uciec.
I wtedy postanowił.
Ucieknie od tamtego życia. Nowy rozdział. Zupełnie.
* * *
– Sakura rusz to
tłuste dupsko – usłyszałam, drgając mimo woli.
– Gówniak – warknęła
Ito, patrząc z dezaprobatą to na mnie, to na Harukę, z którym zmuszona byłam
pozować. Zmierzyłam ją chłodnym, ale i wyrozumiałym spojrzeniem. Wyglądała
ślicznie w skórzanej spódnicy i czarno–czerwonej koszuli w kratę. Pierwszy raz
w życiu widziałam jej włosy w takim nieładzie i roztrzepaniu, jednak musiałam
przyznać, że naprawdę jej to pasowało. Taka drapieżna perkusistka.
– NIE WTRĄCAJ SIĘ
WIEDŹMO!
– Chcesz dostać w
pysk? – Haruka przestąpiła z nogi na nogę. Jej skórzane koturny zastukały o
parkiet. Zapomniałam wspomnieć, że flanela rozpięta była niemal do końca i
jedynie wpuszczona w spódnicę. Także z każdym ruchem nabuzowanej feministki jej
okute w czarny biustonosz cycki falowały to w górę, to w dół. Nosz ujmujący
widok.
– Akurat odważysz
się mi przywalić – Kato zachowywał się jak dziecko. Wykręciłam oczami, stając
na wyznaczonym mi przez fotografa miejscu.
– Żebyś wiedział, że
się odważę – zagroziła mu blondyna. Haruka podszedł do mnie i objął mnie
stanowczo w tali. Zirytowałam się, czując jego ogromne łapy na moim ciele.
Chciałam już skończyć ten dzień, chociaż dopiero się zaczął.
Naruto wrócił
wczoraj w środku nocy, dlatego nawet nie myślałam o tym, żeby czekać na niego w
nieswoim mieszkaniu. Nie umawiałam się też z nim na dzisiaj z racji tego, że
miałam inne plany, w których nie było miejsca dla mojego chłopaka. Byłam Ja na sesji do magazynu muzycznego, Ja wraz z Tsunade w AlterFM na wywiadzie
dotyczącym nie tyle zespołu, co samej mnie, Ja pod szpitalem, czekająca jako piesek na
Itachi’ego, z którym to miałam wrócić do domu, Ja w pogoni za ciuchami w centrum handlowym. Do jego mieszkania. No
bo ja nie miałam domu. Obecnie.
Nie chciałam być
psem. Wolę koty.
Kiedy tak stałam i
prezentowałam przed obiektywem wcale nieudawaną wyniosłość i śmiertelną powagę
rozmyślałam nad tym, co potrzebuję kupić, ażeby moja jesienno–zimowa garderoba
przestała straszyć swoim brakiem (na oddziale potrzebowałam tylko kurtki i glanów)
przypomniałam sobie pewną dość zabawną scenkę ze swojego wczesnego,
bezproblemowego życia.
Słońce
zaszło już dawno, jednak nikomu to nie przeszkadzało. Było około trzeciej w
nocy, środek sierpnia. Z pozoru ciche Konoha o tej porze roku rzadko kiedy pogrążało
się we śnie. Pomimo tego, że państwo Uchiha już dawno zanurzyli się w objęciach
Morfeusza ich – wówczas jedenastoletni – syn wraz z nocującymi u niego
przyjaciółmi wcale nie miał zamiaru iść w ślady rodzicieli.
–
Sakurcia – zanucił rozchichotany blondasek, bawiąc się długimi włosami
siedzącej obok koleżanki.
–
Słucham? – odpowiedziała mu szeptem, pogrążona w lekturze jednej z książek pani
Mikoto. Siedzący na biurku młody Uchiha obserwował ich bacznie już nieco
klejącymi się oczami.
–
Po co ty to czytasz? – Naruto zdawał się nie przejmować wcale groźbą nakrycia
ich „małego” buntu przeciw nakazom rodziców Sasuke. Nie pójdą spać nigdy przenigdy.
–
Bo lubię – westchnęła głośno, zakładając jeden z pastelowych kosmyków za ucho.
– Bo to jest ciekawe. – Sasuke nacisnął przycisk na biurku, gasząc tym samym światło
w pokoju. – Ej – warknęła.
–
Mogłabyś się nami zainteresować – chłopiec wcisnął przycisk z powrotem i zszedł
z szarego blatu. Przeszedł przed dzieciakami i usiadł po lewej stronie łóżka. Materac
wygiął się pod jego ciężarem. Sakura zarumieniła się lekko, czując się
wyróżnioną przez tego tajemniczego chłopaka.
–
Przecież się interesuję – odparła cicho. Czujne grafitowe oczy przejechały z
powątpieniem po jej obliczu. Mały Uchiha westchnął z dezaprobatą, zupełnie nie
zdając sobie sprawy z tego, jaki wpływ wywiera na przyjaciółkę najdrobniejszymi
gestami.
–
Teraz już tak. – Zabrał jej książkę i odłożył bezgłośnie na podłogę.
–
To co robimy? – wystękał Naruto, czując się zaniedbanym przez znajomych. Rzucił
się na Haruno, przyciągając ją do siebie stanowczo. Dziewczynka zapiszczała
głośno, co spotkało się z natychmiastową reakcją trzeciego. Sasuke pochylił się
w jej stronę, przez chwilę nad nią wisząc. Różowowłosa rozszerzyła oczy, gdy
chłopak zasłonił jej usta dłonią.
–
Cicho – warknął, patrząc na nią chłodno. Tak już miał, że lubił sprawiać
kontrolę nad wszystkim, a nie uśmiechało mu się tłumaczyć przed rodzicami. W
pokoju zapanowała cisza. Naruto zmarszczył brwi, czując jak kruche ciało przyjaciółki
to spina się to rozluźnia wraz z rytmem mrugania ciemnookiego. Zmarszczył brwi,
bowiem nie podobało mu się to wcale.
Dlaczego
ona reagowała tak właśnie na niego? Dlaczego nie na mnie?
Brunet
zszedł z przyjaciół, kładąc się obok nich z ulgą. Nie nakryci. Zerknął ku nim z
nadzieją, że nie będzie musiał się powtarzać. Sakura leżała wpatrując się w
niego szeroko otwartymi oczami, natomiast Naruto co rusz zacieśniał wokół jej
wątłego ciała dziwnie słaby uścisk, mrożąc go zazdrosnym spojrzeniem. Sasuke
wzruszył ramionami.
–
Tchórz – palnął bezmyślnie Naruto. Uchiha zwrócił się twarzą do nich, starając
się opanować.
–
Chyba ci się coś pomyliło – mruknął beznamiętnie. Sakura zastanawiała się skąd
w nim tyle chłodu i nieoczywistej agresji. W nich obydwu.
–
No właśnie nie – Uzumaki uśmiechnął się kpiąco. – Czego się tak starych boisz,
co? Mocny to ty jesteś tylko jak ich nie ma, bo jak są, to boisz się słowem
pisnąć przeciw nim. Po co nas zapraszałeś…
–
Spadaj – fuknął chłopak, podnosząc się gwałtownie na łóżku.
–
Tylko tyle umiesz powiedzieć – Naruto nie hamował – Warkniesz coś i tyle. Gdzie
w tobie ta hardość, za którą tak podziwiają cię wszystkie dziewczyny? Chowasz
ją w gacie, czy jak?!
–
Zamknij się cwelu – Sasuke sprawiał wrażenie, jakby te obelgi spływały po nim
jak po kaczce, jednak w środku aż w nim wrzało. I gdyby nie leżąca pomiędzy
nimi Sakura oraz starszy brat za ścianą z pewnością dałby się wciągnąć w ten
niebezpieczny wir nienawiści.
Tymczasem
Haruno czuła się jak ofiara. Bezwiednie rozłożona pomiędzy dwoma – wedle jej
rozumowania – przyjaciółmi na wieki. Nie rozumiała, że to już wtedy, tamtej
nocy, narodziła się pomiędzy nimi rywalizacja. Może nie tyle o jej osobę, co o
zdobycie jej pochwały, zgody z opinią, pochlebstwa. No bo to dziewczyna – one
są dziwne, ale mają rację.
Sakura
wywróciła oczami, wyrywając się Uzumaki’emu i podnosząc się gwałtownie na łóżku. Obrzuciła ich
pogardliwym spojrzeniem, wstała i zabierając z podłogi książkę pani Mikoto
wyszła z pomieszczenia.
–
Powaliło cię?! – wzburzył się Sasuke, rzucając się za nią. Zatrzymał ją w
korytarzu, łapiąc ją za łokieć. To był mocny, nieprzyjemny uścisk. Dziewczynka
popatrzyła na niego z niedowierzaniem i bólem.
–
Ale z was dzieci – odparła zdawkowo, wcale nie przejmując się tym, że mówi za
głośno. Brunet zmarszczył brwi, zaciskając palce na jej kościstym
przedramieniu. – Puść!
–
Wracaj, albo wyjdź zupełnie – warknął, nie potrafiąc powstrzymać irytacji.
Dlaczego wszystko wymykało się spod jego kontroli w tych najgorszych momentach?
Puścił
ją mało subtelnym szarpnięciem i zniknął w swoim pokoju, z którego całą
sytuację bacznie obserwował zawstydzony Naruto. To on z ich dwójki – ku
zaskoczeniu reszty świata – gotów był okazać skruchę i w końcu spoważnieć.
Sakura
poczuła się smutna. Spuściła głowę, kuląc ramiona, na które nieco pofalowanymi
kaskadami opadły jej pastelowe włosy. Poczuła na policzku mokry ślad łzy i nie
chcąc okazać słabości wobec tak okropnej świni, jaką był Sasuke–kun skierowała
swe kroki w stronę łazienki. Chłopcy słysząc cichy szczęk zamka westchnęli
ciężko.
–
To twoja wina cwelu – blondyn burknął odważnie, podrywając się z miejsca.
Chciał
iść do przyjaciółki. Pragnął ją przytulić i pozwolić jej uspokoić się w swoich
ramionach. Bo prawdą było – uwielbiał ją tulić do siebie, głaskać po chudym
tułowiu i zanurzać nos w jej ślicznych włosach. Oczami wyobraźni widział, jak
Sakura wykrzykuje Sasuke prosto w twarz, jak wielką świnią jest.
–
Trzeba było nie zaczynać – odfuknął, wkładając ręce w kieszenie czarnego dresu.
Naruto zaśmiał się kpiąco, wymijając kumpla. – No nie mów, że teraz do niej
pójdziesz.
–
Właśnie tak zrobię, bo musimy tak zrobić. To, że ty jesteś debilem nie znaczy, że musisz ją tak traktować.
Sasuke
niedowierzał własnym uszom. Czyżby jego dotychczas najlepszy przyjaciel wolał
nadstawiać karku dla jakiejś dziewczyny, zamiast przyznać się do błędu i dalej
trzymać z nim? Niepojęta głupota. Pomimo tego, Sasuke nic nie odpowiedział.
Usiadł na łóżku z zamiarem przeczekania dąsów panny Haruno. Niebieskooki
westchnął, wiedząc, że Uchiha dał za wygraną.
Po
paru pełnych niecierpliwości i niepewności sekundach był już pod drzwiami od
łazienki. Zapukał kulturalnie, cicho wymawiając słodkie imię dziewczynki.
Poczuł ciepły oddech na swoim karku i przerażony odwrócił się natychmiast,
wyobrażając sobie najgorsze. Jakież było jego zdziwienie, gdy ujrzał zamkniętą
twarz ciemnookiego.
–
A jednak? – Uniósł wysoko brwi.
–
Cicho – burknął, koncentrując spojrzenie na drzwiach. – Sakura – przemówił
cicho, lecz nadal stanowczo. Odpowiedziała mu cisza tak głucha, iż można by się
jej przerazić. Sasuke nacisnął klamkę, a zamek puścił. Zerknął wymownie na
przyjaciela, chcąc dać mu do zrozumienia, że to on pierwszy powinien wejść do
środka. Nie protestował, a w głębi duszy (choć nie dał tego po sobie poznać)
bardzo się z tego faktu ucieszył.
Łazienka
nie była zbyt przestronna, jednak znajdowało się w niej wszystko czego
człowiekowi potrzeba było w tym pomieszczeniu. Prysznic, umywalka z ubikacją i
pralka. I właśnie zza plastikowej obudowy tej strasznie hałasującej maszyny
wystawały dwie nagie i zdecydowanie sine od chłodu podłogi stopy różowowłosej
(rozmiar 34).
–
Sakura – Naruto podszedł do dziewczyny, klękając przed nią w pełnym przejęcia
geście.
Sasuke
ucieszył się, że mógł pozostać z tyłu, bowiem nie czuł nigdy powołania do
pocieszania takich rozhisteryzowanych dziewczyn tylko dlatego, że były nawet
ładne. Prawdę mówiąc, był beznadziejny w pocieszaniu kogokolwiek. Zamknął cicho
drzwi i usiadł obok nich na podłodze.
–
Jesteście głupi – mruknęła zielonooka, chowając głowę jeszcze głębiej pomiędzy
nogi. Jej głos odbił się echem po pomieszczeniu, nadając sobie tym samym
jeszcze więcej melodyjności. To był piękny dźwięk.
–
Wiesz, co jest głupie? – zagadnął ją Naruto, chcąc jej poprawić humor.
Dziewczyna podniosła na niego sceptyczne spojrzenie. – Uchiha. To bałwan. A to
dowód. – Uzumaki sięgnął ręką do opakowania z proszkiem do prania i sypnął jego
potężną garścią w kolegę. – Zobacz. Bałwanek.
Sakura
zakryła usta dłonią, rozszerzając oczy.
–
Sam jesteś bałwan – Sasuke również wymierzył w Uzumaki’ego porcję, jednocześnie
trafiając nieco w Lolitę.
–
Pożałujesz – syknęła, uśmiechając się złowieszczo.
Już
po chwili wszyscy troje zaśmiewali się w niebogłosy, widząc minę pani Uchiha.
–
Jak bałwanki – skomentowała, patrząc po nich z grozą.
* * *
Niebo ponownie
wtrąciło się w ludzkie życie. Przeraziło i wysłało huk gromów. Piękny
październik. Niesiona natchnieniem, czystą ciekawością sunęła przez ponure i
wiecznie śpieszące się ulice Tokio. Niewiele myślała. Właściwie, to wcale. Lecz…
nagle zaśmiała się perliście, zatrzymując się na środku chodnika. Ktoś ją
potrącił, ktoś zaklął na nią siarczyście, tak jakby nie dostrzegając błogiego
wyrazu na jej twarzy.
Czemu
się burzysz? –
pytała w myślach. – Jest wszystko dobrze.
Pewnie go nie będzie. A jak będzie, to nic nie szkodzi. Dam sobie radę sama.
Sama… Będzie dobrze.
Nie będzie.
Wiedziała, że nie. Jednak się śmiała.
But with you…
I feel again…
but with you… I can feel
again
Ruszyła dalej, nucąc
w myślach uroczą melodię. Piosenkę, która porwała jej serce. Czuła się
wyśmienicie, nawet, jeżeli właśnie spierdolił jej autobus. Podskoczyła
niespodziewanie, czując wibracje w lewej kieszeni. Sprawnym ruchem wyciągnęła
telefon, odbierając połączenie.
– Gdzie ty się szlajasz? Mielimy iść do
Paradiso. – Itachi wymawiając potoczną nazwę jednego z większych domów
handlowych w tym śmierdzącym mieście wykrzywił się paskudnie.
– Hehe… chodzę
sobie.
– Gdzie?
– Czekam na autobus.
– Dopiero tu jedziesz?
– Nie. – Na jej
ustach wykwitł błogi uśmiech.
– Sakura!
– Muszę kończyć. Mój
mobillo przyjechał. – Rozłączyła się.
Nie miała ochoty na
zakupy w towarzystwie tego pojeba. Chciała… musiała to zobaczyć na własne oczy.
Wsiadła do pojazdu, zajmując miejsce przy drzwiach. Każdy kto wchodził na
wszystkich kolejnych przystankach zwracał na nią swoje zdumione spojrzenie,
jednak jej nie przeszkadzało to wcale. Nic
a nic.
A to ciekawe.
Wysiadła po omacku.
Nie miała pojęcia, gdzie się znajduje. Internet kazał jej wysiąść i iść w
prawo, więc poszła. Ponownie mijała ludzi, jednak już spokojniejszych i mniej
przypominających osy. Wściekłe, niezaspokojone drapieżniki.
–
Czego chciałeś? – zapytałam beznamiętnie na powitanie. Na jego obliczu
dostrzegłam cień irytacji. Powrót do korzeni? Ależ mnie to jara. Kurde,
zależało mi, żeby zrobić na nim wrażenie. Ale nic nie pokazałam. Faceci podobno
lubią ten chłód w moim głosie.
–
Musimy pogadać.
Pogadać… to takie małostkowe,
beznamiętne, jednak dziwnie nacechowane określenie na poważną rozmowę. To
znaczy, zależy nam, żeby wyglądało to na odwal się, żeby nie zajmowało zbyt
dużo czasu i żeby już jutro o tym nie pamiętać, jednak… chcemy coś wyjaśnić.
On wtedy jej to
wyjaśnił, dogłębnie.
Uśmiechnęła się,
czując skurcz w podbrzuszu. Jego ręce sunęły nieśpiesznie po jej lodowatym
ciele i ona napawała się tym grzesznym uczynkiem, chłonąc każdą sekundę, jakby
miała być tą ostatnią. Odniosła wrażenie, że zbliża się do celu.
Kolejny skurcz,
nieco wyżej – to nerwy.
Ach te nerwy! Wywróciła
lubieżnie oczami, zatrzymując się przed dosyć zaniedbaną, starą kamienicą. Ta
dzielnica Tokio znana z nich była wielce, a przed nią prezentował się chyba
najlepszy tego przykład.
Odblokowała telefon,
automatycznie wystukując wiadomość.
Na
pewno?
Tak. Kwiatowa 27/3. Mówiłaś mu?
Chyba
ci na łeb padło.
Spierdalaj.
– Jak chce, to
potrafi być pomocna – różowowłosa mruknęła pod nosem, w myślach przywołując
wspomnienie Konan Zaradnej. Konan Niegrzeczna, czy raczej Konan Buntownicza już dawno wyszły z
mody. Konan Mamusia bardziej do niej
pasowało.
Podeszła w milczeniu
do przejścia. Zatrzymała się w połowie korytarza, sunąc wzrokiem po niezgrabnym
i mało czytelnym graffiti, które dzielnie zdobiło sufit oraz ściany. Oparła się
o pokrytą mchem, rzygami i pleśnią ścianę. Dziedziniec prowadził do trzech
klatek, a jakby tego było mało, drzwi były zamknięte na kod. Westchnęła,
zapalając papierosa. Poczeka i zobaczy.
I już po chwili z
drugiej klatki wypadła mała dziewczynka. Miała może dziesięć, może więcej lat i
niemal od razu dostrzegła skrytą w cieniu Haruno.
– Sakura Haruno! –
wydarła się na pół podwórka. Skąd ta mała
picza mnie zna?
– W której klatce
jest mieszanie numer 3? – zapytała zielonooka, gwiżdżąc na dobre wychowanie.
Splunęła młodej pod nogi. Mała chwilę przyglądała się ślinie, jak gdyby było w
niej coś magicznego, po czym zwróciła swoje wielkie oczy na kobietę.
– Ta. – Wskazała
palcem na tą, z której przed chwilą wybiegła. – Co pani tu robi?
– Muszę coś zobaczyć
– odparła, gasząc peta na ścianie. Ruszyła z miejsca.
– Co takiego? –
spytała mała, idąc za nią. Sakura wzruszyła ramionami. Ona sama nie wiedziała, po co tu przyszła, jednak, gdy tylko
Konan jej to obwieściła, MUSIAŁA zobaczyć.
– Skąd ty mnie
znasz? – Zatrzymała się przed obdrapanym wejściem. Drzwi były cały czas
niedomknięte. Życie jednak nie rucha jej w dupę, to tylko niewinna mineta w
szkolnym kiblu. Dlaczego w ogóle rozmawiała z tą małą?
– Przecież jest pani
piosenkarką, wszyscy panią znają! – oburzyła się.
– Nie zauważyłam –
mruknęła, znikając w wejściu.
Klata schodowa
pachniała… BYŁA PRZESĄCZONA smrodem moczu i wymiocin. Ponad to, ona to czuła.
Pachniało w niej seksem. Brutalnym i podniecającym seksem. Odetchnęła,
powstrzymując się od zostawienia na schodach swojego DNA w postaci rzygów.
Ruszyła w górę.
Numer 3 wyrósł jej
tuż przed oczami już na pierwszym piętrze. Pomalowane zieloną farbą, nieco
nadpróchniałe drzwi mogły tylko milczeć na temat swojego wieku. Zdradzały za
to, że nie stroniły od farby czerwonej i żółtej, te prześwity rzucały się w
oczy. Sakura zsunęła kaptur, ukazując pomazanym mdło–zielonym ścianom, że nawet
on nie ochronił jej głowy przed deszczem. Zapukała niezbyt donośnie w drzwi,
odsuwając się niemal natychmiast bliżej schodów.
Zaczęła szukać
ucieczki.
Tymczasem jej oczom
ukazało się nowoczesne wnętrze, do którego aż chciało się wejść. Jednak nie na
wszechogarniającej bieli, czystości i zapachu odgrzewanego pesto skupiła swe
zmysły.
Liczył się tylko On.
Milczał.
Patrzył z
niedowierzaniem i zdumieniem.
Głęboko westchnął,
przysłaniając oblicze maską chłodu, który niesamowicie ją podniecił.
– Co ty tu, do
cholery, robisz, suko? – wycedził.
Sakura Lolita Haruno
wybuchła chichotem, siadając na brudnych, zakurzonych schodach.
– Nie wierzę –
wysapała, czując na policzkach i szyi ciężkie, mokre łzy.
___________________________
Przepraszam. Nie
sądziłam, że w liceum jest aż tak ciężko. Prawdę mówiąc, gdyby nie to, że
poznałam w tej szkole naprawdę świetnych ludzi, wróciłabym do gimbazy z
podkulonym ogonem. Trzeba się było uczyć, a nie na Bloggera rozdziały nowe co
miesiąc dodawać.
Co do samego
rozdziału, to przyznam szczerze, że nie podoba mi się on jak nie wiem. Jest do
kitu. No może z wyjątkiem końcówki. Ją uwielbiam, bo się w końcu postarałam.
Jeszcze raz
przepraszam, i ten otóż bazgroł dedykuję wszystkim tym, którzy na mnie czekali.
W ogóle ma ktoś pojęcie, czy ten blog jeszcze kogoś interesuje. Jeżeli tak,
chcę info. I to szybkie, obszerne, może być ochrzan, byle by tu pod spodem. Z
góry dzięki.
Co do następnego
rozdziału… postaram się dodać – w miarę swoich sił – szybko. Proszę o
wyrozumiałość.
Tytuł: “Dead Man’s
Hand On You” Children Of Bodom
~ piosenka, którą
nuciła Sakura – “Feel Again”
OneRepublic
Cierpiąca Nanase
Natsume melduje się :D.
OdpowiedzUsuńWell,well....więc czas(oczywiście akcja w blogu) minął.I to spory.Zacznę od najbardziej szokującej rzeczy...
Sasuke zerwał zaręczyny z Sayą???.(szok na twarzy).Nie kochaj jej,ale kiedy i jak to zrobił???.Co się stało w ciągu dwóch miesięcy??.
I czemu jeszcze rozmawia z Naruto?.Przecież nie chce mieć z nim i Sakurą nic wspólnego.
Powracając do tematu.Sakura podróżuje,Naruto ją w sobie rozkochał-wydarzenia do przewidzenia.Czy dobrze rozumiem końcówkę?.Oni się spotkali??. (szok na twarzy).
Nasz Sasuke jest w dołku....nie dziwię mu się.Sama wiem jak to jest,gdy inni odwracają się od nas.W pewnym sensie go rozumiem.Kiedy spotka jakąś wartościową kobietę,która choć trochę da mu energii?.Nie,nie mam na myśli Sakury,bo ona kocha Naruto.Zresztą będę szczera.W rzeczywistości się nie znają.Są dla siebie obcy.Nie może gdzieś wyjechać z dala od Night Logs i Tokyo?.Chyba,że ma mieć wypadek dzięki któremu straci pamięć lub rzekomo umrze,też tracąc pamięć,z kolei potem ucieknie w świat?.Wybacz,w głowie mam wiele opcji,a wyobraznia szwankuje :D.Akcja ciekawi,i to bardzo.
Weny i jeszcze raz weny.Liceum...znam to.Obecnie jestem w klasie maturalnej,więc wiem ile jest nauki.
Muszę przyznać, iż uwielbiam Twoje opowiadanie i styl pisania. Robisz to w tak lekki i naturalny sposób, a zarazem tak wciągający, że nawet nie potrafię tego opisać. Kilka dni temu znalazłam Twojego bloga i żałuję, że dopiero teraz, ponieważ z chęcią komentowałabym każdy rozdział :) uwielbiam to w jaki sposób kreujesz bohaterów, i całą historię, ale mam nadzieję, że niedługo zaserwujesz nam trochę więcej sasusaku, bo już się za nimi stęskniła, a Sakura za bardzo przywiązuje mi się do Uzumakiego ;p rozumiem, że mogą mieć problemy miedzy sobą, ale niech ruszą do przodu relacje między nimi, bo bardzo mi tego brakuje ;) co do samego rozdziału to taki niejasny on jest i nasuwa mi pełno pytań na myśl, co sprawia, że chcę więcej i więcej. Najbardziej zastanawia mnie to jakim cudem Sasuke odzywa się już w miarę normalnie do Naruto? W ogóle nie mogę tego pojąć. Ale tak kończąc życzę Ci miliona genialnych pomysłów i żebyś ciągle pisała w tak pasjonujący sposób i mam nadzieję, że znajdziesz czas na dodawanie notek i nie zrezygnujesz z tego opowiadania, bo ja bardzo czekam na ciąg dalszy tej historii :) a tak na marginesie mogłabym wiedzieć jak tam Ci idzie z następnym rozdziałem?
OdpowiedzUsuńNefrose
Na wstępie podziękuję za komentarz. Mam ochotę Cię uściskać. Naprawdę.
UsuńMuszę przyznać, że rozdział jest w powijakach, a to wszystko przez brak bodźców. Myślę już bardziej nad tym jak to zakończyć, niż rozwinąć, chociaż nie zrobię tego tak z rozdziału na rozdział. Na razie proszę o jeszcze chwilkę (kończy się semestr, trzeba wyciągnąć zagrożenia ._.).
Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję ^^^
Szkoda, że myślisz o końcu, bo Twoje opowiadanie jest bardzo oryginalne i uwielbiam je czytać, a uwierz mi, już na wiele blogów trafiłam i ciężko jest mi dogodzić, a Ty stałaś się jedną z moich perełek :) a jeżeli o końcu myślisz, to cieszę się, że nie chcesz zrobić tego z rozdziału na rozdział, bo to stanowczo zbyt szybko by się stało, w końcu od 12 rozdziałów nawet nie było żadnej konfrontacji moich ulubieńców i jakiegoś rozwinięcia między nimi, a ja tak na to czekam ;pp strasznie nie chcę, abyś już kończyła to opowiadanie, ale jeżeli masz to robić przysłowiowo 'na siłę' to lepiej, abyś zamknęła historię w kilku rozdziałach w takim stylu, jak to dotychczas robiłaś i pisałaś ;) ale bez względu na Twoją decyzję, będę Cię wspierać, ponieważ zachwyciłaś mnie swoja pracą i, nawet jeżeli nie widzisz już sensu odnośnie kontynuacji, to wiedz, że ciągle masz jedną taką czytelniczkę, która jest zachwycona Twoim dziełem i historią, którą wykreowałaś :)
UsuńA ja Ci dziękuję za odpowiedź i cierpliwie czekam na kolejny rozdział :)
Nefrose
Naruto i Polska? Odważnie :D Muszę przyznać, że spodziewałam się czegoś na niskim poziomie, a tutaj miłe zaskoczenie.
OdpowiedzUsuńNanase żyjesz jeszcze? Tęsknie cholernie za nowym rozdziałem. Mam nadzieję że wrócisz.... ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Nanase żyje i przeprasza bardzo, ale to bardzo gorąco. Tyle się dzieje, że nie ma czasu. Ale rozdział się robi. Cały czas się robi. Pozdrawiam :')
UsuńNanase wróć :( jestem głodna nowego rozdziału
OdpowiedzUsuńWidzę, że po mału, ale procenciki rosną, bardzo się z tego powodu cieszę i już nie mogę się doczekać :)
OdpowiedzUsuńNefose