Music

poniedziałek, 5 stycznia 2015

6. Stay with me here now and never surrender



Popołudnie mijało nam w szampańskiej atmosferze, szczególnie, że byliśmy już po paru kieliszkach wina. Jedynie Sasuke nie ruszał alkoholu (i chyba bardzo pijaczyna cierpiał z tego powodu), ponieważ był u Hinaty razem z Sayą samochodem. Okazało się, że wszyscy, pomimo paru lat przerwy w kontaktach nadal świetnie się dogadujemy. Cieszyło mnie to.
– Hinata – zawołała zachwycona Ino, pochłaniając deser w zastraszającym tempie. – Idź do jakiegoś kulinarnego show, czy coś. Marnujesz się jako nauczycielka!
Granatowowłosa rzeczywiście, gotowała o niebo lepiej od innych. Cóż, los poskąpił jej śmiałości i innych przydatnych cech charakteru, lecz nikt nie umiał zrobić takich ciepłych truskawek w czekoladzie zmrożonej na kamień, jak ona. Te truskawki umieszczone były na waniliowym kremie, którym przyozdobione zostało zwykłe biszkoptowe ciastko. Na to wszystko wrzuciła startą na paćko–wiórki miętę. Niebo w gębie na lato.
– Dziękuję Ino, ale ja lubię swoją pracę – Hyuga zaśmiała się dźwięcznie, przymykając oczy. – Desery jednak wychodzą mi najlepiej – przyznała.
– Nie przesadzaj – mruknął Sasuke, również pałaszując słodkości.
– Widzisz – zachichotała Saya, kładąc widelczyk na pustym już talerzu. – Przecież ten gbur nienawidzi słodyczy! A zobacz jak się objada!
– Patrz na swój talerz, grubasie – fuknął Uchiha, jak gdyby trochę zakłopotany faktem, iż przyłapano go na odstępstwie od jego rygorystycznej natury.
– Nie jesteś gruba, Saya – uśmiechnąłem się do właścicielki oczu koloru rozpływającej się czekolady. – Nie słuchaj tego debila – dodałem, widząc jak Hiyugashi zaczyna udawać, że zbiera się jej na płacz. Ponieważ Uchiha siedział naprzeciwko mnie byłem w stu procentach pewien, że to właśnie on, słysząc to, kopnął mnie w kostkę, aż mi się krzesło przesunęło. Wszyscy poza nim zaśmialiśmy się głośno. Wszystko układało się po staremu. To było piękne!
Wtem po wnętrzu pokoju rozniosły się pierwsze takty „Dopaminy” Pezeta. Wyprostowałem się jak struna, czując wibracje na dupie, pochodzące od mojego telefonu. Chociaż byłem pewny, co do tego, kto dzwoni odruchowo wyciągnąłem aparat i zerknąłem na wyświetlacz pod takim kątem, żeby był on widoczny tylko dla mnie.
– Kurwa – przekląłem cicho pod nosem, jednak i tak wszyscy to słyszeli. Jednocześnie pięć par oczu skierowało na mnie podejrzliwe spojrzenia.
– Kto to? – zapytała Hinata. Nie mogłem zdobyć się na uspokajający uśmiech, którym zawsze ją zbywałem w takiej sytuacji. Pośpiesznie odsunąłem krzesło i wstałem. Wszystko nie trwało nawet minuty.
– Nikt – odparłem nienaturalnie wysokim głosem. – Przepraszam na momencik – okrążyłem stół, jednocześnie przesuwając palcem po ekranie. – Co się stało? – zapytałem rozmówcy.
Naruto – usłyszałem zrozpaczony głos Sakury – nie mam przepustki – oznajmiła. Chyba dusiła w sobie łzy, ponieważ w słuchawce słyszałem jej nierówny, głośny oddech. Dyszała tak, jakby od tego miało zależeć jej życie.
– Ale jak to? – zdziwiłem się trochę zbyt głośno. Wszyscy się na mnie obejrzeli. Pośpiesznie skierowałem swe kroki do malutkiej kuchni Hinaty. Po drugiej stronie słuchawki rozległ się odgłos, jakby ktoś upadł na podłogę oraz donośny szloch. Serce zabiło mi trzy razy mocniej.
– To może ja pozmywam? – usłyszałem głos zadowolonej Hinaty. Po chwili po całym mieszkaniu zaczęło roznosić się łoskotanie składanych na siebie talerzyków.
– Pomogę ci – zaproponowała energicznie Saya. Ktoś prychnął głośno. – No co?!
– Przecież ty nie umiesz zmywać – sarknął Sasuke. – Nie wiesz nawet, jak dobrze ułożyć naczynia w zmywarce. W czym ty chcesz niby pomagać?
Przewróciłem oczami. Jak on chce ciągnąć taki związek do końca życia? Myśli, że może sobie tak bezkarnie, za darmo posuwać Hiyugashi, a po wszystkim wylewać na nią wiadro pomyj i tak do usranej śmierci? A Saya? Albo jest głupia, że się na takie coś zgadza, albo Sasuke jest wyjątkowo dobry w te klocki i kiedy są sami zamienia się w jakiegoś uroczego, wymarzonego chłopaka… lub po prostu zbyt dobrze ją zadawala.
– Opowiedz mi o wszystkim – poprosiłem czułym głosem. Przymknąłem powieki, wsłuchując się w płacz różowowłosej. Mijały kolejne sekundy milczenia z jej strony.
– To może ty pójdziesz Hinacie pomóc, a ja sobie usiądę spokojnie na twoim miejscu i też będę cię tak opierdalać? – burknęła Saya.
– Niech będzie – fuknął Uchiha. Usłyszałem szurnięcie krzesła. Ktoś wstał, a łoskot podwoił się. Podświadomie czułem, że kasztanowowłosej opadła szczęka. Przez chwilę miałem ochotę się uśmiechnąć, lecz zaraz przypomniałem sobie o Sakurze. Ona się nie śmieje – ona płacze. Otworzyłem szeroko oczy, słysząc powolne kroki przyjaciół w moją stronę.
Gdybym teraz wyszedł, wyglądało by to co najmniej podejrzanie. Nie miałem zbyt dużo czasu na myślenie, więc zdecydowałem się pozostać w kuchni. Dla niepoznaki oparłem się o jeden z blatów a twarz razem z resztą ciała zwróciłem ku oknu. Słońce było takie piękne dzisiaj. Sakura na pewno cieszyła się nim… do czasu. Ciekawe jak długo trzymała to wszystko w sobie, zanim do mnie zadzwoniła. Głupia myśli zawsze, że poradzi sobie ze wszystkim sama, ale tak łatwo, to w życiu nie ma.
Wtem do kuchni wkroczyła promienna Hinata i lekko uśmiechnięty Sasuke. Zaplotłem ręce na klatce piersiowej, nadal, prawą dłonią trzymając tuż przy uchu telefon.
Chociaż białooka nie zwróciła na mnie większej uwagi, zbyt skupiona na utrzymaniu talerzy w pionowej pozycji, to Uchiha już tak. Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. Udałem, że go nie zauważyłem.
Bo to było tak – zaczęła łamiącym się głosem – że dzisiaj wezwano mnie do dyrekcji. I tam był dyrektor, doktor Morino… i jeszcze jacyś ludzie. To chyba była jakaś rada szpitala, czy coś – wyjaśniła. – Zaczęli zadawać mi pytania i… – urwała. Po chwili w słuchawce ponownie dało się słyszeć głuchy, donośny szloch.
Odwróciłem się, żeby się upewnić, że tylko ja go słyszę. Niestety, wesoła dwójka za mną, patrzyła na mnie poważnymi oczami. Zagryzłem dolną wargę. Nie chciałem jej przerywać, czy wyjść na szorstkiego, ale musiała sobie zacząć popłakiwać trochę ciszej.
– Naruto… kto to? – zapytała cicho Hinata. Odsunąłem aparat od ucha.
– Nikt, kim powinniście się przejmować – odparłem. Wtedy w słuchawce zaległa cisza. – Ej… – mruknąłem zdenerwowany, z powrotem przykładając ją do ucha – jesteś tam?
Nie jesteś sam? – szepnęła Sakura. Cholera jasna. Dałbym sobie głowę uciąć, że się przestraszyła.
– Jestem z Hinatą i – uciąłem, wahając się przez moment – z Sasuke.
Przez ładne parę minut odpowiadała mi cisza.
Słyszą mnie? – zapytała beznamiętnym tonem. Westchnąłem, przecierając twarz dłonią.
– Trochę – mruknąłem, jeszcze raz się na nich oglądając. Udawali, że są pochłonięci, płukaniem naczyń i wstawianiem ich do zmywarki. – Słuchaj, musisz mówić ciszej, bo jeszcze cię KTOŚ usłyszy i COŚ sobie pomyśli – stwierdziłem cicho. Dobrze. Teraz to już się Sasuke nie pozbędę do końca życia. Hyuga na pewno nie zastanawiała się zbytnio nad tym, z kim rozmawiam, jednak Uchiha… cóż, on mógł coś podejrzewać. Odwróciłem się delikatnie. Tak. Brunet gdyby mógł, to przewierciłby mi duszę młotem pneumatycznym.
* * *
Nie lubiłem mieszkania Hinaty. Ciasno, wszyscy na siebie włazili.
Nie lubiłem spotkań z ludźmi. Wszyscy nabijali się ze mnie tylko dlatego, że nie śmieszyły mnie ich żarty. Żałosne.
– Eee – chrząknął przerażony Uzumaki. – Mów dalej.
Wpatrywałem się uparcie w jego plecy. Z kim się tak krył? Niemożliwym przecież było, żeby Naruto zdradzał z kimś Hinatę. Owszem, może z jego strony nie była to wielka miłość, jednak on nie byłby zdolny do ciągłego okłamywania Hyugi. Był na to za dobrym człowiekiem. Poza tym, białooka na dziewczynę była materiałem idealnym.
Hinata, z charakteru raczej cicha i spokojna dziewczyna. Nie wpierdalała się w nie swoje sprawy, o nic nigdy nikogo nie podejrzewała. Poświęcała się dla ważnych dla siebie osób w stu procentach, nie licząc się z konsekwencjami, podobnie jak Uzumaki. W dodatku była naprawdę ładną kobietą. Choć drobna nie była to i tak, darząc ją głębszymi uczuciami, chciało się ją ochronić przed złem. Naruto nie mógł żądać więcej. Jedyną osobą, z którą mógłby może coś zrobić była… Sakura.
– Co? – wrzasnął blondyn trochę za głośno. Uniosłem wysoko brwi. Hinata zerknęła na mnie niepewnie, lecz ja tylko wzruszyłem ramionami. – Czekaj! Nic nie rób! Zaraz… już jadę do ciebie! Poczekaj… nie! Sa… – urwał, a moje brwi podeszły wysoko do góry.
Ton tej rozmowy… tylko z jedną osobą Uzumaki tak rozmawiał i z pewnością tylko tą jedną by się na tyle przejął. Lecz… przecież to niemożliwe!
Nie. O nie – on by mi tego nie zrobił. Wszyscy, tylko nie Naruto.
To nie mogła być prawda!
– Naruto, co się stało? – zapytała przestraszona Hyuga, gdy blondyn walnął pięścią w blat, aż nam w uszach zahuczało. Odsunął szybkim gestem słuchawkę od ucha; na ekranie wyświetliła się informacja o zakończeniu połączenia. Odwrócił się przodem do nas. Jego twarz co i rusz zmieniała swoją barwę – to robił się czerwony, to znacznie bladł, żeby później jego skóra mogła przybrać opalony, zdrowy odcień. – Naruto… – podeszła do niego i dotknęła dłonią jego twarzy. Odtrącił ją mało delikatnym gestem.
Spojrzał na mnie rozwścieczony. Zacisnął usta w kreskę i wiercił mi tak dziurę przez dobrą minutę. Z łatwością wytrzymałem to. Kątem oka widziałem zdezorientowaną Hinatę. Było mi jej trochę szkoda. Naruto jednak rzadko okazywał swoją złość przy innych, więc musiało stać się coś, co bardzo by go wzburzyło. Na przykład… coś z Lo.
Wróć! Naruto taki nie był.
Gdyby wiedział, co się dzieje z Haruno, powiedziałby mi. Przecież ja też, mimo wszystko byłem jego przyjacielem! Przyjaciołom nie robi się takich rzeczy. Nie, kiedy się wie, ile są oni w stanie oddać za chociażby jedno spojrzenie tej trzeciej osoby. Przecież ja bym duszę diabłu zaprzedał, byleby tylko się z Sakurą zobaczyć!
– Sasuke – powiedział zdecydowanym tonem Naruto. Westchnąłem.
– No?
– Sasuke, zawieź mnie do Szpitala Centralnego – poprosił, czy może bardziej rozkazał. Po tonie jego głosu wnioskowałem raczej to drugie.
– Po co? – zapytałem beznamiętnie. Niech nie myśli, że jestem przejęty lub, że podejrzewam go o zdradę. Brwi mojego przyjaciela zbiegły się niemal całkowicie, tworząc na jego czole jedną kreskę.
– Nie twój interes. Zawieź – warknął.
– Ale mój samochód – odparłem. Nawet nie zauważyłem, a blondyn już był przy mnie.
Górowałem nad nim pięcioma centymetrami i normalnie patrzyłem na niego trochę z góry, lecz tym razem jego negatywna energia, promieniująca na kilometr zwyczajnie mnie przytłoczyła. Spiąłem jednak dupę, żeby nie dać ponieść się zbędnym emocjom. Odsunąłem głowę, a jego niespodziewana pięść trafiła w stojącą za mną lodówkę. Zmarszczyłem z niesmakiem brwi.
– Sasuke – mruknął wściekle. Gdybym był normalnym facetem, a nie sobą, to pewnie po plecach przeszły by mi ciarki. Ale nie, mnie to nie ruszyło. Jedynie moje alter ego coś tam mruczało o sraniu w gacie, jednak kazałem mu siedzieć cicho. – Nie wkurwiaj mnie. Zależy mi na czasie. Bardzo… rozumiesz?
– Yhm – wymruczałem od niechcenia. – Powiedz mi o co chodzi, a zabiorę cię nawet na koniec świata – zażądałem, trochę ironizując.
– Nie – odparł. Hinata położyła dłoń na jego zaciśniętej pięści. Niebieskooki spojrzał na nią. Jej skruszona mina chyba trochę go uspokoiła, a tak mi się przynajmniej wydawało. Odsunął ode mnie rękę, a dłoń białookiej ujął w swoją własną.
– Naruto – szepnęła cichutko. Dało się wyczuć jej zaniepokojenie, czy raczej strach. Uzumaki oprzytomniał nagle.
– Przepraszam – wyznał lekko skruszony.  – To dla mnie naprawdę ważne.
– Rozumiemy – zapewniła. Ja nic nie powiedziałem, gdyż uznałem to za zbędne. Naruto spojrzał na mnie odważnie.
– Sasuke… ja bym ci powiedział – przyznał – lecz nie mogę.
– A to czemu? – Chciałem wiedzieć. Uzumaki w odpowiedzi zdobył się na uśmiech i z tajemniczą miną kiwnął lekko głową na Hinatę. Był to gest niewidoczny dla kobiety. Dałem za wygraną.
– Dobra – mruknąłem. – Zakładaj buty.
– Dziękuję – powiedział. Pogłaskał na pożegnanie Hyugę po policzku. Granatowowłosa zapewne uznała to za czuły, uspokajający gest. Ja natomiast wiedziałem, że mój przyjaciel ją najzwyczajniej w świecie oszukał, twierdząc, że już w porządku.
Puściłem go przodem. Z kuchni do przedpokoju były trzy kroki. Nie minęła sekunda, a my zakładaliśmy markowe trampki. Już chwytałem za klamkę, gdy poczułem delikatny uścisk na swojej dłoni.
– Sasuke – powiedziała Saya – gdzie idziecie?
– Mam sprawę na mieście do załatwienia – wyjaśnił lakonicznie Naruto. Spojrzałem na kobietę przez prawe ramię. Wyglądała na zmartwioną. Pewnie słyszeli jak się kłóciliśmy z Naruto w kuchni. – Sasuke mnie zawiezie.
– Ale wrócisz po mnie? – upewniła się, gdy otworzyłem drzwi. Przewróciłem oczami.
– Oczywiście – odparłem oschle, wychodząc.
*
Jechało nam się całkiem dobrze, choć mieszkanie Hinaty było położone w krytycznym miejscu, jeżeliby brać pod uwagę dojazd do centrum. Być może była to kwestia godziny. Porą zmierzchu, w środku tygodnia to raczej się z centrum wracało niż dążyło. Uważałem, że jednak mimo wszystko niewielką, ale zawsze część zasług należało przypisać mojemu samochodowi. Mitsubishi Eclipse – Mój Biały Sportowy Kilkuletni Dwuosobowy Skarb. Jeździło się nim wspaniale, jako że było to auto sportowe, stworzone bardziej z myślą o wyczynach niż o spokojnej jeździe. Idealne dla mnie.
Zatrzymałem się z niechęcią na światłach. Rozejrzałem się czujnie wokół. Po lewej stronie park, po prawej brama wjazdowa na moje osiedle. Szpital, do którego Naruto koniecznie chciał się dostać był po drugiej stronie parku. Pomyślałem, że szybciej by było, gdyby mój przyjaciel udał się tam na piechotę, poprzez miejską zieleń, lecz zanim wypowiedziałem to na głos, ugryzłem się w język. Odwróciłem ku niemu twarz z ciekawością.
Naruto siedział na fotelu obok. Wyglądał na zdenerwowanego. Co chwilę zerkał na światła, sprawdzając ich barwę. Do tego zaczął obgryzać skórkę przy prawym kciuku i irytująco podrygiwać lewą nogą. Zmarszczyłem brwi. On się naprawdę przejmował. Odwróciłem się z powrotem ku przedniej szybie, wpatrując się w dal. Zamrugałem kilkukrotnie, czując nagłe przybicie. Gdybym tylko wiedział o co chodzi, to naprawdę bym mu bardziej pomógł… Chciałem mu pomóc! Pragnąłem przejąć na siebie choć połowę tego zdenerwowania, lecz Uzumaki mi na to kategorycznie nie pozwalał, kryjąc to wszystko w sobie.
Światła zmieniły się na zielone. W odruchu przyszpiliłem gaz do końca. Wyrwaliśmy się z głośnym pomrukiem silnika do przodu. Nagły skurcz sprawił, że chwyciłem za kierownicę obiema rękami a stopę przeniosłem na hamulec i gwałtownie go wcisnąłem. Auto natychmiast się zatrzymało. Gdzieś na zewnątrz rozległ się pisk opon, zapewne moich. Obydwaj trochę polecieliśmy do przodu. Za nami ktoś parokrotnie i bardzo agresywnie wcisnął głośny klakson.
Chwilę później jakiś czarny mercedes wyminął nas, a z uchylonej szyby ktoś wystawił rękę z wyprostowanym środkowym palcem. Samochód pognał z szaleńczą prędkością przed siebie i po chwili skręcił w prawo, znikając nam z oczu. Razem z blondynem spojrzeliśmy po sobie ze zbiciem.
– A ja myślałem, że to Itachi jest najgorszym kierowcą w waszej rodzinie – mruknął z ironicznym uśmieszkiem. Mina mi zrzedła. Na powrót wcisnąłem pedał gazu, lecz tym razem już delikatniej. Samochód ruszył, zwinnie sunąc do przodu. Po jego stylowym wnętrzu  rozniósł się cichy pomruk silnika. Westchnąłem, zatrzymując się na kolejnych światach, tym razem przy skrzyżowaniu. W lewo do szpitala, w prawo do wytwórni Akari.
Samochodowe turbiny na powrót ucichły. W aucie jednak nie zapanowała cisza, ponieważ mój przyjaciel postanowił umilić nam podróż i jakiś czas temu włączył radio. Właśnie rozbrzmiewały ostatnie takty „Last Christmas”.
– Ta piosenka o wiele lepiej brzmi, gdy do świąt jest jeszcze daleko – zagadał Naruto. Zerknąłem na niego ze zdumieniem. Wyglądał normalnie. Domyśliłem się, że zaczął paplać, żeby rozładować siedzące w nim napięcie. Wzruszyłem ramionami.
– Dziwnie… – odparłem normalnym tonem. I wszystko byłoby pięknie i ładnie, gdyby nie następna piosenka.
A teraz najnowszy przebój grupy Night Logs, czyli List – zapowiedział speaker, a we mnie coś zrobiło salto z przewrotem w przód do rozkroku. To wcale nie było moje uradowane serce. To raczej były flaki.
– O jak fajnie! – zawołał Naruto standardowym dla siebie, zadowolonym głosem. Słysząc pierwsze nuty jebnąłem dwoma palcami w przycisk włączania i wyłączania, starając się ukryć wkurzenie. Zrobiło się cicho… prawie, Naruto jak zawsze okazał się być niezawodny. – Ej! Pogrzało cię Sasuke? Przecież to była nasza piosenka! Stary, od pampersa marzyliśmy o tym, żeby nas puszczano w radiu, a ty…
– A ja mam dość słuchania tego dziesięć razy na dobę, szczególnie, że jako jedyny znam prawdziwy przekaz tej piosenki, Naruto – warknąłem.
Światła pozwoliły mi na skręt w lewo, więc znów dodałem gazu, włączyłem kierunkowskaz i skręciłem. Uzumaki chyba rozważał sens moich słów, bo coś umilkł na dłuższą chwilę. Minęło parę minut, a pomiędzy gęstymi  drzewami mogłem już dojrzeć rozświetlony, biały budynek nowoczesnego szpitala.
– Nigdy tam nie byłem – rzuciłem dla zmiany tematu. Niebieskooki parokrotnie potrząsnął głową, chcąc zapewne oprzytomnieć.
– Możesz ze mną wejść, jeśli chcesz – chłopak mruknął tajemniczo, wpatrując się na powrót z uwagą w skrawki budynku. Spojrzałem na niego zaciekawiony. On również na mnie zerknął i uśmiechnął się smutno. – Ale na oddział ze mną nie wejdziesz. Poczekasz sobie grzecznie przed drzwiami, co?
– Niech będzie… – powiedziałem, znów skręcając w lewo. Teraz szpital był już po prawej, widoczny w całej okazałości. – Gdzie tu jest parking? – zapytałem rzeczowo. Naruto zmarszczył brwi.
– Musimy chyba go okrążyć – stwierdził. – Zobacz – powiedział z uśmiechem, pukając w szybę. – Trzecie okno po lewej to okno mojej znajomej – wyjaśnił, a moje brwi ponownie nastąpiły na czoło.
– To do niej jedziesz? – zapytałem. Pokiwał energicznie głową. – Kto to jest?
– Nie znasz jej – uciął szybko. Normalnie to bym się zdziwił jego tajemniczością, jednak teraz czułem, że nie warto oczekiwać od tego chłopaka czegokolwiek więcej.
* * *
Pokój, w którym mimowolnie się znalazła był pomieszczeniem sterylnym. Ściany przyozdobione były w ciemnoniebieskie, granatowe oraz białe kafelki. Z sufitu zwisało parę z bardzo popularnych w tym budynku jarzeniowych lamp, oświetlających salę porażająco białym światłem, które kojarzyło się z salami operacyjnymi. Dwie, spośród czterech ścian zasłonięte zostały przez wysokie, oszklone regały. Na ich półkach umieszczonych zostało całe mnóstwo buteleczek, pudełeczek i innych tego typu rzeczy, każda starannie podpisana i opisana. Niektóre z nich, potrafiła rozszyfrować, lecz tylko nieliczne. Prawdę mówiąc, po trzech latach studiów nadal wiedziała bardzo niewiele tego, co było jej potrzebne do zostania chirurgiem, przynajmniej, jeżeli chodziło o wiedzę praktyczną.
W tym momencie, do pomieszczenia, które w tym szpitalu zwane było salą zabiegową wkroczył poważny, postawny mężczyzna. Był to lekarz psychiatrii, Ibiki Morino. Doktor znany był środowisku szpitalnemu jako człowiek powściągliwy, stanowczy i zawsze dopinający wyznaczonego mu celu. W całej jego karierze lekarskiej, a trzeba wiedzieć, iż było to już ponad dwadzieścia lat nie było jeszcze przypadku, który, prowadzony przez Morino nie zostałby wyleczony do cna.
Ibiki swej pracy poświęcał się niemalże w całości, o co często się ze swoją żoną kłócił. Choć jego ukochana stanowczo nalegała na to, by Morino zwyczajnie spojrzał na swoją pracę, jako na rzecz drugorzędną i sam zajął się rodziną, czyli nią i ich dwunastoletnią córką to doktor, uparty i zdecydowany zawsze powtarzał, że bez swojego starannie wypracowanego zawodu psychiatry jest zwyczajnie nikim. Można się nam tylko domyślać, jak kończyły się wszystkie podobne do tej dyskusje.
Pomimo tego, że Ibiki Morino, jako stuprocentowy flegmatyk i bardzo skryty człowiek starał się ukryć swoje zmartwienia (a niekiedy nawet i wyczerpanie psychiczne) za wszelką cenę to wszystko to objawiało się w jego wyglądzie w bardzo prosty sposób.
Doktor z natury był człowiekiem wysokim i barczystym. Już w czasach dzieciństwa wyróżniał się spośród tłumu zwyczajnych dzieci swą nienaturalną, jak dla człowieka w tym wieku budową. Jednak mimo swej masy i groźnej postawy jego łagodne usposobienie oraz wewnętrza empatia odziedziczona po rodzicach sprawiała, że ludzie jednoczyli się z nim w niesamowitym tempie.
Z biegiem czasu ciało Ibikiego nabierało coraz to groźniejszych rozmiarów, jednak jego twarz zawsze pozostawała ludzka. To właśnie ta wyjątkowa cecha sprawiła, że Yumi – jego żona – zakochała się w nim do szaleństwa. I chociaż teraz, po niemalże piętnastu latach małżeństwa to łagodne, męskie oblicze nabrało ostrości i powagi, to wnętrze doktora pozostało tak samo wrażliwe jak w okresie dzieciństwa.
Łysy mężczyzna rozejrzał się uważnie po pomieszczeniu. Na leżance, która stanowiła centralny punkt pomieszczenia zauważył swoją ulubioną pacjentkę. Chociaż różowowłosa kobieta nie wydawała się tak cieszyć jego widokiem, to lekarz aż pisnął w duchu z ekscytacji. Sakura siedziała na leżance ze zniecierpliwioną miną. Swoje niezwykle hipnotyzujące, kocie oczy skoncentrowała na nowym przybyszu. Jednocześnie unosiła prawą rękę nieco do góry, lewą niezbyt mocno przyciskając do niej zakrwawiony bandaż. Ibiki pokręcił z dezaprobatą głową.
– Co się stało, Haruno? – zapytał rzeczowym, chropowatym głosem. Dziewczyna, przewróciwszy oczami, westchnęła.
– Co się stało? – przedrzeźniła go. Jej duże oczy ciskały gromy. Chociaż Sakura zdawała się być przy nim krucha, to to groźne spojrzenie nadawało jej osobie swego rodzaju psychicznej przewagi nad doktorem. Oczywiście Morino nie przejął się nim zbytnio.
Zdążył się już przyzwyczaić do zmienności zachowania i specyficznego uosobienia Haruno. Raz była chłodna i perfekcyjnie opanowana, żeby w sekundę przerodzić się w rządną krwi i agresji maszynę do zabijania. I właśnie dlatego Ibiki uważał ją za swoją najciekawszą pacjentkę.
Ludzie z depresją, których w ciągu ponad dwudziestu lat wyleczył Morino można było liczyć w setkach. Jednakże wszyscy oni zawsze wpisywali się w pewne schematy, z których łatwo można było im przyczepić etykietkę DEPRESJA i rozpocząć odpowiednie leczenie. Zawsze spotykał te same powody, w gruncie rzeczy bardzo proste do odgadnięcia. A to komuś umarli rodzice lub po prostu ktoś ważny, albo ukochany okazał się być nie wartym poświęcania czasu, czy też na odwrót. Zdarzali się mu też pacjenci, którzy swymi samobójstwami i często okaleczaniem się chcieli po prostu zwrócić na siebie uwagę swoich bliskich. Byli to w przeważającej części rozpuszczeni nastolatkowie, uczestniczący w rozwodach rodziców lub też zapomniane przez bliskich dzieci. Stałe schematy, które ktoś z niewiadomego powodu nieustannie powielał. Można powiedzieć, że dla psychiatry z powołania wiało niemiłosierną nudą. I nagle trafił mu się przełom.
Bo oto na oddział psychiatryczny wpisana została Sakura Haruno. Wówczas osiemnastoletnia dziewczyna, pochodząca z bogatej, aczkolwiek iście patologicznej rodziny. Trzecie dziecko założyciela jednej z trzech największych, japońskich wytwórni muzycznych – Ikuo Haruno – oraz niegdyś czołowej pianistki kraju kwitnącej wiśni – Hikari Haruno. Dziecko cud – tak nauczyciele z liceum się o niej wypowiadali. Niesamowicie inteligentna, piękna i utalentowana – ideał, jednym słowem. Coś jednak sprawiło, że Sakura Haruno próbowała popełnić samobójstwo łącznie ponad trzydzieści razy. Jednak wbrew pozorom istniało co najmniej pięć czynników, które mogły przyczynić się do tak drastycznych decyzji tej młodej kobiety. Istne sudoku dla Ibikiego, czyli coś, na co czekał całe życie.
– Przepraszam, ale nawet w szpitalu nie można się doprosić o kartę pacjenta – wymruczał mężczyzna, który właśnie w tym momencie przekroczył próg sali zabiegowej. Facet podrapał się po siwiejącej już łepetynie i uśmiechnął do pozostałej dwójki. Nie spotkawszy się z żadnym przyjacielskim odzewem (czyt. Ibiki nawet się na niego nie obejrzał a Sakura swe mordercze oczęta przeniosła na nowo przybyłego) odchrząknął znacząco i wszedł głębiej.
– Nie, żeby coś – warknęła różowowłosa – ale moim zdaniem, jeżeli już mi pan przerwał w okaleczaniu się, to lepszym wyjściem dla ratowania mojego zdrowia byłoby najpierw mi pozaszywać te rozcięcia, a później szwendać się po całym szpitalu w poszukiwaniu mojej karty. Poza tym – ciągnęła dalej oschłym tonem – to chyba dosyć oczywiste, że moja karta jest albo w gabinecie Morino, albo w głównym spisie, co?
– A co ty taka przemądrzała, co? – fuknął, wyraźnie urażony jej tonem pielęgniarz.
Zatrzymawszy się przy jednej z gablotek otworzył szklane drzwiczki, ze środka wyjmując pudełeczko z gazą, bandaże i wodę utlenioną. Następnie zamknął gablotę na klucz i podszedł do nich. Morino odsunął się, robiąc mu więcej miejsca. Po chwili namysłu usiadł obok Haruno, bacznie przyglądając się jej dłoni, skąpanej w jej własnej osoce, przeciekającej przez kompletnie mokry już bandaż. Spojrzenie przeniósł na twarz zielonookiej i wtedy odkrył, że jej sarkastyczne i prowokujące zachowanie ma na celu zatajenie bólu, jakie te rozcięcia w niej wywoływały.
– Nie jestem przemądrzała, tylko po prostu się na tym znam – sprostowała wrogo. – Niech pan sobie z łaski swojej wyobrazi, że to nie jest pierwsza taka akcja w moim życiu i wiem, co należy robić w takich wypadkach.
Siwiejący pan westchnął głośno. Położył rzeczy wyjęte z gablotki na kolanach Sakury i schylił się nieco. Spod leżanki wysunął metalowy, pomalowany na biało stołeczek. Usiadł na nim ociężałe i ujął w swoją spracowaną dłoń poranioną rękę dziewczyny. Delikatnie odsunął bandaż. Oczom dwóch mężczyzn ukazały się trzy, mocno krwawiące, długie rozcięcia. Najbliżej nadgarstka było to najrówniejsze, później każde kolejne stawało się coraz bardziej poharatane, jak gdyby nosiło w sobie coraz więcej bólu i niezdecydowania.  Pielęgniarz zmarszczył w skupieniu brwi, dokładnie oglądając każdą z ran.
– Czym ty sobie to zrobiłaś? – zapytał.
– Przecież sam pan widział, że lustro rozbiłam – wymruczała znużona kompletnym brakiem zdolności dedukcji u mężczyzny.
– Racja – odparł facet. – Przepraszam. Jak masz na imię?
– Sakura, ale wolałabym, żeby pan mi mówił po nazwisku, tak jak to już wcześniej ustaliliśmy – powiedziała poważnym tonem. – Nie lubię pana, na tyle, żebyśmy mogli się do siebie zbliżyć.
– Och – zdziwił się, zajmując się przemywaniem ran wodą utlenioną. Twarz zielonookiej nawet nie drgnęła, choć było pewnym, iż rozcięcia piekły ją w tamtym momencie żywym drapieżnym i błogosławionym dla niej samej ogniem. – Czy mogę w takim razie uznać, że mnie lubisz, Haruno? – zapytał z nutą nadziei w głosie.
– Jest pan idiotą – stwierdziła, przymykając oczy. – Dlatego odpowiem, że tak.
*
Kroczyli jasnym, lecz stosunkowo ciasnym korytarzem. Wokół panowała absolutnie grobowa cisza, którą ośmielały się przerywać tylko odgłosy ich podeszw, stykających się z parkietem. Sztucznie zrelaksowany blondyn kroczył nieco szybszym krokiem, wyprzedzając nieznacznie swojego czujnego i spiętego towarzysza. Nie rozmawiali ze sobą, skupieni na własnych rozmyślaniach.
Wkroczyli do windy. Niebieskooki wcisnął odpowiedni guzik, a drzwi za nimi bez szemrania się zamknęły. Międzypiętrowy pojazd ruszył w górę. Blondyn zerknął ukradkiem na swojego przyjaciela. Smukły, ciemnooki mężczyzna zdawał się nad czymś niesamowicie główkować.
– Naruto – szepnął brunet – na pewno jej nie znam?
Blondyn zmarszczył brwi. Odwrócił głowę w stronę lustra, wypełniającego połowę ściany, o którą Sasuke aktualnie się opierał. Czemu się w to wszystko wplątał? Czemu pozwolił, by uczucia Sakury zawładnęły nim niemalże całkowicie? Co się stało z ich przyjaźnią?
– Na pewno, Sasuke – rzekł cichym, kojącym tonem. Sasuke zwrócił na niego swoje czujne oczy. Sam nie wiedział, czy mógł mu zaufać.
Z jednej strony blondyn nie miał najmniejszych powodów, żeby go okłamywać. Łączyła ich silna, nierozerwalna nić przyjaźni. Z drugiej jednak Uchiha miał dziwnie przeczucie, że Naruto dla Sakury zrobiłby wszystko. Nie wiedział już, co ma o ty myśleć. Pogubił się w tym wszystkim i to było najbardziej dla niego wkurzające. Sasuke był pewien tylko jednego – jeżeli Uzumaki kryje przed nim Lo, to z pewnością obydwoje mogą już kopać sobie wspólny grób nieszczęśliwych kochanków. Na samą myśl o tym, że Naruto mógł w ciągu tych pięciu lat choć raz posiąść jego Sakurę napawała go niespotykaną wściekłością i obrzydzeniem.
Wtedy drzwi do windy niespodziewanie otworzyły się na pożądanym przez nich piętrze. Sasuke puścił przyjaciela przodem, uważnie obserwując każdy jego gest swymi drapieżnymi, groźnymi oczami. Podążył zwinnie za nim w głąb żółtego holu. Korytarz prześmierdnięty był do cna przez środki odkażające.  Uzumaki bez uprzedzenia skręcił w prawo i pchnął ogromne, metalowe drzwi. Wkroczyli razem do ciemnego wnętrza, które okazało się być przestronną stołówką.  Sasuke rozejrzał się po pomieszczeniu bez większego entuzjazmu.
– Musimy przejść, żeby dotrzeć na jej oddział – wyjaśnił Naruto rzeczowym tonem. W parę sekund pokonali cały dystans.
Z powrotem znaleźli się na żółtym korytarzu. W gruncie rzeczy wyglądał on tak samo, jak reszta tych labiryntów z daleka od centralnej części budynku. Jedyną, wyjątkową dla niego rzeczą były potężne szklane drzwi na jego końcu. Obydwaj ruszyli w ich stronę pośpiesznym krokiem. W miarę jak się przybliżali Uchiha dostrzegł nad zamkniętym wejściem olbrzymią tabliczkę z czerwonym napisem ODDZIAŁ PSYCHIATRYCZNY. Ciemnooki wstrzymał gwałtownie oddech, zatrzymując się w pół kroku.
Chociaż wszystko układało mu się w logiczną całość, to jakaś część jego podświadomości usilnie starała się mu wmówić, że jego tok rozumowania jest całkowicie błędny.
– Sasuke – przestraszył się Naruto. Zdezorientowany dopadł go w sekundę i złapał rękoma za ramiona. Ponieważ Uchiha nijak nie zareagował na swoje imię całkowicie zestresowany niebieskooki spojrzał mu otwarcie w oczy, chcąc właśnie w nich doszukać się odpowiedzi.
I znalazł ją. Nie było to w gruncie rzeczy takie trudne. Przecież mógł się domyśleć, że zabieranie ze sobą Sasuke tak bisko Haruno jest najbardziej ryzykowną rzeczą jaką robił w całym swoim życiu. Oczy bruneta wyraźnie krzyczały o prawdę. Naruto poczuł, jak coś w jego wnętrzu diametralnie się burzy.
– Sasuke – szepnął. Chociaż nie chciał, musiał brnąć w kłamstwa. Najważniejsze było szczęście Lo. – Sakury tu nie ma. Nie wiem, gdzie ona jest, uwierz mi, błagam! Musisz tu poczekać, obcy nie mają wstępu, a mnie tu znają – wyjaśnił. Uchiha momentalnie powrócił na ziemię.
Naruto zdziwił się wielce tą szybkością. Sasuke sam właściwie nie wiedział, jak udało mu się odciąć od własnych podejrzeń i domysłów, jednak nagle przypomniał sobie, że nie należy przestawać myśleć racjonalnie. Pomimo tego, że instynkt szeptał mu po cichu, że ta sprawa śmierdzi, postanowił uwierzyć Naruto.
– Idź – powiedział chłodnym głosem. Uzumaki wyraźnie odetchnął z ulgą; kłamstwo po raz kolejny mu się upiekło. – Tylko szybko, nie chce mi się tu kwitnąć, nie jestem paprotką.
– Spoko loko – niebieskooki posłał mu radosny uśmiech. Odwrócił się szybko na pięcie i w mgnieniu oka znalazł się po drugiej stronie tafli przejrzystego szkła.
Do wejścia pozostało mu jeszcze jakieś dwadzieścia metrów. Sasuke postanowił więc powolnym krokiem się do niego przespacerować. Ruszył nieśpiesznie, wkładając ręce w kieszenie. Przez parę metrów przyglądał się z niesamowitą uwagą swoim trampkom.
Wtem zza szkła dobiegły do niego jakieś krzyki. Podniósł zaintrygowany głowę, nieświadomie przyspieszając kroku. Jego oczom ukazało się coś na kształt rejestracji. Pry plastikowym blacie stał jego przyjaciel, zażarcie się kłócąc o coś z kimś, kto siedział za ladą, niewidocznym dla Sasuke. Naruto wydawał się być bardzo wzburzony. Uchiha zatrzymał się na chwilę przy szybie. Kierowany czystą ciekawością popchnął drzwi i wkroczył do środka, nie podążając jednak dalej.
– Niech pani do niego zadzwoni i powie, że przyszedł Naruto.
– Głęboko wątpię, żeby to coś dało. Tak jak wcześniej powiedziałam, doktor Morino jest teraz z pacjentką. Nie powinien im pan przeszkadzać.
– Kobieto, do kurwy nędzy… zadzwoń tam!
– Proszę hamować – rzekł ostro kobiecy głos.
– A pani by hamowała, gdyby chodziło o miłość pani życia? – zapytał Naruto. Słuchając się głosu rozsądku Sasuke nie przywiązał większej wagi do słów niebieskookiego. – Proszę pani, ona się przy mnie pocięła… to znaczy rozmawiała wtedy ze mną przez telefon. Niech mnie pani do cholery zrozumie!
Nastała chwila ciszy. Po twarzy Uzumakiego przebiegł wyraz ulgi, stąd brunet wywnioskował, iż kobieta właśnie wykonywała telefon. Niestety, niedane mu było usłyszeć jej przebiegu, lecz nie przeszkadzało mu to wcale. Czuł, że informacje, które by do niego dotarły definitywnie zmieniłyby jego życie.
– Doktor zaraz tu przyjdzie – powiedziała opanowanym tonem. – Proszę poczekać na zewnątrz, dobrze?
– Dziękuję pani bardzo – Uzumaki obiegł szybko od kantorku, podążając w stronę Uchihy. – Sasuke, miałeś tu ni wchodzić – zganił przyjaciela.
– Tylko posraniec by nie wszedł, słysząc, jaką robisz awanturę – mruknął w odpowiedzi.
– Musimy poczekać, bo oczywiście nikt nie wie, gdzie ją zabrali – rzucił blondyn, rozglądając się wokół.
– Chciała się zabić? – zapytał Sasuke tonem pozbawionym uczuć.
– Tak mówiła – przyznał Naruto. Ciemnookiemu nagle zachciało się śmiać, lecz tą zachciankę naturalnie zatrzymał dla siebie. – Jednak ja wątpię. Raczej próbowała rozładować napięcie.
– Co się niby w jej życiu takiego mogło wydarzyć? – Brunet popchnął drzwi, opuszczając oddział psychiatryczny. Poczuł swego rodzaju psychiczną ulgę, będąc oddzielonym od tego specyficznego i w gruncie rzeczy przerażającego miejsca.
– Miała dostać przepustkę, bo chciała iść do pracy, ale dyrekcja po wywiadzie z nią ją odprawiła z kwitkiem – wyjaśnił.
– Wywiadzie? – Sasuke zmarszczył brwi.
– No wiesz, zadawali jej pytania na temat jej choroby, prób samobójczych i tak dalej. Odpowiadała zgodnie z prawdą i okazało się, że nie spełnia żadnych z kryteriów do wydania takiej przepustki. A tak się biedna napaliła… stąd to każdy chce uciekać jak najprędzej – dodał w zamyśleniu.
– Ty to masz szczęście Naruto – zaśmiał się ironicznie Uchiha. – Zawsze musisz się zakochiwać w typie samobójcy?
– Najwyraźniej – odparł blondyn, wyraźnie zakłopotany bezpośredniością słów bruneta.
* * *
– No to teraz tylko ostatnia – wymruczał pod nosem lekarz, przyglądając się ze skupieniem ostatniemu rozcięciu na mojej ręce. Westchnęłam cicho, powstrzymując jęk. Rana w zetknięciu z jego chłodnymi palcami, odzianymi w lateksowe rękawiczki, cholernie mnie piekła. Ale cóż, sama chciałam.
– To dobrze – odparłam opanowanym tonem. Już któryś z kolei raz rozejrzałam się po pomieszczeniu w nadziei, że może coś się zmieniło. I rzeczywiście, zmieniło się to, czego się najmniej spodziewałam.
Otóż w tym właśnie momencie do sali wkroczył doktor Morino z miną co najmniej mnie zadziwiającą. Jego twarz była niby to chłodna i powściągliwa, jednak zdawała się być tylko przykrywką – maską, pod którą Ibiki chciał ukryć jakąś trudność. Uniosłam brwi w stronę sufitu, czekając na jakieś racjonalne wytłumaczenie dla jego zachowania.
Mężczyzna zerknął na mnie ostrożnie i patrzył tak przez chwilę w moje oczy. Ponieważ z tego gestu nie wynikało absolutnie nic poczułam, jak w moim wnętrzu narasta coś na kształt irytacji.
– No – ponagliłam – kto dzwonił?
– Oddziałowa z psychiatrycznego – odparł zagadkowym tonem, dokładnie wymawiając każdy wyraz.
– Jeżeli chodzi o lustro, to zapłacę za nowe – syknęłam, gdy pielęgniarz przekuł moją skórę igłą. Zdecydowanie wolałam, gdy robiono mi to pod znieczuleniem, mimo wszystko. – Auć – dodałam, czując nić chirurgiczną przesuwającą się pod moją skórą.
– Sama chciałaś – wymruczał przepraszającym tonem siwowłosy.
– Wiem – fuknęłam.
– Sakura – powiedział Ibiki, powoli kierując się w moją stronę. Jednak nie, nie usiadł obok mnie. Stanął za pielęgniarzem i zmierzył mnie jednym, krótkim spojrzeniem, próbując ocenić, czy jestem gotowa na poznanie tej niesamowicie trudnej do przekazania prawdy. – Nie chodzi o lustro – oznajmił. – Pan Uzumaki przyszedł. Zabawne, że akurat w tym momencie, prawda?
– Gadałam z nim przez telefon – przyznałam od niechcenia – to coś złego?
– Nie – mruknął i zdobył się na półuśmiech. Grymas ten zaraz został zbity przez ponowne zbiegnięcie się brwi mężczyzny. – Czeka na korytarzu.
– Chyba nie mam ochoty go widzieć – oznajmiłam, w wyniosłym geście odgarniając włosy na lewe ramię skinięciem głowy. – Wkurzył mnie, jak gadaliśmy.
– Jest jeszcze coś…
– Tak?
– Nie jest sam… – wyznał. Ok, teraz to mnie zbił z tropu już zupełnie.
– Kto tam jest? – zapytałam, przeczuwając najgorsze. Mimo tego starałam się być opanowana, co przejawiało się w mym miarowym oddechu i oschłym tonie.
– Ten twój Sasuke – zaczął, a mi serce podeszło do gardła – to całkiem normalny facet.
W pomieszczeniu zapadła cisza. Słychać było tylko buczenie lamp zawieszonych nad naszymi głowami. Przez krótki moment czułam, jakby moja dusza opuściła moje ciało pod wpływem rewolucji, jaka toczyła się w tamtej chwili w moim umyśle.
– Co proszę kurwa? – wykrztusiłam  siebie bardzo, ale to bardzo cicho. Choć z początku wydawało mi się, że obecność tego jedynego w tym szpitalu, to jakiś stek bzdur lub po prostu durny żart, to Morino rozwiał wszystkie moje marzenia.
– Pan Uchiha tutaj jest – powtórzył ociężałym głosem. Zamrugałam kilkukrotnie, starając się przetworzyć tą informację w głowie i znaleźć jakieś logiczne wytłumaczenie dla jej powstania. Oczywiście, moje podejrzenia padły na Naruto.
– Nie – mruknęłam, siląc się na ostatki nadziei. Niestety, łysol potwierdzająco głową, zaciskając usta w cienką kreskę. – Czy on jest nienormalny? – zagrzmiałam, momentalnie podrywając się do góry. Tym niespodziewany, niezgrabnym ruchem o mało co nie zwaliłam pielęgniarza z krzesła. Kompletnie olewając niezabandażowaną rękę z delikatnymi, niestałymi szwami, które nieodpowiednio zabezpieczone w każdej chwili mogły się rozerwać podeszłam do doktora.
– Czekaj – próbował mnie zatrzymać siwiejący lekarz. Złapał za moją prawą dłoń, którą ja nerwowo wyrwałam, narażając poważnie wiązania. 
– Może pan go tu zawołać? – poprosiłam, groźnie mierząc mężczyznę wzrokiem.
– Prawdę mówiąc, zastanawiałem się nad tym  – wyznał. Obrócił się na pięcie i wyszedł z pomieszczenia.
– Choć tutaj mała, to ci akurat zdążę tą rękę zabezpieczyć – warknął mężczyzna za mną. Uznałam to za bezpieczną opcję. Usiadłam więc z powrotem na leżance i wyciągnęłam prawe ramię przed siebie. – Co to za Uzumaki? – zapytał, a ja aż podskoczyłam na łóżku, wyrwana gwałtownie z planów morderstwa na Naruto.
– Mój przyjaciel z dzieciństwa – mruknęłam obojętnie.
– A Uchiha? – Westchnęłam.
– Mój były – odparłam przez zaciśnięte zęby. – Są najlepszymi przyjaciółmi – dopowiedziałam chłodno. Zamknęłam oczy a moje czoło zmarszczyło się potwornie. Co robić?
Wtedy też drzwi ponownie się rozwarły. Nie podniosłam jednak powiek. Nie chciałam patrzeć na Naruto.
– Sakurcia – usłyszałam jego zaaferowany głos. Po chwili do mych uszu dobiegły jeszcze odgłosy charakterystycznych dla blondyna dudniących kroków. –Hej – złapał mnie za ramiona – odezwij się! Doktorze – zaczął histeryzować – co jej jest?! Sakurcia!
Wyrównując oddech oraz wahania emocjonalne zdobyłam się na to, by otworzyć oczy. Zarejestrowały one przejętego do granic możliwości Naruto. Kucał przede mną, co chwilę odrywając wzrok od mojej twarzy, by spojrzeć po twarzach pozostałych z zdezorientowaniem. Gdy spostrzegł się, że wbijam w niego swoje najbardziej zdecydowane i chłodne spojrzenie aż zapiał z radości.
– Sakura! – krzyknął, jak gdyby zupełnie nie zdawał sobie sprawy z tego, że na korytarzu siedzi przeklęty Uchiha i pewnie wszystko słyszy. Usłyszałam, jak moje serce, oszalałe ze złości i podekscytowania znacznie przyspiesza tempo tłoczenia krwi. Tymczasem nawet nie zdążyłam zaprotestować, a ten idiota już mnie ściskał, niczym zagubionego pieska. Pomyślałam sobie, że ta sytuacja jest co najmniej żenująca. – Jezu, jak dobrze, że jako tako nic ci nie jest!
Przewróciłam z pogardą oczami, wzdychając przy tym cicho. W tym geście wyczułam swego rodzaju ulgę i pokusę do bycia najgorszym koszmarem Naruto lub po prostu wredną, wyrachowaną suką. Tortury czas zacząć.
Przygarnęłam do siebie niebieskookiego w ciepłym i rzadko u mnie spotykanym geście. Pozwoliłam mu również skryć twarz w moich włosach i drażnić własną szyję ciepłym, nierównym oddechem. Trwaliśmy tak przez parę minut. Ja w tym czasie podniosłam wzrok na stojącego przed nami, stonowanego Morio. Jego oczy, w odróżnieniu do reszty ciała wyrażały niepewność. Jednym, znaczącym spojrzeniem dałam mu do zrozumienia, że wszystko, o robię, to tylko gra. Zrozumiał od razu i na potwierdzenie pokiwał ledwo zauważalnie głową.
– Sakurcia – Naruto odsunął się ode mnie powoli. Zajrzał w moje oczy, swoimi własnymi wyrażając niezadowolenie. – Obiecałaś, że nie będziesz robić głupot, a ty co? – zganił mnie stanowczym głosem. Zmarszczył przy tym brwi, wyglądał naprawdę poważnie. Ja jednak się tym nie przejęłam, wyczuwając idealną okazję do premiery dla mojej złości.
– No właśnie – zaczęłam tajemniczo. Złapałam go za ręce, ściskając je lekko. Poczułam dziwne ciepło, rozchodzące się gdzieś w swoim wnętrzu, po raz wtóry w tym nędznym życiu orientując się, że moje dłonie są w porównaniu do jego takie malutkie i kruche.
– Skoro rozumiesz, to ja nie pojmuję, dlaczego znowu chciałaś mnie zostawić – wymruczał na powrót czułym głosem. Udając, a może nie udając speszenie, spuściłam głowę w dół. Siedziałam tak chwilę, podświadomie czując zażenowanie doktora Morino, przypatrującego się nam z boku, niczym nasza mała, jednoosobowa widownia.
– Naruto – podniosłam na niego z powrotem wzrok, starając się wyglądać najbardziej niewinnie i uroczo, jak tylko mogłam z tak ostrymi rysami twarzy. – Ja też nie rozumiem… – Uzumaki wyglądał na zbitego z tropu. W duchu przybiłam sobie piątkę z moim alter ego.
– Czego? – zapytał, próbując cokolwiek wyczytać z mojej twarzy. A ta, jak na zawołanie przeobraziła się w najbardziej poważną i niedostępną z możliwych.
– Tego, mój drogi... – zdobyłam się na kpiący uśmieszek – jak można być takim debilem jak ty.
Naruto przez chwilę rozważał moje słowa. Naturalnie, nie spodobały się mu, o czym świadczyć mogła jego groźna mina.
– Rozwiń to – zażądał ponuro. Poczułam nieprzyjemne ukłucie w sercu. Tak, to było poczucie winy. Żałowałam, że obraziłam słownie najlepszego przyjaciela bez mrugnięcia okiem i to wcale nie na żarty. Widziałam, że go to zabolało, po stokroć bardziej niż mnie. Jednak, czy naprawdę mu się nie należało?
Pomimo tego, że pewnie leciał tu na złamanie karku. Mimo tego, że był na spotkaniu, które ja mu zepsułam swoimi masochistycznymi pobudkami, przyleciał tu… i nie dostał nic w zamian. Nawet zasranego dziękuję, za to, że jak zwykle jest… Byłam podłą, wyrachowaną suką. Dlatego postanowiłam waląc prosto z mostu, po raz kolejny wymierzając cios w serce tego najukochańszego na świecie człowieka.
– Jak głupim trzeba być, żeby, pomimo mojej wyraźniej prośby, a raczej zakazu, przyprowadzić tutaj JEGO? – wysyczałam, wstając. On również się podniósł, po raz kolejny górując nade mną wzrostem. Na szczęście, nadrabiałam mocnym charakterem.
– Sakura… – wydukał bezsilnie. Próbował mnie pogłaskać po twarzy, ja jednak odsunęłam głowę.
– Myślałeś, że się nie dowiem i będziemy żyć długo i szczęśliwie, po tym jak go stąd już zabierzesz z powrotem? – zakpiłam, wymijając go. Stanęłam jakiś metr od niego, odwrócona plecami.
– To nie tak! – zarzekł się.
– To niby jak? – burknęłam. W pokoju ponownie zapanowała cisza.
– To my was zostawimy samych – wtrącił beznamiętnie pielęgniarz i niemal natychmiast wyszedł, zamykając za sobą niedbale. Dobrze, że sobie poszedł; był zbędny.  Zerknęłam kontrolnie na Morino.
– Pogadam sobie z tym Sasuke – mruknął pod nosem, niby sam do siebie. Ja jednak to słyszałam bardzo wyraźnie. Zmarszczyłam brwi.
– Tylko ani słowa o mnie – syknęłam w jego stronę ostrzegawczo. Posłał mi kpiący uśmiech.
– Wybacz, Haruno, ale bardziej od opowiadania o tobie twojemu ex kręci mnie on sam – wyznał, czym mnie zaskoczył.
– Jak to on sam? – ciągnęłam dalej dyskusję, nie zapomniawszy jednak o Naruto, który tak jakby cierpliwie czekał na jej koniec.
– Wydaje mi się, że on ma jakiś problem, z którym nie może sobie poradzić… – wyjaśnił psychiatra. – Pogadam sobie z nim, jak to na samym początku wszystkich wizyt się gada.
– Będę wdzięczny – wtrącił Uzumaki, na co ja otworzyłam usta ze zdumienia. To był mój lekarz! – On tak zawsze miał, że był ponury, ale ostatnio to już naprawdę przesadza – zaczął tłumaczyć. Nie wiedząc czemu, byłam ciekawa problemów Sasuke. No, Sakura. Brawo, właśnie widzę, jak o nim zapomniałaś, a raczej jak chcesz o nim zapomnieć. – Chodzi taki smętny, że ludzie się go na ulicy boją! I albo truje innym ludziom życie swoim aroganckim zachowaniem, albo całe noce siedzi w klubie gogo i zatruwa sobie wątrobę. A żebyście widzieli te nowe teksty! Kurna – mówił coraz bardziej podekscytowany okazją do wypowiedzenia się – on albo ma deprechę albo po prostu planuje samobójstwo – dodał z poważną miną lub jej imitacją. Na tyle rzadko widziałam u niego powagę, że nie potrafiłam za Chiny tej miny odnaleźć w pamięci.
– Spokojnie, panie Uzumaki – Ibiki wyciągnął dłonie przed siebie w łagodzącym geście. – Zajmę się tym. A wy tutaj sobie wszystko wyjaśnicie bez pośpiechu. W razie jakby co – zwrócił się do mnie przyjaźnie – jestem za drzwiami.
Po chwili zawiasy skrzypnęły dwukrotnie, zamek szczęknął znacząco, dając nam dość głośno znać o tym, że od teraz nasza rozmowa będzie całkowicie prywatna. Nadal stałam plecami do blondyna, czekając na jego ruch. I się doczekałam.
Jego trampki prawie bezgłośnie stykały się z podłogą, gdy podążał w moją stronę. Coraz bliżej i bliżej, powoli, jakby nie chciał mnie spłoszyć.  Wzięłam głębszy oddech, kiedy poczułam, jak jego masywne ramiona zacieśniają delikatny węzeł na moich własnych. Niedługo potem granice mojej prywatności przekroczył także jego nos, zanurzony w moich włosach najgłębiej jak się da. Na skórze czułam jego parzący, miarowy oddech. I pomimo tego, że Sasuke siedział sobie pod drzwiami, zaledwie trzy metry ode mnie, ja czułam się bezpiecznie.
– I tak jestem na ciebie wkurwiona – szepnęłam. Naruto wysunął nos z moich kudłów i wyprostował się powoli.
– On tu jest dlatego, że go poprosiłem o podwózkę – wytłumaczył, a ja z niedowierzaniem zwróciłam ku niemu twarz. – Serio, tylko on miał samochód, ważne prawo jazdy i nie pił z całego towarzystwa.
– Towarzystwa? – zaciekawiłam się. Moje zdenerwowanie momentalnie gdzieś się ulotniło. Szkoda, bo planowałam pięknego, lewego sierpowego.
– Razem z Hinatą zaprosiliśmy najbliższą część naszej starej paczki na obiad – wydukał. – Był Sasuke z Sayą i Ino z Sayem. Wiesz, że przed wczoraj byliśmy z Saskiem w klubie ze striptizem – słysząc typ baru, w jakim się zabawiali odwróciłam się gwałtownie, wyrywając się oczywiście z tego uścisku – i tam spotkaliśmy Ino! Dasz wiarę, że ona tam tańczy?
– Jestem skłonna uwierzyć – rzekłam, uśmiechając się uwodzicielsko. – Klub ze striptizem mówisz… zabierzesz mnie tam kiedyś?
– Co proszę? – Zdziwił się. Wytrzeszczyłam z nadzieją oczy, wpatrując się w jego własne, lekko speszone moją propozycją. – No nie wiem… – wybełkotał.
– Czemu ci to przeszkadza? – walnęłam prosto z mostu.
– Bo dziewczyn się w takie miejsca nie zabiera, Sakura – wyjaśnił, a ja prychnęłam na to lekceważąco.
– Ale nie jako dziewczynę, jełopie, tylko jako przyjaciółkę – zaśmiałam się cicho, pamiętając o tym, że na korytarzu wszystko słychać.
– Może pogadamy o tym kiedy indziej – uciął.
– No dobrze, niech ci będzie – uznałam przegraną. I tak mnie tam zabierze, byłam tego pewna. Nagle drzwi ponownie się otworzyły, a przez nie wystawała głowa Ibikiego. Rozszerzyliśmy obydwoje oczy ze zdziwienia. Wyglądało to co najmniej komicznie, naprawdę.
– Jak skończycie, to wyjdźcie – zakomunikował.
– Nie wiem ile nam się jeszcze zejdzie – mruknął Naruto, drapiąc się po głowie.
– Oby jak najkrócej – odezwał się czwarty głos. Słysząc tą jedyną, niepowtarzalną i tak niegdyś mi drogą melodię moje oczy mimowolnie uwolniły łzę. Jedną, pojedynczą, samotną.
– Cholera – zaklęłam szeptem. Zatkałam usta dłonią i niemal natychmiast wylądowałam na kolanach, na podłodze.
– Już ty się nie bój – odkrzyknął mu Naruto, na migi pokazując doktorowi, żeby natychmiast zamknął drzwi. Mężczyzna wykonał polecenie szybko i bez szemrania, za to z głośnym hukiem. Przez chwilę dudniło mi w uszach. – Sakurcia… – szepnął, lądując obok mnie. Natychmiast przygarnął moje skulone, drgające niekontrolowanie ciało do swojego własnego i otoczył je nim, jak rycerz otacza się zbroją. Uczepiłam się rozdygotana jego koszulki.
Siedzieliśmy tak przez jakiś czas. Naruto głaskał mnie po włosach i kołysał naszymi ciałami w subtelny, relaksujący sposób. Szkoda tylko, że uspokoiłam się dosyć szybko i już wcale nie miałam ochoty na żaden relaks.
Wgramoliłam się niezgrabnie z jego uścisku. Na czworakach, nie przejmując się ani chłodem płytek, ani tym, że wypinam się do Uzumakiego dupą, podpełzłam do drzwi. Oparłam się o nie lewym policzkiem, złączając tym samym z nimi swoje ucho. Nasłuchiwałam tej typowo męskiej, lekko chropowatej melodii.
– Czasami… – zaczął Sasuke, szybko wymawiając literki i uciął na chwileczkę. W tym czasie Naruto uczynił to samo co ja, tyle że prawą stroną ciała. Patrzył na mnie z troską.
Pewnie zmartwiła go moja reakcja na głos Uchihy. Uniosłam zranioną rękę i pogłaskałam go czule po policzku. Natychmiast przyłożył swoją dłoń do mojej i przycisnął ją nieco mocniej. Nie przeszkadzało mi to. Tymczasem na korytarzu cisza została przerwana.
– Czasami czuję, że nie żyję – wyznał Sasuke, a ja momentalnie skupiłam całą swoją uwagę na nim. – Bo to już trochę nie ma sensu… takie życie – dodał, a moje oczy mało co nie wypadły z oczodołów. Takie słowa z ust człowieka, który był dla mnie podręcznikowym przypadkiem kogoś zupełnie niewrażliwego? – Nie bez niej.
Domyśliłam się, że mówił o mnie. Wtedy też zabrałam dłoń z policzka przyjaciela, obserwującego każdy mój ruch i zasłoniwszy sobie nią usta, zacisnęłam mocno oczy. Próbowałam walczyć, ale jak zwykle przegrałam nie równą walkę ze swoimi łzami, teraz samoistnie spływającymi po moich policzkach.
– Na naszej płycie jest taka piosenka – kontynuował. Rozpuszczone jak dotąd włosy schowałam w stosunkowo obcisłą bluzę oraz naciągnęłam na nie kaptur, spod którego doskonale widziałam otoczenie, jednak ono nie widziało mnie.
– Sakura – syknął Naruto. – To niebezpieczne.
Miał rację. To było bardzo ryzykowne zagranie, jeżeli chcieliśmy zachować mnie w tajemnicy. Jednak pokusa była zbyt silna.
Nacisnęłam klamkę i pchnęłam drzwi delikatnie do przodu. Jakimś cudem, tym razem zawiasy były po mojej stronie i siedziały cicho. Poczułam za sobą ciało Naruto, co mnie bardzo ucieszyło, bo chciałam mieć w nim swego rodzaju oparcie w tamtym momencie. Nieśmiało uniosłam oczy a moim oczom ukazali się nie kot inny jak Sasuke i Ibiki.
Siedzieli sobie na krzesełkach tuż obok drzwi, odwróceni do nas bokiem. Na razie byliśmy dla nich nie widocznie, jednak gdyby któryś z nich odwrócił głowę w naszą stronę od razu by nas zobaczył. Można powiedzieć, że w tamtej chwili moje życie było na krawędzi.
– Ta piosenka jest o tym, a tak mi się przynajmniej wydaje – wyznał Sasuke. Spojrzałam na jego twarz.
Zmienił się. Bardzo. Jeżeli kiedyś myślałam, że bardziej męski nie może już być, to się myliłam. Oto przede mną prezentował się prawdziwy facet,  krwi i kości.
Jego twarz stała się bardziej pociągła, tym samym jego rysy również nabrały ostrości. Włosy nadal miał ułożone w prowizorycznym, artystycznym nieładzie, co cieszyło moje oko. Nie mogłam ocenić, czy urósł wzwyż, ponieważ w tej chwili siedział. Podziwiałam za to z zapartym tchem, jak rozrósł się w barkach i ramionach. Mimo tej masy nadal pozostał niesamowicie szczupły i zgrabny. Zarumieniłam się, mimowolnie przypominając sobie tamto popołudnie, gdy dłońmi i ustami zbadałam niemal cały jego tors. Szybko jednak powróciłam na ziemię. Stare dzieje, więc nie powinno się do nich wracać.
Gdy już nacieszyłam oczy idealną jak dla mnie budową jego ciała powróciłam ku twarzy. Jego oblicze było tak smutne i przygnębiające… w życiu nie widziałam go w takim stanie. Mi serce się krajało, mając świadomość, ze to wszystko przeze mnie, a on dalej mówił.
Zostań potrzebuję cię tu, to co w sobie mam nie chce się dzielić na pół. Zostań, poukładaj mi sny, jeden z nich na pewno to ty*… tak idzie drugi refren – zacytował, wpatrując się tępym wzrokiem w ścianę.
Odwróciłam twarz ku Naruto.
– Chodź – szepnęłam. – Nie mogę się na to patrzeć – wyznałam, a oczy znów mi się zaszkliły.
– Zdajesz sobie sprawę – zaczął, lecz ja mu przerwałam, uprzedzając go skinieniem głowy.
– Idź do niego… – poprosiłam, przymykając leciutko drzwi i jednocześnie przytulając się do torsu niebieskookiego. – Proszę… on cię bardziej potrzebuje. Czemu latasz ciągle do mnie, skoro tuż pod nosem masz dużo większy dramat?
Czekałam na odpowiedź, która nie nastąpiła. Odsunęłam się od przyjaciela, nie rozumiejąc tej ciszy. On jednak nie dał z siebie nic wyczytać.
– Gotowa? – zapytał, ponownie łapiąc za klamkę. Pokiwałam głową.
– Ty pierwszy.
– Jasne – rzucił i otworzył drzwi. Wyszedł po cichu na korytarz, bez słów pokazując się dwóm mężczyznom. Ja poszłam za nim, zamykając drzwi bezszelestnie. Na tym holu byliśmy tylko my.
Chociaż wiedziałam, że Sasuke nie miał szans rozpoznać mnie w kapciach typu Emu, czarnym, damskim dresie i tej bluzie, z kapturem na głowie to i tak strenowałam się jak diabli. Zerknęłam na niego kątem oka. Z niewiadomych mi przyczyn wpatrywał się w moją postać tak intensywnie, że czułam, iż jeszcze moment a sama się zdemaskuję. Żeby uniknąć niepotrzebnego i niosącego mi zgubę dialogu ruszyłam z buta prosto przed siebie, czyli na psychiatryk.
Na pożegnanie pomachałam Naruto dłonią, nie chcąc odzywać się w obecności Uchihy – rozpoznałby mnie od razu. Zostawiłam za sobą swoją miłość.
Miłość, którą zniszczyłam jedną głupią decyzją, bo sobie ubzdurałam, że akurat tamtego dnia musi być koniec wszystkiego.
Durna, głupia suka!
Zniszczyłam jedyną osobę, dla której chciałam żyć. Teraz to Sasuke nie chciał żyć. Nie osobno.
Rzeczywistość jest do dupy.
––––––––––––
Notka jest po dwóch, nie po trzech tygodniach, więc jestem z siebie w pewnym sensie dumna. Chociaż chyba ją zjebałam pod koniec. Ocenę jednak zostawiam Wam. Proszę o liczne komentarze ^^ Następny rozdział za trzy, cztery tygodnie – zobaczymy, jak mi będzie szło pisanie w ferie ;) Do zobaczenia!
* – frag. „Peron” Jamal
Tytuł: „Never surrender” Skillet
Cierpiąca Nanase

11 komentarzy:

  1. A byli już tak blisko siebie :C
    Czytałam rozdział przez cały czas mając nadzieję,że wreszcie się spotkają xd
    No ale cóż,wiem,że w końcu do tego dojdzie,no wiem to ! xD
    Nie mogę się za bardzo rozpisać,bo siostra siedzi obok i truje mi,że mam minutę a potem zabiera internet xd
    Ino w klubie ze striptizem - CZEMU MNIE TO NIE DZIWI ?! XD
    No a tak na koniec - dziękuję za wszystkie rady,na pewno się do nich zastosuję .
    Z niecierpliwością czekam na nn ! :*.
    Do napisania ! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Spotkają się... Niedługo - to dobre określenie.
    Pozdrów siostrę <3
    Ino tam pasuje do takiej roboty, do dokładnie opisałam poprzednio xd
    Za rady nmzc, uwielbiam pomagać ;)
    Nanase

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na więcej!
    Aerix [hellheaven-ss]

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem! Troszku nie wyspana ale gotowa do skomentowania :)

    Pocięła się, znowu... i jak to mogła nie dostać tej cholernej przepustki heloł!? No jak?! ale powiem ci tak bardzo bardzo szczerze, ten rozdział... wow, mniamuśny, pełny tego wszystkiego czego się nie spodziewałam, a na co tak długo czekałam, no bo jednak się spotkali, w nieoficjalny sposób, ale jednak, można nawet powiedzieć że było to jednostronne spotkanie, bo Sakura była świadoma obecności Sasuke, on miał jedynie przeczucie które Naruto postanowił rozwiać, i w pewny sposób Naruto mówił prawdę. Nie było tam Sakury, przynajmniej nie takiej jaką znał Sasuke, więc mimo wszystko starał się być szczery na tyle na ile mógł sobie pozwolić, podtrzymując tym samym obietnice złożoną Lo.

    No a mówiąc o Naruto, facet ma przepalony procesor, no bo niby ma tą swoją Hinate, ale jednak nie czuje do niej tego, co czuje do Sakury, to jakieś obłędne koło, tyle ci powiem w tej sprawie.

    No i ta pindzia! Saya od siedmiu boleści... męcz się cholero męcz dalej, bo ja nie mam nic na przeciw aby poleciało parę łez z jej wstrętnych oczu.

    Rozdział genialny, zwłaszcza spojrzenie na całą sprawę z punktu Sakury, być tak blisko a jednak tak cholernie daleko, i mieć świadomość że jest się w pewien sposób przyczyną załamania ukochanej osoby, która wydawała się mocno stąpać po ziemi. Słowa Sasuke do Ibikiego bezcenne.
    A ta muzyka w tle... idealnie wkomponowana.

    Już nie mogę doczekać się nowego rozdziału, bo nie wiem nawet czego mogę się po nim spodziewać. Zresztą jak zwykle :) A no i liczę na rozwiązanie tej całej sprawy z przepustką, nawet jeśli Sakura miała by wyjść z psychiatryka na własne życzenie, mam nadzieję że jej się uda.

    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz, napawał mnie wenąna dalsze pisanie :* Cieszę się że udało mi się ciebie zaciekawić. Następny rozdział już niedługo, nawet jeżeli jest jeszcze w powijakach!
      Uściski :)

      Usuń
  5. Witam.
    Więc tak... Muszę przyznać, że sama jestem sobie winna... Znalazłam twojego bloga tak przed świętami i dodałam do ulubionych, żeby wrócić tu później, wiesz... jak będzie trochę więcej notek, czy coś... No i wróciłam do niego, tak dokładnie to wczoraj. Weszłam w zakładkę "ROZDZIAŁY" i aż mi oczy wyszły z orbit. Gdybyś widziała mój zaciesz, kiedy zorientowałam się, że zaczęłaś pisać już drugą serię. Bezcenne.
    No więc, zabrałam się za czytanie od razu. I przyznam, że gdyby mama o 2 w nocy mnie nie przyłapała przy laptopie to pewnie i bym skończyła czytać... Ale niestety byłam zmuszona poczekać do rana.
    Więc... skończyłam.
    I chyba najpierw muszę Ci podziękować, za to że w ogóle piszesz. Pokochałam tego bloga już od pierwszej notki i z każdą kolejną moja fascynacja rosła. Takiej gamy emocji jaka mi towarzyszyła gdy czytałam tę historię nie czułam już dawno. Zaciesz przed komputerem, śmiech, łzy... i żeby tylko. Więc, dziękuję za tak niesamowite opowiadanie i obiecuję, że dotrwam tu do samego końca.
    Pewnie nie zawsze pozostawię po sobie komentarz, ale będę się starać.
    Tak, szczerzę to nie mogę znaleźć słów żeby opisać co teraz czuję, tak więc nawet nie będę próbować i chyba jednak daruję sobie tym razem szczegółowy komentarz. Mogłabym zacząć czepiać się nieścisłości jakie udało mi się zauważyć (a zauważyłam tylko jedną i to w 1 serii, hehe), ale zostawmy to na inny raz. :)
    A rozdział... Stwierdzam, że Saya może wybrać się w podróż na księżyc, albo i jeszcze dalej... No po prostu jej nie znoszę, przyprawia mnie o mdłości. Grry... A Sasuke... Trochę mi go szkoda, ale jeszcze musi trochę poczekać na spotkanie z Lo. Tak minimalnie mieszają mi się wydarzenia poszczególnych rozdziałów, więc dla bezpieczeństwa... to na tyle. :P

    Nie mogę doczekać się ciągu dalszego.
    Ale masz ferie, więc wyszalej się, odpocznij... będę cierpliwie czekać.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojeju ^^ Mam nową czytelniczkę! Jak fajnie [łezka się kręci]. Jest mi niezmiernie miło, że mój blog okazał się być dla ciebie interesującą historią, pomimo tego, że jego poziom jak dla mnie znacznie odbiega od reszty tego typu. Serio, aż mi cieplej się zrobiło [a dopiero co wróciłam po niemal półtorej godziny siedzenia w kościele więc moje ciało, a raczej moje zwłoki potrzebują takiego ciepełka <3]. Nieścisłości, których się dopatrzyłaś mogą wynikać z tego, że jestem w trakcie poprawiania rozdziałów (a one wierz mi, potrzebują tego) stąd coś może się nie zgadzać.
      Pozdrawiam i ściskam mocno! :)

      Usuń
  6. Smutno :( poplakalam sobie troszke, biedny Sasuke:( daj mu jakis sens do zycia ;( biednyy

    OdpowiedzUsuń
  7. Nanase proszę nie trzymaj nas w tej niepewności. Kiedy rozdział? Poprostu aż lezka w oku sie kręci gdy widzi się ich ból po wzajemnej stracie :c Niech oni już sie spotkają w w pełni świadomości :c A co do Sayi... wrrr może nagle z niewyjasnionych powodów wyjechać, skoczyć z mostu ^^ Pozdrawiam, Twoja wierna-anonimowa czytelniczka :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Trafiłam na Twojego blog przypadkiem, ale naprawdę bardzo mi się spodobał.
    Przeczytałam już wszystkie notki i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Pomimo tego, że nie zbyt przepadam za opowiadaniami SasuSaku, to jednak to bardzo polubiłam. Jest takie... inne, ale w pozytywnym znaczeniu.
    Pozdrawiam. :)

    PS Wybacz, ale teraz trochę Ci zaspamuję. Zapraszam na mojego bloga o tematyce ItaSaku.
    http://find-love-in-highschool-itasaku.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń