Music

czwartek, 13 sierpnia 2015

11. Przypominam sobie, jak lubiłem się ciebie domyślać

Pierwsze krople deszczu rozbryzgiwały się brutalnie o szybę auta, jednak ani ja, ani mój starszy brat nie zwracaliśmy na to najmniejszej uwagi. Jedynym, na czym potrafiłem się obecnie skupić było nieustanne przetwarzanie ostatnich słów Itachi’ego. Choć musiałem przyznać, że to wodne niezbyt regularne stukanie skutecznie mnie rozpraszało. Bardzo skutecznie.
– Jak to Sakura? – wykrztusiłem po chwili z siebie. Sens tej wypowiedzi był… kompletnie pozbawiony sensu. Co to miało znaczyć? Ile jeszcze osób robiło mnie w bambuko?
– Musisz wiedzieć, młody, że zostałeś perfidnie okłamany…
– To już zdążyłem sam wywnioskować, zasrańcu.
– Przestań mnie obrażać – wywrócił oczami. Zacisnąłem pięści, które zapiekły niesamowicie. – Zarówno Naruto, jak i ja od początku wiedzieliśmy, co się stało z Sakurą. Tuż po…
– Pierdolisz – warknąłem, wbijając w jego głowę swój zabójczy wzrok. Itachi płonął, a jego flaki z cichym pluskiem rozbryzgiwały się na samochodowej podłodze. Piękny, doprawdy ujmujący widok.
– Nie, mówię poważnie. – Zmarszczył brwi. Z nerwów zaczął skubać nadpruty szew ciemnych spodni. Aż taki straszny jestem? Jeżeli tak, to bardzo dobrze. – Dwa tygodnie po tym, jak się wynieśli zadzwonił do mnie Naruto z prośbą, żebym przyjechał do Tokio.
– Gdzie „do Tokio”? Do szpitala?
– Owszem – mruknął. Deszcz przybrał na sile. Powtarzam raz jeszcze, gdzie to słońce? – Skąd wiesz?
– Byłem tam – wyznałem, a brat spojrzał na mnie z niedowierzaniem. – Naruto. – Skinął głową. Głupota blondyna nie budziła już w nikim nawet cienia zdziwienia. – Pewnego dnia, jakoś niedawno, Sakura postanowiła ponownie ze sobą skończyć i oczywiście się pochlastała. Ponieważ byłem pod ręką Naruto poprosił mnie o podwiezienie do szpitala.
– Naprawdę poprosił? – Itachi niedowierzał. Prychnąłem, zamykając oczy i ponownie odtworzyłem w głowie tamten dzień.
– Prawie mnie pobił, gdy odmówiłem, więc tak – poprosił. – Spojrzałem na niego nieco bardziej opanowanymi oczami.
– I co było dalej?
– Podwiozłem go, zaproponował mi, że wejdę z nim na górę i zaczekam przed oddziałem… nie wspominał wcześniej, iż będzie to psychiatryk – dodałem. – Chociaż Uzumaki zapewniał mnie o tym, że to nie ona, to ja czułem w kościach, że to nie prawda.
– Ależ on jest durny. – Mój brat zaśmiał się cicho. – Wiem, o czym mówisz. Sakura zadzwoniła do mnie dzień po tym, cała roztrzęsiona.
– Dlaczego?
– No wiesz… – zaczął po chwili wymownego milczenia. – Nie co dzień na korytarzu oddziału psychiatrycznego, w którym ukrywa się przez blisko pięć lat, widzi się Sasuke Uchihę. – Posłał mi pobłażający uśmiech. Przemilczałem to.
Przypomniałem sobie, jak wtedy Naruto wylazł z tego gabinetu, a ja, zamiast patrzeć się na niego ze zniecierpliwieniem na siłę doszukiwałem się w postaci dziewczyny jakichkolwiek podobieństw z Sakurą. Podobna nie była w ogóle, a jednak Lolitą była. Jakie to głupie.
– Dlaczego chciała się zabić? – zapytałem, wbijając wzrok w dłonie.
Gdy wyczyściłem je z krwi przyjaciela wyglądały nieco lepiej, chociaż nadal były opuchnięte i strasznie bolały. Ciekawe, który z nas wyszedł na tym gorzej? Naruto, który – z tego, co mówił Itachi – stracił przytomność i wyglądał jak rozjechana wiewiórka, czy ja, bo prawdopodobnie połamałem sobie pace i nie mogłem użyć dłoni do… niczego? Uznacie zapewne, że on, jednak tak naprawdę, to miałem to gdzieś. Myślcie sobie, co chcecie – mnie i tak bolą łapy.
– Dobre pytanie. – Znowu uśmiech. – Wygląda na to, że depresja Sakury Haruno sięgnęła już zenitu i wystarczy jej chociażby nieopatrzne wspomnienie twojego imienia, by ta w paru sekundach rozbijała lustro i szukała najostrzejszych kawałków. – Zmarszczyłem brwi, a mój brat zerknął w moją stronę od niechcenia. – Sasuke... jakiś czas przed tą próbą Sakura po raz pierwszy spotkała się ze swoim nowym zespołem. O jeżeli mnie pamięć nie myli było to tego samego dnia, w którym wraz z Uzumakim udzielaliście wywiadu dla AlterFM. – W myślach przywołałem wspomnienie tego dnia: lodowate studio, Naruto jako Bambi i kawa w towarzystwie rozmowy blondyna z przyjaciółką, która rozpoczyna karierę. Tak, pamiętałem aż za dobrze tą rozmowę. – Później on do niej przyszedł, gadali o tych nowych i temat zszedł na ciebie.
– No i? – ponagliłem go, gdy ten umilkł na dłuższy czas, jak gdyby to miałoby być już wszystko. – Jakbyś nie zauważył to w radiu, co rusz jest mowa o Night Logs i moje imię pada nader często, jako że jestem liderem. Wybacz, ale nie sądzę, żeby Sakura cięła się za każdym razem, gdy je usłyszy. Musiałaby spać z żyletką w ustach.
– Z żyletką może nie, ale nóż, chociażby zwykły kuchenny zawsze skądś można wytrzasnąć – wtrącił. – Rzeczywistość na oddziale, gdzie nie ma ani radia, ani telewizji, a już najbardziej Internetu wygląda zupełnie inaczej, niż ta, w której żyjemy my. Uwierz, są tam ludzie, którzy mają problemy ze sobą i to dużo poważniejsze niż Lo. Schizofrenia, nerwice, psychozy i oczywiście depresja to porządek dzienny… to jest ich rzeczywistość. – Zaczyna się. – Człowiek, którego umysł wmawia mu, że ktoś stoi obok niego, śledzi go… on ma – z całym szacunkiem dla twojej profesji – w dupie notowania najlepiej sprzedających się albumów i tak dalej. – Jego głos stawał się coraz bardziej poruszony, a oczy coraz szersze. – Wyobrażasz sobie, co to znaczy przez dwadzieścia lat siedzieć w pokoju, gdzie znajduje się tylko łóżko i szafa i przeżywać w kółko ten sam dzień? Wyimaginowane czynności, jak zmywanie naczyń, czy prasowanie, rozmowy z ludźmi, których nie ma obok ciebie, choć ty ich widzisz…
– Dobrze, rozumiem – przerwałem mu stanowczo, nie chcąc jeszcze bardziej zagłębiać się w temat psychopatów i ich świata. Pasja Itachi’ego była ciekawa, ale tylko przez chwilę. W miarę, jak się rozpowiadał, coraz trudniej było mi w nocy zasnąć spokojnie, nie myśląc o tym, co może czaić się w moim umyśle lub leżącej obok Sayi. – Mam rozumieć, że nie miała pojęcia o tym, że robię karierę?
– Była święcie przekonana, że nadal siedzisz na dupie w Konoha! – wybuchł oburzony. Nie wiedziałem, czy to napuszenie wzięło się z tego, że temat „widzimisię Sakury” spływał po mnie jak po kaczce, czy może, dlatego, że nie mógł się ze mną podzielić tajemnicami schizofrenii?
– A tu niespodzianka – zironizowałem. Naprawdę Haruno nie pomyślała, ze świat nie kręci się wokół niej i ja mogłem – w przeciwieństwie do niej – ruszyć z miejsca? Pierdolona egoistka.
– Żebyś wiedział – fuknął. – Wyobraź sobie to tornado, które przechodziło przez jej umysł. Nie dość, że siedzisz w Tokio, to oświadczyłeś się Sayi, spełniasz marzenia wydając płytę, a w dodatku mieszkasz za parkiem! Przez pięć lat żyła od śniadania do obiadu i od obiadu do kolacji. Pięć lat chodzenia na terapię grupową o jedenastej piętnaście. Pięć lat rozmów z psychiatrą Ibikim Morino od siedemnastej do dziewiętnastej. Jak myślisz? Czy wiadomość o tym, że u ciebie tyle się dzieje, a w dodatku jesteś tak cholernie blisko mogła cokolwiek zmienić w jej małym świecie?
Przemilczałem.

Wiatr zawiał mocniej, a ja odetchnąłem bez ulgi. Pociągnąłem nosem, zerkając w dół. Na ulicy, jak zwykle panował ruch samochodowy, lecz ludzi, pomimo bliskości parku gdzieś wywiało. Wyjąłem z kieszeni rozciągniętego szarego dresu paczkę papierosów i zapaliłem jednego.
Postanowiłem wybaczyć Itachi’emu zdradę. Wiedziałem, ile znaczyła dla niego Sakura i, gdybym był na jego miejscu, również nic bym sobie nie mówił, jeżeli takie byłoby jej życzenie. Poza tym, gdybym obraził się na własnego brata o laskę, wyszedłbym na buraka. Koniec końców – winę Itachi’ego Uchihy zapomniałem.
 Sakura u czubków – dlaczego mnie to wcale nie zdziwiło? Zawsze wychodziło na to, że to właśnie tam jest jej miejsce na świecie, więc dlaczego odbierać takiej szansę na bycie wśród swoich? Jednak fakt, iż powiadomiła tylko Naruto, pomijając mnie, jako jej chłopaka… to było niewybaczalne.
Zrzedła mi mina. Gdy słuchałem mojego starszego brata w duchu miałem cichą nadzieję, że Itachi w jakikolwiek sposób usprawiedliwi Lo. Chciałem jej wybaczyć, oczyścić jej imię w mojej głowie przynajmniej w małym stopniu. Źle się czułem z tym, że tak się nie stało. Najgorsze w tym wszystkim było to, że musiałem toczyć w swoim wnętrzu prawdziwą batalię.
Nienawidziłem jej, i to szczerze. Gdybym spotkał ją razem z Uzumakim na ulicy nie skończyłoby się to dla niej najlepiej. Miałem na myśli pobicie, oczywiście. Lolita popełniła duży błąd ignorując mnie i odrzucając moje uczucia. Chciałem… nie, ja jej już dałem siebie. I gdy patrzyłem na tę relację z perspektywy czasu zrobiłbym to raz jeszcze, jeżeli pomogłoby mi to cofnąć czas.
Kiedy Itachi wyznał, że Haruno pomieszkuje teraz z nimi przez chwilę, dosłownie przez parę sekund chciałem do niej iść. To głupie, ale zawsze, pomimo powszechnej opinii, byłem ciekawskim typem.
Zaciągnąłem się nieśpiesznie, przypominając sobie ten jej cholernie przyjemny deszczowy zapach. Co za menda! Wystarczało jedno wspomnienie, by moje wargi wyginały się w uśmiechu. Chociaż już się w niej chyba odkochałem, to nie potrafiłem jakoś myśleć o niej źle. Choć bym nie wiem, jak chciał prawdopodobnie było to niemożliwe. Suka.
Przyłapałem się na tym, że znów wspominam swoje osiemnaste urodziny – dzień, w którym mi się oddała. Po co to zrobiła, jeżeli wiedziała o tym, że będzie próbować się zabić? Najpierw dała, a później zabrała bez pytania. Cała Haruno. Na nią zawsze trzeba było tworzyć nowe obelgi.
Przeczesałem wilgotne po prysznicu włosy. Chyba będę musiał się z nią spotkać. Nie mówię, że zamierzam jej wybaczyć, tak samo, jak nie twierdzę, że ta rozmowa mogłaby cokolwiek pomiędzy nami zmienić. Po prostu odniosłem wrażenie, że tylko dzięki wyjaśnieniom Sakury byłbym w stanie uwolnić się od niej i – w końcu – poświęcić Sayi.
Tylko, czy ja chciałem się jej poświęcić? Na pewno? Bzdura! To moja narzeczona, więc nie ma dyskusji. Słowo się rzekło, a ja nigdy nie byłem, jak Sakura, żeby coś obiecywać i wodzić ludzi za nos. O nie!
– Sasuke! – O wilku mowa. – Telefon!
– Powiedz, że mnie nie ma – poleciłem Sayi, stając w przejściu. Nowa sukienka doskonale na niej leżała, równie perfekcyjnie, jak wszystko w jej życiu. Śpieszyła się na nagrania.
– To Jiraya – zagroziła, wyciągając rękę z telefonem do mnie. Wydusiłem z siebie bliżej nieokreślony jęk i ruszyłem w jej kierunku.
– Halo?
Odbiło ci, gówniarzu? – Jiraya z miejsca określił ton rozmowy. Wywróciłem oczami, przechodząc do kuchni. Hiyugashi podążyła za mną, ciekawa przebiegu rozmowy. Nie miałem nic przeciwko. Zabawne, ponieważ jeszcze przed godziną jęczała, że spóźni się do pracy, jeżeli zaraz jej nie puszczę. Tak, zrobiliśmy to. Jednak takie rzeczy są normalne i może powinienem w końcu zacząć ją należycie traktować.
Czułem w kościach, że rozmowa z Jirayą nie będzie mieć nic wspólnego z podręcznikowym dialogiem. Siwowłosy zamierzał mnie opierdolić zupełnie, jak gdyby był moim ojcem. Jednakże stanowisko menadżera niestety dawało mu takie prawo. Dlatego parę lat temu uznałem go za najlepszego.

* * *

Upiłam łyk wody z fioletowej szklanki. Ciecz była zimna i nienajlepsza dla mojego gardła, jednak nawet klimatyzacja w sali konferencyjnej nie potrafiła sprostać fali upałów, jaka nawiedziła Japonię dzisiejszego ranka. Najgorszym jednak było to, że synoptycy nie byli w stanie stwierdzić, ile taki stan rzeczy potrwa. Po prostu pięknie.
Zerknęłam na ojca, który już od blisko piętnastu minut opowiadał o nas reszcie zarządu wytwórni. Ten to miał dar do przekonywania. Tata pochwycił moje spojrzenie i uśmiechnął się niewidocznie. Jego paplanina na temat naszej rzekomej „wspaniałości” i „opłacalności” była nie gorsza od mów prezydenckich. Poparcie od samego prezesa, no proszę.
– Rozumiem więc, że podpisujemy kontrakt na wydanie płyty? – Tsunade wtrąciła się, obracając w palcach długopis. Sprawiała wrażenie znudzonej i podekscytowanej jednocześnie, choć mogła to być też wina beżowego mdłego zestawu, który miała na sobie. Nienawidziłam beżu.
– Owszem. – Tata uśmiechnął się. –  Przecież po to się spotkaliśmy.
W pomieszczeniu zapadła cisza. Obiegłam znudzonym spojrzeniem swój zespół. Wszystkim upał dawał polizać swoją moc, o czym najdobitniej świadczyła mina Haruki. Biedaczysko cały w skórze i metalu co chwilę zerkał psimi oczami w stronę wentylatora. Miałam wrażenie, że chciałby się rozpłakać. Rozumiałam, co czuł, ponieważ sama nie byłam dużo mądrzejsza.
Na spotkanie tak ważne i oficjalne nie wypadało przyjść w byle czym, na przykład w półprzezroczystym podkoszulku i krótkich spodenkach. Wszyscy członkowie zarządu uważnie nas obserwowali przez całe spotkanie, a nam zależało na ich zaufaniu. Kto zawierzyłby bandzie brudasów? Tak, więc ubraliśmy się wszyscy, jak ludzie, oczywiście w miarę swoich możliwości.
Zastukałam glanem w but bruneta, zwracając tym samym na siebie jego uwagę. Posłaliśmy sobie błagalne spojrzenia.
Po spotkaniu mieliśmy w planach próbę „Monster”. Mei poradziła sobie z melodią doskonale. Nie była trudna, wręcz przeciwnie – bardzo banalna. Już parę razy próbowaliśmy ją zagrać, dlatego wiedziałam, że i ten raz będzie niezapomniany. Szczerze powiedziawszy, nie mogłam się doczekać. Szczególnie, że Naoki miał już idealny pomysł na teledysk.
– Czy wszystko jest jasne? – zapytała Sayuri, zerkając ku Tsunade, która aż kipiała entuzjazmem. Podciągnęłam się na miękkim fotelu, odgarniając palcami włosy. Przykleiły mi się do karku, co strasznie mnie irytowało. Mogłam je spiąć. – Jeżeli tak, to proszę podpisać. Tu gdzie te kropki – dodała, gdy zauważyła, że Hyate zmarszczyła brwi, jak gdyby nie zrozumiała tak prostej rzeczy.
Moja macocha wstała i obeszła konferencyjny stół, kładąc przed każdym z nas kopię umowy. Wzięłam swoją do ręki przeglądając ją powierzchownie. Była napisana tak banalnym językiem, że bez chwili wahania złożyłam swój podpis obok podpisu mojego ojca.
Po wszystkim mój tata podszedł do nas i przytulił mnie mocno. Nie oddałam tego uścisku, jednak – wedle zwyczaju – zadawał się nie zwrócić na to uwagi. I dobrze.
– Gratuluję – szepnął mi do ucha, a ja posłałam mu lekki uśmiech, wyplątując się z jego ramion. Przytulanie się w taki upał przy ledwo sprawnej klimatyzacji było nie lada horrorem. Poza tym, mógłby zauważyć rozcięcia na karku, nawet przez opuszczone nań włosy.
– Dziękuję – mruknęłam. I to było na tyle. Pożegnaliśmy się grzecznie i ruszyliśmy w stronę wyjścia. Jedynie Senju została i zaczęła szczebiotać w stronę zarządu.
W windzie nie było lepiej. Nadal milczeliśmy, jak gdyby podpisanie wstępnej umowy na płytę nic dla nas nie oznaczało. Dzień, jak co dzień? Przecież nie, a jednak po naszych twarzach nie widać było nawet cienia uśmiechu. Ponurą atmosferę przerwał oschły głos Naoki’ego:
– Nie zgadniecie.
– Niby czego? – warknął Haruka, rozbierając się ze skórzanej kurtki. Na widok jego umięśnionych pleców razem z dziewczynami spojrzałyśmy się porozumiewawczo po sobie. Był przeraźliwie wielkim kolosem. Wielkim i … bardzo dobrze zbudowanym olbrzymem. Aż miło było czasami popatrzeć.
Raise your glass ma niespełna milion wyświetleń – oznajmił, a nam szczęki poopadały. Natomiast blondyn dalej grzebał w swoim smartphonie, kompletnie nas ignorując.
– Jak to możliwe? – wykrztusiła Ito. – Przecież klip jest świeży, zupełnie świeży! Nie minął nawet tydzień!
– A jednak – mruknął zielonooki, puszczając jej oczko. – Musimy się spiąć i nagrać szybko Monster, żeby ludzie nie zdążyli o nas zapomnieć.
– Jesteśmy tacy zajebiści, że nigdy o nas nie zapomną – zaśmiał się Kato, rozkładając ręce. Zmarszczyłam brwi, przyglądając mu się z kpiną.
– Żebyś się nie zdziwił – zwróciłam na siebie jego uwagę. Spojrzenie mężczyzny stężało.
– Co ty taka poważna? – zapytał, przypierając mnie ręką do ściany windy. Nie zraziłam się jego bliskością.
– Po prostu nie nastawiam się na sukces – wyjaśniłam. – Skąd wiesz, czy Monster się przyjmie?
– Bo… – udał, że się zastanawia – jesteśmy zajebiści?
– Nie prawda – fuknęłam, poprawiając luźną białą koszulę. – Jesteśmy nowi, stąd ten szum. Za dwa tygodnie będzie już zupełnie cicho, zobaczysz.
– A zakład, że nie? – wyciągnął rękę w moją stronę, odsuwając się na przyzwoitą odległość.
– A o co?  – Winda się zatrzymała, a drzwi się otworzyły. Na zewnątrz czekał na nas już Lee z wielkim bananem na twarzy. Pewnie doszła już do niego informacja o sukcesie.
– Jeżeli wygram, następna piosenka będzie mojego autorstwa. W sensie tekst – uśmiechnął się szelmowsko. Widząc niedowierzanie na mojej twarzy dodał – nie pożałujesz.
– Ale w sensie, że ty, osiłku, napiszesz tekst? – wtrąciła się Haruka, przytrzymując zamykające się drzwi. Zdziwienie na jej twarzy prawdopodobnie pokrywało się z moim. – Tylko pamiętaj, żeby pisać zgodnie z zasadami ortografii – dogryzła mu, wychodząc za resztą.
– Już ty się nie martw, zołzo jedna – burknął za nią. – Może i jestem napakowany – zwrócił się do mnie z błyskiem w oku – ale studiuję, co czyni mnie inteligentnym.
– O co chodzi? – chciał się dowiedzieć Lee. Zignorowaliśmy go.
– Zgoda – podałam mu dłoń, dając ją ścisnąć mocno. Gdy puścił moją rękę poczułam, jak wraca do niej krążenie. – Mógłbyś być bardziej delikatny.
– A co – zarechotał. – Zrobił ci się siniak? Przepraszam – wyszliśmy – ale na moim kierunku trzeba mieć krzepę.
– Kulturystyka? – zironizowałam.
– Pływanie. – Puścił mi oczko.
Wywróciłam oczami i wyprzedziłam go, przy okazji przywalając mu z bara. Jako że Kato był ode mnie silniejszy parę dużych razy nie wyszło tak, jak chciałam. Ale ważne, że jako tako wyszło.
W związku z tym, że Raise your glass okazał się dochodowy i przyjął się z aprobatą słuchaczy dostaliśmy lepsze studio. Nosiło nazwę Sybir i było nieco większe i bardziej uporządkowane, a co najważniejsze – nie śmierdziało.
Przedsionek tym razem był ciemno zielony, a podłoga z ciemnego drewna. Znajdowały się tu – naturalnie – konsola oraz cała masa monitorów. Naprzeciw szyby była granatowa, zamszowa kanapa i niski stolik. Obok lodówka z zimnymi napojami i mały ekspres do kawy. Strzelałam, że po herbatę trzeba było się fatygować na parter (czyli dwanaście pięter w dół), podobnie jak po kubki.
Samo studio zostało pomalowane lodowo–błękitną farbą i wyłożone granatową wykładziną. Było dużo mniejsze, jednak może było to dobre. Na środku był postawiony mikrofon, stojak z zapisanymi kartkami oraz wysoki biały stołeczek. Pod przeciwległą od szyby ścianą stały trzy mikrofony, zapewne dla instrumentów.
Usiadłam sobie zwinnie na swoim miejscu, nie czekając na resztę. Trochę mi się spieszyło. Umówiłam się, że po próbie pojadę do Naruto. I szczerze powiedziawszy… to chciałam już tam być. Poprawiłam się na krześle, czując całkiem przyjemne łaskotanie w kroczu. Nie wiedziałam, co się ze mną działo i co powodowało to, że nagle strasznie chciałam zadzwonić po Uzumaki’ego i zamknąć się z nim gdziekolwiek, gdzie mogłabym się z nim zeszmacić, puścić… czy jakkolwiek by to nazwać.
Po prostu pieprzyć się do upadłego.
– Zimno tutaj coś – skomentowała Haruka, a jej głos został natychmiast stłumiony.
– Może dlatego, że to Syberia? – zaśmiał się Lee, zasiadając za konsolą, która znajdowała się tuż za szklaną szybą. – Bierzcie się do roboty. Najpierw Naoki, później Haruka – wskazał na olbrzyma, tak dla jasności. – Sakura, ciebie nagramy na końcu, zgoda?
– Pewnie – burknęłam, patrząc na niego wrogo. Widziałam swoje odbicie w szybie. Groźne oczy, zacięty wyraz twarzy, od której odbijał się ten lodowy błękit. Byłam nadzwyczaj podobna do ducha.
– No to złaź z tronu księżniczko! – Kato pomachał rękami jak kurczak, chcąc mnie wygonić ze studia. Wywróciłam oczami.
– Po Haruce druga Haruka. W mordę – zaklął Lee – czy wy musicie mieć tak na imię?
– Jakoś nie mamy na to wpływu – Haruka podszedł do niego, łapiąc go za kołnierz zielonej koszulki polo. – Masz jakiś problem, dzieciaku?
– Daj spokój – Smith przepuścił mnie w drzwiach. – Zostaw człowieka.
Brunet obrzucił biednego Rocka Lee ostrzegawczym spojrzeniem. Puścił go po chwili, mrucząc coś pod nosem.
– Na koniec Sakura, ale przed tym – kontynuował trochę zbitym głosem – Mei. Wiolonczelę dostarczymy, spokojnie.

*

– Pokaż mu! – Haruka darł ryja na pół studia, gdy podniosłam się z kanapy. Przewróciłam oczami, a rzuciwszy mu spojrzenie z półki „zamknij mordę”, uciszyłam go.
– Poradzę sobie, dzięki – rzuciłam, podchodząc do drzwi. Otworzyłam je i wlazłam do studia.
– Tylko się nie śpiesz – poprosiła Mei, kierując się do wyjścia. Uśmiechnęłam się lekko, patrząc uważnie w jedno z jej oczu. Było fioletowe, to żółte ukryła pod czarną grzywką. Rzeczywiście, gdy spoglądało się na obydwa odnosiło się wrażenie, że Hyate jest jednak przerażająca. Musiała mieć dużo problemów z akceptacją swojej urody i może dlatego była taka płocha.
 – Wiem – mruknęłam, zasiadając na stołku. – Zamkniesz drzwi?
– Jasne.
Tak zostałam sama na północy. Istna Syberia. Podobało mi się to studio. Rozpięłam koszulę i zrzuciłam ją na ziemię, zwracając uwagę na to, żeby jej nie pognieść. Zostałam w trochę za małym, białym staniku. Pozwoliłam sobie na pokazanie Kato środkowego palca, widząc jego pogardliwy i zarazem zachłanny wzrok. W duchu podziękowałam Mei za użyczenie mi gumki do włosów. Mój kark zaczął oddychać, a blizny nie były sprawą żadnego z nich, dlatego nikt nie pytał.
– Jesteś gotowa? – Lee zapytał rzeczowym tonem. Jego ogromne, czarne oczy dobitnie mówiły o tym, jaki jest zmęczony.
– Pewnie – powiedziałam do mikrofonu.
– Złożę to dopiero, więc może być a capella? – zapytał, a ja zastanowiłam się chwilę. Mogłam śpiewać bez podkładu, jako że znałam mniej więcej rytm.
– Spróbuję – rzuciłam. – Jak się nie wyrobię, albo będzie źle to weźmiemy po prostu nagranie Mei.
– Ok. – Lee puścił jeden z wielu guziczków, a z głośnika, z którego do tej pory wydobywał się jego głos, usłyszałam pyknięcie. Coś pokombinował przy konsoli i już po krótkiej chwili dał mi znak, że mogę zaczynać.
Zerknęłam na mikrofon z przestrachem. Obok miałam tekst. Przeleciałam wzrokiem pierwszą zwrotkę. Dam radę.

I gotta know that your heart beats fast and
I gotta know I'm the only one for you
What have I become?
I'm a fucking monster
When all I wanted was something beautiful… *

Westchnęłam cicho, patrząc na zespół z politowaniem. Wszyscy mieli miny, jakby widzieli co najmniej cudotwórcę. Wywróciłam oczami, dalej sunąc po tekście.

My love… too much
Your love… not enough
My love… too much
Your love… **

I to by było na tyle. Nie miałam pojęcia, jak należało śpiewać w refrenie. Musiałam mieć melodię.
– Dalej nie dam rady – powiedziałam po chwili przerwy.
– Ok – odpowiedział. – Powtórz to.
Skinęłam głową. Powtórzyłam pierwszą zwrotkę i przed refren, starając się śpiewać tak samo. I znowu. I znowu. I znowu.

* * *

So… – wydukałem, po to, żeby zaraz wybuchnąć – IF YOU WANNA BE MY LOVER YOU GOTTA MET MY FRIENDS!***
Pomimo opuchniętej twarzy i rozrywającego… a raczej duszącego bólu we wszystkim, czego tylko dotknął parę dni temu Uchiha byłem w stanie chodzić i funkcjonować normalnie. Zawsze się szybko wylizywałem i wcale nie miałem zamiaru robić z siebie sieroty z tak banalnego powodu, jak próba zatłuczenia mnie na śmierć przez mojego najlepszego kumpla. Nie takie rzeczy się robiło.
Był już wieczór. Na szczęście nieco się ochłodziło, chociaż nadal było niemiłosiernie duszno. W duchu dziękowałem wszystkim bóstwom za to, że Sasuke niczego mi nie złamał – wyobrażacie sobie gnić w domu z gipsem w taki upał? Masakra!
Zaraz miała przyjść Sakura. Specjalnie dla niej zwlokłem się z łóżka, posprzątałem i nawet zaciągnąłem się do kuchni. Wracała z nagrania, a ponieważ doskonale wiedziałem, co to znaczy zdzierać sobie gardło przez pół dnia postanowiłem być milszy niż zwykle.
Haruno spóźniła się, i to parę godzin. Zadzwoniła jakieś dwadzieścia… może trzydzieści minut temu, że nagrywali, więc trochę się przeciągnęło. Perkusistka nie mogła się dopasować, czy coś takiego. Rozumiałem, sam przeżywałem coś takiego niejednokrotnie.
Tanecznym krokiem, w dalszym ciągu podśpiewując sobie Wannabe, przeszedłem się po mieszkaniu w celu skontrolowania poziomu ogarnięcia.
Odkąd przeprowadziłem się do Tokio wynajmowałem kawalerkę w pobliżu centrum od bardzo miłej starszej pani. Babunia Kato była dla mnie jak rodzina i często wpadała upichcić mi coś, chociaż byłem dla niej zupełnie obcym człowiekiem. W dodatku, jak sama zdążyła niejednokrotnie zauważyć, totalnie nierozgarniętym, jednak nigdy nie sprawiała wrażenia, jakby jej to przeszkadzało. Z tego co wiedziałem, mieszkała wraz z rodziną w sąsiadującej dzielnicy. Dużo mówiła o swojej wnuczce, żyła jej życiem i widać było, że naprawdę ją kochała. Pomimo tego wszystkiego i tak nie mogłem zapamiętać jej imienia. Wnuczka pani Kato pozostawała anonimowa do czasu każdej jej wizyty.
Kawalerka, jak to kawalerka – hol, malutka łazienka i salon z aneksem kuchennym. Nic wielkiego. Babunia prosiła, ażebym nic nie zmieniał w jej wystroju, jako, że bardzo się starała, żeby mieszkanie wyglądało ładnie, dlatego remontu nigdy nie było. Z resztą, co mi to robiło za różnicę, czy ściany były żółte a dywan niebieski? I tak w cieniu nadchodzącej trasy koncertowej zostało mi niewiele wolnego czasu.
Mój marsz po mieszkanku przerwało cichuteńkie pukanie do drzwi. Wyostrzyłem słuch i odczekałem chwilę. Stukanie ponownie rozniosło się echem po całym przedpokoju. Wstrzymałem oddech, kiedy moje poturbowane ciało przeszyła fala ciepła. Powolnym krokiem podszedłem do drzwi, otwierając je na oścież.
Ujrzałem, jak zwykle zjawiskową, różowowłosą dziewczynę ubraną w za dużą, zwiewną białą koszulę, smoliste obcisłe spodnie z dziurami na kolanach oraz kapelusz w tym samym kolorze. Stała bosymi stopami (niezupełnie nagimi, bowiem odzianymi w różowe, jak jej włosy skarpetki) na wycieraczce z ostrego kłującego włosia i patrzyła na mnie ze słabo ukrywanym cierpieniem w oczach. Dopiero po dobrej minucie zauważyłem, że swoje ciężkie skórzane buty trzyma w zaróżowionej dłoni.
– Serwus. – Jej głos przeszył panującą na klatce schodowej ciszę brutalnie, choć nadal był nadzwyczaj delikatny. Zdobyłem się na lewy uśmiech, ledwo co ukrywając ból, jaki sprawiały mi takie gesty.
Wpuściłem ją, a gdy już wsunęła się do wnętrza mieszkania zamknąłem za nią bezszelestnie. Widziałem po niej, że nie wiedziała do końca, jak powinna się wobec mnie zachowywać. Westchnąłem ciężko, opierając się o ścianę. Normalnie dziewczyno, to tylko parę siniaków.
Byłem przygotowany na każdą jej reakcję. Miałem dużo wolnego czasu, kiedy nic nie robiłem regenerując siły. Lo mogła teraz krzyczeć, tarzać się po podłodze, czy wybuchnąć płaczem; mogła nawet ze mną zerwać – byłem gotowy ją uspokoić. Haruno jednak tylko wpatrywała się we mnie tymi dużymi, zlęknionymi oczami.
– Zrobiłem obiad – oznajmiłem, nie mogąc znieść już tej durnej ciszy. Sakura drgnęła, tak jakby wyrwana z letargu. Odwróciła się na pięcie i ruszyła przez salon w stronę kuchni. Podbiegłem do niej i wyrwałem jej buty, stawiając je na półce w przedpokoju. Nawet się nie odwróciła.
Wkraczając do części kuchennej, Haruno zatrzymała się na chwilę, ogarniając wzrokiem jasne drewniane szafki i białe ściany. Po krótkiej chwili pociągnęła nosem, później znowu i znowu. Odwróciła się do mnie z poważną miną i zmarszczyła brwi.
– Coś się pali – stwierdziła. Przez moment nie wiedziałem, o co jej chodziło. Prawdę mówiąc jej słowa praktycznie do mnie nie dotarły. Po prostu stałem i przyglądałem się jej przyjemnie zaróżowionym ustom. Chciało się je całować, a co! Dopiero, gdy i do moich nozdrzy doleciał nieprzyjemny swąd spalenizny, ocknąłem się.
– Kurwa – jęknąłem cicho, próbując podejść do zielonego blaszanego garnka, w którym bulgotała zupa. Haruno – co mnie zadziwiło – zachichotała cicho, zatrzymując mnie w pół kroku. Położyła dłoń na mojej piersi, obdarowując mnie pobłażliwym spojrzeniem.
Miałem fart. Moja twarz nie była już opuchnięta, nadal pozostawała sino–czerwona. Dzięki temu Sakura na całe szczęście nie miała cienia szansy na zobaczenie tych okropnych rumieńców, które zdobiły moje oblicze za każdym razem, gdy ta tylko mnie dotykała. Paskudna przypadłość, jednak leków na nią jeszcze nie wymyślono.
Natomiast sama Haruno – nadal uśmiechnięta – podeszła do kuchenki. Założyła niebieską rękawicę kuchenną na prawą dłoń i poprosiła o chochlę. Uniosła pokrywkę, przez co prosto w jej twarz poleciała chmura pary i dymu. Odgoniła ją wolną ręką, w którą bez pytania wsunąłem jej łyżkę.
– Kto by się spodziewał? – wybuchła śmiechem, zaglądając do garnka.
– No co! – udałem oburzonego. – Przecież to nasze ulubione danie!
– Akurat – prychnęła, wykonując całą masę ruchów, mających na celu uratowanie zupy. – To ty lubisz ramen.
– Ty też.
– Możliwe, że nie na tyle, żeby za nim szaleć – zaznaczyła, mieszając łyżką w garnku.
– Ugotowałem sam! – broniłem się, rozkładając ręce. Syknąłem, czując ból w plecach. Sakura zauważyła to i zmarszczyła brwi.
– Powinieneś leżeć…
– Jak cipa?
– Nie bądź wulgarny – mruknęła, wyjmując z szafki nad jej głową dwie białe miski. – Leżeć i odpoczywać, a nie łazić po mieszkaniu. I tak, zauważyłam, że wylizałeś podłogę.
– Nie chciałem, żebyś siedziała w syfie – próbowałem się usprawiedliwić.
– Miło z twojej strony, jednak wolałabym siedzieć w syfie, niż dłużej słuchać twoich jęków, jak to cię boli i tak dalej. – Sakura nie patrząc na mnie, włożyła do jednej miski solidną porcję makaronu, który ugotowałem wcześniej. Do drugiej trochę mniej… no dobra, połowę. Zalała obydwie porcje zupą i podała mi moją z ponurym uśmiechem.
– Przecież nie jęczę – odebrałem od niej miseczkę.
– Za godzinę sprawię, że zaczniesz błagać o litość – rzuciła, uśmiechając się zawadiacko. Zakręciło mi się w głowie.
– Jesteś niewyżyta – odparowałem, klepiąc ją po tyłku. Cóż za piękny dźwięk.
– Ej! – pisnęła. Zaśmiałem się głośno. – Jezu, jak ja cię nienawidzę, Uzumaki. Jesteś najgorszym facetem na świecie. Nie dość, że nie umiesz gotować, to jeszcze robisz wszystko, żeby dłużej się leczyć i na dodatek, a może raczej przede wszystkim jesteś świnią. Zboczoną – zaznaczyła – świnią.
– Nie denerwuj się tak. – Tym razem pozwoliłem sobie zdusić w dłoni prawy pośladek zielonookiej. – Za godzinę będziesz błagać o więcej.
Przeszliśmy do salonu. Tutaj ściany również były białe, a z mebli mogłem jedynie wyróżnić mały, niski stolik pod ścianą, przy nim dwie zgniłozielone poduszki do siedzenia. Pod balkonem komódka z telewizorkiem (również niewielkim) a na ścianie po prawej ogromna szafa, w której trzymałem ubrania i matę do spania. Więcej mi do szczęścia nie było potrzeba. No może tylko Sakura, kiedy w nocy czułem się samotny. O tak, to mogło być.
Usiedliśmy na poduszkach pod ścianą, opierając się o nią plecami.
– Smacznego – powiedzieliśmy równocześnie, przez co poczuliśmy się nieco skrępowani. Pokręciłem z rozbawieniem głową i wziąłem się za jedzenie.
– Prawie nie czuć spalenizny – rzuciłem, zajadając się ramen. Sakura prychnęła, bełtając makaron pałeczkami.
– Szczerze? Ta zupa jest brązowa. Powinna być żółta.
– Narzekasz! – stęknąłem. – A ja się tak starałem!
– Wiem, wiem. – Haruno odłożyła miskę i obeszła stół siadając przede mną. Zmierzyłem ją oburzonym spojrzeniem. Sakura ujęła moją twarz w dłonie i pocałowała. Najpierw w czoło, potem w obydwa policzki nieustannie powtarzając – dziękuję, dziękuję, dziękuję.
– No – mruknąłem, gdy dostałem buziaka w usta. – I tak ma być.
Kiedy skończyliśmy jeść, Lo zaniosła miski do zmywarki i nastawiła wodę na herbatę. Uważnie przyglądałem się jej, jak krzątała się po kuchni. Wstałem i podszedłem do niej.
– Siedź, debilu – warknęła, wyczuwając moją obecność za swoimi plecami.
Przytuliłem się, a dziewczyna pogłaskała moje ramię gestem tak czułym, że nawet jej wcześniejszy ton i obiekcje co do mojej kuchni i postępowania nie mogły zepsuć tej chwili.
– Nie boję się – szepnąłem do ucha zielonookiej, drażniąc je oddechem. Zadrżała, odwracając się powoli.  – Nie boję się go, gdy mam ciebie.
Przed oczami mignęła mi jej szyja. I czar prysł.
– Co się stało? – Haruno zapytała, marszcząc delikatnie czoło. Chyba wyczuła moje napięcie.
– Co to jest, Sakura – nie pytałem, ja warczałem.
– Co?
– To!
Widziałem po jej minie, że wie, o co mi chodzi. Zasłoniła blizny dłonią, spuszczając głowę.
– Itachi to zgłosił? – spytałem, chcąc usłyszeć twierdzącą odpowiedź. Nawet, jeżeli oznaczałoby to jej powrót na oddział, to tak należało zrobić. On miał przede wszystkim obowiązek to zgłosić, jako jej nadzorca. – Sakura, do cholery!
– A jak myślisz?
– Czy wy jesteście nienormalni? – Potrząsnąłem jej drobnym ciałem. Lolita zacisnęła oczy, jakby powstrzymując łzy. – Sakura!
– No co? – wydarła się, jednocześnie odsuwając ode mnie. Jej pośladki dotknęły blatu kuchennego. Opuściłem ręce, patrząc na nią uważnie.
– Dlaczego Itachi tego nie zgłosił? Ma obowiązek…
– Bo jest człowiekiem.
– Nie denerwuj mnie.
– Już się wkurzyłeś.
– Wkurwiłeś – poprawiłem. – Czemu to zrobiłaś? – Wzruszyła ramionami, nadal wpatrując się podłogę. – Dlaczego?
– Najgłupsze słowo na świecie – mruknęła pod nosem, a mnie w tamtym momencie trafił szlag. – Czemu zawsze pytacie „czemu”?
– Bo to jest niezrozumiałe. – Złapałem jej dłoń. Chociaż chciała, to nie pozwoliłem się jej wyrwać.
– Kiedyś nie pytałeś.
– Ciebie nie pytałem – uściśliłem. – To przez Sasuke?
– Poniekąd – złagodniałem, słysząc, że to jak zwykle przez tego egoistycznego buca.
– Co się stało?
– Słyszałam List – odważyła się spojrzeć mi w oczy. – To jest do mnie.
– Sasuke nigdy nie chciał gadać o tym kawałku. – Pociągnąłem ją do siebie, zakleszczając ją w uścisku. Uspokoiłem się, czując jej ciało – żywe ciało – obok swojego.
– Jest do mnie – upierała się.
– Jak wolisz – odpuściłem. – Nigdy nie wypowiadał się co do przesłania, raczej obstawialiśmy z chłopakami, że może miał wtedy doła i rzeczywiście o tobie myślał, ale tylko myślał.
– To czemu zatytułował to List? – zapytała, odsłaniając szyję. Rany mogły mieć parę dni.
– Może coś w tym jest. Nie możesz jednak zapomnieć, że on nie jest z tobą – szepnąłem jej do ucha. Nadal byłem na nią zły, ale nie potrafiłem zbyt długo na Sakurę krzyczeć i wytrząsać się nad nią. Od tego zawsze była jej matka, a ja miałem świadomość, że jeżeli różowowłosa zdecydowała się na taki krok już po wyjściu z oddziału, musiało się stać w jej głowie coś naprawdę okropnego.
– A ja jestem z tobą – westchnęła cicho, podnosząc na moją twarz mdłe spojrzenie.
Odpuściłem, całując ją. Haruno z powrotem oparła się o szafkę, starając się nadążyć z oddawaniem namiętnych pieszczot. Byłem szybszy.
Nie miała nic przeciwko temu, żebym rozpiął jej koszulę.

*

– Naruto wiesz – Sakura przejechała dłonią po moim brzuchu. Odetchnąłem ciężko. Na ziemi nie leżało się za wygodnie, dlatego pozwoliłem jej położyć głowę na mojej piersi. Chyba czuła się dobrze, choć jej zmartwiony i nieco zamyślony głos trochę mnie niepokoił.
– Co? – Zacząłem bawić się jednym z jej różowych kosmyków.
– Dziwnie się czuję – wyznała.
– Ale jak to?! – zdenerwowałem się. Wiedziałem! Wiedziałem, że coś jest nie tak! Poderwałem się gwałtownie do góry odwracając ją do siebie przodem. – Coś cię boli? Brzuch? Głowa? Nogi? A może… – tu uniosłem wymownie brwi w górę, z satysfakcją patrząc, jak twarz zielonookiej staje się coraz bardziej różowa. Jej spojrzenie aż nazbyt dobitnie mówiło mi, że gdyby nie fakt, iż byłem cały poobijany, to by mi przywaliła.
 I to porządnie.
– Nie bądź durny – burknęła, jednak już po chwili uśmiechnęła się szeroko. – Dziwnie czuję się z tym, że jesteśmy razem. – Przełożyła przeze mnie nogę i usiadła. Teraz to ja się zawstydziłem. Była zupełnie naga. No i bezpośrednia. Bardzo.
Z Hinatą to było tak, że zawsze trzeba ją było najpierw przekonać do tego, że absolutnie masz na nią ochotę i że nie ma w tym nic dziwnego. A później trzeba było pokonać jej wrodzony wstyd. Było cudownie, bo seks to chyba najprzyjemniejsza rzecz (zaraz obok ramen i Sakury) na całym świecie.
A z Sakurą nie. Może nie była otwarta na nowe wyzwania i różne dziwne zabawy w stylu naszych staruszków, ale do nadmierne wstydliwych też nie należała. Przede wszystkim uważam, iż o tym, że mi się oddała bez większych oporów zadecydowała nasza wieloletnia przyjaźń. I owszem, myśl o tym, że się przespało z własną przyjaciółką jest dziwna. Jednak… czekałem na to tak długo… i samo poszło.
Gdy byłem jeszcze nastolatkiem tysiąc razy… albo i milion wyobrażałem sobie, jak to jest z kobietą.
Jak to jest czuć jej ciepłe, miękkie ciało na swoim, przytulać ją, głaskać i słuchać jej chichotu za każdym razem, gdy moje palce natrafią na czuły punkt?
Jak to jest czuć jej wilgotne wargi na swoich i – całując je – czuć dziwnie łaskotanie w brzuchu?
Teraz, kiedy jestem już pełnoletni wiem, że to nie wszystko. Choć seks jest ujmująco znakomity, to dużo ważniejsze są uczucia. A ja tą istotę, która teraz ciasno obejmowała mnie mlecznobiałymi udami, pokochałem przecież już od początku.
Jakoś nigdy nie zdarzyło mi się, żebym mijając ją na korytarzu, bądź będąc u niej na tak zwanym pidżama parti rozmarzył się o tym, jakby to było, gdybym zgarnął ją do siebie lub wziął ją w szkolnym kiblu.
No dobra. Zdarzało się to za często.
Właściwie nie było dnia, żebym nie myślał o jej zjawiskowych oczach i rozbrajającym uśmiechu. Nie było nocy… nawet szkolnej przerwy! Sakura Haruno towarzyszyła mi przez praktycznie całe moje życie.
– Ja też – przyznałem. Jej spojrzenie przestało lśnić. Poczułem, jak się spięła. – Ale to nie jest nic złego. – Położyłem dłoń na karku Lo, przyciągając ją do pocałunku. Był delikatny, a Sakura nie opierała się wcale.
Dziewczyna naparła na mnie, kładąc na rozłożonej wcześniej kołdrze. Materiał nie odwrócił jednak mojej uwagi od jej osoby. Pogłębiała muśnięcia warg powoli, lecz już po chwili ta subtelność sięgała zenitu. Odczuliśmy to oboje na swój własny sposób.
Nie wytrzymałem i zacisnąłem palce na jej biodrach. Krągłych, gładkich… ach. Przesunąłem miednicę różowowłosej nad swoje krocze. Przytuliła mnie do swoich piersi. Jej zapach… zupełnie, jakbym znalazł się w samym środku ulewy. W chwili, w której pozwoliła mi schować pomiędzy nimi głowę, pociągnąłem jej biodra w dół i nabiłem ją na swojego penisa.
Usłyszałem, jak nasze serca zamierają na jeden, krótki moment.

* * *

Rankiem obudziły mnie ptaki. Była dokładnie piąta trzydzieści dziewięć. Widząc śpiącą obok Sayę, westchnąłem cicho i podniosłem się na łóżku. Minęło parę minut. Obejrzałem się za siebie na duże okno po prawej. Ukazywało sąsiedni, beżowy blok. Przez chwilę gapiłem się tępo w jedno z wielu jego okien, które akurat było w zasięgu moich oczu.
Nienawidziłem beżu.
Ptaki ucichły. Zastanowiło mnie to nieznacznie, bowiem ich radosny świergot, który zdołał mnie wyrwać z – lekkiego, ale zawsze – snu wcale nie zapowiadał się jako krótki epizod. Prawdę mówiąc, to z tymi ptakami było tak, że naraz się zerwały, by już po chwili ucichnąć. Bez sensu. Jednak wystarczyło się bliżej przyjrzeć ścianie paskudnej barwy, by poznać odpowiedź.
Słoneczko.
Ocieplało swoimi promieniami tą okropną farbę koloru zimnej kawy wymieszanej z rzadkim gównem. Jutrznia nastąpiła o określonej porze i nie od dziś wiadomo było, że towarzyszy jej świergot tych cholernych chlebojadów. Owszem, nie lubiłem ptaków. Darły ryja od rana i srały na mój balkon oraz wszystkie parapety. Tak, czy siak , gdy słońce wzeszło wystarczająco wysoko ptaki umilkły i zerwały się z drzew, po prostu odlatując.
To się chyba kwalifikowało pod tak zwaną „prozę życia”.
Wstałem nieśpiesznie, starając się nie zbudzić zagubionej w marzeniach sennych narzeczonej. Przemknąłem przez pokój w miarę bezszelestnie, chcąc przedostać się do reszty mieszkania – ogólnie opuścić sypialnię z nadzieją, że Saya nie odkryje moich zwłok śpiących na kanapie. Zatrzymałem się przy framudze. Oparłem o nią czoło i kątem oka zerknąłem na Hiyugashi. Moje oczy były zaspane i niewiarygodnie jak na siebie spokojne. A przynajmniej tak mi się wydawało.
Patrzenie, a raczej gapienie się na konkretnie tę kobietę – wbrew durnym, filmowym wzorcom – nie uspokajało mnie ani trochę. Już byłem jak naćpany. Nie sprawiło także, że wszystkie moje troski spierdoliły na Karaiby. Po prostu… musiałem… poczułem, że to jednak nie to. Ja i ona.
Ależ Saya była nielogiczna. Dlaczego uparcie ze mną była, skoro na kilometr jechało ode mnie skurwysyństwem? Dla reszty świata sprawiała wrażenie, jakbym był dla niej kimś ważnym. W stosunku do mnie również starała się, choć ja – zbyt często, żeby to wybaczyć – olewałem ją, pogrążony we własnym świecie.
Zmrużyłem oczy, gdy oślepiło mnie wschodzące słońce. Pokręciłem głową i wyszedłem z sypialni. Mieszkanie było pogrążone w półmroku, jako że wszystkie rolety były opuszczone i dodatkowo zasłonięte firankami i zasłonami. I bardzo dobrze. Słońce nie pasowało tutaj.
W sierpniu miała ruszyć nasza trasa koncertowa. Jednak jak mamy gdziekolwiek zagrać, jeżeli Naruto nie może pokazać się światu na oczy, z racji mediów i fanów, a ja mam rozprawę sądową za jazdę po pijaku? I – doprawdy nie miałem pojęcia – jak to się stało, że cholerne gazety już piszą o moim ostatnim popisie? Ktoś mnie śledzi, tak można by to wytłumaczyć.
W kuchni zaparzyłem sobie herbatę, starając się nie narobić przy tym wielkiego rumoru. Niech Saya śpi i myśli, że wszystko jest w porządku. Oparłem się o blat i zamoczyłem usta w gorącej cieczy. Skrzywiłem się, odstawiając szklankę i zacisnąłem wargi. Mój Boże, czemu to było taki gorące?
Jiraya przyszedł wczoraj wieczorem. Zerknąłem przelotnie na zlew, w którym były trzy kubki i kieliszek. W koszu na śmieci znalazłbym opróżnioną do cna butelkę wódki i całe mnóstwo tamponów od herbaty. Menadżer radził mi, żebym na razie odpuścił sobie wychodzenie gdziekolwiek i zakazał kontaktu z prasą. Jazda po pijaku w Japonii to nie jest coś, czym można się szczycić, gdy cały kraj na ciebie patrzy i oczekuje, że będziesz idealny. Powiedział także, że uzgodnił z chłopakami, że trasa odbędzie się pod koniec sierpnia, tuż po mojej rozprawie i będzie trwać aż do końca września.
Zastukałem palcami w blat.
Jiraya miał obawy, że zechcę odejść. Wtedy do rozmowy włączyła się Hiyugashi, która twierdziła, że byłoby to najlepsze wyjście. Nie rozumiała, jak mógłbym pracować z takim zdrajcą, jak Uzumaki. Przestała mówić do niego po imieniu. Nawet w jej oczach blondas przestał być radosnym i życzliwym chłopakiem, którego tak uwielbiała. Myślę, że zrobiła to tylko po to, żeby mi się przypodobać. Musiała się bardzo cieszyć, gdy zapewniłem ją parę godzin wcześniej, że przez to wszystko nie chcę mieć z Sakurą i Naruto nic wspólnego.
Prawdę mówiąc, poważnie zastanawiałem się nad zerwaniem kariery. Menadżer zapewnił mnie, że nawet gdybym chciał zerwać kontrakt dostałbym od niego dobrą i zaufaną osobę do opieki. Podziękowałem, rzecz jasna po namyśle. To zdecydowanie nie w moim stylu, oglądać się na ludzi, kiedy w grę wchodzą moje marzenia.
Wstrzymałem oddech. W ciszy słuchałem, jak moja narzeczona mówi moje imię zaspanym głosem. Oczyma wyobraźni widziałem, że przeciąga się w błogiej nieświadomości, poprawia żywo–zieloną halkę, jednocześnie przeczesując długie pukle, które podskakują w tę i nazad. Wstaje – usłyszałem  wyraźnie leniwe szukanie kapci pod łóżkiem. A później jej szuranie po korytarzu (także koloru beżu), na którym znajdują się drzwi do sypialni i drzwi do łazienki oraz otwarte wejście do salonu.
Weszła, przecierając lewe okno. Widzieliśmy się doskonale – ja może nieco lepiej – przez otwartą kuchnię. Zmierzyłem ją czujnym spojrzeniem od stóp do głów, chcąc poznać jej stan. Była prawie nieprzytomna. I jeszcze taka nieświadoma.
Słońce niepotrzebnie zaświeciło.

___________

Świat schodzi na psy. Dlatego więc witajcie, oto ja – niepokorna. Gdyby nie fakt, że jeszcze dziś wyjeżdżam i rano zarówno słońce, jak i błękitne niebo nad moim osiedlem spowiły chmury (że już nie wspomnę o 25 stopniach – w końcu!!) to rozdział zapewne zawisłby dopiero w niedzielę, z tygodniowym opóźnieniem.
Nie jestem z niego zadowolona, ponieważ poza fragmentami z Sasuke mam wrażenie, iż jest to wszystko kompletnie bez sensu. Nie wiem, kiedy. Chciałabym do końca sierpnia, tak żeby jeszcze zdążyć przed szkołą, ale nie wiem, czy to możliwe z moim lenistwem.
Jak zwykle dziękuję wszystkim starym i nowym czytelnikom za to, że chcą mnie motywować. Macie rację! Dużo lepiej, jak się pisze dla kogoś, kto na to czeka.
Pozdrawiam ^^

Tytuł: „Niedopowiedzenia” Czarny HIFI ft. Pezet
*; ** – „Monster” Meg Myers
*** – „Wannabe” Spice Girls


Cierpiąca Nanase 

11 komentarzy:

  1. Ach, ach, ach!
    Sasuke nienawidzi Sakury! XD czo tu się stanęło!?
    Liczyłam w tym rozdziale na ich spotkanie. Niekoniecznie jakieś strasznie ciepłe, ale i tak xd
    Ta relacja NarutoxSakura jest słodka, ale... To nie to ;)
    Mam nadzieje, że jeszcze przed trasą koncertową się spotkają, troche sobie wyjaśnią (nikoniecznie do sb wrócą, byłoby zbyt pięknie xd).
    Po raz kolejny mówie, że nie lubię Sayi, wykorzystuje tą sytuacje i chce zagarnąć Sasuke, dla siebie -,-
    No cóż ^^ czekam z niecierpliwością (bardzo, bardzo dużą niecierpliwością!)
    Dużo weny! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam. Dziękuję za miłe słowa, bardzo, bardzo, bardzo! <3 Ja też liczyłam, że sie spotkają, jednak to tylko czcze marzenia. Ja Sayi współczuję, serio.
      Pozdrawiam, Nanase ^^

      Usuń
  2. Natsume melduje się :D.
    Well,well.....porobiło się.
    Sasuke nienawidzi Sakury.Wcale mu się nie dziwię.Szczerze?.Gdybym była na jego miejscu zabiłabym ją.I nie.Teraz nie żartuje.
    Sakura...suka,suka i jeszcze raz fałszywa suka.Nanase powiedz co ona ma w głowie?.W poprzednim rozdziale ''chce do Sasuke!''(to jej słowa),a teraz ''mój ukochany Naruto''.Wiem,wiem to blog SasuSaku,ale obecne wydarzenia......
    Będziesz zdziwiona,ale byłabym zadowolona,gdyby Sasuke wziął już ślub z Sayą.Raz na zawsze uwolni się od tej...nie będę przeklinała.O dziwo,po raz pierwszy kibicuje Sayi i Sasuke.
    Naruto....well.False friend.Jako osoba,która przywiązuje dużą uwagę na słowo ''przyjazń'',powiem tak:Uzumaki to najgorszy materiał na przyjaciela.Jak można okłamywać (starego)najlepszego przyjaciela,którego znało się od dziecka?.Wiem,obiecał nic nie mówić Sasuke o Sakurze,jednakże....nie rozumiem jak mógł okłamywać (dawnego)przyjaciela.
    Intuicja podpowiada mi,iż Sasuke spotka Sakurę za kilka miesięcy.Nie liczę na spokojną rozmowę.Chciałabym,aby Uchiha walnął ją i to porządnie.Nie mówię o pobiciu,lecz wyładowania furii i nienawiści.Mimo tego,że czytałam fragment o ''być albo nie być Sasuke'',nie jestem w stanie pojąc jednego.Odejdzie z zespołu czy nie?.To pytanie zapełnia całe moje myśli.Jeszcze jest coś...
    ......
    ......
    Weny i jeszcze raz weny :D.
    Z niecierpliwością(uwierz mi-ogromną) czekam na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za życzenia, przydadzą się. Nie możesz zapominać, bez względuna swoje odczucia co do jakiejś postaci, żeby starać się jednak patrzeć na wszystko obiektywnie. A co do odejścia z zespołu - poświęciłam temu dwa akapity pod koniec.
      Do zobaczenia, Nanase :)

      Usuń
  3. Klniesz na Sakure za to co zrobiła Sasuke. A zapominasz co on robił jej w 1-szej serii np. Przepraszam za wyrażenie, pieprzył się z Sayą wiedząc, że Sakura jest za ścianą i wszystko słyszy, albo zaczął się na nowo interesować Sayą jak tylko się pojawiła, chociaż obiecał Naruto, że tak nie będzie, a było to wtedy kiedy wszyscy się dowiedzieli, że są razem. Według mnie też nie zachowywał się fair względem Sakury.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawość mnie pożera jeśli to jest SasuSaku to jak ty to zrobisz że się pokochają na razie idzie na odwrót. Nwm nie mam pojęcia jak ty to zrobisz.. xD Kibicuje Sakurze mimo że zachowuje się jak Suka ,dziewczyna się zagubiła.. No i ten.. Ja czekam zawsze na twoje rozdziały z błyszczącymi oczkami weny życzę DUUUUUŻO .. i no to chyba na tyle *-* To chyba mój najdłuższy komentarz w jakim kolwiek blogu czuj się wyróżniona XD Num i czekam xd na dwunastkę co ty tam wymyślisz. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Ja nie wiem jak ja to zrobię, no dobra, wiem xd Będzie ciężko, ale nie takie rzeczy się robiło ;) Czuję się troszkę wyróżniona.
      Pozdrawiam, Nanase

      Usuń
  5. RAAAAANYY! Dziewczyno, utkwiłam na jakieś dwie godziny na Twoim blogu wczoraj, przed samiuteńkim snem! Starałam się przejrzeć wszystko, choćby rzucić okiem, żeby jakoś to ogarnąć iii stwierdzam, że to genialne! Genialny jest sposób w jaki piszesz, bo tak strasznie lekko się to czyta, a to taka podstawa (jeśli chodzi o mnie) i klucz do wszystkiego. No i ta fabuła, raju, mam chyba wszystko czego chciałam! Sasuke, który oczywiście musi być okrutnym badassem, ale oczywiście posiada swoją owieczkową, uroczą naturę. Mam też NaruSaku, bo mimo, że ten drugi paring uwielbiam ponad wszystko, to czasem odnoszę wrażenie, że Naruto zasługuje na więcej miłości niż jej dostaje :-( No, oczywiście w głębi duszy liczę, że jakoś Sakurcia i Sasuke poskładają się znowu, ale to już nie w moich rękach moc! Po prostu pisz dużo dziewczyno, a ja będę powolutku nadrabiała dokładniej poprzednie rozdziały. Ale nie rób takich dużych przerw, widzisz, że nie ja jedna tego pragnę :-D
    Jako żeś doświadczona tu od lat, zostawię jeszcze link do siebie. Wrzuciłam dopiero drugi rozdział, ale dotarłam do momentu, na który czekałam, więc pewnie jeszcze dzisiaj go zacznę. Tak czy siak, podrzucam, bo może się spodoba, może nie - ale próbuję.
    http://jaeidori.blogspot.com/
    PS. PISZPISZPISZ, ja czekam.
    PS.2 Jak chcesz to mogę Ci to pisać codziennie!
    no i miłego! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejoszki! Popłakałam się na ten opis wrednego charakteru Sasuke i cieszęsię, że tak dużo rzeczy ci się tu podoba :) Staram się jak mogę, żeby wyszło to dobrze i żeby było w miarę logicznie, choć muszę przyznać, że sama się czasami gubię ;) Tyle tego tutaj xd
      Dziękuję za link, bowiem zerknę bardzo chętnie. A do komentowania - dziękuję, ale wystarczy mi po prostu pod każdym rozdziałem :)
      Pozdrawiam i życzę cierpliwości, Nanase.

      Usuń
    2. HAHA, dobrze, że to łzy radości! No, wierzę, że się gubisz, bo naprawdę, jest tutaj tego mnóstwo, nie mówiąc o tym, że podzieliłaś to na serie i w ogóle. Piszesz to chyba zresztą dwa lata, jak dobrze pamiętam, no nie?
      No, a mi chodziło o motywację do pisania, no! Czekam ciągle, widzisz, że nawet wbijam co jakiś czas na ulubione blogi, żeby zerknąć czy na pewno nic nie przeoczyłam. Ogólnie teraz mam wenę na własne pisanie, ale zapewne będę komentować jeszcze starsze rozdziały, które chwycą moje serce, kiedy tylko wrócę do dokładniejszej ich lektury.
      Pozdrawiam również i ścikaaam!

      Usuń
  6. Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń