Music

niedziela, 23 listopada 2014

4. Everytime I close my eyes it's like a dark paradise



Umówiłem się z Sasuke na wieczór. Prawdę mówiąc, wcale nie cieszyłem się na spotkanie z młodszym Uchihą, ze względu na jego wczorajszy telefon. Postanowiłem jednak o tym nie wspominać. O odpowiednio wcześniejszej godzinie wyszedłem z domu. Nasza ulubiona knajpa do picia była zaledwie dwie ulice dalej, toteż nie śpieszyłem się zbytnio. Przeciskając się pomiędzy tłokiem ludzi mijanych po drodze, miałem czas utrwalić w sobie postanowienie, że chociażby mnie przypalali i traktowali prądem to nie mam prawa Sasuke nic wspomnieć o Sakurze. O nie!
Po upływie około dziesięciu minut byłem już w drzwiach lokalu. Przecisnąłem się przez szparę w wejściu, jaką zostawiła mi prostytutka, o którą niestety byłem zmuszony się otrzeć. W momencie, w którym jej wargi pomalowane na cudownie szkarłatny kolor wykrzywiły się w rozanielonym uśmiechu, zmierzyłem ją wzrokiem od stóp do głów. Biała sukienka zakrywająca niewielki skrawek jej szczupłego ciała, czarne szpilki i papieros w dłoni. Wcale nie była brzydka, wręcz przeciwnie – długie fale czekoladowych włosów wspaniale podkreślały jej szare, duże oczy.
– Cześć – powiedziała cicho, nadal szczerząc się do mnie kokieteryjnie. Podeszła do mnie i z miejsca zawiesiła mi ręce na szyi. Byłem oczarowany magią jej spojrzenia. – Masz śliczne oczy – wyznała, co wywołało na mojej twarzy delikatne rumieńce. Odplątałem jej ramiona i odsunąłem się na odpowiednią odległość.
– Innym razem – odpowiedziałem, uśmiechając się przyjaźnie. Wyraźnie zbitą z tropu ślicznotkę zostawiłem za sobą i udałem się w głąb lokalu.
Wnętrze baru było ciemne, pełne dyskotekowych świateł. Co i rusz sala mieniła się na niebiesko, na biało lub różowo. Lokal pełen był roztańczonych klientów, którzy skakali w rytm najnowszych, elektronicznych hitów. Od tej muzyki i zbyt mocno podkręconego basu czułem, jak krew napływa mi do uszu w rytm kolejnych taktów. W powietrzu unosił się mocny zapach tytoniu i alkoholu. Gdy już przedarłem się przez tłum napalonych facetów pod sceną dla striptizerek oraz minąłem bar okupowany przez chmarę imprezowiczów różnej maści, ujrzałem swojego przyjaciela.
Sasuke siedział sam na jednej z jasnych kanap, pod pomalowaną na prawdopodobnie fioletowy lub granatowy kolor ścianą. Ode mnie oddzielał go mały, szklany stolik, na którym stała pusta szklanka oraz taka sama kanapa, ustawiona naprzeciwko swej bliźniaczki. Brunet wpatrywał się tępo w jedną z tancerek, która zajmowała podwyższone stanowisko najbliżej niego. Zacząłem się zastanawiać, czy aby mój przyjaciel nie był przypadkiem pijany, lecz zaraz wykluczyłem tą opcję. Uchiha nie był na tyle nieodpowiedzialny, żeby schlać się w samotności, w klubie pełnym złodziei.
W ciszy podszedłem do Sasuke i usiadłem na kanapie naprzeciwko. Przyjaciel dopiero po paru sekundach zajarzył, że ktoś się do niego dosiadł. Spojrzał na mnie nieprzytomnie.
– Naruto? – zapytał tępo.
– Nie, święty Mikołaj. – Przewróciłem oczami. – Ćpałeś?
– A chcesz w mordę? – zaproponował ostro. W jednej chwili jego spojrzenie stało się chłodne i czujne. Spiąłem się w sobie i zostawiłem to pytanie bez odpowiedzi.
– Co dla panów? – zapytała kelnerka, która pojawiła się obok nas niewiadomo skąd. Zerknąłem na nią zaskoczony. Blondynka z dużymi, fiołkowymi oczami, odziana w biały top z dekoltem, który ledwo co zasłaniał jej sporych rozmiarów piersi oraz czarną mini i białe szpilki. Wymieniliśmy z Sasuke porozumiewawcze spojrzenia.
– Wódkę… tylko nie z colą, proszę – odparłem błagalnym głosem, patrząc w jej cudne oczy.
– Z sokiem pomarańczowym? – zaproponowała, uśmiechając się pod wpływem mojego psiego wzroku.
Naruto, masz dziewczynę i ukochaną, nie śliń się do tej laski – ganiłem się w myślach. Dziewczyna była serio ładna.
– Czystą – wtrącił Sasuke, patrząc na mnie z zażenowaniem. Ponownie swe oczy zwróciłem ku kelnerce, która była w trakcie rozbierania mego towarzysza wzrokiem. Jezu, co one wszystkie w nim widziały? Sakurcia, Ino i tak dalej… przecież on nawet na nie nie patrzył! Po chwili dziewczyna ocknęła się i odeszła, trochę się potykając.
– Co się stało? – zapytałem po znacznej chwili milczenia. Spotkaliśmy się tutaj przecież nie dla przyjemności, a by pogadać o jego problemach. Mój przyjaciel w milczeniu przyglądał się tancerce za moimi plecami, tej samej co wcześniej. Westchnąłem głośno.
– Nie przypomina ci ona kogoś? – Wskazał palcem na dziewczynę na podeście. Odwróciłem się poirytowany i odszukałem wzrokiem obiekt zainteresowania Uchihy.
Striptizerka była dość wysoką kobietą. Swoje idealne piersi, podobnie jak i szerokie biodra zasłoniła wściekle czerwoną, koronkową bielizną. Tańczyła co i rusz wyginając się na wszystkie strony, czym przyprawiała wszystkich widzów o palpitacje. Jej długie, proste blond włosy podążały wiernie za swoją właścicielką, która świadoma ich siły przyciągania, czarowała nimi jak tylko mogła. Aż kusiło, żeby za nie złapać i mocno przytrzymać.
– Ładna jest – stwierdziłem i odwróciłem się do przyjaciela. – Nie wiem, kto to może być… masz kogoś konkretnego na myśli?
– Przyjrzyj się jej twarzy – doradził, uśmiechając się łobuzersko. Czułem podświadomie, że mój kolega ma ochotę bliżej poznać tamtą laskę. Ponownie odszukałem nieznajomą wzrokiem i poczekałem, aż jej włosy przestaną kryć jej twarz. Nie minęło parę sekund, a długie, jasne pasma opadły na plecy, odsłaniając wyniosłe oblicze swej właścicielki zwrócone w naszą stronę.  
I bach!
– Jezus Maria – zawołałem, odsuwając się nagle do tyłu. – To niemożliwe.
– Niby dlaczego? – Zaśmiał się Sasuke. Mi tam nie było do śmiechu. Wstałem, obszedłem stolik i dosiadłem się do niego. Nie chciałem się tak chamsko odwracać w stronę bliskiej koleżanki. Zmusiłem się, by spojrzeć na nią jeszcze raz. Nie, to mi się w głowie nie mieściło. Jak ona mogła dać się tak poniżyć?
– Pańskie zamówienia – powiedziała tamta kelnerka. Postawiła przed nami szklaną butelkę i dwa kieliszki. – Czy podać coś jeszcze? – Uśmiechnęła się do nas. Sasuke spojrzał na nią zaciekawiony, natomiast ja nie mogłem oderwać oczu od tancerki.
– Czy byłaby pani taka dobra i zapytała się swojej koleżanki o to, czy nie mogłaby tutaj podejść? – zapytał, uśmiechając się przy tym rozbrajająco. Spojrzałem na niego zaskoczony. Dziewczyna już była jego. Gdyby chciał, rozebrała by się bez słowa szemrania – taką moc manipulacji posiadał mój przyjaciel.
– Och – wszeptała równie zbita z tropu, co ja. Wydawała się być zawiedziona faktem, iż prośba Sasuke jej nie dotyczyła. – Którą konkretnie?
W odpowiedzi Uchiha wskazał na obiekt naszych obserwacji palcem. Kelnerka zdawała się trochę bić ze sobą, o wywołało na twarzy Sasuke dziwny, niezadowolony grymas.
– Ona nie jest dziewczyną do towarzystwa – powiedziała nieśmiało.
– Nie chodzi nam o dziwkę – sprostował mój przyjaciel, co spotkało się z moim krzywym spojrzeniem. Według niego najlepiej było nazywać wszystko po imieniu i może było to i dobre, jednak ja uważałem, że w rozmowie z kobietą powinno się stosować bardziej kulturalne słownictwo. – Chcemy z nią tylko pogadać. Wiesz… to nasza stara znajoma, dawno się nie widzieliśmy. Na pewno się ucieszy na nasz widok – zapewniał.
– Jeżeli tak, to spróbuję – odparła dziwnym głosem. Uśmiechnęła się do nas przelotnie i odeszła.
– Czy ty jesteś  nienormalny? – zapytałem, gdy dziewczyna zniknęła nam z pola widzenia.
– Co złego jest w tym, że chcę pogadać z dobrą znajomą? – Wyciągnął rękę po alkohol. Wprawionym gestem otworzył butelkę i polał nam pierwszą kolejkę dzisiejszego wieczoru.
– Nic – odparłem, marszcząc brwi. – Póki jej tu jeszcze nie ma, może mi powiesz w końcu, co się stało?
Sasuke westchnął głośno, spojrzał na mnie ze smutkiem i jednym chlustem wypił swoją porcję alkoholu. Nawet się nie skrzywił, w takim był stanie psychicznym.
– No o co może mi chodzić? – przedrzeźniał mnie. Nie przejąłem się tym.
– Nie możesz po prostu o niej zapomnieć? – zaproponowałem.
– Gdyby to było takie proste, Naruto. – Uśmiechnął się słabo. – Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym, żeby to wszystko nigdy się nie wydarzyło. Zdajesz sobie sprawę, że nasze życie wyglądałoby zupełnie inaczej? Ja kochałbym Sayę, ty nie wahałbyś się tak długo co do Hinaty…
  To cię tak bardzo martwi, chłopie? – powiedziałem, zatapiając usta w palącym alkoholu. Moje gardło w jednej chwili zmieniło się w Saharę zalaną przez kwas siarkowy. Przetrzymałem to jednak, jako że jestem facetem, a my udawanie mamy we krwi.
– Martwi mnie to, że chociaż bardzo chciałbym, żeby tak było, to… nie mogę. Nie mogę nic zmienić. Nie potrafię, czy może raczej nie chcę. Zaczynam rozumieć Lo z tą jej całą deprechą. To przychodzi nagle i nie wiesz jak się tego draństwa pozbyć.
– Znam to. – Wziąłem w dłoń butelkę i śmiało polałem następną kolejkę. Ujęliśmy kieliszki i odparliśmy się plecami o kanapę. Jednym chlustem wypiliśmy to, co było nam dane.  I tak upłynęło nam parę następnych minut.
Cisza, wódka, głośne westchnięcie.
Głośne westchnięcie, wódka, cisza.
Można by oszaleć, jednak taka sytuacja była w pewien sposób odprężająca. Wtedy poczułem, że mój przyjaciel zwrócił ku mnie swoją twarz. Ignorowałem go przez dłuższą chwilę, sądząc że zaraz się odwróci w stronę kobiet w oddali. Na próżno się łudziłem. Spojrzałem w jego oblicze i wtedy mnie trafiło.
Jak grom z jasnego nieba.
Niczym miłość od pierwszego wejrzenia.
Nagły i niespodziewany.
Smutek Sasuke.
Sasuke Uchiha miał w oczach łzy. Nic jednak nie mówił, tylko patrzył. Wertował mnie oczami pełnymi uczuć – tak niezwykłymi dla samego siebie.
Zacząłem żałować, że obiecałem Sakurze dochowanie tajemnicy. To było niesprawiedliwe w stosunku do Uchihy! Powinienem wisieć na krzyżu zamiast Chrystusa.
Jestem paskudny.
Jestem niesprawiedliwy.
Jestem okropny.
Jestem dwulicowy.
Jestem świnią.
Jestem…
– Naruto – wyszeptał chłopak. Pociągnął nosem i zdobył się na kolejny półuśmiech. – Dziękuję, że jesteś. Jesteś najlepszy.
POMOCY – JA CHCĘ STĄD WYJŚĆ!
GŁUPI DUREŃ. KRÓL FRAJERÓW. WŁADCA ŚWIATA FAŁSZYWYCH SKURWIELI.
– Bez przesady  – jęknąłem, rozglądając się nerwowo na boki.
– Ja pierdolę kurwa – usłyszeliśmy głos gdzieś po lewo. Bardzo nam znany głos. – Sasuke–kun? Naruto? Jezusku przenajświętszy, co wy tu robicie?
Natychmiast się w sobie zmobilizowałem i odwróciłem się szybko do dziewczyny.
– Cześć Ino – powiedziałem, uśmiechając się radośnie, jak to miałem w zwyczaju. – Nam też jest miło cię widzieć.
* * *
21: 30
Parking przed szpitalem
Czy tylko dla mnie fakt, iż stałam właśnie przed szpitalem i czekałam na przyjazd bandy obcych ludzi, którzy mieli spędzić u mnie co najmniej parę następnych godzin był w chociaż jakimś niewielkim stopniu dziwny? Tak, z pewnością.
Obok mnie stał Ibiki, który… cóż – był dziwnie zadowolony. Nawet nucił sobie pod nosem jakąś melodyjkę z czasów moich rodziców. Nie mogłam powstrzymać się od chamskiego gapienia się na niego z otwartą buzią. To zachowanie totalnie odbiegało od jego wizerunku ponurego człowieka, tak bardzo wypracowanego przez doktora w ciągu ostatnich paru lat.
Wokół nas panowała cisza. Słychać było cykanie świerszczy, charakterystyczne dla letnich nocy, które zawsze tak bardzo lubiłam (głównie ze względu na ten specyficzny klimat nocy). Po ulicy, która oddzielała teren szpitala od parku przewijały się istne hordy aut, jednak była ona na tyle daleko od nas, że praktycznie żaden ich odgłos do nas nie docierał. Przez moje plecy przeszedł niebezpieczny dreszcz, gdy zobaczyłam, jak malusieńkie autko Tsunade przekracza parkingową bramę wjazdową. Wraz z Ibikim zdążyliśmy tylko na siebie zerknąć – ja z obawą, a on z entuzjazmem –  a zielony samochodzik już parkował przed nami z piskiem opon.
Silnik nawet nie zdążył zgasnąć, a drzwi pojazdu otworzyły się i na zimny beton wypadł ledwo żywy Naoki. Zaczął się krztusić i wić niczym opętany jaszczur, klnąc przy tym niemiłosiernie. Do moich uszu doleciał donośny śmiech Haruki (jego) i zniesmaczone jęki dziewczyn.
– Ja nie mogę – stęknęła poirytowana Tsunade. – Ile ty masz lat, Kato?
– Boże – zawołał z bólem Smith – NIGDY WIĘCEJ Z NIM W JEDNYM SAMOCHODZIE! NIGDY!
Mei i Haruka (ona) wysiadły i z zażenowaniem pokręciły głowami.
– To był żart na poziomie podstawówki, baranie – warknęła Haruka. – Nie ma z czego rżeć. Tu można tylko płakać.
Obydwie obeszły samochód i pomogły wstać ledwo żywemu, zielonemu na twarzy Naokiemu. Facet miał prawdziwe łzy w oczach. Po sekundzie dołączyła do nich Tsunade, jednocześnie poklepując blondyna po ramieniu i patrząc z obrzydzeniem na swoje małe cacko.
– Jak ja się tego pozbędę – zapłakała z goryczą.
– Co się stało? – zapytaliśmy jednocześnie z Morino. Spojrzeliśmy po sobie zdziwieni.
– Haruka zdjął buty razem ze skarpetkami i zaczął nimi rzucać po całym samochodzie, to się stało – warknęła Ito i ponownie ztaskowała nieprzyjemnym spojrzeniem wciąż ucieszonego bruneta.
– Teraz wszystko śmierdzi tymi przepoconymi skarpetkami – dodała Mei.
– Mój biedny samochód – chlipała Senju.
Westchnęłam głośno i pokręciłam głową, nie chcąc kryć swojej pogardy dla ich problemów (Halo, Ziemia do Tsunade – jesteśmy na tyłach psychiatryka. Tutaj ludzie mają PRAWDZIWE problemy!). Zwróciłam tym uwagę wszystkich. Spojrzałam w bok, nie dając po sobie poznać, jak bardzo mnie to peszy.
– Och, ty tutaj – powiedziała beznamiętnie Haruka. – Gdy nie zobaczyłam cię dzisiaj w studiu, zaczęłam się bać, że zrezygnowałaś.
Uśmiechnęłam się sztucznie w jej stronę.
– Rzadko kiedy mnie stąd wypuszczają, musisz więc zrozumieć, że raczej często nie będę tak zaglądać – wyjaśniłam pobłażliwym tonem.
– Gdzie my tak właściwie jesteśmy? – zapytała Mei, podchodząc do mnie z gracją elfa. Zwróciła ku mnie swoje dwukolorowe oczęta, a mnie szczęka opadła. W życiu nie widziałam równie przeuroczej istotki. Biała, koronkowa sukienka o kolan i opaska z kokardką w ty samym kolorze, przytrzymująca w górze jej fiołkową grzywkę dodawały jej takiego czaru, iż ciężko było mi oderwać od niej oczy. Otworzyłam usta, lecz nie wypadł z nich żaden dźwięk. Dwudziestolatka była zapewne trochę zmieszana moją reakcją, jednak nie dała nic po sobie poznać.
– No właśnie – zaciekawiła się Haruka i również do nas podeszła. Podparła rękę o biodro i spojrzała na mnie wyczekująco. Odchrząknęłam cicho. – Nie kojarzę w ogóle tego miejsca.
– W moim domu – wyznałam, co spotkało się ze zdziwieniem dziewczyn. Ja natomiast patrzyłam z niemałym obrzydzeniem, jak Haruka dołącza do nas, lekko się zataczając. Zapewne ze śmiechu. Przystanął obok Haruki i władczo oparł się o jej ramię, z trudem łapiąc oddech. Blondyna oczywiście natychmiast zwaliła jego łapę, co spowodowało, że mężczyzna był zmuszony złapać się mnie, żeby nie upaść. Władował się na mnie swoim ogromnym ciałem.
Z trudem wytrzymałam tak wielki nacisk.
W jednym momencie unicestwił moją przestrzeń osobistą, a mnie ogarnął jego zapach. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu nie był to smród potu tylko przyjemna woń perfum, przywodząca mi na myśl głębię lasu sosnowego. W tym samym czasie Naoki podniósł się i dołączył do nas nieśpiesznie. Kątem oka zobaczyłam, jak piorunuje nas wzrokiem. Odepchnęłam bruneta stanowczo, poprawiając sweter, który mi się obsunął pod wpływem gwałtowności moich ruchów. Objęłam się dłońmi i uniosłam znacząco brwi.
– Mieszkasz tu? – Zdziwili się wszyscy. Zerknęłam znacząco na Tsunade. Zrozumiawszy moją niemą prośbę o pomoc uśmiechnęła się radośnie.
– Dzieci, dobierzcie się w pary i podążajcie za mną – zawołała, a my ryknęliśmy śmiechem. Pomysł z parami nie był taki zły, szczególnie, że tacy nierozgarnięci ludzie w szpitalu dla osób z paranoją, niekontrolowane mogłyby wywołać postrach i panikę. Rozejrzałam się wokoło.
Mei stała z Naokim, cała szczęśliwa, on również. Natomiast Haruka i Haruka patrzyli po sobie nieprzychylnie. Ponownie westchnęłam i, ku własnemu zdziwieniu wzięłam bruneta pod rękę i pociągnęłam go w stronę Tsunade.
– No proszę – Był wyraźnie rozbawiony. – Mój urok osobisty tak na ciebie działa, czy po prostu jej nie lubisz? – Wskazał palcem na osamotnioną blondynę. Odwróciłam się na pięcie i uniosłam lewą brew w geście niedowierzania.
– Że co proszę? – warknęłam, puszczając jego dłoń. – Nic do Haruki nie mam, po prostu uznałam, że lepiej jej będzie z panem Morino niż ze mną.
– Czemu się tak usprawiedliwiasz? – zapytał tajemniczo, przyciągając mnie do siebie ramieniem. Nie wiedząc czemu, nie odtrąciłam go. – Wiesz, tylko winni się tłumaczą… czujesz się winna?
– Nie przeceniaj się gnoju – mruknęłam oburzona. – I odpuść sobie z tymi zalotami.
– Że niby ja zalecam się do ciebie? – Uniósł w zdumieniu brwi. Jego czoło zmarszczyło się niczym suszony owoc. – Nie bądź śmieszna. Nie jesteś w moim typie.
Zacisnąwszy usta w kreskę, podążyłam za grupą, cały czas będąc z lewej strony opleciona ramieniem postawnego bruneta. W milczeniu wkroczyliśmy do szpitala. Oślepiła mnie niebieskość światła, ogarniającego wnętrze oddziału ratunkowego. Zmrużyłam oczy. Wokół nas przewijała się cała masa ludzi, którym oczywiście bardzo się gdzieś śpieszyło.
– Czemu jesteśmy w szpitalu? – Zdziwił się wielce. – Jesteś na coś chora?
– Tak jakby – mruknęłam. Nie ciągnął dalej tematu.
– Widzisz ich, Haruno? – zapytał Haruka, rozglądając się na boki.
– Nie – odparłam, patrząc prosto przed siebie. – Nie muszę, wiem gdzie ich zaprowadzono. Chodź.
Wyplątałam się z jego uścisku i ruszyłam pośpiesznie długim korytarzem, starając się nie dotykać mijanych ludzi. Nie wiadomo, gdzie się szlajali. W sekundę później usłyszałam za sobą głuchy stukot glanów mojego gościa. Uśmiechnęłam się pod nosem bez powodu. Zaprowadziłam Harukę do windy.
– Musimy wjechać na czwarte piętro – poinformowałam go bez większego entuzjazmu. Przyjął tą wiadomość ze spokojem, patrząc na mnie ciekawskim spojrzeniem.
No proszę Sakura, spraszasz sobie na noc gości, z jedynym nawet zostajesz bez opieki... kto cię tak wychował? Niegrzeczne dziewczę.
Winda w końcu dotarła do nas. Otworzyła przed nami swe wrota i zachęciła do gościny mało przyjemnym dla ucha piskiem. Przepuściliśmy ludzi, którzy nią podróżowali i dopiero wtedy wsiedliśmy do środka. Stanęliśmy z tyłu, opierając się plecami o lustro. Wcisnęłam guzik z moim piętrem. Do środka wsiadło jeszcze dwóch lekarzy chirurgów, u których miałam okazję mieć praktyki na studiach.
Zapomniałam wspomnieć – studiuję. Tak, trzeci rok medycyny. Specjalizacja chirurgia.  Mój wydział sąsiadował z budynkiem szpitala, więc nie było problemu z przepustkami. Co do samej nauki, to jeszcze w życiu nie fascynowałam się czymś tak, jak grzebaniem w ludziach. Naprawdę – jarałam się tym. I wcale się nie przechwalając, byłam najlepszą na roku.
Chociaż zajęcia praktyczne mieliśmy zacząć dopiero od następnego semestru, to znajomości, które miałam dzięki pomieszkiwaniu w psychiatryku pozwoliły mi parę razy przyglądać się operacji. Dzięki temu byłam pewna, że to jest to, co chciałabym robić w życiu. „Dobry chirurg to ten, co nie rzyga na widok krwi z życia wziętej” głosił nasz wykładowca od praktycznej strony anatomii.
Drzwi się zamknęły i winda ruszyła. Lekarze przed nami byli tak zaaferowani rozmową o przeszczepach tkanki tłuszczowej z pośladków na piersi, że nawet nie zauważyli naszej obecności. My natomiast byliśmy pogrążeni w milczeniu. Podświadomie czułam, że Haruce niezmiernie to przeszkadza, jednak ja sama nie czułam absolutnie żadnej potrzeby rozmowy. Oparłam się głową o lustro i spojrzałam znużona w stronę małych światełek zawieszonych na suficie windy. Zamknęłam oczy, licząc na to, że nagle cały świat wokół mnie przestanie istnieć. Ot tak – taka depresja.
– Och, Sakura – odezwał się jeden z mężczyzn. – Wy na oddział psychiatryczny?
– No a jak – odparłam, nadal mając zamknięte oczy. W odpowiedzi usłyszałam ich chichot. Nic nie odpowiedziałam. Wysiedli na drugim piętrze, czyli na onkologii a wtedy winda ruszyła dalej.
– Jak to na oddział psychiatryczny? – zapytał zdziwiony Haruka. Jego głos nagle stał się dziwnie wysoki. Otworzyłam oczy i bez większych emocji spojrzałam na niego. Jego twarz wyrażała strach tak wielki, jak mój przed lekcjami matematyki w gimnazjum.
– Gdybyś był spostrzegawczy, tak jak oni, to już dawno byś się zorientował, że mieszkam w psychiatryku – powiedziałam grobowym tonem, patrząc na niego spod byka.
– Niby po czym? – Zaśmiał się nerwowo. Z grobową miną wyciągnęłam przed siebie ręce i podwinęłam rękawy szarej bluzy z kocimi uszami (tej od Itachi’ego).  Haruka odskoczył ode mnie jak oparzony. Jego glany głucho odbiły się od metalowej podłogi windy. Przerażonymi oczami wpatrywał się w moje szramy. Prychnęłam, zasłaniając ręce. Dłonie wcisnęłam do bluzowych kieszeni w lekceważącym geście. W tym momencie winda stanęła. Drzwi otworzyły się z tym cholernym piskiem. Wyszłam pośpiesznie. Kato pomimo swego stanu podążył za mną.
– Haruno – powiedział, doganiając mnie.
– Wydawałeś się być interesującym człowiekiem, innym od reszty tej bandy ignorantów wokół mnie – wyznałam oschle, patrząc przed siebie.
Przeszliśmy przez korytarz, na którym znajdowały się sale przeznaczone dla terapii grupowych i wkroczyliśmy na stołówkę. Żeby się dostać do mojego pokoju musieliśmy przez nią przejść. Jako że było to pomieszczenie ogromnych rozmiarów dopiero parę minut później zamykaliśmy drzwi z drugiej strony. Znaleźliśmy się na moim korytarzu.
Ściany pomalowane były tu na miodowo żółty kolor. Był przyjemny dla oka, chociaż ja niezbyt za nim przepadałam. Po paru metrach Haruka powiedział spokojnie:
– Czemu sądzisz, że jestem taki sam, jak oni?
– Po twojej reakcji na widok… no wiesz – wytłumaczyłam.
– Mylisz się – stwierdził. Spojrzałam na niego pytająco.
Zatrzymaliśmy się. Mężczyzna ściągnął swoją skórzaną kurtkę, zostając tylko w tym samym, luźnym podkoszulku co parę dni temu. Pośpiesznym gestem odgarnął z lewego nadgarstka masę rzemyków i wcisnął mi pod nos rękę. Musiałam porządnie wytężyć wzrok, by dostrzec zabliźnione, sine szramy. Brunet odsunął się na parę metrów i spojrzał na mnie z triumfem.
– Powinieneś tu kiblować razem ze mną, a nie piszczeć jak dziewczynka – warknęłam, zaplatając ręce pod biustem.
– Do twojej wiadomości, siedziałem w psychiatryku całe liceum – wyznał. Uniosłam w zdziwieniu brwi. – Tylko że w szpitalu północnym.
Spojrzeliśmy na siebie. Brunet uśmiechnął się przyjaźnie, ponownie zagarniając mnie ramieniem. Nie opierałam się, będąc zajętą rozmyślaniami na jego temat.
– Jesteśmy tacy sami, różowa – dodał, śmiejąc się cicho. W myślach przyznałam mu rację.

* * *

– Co wy tu robicie? – zapytała zszokowana Yamanaka, zakrywając rękoma ponętny biust, na który mimowolnie zerkałem. Ładniejszy od tego, który zapamiętałem.
– Usiądź proszę Ino – poprosił Naruto, próbując ją uspokoić. Uśmiechnąłem się łobuzerko mimo swego ponurego nastroju. Gdyby jeszcze odnaleźć Sakurę i Saya można by się pokusić o odtworzenie naszej paczki z Konohy.
– Jesteście zboczeńcami co? Chcecie żebym wam dała dupy, ale nic z tego – syczała, zabijając nas swymi pięknymi, błękitnymi oczami. Mało brakowało, a wybuchłbym śmiechem. Zerknąłem na zawstydzonego Naruto. On również się na mnie patrzył, szukając we mnie pomocy. Westchnąłem głośno.
– Mylisz się Ino – odezwałem się opanowanym tonem. Spojrzałem na nią, wykrzywiając usta w uśmiechu. Blondynka zamilkła i pod wpływem tegoż uwodzicielskiego grymasu na mojej twarzy, stanęła w bezruchu, wpatrując się we mnie oczarowana. Zawsze to na nią działało. – Usiądź proszę – dodałem spokojnie. Dziewczyna spełniła polecenie nie spuszczając ze mnie wzroku. Kątem oka widziałem, jak Naruto z niezadowoleniem przypatruje się mym poczynaniom. Sam chciał, więc nie rozumiałem jego reakcji.
– Ino – zaczął blondyn. Yamanaka z wyraźnym trudem oderwała się ode mnie. Spojrzała na niego zamyślona. – Przyszliśmy tu w celach relaksacyjnych.
– Żeby się schlać – wtrąciłem cicho, za co Uzumaki kopnął mnie pod stołem w kostkę. Nie bolało, ale dało mi jasno do zrozumienia, że moja rola ma się ograniczyć do uwodzenia kobiet. Przewróciłem oczami.
– Do klubu ze striptizem? – prychnęła, przeczesując na górę długą blond grzywkę.
– Każdy robi jak lubi – odparł Naruto, uśmiechając się do niej szeroko. – A ty co tu robisz?
– Jakbyś nie widział – warknąłem, odwracając ku niemu twarz z poirytowaniem. Dlaczego ludzie lubili zadawać pytania, na które znali odpowiedzi? Przecież to bez sensu. Mój przyjaciel kompletnie mnie zlał, więc swe oblicze ponownie zwróciłem ku koleżance. Chichotała cicho. Musiałem przyznać, że gdy tak siedziała przed nami, w samej bieliźnie, z rozpuszczonymi włosami i uśmiechała się radośnie była naprawdę ładna. Szkoda tylko, że w mym mniemaniu Sakura była nie ładna, lecz piękna. Ino już ze startu nie miała u mnie szans konkurując ze swoją przyjaciółką.
– Pracuję – wyznała, czym zbytnio nas nie zszokowała. – Ale wiecie, wbrew pozorom to był mój wybór.
 Doprawdy? – zakpiłem. Dziewczyna urażona mym tonem spojrzała na mnie spod byka.
– Tak – odparła. – Nie rozumiem, co w tym takie dziwnego. Zawsze lubiłam tańczyć.
– Ale na rurze? – jęknął Naruto.
– A co to za różnica – powiedziała, rozszerzając na chwilę oczy.
– Na rurach tańczą dziwki – wyjaśniłem. Blondynka westchnęła, zakładając nogę na nogę. Pokazała mi tym samym swoje ponętne udo, na którym aż chciało położyć dłoń i głaskać przez wieczność.
– Nie jestem dziwką – ucięła ostro. – Robię to dla sportu. - Naruto nie wydawał się być tym przekonany. Ja również. Mimo tego daliśmy temu spokój. Ino przecież nie przegadasz. – Słyszałam ten ostatni kawałek – wyznała, co zbiło nas kompletnie z tropu. Jeszcze przed chwilą gadaliśmy o tym, że w naszych oczach jest prostytutką, a ona nam wyskakuje z naszym ostatnim singlem. – Podoba mi się – dodała.
– Dzięki – odparł Naruto, chociaż on z tym kawałkiem nie miał właściwie nic wspólnego. – Ino, nie widzieliśmy się od zakończenia liceum, może opowiesz nam co u ciebie słychać?
– A co tu opowiadać? – Zaśmiała się perliście. Westchnąwszy, oparła się o kanapę, zaplatając dłonie na wyćwiczonym, płaskim brzuchu. – Po szkole pomieszkałam jeszcze rok z rodzicami, a później razem z Sayem przeprowadziliśmy się tutaj – powiedziała zamyślona. Sprawiała wrażenie, jak gdyby chciała się nas o coś zapytać.
– Wiesz gdzie on jest? – zawołał zszokowany Naruto. Przewróciłem oczami.
– Ciszej kretynie – warknąłem. – Fajnie, że okazujesz emocje, ale mógłbyś robić to tak, żeby nikt poza nami nie słyszał.
– Czy ty się musisz zawsze mnie czepiać? – wybuchł niebieskooki. W oczach miał chęć mordu. Odwróciłem głowę w przeciwną stronę, przymykając prawe oko.
– Uspokój się – burknąłem.
– Sam się uspokój – odparował, naskakując na mnie. Do moich uszu doleciał rechot Ino. Mi tam nie było do śmiechu, kiedy ten chłopak na mnie leżał i miażdżył moją duszę rozwścieczonym spojrzeniem.
– Jesteście niesamowici – wykrztusiła Yamanaka. – Tęskniłam za tymi waszymi kłótniami.
– To co z tym Sayem? – zapytałem, odpychając Uzumakiego stanowczo od siebie. Podniosłem się szybko i poprawiłem szary podkoszulek z cienkiej, lekkiej bawełny. Spojrzałem na koleżankę. Z trudem łapała oddech. Gdy się jednak uspokoiła, a i Naruto podniósł się z kanapy zaczęła mówić.
– Say? Mieszkamy razem parę ulic dalej. Takie obskurne osiedle, pełno pijaków – kontynuowała.
– Czym on się zajmuje? – spytałem, pamiętając jakim świetnym gitarzystą był ten tajemniczy chłopak.
– Niczym szczególnym – odparła. – Całe dnie siedzi w domu. Jak go najdzie ochota, czy jak on tam mówi wena, to zacznie malować jakiś obraz. O, zapomniałabym! – wykrzyknęła pobudzona. – Studiuje na Akademii Plastycznej. Wiecie, zaraz obok Wydziału Literatury.
– Czyli żyjecie tylko z twojej pensji? – dopytał Naruto, słusznie rozumując. Ino pokiwała twierdząco głową.
– Czasami uda mu się opchnąć jakiś obraz gdzieś w Harajuku, nie wiem gdzie, nie obchodzi mnie to. To, co on wnosi do domu, to są grosze. Ale mi tutaj dobrze płacą, a czynsz mamy stosunkowo niski, więc nie ma potrzeby, żeby było inaczej.
– Czekaj, bo nie wiem, czy dobrze rozumiem – przerwał jej Uzumaki. – Jesteście parą?
– Jesteśmy po ślubie – odparła poważnym tonem. Ze zdziwienia otworzyłem szeroko oczy, podczas gdy mój towarzysz wręcz zaniemówił.
– Ale jak to? – wyjąkał. – Nie za wcześnie?
– Och, z tego, co wiem, to Sasuke-kun jest z Sayą zaręczony i jego raczej nikt się nie czepia – powiedziała kpiąco. – Słuchaj, mieszkanie zgodziła nam się odsprzedać właścicielka kamienicy tylko pod warunkiem, że będziemy już małżeństwem. No to się pobraliśmy. I powiem ci – dodała – że nie żałujemy. Jest nam razem dobrze.
– A co Say na twoją robotę? – zaciekawiłem się.
– A co on ma do gadania? – Prychnęła. – Ma co żreć to niech nie marudzi. – Słysząc ten komentarz uśmiechnąłem się pod nosem. Miała rację.
– No wiesz, ja tam nie byłbym zbytnio zadowolony, gdyby moja żona świeciła dupą na prawo i lewo w nocnym klubie – wyznałem, przeczesując dłonią włosy.
– Czasami tu przychodzi i sam się gapi, a później w domu mi wypomina, że przed nim to tak nie tańczę – zachichotała. Zerknąłem na wyświetlacz telefonu. Zbliżała się pierwsza w nocy. Wypadałoby już wrócić do domu. – Słuchajcie chłopaki – powiedziała poważnym tonem. Zwróciło to moją uwagę. – Co się stało z Sakurą?
Słysząc imię ukochanej dziewczyny odwróciłem natychmiast twarz i zasłoniłem usta palcami, dla niepoznaki.
– Pytam, bo byliście z nią przecież tak blisko – kontynuowała. – Zniknęła tak nagle… Sasuke, ty musisz coś wiedzieć! – zwróciła się do mnie. – To była twoja dziewczyna.
Zamknij się dziewczyno – błagałem w myślach.
– Ino – szepnął Naruto, chcąc chyba mnie wybawić z tej opresji. – My nic nie wiemy.
– To niemożliwe – odparła. – Przecież widzę to po Sasuke! Musicie coś wiedzieć! Tak mi jej brakuje…
– Daj spokój kobieto – warknąłem, mrożąc ją wzrokiem. Zamknęła się i przestraszona wpatrywała we mnie tymi błękitnymi oczętami. Wstałem i ruszyłem do wyjścia. Z kanapy zabrałem jeszcze skórzaną kurtkę i włożyłem ją pośpiesznie. – Dobranoc Ino – rzuciłem przez ramię.
– Sasuke-kun! – zawołała za mną, lecz ja ją zignorowałem. – Wróć!
– Ino, zmieniłaś numer? – zapytał Uzumaki pośpiesznie.
– Nie – odparła zszokowana.
– Zadzwonimy do was, spokojnie – uspokoił ją. Stanąłem i odwróciłem się z żalem w ich stronę. Obydwoje wstali. Naruto obszedł stolik i uściskał ją mocno. – Do zobaczenia Ino.
– Co z Sasuke-kun? – spytała cienkim głosem.
– Nie martw się, on tak ma – uśmiechnął się do niej ciepło, drapiąc się na prawym uchem. – Wiesz, pomimo tego, że jest z Sayą to chyba nie do końca pogodził się z tym, że Lo tak nagle odeszła od nas.
– Myślisz że ją kocha? – dociekała, zerkając na mnie ze smutkiem. Wydawało im się, że przez dzielącą nas odległość ich nie słyszę. Mylili się niestety. – On jest taki skryty…
– Masz rację. Myślę, że o niej pamięta – odparł. – Była w końcu naszą przyjaciółką, a o takich ludziach nie da się zapomnieć.
W gardle poczułem wielką gulę.
Czemu jej przy mnie nie ma? – zachodziłem w głowę. Czułem, że tylko ona zrozumiała by ten ból, który mnie rozdzierał.
– On ją bardzo mocno kochał – stwierdziła z troską w głosie. – Mam nadzieję, że Saya mu ją godnie zastąpi.
– Zobaczymy – uciął. – Do zobaczenia Ino. Pozdrów od nas Saya.
– Pozdrowię – obiecała. Przytulili się ponownie. Odwróciłem się szybko na pięcie i dałem nura w tłum pijanych ludzi.
Wyszedłem z klubu bez większych problemów. W parę sekund później dołączył do mnie Naruto. Gdy do moich płuc wdarła się masa świeżego, choć przepełnionego spalinami, wieczornego powietrza zapragnąłem pójść sobie na najzwyczajniejszy w świecie spacer. Tak po prostu – żeby pobyć sam ze sobą. Poza tym, nie miałem najmniejszej ochoty na udawanie przed Sayą, że jest OK.
Odwróciłem się do Naruto z zamiarem pożegnania się. Uzumaki, jak gdyby tylko na to czekał.
– Do jutra Sasuke – powiedział dziwnie troskliwym głosem. Ten ton spowodowany był zapewne jego wcześniejszą rozmową z Ino. Nie wnikałem. – Nie męcz za bardzo Sayi, wiem że jutro ma ciężki dzień w robocie – dorzucił. Przewróciłem oczami.
Nie martw się Naruto, nie mam zamiaru – odbiło się echem po mojej głowie.
– I vice versa – odparłem. – Hinata przecież uczy muzyki. Musi mieć dobry głos na jutrzejsze lekcje – zażartowałem okrutnie z przesadnych reakcji granatowowłosej na niektóre pieszczoty chłopaka. Naruto uśmiechnął się pobłażliwie. Obydwaj odwróciliśmy się od siebie i każde poszło w swoją stronę.
*
Szedłem jedną z głównych ulic Tokio. Nie baczyłem na to, czy ktoś mnie rozpozna. Odetchnąłem z ulgą, przymrużyłem oczy i zwolniłem kroku. Rozejrzałem się wokół.
Był czerwiec. Zawsze bardzo lubiłem ten miesiąc, podobnie jak resztę letniego okresu, ze względu na specyficzny klimat. Ponownie wziąłem głębszy oddech, rozkoszując się świeżym powietrzem, przeszywającym me płuca na wskroś. Spojrzałem z nikłym uśmieszkiem w niebo.
Nieboskłon pokryty był dywanem z migoczących diamentów, potocznie zwanych gwiazdami, które cudownie mieniły się na atramentowym tle. Chmur z pozoru nie było, ja jednak tu i ówdzie dopatrywałem się sino-błękitnych obłoczków. Me oczy nasyciwszy się tym cudnym widokiem na powrót zwróciły się ku ulicy.
Wokół mnie panował miastowy gwar. Po prawej stronie dziesięciometrowego chodnika, którym szedłem znajdowały się wieżowce z ekskluzywnymi restauracjami na parterach. Po lewej zaś ruchliwa jezdnia, przepełniona szybkimi, drogimi samochodami, robiącymi sporo hałasu swą zawrotną prędkością oraz pracą potężnych silników. Pomiędzy nimi byłem ja i tysiące innych osób. Ani jedno, ani drugie, ani nawet trzecie nie przeszkadzało mi wcale. Wręcz przeciwnie – uwielbiałem miasto nocą. Tylko wtedy człowiek mógł poczuć, że żyje. Bo przecież po zapadnięciu zmierzchu z każdego wyłażą demony nocy, które sprawiają, że w końcu jesteśmy sobą.
Zatrzymałem się na przejściu dla pieszych. Pogrzebałem w lewej kieszeni kurtki i wyjąłem z niej swojego iPoda i białe słuchawki. Uporawszy się z (oczywiście) poplątanymi kabelkami, podłączyłem jedno do drugiego. Światło zmieniło się na zielone, więc jak jeden mąż wszyscy ruszyliśmy do przodu.
Włożyłem słuchawki do uszu i aktywowałem szatańsko drogą, elektroniczną zabawkę. Z playlisty wybrałem utwór, o którym ostatnio zrobiło się dosyć głośno.
Od premiery kawałka minęło zaledwie parę dni, lecz już cały kraj dostał na jego punkcie bzika. W stacjach radiowych puszczany był co najmniej raz na godzinę, o czym zdążyłem się już przekonać na własnej skórze. A wszystko za sprawą tekstu, który swym prostym, szczerym przekazem, niczym poezja komponował się z duszą każdego Japończyka. Przyznaję otwarcie, sam bardzo się z nim utożsamiałem. Może to dlatego, że to ja byłem jego autorem?
Z kieszeni wydobyłem również zapalniczkę oraz paczkę papierosów. Zapaliłem jednego. Tak, zacząłem palić – ja, największy wróg papierosów na świecie kurzyłem jak nałogowiec. To utrapienie dla mego ego miało swój początek w trzeciej klasie liceum. To przez Lo – myślałem, że wcale nie będzie mi jej brakować, że nie była tak naprawdę dla mnie nikim ważnym, dziewczyna jak ich wiele. Lecz… no cóż, złapałem niezłego doła. I ta piosenka była właśnie o tym.
To był mój list do Sakury.
Hinata pomogła nam, śpiewając w refrenie. Pomimo tego, że na początku była temu przeciwna i nastawiona do całego projektu bardzo sceptycznie to poszło jej świetnie. Chociaż nigdy nikomu nie zwierzyłem się co do sensu śpiewanych przeze mnie słów to podświadomie czułem, że Hinata doskonale wie, o co w nim chodzi i do kogo jest on skierowany. Moim zdaniem właśnie ta wiedza przeważyła o jej decyzji. Ach ta kobieca intuicja – moje teksty zupełnie nie miały z nią szans!
W miarę jak szedłem i słuchałem samego siebie, śpiewającego tęsknym głosem kolejne wersy, stawałem się coraz bardziej przygnębiony. Znikła radość ze spaceru  i cudownej atmosfery nocy. W dalszym ciągu otaczała mnie masa rozbawionych ludzi, a ja i tak byłem kompletnie sam. Nawet papieros wypalił się już do końca i zmuszony byłem go porzucić na chodniku. A przecież… gdyby Lo nie odeszła, to pewnie szedłbym teraz tą ulicą razem z nią. Na samą myśl o tym, jak bardzo byłbym wtedy szczęśliwy do oczu napłynęły mi łzy.
Tak, ponury i okropny Sasuke Uchiha również płacze!
Wtem moje nogi jakoś mimowolnie zerwały się do niespodziewanego biegu. Przemierzałem w ten sposób kolejne ulice, chcąc jak najszybciej znaleźć się daleko od zdradzieckich ludzi. Po chwili znalazłem się na bocznej, zacisznej uliczce. Zwolniłem kroku.
Nieliczne auta przejeżdżały ulicą, oświetlając ponure oblicza bloków mieszkalnych ciepłymi strumieniami reflektorów. Chociaż budynki wydawały się być całkiem nowe, to jakoś nie cieszyły mojego oka. Czknąłem lekko, na wskutek sporego wysiłku fizycznego oraz (mimo wszystko) poziomu alkoholu w mojej krwi. Zatoczyłem się lekko, kierując się w prawo. Oparłem się ramieniem o zimną, otynkowaną ścianę, przymrużając oczy.
To nie jest moja wina! – śpiewała smutno Hinata.
Westchnąłem cicho. Po ulicy przejechał jakiś ciemny samochód, przerywając brutalnie panującą wokół ciszę. Odepchnąłem się od ściany, żeby zaraz potem gruchnąć o nią plecami i głową. Zajęczałem, czując przenikliwy, fizyczny ból w kręgosłupie. Bezwładnie zjechałem w dół, siadając na chodniku.
Ukryłem twarz w dłoniach, słuchając własnych słów. Czułem się beznadziejnie.
Sakura! – zawołałem żałośnie wewnątrz swego umysłu. – Jedyna, wredna małpo, gdzie ty do cholery jesteś? Czemu cię tu nie ma? Kiedy ja…
Z moich oczu popłynęły łzy. Delikatnie, najpierw jedna, potem następne. Pociągnąłem nosem.
– Kocham cię – szepnąłem, zwracając oczy ku niebu.
Tak bardzo chciałem, żeby to wyznanie dotarło do tej kretynki.
_____
1.Rozdział długo się nie pojawiał, przyznaję. Muszę niestety poinformować, że od miesiąca jestem praktycznie bez komputera, co przekłada się na to, że żeby pisać muszę jedyny ostały laptop w mym małym mieszkanku w Warszawie wyrywać ojcu, co nie zawsze się udaje. Niedługo pojedziemy kupić nowy, jednak musicie uzbroić się w cierpliwość.
2. Nie wiem, czy wiecie, ale Naruto się skończyło (głupie pytanie, nawet moja mama wie, chociaż inna sprawa, że sama jej o tym ryczałam w ramię). Jaka była Wasza reakcja? Bo ja tam ryczałam jak jeszcze na niczym. No gorzej niż na Przed Świtem, jako dwunastolatka. A jak paringi? Jaram się SasuSaku, ale NaruHina mnie nie przekonuje w ogóle. A WY?
Podzielcie się opiniami w komentarzu. Pozdrawiam Was serdecznie. Pamiętajcie, że Was kocham najbardziej na świecie!
Tytuł: Lana Del Rey - Dark Paradise
Cierpiąca Nanase

5 komentarzy:

  1. Jest pięknie. Wzruszająca ta ostatnia scena ^^ łzy w oczach gwarantowane...
    Ino jest ciekawym bohaterem. ^^ Sakura poznała kogoś z swojej bajki - to dobrze. :)
    Pozdrawiam! ;)
    Polly-chan~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, zakończenie Naruto... dużo łez, bardzo dużo.

      Usuń
  2. Lubię momenty gdy wszystko jest opisywane z punktu widzenia Naruto, jest to taki świeży powiew w tym opowiadaniu, jednak czuje pewien niedosyt jeśli chodzi o Sakurę, tak jakby jest jej za mało, ale to pewnie tylko kwestia czasu.
    W każdym bądź razie, nie spodziewałam się iż Haruka będzie mieć coś wspólnego z Sakurą, a tu, o proszę, i do tego zaczynam lubić tego cwaniaka :)
    Ino, Sai... hmm w ciekawym świetle ukazałaś ich relacje, w tej sprawie powiem jedynie że Sai to totalny leniwiec i nie wiem jak Ino z nim wytrzymuje.
    No i przejdę do konkretu, Sasuke, biedaczyna zaczyna szaleć z emocjami, ale nie ma co się dziwić, miło wiedzieć że umie przyznać samemu przed sobą że darzy Sakurcię miłością.

    OdpowiedzUsuń
  3. Strasznie szybko przeczytało mi się ten rozdział, czuje ogromny niedosyt i już na wstępie powiem, że nie mogę się doczekać nowego rozdziału.
    Było ciekawie i fajnie się czytało.
    Uwielbiam pisanie z perspektywy Naruto, jest wtedy tak pozytywnie, kocham tego chłopaka. Jedno spojrzenie na jego uśmiech i dzień staje się lepszy.
    Nie mogę go sobie jakoś wyobrazić już z Hinatą, jak kochałam kiedyś ten paring, tak teraz już nie żywie do nivh takiej sympatii.
    Zdziwiła mnie praca Ino, ale jeśli mam przyznać, to taniec na rurze wymiata! Ale, że Say to akceptuje to już niestety mnie dziwi. W ogóle Sai jakiś taki, wolałabym żeby się rozwiedli i żeby Ino była z Naruto. XD
    Kolejna to Sakura, ten moment z Haruką był słodki, uwielbiam tego chłopaka. *_*
    Co do Sasuke to w tym rozdziale zdobył mnie końcówką, jednak nadal jest dupkiem.
    Było naprawdę świetnie, zresztą jak zwykle. :*
    Także dobranoc i udanej środy. ;*;*
    ~/ Kim EveLin.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do końca Naruto, to ja też bardzo płakałam.
      Mimo to ciesze sie, że moje dziewięcioletnie marzenie o tym, żeby Sasuke był z Sakurą spełniło się, ale mam nadzieję, że w anime będzie więcej ich scen. Mają śliczną córeczke, ale ona bardziej wygląda jak wersja Karin, ale mniejsza.
      Dzieci Naruto i Hinaty są przeurocze, a jakie syn przezabawny!
      Jednak najbardziej moje serce zdobył Konohamaru, który jest po prostu ideałem. <3
      /~ Kim EveLin.

      Usuń