Music

niedziela, 24 sierpnia 2014

1. Porządkowanie starych gratów



Nie mam pojęcia, jak zacząć. Myśli plączą się po mojej głowie, niczym kłębek wełny w zabawie małych kotków. Słowa uciekają, nie mogę skleić nawet jednego sensownego zdania. Resztki dawnej, silnej mnie podpowiadają mi, że wypadałoby się z Wami przywitać.
Witajcie, tak, to znowu ja. Wiem, że za mną tęskniliście. Ja za wami też.
Żyję, jeszcze niestety żyję.
Chociaż od tamtego dwudziestego trzeciego lipca minęło już niecałe pięć lat, ja nadal tu jestem. Oddycham, jem, tnę się przy każdej możliwej okazji, których jest tyle co kot napłakał. No i przede wszystkim dużo myślę. Staram się skupiać na teraźniejszości, ponieważ roztrząsanie przeszłości zbyt bardzo mnie boli, a przyszłości dla siebie nie widzę. Wspomnienia jednak powracają, nie mogę się od nich odciąć. Chociaż prochy od lekarzy pomagają mi spać, nie śniąc o tym, co mnie spotkało kiedyś.
Obudziłam się te pięć lat temu, po tygodniu od próby samobójczej. Przyjęli mnie do szpitala w centrum Tokio. Oczywiście, powinnam zostać przyjęta do kliniki w dzielnicy Sayuri, ale tam nie mieli tak renomowanego i chwalonego oddziału psychiatrycznego jak tu. Podobno ojciec już od dawna planował mnie tam zapisać, tylko ciągle to odkładał licząc na to, że się opamiętam. Okazało się, że o wszystkim pomyślał. A ja głupia myślałam, że tylko moi przyjaciele wiedzą, co się ze mną dzieje!
Nie pamiętam już zbyt wiele z tamtej nocy, postarałam się zapomnieć. Najpierw przejechałam się karetką. Oczywiście nic nie pamiętam, bo szybko straciłam przytomność. Szkoda, bo zawsze chciałam zobaczyć, jak czuje się pacjent podczas takiej podróży. Podobno gdy karetka przybyła na miejsce byłam już w połowie na tamtym świecie. Może Was to przerazić, ale ja czuję spokój myśląc o tym. Tamten świat odwiedzałam już parę razy i jedyne co mogę o nim powiedzieć to, to że jest tam jasno i człowiek czuje spokój, jakiego zawsze pragnął. Potem z marszu przyjęli mnie na OIOM. Zaszyli mi wszystkie rozcięcia, później przeszłam parę transfuzji. Zostawili mnie w śpiączce farmakologicznej przez tydzień, żeby mój organizm mógł się w spokoju zregenerować. Nie pamiętam nic, aż do momentu wybudzenia się.
„Dryfowałam pośród nieznanej przestrzeni. Nie czułam ani rąk, ani nóg, jednak nie przeszkadzało mi to wcale. Miałam przeczucie, że to co się ze mną dzieje, jest dobre. Westchnęłam cicho, uśmiechając się przy tym błogo. Chciałam, żeby to trwało wiecznie, chociaż czy odczuwałam wtedy czas? Wątpię. Na tamtym świecie nie było ani wczoraj, ani dzisiaj, ani jutra.
Wtem coś się zmieniło. Ogarnął mnie niepokój, więc nerwowo rozejrzałam się wokół siebie. Niby wszystko było tak jak dawniej, jasność to jasność. Wtedy do moich uszu dobiegł dźwięk tak przenikliwy i ostry, iż musiałam je sobie zatkać. Zaciskałam dłonie tak długo, aż wokół mnie nie zapanowała kompletna cisza. Gdy tak się stało, przerażona oczekiwałam na coś jeszcze, o czym wiedziałam, że nastąpi. Drgnęłam niekontrolowanie. Powietrze wokół, które zadawało się mnie utrzymywać, dzięki swojej gęstości nagle przerzedło. Zaczęłam spadać.
Próbowałam łapać powietrze przed sobą, jednak było to równie bezsensu, jak moje gwałtowne spadanie. Krzyknęłam zrozpaczona, uświadamiając sobie, że nawet po śmierci nie mogę zaznać spokoju. Czekałam, aż uderzę o coś twardego –zazwyczaj tak się dzieje w podobnych przypadkach. Nic takiego jednak się nie stało.
Zamiast tego stopniowo ogarniała mnie ciemność. Najpierw pojawiła się po prawej, później po lewej stronie. Wraz z nią nadeszło nieprzyjemne mrowienie idące od karku po pośladki. Kiedy nie widziałam już kompletnie nic wokół mnie ponownie rozniósł się tamten pisk. Teraz jednak nie zatkałam sobie uszu, uświadamiając sobie, że nie mogę ruszać dłonią, właściwie, to nawet jej nie czułam. Chciałam krzyczeć, jednak nie miałam siły otworzyć ust.
Pisk z czasem przerodził się w piszczenie. Dotarło wtedy do mnie, że mam zamknięte oczy, a to piszczenie przypomina mi dźwięki wydawane przez aparaturę do kontroli pracy serca.  Kompletnie nie wiedziałam co się dzieje. Instynktownie otworzyłam oczy.
Znowu jasność. Uderzyła we mnie, niczym grom z nieba. Zamrugałam gwałtownie, próbując złapać ostrość widzenia.
Nade mną był sufit, na nim zawieszone lampy z cholernie jasnymi jarzeniówkami. Obok pikała aparatura. Jęknęłam słabo. Miałam zaschnięte gardło, a moje oczy zaczęły łzawić. Odchrząknęłam, krztusząc się zasysanym powietrzem.
Czułam się tak, jakbym nie oddychała od wieków. Zorientowałam się, że na twarzy mam maskę tlenową. Chciałam ją zdjąć. Podniosłam rękę i wtedy zobaczyłam swoje przedramię, w które miałam powtykane masakrycznie dużo rurek. Mój nadgarstek, niewiedząc czemu, był owinięty w bandaż. Zmarszczyłam brwi, zamykając z bólem oczy.
– Sakura?! – Dobiegł mnie znajomy głos, po mojej lewej. – Sakurcia!
Tym razem otworzyłam natychmiast oczy i gwałtownie odwróciłam głowę w lewo. Świat zawirował, a ja poczułam się, jakby mnie ktoś skopał. Chciałam zobaczyć, kto mnie nawiedził, ale cały widok zasłoniło mi silne ramię, obejmujące mnie opiekuńczo. Ponieważ było znajome, bliskie do tego stopnia od razu poczułam się bezpiecznie.
– Sakura… – wyszeptał chłopak, podnosząc mnie do góry. Nadal mizerna wtuliłam się w miarę swoich sił w jego jeszcze chłopięcą klatkę piersiową – Kochanie… dzięki Bogu.
– Myślałam, że nie wierzysz w Boga – wykrztusiłam słabo.
– Przestań. Myślałem, że umrzesz – wyznał łamiącym się głosem. Zamrugałam kilkakrotnie, ponownie marszcząc brwi.
– To ja żyję? – Zapytałam, gdy mnie od siebie odsunął. Starał się być delikatny, jednak znowu zakręciło mi się w głowie. Osunęłam się bez sił na poduszki. Ogarnęłam z zawodem twarz przyjaciela.
– Sakura… oczywiście, że żyjesz. Nigdy nie umarłaś – ponownie wyszeptał. – Gdybyś umarła, zabrałabyś mnie razem z sobą. Jednak tu jestem, więc ty też.
Naruto ujął moją dłoń w swoją i pocałował ją z nabożnością. Uśmiechnęłam się słabo, patrząc w te lazurowe, zmęczone oczy. Uniosłam drugą dłoń i czule pogłaskałam jego twarz. Patrzyłam, jak najważniejsza osoba w moim życiu płacze. Czułam, że te łzy nie są złe.”
Tata zadzwonił do niego. Wiedział, że po przebudzeniu najbardziej będę potrzebować przyjaciela. Miał rację, Naruto okazał się nieoceniony.
Siedział przy moim łóżku bity tydzień, czekając aż się obudzę. Obiecał mi, że powie o mnie tylko Itachi’emu i Konan. Dla reszty umarłam. Nawet dla Sasuke. Teraz miałam najlepszą okazję na to, żeby się od niego raz na zawsze uwolnić i nigdy nie wspominać. Mogłam się na nowo zakochać w jakimś innym, zupełnie mi obcym facecie i być szczęśliwą.
Później, gdy zostałam przeniesiona na oddział psychiatryczny Uzumaki odwiedzał mnie codziennie. Przypisano mnie też do nowego lekarza, doktora Morino.
Ibiki Morino był człowiekiem surowym i chłodnym. Nie przywiązywał większej wagi do tego, czy chciałam z nim rozmawiać, czy nie. Przypisał mi antydepresanty, wycisnął wszystkie informacje na temat tego, co brałam. Musiałam łazić na terapię odwykową, dwa piętra wyżej. Poza tym, dostałam własny pokój w szpitalu, mogłam go urządzić jak chciałam. Godziny odwiedzin były elastyczne, często Naruto przychodził do mnie na noc i czuwał nade mną, tak jak to robił przed próbą. Traktowano mnie jak ćpunkę, świra i anorektyczkę, ale mimo tego czułam, że ludzie mnie lubią.
Poza tym, kazali mi przytyć około piętnastu kilo. Nie było to trudne, zważywszy na mój apetyt i fakt, że oddziałowa kuchnia była wyjątkowo smaczna. Musiałam się tylko pogodzić z tym, że moja nienaganna sylwetka, której zazdrościły mi wszystkie przyjaciółki z Konohy zmieni się nie do poznania. W najgorszych koszmarach śniły mi się zwały tłuszczu, jakimi będę się otaczać, ale to były przecież tylko sny. Jeszcze tylko sny, które zawsze mogą okazać się prawdą.
Co do mojej rodziny… matkę i siostry zobaczyłam po trzech miesiącach od wyprowadzki, na rozprawie rozwodowej rodziców. Wypuścili mnie wtedy ze szpitala, jednak Ibiki nie odstępował mnie przy tym na krok. Tata upierał się, żeby przesłuchać mnie w osobnym pokoju, tak jak Ochę, jednak Morino zeznał przed sądem, że nie ma takiej potrzeby.
Powiedziałam o sobie, o moich relacjach ze wszystkimi po kolei, zaczynając od matki, a kończąc na Sayuri, z którą, jak się później okazało mój tatko stworzył bardzo udany związek. Pytali mnie o nałogi, o cięcie się, o anoreksję, oczywiście wszystko delikatnie, nawet obrońca matki. Ja jednak, naturalnie dla siebie waliłam prosto z mostu, nie patrząc na to, czy kogoś ranię, czy nie. A raniłam.
Właściwie, to widząc strach w oczach wszystkich wkoło mnie przyznałam się do tego, jak bardzo uwielbiam widok krwi rozmazanej po wszystkim. Wtedy też mama stwierdziła, że jestem nienormalna. W odpowiedzi uśmiechnęłam się do niej towarzysko, chociaż w oczach miałam mord. To musiało cudownie wyglądać. Walnęłam coś w stylu, że mam to po niej i to był ostatni raz, kiedy patrzyłyśmy sobie w oczy.
Wezwali na rozprawę Itachi’ego i Naruto. Mieli opowiedzieć o mnie i mamie. Najpierw blondyn, później Uchiha. Z początku zakładałam, że żaden z nich nie wspomni o Sasuke, jednak chłopcy okazali się jak zwykle niezawodni.
Naruto powiedział o tym, jak często widział mnie podczas prób samobójczych (zapytany, czy wie jakie były ich powody opowiedział o brunecie) i o tym, ile to razy zostawał u nas na noc tylko dlatego, że bałam się mamy. Itachi zaś mówił o reakcji mojej matki na wiadomość o tym, że chodzę z jego młodszym bratem. Na wspomnienie Sasuke popłakałam się, co nie uszło uwadze sądu.
Kiedy Uchiha usiadł po mojej prawej, natychmiast mnie przytulił. Od razu było widać, że przeżywa moją próbę samobójczą, lecz nic nie mówiłam, widząc, jak bardzo stara się to ukryć za maską chłodu. Gdy tak udawał bardzo przypominał mi Sasuke. Bardzo, uwierzcie.
Koniec końców, Ocha i Yuriko chciały iść do matki, ja do ojca, co uwzględniono (Kaigo ta sprawa nie dotyczyła, ponieważ był pełnoletni). Sąd orzekł rozwód rodziców z winą po stronie zarówno mamy, jak i taty. Porozdzielał nas tak, jak chcieliśmy, poza tym odebrał matce władzę rodzicielską nade mną, jedyne co mogła a raczej musiała to płacić na mnie bardzo niewielkie alimenty, tylko do pełnoletniości. Ojciec miał płacić na dziewczyny dużo większe pieniądze, jako że mama była przecież bez pracy. I to wszystko w sprawie mojej rodziny. Taki finał nie zrobił na mnie wrażenia. Był oczywisty od samego początku.
Czy wróciłam do nawyku? Tak. Jeżeli nagle powracały do mnie wspomnienia Sasuke zawsze znajdował się sposób na upuszczenie sobie krwi. I tak sobie żyłam.
Bez matki.
Bez znajomych.
Bez Sasuke.
Pośród świrów.
Z Naruto.


* * *

7 czerwca

Ocknąłem się rano. Jasne światło wpadające przez wielkie okno w sypialni, odbijające się od ściany pomalowanej na wściekło zielony kolor, niemający nic wspólnego z uspokajaniem nie było tym, co koniecznie chciałem oglądać już od rana. Zamrugałem parokrotnie, odwracając się na drugi bok. Nakryłem kołdrą głowę, ponieważ byłem jeszcze śpiący.
– Sasuke? – Usłyszałem głos leżącej obok Sayi. Tak, Sayi Hiyugashi. Wiem, nienawidzicie mnie za to, że to ona, ale nic mnie to nie obchodzi.
– No – mruknąłem.
– Musimy wstać – stwierdziła. Zirytowałem się.
– Spadaj – burknąłem. – W dupie mam twoje musimy.
Zagrzebałem się bardziej w kołdrę, zaciskając palce na materialne. Ze względu na Sayę mało spałem dzisiejszej nocy. Tak, uprawialiśmy seks, o to chodzi. Do tego wczoraj nieco z Naruto wypiłem w barze, więc w mojej głowie panowała istna rewolucja. Naprawdę, ostatnią rzeczą o jakiej myślałem, było wstawanie. Hiyugashi nie dawała jednak za wygraną.
– Kochanie – wyszeptała, dając nura pod materiał i przytulając się do mnie. – Masz wywiad o jedenastej w radiu. Musisz wstać, jeżeli nie chcesz się spóźnić.
– Wiem – odparłem. Zrzuciłem z nas kołdrę. Zostaliśmy obydwoje nadzy, jednak żadnemu z nas to nie przeszkadzało. Już nie. – Która jest godzina?
Kobieta zamruczała, rozkosznie się przeciągając. Właśnie w takich momentach miałem najlepszy widok na jej piersi, z którego chętnie korzystałem. Co prawda w ogóle nie robiło to na mnie wrażenia, nawet jeżeli szatynka była najseksowniejszą kobietą z jaką dane mi było obcować, ale popatrzeć zawsze można było. Saya przekręciła głowę i zerknęła na zegarek na szafce nocnej.
– Jest dziewiąta. Masz jeszcze trochę czasu – powiedziała zaspana.
– A ty? – Zapytałem. Słysząc, że mam jeszcze trochę wolnego momentalnie nabrałem ochoty przelecieć ją jeszcze parę razy. Była to na tyle przyjemna zachcianka, że mogłem nawet zignorować dla niej ból głowy i nie wyspanie (wiadomo po czym). W końcu seks był zawsze dobry, jeżeli nie wkładało się w niego uczuć.
– A ja – zaczęła, uśmiechając się leniwie w moją stronę – mam elastyczne godziny pracy.
– Nie masz – skwitowałem.
– No wiem, żartuję – zaśmiała się, udając oburzoną – Nagrywamy dopiero od szesnastej. A co? Nigdy się nie interesowałeś moją pracą.
– Nic – odparłem. Nie mówiąc nic więcej przewróciłem ją na plecy, chcąc dominować nad nią. Lubiłem mieć kontrolę nad wszystkim, szczególnie nad nią.
– Sasuke – pisnęła. – Co ty robisz?
– To na co mam ochotę – wyjaśniłem chłodno. Nie miała nic do gadania, więc nie musiałem jej niczego wyjaśniać. Wiedziała, że i tak bym to zrobił, jak zawsze.
Tak wyglądał prawie każdy ranek odkąd przeprowadziliśmy się z Sayą do Tokio. Budzę się, mam kaca, Saya ględzi mi nad uchem. Później wiedząc, że zaraz zacznę kojarzyć fakty szybko zabieram się za nią. Chociaż i tak myślami jestem gdzie indziej, z kim innym.
Kiedy spędzam tak poranki przypominanie sobie tego wszystkiego wcale mnie tak nie boli. Ukrywam pustkę i to, co się ze mną tak naprawdę dzieje, żeby nikomu nie musieć się tak niepotrzebnie tłumaczyć. Bo tego, co czuję nie da się wytłumaczyć. Nikt mnie nie zrozumie. Dlatego nikt się nie dowie, jak bardzo brakuje mi Lo.
Może nic nie mówię i nie pokazuję. Może nie wiem, co się z nią dzieje i czy jeszcze żyje. Ale myślę o niej, cały czas. I właśnie to jest nie do zniesienia.
Jak to możliwe, że człowiek tak po prostu rozpływa się w powietrzu? Z dnia na dzień straciłem ją, chociaż myślałem, że będzie tak pięknie. Bo mogło. Przecież dla niej olałem Sayę, chciałem się zmienić. Pragnąłem jej pomóc i oddać jej całego siebie. Ale ona zniknęła, a z nią całe to życie, które mogliśmy razem przejść.
Przypominając sobie, co robiliśmy przed pójściem na rampy miałem ochotę zacząć jej szukać. Albo zabić się – to by było łatwiejsze rozwiązanie. Może wtedy przeniósłbym się z powrotem do tamtego dnia, tamtej chwili i mógłbym się nią rozkoszować bez końca, do utraty tchu?
Z tego wszystkiego wróciłem do Sayi, która tak jakby z automatu zapomniała o wszystkim tym, co powiedziałem jej wcześniej. Po skończeniu liceum zamieszkaliśmy razem w Tokio. Ona dostała pracę w telewizji, jako prezenterka. Prowadziła własny program, w którym przeprowadzała wywiady z ludźmi z tego lepszego świata. Ojciec jej załatwił taką świetną fuchę. I muszę powiedzieć, że sprawdzała się w tym świetnie. Widać było, że lubiła tą pracę.
Co do mnie, to dostałem się na studia prawnicze, w tej chwili studiowałem na trzecim roku. Byłem w tym całkiem niezły, na pewno lepszy niż w relacjach międzyludzkich. Po zniknięciu Sakury zmodyfikowaliśmy nieco nasz zespół. Zostaliśmy tylko ja, Naruto, Kiba, Shikamaru i Choji. Chcieliśmy coś osiągnąć jako kapela, więc zamiast na zabawach, zaczęliśmy grać po barach.
Podczas jednego z wielu wieczorów poświęconych na marnowanie czasu i talentu w knajpie wypatrzył nas Jiraya – menadżer z wytwórni Akari. Stwierdził, że dawno nie słyszał tak świetnej muzyki i wyraził szczerą chęć do wypromowania nas. Zgodziliśmy się podpisać z nim kontrakt i do tej pory byłem święcie przekonany, że to była słuszna decyzja.
Nagraliśmy studyjną wersję Feel Again i w parę dni potem nakręciliśmy teledysk. Jakimś cudem już na drugi dzień po premierze mieliśmy tysiące fanów. Jiraya wyjaśnił nam, że Japonia to kraj, w którym sprzedaje się wszystko, nawet największe beztalencie może zostać gwiazdą. A jak ktoś ma talent, jak my, to może osiągnąć znacznie więcej. Nagraliśmy jeszcze dwie piosenki, które przyjęły się jeszcze lepiej i przymierzaliśmy się do wydania płyty, jednak miało to nastąpić dopiero, gdy zbierzemy 12 singli.
Do tej pory nagraliśmy 7 utworów i jakoś stanęliśmy w miejscu. To znaczy ja stanąłem, jako tekściarz. Chwilowo brakowało mi weny, mogło być to związane ze zbliżającym się 23 lipca, który zamiast z moimi narodzinami kojarzył mi się z dniem mojej śmierci.  
Gdy myślę o tym, to czuję, że coś we mnie umiera, dlatego nazywam to po imieniu – śmiercią.
Z Sayą było mi dobrze, starałem się nie myśleć o tym, jak wyglądałoby moje życie z Haruno. Cieszyłem się z kariery i ze studiów. Zawód piosenkarza był przecież tylko tymczasowy. Za góra 10 lat wszystko się skończy i gdyby nie te studia, to zostałbym wtedy na lodzie. A tak, pośpiewam sobie, później zostanę adwokatem, czy prokuratorem, wszystko jedno. Przyszłość była może nie idealna, ale pewna.
Tak toczyło się moje życie, aż do dzisiejszego ranka.
Po jakimś dłuższym odstępie czasu stwierdziłem, że dłużej już nie dam rady bawić się z Sayą, więc po prostu wstałem i wyszedłem z pokoju. Mieliśmy przestronne, bogato urządzone mieszkanie w centrum, blisko szpitala, wystarczyło przejść przez park. Zawędrowałem do łazienki, wziąłem prysznic, ogoliłem się i takie tam. Z pralki zabrałem swoje ulubione dresowe spodnie, wkładając je nieśpiesznie. Przeszedłem przez przedpokój do salonu i otwartej kuchni. Nie zdawałem sobie wcześniej sprawy, jaki byłem głodny.
Podszedłem do ekspresu i zacząłem przyrządzać sobie kawę. Następnie, popijając uzależniający napój usmażyłem jajecznicę. Prawdę mówiąc, jako nastolatek nienawidziłem gotować, jednak odkąd się wyprowadziłem i mogłem liczyć tylko na siebie (Saya wolała łazić po drogich knajpach) strasznie spodobało mi się to zajęcie. Poczułem jak moja współlokatorka obejmuje mnie w pasie i przytula się do moich pleców.
– Ja też dostanę? – Zapytała. – Tak ładnie pachnie… powinieneś być kucharzem, a nie piosenkarzem.
– Proszę – odparłem nakładając na swój talerz porcję dla niej. Uśmiechnęła się w podzięce i poszła do salonu, zapewne obejrzeć coś w telewizji. Wyjąłem drugi talerz dla siebie i wyłożyłem na niego resztę żółtej breji. Wziąłem go i razem z kubkiem kawy podszedłem do okna. Lubiłem tak jeść śniadania – sam ze sobą.
Pochłaniając smaczne i pożywne jajka patrzyłem, jak poranne słońce znika za szarymi obłokami. Zbierało się na deszcz. Wizja fal zimnych kropel, w których przyszłoby mi czekać na Naruto wcale nie zachęcała mnie do wyjścia z domu. Ten wywiad był ważny dla naszego zespołu, więc nie było mowy o wymiganiu się od tego, nawet jeżeli na zewnątrz byłyby parometrowe warstwy śniegu. Mimo tego i tak zacząłem wymyślać 10 000 powodów, dla których nie mógłbym się tam pojawić.
Gdy szedłem się przebrać w coś bardziej stosownego zerknąłem na zegarek w salonie. Dochodziła dziesiąta, a to oznaczało, że musiałem się pośpieszyć. Będąc w garderobie założyłem na siebie przygotowane dzień wcześniej ciuchy i czym prędzej wyszedłem z mieszkania, ignorując jęki Sayi, że jak zwykle najpierw ją uwodzę, a później porzucam bez słowa.
Tak, uwodzę. Jasne Saya, uważaj bo – zirytowałem się w myślach. – W życiu cię nie uwiodłem, po prostu biorę od ciebie jedyne co mi smakuje.

* * *

Z okien w moim pokoju doskonale widać było park. Za parkiem było fajne osiedle z paroma blokami (mieszkania tam były jedwabiście drogie), którego jasne ściany górowały nad drzewami. No i dobrze było widać niebo, które teraz pokrywało się już gęstą warstwą szarych, deszczowych chmur. Lubiłam patrzeć jak park pustoszeje z powodu deszczu. Było to dla mnie co najmniej intrygujące, jak w parę minut można było wysiedlić jedno z najbardziej zatłoczonych miejsc w Tokio. Zamyślona, nawet nie zauważyłam, że do mojego pokoju wtargnęło bez pukania trzech ludzi.
– Sakura – usłyszałam głos Morino. Zaskoczył mnie do tego stopnia, że aż podskoczyłam.
– Kurwa – szepnęłam, łapiąc się za serce, które dudniło w mojej piersi. – Co jest? – Warknęłam zła. Nie lubiłam niespodzianek.
– Przestań – rozkazał mi drugi z gości, którym był mój ojciec. No tak, jak Ibiki to i on. Bardzo się polubili, na pewno tata dogadywał się z nim lepiej ode mnie.
– Po co mnie nawiedzacie? – Zapytałam sucho. Mężczyźni spojrzeli na siebie z uwagą. – No już, wykrztuście to z siebie. Nie trzymajcie mnie dłużej w niepewności, bo zaraz tu zniosę jajko.
Ludzie mnie irytowali. Z każdym dniem coraz mocniej, częściej i bardziej.
– Podoba mi się jej charakter – usłyszałam trzeci głos, należący do kobiety. Zaciekawiona zeszłam z parapetu, na którym do tej pory siedziałam. Podeszłam parę kroków bliżej. Obok ojca, ale nieco z tyłu stała moja przyszła ofiara.
Była to kobieta konkretna, emanująca pewnością siebie na kilometr, albo i dwa. Dość wysoka i to wcale nie z powodu długich, limonowych szpilek. Blond włosy związała w dwie zabawne kity, a śliczne, piwne oczy pomalowała tak, żeby wydobyć z nich jak najwięcej koloru. Miała ładną cerę, w zdrowym, brzoskwiniowym kolorze, nie to, co ja – blado sino zielona, jak jebana tęcza. Wyglądała mi na kobietę koło trzydziestki, ale jak wiadomo, pozory mogą mylić. Do tego jej starannie wyprasowana koszula w kolorze kości słoniowej, wciągnięta w ołówkową spódnicę do kolan i trzymany w dłoniach żakiet w kolorze butów mówiły mi o jej profesjonaliźmie. Dałabym sobie rękę uciąć, że pracowała z ojcem. No i miałam rację.
– Sakura – zaczął ojciec po dłuższej chwili milczenia. – To jest jedna z menadżerek pracujących w mojej wytwórni, Tsunade Senju.
Po tej wypowiedzi ponownie zapadło milczenie.
– Co mam niby zrobić z tą informacją? – Parsknęłam. Miałam ochotę ich udusić, że się nie sprężają.  
– Chcę ci zaproponować współpracę – wyjaśniła blondynka. Uniosłam w milczeniu brwi. – Widzisz, mam w planach wykreowanie zespołu, który będzie nico inny od wszystkich obecnych natenczas na rynku. Brakuje mi wokalistki, a prawdę mówiąc przez nieuwagę pana Haruno usłyszałam co nieco twoich umiejętności. Do tego wnioskuję, że twój pobyt w tej placówce nie jest przypadkowy, więc myślę, że idealnie dogadasz się z resztą.
– Że co proszę? – Wykrztusiłam z trudem.
– To co słyszałaś – zaśmiała się blondynka, zaplatając ręce pod pokaźnej wielkości biustem. – Chcę cię wypromować. Dawno nie słyszałam tak dobrego… fenomenalnego tekstu wymyślonego na poczekaniu, do tego twój głos…
– Którą piosenkę jej puściłeś? – Brutalnie jej przerywałam, mierząc nieprzyjemnym wzrokiem ojca. Wiedziałam, że od Naruto otrzymał znaczną ilość nagrań z Konohy, ale nie spodziewałam się, że kiedykolwiek je wykorzysta.
– Nie puściłem, pani Senju usłyszała ją przez przypadek, kiedy słuchałem jej u siebie, pracując – wyjaśnił, drapiąc się po lekko siwiejącej głowie.
– Którą? – Wywarczałam przez zaciśnięte zęby. Skąd ta złość?
 Video Games – wyręczyła go Senju. – Szkoda, że nagranie ma tak kiepską jakość, przez te piszczące tłumy w tle. Jestem jednak pewna, że gdybyś spróbowała ją zaśpiewać w naszym studio z pewnością odniosłabyś sukces. I to na dużą skalę – dodała.
– To nie możliwe – skwitowałam, kierując się w stronę okna.
– Dlaczego? – Zbulwersowała się. Widocznie bardzo napaliła się na promowanie mojego głosu. Zastanawiało mnie, ilu już ludzi poznała w taki sposób. Na pewno nie byłam pierwszym takim przypadkiem w historii jej kariery.
– Bo nie mogę jej zaśpiewać bez nich – powiedziałam chłodno, mając na myśli moich cudnych, genialnych chłopców.  
– Wolisz pracować w kostnicy i macać trupy niż być sławną na całą Japonię, a jak się uda to i świat? – Zdziwił się mój tata. – Spałabyś na pieniądzach.
– Właśnie – poparła go Tsunade.
– Gdybym nie siedziała w tym wariatkowie, to i tak bym spała. – Zaśmiałam się. – Przecież pani wie, ile się zarabia, gdy prowadzi się Matryoshkę.
Wytwórnia taty nazywała się „Matryoshka”. Nie wiedziałam, skąd ta nazwa, ale była znana na całą Japonię. Budżety liczone w miliardach, tysiące pracowników, setki podpisanych kontraktów. Mój tata, jako założyciel i prezes miał z tego niemałe pieniądze, więc wizja bogatego życia nie wzbudzała we mnie emocji.
– Zostawicie nas same? – Poprosiła Tsunade.
– To wykluczone – odparł Ibiki, patrząc na nią ostro.
– A to dlaczego? – Zdziwiła się po raz kolejny. Zerknęłam na lekarza spod grzywki, uśmiechając się ponuro. Dobrze wiedziałam, o co mu chodzi w przeciwieństwie do Tsunade. – Przecież jest dorosła. Sakura, powiedz coś do cholery!
– Żeby mnie znowu zamknęli w izolatce? – Zakpiłam. – Nie, dziękuję.
– Dobrze wiesz, że w izolatce nie zamyka się ludzi bez powodu – pouczył mnie mężczyzna. – Rzuciłaś się na pielęgniarkę z pazurami, nie dziw się, że dostałaś karę.
– Ludzie na głodzie powinni mieć jakieś specjalne przywileje – odparłam, naburmuszając się jak małe dziecko. Boże, jak łatwo przychodziło mi gadać z tym mężczyzną o tym, jaka jestem nienormalna!
– Jesteś narkomanką? – Zapytała zdziwiona blondynka.
– Ta – mruknęłam, zerkając na nią przelotnie. – Wiesz co, Morino? Zostaw nas. Opowiem jej nieco o sobie, to może zrozumie, dlaczego nie chcę się stąd ruszać.
– Albo wręcz przeciwnie. – Zaśmiał się ojciec. – A może to ty się przekonasz do pani Senju.
– Wątpię – skwitowałam, ziewając. Miałam za sobą kolejną bezsenną noc, więc dla mnie funkcjonowanie wśród żywych o godzinie jedenastej rano było prawdziwą katorgą.
– Pomyśl, Ibiki – ojciec podszedł do postawnego mężczyzny, który nadal przyglądał mi się z obojętną miną – może to jest szansa, żeby ją stąd wyciągnąć? Może właśnie otwierają się przed Sakurą drzwi do ludzi?
Nie miałam zielonego pojęcia, co mogło kierować panem Ibikim Morino. Na pewno nie troska o mnie, nie byłam dla niego ważna. Więc co? Bał się, że się potnę, kiedy ludzie mnie nie przyjmą z otwartymi ramionami? Że wrócę do nałogu, co było w gruncie rzeczy najbardziej prawdopodobne? A może to, że nie będę chciała tu z powrotem wrócić?
– Zgoda – Ibiki przemówił w końcu. Zmarszczyłam brwi w skupieniu. – Może pani z nią porozmawiać bez nas. Co do reszty, czyli późniejszego rozwoju wydarzeń, to będę chciał omówić to najpierw z panią, a później z tobą, Haruno. Tylko bez żadnych dzikich jazd, dziewczyno – pogroził mi palcem.
– Ma się rozumieć – zasalutowałam dwoma palcami i natychmiast zwróciłam się w stronę Tsunade, wskazując jej miejsce na moim łóżku. Kobieta ruszyła władczym krokiem, a ja podążyłam za nią. Blondynka usiadła niepewnie na samym jego skraju, ja natomiast runęłam na poduszkę z głośnym jękiem. Tak bardzo chciało mi się spać.
– No to od czego zaczniemy? – Zapytałam, łypiąc na nią jednym okiem. W odpowiedzi Tsunade uśmiechnęła się do mnie ciepło, co sprawiło, że pomysł z rozpoczęciem kariery wcale nie wydawał mi się taki zły.
A może mi się uda?
Cierpiąca Nanase

8 komentarzy:

  1. PIERWSZA ! ^^
    ostatnio byłam ostatnia,teraz pierwsza,no jak pięknie ! :D .
    Kurde daj mi więcej,daj mi więcej !
    Już sobie obmyślam,jak to wszystko się dalej toczy i...OOOOOO *.*.
    Jak widzisz,rozpiera mnie energia xd :D .
    Trochę nie fair,że o tym,że Sakura żyje wie tylko Naruto i Itaś.
    nienienie.
    Chcę,żeby Sasuke się dowiedział i zostawił tą swoją laleczke -.- ''.
    Czekam na nn ! ^^
    + nie wiem,czy czytasz mojego drugiego bloga,ale na www.reszta-jest-milczeniem.blogspot.com pojawił się rozdział 1 xd :D
    Pozdrawiam,Shana :*

    OdpowiedzUsuń
  2. OWSZEM SASUKE, NIENAWIDZE CIĘ!
    NAJPIERW ZOSTAWIASZ SAYE, BO PRZEJRZAŁEŚ NA OCZY, ŻE KOCHASZ SAKURE, A GDY ONA MÓWI NIE, WRACASZ Z POWROTEM DO SAYI, DUPEK...
    Sayi nienawidze, ale to już powtarzałam z milion razy. Jest suką i życzę jej, żeby gonił ją wściekły rosomak, przez pustynie pełną klocków lego, koło koncertu Dawvida Kwiatkowskiego! I niech na końcu ją dementor cmoknie. ;_; Mimo to, pod jednym względem mi jej szkoda, Sasuke na pewno jeszcze nie raz jej sprawi przykrość...
    Sakura to Sakura, o niej w sumie nie mam na razie jeszcze nic do powiedzenia. To znaczy na obecny rozdział, jestem ciekawa czy coś w środku niej zaszło jakiejś zmianie. No i oby nie była z Naruto, bo tego nie zniosę. ;__;
    Pomysł z wytwónią naprawdę dobry! Jestem ciekawa o co chodziło Tsunade-sama, gdy mówiła "Do tego wnioskuję, że twój pobyt w tej placówce nie jest przypadkowy, więc myślę, że idealnie dogadasz się z resztą ". Czyżby w jej zespole byli ludzie po podobnych przejściach co Sakura? Oby tylko to nie był ten zespolik Sasuke i Naruciaka, bo wtedy Sakura na pewno się nie zgodzi.
    Nic jak czekać na kolejny rozdzialik, mam nadzieję, że prędko się pokaże.
    No i pamiętam o jeszcze jednym małym szczególe, miał się pojawić na początku wrzeąnia, mam nandzieję, że to aktualne, bo czekam już kilka miesięcy. Pozdrawiam i całuje! :*:*
    ~ Kim EveLin GaHye

    OdpowiedzUsuń
  3. Bite pięć lat?! O mamuniu! Sporo czasu minęło między wydarzeniami z poprzedniego rozdziału.
    Chłopaki zrobili karierę, no, no, no...
    No i dziwne jest to że Sasuke nie ma pojęcia co się dzieje z Sakurą, nie próbował tego wyciągnąć od kogokolwiek? I jak Naruto udało się ukrywać spotkania z Sakurą? A tak w ogóle to mam nadzieję że Sakura się zgodzi na propozycję Tsunade i zrobi fenomenalne wejście jako początkujący zespół, i już sobie nawet wyobraziłam jak to Sasuke pewnego dnia słyszy w radiu głos naszej Lo. I nie mam zielonego pojęcia dla czego słysząc piosenkę "Nieśmiertelni" przytaczam sobie w głowie twojego bloga, jakoś kojarzy mi się ona z twoją wersją Sakury, i po cichu się modlę aby piosenka pojawiła się w opowiadaniu :) Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału, więc liczę na to iż ukaże się zastraszająco szybko :D
    Chciałbym jeszcze dodać iż jestem potwornie ciekawa twojej osoby Nanase i bardzo chciałabym cię bliżej poznać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to zapraszam na GG, maila, fb... cokolwiek? Proszę bardzo, nie mam nic przeciwko ;)

      Usuń
  4. Słońce,na aitakunaru nowy rozdział,z małą niespodzianką dla Ciebie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow. Aż mi było smutno, gdy skończyłam. Wciongłam się xd
    Chcę więcej, dużo więcej.

    Po pierwsze. Sasuś.
    Mogłabym wymieniać wszystkie majestatycznie piękne epitety, jakie nasuwały mi się na usta podczas tego rozdziału. Zaczynało się od „ty frajerze”, przez „co za łosiu”, kończąc na „ty paskudo zegrzyńska”. Trochę mnie z początku wkurzało jego zachowanie i podejście. Ten jego powrót do Sayi … (który w gruncie rzeczy był jednak chyba nieunikniony).
    Tak mnie wkurzało, że aż zaintrygowało~! Podoba mi się dominujący Sasuke. Lubię taki wymiar męskiej dominacji B))

    Po drugie. Saki.
    Sam pomysł z zachowaniem jej powrotu do świata żywych jako sekretu wydaje mi się być naprawdę ciekawy. Już sobie wyobrażam, co to będzie, gdy Sasuke dowie się, że ona jednak nie umarła. Będzie miał chyba takie niemałe zdziwko XDD (ach, ta magia przeprowadzania wizualizacji jest niesamowita~!) Poza tym, strasznie lubię charakter Sakury, jest taka niesamowicie ludzka. Nie jest przekoloryzowana, jest taka… unikatowa. Na większości blogów takiej Haruno się nie spotyka.

    Po trzecie. Naruciak.
    NAJZAJEBISTSZY FRIEND EVER. RESZTY NIE TRZEBA DODAWAĆ ♥♥♥

    Po czwarte. Opisy.
    Ja już wychwalałam twoje opisówki, ale pozwól, że powtórzę. Opisy to zdecydowanie twoja najmocniejsza strona. Naprawdę. Wydobywasz taką głębię ze słów… niewielu bloggerów to potrafi. Podoba mi się też, że akcja jest wartka i płynna.
    Mnie się tam podoba odstęp czasowy pięciu lat, naprawdę :D

    Po piąte. Więcej.
    Po szóste i tak dalej. WIĘCEJ XDD
    Nie mogę się doczekać kontynuacji~!
    Ja, ja, ja, ja chcę! Odkąd tylko powiedziałaś mi o swoich planach, chcę XD

    Pozdrawiam i życzę weny.
    ~ Isabel Witther, powracająca z umarłych otchłani i zakamarków internetuf.

    OdpowiedzUsuń
  6. Naprawdę świetny blog.
    Piszesz z niesamowitą pasją, przekonujesz do swojej historii czytelnika i nie chcesz puścić aż nie przeczyta wszystkiego, to jest prawdziwy talent.
    Przyznam szczerze, że jak dla mnie Sakura mogłaby się trochę uspokoić, dostrzec choć trochę optymizmu, tak jak czytałam pierwszą serię to po prostu się zakochałam, historia była prawdziwa, realna i niebywale wciągająca ale teraz gdy Sakurcia stała się odlutkiem, Sasuke też, nie ma zabawy, Naruciak mój ukochany tak cierpi, czego już nie mogę znieść przez nieczułość Lo, nie chcę tego.
    Piszesz naprawdę świetnie, twój blog jest perełką, ale jak dla mnie ( i mówię to jako moje zdanie, nie chce ci to robić przykrości tylko wyrażam swoją opinię) mogłabyś już trochę odpuścić z tą "nienormalnością" Sakury. Mi brakuje przede wszystkim zabawy tej ich pięknej paczki i niezapomnianych przygód!
    Czekam z niecierpliwością na następną notkę! :))))

    OdpowiedzUsuń