13 lipca
Sypialnia
Itachi’ego
Najpierw było
ciepło. Wszechogarniająca rozkosz rozchodząca się po moim skostniałym ciele
dawała mi spokój i opanowanie, których ostatnimi czasy bardzo potrzebowałam.
Wkrótce moje uszy
również zaczęły odczuwać, a raczej rejestrować dźwięki. Przekładanie
ceramicznych talerzy w kuchni, szelest plastiku i cichy oddech niedaleko,
dochodzący z mojego ciała. Lecz ja oddychałam innym rytmem, więc?
Na końcu otworzyłam
oczy. Najpierw lekko je zmrużyłam – nie rozumiałam, dlaczego świat nagle stał
się czerwono zielony. Przestraszyłam się nieco, zaciskając palce na
krochmalonym prześcieradle. Na szczęście kolory już po chwili zmieniły się na
te właściwe. Odetchnęłam z ulgą.
Gdzie ja w ogóle
byłam?
Rozejrzałam się
uważnie wokół, starając się nie poruszać głową na wszelki wypadek. Pokój był
niebieski, intensywnie niebieski. Ściany niebieskie, sufit niebieski, pościel,
w której leżałam, też była niebieska. Mebli nie było za wiele, poza ogromnym
łóżkiem i niską komodą w jego nogach, nie było nic. Szafka tuż przy mojej
głowie była szara, taka jak beton i jako jedyna nie była w żadnym calu
niebieska.
Czy ja leżałam w
nogach łóżka, czy mi się tylko zdawało?
Nie, naprawdę
zasnęłam na odwrót. Jednak… nadal nie miałam pojęcia, gdzie byłam. Pomieszczenia
nie kojarzyłam z niczym, może jedynie łagodny skos na ścianie naprzeciwko łóżka
podpowiadał mi, że mogłoby to być mieszkanie Itachi’ego. Z dołu doszły mnie
jakieś szmery i – uwaga – wkurzony głos Konan. Tak, niezaprzeczalnie byłam u
Uchihów.
Nagle przypomniałam
sobie o moim oddechu, nie będącym moim oddechem w rzeczywistości. Tak, nadal go
słyszałam i czułam w okolicy mostka. Dyskretnie spojrzałam w tamtą stronę.
– Och… – wyrwało mi
się. Blond czupryna poruszyła się niebezpiecznie, a jej właściciel zamarł. Ja
również. Czyli oddech nie był mój. To dobra wiadomość.
Nie trudno było się
domyślić, co się stało wczoraj. Ani trochę.
Mężczyzna na
szczęście się nie obudził. Zasnął z głową na moich piersiach. Musiało mu być
wygodnie… i ciepło. Westchnęłam lekko, niezauważalnie.
Co ja najlepszego
zrobiłam? Co my zrobiliśmy?
Zamknęłam oczy.
* * *
Po wczorajszej
burzy, a właściwie ich nagromadzeniu nad Tokio – bowiem burz było kilka, w
różnych odstępach czasowych – nie było już prawie śladu. Jedynie kałuże na
chodniku przed moim blokiem przypominały mi o tym, że wczoraj do domu wracałem
w towarzystwie urwanej chmury. Dzisiaj pogoda dopisywała, chociaż nigdy nic nie
wiadomo. Słońce miękko przebijało się pomiędzy chmurami, dając ludziom nieco
odpoczynku od upałów. W końcu.
– Sasuke! –
wrzasnęła Saya z salonu. Przewróciłem oczami. – Chodź tutaj! Ile można jarać?!
Krzykom Hiyugashi
zawtórowały piski dzieciaków mojego brata. Zamknąłem oczy z nadzieją na
odcięcie się od tej bandy krzykaczy. Chciałem być sam. Kompletnie sam! Zaciągnąłem
się.
Pies by to jebał. Co
ja tu, kurwa, jeszcze robię? Stąd trzeba spieprzać, jak najdalej. W tym
cholernym przeludnionym mieście nie ma dla mnie miejsca. Spojrzałem przed
siebie. Ponad koronami drzew lśnił dach szpitala. Gdybym przestał się opierać o
barierkę balkonu, to zobaczyłbym jej okno.
Okno tej… nawet suki
są mniej kłamliwe.
Zgniotłem papierosa
w dłoni. Poparzona skóra zapiekła, jednak nie przejąłem się tym wcale. Co to
było w porównaniu z tym, co działo się w mojej głowie?
– Co to ma do
cholery być? – warknąłem sam do siebie.
Co oni sobie
myśleli? Że się nie dowiem? Że jestem głupi? A mówią, że świat jest mały.
Kretyni. Boże, przez tyle czasu… ona była pod moim nosem. Ba – parę tygodni
temu minąłem się z nią na korytarzu w szpitalu! Poczułem się, jak śmieć.
Dokładnie tak mnie potraktowali. Jak nic niewarte gówno, które można bezczelnie
zwodzić dla własnego widzi mi się.
Wkroczyłem
na oddział psychiatryczny w duchu obiecując sobie, że to nie potrwa długo.
Przecież Naruto by cię nie okłamał, myślałem. Pośpiesznym krokiem podszedłem do
kantorku, do którego przed paroma tygodniami podchodził Uzumaki. Za ladą
siedziała kobieta o całkiem sympatycznej twarzy. Z nosem zanurzonym w książce
przypominała mi nawet moją mamę. Odchrząknąłem, chcąc zwrócić na siebie jej
uwagę. Pielęgniarka podniosła czarne jak
węgiel oczy i uniosła wysoko brwi.
–
Słucham?
–
Dobry wieczór – zacząłem, lecz ta prychnęła.
–
Jest po dwudziestej trzeciej, proszę pana. – Znacząco spojrzała na zegar
wiszący na ścianie za mną. Gdyby była młodsza, mógłbym się z nią nawet dogadać.
To wszystko przez ten sarkastyczny ton. Stworzona dla mnie zołza.
–
Zdaję sobie z tego sprawę, jednak mam do załatwienia z panią pewną sprawę –
odparłem jak najbardziej łagodnie i uprzejmie.
–
Niech będzie, słucham. – Przewróciła oczami, podciągając się na krześle. Naprawdę
wyglądała jak moja mama.
–
Potrzebuję się dowiedzieć, czy ktoś w ciągu ostatnich dni został wypisany z
oddziału do domu… na przepustkę, czy coś w tym stylu?
–
Co proszę? – Jej okulary obsunęły się na jej nosie, przez co kojarzyła mi się z
najgroźniejszym wcieleniem mojej babci. Co ja miałem z tą rodziną? Oj, chyba
czas odwiedzić rodziców.
–
To co pani słyszała – mruknąłem, patrząc na nią uważnie. Zagarnęła kosmyk hebanowych
włosów za ucho.
–
Nie mogę udzielać panu takich informacji – odparła stanowczym głosem. –
Przepisy, regulamin. Szuka pan kogoś konkretnego?
Przez
chwilę milczałem. Kim była dla mnie Sakura?
–
Przyjaciółki – powiedziałem sucho. – Zniknęła bez śladu parę lat temu, rozumie
pani.
Na
jej twarzy wykwitło coś na kształt współczucia. Nie zmieniało to faktu, że jej
kpiące spojrzenie nadal było na swoim miejscu.
–
Wciąż nie mogę panu pomóc, przepraszam. Nie jest pan jej rodziną, poza tym, nie
wiem, kogo miałabym szukać.
–
Czyli ktoś się wypisywał? – zbystrzałem.
–
Jak co dzień – szepnęła znużonym głosem. Westchnąłem. Dasz radę powiedzieć to
na głos chłopie.
–
Haruno Sakura.
Pielęgniarka
mnie zaskoczyła. Jej oczy rozszerzyły się, a wargi wygięły w kpiącym uśmiechu.
Nachyliła się do mnie i spojrzała uważnie w oczy. Pozostałem opanowany, chociaż
było mi ciężko; moje wnętrze przypominało Czarnobyl tuż po eksplozji w
elektrowni.
–
Dzisiaj – powiedziała cicho.
Wiatr zawiał mocnej,
targając moimi przydługimi włosami.
Może byłem w ukrytej
kamerze? Albo to taki żart, zrządzenie losu, kiepski prezent na dwudzieste
drugie urodziny. Historia Sakury Haruno wydawała mi się zbyt nieprawdopodobna,
żeby być realną.
Wywaliłem peta i z
niechęcią spojrzałem jeszcze raz w stronę szpitala. Wydawał się tak niewinnym
budynkiem, skrywając przede mną ich tajemnicę. Odwróciłem się z zamiarem
opuszczenia balkonu, co też nieśpiesznie uczyniłem. Wcale nie uśmiechało mi się
patrzeć Sayi w twarz, po tym, czego się dowiedziałem.
– No nareszcie –
burknęła, gdy tylko postawiłem stopę za progiem salonu. – Zamknij balkon, żeby
Minto nie wyszedł – dodała, w szybkim tempie zbierając małe plastikowe zwierzątka
z dywanu. Rzuciłem okiem na pokój.
– Gdzie są dzieci?
– W łazience –
rzuciła. – Mają czekać na mnie, żebym pomogła im umyć zęby.
– O trzynastej?
– Tak. Jeżeli chcesz
przyspieszyć ten proces, to idź, i sam to zrób – fuknęła obrażona. Spojrzałem
na nią z politowaniem. Jej problemy, a moje.
– Niech będzie –
westchnąłem, kierując się do łazienki.
Tak jak Saya
wspomniała, dzieci tam były. Nie sądziłem jednak, że gdy otworzę drzwi zostanę
oblany wodą wprost ze swojego własnego kubka na szczoteczki. Moja brew zadrgała
niebezpiecznie, słysząc głośny śmiech tych małych potworów. Choć w normalnych
warunkach wściekłbym się, to w tej sytuacji cała moja złość uleciała daleko.
Te dzieciaki, pomimo
bycia wynikiem nieodpowiedzialności mojego brata i mimo tego, jak bardzo dzieci
nienawidziłem były tak urocze w swojej niesforności, że nie dało się ich nie
polubić. Westchnąłem głośno i wyrwałem Ichigo kubek, co ta skomentowała
szyderczym chichotem.
– Jesteś zły? –
zapytała złośliwie. Nie dość, że wyglądała jak mój brat, to jeszcze traktowała
mnie identycznie. Boże, cóż za szatańskie nasienie!
– Tak – mruknąłem,
biorąc ją pod pachy i sadzając na pralce obok umywalki.
– Masz szczęście, że
wujek nie ma koszulki, bo dopiero byś dostała – upomniał ją Minto, robiąc
groźną minę. No wykapana mamusia – zołza w męskim ciele… jak na czterolatka,
oczywiście.
– Sam być dostał –
odgryzła mu się, zaplatając rączki na chudawej klatce piersiowej. Wywróciłem
oczami bardzo ostentacyjnie i usadziłem brata obok niej. Narzuciłem na
ochlapany tors przylegającą czarną koszulkę. W duchu modliłem się tylko o to,
żeby się nie pobiły, gdy ja będę odwrócony do nich plecami.
– Uważaj, bo powiem
mamie – zagroził jej.
– To sobie mów,
tatuś i tak stanie po mojej stronie!
– A wcale, że nie!
– Właśnie, że tak!
Podczas gdy Ichigo
swoją uroczą niewyparzoną buzią doprowadzała braciszka do płaczu i doprawdy
diabelskiego ataku histerii, ja pogrążony byłem w swoich własnych
rozmyślaniach.
Dlaczego Naruto mi
nic nie powiedział? Czyżby Lo mu zakazała? A może to on nie chciał i postąpił
wbrew jej woli? I dlaczego pasta do zębów jest przeważnie niebieska?
– Prawda wujku? –
zapytała Ichigo, majtając nogami w przód i w tył.
– Co – fuknąłem,
podając im szczoteczki. O ile dziewczynka przyjęła ją z wyraźnym triumfem w
oczkach to Minto – cały trzęsący się, zapłakany i usmarkany – był w trakcie
życiowej agonii. – Co mu?
– No… – wystękał.
Wrażliwy chłopak. Odłożyłem na umywalkę jego szczoteczkę i pierwszym z brzegu
ręcznikiem, czyli Sayi (ups) zacząłem wycierać jego czerwoną buzię. – Bo Ichi…
ona mówi, że tatuś kocha tylko ją, a to przecież nieprawda! Mamusia mówiła, że
tata kocha nas oboje, a ona kłamie! – wykrzyczał w stronę siostry. Rzuciłem im
pobłażliwe spojrzenie. Naprawdę, czemu dzisiaj wszyscy mają jakieś drobne
problemy, a ja jeden zastanawiam się, czy lepiej zamordować Naruto, czy może raczej
samego siebie? A może by odnaleźć Sakurę i to ją pozbawić tchu? Ta opcja
wiązałaby się z samobójstwem, więc może lepiej dwa razy to przemyśleć?
– Błagam cię –
zwróciłem się do młodej Uchihy. Popatrzyła na mnie z rozbawieniem. Wstrzymałem
oddech. Bezczelna! – Zostaw go.
– Nie moja wina, że
reaguje – parsknęła.
– Nie jego wina, że
jest wrażliwszy i delikatniejszy niż ty – pocisnąłem jej, mierzwiąc Minto
włosy. – Nie przejmuj się młody. Gdy będziecie starsi, twój ojciec będzie tylko
dla ciebie, bo tej zołzy nie będzie mógł już zrozumieć.
Chłopczyk popatrzył
na mnie z nadzieją, pociągając nosem. Ichigo udawała, że jej to nie dotyczy i
jak gdyby nigdy nic szczotkowała zęby. Poczekałem aż skończą i pomogłem im się
do końca ogarnąć.
Z łazienki wyszliśmy
po dwudziestu minutach. W tym czasie Saya zdążyła doprowadzić mieszkanie do
jego pierwotnego stanu. Wkraczając z dzieciakami do salonu zauważyłem ją, pakującą
zabawki do podróżnej torby.
– Już prawie gotowe,
możesz znieść tamte torby do samochodu – zarządziła, prostując na chwilę plecy.
– Ja mogę ich ubrać.
– To tylko buty –
rzuciłem cicho, zaganiając natrętną dwójkę do przedpokoju. W mgnieniu oka
ubrałem ich do wyjścia. Gdy Hiyugashi już się z nimi pożegnała, bardzo
uczuciowo z resztą, otworzyłem drzwi i pozwoliłem im pobiec do windy. Wziąłem
torby w obydwie ręce i odwróciłem się do dziewczyny.
– Powiesz mi co się
stało? – zapytała, zaplatając ręce pod biustem. Nie trudno było się pewnie
domyśleć, że mentalnie jestem wściekły i właściwie mogłem się spodziewać
takiego pytania z jej strony. Pomimo tego z odpowiedzią zwlekałem dosyć długo. Chciałem
się z nią dzielić tą piękną nowiną?
– Nie – fuknąłem,
zamykając za sobą drzwi.
* * *
Minęło dwanaście
minut i trzy… cztery sekundy. Czas szybko leciał, a ja nadal nie mogłam
pozbierać myśli. Co ja czułam do tego niewinnego i radosnego chłopaka? Co on
czuł do mnie?
Nieprawdopodobnym
mogło przecież być, żeby Naruto przez te wszystkie lata trwał u mojego boku i
znosił moje humory oraz rozterki, ponieważ był zakochany. Nielogicznie i…
Wtedy poczułam
dziwne ciepło na duszy.
A co, jeżeli to była
prawda? On przez cały czas mógł mnie… kochać? Nawet, gdy ja byłam z Sasuke.
I co z Sasuke? Czy
już naprawdę nic do niego nie czułam, skoro oddałam się Uzumaki’emu? A może
całą akcję powinnam zwalić na narkotyki i to, że ostatnim razem seks uprawiałam
w liceum? Czy pomyliłam miłość z przyjaźnią?
– O – wyrwało mi
się, gdy Naruto westchnął przeciągle. Buchnął masą ciepłego tlenku węgla wprost
na mój mostek, a w miejscu tym natychmiast pojawiła się gęsia skórka.
Niezrozumiała reakcja… podobna do mojego życia.
Uśmiechnęłam się
lekko.
Wplątałam sine palce
w bujną chłopięcą czuprynę przyjaciela. Włosy Naruto były sztywne i suche w
dotyku. Wzięłam głęboki wdech, bawiąc się nimi delikatnie. Chcąc nie chcąc – i
tak go obudziłam. Zmarszczyłam brwi. Co robić?
Najpierw nie ogarnął
sytuacji. Otworzył leniwie zaspane oczy i wpatrywał się przygaszonym wzrokiem w
dal. Wstrzymałam oddech. Może mnie nie zauważy, jak się nie będę ruszać?
Zaśmiałam się w duchu. Moje palce także zastygły, czekając na jego reakcję.
Była ona, doprawdy,
komiczna.
Podniósł głowę, jak
gdyby rzeczywiście był zagubiony. Może on też coś wczoraj wziął? Nie
pamiętałam, z resztą, nie tylko tego. Kiedy on przyszedł? Następnie, oparł
brodę o część moich lewych żeber. Spojrzał mi w oczy i… uśmiechnął się
radośnie.
W jego oczach
przebiegłe niebieskawe chochliki tańczyły swój radosny indiański taniec. Było
coś z magii w tych jego oczętach.
– Dzień dobry
Sakurcia – wymruczał, a moje palce same zareagowały, ciągnąc go drażliwie za
włosy. Z uwagą przypatrywałam się jego opalonej skórze. Poczułam jego palce na
swoim policzku.
– Hej.
– Pewnie nie wiesz
co się stało, prawda? – zapytał. W pokoju na dłuższą chwilę zapanowała cisza.
– No.
– Wiesz… – zaczął.
– Ale nie muszę –
wtrąciłam. Gdyby zaczął mi to tłumaczyć… poczułam zażenowanie. – Chyba się
domyślam. Właściwie, to ciężko nie.
– Jak zawsze
romantyczna – wymamrotał pod nosem, wtulając się w moją klatkę piersiową.
– Przede wszystkim
rozważna – sprostowałam, spinając się. Co się zmieniło?
Wtedy w dołu dobiegł
nas huk tłuczonych talerzy.
– Kurwa!
– To Konan –
szepnęłam.
– Która godzina?
– A bo ja wiem?
I znowu cisza. Czemu
to wszystko musi być takie trudne? Czemu życie nie może mi raz na zawsze
określić, w którą stronę mam iść, kogo wybrać, z kim żyć, jak postępować, żeby
nie wyjść na zołzę? Szlag by to.
Chciałam towarzystwa
Naruto. Nie wyobrażałam sobie bez niego życia od chwili, w której się
poznaliśmy. Zawsze traktowałam go jak brata, jak gdyby jednego było mi mało.
Nigdy nie sądziłam, że mogę być dla niego tym kimś… specjalnym. Zawsze
narzekałam na to, że był ślepy na uczucia Hinaty, podczas gdy ja wcale nie
byłam lepsza!
Sasuke.
Gdy w myślach
pojawiało się jego imię… ostre, niebezpieczne i zakazane w moim wnętrzu rodziło
się napięcie. Nie było to jednak odczucie negatywne – podniecało mnie. Ale czy
możliwe, że nawet po pięciu latach czuć mogłam do Uchihy jedynie pociąg
fizyczny? Raczej nie. Więc co to było? Motyle? Ja tam się zawsze wystrzegałam
tych robaków, nawet do sprawy z Sasuke podchodząc, jak najbardziej racjonalnie
i nie dając się zwieść żadnym tam durnym amorom. To, że platonicznie chciałam
się zabić, to inna kwestia, rozdział, bajka – wszystko. Nie ważne.
Żyje się chwilą,
prawda? A jak nie chwilą, bo ktoś, tak jak ja jest rozsądny i boi się zmian, to
przynajmniej teraźniejszością, nie rozdrapując strupów w miejscu serca. Bestie
nie mają serca.
– Sakura, ja cię
kocham – Naruto wyszeptał ni z tego, ni z owego. Wyrwał mnie tym z zamyślenia,
dlatego potrzebowałam dłuższej chwili, żeby zrozumieć sens jego słów.
– Zdajesz sobie
sprawę, że te słowa mają bardzo dużo kilogramów zobowiązania? – spytałam, nie
wykonując w jego stronę absolutnie żadnych ruchów. Chcę wiedzieć, że nie robi
sobie ze mnie po prostu jaj.
– Chcę być
zobowiązany dla ciebie – wyznał. Wstrzymałam oddech.
Naprawdę się
zakochał. Tak prawdziwie i nieodwracalnie. W takim potworze, jak ja.
Położyłam zimną dłoń
na jego głowie i przycisnęłam mocniej do siebie. Nie opierał się. A ja chciałam
być. Dla kogoś. I żeby w końcu ktoś był dla mnie. Chłopak… właściwie, to już
mężczyzna.
Dla mnie i ze mną.
Zawsze.
– Jest czternasta –
wypalił przerażony. I ja otworzyłam szerzej oczy.
– Skąd ty…
– Tu jest zegarek – wskazał
palcem na szafkę obok łóżka. Rzeczywiście, było po drugiej.
– Byłam umówiona na
dwunastą – szepnęłam. Naruto uniósł się lekko w górę, marszcząc brwi.
Przyglądał mi się z niezrozumiałą miną. – W wytwórni. Nagrali podobno melodię,
ale mają problem, bo nie mają zielonego pojęcia o tym, jak brzmi mój głos –
wyjaśniłam, uśmiechając się pobłażliwie. – Ja za to nie wiem, jak mam się
przygotować, nie znając ich możliwości. Musimy się więc wszyscy spotkać.
– Hm, to czeka cię
ciężki dzień – powiedział, przekręcając się na plecy. – Tak na kacu… znam to
uczucie. Jest okropne – skrzywił się.
– Nie mam kaca –
sprostowałam. – Tylko dragi.
Odrzuciłam kołdrę na
bok i spaliłam buraka większego niż mogłam sobie w swoim wykonaniu kiedykolwiek
wyobrazić. Nagusia, kompletnie nagusia. Stęknęłam głośno, co zwróciło uwagę
blondyna. Zaśmiał się głośno, całując mnie w policzek. Uniosłam prawą brew do
góry.
– Z czego się ryjesz
debilu? – warknęłam tak nieprzyjaźnie, jak tylko potrafiłam. Oczywiście,
Uzumaki nie zraził się tym wcale, a jedynie głośniej zarechotał.
– Nie wstydź się –
szepnął mi do ucha, a ja odwróciłam twarz w drugą stronę. Z resztą całe swoje
ciało odwróciłam, byleby tylko się od niego odciąć. To nie było zabawne.
– To się nie powinno
było zdarzyć.
Wstałam i
rozejrzałam się po podłodze. Znalazłam majki i swoją koszulkę. Powinno
wystarczyć. Ubrałam się szybko. Już chciałam wychodzić, gdy tuż przy drzwiach
coś mnie zatrzymało. To była dłoń Naruto na moim ramieniu. Westchnęłam,
zamykając oczy.
– Sakura – zaczął,
opierając czoło o moje włosy. Umilkł. Co to miało znaczyć? Czyżby ten kretyn
pierwszy raz w życiu zapomniał języka w gębie?
– Ja nie chcę, żebyś
sobie robił nadzieję – postanowiłam przejąć pałeczkę. – Przez niemal
osiemnaście lat byliśmy dla siebie jak rodzeństwo, zrozum, że ja nie wiem, czy
jesteś moim bratem – odwróciłam się do niego, patrząc mu uważnie w oczy – czy
kimś innym.
Uzumaki pokiwał
głową. Zauważyłam, że stał nagi. Postanowiłam udać, że wcale mnie to nie
krępowało i chyba ostatkami silnej woli powstrzymałam szkarłatne plamy na
policzkach przed rozprzestrzenieniem się jeszcze bardziej.
– Poczekam –
wykrztusił, przypierając mnie do drzwi. Poczułam się zagrożona. Było to jednak
uczucie zupełnie inne niż to, które towarzyszyło mi przy Sasuke, chociaż
sytuacja i układ naszych ciał były aż nadto podobne. Z jednej strony przerażona
a z drugiej dziwnie podekscytowana. Czekaj, nie zapędzaj się, to się nie
powinno dziać! – Ja już postanowiłem, Sakura. Już dawno – szeptał mi do ucha. –
Odkąd tylko cię zobaczyłem w tym parku… ja wiedziałem, że to ty.
Jego słowa wprawiły
mnie we wzruszenie. Przemawiała przez niego taka cholerna szczerość… czułam
jego uczucia, czułam, jak przechodzą na mnie. Całe to oddanie, niestabilność i
miłość.
Uniosłam dłoń i przyciągnęłam
jego twarz do swojej, całując go najdelikatniej i najbardziej wdzięcznie, jak
tylko potrafiłam. Zapomniałam o całym złu mojego życia, jak i tego świata.
Rzeczywistości okrutnej oraz bolesnej, eliminującej wrażliwych i słabych –
likwidującej dusze. Po prostu chciałam wynagrodzić mu ten czas, to jego psie
czekanie. Lojalność, poświęcenie i oddanie – cechy, których mi zawsze brakowało
a Uzumaki miał ich aż w nadmiarze.
Czas.
Naruto przywarł do
mnie jeszcze bardziej, a pod wpływem jego nacisku zadrżały drzwi, do których
byłam – mimo woli – szczelnie przyległa. Usłyszałam, jak nabiera tlenu w płuca
i następnie całego siebie wkłada w tą pieszczotę gorących spragnionych warg,
nie potrafiących wzajemnie siebie zaspokoić. Całował mnie zachłannie i mocno, lecz
nie zapomniał o delikatności. Nie było w nim nic z pożądania w najgorszej
swojej odsłonie – dzikiej i nieokiełznanej.
Nie zmieniło te
faktu, że przez moment pomyślałam, że znowu skończy się na seksie. Blondyn miał
jednak inne plany, bowiem oderwał się ode mnie powoli, zostawiając na moich
spierzchniętych ustach swój zaskakujący piżmowy smak. Oparł swoje czoło o moje
i zamknął oczy. Dotknęłam jego policzka, wpatrując się w znajome oblicze.
Zdecydowanie
straciłam kontrolę.
– Chodź, jesteś już
spóźniona – powiedział, zaszczycając mnie radosnym niebieskim spojrzeniem.
Uśmiechnęłam się nieśmiało. Uzumaki odsunął się, odwrócił i zaczął się ubierać.
Gdy prezentował już w miarę przyzwoicie – o ile wygniecione ciuchy mogą tak
wyglądać – znowu się do mnie odwrócił,
całując czule w czoło. Z mojego ciała wydobył się cichy chichot. Nacisnęłam
klamkę i opuściliśmy pokój Uchihów. W końcu.
Chwała Bogu, że
zarówno korytarz na piętrze, jak i na dole były dosyć ciemne. Zeszliśmy w ciszy
po schodach, przeszliśmy przez korytarz do salonu i stanęliśmy jak wryci.
Itachi leżał nagusi
obok Deidary, który również był… bezwstydnie roznegliżowany. Nie, zdecydowanie
nie chciałam patrzeć na tą scenę. Pociągnęłam Naruto za rękę i niezauważenie
przebiegliśmy do kuchni. Całe szczęście, że nie miałam kaca – wrzaski gospodyni
tego burdelu zdecydowanie doprowadziłyby mnie do agonii.
– Ale jak to już
jedziecie?!
Kobieta stała tyłem
do nas. Ubrana była we flanelową niebieską koszulę, z pewnością należącą do
Itachi’ego. Włosy upięła w wysoką fioletową kitę zbyt mikroskopijnych
rozmiarów, by o nich wspominać. W jednej dłoni trzymała szluga, w drugiej
telefon. I dyskutowała, jak gdyby nigdy nic. Jak gdyby ten syf w całym
mieszkaniu wcale jej nie przeszkadzał.
– Sasuke – drgnęłam
słysząc to imię – tu jest syf! Posrało cię?! – Czyli Konan jednak widziała, co
tu się działo. To dobrze. – No gdzie z dzieciakami?! Boże… dobra. Trudno.
Rozłączyła się.
Odchyliła głowę do tyłu, odwracając się do nas przodem.
– Och, to ty… –
mruknęła, patrząc na mnie nieprzytomnym fioletem. – Naruto? – Zdziwiona,
zmarszczyła brwi. – Od kiedy tu jesteś?
– Od wczoraj –
przyznał, nieco zakłopotany.
– Po… – zaczęła,
urywając – bzykaliście się?
Opuściłam głowę.
Nigdy więcej nie wezmę tego gówna. Nigdy!
– Tak – odparł odważnie
Naruto, przyciągając mnie ramieniem. Rzuciłam mu wilcze spojrzenie.
– W końcu –
prychnęła, zaciągając się. Błagam, niech ktoś mi powie, że się przesłyszałam. –
Obudźcie tych debili z salonu i postarajcie się tam ogarnąć. Zaraz będą dzieci
– dorzuciła, gasząc papierosa w popielniczce.
– Ok – warknęłam,
opuszczając kuchnię.
I zawróciłam się. O
nie.
– Konan… muszę? –
jęknęłam, stając w progu. Fioletowowłosa spojrzała na mnie uważnie. – To twój
facet, nie chcę oglądać jego gołej dupy!
– Proszę cię, Lo,
nie rób dramy – wymruczała pod nosem. W jej oczach błyszczały promyki pogardy.
– Weź to piwsko, co tam stoi przy kanapie i wylej na nich. A na jego dupę nikt
ci się nie każe patrzeć. – Mierzyłyśmy się przez chwilę spojrzeniami. – Naruto, posprzątaj w dużym. Butelki możesz
wrzucić do worka. Są tutaj. – Zastukała niebieskim tipsem w szufladę za sobą.
Uznałam, że nic już
nie wskóram. Westchnęłam przeciągle, wywracając oczami. Podczas, gdy Uzumaki
walczył z tym, by oderwać kawałek plastiku od większego kawałka plastiku ja
zawróciłam do salonu. Z niechęcią spojrzałam na śpiących w najlepsze mężczyzn.
Moją uwagę przykuła
otwarta puszka piwa na podłodze przy meblu. Podeszłam do kanapy i wzięłam piwo
do ręki. Z racji tego, że puszka była dosyć ciężka uznałam, że ubyło tylko
trochę z jej zawartości. Bez większych ekscesów upiłam łyka i… skrzywiłam się.
Ciepłe piwo, smakujące jak siki – ohydztwo pierwsza klasa. Beznamiętnie wylałam
na chłopaków około połowy tego gówna.
– Kurwa! – Dei
poderwał się gwałtownie.
– Nie kurw mi tu,
chłopie, tylko zbieraj dupsko i do domu – fuknęłam, podpierając prawą rękę o
biodro.
– Lo! – Deidara
spojrzał na mnie z bólem. Miny Itachi’ego nawet nie chciałam komentować. No
dobra – idealny materiał na psychopatę. Postanowiłam najpierw zająć się
blondyneczką, dopiero później pomóc przyjacielowi.
– No co? – zapytałam
sucho. Schyliłam się i rzuciłam mu byle jakie gacie.
– To nie moje… moje
są tamte – wskazał na czerwone bokserki w lody – podaj.
Rzuciłam mu
sarkastyczne spojrzenie.
– Sam sobie je
podnieś.
– Możesz mi nie
pyskować, mała? – Słysząc, jak mnie nazwał bez najmniejszych skrupułów wylałam
na niego resztę piwa.
– Nie. – Wywaliłam
puszkę za siebie. Metal głośno przeżył spotkanie z panelami. – Wypierdalaj.
Deidara spojrzał na
mnie mieszanką kpiny i niedowierzania. Podniósł się jednak, rzucając bokserki
panu domu. Podreptał do czerwonych gaci i ostentacyjnie się na mnie wypinając
założył je niespiesznie. Udałam, że mnie to nie rusza. Niebieskooki kręcił się
chwilę po pokoju, kolekcjonując garderobę. Wkrótce usłyszeliśmy trzaśnięcie
wejściowych drzwi. Odważyłam się spojrzeć na Itachi’ego.
Już nie patrzył na
mnie. Skrył twarz w dłoniach, a jego włosy opadły mu na ramiona, zasłaniając je
niemal całkowicie. Złagodniałam. Usiadłam obok Uchihy na kanapie, kładąc mu
głowę na ramieniu. Śmierdzącym piwskiem ramieniu. Dzisiaj nie tylko ja mam
słaby poranek i skłonność do opieprzania siebie za marnowanie życia na dragi.
Do pokoju wszedł
Naruto. Zwróciłam na niego swoje oczy, brunet nadal trwał w zawieszeniu.
Blondyn zmarszczył brwi, patrząc na mnie pytająco. Uśmiechnęłam się
uspokajająco, zagarniając opadające mi na twarz włosy. Chłopak nie odezwał się
słowem. Zamiast tego, wziął się za zbieranie śmieci zagradzających podłogę.
– Itachi – szepnęłam,
prostując się powoli. – Idź się wykąpać.
Nie zareagował.
– Zaraz będą dzieci
– dodałam. Mężczyzna drgnął lekko i podniósł na mnie zmęczone oczy. – Idź, my
tu ogarniemy.
Wydawało mi się, że
Uchiha nieco się ożywił. Pokiwał w odpowiedzi głową. Pomogłam mu wstać i
odprowadziłam go wzrokiem do progu.
– Pomożesz mu? –
zapytałam Konan, gdy kątem oka zauważyłam, jak nas obserwowała. Czułam, że
Itachi nie był zadowolony z tego melanżu. Miałam wrażenie, że i jemu wymknęło
się wczoraj wszystko spod kontroli.
– Pewnie – mruknęła
cicho i podążyła za mężem. Po drodze zebrała jeszcze ciuchy mężczyzny. Dobra
była z nich para.
– Sakura, proszę –
Naruto wcisnął mi granatowy, ogromy worek. Przyjęłam go, zabierając się do
roboty.
Szło nam całkiem
sprawnie. Naruto zajął się częścią przy oknie oraz balkonem, a ja tą przy
kuchni. Sprzątaliśmy w milczeniu, bo i o czym mielibyśmy niby rozmawiać?
Byliśmy pogrążeni w swoich myślach. Moje były przerażające. Rozprawiałam o tym,
co by było, gdybym po prostu wystawiła Naruto. Nie mieszała się w to gówno, w
kolejny związek bez bezpiecznej przyszłości. Pokręciłam przecząco głową,
nurkując za kanapę. Po paru minutach do moich uszu doleciał szum wody
napuszczanej do wanny. Postanowiłam skupić się na nim, żeby już nie myśleć w ponurych
barwach.
I nagle mieszkanie
przeszył dźwięk. Można było powiedzieć, że był to brzdęk, przywodzący na myśl
stary piekarnik elektryczny. Tak bowiem brzmiał dzwonek do drzwi w domu
młodszych Uchihów. Przyznam szczerze, że nie zwróciłam na to zbytniej uwagi. Z
perspektywy czasu sądzę, że powinnam. Jednak ja – tak naturalnie dla siebie –
wolałam wsłuchiwać się w kojącą wodę.
W przeciwieństwie do
uszu moje ciało nijak nie zareagowało na chaotyczny bieg Konan z łazienki,
która sąsiadowała z salonem do przedpokoju. Była szybka, niczym błyskawica,
równocześnie poruszając się bardzo cicho. Ponurą, jednakże zbawienną ciszę
wypełnił szczebiot dzieciaków.
Cholerne małe
gremliny.
Wyprostowałam powoli
plecy, czując miażdżący ból w lędźwiowym. Westchnęłam, patrząc smętnie na
Naruto. Zdziwiłam się. Jego twarz wyrażała przerażenie. To nie była mina z
kategorii tych, które oznaczają zauważenie pająka – mój towarzysz wyglądał tak,
jakby w drzwiach stanął trup. Odwróciłam się przez ramię, rzucając pogardliwe i
podejrzliwe spojrzenie na próg.
I mnie wcięło.
– Gdzie mam postawić
te cholerne torby? – burknął Sasuke, patrząc zniecierpliwionymi oczami na
Konan.
– Może być tutaj,
gdzie stoisz – odparła kobieta, wynurzając się z korytarza. Udawała obojętność,
zauważyłam to od razu. Ona też była cholernie przerażona. Dzieciaki zniknęły w
łazience, chcąc przytulić się do ojca.
Ręce mi opadły. Nie
mogłam uwierzyć własnym oczom. On – Sasuke Uchiha – stał tam. Stał dwa metry
ode mnie. W wyglądał tak, jak zawsze, czyli jakby chciał kogoś zabić. Gdyby
tylko się odwrócił… Boże, nie!
– Albo wiesz co? –
wybuchła niespodziewanie Konan, gdy brunet przymierzał się do podróżnych toreb.
– Postaw je u dzieciaków w pokoju. Będzie mi łatwiej. – Uśmiechnęła się
sztucznie, mówiąc to. Sasuke westchnął przeciągle. W moich uszach brzmiało to
jednak bardziej jak warknięcie.
– Kobieto, zdecyduj
się – fuknął, łapiąc za tobołki i na powrót znikając w ciemnym korytarzu.
– Dzięki młody –
rzuciła niewzruszona, odprowadzając go wzrokiem. Nadal stałam, jak słup soli.
Nie mogłam się ruszyć. Co on tutaj do cholery robił?!
– Ruszcie się,
kretyni! – Konan w mgnieniu oka znalazła się przy nas. Złapała za nasze ręce i
wyciągnęła na balkon. Nie rozumiałam, co się wokół mnie dzieje. Gdy byliśmy już
na zewnątrz, fioletowooka odebrała nam worki i wywaliła je do salonu. – A jak
mi się pokażecie w dużym, to wam nogi z dupy powyrywam i wepchnę do gardeł –
szepnęła, mierząc nas groźnymi oczami. Mówiła serio. – Chowacie się, tak, żeby
was nie widział. Nie chcę dymu z rana, jasne?
Zniknęła równie
szybko, jak się pojawiła. Spojrzeliśmy z Naruto po sobie zdezorientowani. Co tu
się działo? Czemu Sasuke tu był? Och, moja głowa! Podparłam twarz zimną dłonią,
gdy fioletowowłosa wróciła, by zostawić balkon otwarty na oścież. Zasłoniła
przejście zieloną zasłonką. Chwilę wpatrywałam się w materiał, po czym
rozejrzałam się uważnie po balkonie.
Podłoga została
wcześniej sprzątnięta przez Uzumaki’ego, więc nie mogłam na niczym zawiesić
wzroku. Podniosłam oczy wyżej. Moją uwagę przykuła biała paczka czyiś fajek z
niebieskim napisem na środku opakowania, leżąca na parapecie. Chwyciłam za nią
i sprawdziłam zawartość. Była prawie pełna, brakowało jedynie pierwszego rzędu.
– Masz ogień? –
zapytałam szeptem Naruto. Chłopak rzucił mi sceptyczne spojrzenie, siadając w
kącie balkonu.
– Konan ma – mruknął
od niechcenia.
– Konan! – zawołałam
najciszej, jak tylko mogłam. Po sekundzie ze szpary pomiędzy ścianą a zasłoną
wyłoniła się chłodna twarz kobiety. – Daj ogień.
– Pojebało was? –
zapytała, znikając. Po chwili wróciła, wręczając mi zieloną zapalniczkę.
Wydukałam jakieś denne „dzięki”, wyjmując papierosa z paczki. O tak, tego mi
trzeba. Musiałam pomyśleć. Rzuciłam pudełko do Naruto, który również się
poczęstował. Zaraz w ślad za szlugami poszła zapalniczka.
Zaciągnęłam się w
napięciu czekając na ulgę. Gdy wydmuchałam wprost przed siebie maleńki obłoczek
poczułam, jak mój mózg uwalnia się ze wszystkich zagmatwań. Jednak dopiero po
drugim machu włączyłam racjonalne myślenie.
Itachi wspominał mi
wczoraj, że Sasuke miał odwieźć dzieci. Mogłam się tego spodziewać. Poczułam
się głupia, więc postanowiłam założyć, że zaraz po przebudzeniu, przez krótką
chwilę miałam prawo być niedysponowana intelektualnie.
– Sakurcia – syknął
Uzumaki, łapiąc mnie za łydkę. – Zobaczy cię.
– E tam – żachnęłam
się, lecz w tym momencie usłyszałam czyjeś zdecydowane kroki w salonie.
Momentalnie padłam obok Naruto. Wymieniliśmy kontrolne spojrzenia,
nieruchomiejąc.
– Co ty taki nabuzowany? – Itachi zapytał
ospale.
– Za to ty masz zamułę pierwsza klasa –
odparował Sasuke. Na tembr jego głosu mój żołądek wtopił się w jelita. Tak
blisko mnie. – Itachi, powiedz mi, czy
gdyby twój najlepszy kumpel zabrał by ci taką Konan sprzed nosa, jeszcze zanim
się pobraliście, a taka przykładowa Konan udawałaby martwą, to czy zabił byś
tylko jego, czy może ich obydwoje? – spytał młodszy grobowym, pozbawionym
uczuć tonem.
Skuliłam się jeszcze
bardziej, raz po raz się zaciągając. Za dużo stresu, za dużo. To było gorsze,
niż egzaminy na studia!
– Zależy – odparł.
– Od?
– Od tego, czy bym ją bardzo kochał.
– Umówmy się, że bez niej życie dla ciebie
jest jedną wielką porażką – fuknął niecierpliwie, a ja poczułam dziwne
ukłucie w sercu. Czy mówił o mnie? Czy on nie może beze mnie żyć?
– Pogadałbym z kumplem i spróbował zawalczyć o
Konan – odpowiedział w zadumie. Papieros zaczął niemiłosiernie kopcić z
racji tego, że już niewiele mu do palenia zostało. Bez żalu rozgniotłam go na
terakocie. Zamknęłam oczy, opuszczając włosy na twarz. Niech Naruto nie widzi,
jak bardzo mnie dotykają słowa Sasuke.
– Ale jeżeli to ona by od ciebie uciekła, to
po co ty miałbyś się starać? Jeżeli ona nawet nie chciałaby się przyznawać, że
cię zna, chociaż, dajmy na to, mijałaby cię na ulicy? – dociekał. Domyślił
się! Wiedział, że to ja byłam wtedy w szpitalu! Serce mi zamarło. Starszy
Uchiha chwilę myślał nad odpowiedzią.
– I tak bym walczył. Kobiety takie są, że
zawsze wychodzi na to, że to twoja wina. Ponieważ kocham Konan szczerze i bezwarunkowo wybaczyłbym jej i spróbował
z nią porozmawiać. A z kumplem, chociaż z nim również powinienem porozmawiać,
to załatwił bym to dobitnie i po prostu mu wjebał. – Spojrzałam przerażona
na Uzumaki’ego. Zdawał się udawać, że się nie przejmuje. Mimo swojego przerażenia
uśmiechnęłam się na te słowa. Dlaczego mężczyźni są tacy zaborczy? –
Nikt nie ma prawa dotykać mojej kobiety, chyba, że to moje dzieci.
Pomogłem ci?
–
Powiedzmy... Muszę się zbierać, Saya marudzi.
–
Jeżeli musisz – wtrąciła
Konan. – Dzięki za przenocowanie dzieciaków.
Melanż był przedni, tylko syf został.
–
Właśnie widzę. – Usłyszeliśmy,
jak wstaje. – To narka. Miłego sprzątania
– dorzucił sarkastycznie. Uśmiechnęłam się pod nosem – cały on. Po chwili
doszedł do nas trzask drzwi.
Przetrwaliśmy.
*
Zerknęłam błagalnie
na Naruto. Staliśmy na jednym z przystanków autobusowych, na obrzeżach centrum.
Wokół nas było bardzo wielu ludzi, bardzo różnych i zaabsorbowanych własnymi
sprawami. Każdy żył we własnym świecie. Wszyscy gdzieś pędzili, biegli za
marzeniami, prosto przed siebie, byle by jak najszybciej, nie oglądając się za
innymi. Na nikogo nie zważali, zaślepieni tą idiotyczną ideą w stylu „bądź
nowoczesny, żeby żyło ci się lepiej”.
Nowy telefon co pół
roku, nowe buty, kolejna lokata w banku (zupełnie nie potrzebna). Kredyt, żeby
mieć chociaż namiastkę życia, na które nas nie stać i jeszcze długo nie będzie.
Skąd możemy wiedzieć, czy za trzydzieści lat nadal będziemy ze swoją drugą
połówką, nie zostaniemy zwolnieni z pracy, nasze dzieci rzeczywiście będą
jeszcze nasze i czy dom (na który tak ciężko pracowaliśmy – nawet wzięliśmy na
niego kredyt) nie stanie w płomieniach? Wyjątkowa głupota – brać kredyt na
więcej lat, niż w danym momencie w ogóle przeżyliśmy, tylko dla inwestycji,
która jest tak niepewna jak łatwe oraz szybkie wzbogacenie się na giełdzie.
Uśmiechnęłam się w
duchu. Można też pędzić do ulicznej przenośnej toalety, jak facet, który w tej
chwili mnie potrącił.
– Ej – warknął na
niego Uzumaki. Zmierzyłam obcego zdezorientowanym spojrzeniem.
Facet obrócił się
zaskoczony. Był typem biznesmena po czterdziestce. Najpierw spojrzał na Naruto,
później dostrzegł mnie. Ukłonił się w moim kierunku przepraszająco i pognał
wprost do domku z ciemnozielonego plastiku. Odwróciłam się do blondyna,
wzruszając ramionami. Powielił mój gest. Resztę czasu do przyjazdu autobusu
staliśmy w milczeniu.
Gdy w końcu
podjechał na przystanek, wsiedliśmy do środka. Udało nam się stanąć pod oknem,
naprzeciwko siebie. Poza nami do autobusu wtłoczyła się wielka kupa bydła
odzianego w szkolne mundurki, garnitury i okropne babcine spódnice. Pojazd
ruszył ociężale, nieśpiesznie włączając się do ruchu ulicznego.
Wyglądałam przez
okno i przyglądałam się mijanym autom, coraz częstszym wieżowcom oraz coraz to
dziwaczniej ubranym ludziom. Tak dawno nie byłam na zewnątrz, że już
zapomniałam, jak dziwny i nieprzewidywalny potrafi być świat. Wsłuchiwałam się
w miarowy groźny warkot starego silnika i rozmowy innych pasażerów. Nawet
trochę mi brakowało tej mało wnoszącej do mojego życia paplaniny obcych.
Nagle gdzieś z tyłu
autobusu rozległ się huk i tak jakby głośne stęknięcie. Wszyscy gwałtownie
zwrócili w tamtą stronę głowy – w końcu niecodziennie można było spotkać się z
takim brakiem kultury. Źródłem owego hałasu były dwie nastolatki, które przy
wstawaniu wywaliły się jedna na drugą. Obydwie szybko się podniosły,
przepraszając wszystkich skinieniami głowy. I wtedy spojrzały w naszym kierunku.
W ich oczach czaiło
się coś na kształt pożądania i obsesji. Przeraziłam się nie na żarty, przecież
psychopaci są wszędzie. Zdecydowanym, acz lekko chwiejnym krokiem (autobus
wciąż pędził przed siebie) podeszły do nas i zatrzymały się zaledwie parę
centymetrów od Naruto.
– Naruto Uzumaki,
prawda? – zapytały jednocześnie z minami, jakby nie wierzyły własnym oczom.
Pokiwał zrezygnowany głową.
– Ale jazda!
– Nie wierzę –
rzucały pomiędzy sobą. Spojrzałam na niego zaskoczona.
Nie mógł ich
przecież znać, dziewczyny mogły mieć góra piętnaście lat! No chyba, że o czym
nie wiedziałam. Blondyn zerknął na mnie przepraszająco. W ślad za jego oczami
podążyły i uważne spojrzenia dziewczynek. Zmierzyły mnie od stóp do głów
podejrzliwie. Z trudem to zniosłam – miały takie przeszywające oczy.
Poczułam się
skrępowana, w końcu paradowałam w ciuchach Konan, jako że wszystkie moje były w
praniu po szpitalu. Co mogły sobie pomyśleć, widząc obok najzwyklejszego w
świecie (chociaż dla nich był chyba jakiś bardzo niezwykły, skoro tak się
ekscytowały jego widokiem) Naruto kogoś takiego, jak ja – w czarnych,
przeciętych na kolanach rurkach, odsłaniającym brzuch czarnym topie i skórzanej
kurtce? Mogłam też zrezygnować ze swojego mocnego makijażu (szczególnie czarnej
szminki) i całego arsenału kolczyków w uszach, idealnie wyeksponowanemu dzięki zapleceniu
bocznych partii moich włosów w dobierane pół–warkocze. Całe szczęście, że
miałam na nogach zabłocone czarne Conversy – może nie wzięły by mnie za taką wariatkę, na jaką wyglądałam.
Pięknie, po
prostu.
– Jesteśmy waszymi
wielkimi fankami, prawda Mi? – zwróciła się ta stojąca bliżej mnie do drugiej.
– No – pisnęła Mi.
– Cieszy mnie to. –
Uzumaki posłał im jeden ze swoich czarujących uśmiechów. Widać było, jak ich
wnętrza roztapiają się pod jego wpływem. Nie dziwiłam im się, był to naprawdę
uroczy widok. – Gdzie mam się podpisać?
Dziewczynki podały
mu dwa różowe notesiki i długopis, mrucząc słabymi głosami swoje imiona. Z
uśmiechem na ustach podpisywał się, a ja przyglądałam im się z boku, kompletnie
oderwana od rzeczywistości. Mój przyjaciel był gwiazdą – dopiero teraz to do
mnie dotarło.
– Wybieracie się
może na nasz najbliższy koncert? – spytał od niechcenia, beztrosko przechylając
głowę w lewo.
– Ten w „Kurama
Studio”? – zapytała Mi.
– Tak.
– Niestety, nie
załapałyśmy się na bilety – mruknęła przygnębionym tonem. – Ale mamy wejścia na
ten charytatywny, za trzy tygodnie, prawda Ayane?
– No. – Zaklaskała w
dłonie. – Strasznie nie możemy się doczekać, aż usłyszymy „List” na żywo.
Kochamy to! – zaśmiały się. Zmarszczyłam brwi. Co za „List”?
– Sasuke bardzo się
przyłożył do tego kawałka – wyznał Uzumaki, a dziewczynki zapiszczały. Sasuke?
Więc to jego piosenka? I czemu te małe tak piszczą na sam dźwięk jego imienia?
Boże, zachowywały się jak ja w ich wieku… . Posmutniałam – dokładnie tak samo,
jak ja. – Słuchajcie, my tu wysiadamy. – Naruto wskazał na mnie palcem. –
Musimy się rozstać. Miło was było poznać i… do zobaczenia na koncercie.
– Em… możemy
wiedzieć, kto to w ogóle jest? – zapytały podejrzliwie. Nie spodobałam im się.
Ale czemu niby miałabym się przejmować opinią jakiś dwóch dziewczynek o mnie?
Co się działo?
– Moja dziewczyna –
odparł dumnie niebieskooki, przygarniając mnie ramieniem i całując w czoło. Zdębiałam
z wrażenia. Ja! A co one miały powiedzieć? Otworzyły biedaczki buzie i
wytrzeszczyły oczy. Chyba wyglądałam tak samo.
W tym momencie
autobus się zatrzymał, a Uzumaki natychmiast pociągnął nie do wyjścia. Nie
opierałam się, chociaż nie byłam pewna, czy chciałam wysiąść przystanek
wcześniej, niż powinniśmy. W ulgą znaleźliśmy się na zewnątrz. Chociaż Naruto
odciągał mnie jak najdalej od swoich fanek, to ja i tak mimowolnie się za nimi
obejrzałam. Zanim kierowca zatrzasnął drzwi zdołałam dostrzec, że stały w tym
samym miejscu i z niedowierzaniem odprowadzały nas wzrokiem. Później autobus
odjechał i zniknęły mi z zasięgu wzroku.
– Przepraszam cię –
powiedział poważnym tonem Naruto. Zatrzymał się i obejrzał na mnie. Jego oczy
były matowe, nie podobały mi się.
– Za co? Przecież to
normalne, że ludzie cię rozpoznają i jarają się faktem, że mogą cię dotknąć –
mruknęłam, ruszając. Było już po piętnastej, a dzięki mojemu towarzyszowi
ostatni kilometr trasy musieliśmy zapierdzielać na piechotę. – Tylko mogłeś
sobie darować tą „dziewczynę”. Ja się na nic nie zgadzałam – zaśmiałam się.
– Racja. Ale wiesz,
jeszcze cię o nic nie zapytałem – odparł radośnie.
– A zamierzasz?
– Może. W ramach
rekompensaty zapraszam na lody. – Wskazał na budkę, do której ciągnęła się
spora kolejka. Wzruszyłam ramionami, skręcając w prawo za przyjacielem.
Gdy już doczekaliśmy
się swojej kolei Naruto wziął sobie dwie gałki czekoladowych, a ja dwie
truskawkowych. Zapłacił i pośpiesznie odeszliśmy, gdyż udzie za nami nieco się
niecierpliwili. Jak już wspominałam – ludzie się śpieszą. Nie wiedzą, po co,
ale tak dla zasady.
Zostało nam jeszcze
pięćset metrów. Słońce chyliło się ku zachodowi, a ja bardzo żałowałam, że nie
miałam ze sobą okularów przeciw słonecznych. Zmrużyłam oczy, zajadając się słodkościami.
Wtedy dostrzegłam okulary zaczepione o głęboki dekolt bluzki Uzumaki’ego.
Sięgnęłam po nie i założyłam sobie na nos. O niebo lepiej.
– Ej – mruknął,
śmiejąc się. Dźgnął mnie palcem w żebra, a ja odskoczyłam, niczym oparzona.
Chuj wiedział doskonale, że miałam tam łaskotki. Zaśmiałam się pomimo chwilowej
złości, zataczając się. Naruto niespodziewanie złączył nasze dłonie. Zerknęłam
na niego nieśmiało.
– Co ty robisz? –
zapytałam cicho. W odpowiedzi spojrzał na mnie z wyższością i pocałował.
Zatrzymaliśmy się,
po raz kolejny w ciągu tej doby smakując swoich warg, teraz zlizując z nich
smak lodów. Poczułam, jak czas się zatrzymuje. Zarzuciłam Naruto ręce na szyję
i pogłębiłam pocałunek. Patrząc na całą tą sprawę racjonalnym okiem, niemiałam
zielonego pojęcia o tym, po co i dlaczego to zrobiłam. Dlaczego pozwalałam
Naruto na dużo więcej, niż powinnam i dlaczego było w nim coś takiego, co
sprawiało, że wcale nie czułam, że robiłam źle.
To było coś zupełnie
innego, niż z Sasuke. Nie potrafiłabym tego opisać. Czemu całując się z
Uzumakim czułam jedynie spokój i to, że byłam bezpieczna? Przy Sasuke… och, to
było pożądanie, czyste szaleństwo. Wiedziałam, że przy nim groziło mi
niebezpieczeństwo, jednak podobało mi się to. Chociaż kochałam ich obydwu… miłość
smakowała inaczej. Zawsze uważałam, że byli swoimi przeciwieństwami, jednak nie
sądziłam, że kochać ich można również inaczej.
Z natłoku myśli oraz
miłosnych uniesień wyrwało mnie zdecydowanie wkurzone chrząknięcie. Odsunęłam
się, jak oparzona od Naruto, widząc obok siebie Harukę.
– No proszę, kogo ja
tu widzę – wydarła się na pół ulicy, podpierając ręce o boki.
– Też się spóźniłaś?
– rzuciłam dla zmiany tematu.
– No – zaśmiała się
perliście. – Byłam u babci i jakoś tak wyszło. Chociaż gdybym wiedziała, że
przyprowadzisz ze sobą basistę z Night Logs, to pośpieszyłabym się. Ito Haruka,
perkusja. – Podała Naruto rękę. Chyba był nieco skrępowany tym, że nas
przyłapano, bo strasznie się ociągał z odwzajemnieniem gestu. W między czasie
zmierzyłam ją od stóp do głów.
Dzisiaj, chyba ze
względu na wizytę u dziadków ubrała się bardziej elegancko niż zazwyczaj.
Bladoniebieska, rozkloszowana sukienka w białe róże i beżowe sandałki oraz
dżinsowa kurtka. Wyglądała naprawdę zjawiskowo. W dodatku stwierdziłam, że powinna
częściej upinać włosy w niskiego kucyka – wyglądała naprawdę łagodniej, niż w
rzeczywistości była.
– Uzumaki Naruto –
wymruczał niebieskooki nieśmiało. Ścisnęłam pokrzepiająco jego dłoń, liżąc
loda. – Nie masz nic przeciwko temu, żebym popatrzył na waszą próbę?
– No co ty! –
zachichotała. Musiałam przyznać, że powoli zaczynało mnie przerażać jej radosne
oblicze. Chyba wolałam, jak była wkurzona. Co za dużo, to nie zdrowo. – Chodźmy
już lepiej, bo Tsunade i tak nam nogi z dupy powyrywa. A tak be te wu, Sakura,
Naoki podesłał ci melodię?
– No – mruknęłam,
ruszając w stronę wieżowca, w którym pracował mój ojciec.
– I co?
– Mogłabyś bardziej
pierdolnąć w te bębny po moście – wyznałam szczerze, a Ito znów się zaśmiała.
– Mówiłam Haruce,
ale jak ten się uprze, to nie ma pomiłuj – burknęła. – Mam nadzieję, że
przemówisz mu do rozumu.
– Postaram się –
posłałam jej łobuzerski uśmiech. Zgodnie wkroczyliśmy do wytwórni.
Hol główny był
bardzo pstrokaty. Ściany raz po raz zmieniały swoje wściekle intensywne barwy –
tu pomarańczowy, zaraz później niebieski a na końcu różowy. Chyba dla
zrównoważenia podłoga pokryta była białymi, ogromnymi płytami z jakiegoś
drogiego kamienia, którego nazwy oczywiście nie znałam, jako, że geografii
nienawidziłam. W rogach pomieszczenia (szczególnie pod ogromnymi szybami
zastępującymi ścianę przy wejściu) rozstawione były skórzane, również białe
kanapy, a z kolei w ich rogach powtykane były poduchy z wizerunkami uroczych
lalek, jakimi były matrioszki. Kolorowo i elegancko – od razu czułam, że mój
ojciec osobiście nadzorował prace nad tym projektem.
Już od recepcji
przywitały nas wrzaski rozwścieczonej Senju.
– JA WCALE NIE
POTRZEBUJĘ SIĘ USPOKOIĆ! JAK JA JE DORWĘ TO DOPIERO TRZEBA MNIE BĘDZIE
USPOKAJAĆ, ŻEBYM SIĘ, KURWA, POWSTRZYMAŁA OD PRZYPIERDOLENIA, OT CO! CO TO MA,
DO CHOLERY, BYĆ, ŻEBY SIĘ TRZY GODZINY SPÓŹNIAĆ?!
Pani Tsunade stała
przy kontuarze, raz po raz waląc w blat zaciśniętą pięścią. Recepcjonistka
starała się nie zwracać na nią uwagi, chociaż marnie jej to wychodziło, bo i
trudne było to zadanie. Twarz blondynki kolorem idealnie zlewała się z jej
obcisłą czerwoną sukienką. Czułam się przy niej, jak zbuntowana nastolatka,
którą chyba w głębi duszy wciąż jeszcze byłam. Podeszłyśmy do niej niepewnie.
Obok blondynki dostrzegłam
prezesa Haruno. Złapał ją delikatnie za ramię i szepnął coś na ucho.
Zmarszczyłam brwi, zezując nerwowo na Naruto. Ten tylko wzruszył ramionami.
– Nie możesz się tak
wydzierać, mamy ważnych klientów ze Stanów, rozumiesz? – upomniał ją, a ta,
chociaż widać było jak na dłoni, że ledwo co się powstrzymywała, pokiwała
głową. Jednak, gdy tylko znaleźliśmy się w zasięgu jej spojrzenia wyrwała się
mojemu ojcu i podbiegła do nas na swoich beżowych szczudłach.
– NO PROSZĘ, KOGO JA
WIDZĘ?! – zagrzmiała, a my natychmiast stanęliśmy jak wryci. Boże, potwór nie
kobieta. – NIE MACIE ZEGARKÓW? ZARAZ WAM JE NASTAWIĘ!
– Tsunade – mój tata
jęknął zażenowany, jednak gdy tylko nas zobaczył zamilkł i podbiegł do nas.
– Co wy sobie
wyobrażacie? – wysapała Senju, gdy mój tata znalazł się wystarczająco blisko
nas. Była bardzo zła.
– Sakura – szepnął
troskliwie, przyciągając mnie do siebie. Momentalnie zesztywniałam, kiedy
poczułam zapach jego perfum oraz ciepłe, ogromne ramiona wokół siebie.
Rozczuliłam się, zupełnie, jak pięciolatka. Przekręciłam oczami; niby taka
dorosła, ale gdy ją tatuś przytuli to już ryczy. – Ja cię przepraszam. Naprawdę
nie mogłem przyjść – szepnął mi do ucha, chowając twarz w moich włosach. –
Wynagrodzę ci to, zobaczysz.
Zerknęłam dyskretnie
w bok. Przyglądała nam się grupka biznesmenów, a wśród nich były dwie, wyraźnie
wzruszone kobiety. W jednej z nich rozpoznałam Sayuri. W ciągu całego pobytu w
szpitalu widziałam się z nią co najwyżej cztery razy – na każdą przerwę
świąteczną. Chociaż to było niedawno, to dostrzegłam, że zmieniła się. Przede
wszystkim zapuściła włosy, bo sięgały jej już do ramion i układały się w
śmiesznym nieładzie. W dodatku pogodziła się z tym, że nigdy nie będzie
blondynką, bo włosy miała chyba w swoim naturalnym, czekoladowym kolorze.
Uśmiechała się, patrząc dumnie na ojca. Byli dobrą parą.
– Spoko tato, nic
się nie stało – mruknęłam, kiedy zaczęło mi ciążyć stanie na palcach. Ojciec
chyba się zreflektował, bo odsunął się ode mnie, ocierając policzki z łez.
Ciekawy widok – płaczący byk. – Leć do nich, bo się na nas gapią, a ja się
zajmę panią Tsunade. Nie jestem sama, pamiętaj – zerknęłam wymownie na
Uzumakiego, którego dłoń nieustannie trzymałam. Tata zmarszczył brwi.
– Jak wam parę lat temu mówiłem, że będziecie
parą, albo raczej, że powinniście nią być, to wypieraliście się bardziej, niż
szatana na rekolekcjach – mruknął, mierząc Naruto groźnym spojrzeniem.
– Oj tam – machnęłam
ręką, w której trzymałam zmiętą serwetkę. – Idź już.
– Przyjdziecie
wieczorem? – zapytał rzeczowo. Naruto skinął głową, zupełnie nie licząc się z
moim zdaniem. Jednak, co mi szkodziło spędzić trochę czasu z rodziną? Tata
uśmiechnął się smutno, po czym podążył do grupki biznesmenów.
– No, pani Tsunade –
Haruka, która dotychczas stała z boku postanowiła przejąć pałeczkę. – Niech
pani nas prowadzi! Nie marnujmy czasu!
*
Studio „G”, do
którego zaprowadziła nas Senju znajdowało się na trzecim piętrze. Szczerze
mówiąc, wolałabym się tam ponownie nigdy nie znaleźć. Już w przedsionku doszedł
do mnie zapach stęchlizny oraz przepoconych kapci. Na samo wspomnienie ma się
ochotę uciec, gdzie pieprz rośnie. Szczególnie ja mam taką ochotę.
– Zostańmy tutaj –
Tsunade zwróciła się do Naruto, patrząc na niego znacząco. Pokiwał zgodnie
głową, puszczając moją dłoń.
– Nie traćmy czasu
Sakura! – Ito nie spuszczała z radosnego tonu. Westchnęłam, niemo się z nią
zgadzając. Nie oglądając się za blondynem otworzyłam drzwi prowadzące do
głównej części studia, przepuszczając jednocześnie w nich Harukę. Dziewczyna
wkroczyła do środka, nieznacznie podrygując. Podążyłam jej śladem.
– No w końcu! –
zawołał sarkastycznie Kato, patrząc zniecierpliwionymi oczyma na Harukę.
Dopiero po chwili zauważył również i mnie. – Och, no proszę! A któż to
postanowił się zainteresować własnym zespołem? Już zacząłem się rozglądać za
nową wokalistką, która nie będzie nas olewać, jak ty.
– Odwal się –
syknęłam, wymijając blondynkę. Spod ściany przesunęłam drewniane krzesło,
którego nogi z wielkim piskiem pokonały dobry metr. Usiadłam na nim okrakiem,
odgarniając włosy z lewe ramie.
Pozostali członkowie
zespołu spojrzeli na mnie, jak na wariatkę.
– No, słucham –
warknęłam, patrząc na nich wrogo.
– Chyba cię
pojebało… – mruknął Kato, odwzajemniając moje spojrzenie. Wkurzyłam się nie na
żarty. Kolejna huśtawka nastrojów. Może byłam w ciąży?
– Jak jesteś taki
mocny w gębie, Haruka, to pokaż mi, jak świetnie wymiatasz na gitarze. Niby w
próbnej wersji dałeś czadu, ale ja uważam, że mogłeś się bardziej postarać. Nie
czułam tam żadnej agresji, którą walisz na prawo i lewo odkąd się tylko
poznaliśmy. Co to miało być?
– To wersja próbna,
nie musiałem się starać – prychnął. Uśmiechnęłam się smutno.
– Jak nie chce ci
się starać, to sam możesz wypierdalać z tego zespołu – powiedziałam złowrogo. –
U mnie masz się zawsze, kurwa, starać, czaisz? – Spojrzałam na niego otwarcie,
nieco spod byka. Chciałam, żeby się mnie przestraszył.
– I mówi to laska,
która do tej pory ani razu nie pokazała nam SWOICH umiejętności?
Zamilkłam. Miał,
cholera jasna, rację. Westchnęłam.
– Haru – zwróciłam
się do blondyny, która kręciła się przy perkusji – podaj mi wodę ze stołu. –
Wskazałam na stolik ustawiony pod ścianą, na którym życiodajnej cieczy było aż
nadto. Ito bez słowa wykonała moje polecenie, rzucając plastikową butelką w
moją stronę. Złapałam ją bez trudu i duszkiem upiłam połowę. Musiałam nawilżyć
gardło.
Wstałam, zaczesując
palcami włosy do tyłu. Zrzuciłam z siebie skórzaną kurtkę, odsłaniając pocięte
ramiona oraz obcisłą bluzkę z dużym wycięciem na plecach w kształcie trójkąta.
Widziałam kątem oka, jak Kato gapi się na moje piersi, którym oszczędziłam
dzisiaj męczenie się w podłym, ciasnym staniku. Zignorowałam to – niech się
gapi, co mi tam.
Odchrząknęłam,
wykonując parę prychnięć i prostych skrzeków, które miały chociaż odrobinę
rozgrzać moje gardło przed śpiewaniem. Pierwszą piosenką, która przyszła mi do
głowy o dziwo była ta, którą wykonywałam razem z Ino, tańcząc przy rurze lepiej
od striptizerek. Nabrałam powietrza w usta i wydobyłam z krtani pierwsze słowa refrenu.
– Strip clubs
and dollar bills
Patron shots can I get a
refill?
Strippers goin' up and down
that pole
Four o'clock and we ain't
going home
Money make the world go
round
Bands make your girl go
down
Find more where that came
from
The look in yo eyes I know
you want some *
Podczas, gdy śpiewałam
głosem jak najbardziej bez fałszu, powoli zbliżałam się do Kato, kręcąc
zalotnie biodrami. Widziałam rozbawioną do łez twarz Uzumaki’ego za szybą i
wcale się mu nie dziwiłam, bo sama również ledwo się powstrzymywałam. Kiedy
zbliżyłam się dostatecznie blisko Haruki oparłam rękę o oparcie jego krzesła i
nachyliłam się nad nim kokieteryjnie, spoglądając z wyższością wprost w jego
oczy.
Miał niepewne oczy.
– Wow – wydukał. –
Wykonujesz też normalne teksty, czy tylko o seksie?
– Ten mi przyszedł
do głowy, to ten zaśpiewałam.
– Skończyłaś już
swój pokaz, Haruno? – zapytała czepliwie Haruka. Zasiadła przy perkusji i
nerwowo uderzała jedną pałeczką o drugą. – Chciałabym zacząć.
– No. – Posłałam jej
uśmiech. – A teraz proszę o zaprezentowanie nagrania. Podkład profesjonalny –
dodałam ironicznie, wracając na swoje poprzednie miejsce.
Zespół ustawił się,
a mała kruszynka, dzisiaj odziana w różową sukienkę z bawełny oraz plecione
sandałki na koturnie dostawiła sobie krzesełko do mnie, na którym usiadła.
Czemu dzisiaj wszyscy uparli się na sukienki?
Gdy rozbrzmiały
pierwsze takty odchyliłam się nieco do tyłu. Lepiej było mi na nich patrzeć z
tej pozycji. Nie chciałam oceniać ich gry, ponieważ ta była już na wysokim poziomie.
Tsunade Senju miała rację – zebrała najlepszych. W ich grze czuć było emocje i
siły, które wkładali w ten kawałek. Co nie zmieniało oczywiście faktu, że od
pierwszej nuty zwrotki do końca refrenu nie zgrali się z pięć razy.
– Stop –
powiedziałam głośno, unosząc dłoń. – Wystarczy.
– No nie mów, że ci
się coś nie podoba, mała! – oburzył się Haruka z miejsca. Przewróciłam oczami.
– Jeszcze nic nie
powiedziałam, głupku.
– To czemu masz
minę, jakbyś spotkała, w swoim mniemaniu, najgorszych muzyków pod słońcem?!
– Bo nie dajesz jej
dojść do słowa – wtrącił Naoki, patrząc znacząco na bruneta. Mężczyzna, opuścił
ręce wzdłuż boków, odwracając głowę. Westchnęłam. – Mów.
– Która to wasza
próba?
– Od złożenia
melodii… – policzył w myślach – czwarta. My też mamy własne życia, studia i tak
dalej.
– Rozumiem.
– Do czego
zmierzasz?
– Cóż – zamknęłam na
chwilę oczy. Nie wiedziałam jak miałam ubrać to w ładne słowa. – Widać, że
musicie jeszcze poćwiczyć. Spóźniacie się lub wchodzicie za wcześnie.
– Odezwał się ekspert.
– Hamuj, jebana
kurwo – wybuchłam, patrząc na niego wilczym wzrokiem. Chciałam, żeby Haruka
spłonął. Żeby się spalił żywcem.
– To ty się ogranicz
– upomniała mnie Ito. – Bez wyzwisk. Teraz to ty zaczęłaś.
Zamilkłam na chwilę,
mierząc się z Haruką jeszcze przez moment spojrzeniami. Żadne z nas nie chciało
odpuścić. I chociażbym sama miała spłonąć, to nie odpuściłabym. Nigdy. Wtedy
pomiędzy nami stanęła perkusistka, nie patrząc na żadne z nas.
– Już? – zapytała. –
Skończyliście? Jak tak, to kontynuuj Haruno, a ty, Kato, z łaski swojej
zamilknij, albo wsadzę ci tą jebaną gitarę do gardła.
Jak na umówiony
sygnał wywróciliśmy obydwoje oczami. Chociaż w jednym byliśmy zgodni.
– Musicie jeszcze
poćwiczyć i tyle, nie ma nic złego w tym, że trójka ludzi nie może się wpasować
w siebie. Mówię tylko, że serio, musicie to poćwiczyć. – Nie muszę mówić, kto
nie pokiwał ze zrozumieniem głową, co? – A teraz, proszę, zagrajcie to jeszcze
raz, a ty, Mei, pokaż mi tekst. Jestem pewna, że już go opracowałaś.
– Pewnie – odparła
radośnie i pomachała w górze plikiem kartek. Usiadłam z powrotem obok niej i
zamieniłam się w słuch.
– Kiedy skończymy,
chcielibyśmy z Mei pokazać wam miejsce na teledysk – oznajmił Naoki,
poprawiając okulary. – Tak na marginesie, chcielibyśmy zacząć jeszcze w tym
tygodniu.
– Jak to w tym? –
zdziwili się wszyscy, poza Hyate i Smithem, rzecz jasna.
– A po co czekać? –
zaśmiała się kruszyna. – Nie wierzę, że przy codziennych próbach nie dalibyśmy
rady zagrać tego chociaż raz dobrze i poprawić tą próbną wersję.
– Sakura. –
Odwróciłam się w stronę drzwi, w których znikąd pojawił się Naruto. – Wraz z
Tsunade zostawiamy was, będziemy w bufecie.
– Naruto Uzumaki? –
zapiał Naoki. Uniosłam wysoko brwi i uśmiechnęłam się szeroko do mojego
chłopaka.
Zdziwiłam się w
duchu. Mój chłopak o Naruto – jak to
dziwnie brzmiało. Poza tym, podświadomie poczułam, jak jakaś część siedzącej
obok mnie Mei mdleje. Nie zdawałam sobie sprawy, że jego zespół jest taki
sławny, a on sam – jako basista – tak rozpoznawalny.
– Dobrze, Naruto –
szepnęłam. Niebieskooki ogarnął przyjaznym spojrzeniem pozostałych, mrugnął do
mnie i znikł za drzwiami, zamykając je z hukiem; jak to on.
– Skąd ty go,
kurczę, wzięłaś? – Fioletowowłosa złapała mnie za ramię i wytrzeszczyła oczy,
szukając w mojej twarzy niemej odpowiedzi. Wzięłam głęboki wdech.
– Jesteśmy
przyjaciółmi od dzieciństwa, obydwoje pochodzimy z Konohy. Nasi rodzice się
przyjaźnią. Był basistą w moim zespole. To mój facet od dzisiaj rana. No nie
wiem. – Klasnęłam bezradnie w dłonie. Słysząc informację o naszym jeszcze
nieoficjalnym związku różowy liliput rozdziawił swoje drobne malinowe usteczka.
– Cooo?
– No normalnie. –
Zaśmiałam się.
– Graliście razem? –
dopytywał się Smith. – Przepraszam za swoją dociekliwość, ale po prostu bardzo
podziwiam Night Logs, a już
szczególnie Uzumaki’ego, jako basistę. Byłem na wszystkich ich koncertach.
– Spoko – zaśmiałam
się. – Jeżeli chcecie, mogę was zostawić z nim kiedyś sam na sam. Tylko
ostrzegam, to dziecko specjalnej troski.
– Wydaje się być
dojrzałym człowiekiem – zamyśliła się kruszyna. Wzniosłam oczy do sufitu.
– Dojrzały to on
może i jest, ale na pewno nie jest odpowiedzialny i poważny, o nie – mruknęłam
pod nosem, tak, żeby słyszeli. Nagle coś mi przyszło do głowy. – Wiecie co? Na
śmierć zapomnieliśmy o rundce pytań!
Przez chwilę w
pomieszczeniu słychać było tylko nasze oddechy.
– Racja – mruknęła
Haruka.
– To z czym dzisiaj
lecimy? – Naoki poprawił okulary.
– Ulubiona piosenka?
– zaproponowała Mei.
– Spoko –
mruknęliśmy.
– Ty zaczynasz i
idziemy w lewo – zarządził Kato.
Hyate chwilę
zastanawiała się nad odpowiedzią.
– Tylko w mojej wyobraźni, Saszan lub Style, Taylor Swift. Nie umiem się
zdecydować.
–
Serio słuchasz
polskiej muzyki? – zakpił Kato, napinając bicepsy. Prychnęłam.
Serio, uwielbiał po
niej jeździć. Chyba lubił się nabijać ze wszystkich wokół. Podejrzewałam, a
przynajmniej moja empatyczna, wyszkolona na psychologa część, że chciał się w
ten sposób odegrać na całym świecie za coś okrutnego w jego życiu. Tak, jak ja.
Naprawdę byliśmy tacy sami.
– Tak – wydukała pod
nosem niemal niesłyszalnie. Pokiwaliśmy głowami wyrozumiale.
– Sakura? – Blondyn
po raz pierwszy w ciągu naszej znajomości zwrócił się do mnie po imieniu.
Wyprostowałam się, żeby oprzeć dłonie z tyłu krzesła.
– Cóż… w tej chwili?
Może być Chmura Pezeta lub Monster – zmrużyłam oczy, mówiąc to
niemal szeptem.
– Kolejna leci z
Polską – fuknął Haruka, przywalając sobie w czoło. Miał bardzo poirytowany
wyraz twarzy. – Co wy, cholera, macie z tym krajem? Nie ogarniam. Trudny do
zrozumienia język, a co dopiero do nauczenia się. A ich muzyka… meh, do luftu.
A już szczególnie ten paskudny rap… co za czort to wymyślił?!
– Nie wiem, kto to
wymyślił, ale wiem, że polskiego rapu, to ja ci nie pozwolę obrażać, Kato –
warknęłam. – Nie próbuj porównywać Pezeta do Kissów lub Queen, bo się
przejedziesz, i to ostro. Co z ciebie za kretyn, że chcesz oceniać tą samą
miarą dwa pokolenia i gatunki muzyki? Rap to rap, ten polski nie zawsze jest do
luftu, bo jakoś muzyki nie zależy od języka tekstu, czy pochodzenia wykonawców,
więc morda w kubeł.
– Co za Monster? Czyżby Skillet? – spytał Naoki,
nie chcąc dalej ciągnąć tematu rapu.
– Skillet też, ale
tutaj akurat chodzi o moją autorską piosenkę – uśmiechnęłam się do niego zadziornie.
– Prawdę mówiąc, chciałabym, żeby to był nasz następny kawałek. – Uniosłam
biodra do góry i z prawej tylnej kieszeni spodni wyjęłam zmiętoloną kartkę
papieru. Wręczyłam ją Mei. – Hyate, skserujesz to dla wszystkich?
– Jasne – mruknęła,
wstając z kartką i energicznie kierując się do wyjścia.
– To teraz ja –
mruknął Naoki. – Counting Stars Night
Logs. Bez dwóch zdań.
– Racja – zgodziła
się pozostała dwójka. Och, chciałabym wiedzieć, o czym oni, do cholery, mówili.
Postanowiłam
poprosić Naruto o ich playlistę. Nawet, jeżeli było tam pełno Sasuke, bo jak
rozumiałam, to on był liderem. W końcu, po tym, co zdarzyło się dzisiaj o
trzynastej nie groziło mi już właściwie nic z jego strony. No… zawsze mógł mnie
zabić, ale to później. Na razie musiałby mnie jeszcze znaleźć u Itachi’ego.
– Punch me I bleed, Children Of Bodom –
warknął Haruka, zabijając mnie wzrokiem. Świdrował mnie ciemnymi brązowymi
tęczówkami, zapewne wyrywając wszystkie moje kończyny i wpychając mi je do
gardła – tak działali sadyści. Uniosłam brwi. Nie sądziłam, że z nim jest aż
tak źle, żeby słuchał COB. No, ale cóż, ludzie są różni.
– To ta fińska grupa
metalowa? – zapytała Ito z niedowierzaniem.
– Metalowa? –
Zaśmiał się brunet. – Melodic death metal, power metal, speed metal, heavy metal,
neoclassical metal – wymieniał podgatunki, a my z każdym następnym coraz
bardziej nie wiedzieliśmy, czy mamy się śmiać, czy uciekać. Pojebany człowiek.
– Starczy – syknęła
Haruka, zakładając nogę na nogę. – Teraz ja i bierzemy się do roboty.
W tym momencie do
pomieszczenia wkroczyła przejęta Mei. Rozdała nam wszystkim odbitki (ja
dostałam swój wygnieciony oryginał) i zasiadła obok mnie, mówiąc.
– Ja chcę napisać
ten kawałek.
– Ale dlaczego niby
ty? – oburzył się Kato. Fioletowowłosa popatrzyła na niego z przestrachem
swoimi dwukolorowymi oczami i odparła.
– Bo ją rozumiem.
Już mam nawet pomysł – dodała szeptem. – Dajcie mi dwa dni.
– A nie powinnaś
ćwiczyć śpiewu razem z Haruno? – dogryzła jej blondynka.
– Dam radę.
– Na pewno? –
upewniłam się. Byłam pozytywnie zaskoczona, gdyż nie sądziłam, że aż tak się
zainteresuje Monster. Czyżbym trafiła
w jakiś jej czuły punkt? Dziewczyna pokiwała głową na potwierdzenie.
– Mogę? – spytała
Ito. Spojrzeliśmy na nią rozbawieni, nawet Haruka. – List.
Nie musiała dodawać,
czyja to była piosenka. Nawet ja wiedziałam. Szkoda tylko, że nie znałam jej
fenomenu. Jednak życie jest jeszcze przede mną. A najbliższy wieczór, to już
szczególnie blisko.
* * *
Tydzień później
23 lipca
22:36
Klub Proxima
Jak to w nocnych
klubach bywa w powietrzu unosił się smród papierosów, potu oraz alkoholu, że
już nie wspomnę o zabójczym wręcz stężeniu perfum. Wokół mnie ludzi tłum, a ja
przy barze ze szklanką chłodnej tequili. Po mojej prawej sztucznie ignorujący
mnie Naruto, po lewej schlana Saya, bełkocząca raz po raz jakieś głupoty. Za
mną reszta naszej paczki, obecnie w stanie upojenia alkoholowego. W tle leci Smells Like Teen Spirit, porywając za
sobą wszystkich napalonych. Tak moi
drodzy – dokładnie tak wyglądały moje dwudzieste drugie urodziny. Moje urodziny
oraz premierę naszego pierwszego krążka.
– Sasuke –
wymamrotała Hiyugashi, patrząc na mnie nieprzytomnie. – Jak to jest, że wszyscy
się bawią… świetnie – upiła łyka ze swojej szklanki. Zamówiła jakiegoś
kolorowego drinka, od którego intensywności barwy aż się w oczach mieszało. – A
ty jak zwykle do dupy… nawet się nie uśmiechasz!
– Nie muszę –
warknąłem.
– Temari! – wydarła
się, odczepiając dupę od barowego stołka. – Idziemy do kibla! Chyba się rozma…
załam. – Złapała się za głowę i pociągnęła kucykowatą, która była tu z nami w
roli narzeczonej Shikamaru w stronę toalet.
Dopiłem swój trunek
do końca i przywołałem barmana, prosząc o kolejną kolejkę. Postanowiłem
powrócić do swojego poprzedniego zajęcia, jakim było wręcz molestowanie
Uzumaki’ego wzrokiem. I wyszło mi świetnie, gdyż już po chwili nasze spojrzenia
się skrzyżowały – jego zlęknione, moje pewne siebie.
– Sasuke! – wybuchł
po parunastu sekundach, waląc pięścią w stół. Przemilczałem to, czekając na to,
co miał mi do powiedzenia. Chciałem wiedzieć, czy to było by kolejne kłamstwo,
czy może wyjątkowo prawda. – O co ci chodzi?!
– Ty mi powiedz –
odparłem chłodno. Przestałem mrugać, to przynosiło lepszy efekt.
Naruto się topił.
Topił we własnych fekaliach i wymiocinach. Ja to tak widziałem. Mój umysł
podpowiedział mi, żeby na końcu wydłubać mu oczy i odciąć ręce, żeby już nigdy
nie miał szansy ani zobaczyć, ani dotknąć Haruno.
Czemu miałem taką
obsesję na jej punkcie?
Chociaż byłem na nią
wściekły.
Chociaż czułem się
zdradzony, poniżony i odrzucony.
Chociaż
nienawidziłem jej mocniej od wszystkiego, co było mi znane.
Myślałem o niej.
Jak się uśmiechała
ślicznie do mnie równo pięć lat temu. Jak mnie pocieszała. Jak dawała się
całować wedle moich zachcianek. Jak potrafiła wszystko na mnie wymóc jednym
szczerym spojrzeniem.
Jej świeży zapach.
Jej miękkie wargi.
Jej żywe ciepłe
oczy.
Nadal czułem jej
ciało na swoim. Takie kruche i delikatne, jakby miało się rozsypać przy moim
najlżejszym dotyku. Właśnie w tym momencie wszystko do mnie wróciło. Ona, ja,
nasza wspólna przeszłość.
Nie rozumiałem jej i
dlatego tak bardzo mnie to bolało.
– Dobrze wiesz, o co
mi chodzi – szepnąłem do Naruto, nachylając się do jego ucha. – Wiesz, że ja
wiem. – Mój głos nadal był lodowaty, nawet na chwilę nie zadrżał, choć we mnie
niestabilne było już niemal wszystko.
– O czym niby? –
Postanowił udawać głupiego.
W międzyczasie
muzyka umilkła. Został zapowiedziany całkiem nowy kawałek, który dopiero co
ukazał się na YouTube. Zdziwiła mnie nazwa – The Avengers. Kojarzyło mi się to
tylko z Marvelem i bohaterami dzieciństwa. Uzumaki się spiął tak bardzo, że aż
było to czuć. Jego stres chciał przejść na mnie, dlatego odsunąłem się na
bezpieczną odległość. Chwyciłem za szklankę i upiłem łyka.
W tamtym momencie
nawet palący krtań alkohol nie był w stanie odwrócić moich oczu od ogromnego
ekranu naprzeciwko nas.
– CO JEST, KURWA? –
wydarł się Kiba, czym zwrócił uwagę niemal wszystkich wokół nas. Wszystkich,
oprócz mnie i Naruto.
Słyszałem jej głos.
Nie widziałem jej. W klipie były głównie ujęcia nóg członków zespołu odzianych
w czarne spodnie i zabłocone glany. Ponad to sceneria wnętrza przed remontem i
tłum ludzi. Przynajmniej przez pierwszą zwrotkę. Nadszedł refren i… jęknąłem
głośno.
– So raise your
glass if you are wrong
In all the right ways
All my underdogs
We will never be never be
anything but loud
And nitty gritty dirty
little freaks
Won't you come on and come
on and raise your glass!
Just come on and come on
and raise your glass! **
Ona tam była.
Była żywa, energiczna.
Piękna. Jeszcze piękniejsza niż zapamiętałem.
Nie potrafiłem
opisać tego, co czułem. Jej głos wydobywający się z głośników idealnie
zgrywający się z tym, co widziałem na ekranie – to było takie… poruszające.
Poczułem, jak moje oczy stają się wilgotne od łez. Zacząłem nerwowo mrugać,
żeby je ukryć. Opuściłem głowę, zasłaniając twarz długimi pasmami włosów.
„Niech nie wie nikt,
nie zdradzaj nic” radziła Elsa z Frozen. Miała rację, to dobre wyjście.
Gdy podniosłem
ponownie wzrok na ekran trafiłem akurat na most. Widziałem ją! Była prawdziwa.
Poznałem po tatuażu, który jej postawiłem na osiemnaste urodziny. Za każdym
razem, gdy pojawiało się ujęcie jej lewego ucha oraz linii szczęki on migał – Wendy, John i Michael oraz Piotruś Pan.
Mówiła wtedy, że ta
bajka daje jej nadzieję na to, że kiedyś tam trafi. Do Nibylandii. Chciała tego
wtedy? A czy teraz nie żałowała?
Wkrótce piosenka się
skończyła. Sakura zniknęła. Zabrała ze sobą resztę mojej krwawiącej
rozszarpanej na skrawki mięsa duszy. A ja już wiedziałem, że nie odpuszczę dziś ***.
Złapałem
niebieskookiego przyjaciela za koszulkę i siłą wypchnąłem z klubu. Nie zważałem
już na nic. Miałem wszystko i wszystkich w dupie. Jak on śmiał?!
– Co jest, chłopie?!
– Wyrwał mi się, gdy byliśmy już na zewnątrz. Wziąłem parę głębszych wdechów,
spoglądając na niego spode łba. Moja przyszła ofiara.
Złapałem go za ramię
i pociągnąłem przez niewielki parking do mojego auta. Nie opierał się, chyba
wiedząc, co zamierzałem zrobić. Było to dziwne zachowanie, olewanie instynktu
samozachowawczego. Nie miałem jednak głowy, żeby się nad tym zastanawiać.
Położyłem dłoń na tyle
jego głowy i z całej siły walnąłem jego twarzą o dach mojego auta. Puściłem
Naruto, który z głośnym jękiem bólu upadł na kolana tuż obok mnie. Na białym
lakierze karoserii zostały rozmazane ślady ognisto czerwonej posoki.
– Jak mogłeś mi to,
kurwa, zrobić, cwelu?! – wydarłem się na niego ile miałem siły w płucach.
Chciałem na niego nimi splunąć. Mógłby mi oszczędzić wysiłku i się nimi
udławić.
Naruto rzucił mi
smutne spojrzenie, gdy już zdołał podnieść głowę. Miał całą zakrwawioną twarz
od nosa w dół. Nie powstrzymywało mnie to przed niczym.
Nie czułem się wtedy
sobą. Nie czułem się człowiekiem.
Upadłem na kolana, przyciskając nimi jego
ramiona do lodowatego, mokrego betonu. Pochyliłem się nad nim, raz po raz go
uderzając. Prawa pięść, lewa pięść i tak bez końca. Przyznawał mi rację i
pozwalał się bić. Wkrótce nie byłem w stanie już odróżnić jego twarzy od swoich
rąk, ponieważ były równie zasinione i zakrwawione.
Wydzierałem się na
niego przy tym zwierzęcym głosem, że go nienawidzę i że go zabiję. Obarczałem
go wszelkimi możliwymi wyzwiskami, jakie tylko przychodziły mi do głowy.
Pomimo tej
wściekłości, która buchała ode mnie, jak nigdy wcześniej wciąż myślałem o
Sakurze. O tym, jak pięć lat temu kochaliśmy się na moim łóżku w tamtym domu.
Jaki byłem szczęśliwy, gdy całowałem ją bez przeszkód i jej protestów.
Później cofnąłem się
do dnia, w którym pierwszy raz posmakowałem jej ust. Jak wtedy było nam ciężko
przyznać się przed samymi sobą, że nie możemy bez siebie żyć. Marzyliśmy o
sobie, nawet o tym nie wiedząc. No dobra, ja o tym nie wiedziałem.
Nawet nie
zauważyłem, kiedy Shikamaru odciągnął mnie od zmasakrowanego przyjaciela, klnąc
siarczyście pod nosem.
– Pojebało cię,
chłopie? – spytał, pomagając mi wstać.
– Zabiję gnoja –
syknąłem, dysząc z wysiłku.
– A tylko spróbuj. –
Przede mną wyrosła Temari. Zmierzyłem ją sztywnymi oczyma od stóp do głów. Ni
chuj się nie zmieniła – tylko te włosy, zaplecione w dredy. Eh, nie chciało mi
się rozprawiać o brzydocie jej kudłów.
– Sasuke! – zawołała
Saya, gdy już do nas podbiegła. Sapała ciężko – w końcu bieg maratoński w tych
szczudłach po asfalcie był nie lada wyczynem. Jakby ją ktoś tu prosił. – Co ty
wyprawiasz?
– Chuj was to
wszystkich obchodzi – warknąłem, wymijając ich zwinnie. Podszedłem do Naruto.
– Ona cię
nienawidzi, rozumiesz? – mamrotał ostatkami sił. Wyglądał naprawdę paskudnie. –
Ma cię w dupie. Już teraz, gdy jesteś z Sayą… ona jest teraz moja… czaisz?
Prychnąłem,
odchodząc. Wyminąłem maskę auta i wsiadłem do środka. Odpaliłem silnik i
ruszyłem z piskiem opon w stronę domu, który na szczęście był daleko.
Musiałem pomyśleć.
Czekaj… nie. Nic nie musiałem.
Pierdolcie się
wszyscy.
_____________________
Dzisiaj będzie
krótko, jako że jest już późno, a jutro poniedziałek. Przepraszam za obsuwę.
Napomnę, że potężną. Egzaminy, lenistwo, bierzmowanie, szkoła, rodzice i wiele,
wiele innych. Dziękuję serdecznie Voodoo za pozytywną energię i towarzystwo,
nawet jeżeli wirtualne, to się liczy. Dziękuję Kasieńce za motywację pierwsza
klasa na GG ^^ oraz Is za to, że zielona była super i za to, że dała mi ciastka
i za wszelką pomoc, a już szczególnie za tą przy obydwu szablonach! CZEKAM NA CHŁOPCÓW,
PANCERNIKU! Nie muszę dodawać, że wstawki, które tylko ty rozpoznasz, są
specjalnie dla ciebie <3
Następny rozdział
postaram się dodać do połowy czerwca.
Piszcie opinie o
tym, co tu się dzieje, bo ja już nie mam na swoją wyobraźnię siły. Czy to się w
ogóle nadaje do czegoś? Miało być dużo emocji i zaskoczenia, ale koniec końców
wyszło zamiast tego 37 stron A4 i blisko 10 700 słów samego rozdziału.
Do zobaczenia!
Tytuł: „Beksa” Artur Rojek
* – frag. „Pour it up” Rihanny
** – frag. “Raise your glass” P!nk
*** - frag. “W mojej
wyobraźni” Sulina (do tego kawałka pisałam całą końcówkę i w ogóle wielkie
brawa dla Sulina za kolejną dobrą robotę! <3 Uwielbiam!).
Cierpiąca Nanase
Dopiero niedawno znalazłam tego bloga, przeczytałam w tydzień, a dziś Skończyłam czytać ten rozdział i twierdzę:
OdpowiedzUsuńPodobało mi się ;-;
No i oczywiście - chcę więcej, Więc życzę weny i pisz dalej~
Co do całego opowiadania - twoje opisy bardzo mi się podobają, szczególnie opisy sytuacji.
Akcja jest ciekawa i jak zaczęłam czytać to nie mogłam przestać (czytałam to zamiast się uczyć, blogi psują dzieci ._.)
W dodatku lubię takie klimaty a muzyka jest przednia ❤
To jeszcze raz:
Weny, weny, dużo weny, weny... I jeszcze więcej weny ;-;
(Nie zabijajcie za błędy xd korekta w telefonach to zło ;-;)
Haha, masz rację - blogi niszczą ludzi xd
UsuńDziękuję, miło mi, że ci się tu podoba, chociaż martwi mnie fakt, że zawalasz naukę ;__; Spk, robię tak samo xdddd
Wena jest, ale czasu nie ma :c Mimo tego, dziękuję, przyda się.
Pozdrawiam, Nanase ^^
Wybaczcie,że użyje brzydkich słów,jednakże inaczej nie oddam towarzyszących mi emocji..CO TU SIĘ DZIEJE DO JASNEJ CHOLERY??????.
OdpowiedzUsuńSakura kocha Naruto...jest z nim...Natsume powiedz,iż to jest koszmar lub fałszywy tekst :(.
Friendship between Naruto & Sasuke is over.Wreszcie Sasuke mu przywalił w fałszywą buzkę *_*.
Sakura ma Sasuke gdzieś,z kolei Naruto jest jest jej chłopakiem...mówię NIE,NIE!.
Biedak z Sasuke :(.Dowiedział się z ust najlepszego przyjaciela tego,że Sakura nigdy go nie kochała,ma go w głębokim poważaniu,nienawidzi go...i najgorszej części-Sakura chodzi z Naruto.Ciężkie ma to życie :(.
Teraz Sasuke jej nienawidzi,a równocześnie tęskni...Oj,oj porobiło się.
Powiedz czy Sakura i Sasuke (w ogóle) się zejdą się razem?.Co ty robisz z moim Sasuke?. :(
Co do Sakury....lubiłam ją jako postać,lecz teraz to zwykła podła i kłamliwa żmija.
Skoro piszę komentarz...nie wiem czy dobrze sądze,ale Kot Łukasz przewiduje,iż Sasuke opuści zespół,zniknie na 10 lub 12 lat i wróci.Na jego miejsce popełniłabym samobójstwo bądz opuściła Japonię,zaczęła wszystko od nowa,lecz to moje domysły ;).
W moim komentarzu jest krytyka,ale pisz dalej :).Twój blog to jeden z moich ulubionych :D.
Chwila,zapomniałam dodać niektórych rzeczy :D.Popełniłam błędy w niektórych zdaniach,co jest mało istotne,lecz mam kolejne pytanie dotyczące bloga.
UsuńCzy po serii II będzie III?.Jakoś nie widać rozwiązania w II serii.
Natsume, II serię zaczęłam nie cały rok temu i na razie jest tu tylko 9 rozdziałów. Doprawdy, nie rozumiem skąd wniosek, że powinnam rozpocząć III, skoro jesteśmy na samym początku II. Wybacz, ale moja koncepcja przy odpowiedniej liczbie rozdziałów widzi rozwiązanie, a nawet kilka, więc pozwolisz, że nie będę kontynuować tego wątku.
UsuńPoza tym, tak, jak wspominałam w poprzedniej odpowiedzi na twój komentarz jest to blog całkowicie SasuSaku. Na dowód - na wszystkich spisach oznaczony jest jako SasuSaku i mowy tam nie ma o żadnym NaruSaku. Proszę o nie zadawanie mi więcej pytań, czy się zejdą, ponieważ dwukrotna odpowiedź na to samo pytanie powinna ci wystarczyć, co?
Cieszę się, że mam w tobie zapaloną czytelniczkę :)
Do usłyszenia przy następnym rozdziale, Nanase.
Och, popłakałam się.
OdpowiedzUsuńPrzy niektórych perłach to ja szczałam ze śmiechu, skarbeńku.
Pozwolisz, że pokażę ci moje ulubione fragmenty:
1) "Jak wam parę lat temu mówiłem, że będziecie parą, albo raczej, że powinniście nią być, to wypieraliście się bardziej, niż szatana na rekolekcjach"
- to jest tak złote jak chodzenie z księdzem to Biedry, mówię Ci,
2) "JA WCALE NIE POTRZEBUJĘ SIĘ USPOKOIĆ! JAK JA JE DORWĘ TO DOPIERO TRZEBA MNIE BĘDZIE USPOKAJAĆ, ŻEBYM SIĘ, KURWA, POWSTRZYMAŁA OD PRZYPIERDOLENIA, OT CO! CO TO MA, DO CHOLERY, BYĆ, ŻEBY SIĘ TRZY GODZINY SPÓŹNIAĆ?!"
- ktoś tu ma okres XD
3) "– To ta fińska grupa metalowa? – zapytała Ito z niedowierzaniem.
– Metalowa? – Zaśmiał się brunet. – Melodic death metal, power metal, speed metal, heavy metal, neoclassical metal – wymieniał podgatunki, a my z każdym następnym coraz bardziej nie wiedzieliśmy, czy mamy się śmiać, czy uciekać. Pojebany człowiek."
- WISIENKA NA TORCIE, NO PO PROSTU, SIĘ POSIKAM ZARAZ XDDD WIESZ, JAK JA UWIELBIAM ROZKMINY NA TEMAT, JAKI GATUNEK GRAJĄ DZIECI JEZIORA BODOM XDDD POPŁAKAŁAM SIĘ, ZAŁKAŁAM XDDDDD
Będę szalenie tęsknić za tym osobnikiem, co się w tym zasłuchiwał XD
Serio, to jest bardziej złote niż biały XD
Ale teraz konkrety.
Są dway fragment, które były niesamowite, mianowicie te:
"Żyje się chwilą, prawda? A jak nie chwilą, bo ktoś, tak jak ja jest rozsądny i boi się zmian, to przynajmniej teraźniejszością, nie rozdrapując strupów w miejscu serca. Bestie nie mają serca."
"Naprawdę się zakochał. Tak prawdziwie i nieodwracalnie. W takim potworze, jak ja.
Położyłam zimną dłoń na jego głowie i przycisnęłam mocniej do siebie. Nie opierał się. A ja chciałam być. Dla kogoś. I żeby w końcu ktoś był dla mnie. Chłopak… właściwie, to już mężczyzna.
Dla mnie i ze mną. Zawsze."
Chyba każdy ma czasem poczucie, że chciałby być dla kogoś. Dlatego te akapity były piękne.
Ogółem, rozdział był naprawdę dobry, przeplatany raz śmieszkami, a raz refleksjami i momentami zadumy. Ogółem, zaczęłam się zastanawiać, czy ja aby czasem czytając już nie daję sprzecznych komunikatów (XD).
Ale ja bym nie wiedziała, co robić - zabić jedno czy oboje. Bo wkurw musiał być niesamowity.
Czekałam całe czytanie na konfrontację Sasuke vs. Naruto. I nie dziwię się, że dał mu po ryju.
Jego refleksje na temat tęsknoty do Sakury uderzają w czytelnika niesamowicie.
Tylko, że czasem ciężko jest postąpić właściwie, i myślę, że twoi bohaterowie zdają sobie z tego sprawę.
Ja wiem, że to SasuSaku, ale ten wątek NaruSaku sprawia, że fabuła jest sprzeczna i ożywiona jednocześnie XD mam nadzieję, że zaczaisz, o co mi chodzi XDDD
Rozdział naprawdę szybciutko się czytało, wciągający był, najlepiej po ciemku, kiedy domowniki po melo śpią!
WENY CI ŻYCZĘ, ALE TO JUŻ WIESZ XDD
Pozdrawiam z miłością
Pancernik
Moja rosjaneczko... OWSZEM, WYSYŁASZ SPRZECZNE KOMUNIKATY XD Sprzeczne niczym Katy Perry i COB, jeżeli wiesz, o czym mówię.
UsuńW końcu się doczekałam, chociaż czekać musiałam bardzo długo. No, ale tyle się działo, no bywa.
Wiedziałam, że wyłapiesz te fragmenty, choć ciężko nie, znając naszą gimnazjalną bekę... Tak, z SS i NS wiem, o co ci chodzi. Co byłaby ze mnie za przyjaciółka, gdybym nie?
Cieszę się, bo to jest chyba pierwsza moja praca w życiu, z której wyłapałaś jakieś większe przesłanie.
Dziękuję ci za wszystko!
Nanase