Music

sobota, 20 grudnia 2014

5. Kroplą deszczu namaluję Cię, a potem długo sam, sam w to nie uwierzę



Wchodząc do mojego pokoju można było poczuć przykry zapach środków czystości, którymi personel szpitala dzisiaj rano mył w nim podłogę. Ponieważ byłam do niego przyzwyczajona, nie zwróciłam na niego zbytniej uwagi. Natomiast Haruka tak. Brunet zamykając za nami drzwi skrzywił się paskudnie.
– Co to za smród? – zapytał, machając dłonią przed nosem. Przewróciłam oczami i rozejrzałam się kontrolnie po pomieszczeniu. Wszystkie rzeczy były na swoim miejscu. To dobrze, znaczy, że nikt ich nie ruszał. Nienawidziłam ludzi grzebiących w moich rzeczach.
Wszyscy goście usadowili się w różnych częściach tej ciasnej  klitki. Haruka od niechcenia majtała nogą, odzianą w śliczne bladoróżowe koturny, siedząc na parapecie. Naoki zajął miejsce przy biurku i podziwiał moją małą kolekcję książek o chirurgii i patologii, poukładanych alfabetycznie na półce nad biurkiem. Ku mojemu zaskoczeniu Mei jak długa rozłożyła się na moim malutkim, podstarzałym już trochę łóżku. Nie dostrzegłam jej twarzy, która była schowana w zmiętolonej pościeli (przed wyjściem starannie posłałam łóżko, nie żeby coś –.–) , lecz wyraźnie widziałam, jak jej plecy unoszą się i opadają w rytm jej oddechów – znaczy, że żyła. Pozostali Morino i Tsunade stali oparci o pomalowaną na szpitalną biel ścianę i ochoczo rozprawiali na tematy typowo dla dorosłych, którym nigdy nie miałam czasu poświęcić wystarczającej uwagi. Spojrzeliśmy z Haruką po sobie wymownym spojrzeniem i równocześnie odchrząknęliśmy znacząco. W tym samym momencie cztery pary oczu zwróciły się ku naszym ciałom (Mei nadal pozorowała trupa).
– Och – zawołała zadowolona Tsunade. – Dotarliście w końcu! Już się martwiłam, że się zgubiliście, w końcu ten szpital jest taki ogromny. Później uznałam, że jest to niemożliwe, w końcu Sakurcia mieszka tu już kupę czasu… dobrze – westchnęła, przerywając swój monolog, którego wszyscy słuchaliśmy z zapartym tchem.
– Oświeci mnie ktoś w końcu, po jaką cholerę się tu wszyscy zebraliśmy? – zapytała mocno poirytowana Haruka.
– Właśnie – poparł ją Naoki. Ja również chciałam wiedzieć, czemu musiałam ich wszystkich tutaj gościć, chociaż w sumie, to się tego domyślałam. Nie chcąc zapeszać nic jednak nie mówiłam.
– Usiądźcie proszę w kółeczku – powiedziała Senju troskliwym, delikatnym głosem, zupełnie, jakby była naszą mamą. Prychnęłam żałośnie, skupiając ciężar ciała na prawej nodze.
– Niby gdzie? – zapytałam z pogardą w głosie. – Ten pokój ma dwa na trzy.
– Zmieścicie się – zapewniła blondynka, uśmiechając się wyrozumiale i podchodząc do mnie. Zdziwiłam się wielce, nie słysząc charakterystycznego dla tej kobiety stukotu obcasów. Spojrzałam w dół na jej stopy i moim oczom ukazała się para różowych, puchatych bamboszków z uroczymi, ogromnymi, różowymi pomponami. Mało brakowało, a wybuchłabym śmiechem. Bizneswoman w różowych kapciuszkach – uroczo. Kobieta objęła mnie delikatnie ramieniem i poprowadziła na środek pokoju. Siłą usadziła mnie na podłodze.
– Tęskniłam za tobą, zapalenie płuc – mruknęłam ironicznie, czując jak chłód podłogi przenika w głąb mego ciała, poprzez moją kościstą dupę. Z zażenowaniem podziwiałam, jak Tsunade usadzała w kółku cały zespół, wabiąc nas swoim matczynym ciepłem.
– Czemu nie masz klepki na podłodze? – zapytała Haruka.
– Z kafelków łatwiej się czyści krew – wyjaśniłam, czym nieco zbiłam ją z tropu.
– Jezu jak zimno – jęczał Haruka, który wylądował naprzeciwko mnie. Po mojej prawej została usadzona Haruka a po lewej zaspana Mei. Na tą drugą spojrzałam się niepewnie, gdy śliczna istotka oparła sobie głowę na moim ramieniu.
– Twoja pościel pachnie tak cudownie – wyznała – tak magicznie, kusząco i w ogóle.
– Pachnie mną – stwierdziłam mało przyjemnym tonem, odsuwając się w stronę Haruki. – Czyli ozonem.
– Pachnie wiosennym deszczem… – rozmarzyła się. Uniosłam w zdumieniu brwi. Laska była na haju, czy co?
– Myślałaś już o pójściu z tym do psychologa, lilipucie? – zagadał do niej Haruka. Zmierzyłam go nieprzyjemnym spojrzeniem, które zignorował.
On chyba coś miał do tej dziewczyny, bo za każdym razem, gdy się spotykali to ten od razu zaczynał po niej jeździć. Mei natychmiast się wyprostowała i uciekła wzrokiem w bok. Wydawała się być przestraszona. Musiałam przyznać, że zrobiło mi się jej żal. Pozostała dwójka również to zauważyła, jednak nikt nic nie mówił, nie chcąc wzbudzać niepotrzebnych emocji.
– Dzieciaczki wy moje – powiedziała Tsunade zaciągając, która usiadła na obrotowym krześle ustawionym pomiędzy Haruką (nią) a Naokim. Pociągnęła za wajchę przy siedzisku i zniżyła się do tego stopnia, iż wyglądało to komicznie. – Zebrałam was tutaj z kliku ważnych powodów. Po pierwsze, chcę wam ogłosić, że pan prezes wraz z zarządem zgodził się podpisać z wami umowę na pierwszą płytę – oznajmiła z entuzjazmem i szerokim uśmiechem. Na naszych twarzach również wykwitły podobne grymasy. Chyba każdy z nas o tym marzył, więc nic dziwnego, że i nam dobry humor się udzielił. – Po drugie i chyba najważniejsze, nie chcę nic mówić, ale nie macie jeszcze żadnego singla ani nawet jego konceptu. Kiedy zamierzacie się za to wziąć, co?
Nastąpiła chwila wymownej ciszy. No tak – ludzie muszą o nas w końcu usłyszeć.
– Dzisiaj? – mruknęła Haruka. Uśmiech Tsunade poszerzył się jeszcze bardziej.
– Tak – odparła kobieta. Zobaczyłam jak doktor Morino uśmiecha się do mnie pociesznie i wychodzi, starannie zamykając za sobą drzwi. – Zostawimy was teraz z panem Ibikim samych, żebyście mogli w spokoju popracować, dobrze? Proszę was, żebyście ustalili pomiędzy sobą co to będzie za piosenka, to znaczy słowa i melodię, a także jak będzie wyglądał wasz teledysk do niej, dobrze? – Nie czekając na odpowiedź wstała. Poprawiła ołówkową, biurową sukienkę, odsunęła krzesło na miejsce i wyszła pośpiesznie. Cała akcja nie trwała nawet pięciu sekund.
– Aha – rzucił sarkastycznie Naoki, nim drzwi się zamknęły. Zostaliśmy w piętkę sami. – Cóż… jakieś pomysły? – zwrócił się do nas. Wszyscy spojrzeliśmy po sobie z przerażeniem. – No dawajcie! Im szybciej skończymy, tym szybciej stąd wyjdziemy. Słucham.
W pokoju nadal było cicho, jak w grobie. Słychać było tylko nasze oddechy. Niestety, Naoki miał rację. Musieliśmy zacząć produkcję utworów, inaczej nici z kapeli.
– Nic o was nie wiem – powiedziałam, otwarcie na każdego z osobna patrząc. Tym tekstem planowałam rozluźnić pomiędzy nami atmosferę. W takim spięciu nie wymyślilibyśmy nawet czegoś tak prostego, jak „Wlazł kotek na płotek”.
– A po co masz coś o nas wiedzieć? – warknęła wrogo Haruka. Coś mi się wydawało, że ona mnie nie lubiła. Jak większość ludzi, więc nie wzięłam tego do siebie.
– Bo w zespołach jest tak, że najważniejsza jest współpraca – wyjaśniłam. – Współpraca polega na zaufaniu, a jak mam wam ufać, skoro ja nawet nie wiem, jaki jest wasz ulubiony kolor? Z własnego doświadczenia mogę to potwierdzić. Lepiej jest jak członkowie coś o sobie wiedzą, to zbliża ich do siebie i wtedy mogą ze sobą współgrać, rozumiesz?
Dziewczyna przewróciła oczami. Po jej twarzy poznałam jednak, że przyznała mi rację. Westchnęłam głośno, czując ulgę. Nie miałam nastroju na kłótnie.
– Jaki jest twój ulubiony kolor różowa? – zapytał Haruka, uśmiechając się przy tym złowieszczo. – Pewnie różowy, co?
– Najbardziej lubię szary i biały, chłopcze z dziewczęcym imieniem – odparowałam, dalej zerkając na blondynkę. Na jej twarzy wykwitł lekki uśmiech. – A ty, Haruka? – zwróciłam się do niej.
– Różowy – zaśmiała się. Nie potraktowaliśmy tej odpowiedzi poważnie, więc dodała – serio. Mój ulubiony kolor to różowy. W domu mam wszystko różowe.
– Jezu, jak można lubić różowy? – wygęgał Haruka. Nabrałam ochoty, żeby mu przywalić za te komentarze. Powstrzymał mnie głos Naoki’ego.
– A mój ulubiony kolor to zielony – wyznał tleniony chłopaczek, opierając dłonie za swoimi plecami. – Taki trawiasty, jak oczy Haruno. Mei?
– Turkusowy mi się najbardziej podoba tak – powiedziała dziecięcym głosikiem. Wszyscy poza Kato, któremu chyba nie podobało się to, że jego nikt nie zapytał wybuchliśmy śmiechem, rozbawieni dziwnym szykiem zdania wypowiedzianego przez małego elfa.
– Turkusowy – przedrzeźniał ją brunet. – A ja? – jęknął Haruka. Spojrzeliśmy na niego z poważnymi minami.
– A ty jesteś wrednym chamem – burknęła Ito w jego stronę. Pokiwaliśmy zgodnie głowami na znak, że ją popieramy.
– Wcale, że nie! – stęknął  odpowiedzi. Moje brwi ponownie uniosły się wysoko w górę. Albo był zbyt agresywny, albo zachowywał się jak dziecko – czyżby miał rozdwojenie jaźni? Niebieskooka przewróciła oczami z politowaniem, Smith i Hyate pochłonięci byli ogarnianiem ciekawskimi oczętami mojego pokoju. Westchnęłam cicho i spojrzałam na Kato.
Siedział biedaczysko ze spuszczoną głową i miną zbitego pieska. Zdobyłam się na lekki uśmiech i zapytałam:
– Jaki jest twój ulubiony kolor Haruka?
Brunet podniósł powoli głowę. Podciągnął lewe kolano do siebie, oplótł je masywnymi ramionami i oparł na nim brodę. Odwzajemnił mój uśmiech. Znów był tym chłopakiem, z którym spoufaliłam się w windzie. Zrobiło mi się dziwnie ciepło na sercu.
– Fioletowy – wyznał. Prychnęłam pod nosem, kręcąc lekko głową. No tak – to imię nie mogło oznaczać niczego normalnego.
– Taki napakowany, groźny facet i fioletowy? – zdziwiła się blondyna. Gdy jej twarz nieco złagodniała zdawała się być bardziej ludzka, niż jeszcze parę minut wcześniej.
– Ja po tobie w życiu bym się nie spodziewał różowego – odparł Kato. Haruka uśmiechnęła się zadziornie.
– No to jeżeli już wiemy o sobie trochę więcej – zaczął Naoki.
– Ej – przerwała mu nagle ożywiona fioletowowłosa. – Ludzie, zróbmy tak, że przed każdym naszym wspólnym tworzeniem będziemy sobie tak siadać w kółeczku i o sobie opowiadać! Sakura… – zwróciła się do mnie – miałaś rację.
– Z czym? – zdziwiłam się, marszcząc brwi.
– To integruje – wtrąciła się Haruka. Zdziwiłam się jeszcze bardziej.
– Kto jest za? – zapytała Mei. Ogarnęłam całą bandę spojrzeniem. Wydawali się być przekonani o słuszności wywodu Hyate. Mnie pomysł w gruncie rzeczy też nawet odpowiadał. W jednej chwili wszyscy podnieśliśmy ręce, jak na głosowaniu. – No to ustalone… ale fajnie – zaśmiała się dźwięcznie.
– Tak więc może już przejdziemy do…  – drążył Naoki.
– Jakie lody najbardziej lubicie? – przerwała mu ponownie dziewczyna. Jego twarz z kusząco opalonej w ciągu paru sekund zrobiła się czerwona, niczym soczysta truskawka.
– Zależy – odparłam, próbując się powstrzymać od śmiechu.
– Mam nadzieję, że ty wolisz robić, niż jeść – zarechotał Haruka, co spotkało się z groźnymi spojrzeniami ze strony mojej i jego imienniczki.
– Żebyś wiedział – rzekłam zaczepnie, uśmiechając się przy tym kokieteryjnie.
– Ludzie do kurwy nędzy – wysyczał Smith, kryjąc twarz w dłoniach. – Mamy kupę roboty, a nawet nie ogarnęliśmy klimatu, w jakim chcemy pójść.
– Ej – mruknęła Haruka – on ma rację. Fajnie się gada, ale…
– Trzeba spiąć dupsko – dokończyłam za nią. Spojrzałyśmy po sobie wymownie. Spór pomiędzy nami można było uznać za zażegnany.
– Słuchamy pomysłów – powiedziała spokojnym głosem blondynka, poprawiając malutką kitkę z tyłu głowy. – Ja zacznę. Proponuję podział obowiązków. Jedni zajmują się melodią, drudzy tekstem a reszta teledyskiem. Ja biorę melodię.
– Niech będzie, że ja też – wymruczał Haruka, zamykając oczy i kładąc się na zimnej podłodze.
– To my teledysk – zachwyciła się Mei, łapiąc za ręce wyraźnie zmieszanego tym gestem zielonookiego.
– A tekst? – zapytała właścicielka ślicznych butów. – Sakura? Zajmiesz się tym?
Zagarnęłam niesforne kosmyki różowych kudłów za ucho, patrząc na swoje sine dłonie. Wtedy do głowy przyszedł mi świetny pomysł.
– Właściwie – zaczęłam nieśmiało, podnosząc na nich wzrok – to nie muszę.
– Jaśniej – poprosił Haruka z poważną miną.
– Jako nastolatka – poczęłam wyjaśniać – miałam nieograniczone pokłady weny. Zrodziło się z tego wiele wspaniałych tekstów, które podobały się publiczności, przed którą miałam okazję występować.
– Urzekła nas twoja historia – wtrącił brunet, kręcąc lekceważąco głową z szeroko otwartymi oczami. Westchnęłam ociężale. Wyciągnęłam rękę w stronę łóżka i zagrzebałam ją w krochmalonej pościeli. Dłonią wymacałam poduszkę, a moje palce pod nią wymacały stary, dobrze im znany brulion. Wywlekłam go nieśpiesznie.
Mym oczom ukazał się obskurny, wysłużony zeszyt z okładką zamazaną czarnym markerem (twórcza praca zamiast uczenia się do sprawdzianu z matmy w 2 gimnazjum). Rzuciłam go niechlujnym gestem w stronę Haru. Złapał go zwinnie. Przejrzał zawartość pośpiesznie, poczym go zamknął, uniósł lekko do góry i wskazując palcem drugiej dłoni zapytał:
– Co to jest?
– Pokaż – poprosiła Haruka, z ciekawością patrząc na przedmiot. Mężczyzna podał jej go i spojrzał na mnie, wyczekując odpowiedzi.
– To jest notes, który prowadzę od blisko dziesięciu lat – wyjaśniłam lakonicznie. – Znajdziesz w nim blisko 300 tekstów do piosenek, które da się wpasować w każdy rodzaj muzyki.
– Nudziło ci się co? – zapytała blondynka, śmiejąc się pod nosem. Zerknęłam na nią. Otworzyła zeszyt na przypadkowym tekście i czytała go z iskrzącymi oczami. Może jej się podobał? Albo po prostu lubiła poznawać czyjąś twórczość.
– To się nazywa ból dorastania – zażartowałam. Haruka i Haruka wybuchneli gromkim śmiechem. Zapewne dobrze wiedzieli, co mam na myśli.
– Co tam macie? – zapytała równocześnie pozostała dwójka. Widocznie byli tak zaaferowani sobą, że kompletnie o nas zapomnieli. Poczułam przyjemny ciężar na swoich ramionach. Tuż przy lewym uchu usłyszałam czarujący chichot liliputa.
– Różowa ma tekstów jak lodu, nie musimy się wysilać – wytłumaczył brunet entuzjastycznym głosem. Uśmiechnęłam się, czując, że nareszcie sobie zaufaliśmy w jakimś tam mniejszym lub większym stopniu.
– Możemy wybrać który chcemy? – upewnił się Naoki. Zerknęłam na niego uspokajająco. Z nieznacznym uśmiechem na ustach odparłam:
– Tylko te, przy których nie ma czarnego krzyżyka.
– A co on oznacza? – dopytywała się Mei, mocniej na mnie napierając. Zacieśniła mi ramiona na szyi, przez co miałam uczucie, jakbym nosiła małą małpkę na plecach.
– Że już są zajęte – wyjaśniłam. Fioletowowłosa zmarszczyła brwi w skupieniu. – Zajęte, bo należą do mojego byłego zespołu – dopowiedziałam. Brwi dziewczyny wróciły na miejsce, a twarz znacznie się rozjaśniła.
– Długo razem graliście? – zapytała, posyłając mi przyjazny uśmiech.
– Od pierwszej klasy gimnazjum do drugiej liceum – odparłam, skubiąc nerwowo odstającą nitkę przy legginsach z logiem Batmana. Zaczynały się pytania o przeszłość, niedobrze. – Wybrałaś jakiś tekst?
– Ten mi się podoba – odpowiedziała Haruka, podając mi zeszyt. Tylko zerknęłam na tytuł i już wiedziałam, który to. – Nie ma tu krzyżyka, więc chyba możemy go sobie przywłaszczyć?
– Tak – mruknęłam.
Raise your Glass? – zdziwiła się mała istotka. – W jakim sensie? Zdejmij okulary?
Słysząc prowizoryczne tłumaczenie dziewczyny wybuchłam śmiechem tak donośnym, iż moja prowokatorka zmuszona była ze mnie zejść. Usiadła na swoim dawnym miejscu i patrzyła na mnie urażona. Kiedy już się uspokoiłam posłałam jej przepraszający uśmiech.
– Nie, nie chodzi o okulary – sprostowałam, podając brulion do chłopców. Przez chwilę podziwiałam skupienie na ich twarzach, gdy zapoznawali się z tekstem. – Chodzi o zdrówko – Mei nie rozumiała. Westchnęłam. – Unieś swój kieliszek w dosłownym tłumaczeniu.
– Aha – powiedziała zdziwiona, przedłużając znacząco każdą literkę wypowiedzianego słowa.
W sumie możesz sobie odpuścić, bo możemy zawsze rozkręcić własną imprezę – zacytował Haru z półuśmiechem, przy okazji tłumacząc. – Nie wiem jak wy, ale ja to widzę. Centralnie.
– Ja też – poparła go niebieskooka.
– My również – odpowiedziała za mnie Mei. Nie miałam jej tego za złe.
Naoki uniósł wzrok znad tekstu i popatrzył na nas wszystkich uważnie. Okulary mu się obsunęły, przez co trochę przypominał mi uprzejmego pana z biblioteki. Koniec końców, jego oczy spoczęły na mnie, a on sam rzekł poważnym głosem:
– Zatem nasz pierwszy singiel to „Raise your Glass”. Niech każdy zrobi sobie zdjęcie tekstu i spróbuje coś do niego wymyślić, zgodnie ze swoim zadaniem. Myślę, że trzy dni powinny nam wystarczyć na obmyślenie całej koncepcji. Wydaję mi się, że to wszystko. Pozostaje tylko jedna kwestia.  
– Jaka? – zapytałam. Blondyn posłał mi ciepły, zakłopotany uśmiech. Nie rozumiałam, o co mu chodziło.
– Nie mamy nazwy dla zespołu – wyjawił. Wtedy po pomieszczeniu rozniósł się głośny plask, spowodowany przez nasze dłonie, jednocześnie uderzające o czoła.
– Jezu, jacy z nas debile – stęknął Kato.
– Z ust mi to wyjąłeś, kochanie – mruknęłam. Naoki prychnął cicho.
– Jakiś pomysł? – zachichotała Ito, jeżdżąc dłonią w te i z powrotem po twarzy. Ponownie tego wieczoru do głowy przyszedł mi pomysł.
– Jaki cel podała wam Tsunade, kiedy powiadamiała was o tym, że jest szansa na stworzenie kapeli? – spytałam, lustrując ich lisim wzrokiem.
– Mówiła coś o zemście… – wyszeptała Mei, próbując sobie coś więcej przypomnieć.
– No – poparła ją Haruka – coś w ten deseń.
– Mi też coś o tym pierdoliła – mruknął brunet, dumając. Pocierał przy tym śmiesznie palcami o brodę, niczym prawdziwy filozof.
Ekipa, którą chcę stworzyć ma za zadanie zemścić się na tym ogłupiałym świecie i ludziach w nim żyjących – zacytowałam z tym samym uśmieszkiem. – Wy macie pokazać reszcie, co to znaczy ból, który każde z was w przeszłości na swój sposób odczuwało. Różnicie się bardzo, ale wierzę, że połączy was wasza smutna przeszłość, na której przykładzie macie edukować fanów. To powiedziała – zaśmiałam się cicho z ich zmieszanych min. Widać, że nie spodziewali się po mnie, że zapamiętam słowa Senju z taką dokładnością.
Mściciele – powiedział odważnie Smith, zakreślając tym samym tęczę w powietrzu. Zachichotaliśmy wszyscy.
The Avengers brzmi lepiej – stwierdziła Mei.
– Racja – odparliśmy chórem.
– Od dzisiaj jesteśmy The Avengers i mamy za zadanie pokazać światu, że pomimo tego, że życie kopie ci tyłek codziennie musisz dalej przeć do przodu – podsumował Kato.
– To co… - mruknęłam tajemniczo. Wstałam i podeszłam do komody na ubrania. Ukucnęłam powoli. Z najniższej szuflady wyjęłam po kolei pięć puszek piwa – oblewamy?
– A jakże siostro! – zawołała uradowana niebieskooka. 

* * *

Następny dzień
okolice 7 rano
Szpitalna stołówka była jedynym miejscem w całym szpitalu, w którym człowiek, poza anorektyczkami, nie czuł się chory. Pomieszczenie było wspólne dla oddziału psychiatrycznego i zakaźnego. Przestronne, pomalowane na kremowo, z mnóstwem granatowych, plastikowych stoliczków i krzesełek (po cztery przy każdym). Podłoga tak jak w reszcie budynku była z kafelków, które łatwo się myło. Dwie pary drzwi, jedne dla oddziału psychiatrycznego, drugie dla zakaźnego. Ściana naprzeciwko kuchni zastąpiona była wielkimi oknami, oświetlającymi pomieszczenie wodospadem (dzisiaj) szarego, ponurego światła.
W samotności zajmowałam jeden z takich właśnie stolików. Ze znudzeniem podziwiałam walący o te ogromne okna deszcz, bawiąc się plastikową, różową łyżeczką, zanurzoną w  ledwo ciepłej owsiance. Do zjedzenia czekało na mnie jeszcze zielone jabłko, które nieprzyjemnie raziło mnie w oczy są barwą. Westchnęłam bezgłośnie, rozglądając się po przestronnym pomieszczeniu.
Jako że nie mogłam zasnąć dzisiejszej nocy, zbyt podekscytowana myślą o karierze liderki zespołu na śniadanie zeszłam , gdy tylko stołówka została otworzona dla pacjentów. Z uwagi na bardzo wczesną godzinę ludzi nie było prawie w ogóle. Byłam tylko ja i parę innych osób, znajdujących się zbyt daleko ode mnie, bym mogła określić ich tożsamość. W tak ogromnych pomieszczeniach człowiek dopiero zaczynał rozumieć, co to znaczy „samotność”. Zamknęłam zaspane oczy, gdy mózg po raz kolejny zaczął domagać się snu. Zahuczało mi w głowie. Przeczesałam wolną dłonią skołtunione włosy i nabrałam na łyżkę trochę owsianki. Wtedy usłyszałam dźwięk odsuwanego krzesła przy moim stoliku.
Z wielkim wysiłkiem otworzyłam oczy i zmęczona spojrzałam z politowaniem na oprawcę. Był nim nie kto inny, jak doktor Morino. Minę miał poważną, jak to on. Nie patrząc na mnie usiadł na odsuniętym siedzisku. Westchnął przeciągle, przecierając spracowaną dłonią twarz. Zerknął na mnie dziwnymi oczami a ja uniosłam wysoko brwi, czekając na to, co powie. Mężczyzna odwrócił twarz ku szybie, przy której siedzieliśmy i rzekł:
– Jest problem, Haruno. – Ponieważ nijak nie zareagowałam na ten komunikat, kontynuował bez słowa komentarza. – Jak ty sobie wyobrażasz tą swoją karierę?
Nie za bardzo wiedziałam, jak mam zareagować na te słowa, więc po prostu wzruszyłam ramionami i wzięłam się za dalsze konsumowanie zimnej już owsianki, mimo tego, jak bardzo nienawidziłam tej zupy na zimno.
Ktoś powinien zamiast coraz to nowszych telefonów lub nikomu niepotrzebnych aplikacji (jak Snapchat, czy inne tego typu) wynaleźć samo grzejący się talerz, miskę i kubek do kompletu. To byłby dopiero przełom na rynku elektroniki! Zaczęłam poważnie rozkminiać na temat takiego przydatnego urządzenia, gdy ktoś puknął mnie palcem w czoło. Zamrugałam parokrotnie, brutalnie wyrwana z zamyślenia.
– Nie bujaj w obłokach, tylko zacznij myśleć logicznie – upomniał Morino. Moja twarz w jednej chwili ze zdumionej przerodziła się w ostrą i niedostępną.
– W czym tkwi problem? – zapytałam sucho, patrząc mu prosto w oczy. Te jego odzywki zdecydowanie coraz częściej doprowadzały mnie do furii.
– Ty stąd nie wyjdziesz – odparł otwarcie. – Masz długoletnią, głęboką depresję. Nie umiesz ponosić konsekwencji swoich czynów, nie potrafisz radzić sobie z przeciwnościami losu. Popadasz w chandrę, gdy tylko coś ci nie wyjdzie, więc chyba ni uważasz, że pozwolę ci opuścić na stałe ten szpital w takim stanie psychicznym? Jesteś inteligentną kobietą i wiesz, że wielkiej kariery nie da się prowadzić zza krat psychiatryka. A trasy koncertowe? I kiedy ty chcesz znaleźć czas na terapię, jeżeli całymi dniami siedziałabyś w studiu nagraniowym? Przed nami jeszcze daleka droga, uwierz mi Sakuro – zwrócił się do mnie po imieniu, a jego oczy i twarz złagodniały – bez naszych rozmów nie podołasz.
Milczałam przez chwilę, zastanawiając się nad wyjściami z takiej sytuacji.
– A prochami się nie da? – zasugerowałam, odstawiając pustą miskę. Do ręki wzięłam jabłko i wgryzłam się w nie bez oporów. W środku owoc, tak jak się spodziewałam okazał się być twardy, soczysty i bardzo kwaśny – taki jak najbardziej lubię.
– Niby się da – mruknął, a po jego wąskich, spierzchniętych wargach przebiegł zbłąkany uśmiech. – Ale wiesz, zapisanie ci na tyle silnych antydepresantów, byś była w stanie przetrzymać chociażby tydzień na wolności – nakreślił w powietrzu cudzysłów – równałoby się z moją całkowitą głupotą i bezmyślnością, nie uważasz? – Słysząc tę wypowiedź moją twarz przyozdobił kpiący uśmiech . – Te leki działają podobnie do marihuany, niwelują odczuwanie stresu oraz psychicznego bólu. A skoro ty od wszelakich narkotyków jesteś uzależniona…
– Dobra, niech pan nie kończy – fuknęłam, wykonując dłonią zatrzymujący gest w powietrzu. Przełknęłam już któryś  kolei kęs jabłka, czując przyjemne kłucie kwaskowości po bokach języka.
– Sama widzisz – rozłożył dłonie, opierając się wygodniej o krzesło. – Ni w tę, ni we wtę. Jedyne, co mogę zrobić, to spróbować ci załatwić przepustkę długoterminową, z na przykład cotygodniową wizytą tutaj – zaproponował, a ja rozszerzyłam z wrażenia oczy. Nie pomyślałabym nigdy, że doktor Morino może być taki uczuciowy i wielkoduszny.
– Dlaczego? – wykrztusiłam. Nastąpiła chwila ciszy.
– Bo widzę, jak ci na tym zależy – wyznał, bawiąc się swoją obrączką. Otępiałym wzrokiem patrzyłam, jak obraca pierścień na palcu od niechcenia. – Poza tym, widziałem cię już parę razy w akcji. Szkoda by było, żeby tak unikatowa osobowość z podobnym talentem nigdy w życiu niczego nie osiągnęła. – Uśmiechnął się lekko, wstając. Wodziłam za nim zaciekawionym spojrzeniem. Zasunął krzesło z głośnym szurnięciem. Na odchodne rzucił – Pogadam z dyrekcją, może się zgodzą na coś takiego. Tymczasem my widzimy się u mnie o 10. Porozmawiamy sobie trochę o postrzeganiu świata, co?
Kiwnęłam głową na zgodę. Mężczyzna odwrócił się na pięcie i udał w stronę wyjścia dla psychiatryka. Siedziałam chwilę oszołomiona przemawiającym przez Ibikiego ludzkim dobrem. Westchnęłam głośno. Doktor rozważył chłodno całą sytuację, podczas gdy ja miałam głowę w chmurach. Za bardzo wybiegłam w przyszłość, która przecież wcale nie była taka pewna. Zamrugałam parokrotnie, rzuciwszy okiem na stołówkowy zegar zawieszony przede mną, na ścianie z bufetem. Jakimś cudem dochodziła ósma. Zebrałam się szybko i również podążyłam do drzwi prowadzących na mój oddział.
Kończąc konsumpcję jabłka pomyślałam, że warto byłoby zadzwonić do Tsunade i ją również sprowadzić na dół. Wyrzuciłam ogryzek do mijanego kosza i zdecydowanie przyspieszyłam kroku, na końcu korytarza rozpoznając znajomy kantorek dla pielęgniarek. Ponownie westchnęłam ciężko, drapiąc się za uchem. Życie jest ciężkie. 

* * *

Dwa dni później (wtorek – 15 czerwca)
okolice 15
mieszkanie Hinaty
Zapukałem kulturalnie do drzwi, wstrzymując oddech. Obejrzałem się jeszcze wkoło siebie, jak gdyby sprawdzając, czy na ciemnej, obskurnej klatce schodowej nic, albo raczej nikt się nie czai. Wiecie, potwory nie śpią. Odwróciłem się, komicznie się wyginając w stronę drzwi naprzeciwko drzwi granatowowłosej, jednak tam również nikogo nie zastałem. W tym samym momencie Hyuga wyszła mi naprzeciw, całkowicie przykuwając tym moją uwagę. W jednej chwili przestałem przejmować się potworami i tajemniczymi, wyimaginowanymi szpiegami.
– Hej – powiedziała cicho, paląc buraka. Zmierzyłem ją radosnym spojrzeniem od stóp do głów. Ubrała niebieską sukienkę do kolan, z długim rękawem. Na ubraniu powyzywane były granatowe i fioletowe kwiatki. Narzuciła na siebie różowy, kucharski fartuszek, który był cały ubabrany w mące. Bardzo długie, proste włosy upięła w idealnego koka. Wyglądała ładnie, jak to ona – wejdź proszę – ustąpiła mi miejsca w drzwiach.
– Cześć Hinatka – powiedziałem, bez oporów wpychając się do jej malutkiego mieszkanka na parterze. Dziewczyna zamknęła za mną szybko drzwi i odwróciła się do mnie z delikatnym uśmiechem. Żeby dopełnić powitania ucałowałem jej gładki, różowy policzek.
– Przepraszam, jeszcze nie jestem gotowa – wymamrotała, wyraźnie zmieszana. Pomimo tego, że sypialiśmy ze sobą, ba – nawet byliśmy parą! – ona i tak była nieśmiała jak dziecko. Westchnąłem głośno, rozglądając się po wąskim przedpokoju.
Pomalowane na kremowo ściany bardzo dobrze kontrastowały z czarnym wieszakiem na ubrania i ogromną, wbudowaną w ścianę, hebanową szafką, pełniącą funkcję garderoby. Zdjąłem trampki bez użycia rąk.
– Sasuke i Saya są w salonie, może do nic pójdziesz, co? – zaproponowała. Kiwnąłem głową i z szerokim uśmiechem podążyłem do dużego pokoju. Usłyszałem za sobą ciche szuranie kapci białookiej i domyśliłem się, że właśnie znika w równie ciasnej co przedpokój kuchni.
Salon Hinaty urządzony był w podobnym stylu co przedpokój i w ogóle całe jej mieszkanie. W pokoju był regał z książkami, duży, plazmowy telewizor (na którym w tym momencie Sasuke zawzięcie próbował znaleźć jakiś ciekawy dla niego program), szklany stolik na kawę i czarną, skórzaną kanapę. Nie było wyjścia na balkon, jako że Hyuga mieszkała na parterze a im się balkony nie należały.
Saya wraz z wyżej wymienionym osobnikiem zalegali na kanapie, próbując jakoś wytrzymać panujący z domu upał. Wyglądali doprawdy komicznie – Sasuke sztywno siedzący po lewej, w czarnym, obcisłym podkoszulku i szarych szortach, dzielnie dzierżący pilota i Saya, odziana w różową, letnią sukienkę bez ramiączek, rozpływająca się, leżąc na nim. Uchiha chyba nie był zadowolony z bliskości ich ciał (bo kto lubił się przytulać w taki upał), jednak nic nie mówił.
– Cześć kochani – przywitałem się, zasłaniając im własnym ciałem telewizor. – Co robicie?
– A co ty, Izabela z Phineasa i Ferba? – zażartowała Hiyugashi, na co roześmiałem się głośno Przypomniały mi się czasy, gdy razem z Uchihą i Sakurcią robiliśmy sobie po nocach maratony z tej kreskówki i płakaliśmy później ze śmiechu. To były fajne czasy. Sasuke chyba też się to przypomniało, bo przewrócił on oczami i uciekł wzrokiem w bok.
– Żebyś wiedziała – odparłem. W tym momencie po mieszkaniu rozległo się donośne, energiczne pukanie. Całą trójką spojrzeliśmy po sobie zdezorientowani.
– Naruto – zawołała z kuchni Hinata – idź proszę otworzyć. To pewnie Ino i Say.
– Oni? – zdziwiła się Saya. – A co oni tutaj niby robią… Sasuke?
– Spotkaliśmy z Naruto Ino dwa dni temu w klubie – fuknął, podpierając ze znudzeniem twarz dłonią.
– Zadzwoniliśmy z Hinatką do nich wczoraj i zaprosiliśmy na obiad – wyjaśniłem, patrząc na przyjaciela groźnie. Jak on się zachowywał w stosunku do Hiyugashi? No gorzej, niż małpa. Bez zwłoki ruszyłem ku drzwiom i już po chwili moim oczom ukazało się młode małżeństwo.
– Hejoszka – zawołała Ino, radośnie się uśmiechając. Popchnęła mnie na ścianę i bez ceregieli wepchnęła się do środka. Say potulnie podążył za nią, obdarowywując mnie przepraszającym grymasem. Spojrzałem na niego z uwagą.
Nic się nie zmienił – nadal wyglądał jak pedał. Jego obcisła, fioletowa koszulka z dekoltem w serek i przyległe do ud białe szorty tylko bardziej mnie w tym upewniały. Spojrzenie przeniosłem na Ino. Ubrała turkusową, zwiewną sukienkę bez ramiączek, która wdzięcznie podkreślała jej idealną figurę. Włosy zaplotła w jakiegoś skomplikowanego warkocza, którego nazwy oczywiście nie znałem. Wyglądała o niebo lepiej niż wtedy, w klubie ze striptizem. Say zdjął białe vansy, a blondynka pobiegła w wysokich, białych szpilkach do kuchni.
– Hinatka – zapiała, aż mi w uszach zadzwoniło.
Tak, tęskniłem za nimi. Bardzo. 

______

Wiem, rozdziału dawno nie było, ale wiecie, jak to jest. Miałam teraz próbne w szkole i musiałam się na tym skupić, nadal nie mam komputera, ale mam za to sercowe rozterki no i reszta świata się na mnie uwzięła – wszystko po staremu. Do tego muszę się Wam poskarżyć, że słabo komentujecie. Meh, wiem, że komentarze nie są najważniejsze, ale już wielokrotnie tu wspominałam, że sprawiają mi one radość i motywują do szybszego pisania. Przynajmniej wiem, że robię to dla kogoś. Proszę więc o poprawę i zapowiadam następny rozdział na za trzy tygodnie.
Ściskam i życzę Wesołych Świąt (coraz bliżej do lata!) :)

Tytuł: Gabriel Fleszar - Kroplą Deszczu
Cierpiąca Nanase

10 komentarzy:

  1. Rozdział boski!!! Ale bądź łaskawa dla Saki i daj jej przepustke prosze ;) Chciałaś komętarz to masz nic nie poradze że denny ale cóż. WESOŁYCH ŚWIĄT I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dam jeju przecież, ale najpierw ja trochę pomęczymy ;)
      Pozdrawiam, Nanase

      Usuń
  2. leginsy z batmanem... czuje się jak by mi ktoś w szafie grzebał
    A przechodząc do całokształtu rozdziału, za wiele nie pamiętam bo czytałam to w środku nocy przed pójściem spać ale coś jednak się zakodowało, tudzież parę literówek, czy moich własnych opinii na temat nazwy zespołu, bo wiesz ja bym nazwała ich inaczej bo mimo wszystko The Avengers kojarzy mi się jedynie i wyłącznie z postaciami komiksów i filmów mojego kochanego Marvela no i sama nazwa wyświetla mi czerwony neon z napisem Rock, ja bym ich nazwała Technicolor i to choćby ze względu na zawarty w rozdziale temat poznawania się, tudzież postawienie pierwszego zasadniczego pytania na tej drodze: Jaki jest twój ulubiony kolor? Ale to tylko taka moja kwestia, to jest twoje opowiadanie i pamiętaj, cokolwiek tu napiszesz, całokształt z pewnością mi się spodoba :D i w cale, ale to wcale się nie podlizuje.
    Co do ilości zostawianych pod notką komentarzy, no jest to sprawa niekiedy naprawdę irytująca patrząc na fakt ile czasu i wysiłku poświęciło się nad nowym rozdziałem a cały ten rozdźwięk zawarty właśnie w komentarzach, których swoją drogą niekiedy jest więcej a niekiedy nie ma wcale. W tej sprawie mogę jedynie dodać że sama niejednokrotnie potrafię przeczytać rozdział i nawet w głowie tworzyć komentarz, ale tak też bywa że czytam rozdziały na telefonie i to zazwyczaj przed snem leżąc pod kołderką, a gdy przychodzi zasiąść przed komputerem zupełnie nie wiem co napisać. I chyba z wieloma osobami jest podobnie, choć jak patrzę na niektóre blogi i widzę ilość komentarzy przekraczającą pięćdziesiątkę to czasami łapie doła i robię się wredna myśląc "a po co ja się będę wypowiadać".
    Sru tu tu tu w każdym razie w rozdziale było dużo Sakury, mało Sasuke, co się chwali :D i daje się lubić tych nowych zwariowanych ludzi z którymi Saki ma do czynienia :) A tak w nawiasie to ten Morino ruszyłby tyłek i zamiast prosić o jakieś tam przepustki mógł by zostać jej specjalnym psycho coś tam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, legginsy z Batmanem - sama takie mam, bo to była jedyna rzecz jaką mi się podczas pobytu w Londynie podobała a tamtą scenę pisałam akurat w nich siedząc, stąd ten pomysł. Nazwę zespołu wymyśliłam ze 2 lata temu razem z Is, a z Marvelem nie ma absolutnie nic wspólnego xd Mało Sasuke a dużo Sakury jest że względu na Twój niedosyt ;)

      Usuń
    2. Mój niedosyt został zaspokojony, jak bym właśnie zjadła soczystego steka :D

      Usuń
  3. Chciałam się popisać długością komentarza, ale znając mnie raczej się nim zbłaźnie.
    Tak więc rozdział był blablabla, rewelacyjny, blablabla i w ogóle.
    Bardzo podobała mi się rozmowa Sakury z resztą zespołu, najbardziej chyba jednak rozbawił mnie tekst o lodach, naprawdę śmiałam się jak głupia, a mój kot mnie zabijał wzrokiem.
    The Avengers, średnio mi się podoba, w sumie mam w głowie tylko komiksy i filmy o superbohaterach, no nie pasuje mi po prostu ta nazwa. Prędzej bym ich po prostu nazwała Zemsta, chociaż to z kolei kojarzy mi się z Fredro...
    Mei i Haruka są dla mnie najbardziej rozkoszni w tym opowiadaniu!
    Mniej Chujnaty i Saykurwy, aaaahhh.
    Więcej Naruciaka! <3
    No i przydałoby się w końcu mniej Haruno, a więcej Uchiha.
    Jestem ciekawa co tam jeszcze w Twojej głowie powstało i chcę kolejny rozdział (co jest normą). Czuje irytacje wiedząc, że muszę trzy tygodnie czekać na kolejny.
    No mniejsza, w koncu przeczytałam, bądź ze mnie dumna!
    A teraz idę się zastanawiać dlaczego miałam klnąć na Saske .
    Czołem!
    /~Kim EveLin

    OdpowiedzUsuń
  4. Jest cudnie, kiedy spotkaja sie sasuke i sakuraa noooo xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niedługo, obiecuję - przecież ja też już przebieram nogami, ale wszystko w swoim czasie ;)

      Usuń
  5. Świetny rozdział.Mam nadzieje że opiszesz dokładną minę i odczucia Sasuke gdy dowie się gdzie przebywa Sakura,praktycznie była pod jego nosem.Czekam na kolejny mam nadzieje że będzie szybciutko.
    Duuużo weny życzę. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Na początek - nie pamiętam,czy ta pioseneczka była już wcześniej,ale wiem,że baaardzo mi się podoba ! xD
    Shana wraca do żywych . Przepraszam Cię kochanie,że tak długo mnie nie było,jednak musiałam dojść do siebie po pewnych przeżyciach . I doszłam ! xD
    A więc :
    1 . Niech Sakura nie śmieje się z bamboszków Tsuny,bo ja mam identiko ! xD
    2.'Myślałaś już o pójściu z tym do psychologa, lilipucie? ' - słyszę to prawie codziennie od mojego chłopaka i od Evelin xD
    3. Doszłam do wniosku,że Haruka to moje męskie wcielenie xD Serio,jesteśmy tak samo wredni xD
    4. The Avengers - -- > kojarzy mi się z superbohaterami ,wiesz,te wszystkie supermoce , mega przystojni aktorzy i wgl xD Chociaż,widzę sens w tej nazwie. Może chca jakoś pokazać światu samych siebie...i ten...nie umiem rozwijać swoich myśli,wybacz ^^''''
    5. Nienawidze Sa...Sayi...Sai ? No nie ważne,kobity Sasuke ! xD
    6. Kończąc czytać ten rozdział,zrozumiałam,czemu akurat wybrałaś tę pioseneczkę - zajebiście pasuje do tego opowiadania. Czapki z głów.
    Mam nadzieję,że nie przejmujesz się komentarzami za bardzo . Masz swoich wiernych czytelników,oni z Tobą pozostaną na zawsze,więc spokojnie.
    Jest 1.10 . oczy mi się same zamykają,a ja jeszcze pazury muszę sobie przykleić...
    Pozdrawiam gorąco,Shana.


    / aitakunaru-no-shoudou.blogspot.com ------> nowy rozdział

    OdpowiedzUsuń