Z dedykiem
dla Evelin. Za rozweselanie dni i przerwy w pisaniu, kocham cię… chyba xD.
Do Voodoo –
jeżeli jesteś po obejrzeniu bardzo słodkiego anime NIE BIERZ SIĘ ZA CZYTANIE
TEGO KURWA! Psujesz mi klimat opka ty.. <3
***
Od moich
urodzin minęły zaledwie dwa miesiące. 28 marca byłam szczęśliwa. Naprawdę. Bezapelacyjnie
szczęśliwa.
Ale dzisiaj
jaką jestem?
Nie wiem.
Przez
większość czasu mam takie uczucie, jakby całe życie ze mnie uszło.
Nie mam nawet
siły zwinąć się w kłębek.
Jedyne co
potrafię zrobić od serca to opierdalanie sufitu za to, że jest taki cholernie,
idealnie biały.
Czuję się
strasznie pusta. Jak lalka, uparcie próbuję wyssać z otaczającego mnie świata
wszystkie emocje, dlatego, że sama nie mam nic w środku.
Czasami jest
tak, że nie mogę przestać szlochać.
Chociaż nie…
od początku!
Czasami jest
tak, że nie mogę przestać wyć. Wyć jak zbity pies. Jakby mnie wrzątkiem
traktowano. Wyję z bólu, dopóki nie poczuję, że z mojego gardła nie wydobędzie
się już nawet jeden, cichy dźwięk. Później kołyszę się w przód i tył,
odzyskując siły i przy okazji kojąc się nieco.
Brakuje mi
bliskości.
I znowu
wychodzi na to, że kompletnie nie kontroluję swoich odruchów. Tak, chodzi mi o
otwieranie sobie żył. Nie lubię określenia cięcie się – jest niewdzięczne, zbyt
szorstkie… nie dla mnie.
Z matką nie
gadam – unikam jej, co jak się okazuje wcale nie jest takie trudne, zważając na
to, że obydwie cały czas siedzimy w domu. Tata przestał się odzywać do mamy.
Boli mnie to… sądzę, że to przeze mnie. Tatko dużo siedzi pod moimi drzwiami.
Często nie chodzi prnzez to do pracy. Ale on jest szefem tej swojej wytwórni,
więc może sobie na to pozwolić.
Błaga mnie,
żebym wyszła. Mówi, że siedzę w pokoju już nazbyt długo. Że się o mnie boi i
żebym nie robiła głupot. Potrafi tak szeptać przez cały dzień. Siadam wtedy
obok wejścia, przykładam uszko do drewna i słucham jego żalu, płacząc.
Zastanawiam
się, kiedy tatko powtarza, że już niedługo to się skończy. Czyżby chciał się
zabić razem ze mną? Nie, to niemożliwe. Przecież on jest w moim życiu najlepszą
postacią! Ale… kiedy to mówi, czuję, że jego słowa nie przyniosą niczego
dobrego.
*
* *
15 maja
około 15
około 15
Patrzyłam
beznamiętnie w okno. Był już maj. Słońce grzało dokładnie tak, jak chciałam –
mocno, rozgrzewając moje zmarznięte ciało. Wszystkie lufty w klasie były
pouchylane, więc dało się słyszeć rozmowy pomiędzy maleńkimi ptaszkami,
wijącymi swoje gniazda w gałęziach pobliskich drzew. Ich symfonia zapierała
dech w moich piersiach. Kochałam maj. Jednak za każdym razem, gdy rozkoszowałam
się wiosną – już prawie latem – jedna sprawa uparcie powracała, nie dając mi
spokoju.
Odwróciłam
się powoli od okna i spojrzałam w kierunku Uchihy, siedzącego przede mną. Był
odwrócony bokiem do mnie i coś notował w zeszycie. Miał ściągnięte w skupieniu
brwi i zaciśnięte w prostą kreskę usta. Zabawne, bo jeszcze parę miesięcy temu
to jego skupienie rozbawiłoby mnie do łez. Teraz w sumie też miałam ochotę
płakać. Ale z bólu.
Źle
było między nami. Oddaliliśmy się od siebie. Znowu. Wiedziałam, że to z mojej
winy. Sasuke ciągle próbował być blisko mnie. Pytał się o moje samopoczucie, o
moje problemy, o wszystko, co mogłoby sprawić, że chciałabym się zabić. A ja
co? A ja go zbywałam. Cudownie i wspaniałomyślnie.
Sama
nie wiedziałam, dlaczego, ale przestałam mu ufać. Nie chciałam mu się zwierzać.
Wolałam raczej zabierać radość z życia Naruto. Wiedziałam, że brunet ma do mnie
o to żal. Był wściekły, że wolę gadać z blondynem niż z nim, to było po nim
widać… ale nigdy nic mi nie powiedział. Dusił to w sobie.
Tak
więc, Sasuke cały czas łaził nabuzowany na wszystko i wszystkich, Naruto
przejmował moje smutki, czyli wedle logiki chodził wiecznie zdołowany, a ja
wstawałam codziennie rano do szkoły wykończona po przepłakanych nocach. Można
by powiedzieć, że swoją egzystencją wykańczałam całą naszą trójkę.
W
tym momencie Sasuke zerknął ukradkiem w moją stronę.
Gdy
zobaczył, że ja również mu się przyglądam niesłyszalnie wyszeptał moje imię.
Uśmiechnęłam się słabo. Odwzajemnił ten gest. Wtem zadzwonił dzwonek.
Reszta
klasy poderwała się z miejsc niczym banda dzikusów i zaczęła się pośpiesznie
pakować. Nagle wokół nas zapanował totalny chaos. Huk rzucanych książek,
odgłosy głośnych rozmów przepełnionych wulgaryzmami oraz narzekaniami na
nauczycieli i program nauczania. A pośród tego my dwoje – zapatrzeni w siebie.
Wstaliśmy zgodnie, spakowaliśmy się i w ciszy opuściliśmy klasę, nim ktokolwiek
inny zdążył otworzyć drzwi. Kiedy schodziliśmy do szatni poczułam, jak Sasuke
łapie mnie za rękę i ciągnie w dół.
W
pierwszym odruchu chciałam ją zabrać i schować za plecy, lecz jego długie,
zwinne palce skutecznie mi to uniemożliwiły. W mgnieniu oka dotarliśmy do
naszych szafek. Patrzyłam, jak Uchiha pośpiesznie zmienia buty. Ledwo co mogłam
nadążyć za jego palcami, rozplątującymi sznurówki w trampkach. Po chwili
niezręcznego dla mnie milczenia odważyłam się zapytać:
–
Gdzie ci się tak śpieszy?
Zdziwiony,
przerwał na chwilę i podniósł na mnie swoje zaskoczone oczy. Oparłam się o
szafki na buty i uciekłam wzrokiem w podłogę.
–
Do domu. – odparł i powrócił do swojego zajęcia. Ja natomiast nadal się nie
ruszałam, stojąc z założonymi rękami.
–
Po co? – spytałam.
–
Nie wiem jak ty, ale ja wolę, kiedy jesteśmy sami. – wydukał, prostując się –
Zaraz zleci się tutaj ta banda zdziczałych kretynów.
Ponaglił mnie swoimi świdrującymi oczami. Westchnęłam.
W takich chwilach jak ta zastanawiałam się, które z nas bardziej przeraża ludzi
– on z ze swoimi mrocznymi, dzikimi oczami czy ja ze swoimi małymi źrenicami na
wielkim zielonym polu?
Leniwie
otworzyłam szafkę z moim nazwiskiem i wyjęłam buty. Widziałam, jak Sasuke przygląda
się moim ruchom ze szewską pasją. No tak, jemu się śpieszy a ja mam do
założenia swoje glany. Przyłapałam się na tym, że ostatnio uwielbiam go
irytować, dlatego specjalnie sznurowałam je bardzo starannie i bardzo powoli.
–
Fajnie, że jest maj, co nie? – zagadnęłam go, kiedy uporałam się z drugim butem.
–
No, nawet. – odpowiedział chłodno, podając mi torbę. – Bliżej do moich urodzin.
– dodał. Otworzył przed nami drzwi i ogarnęło nas świeże, cieplusie powietrze.
Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam na niego.
Stał,
jak zwykle lekko przygarbiony, obok mnie. Ręce oczywiście trzymał w
kieszeniach. Patrzył się prosto przed siebie tymi swoimi czujnymi oczami. Nagle
przesunęły się na mnie. Usta chłopaka wygięły się w lekkim uśmiechu. Ja również
się uśmiechnęłam. Jednak w środku spochmurniałam.
Najdroższy, jak ja
mam ci powiedzieć, że to już koniec?
Ruszyliśmy
przed siebie. Był to leniwy spacer. Całkowicie prywatny. Od dawna na takim nie
byliśmy. Uśmiechnęłam się ponownie, kiedy brunet złączył nasze dłonie. Pomyślałam,
że chciałabym, żeby zapamiętał mnie jak najlepiej. Dlatego tym razem nie
sprzeciwiałam się, tylko wzmocniłam uścisk.
Zamiast
iść pomiędzy blokowiskami, wybraliśmy drogę przez park. Co prawda była zacznie
dłuższa, jednak pogoda wprawiała w nas niesamowity nastrój, więc nawet
późniejszy powrót do domu nie sprawiał nam problemu.
Tutaj
wiosna, już sobie poszła. Drzewa, krzewy, zwierzątka – wszyscy witali lato. Byłam
zachwycona możliwością oglądania tych mieniących się, zielonych liści na
silnych, brunatnych gałęziach. Krzewy również były w pełnym rozkwicie. Każdy
ich listek, gałązka – wszystko dojrzało i piękniało z dnia na dzień. Na
wyłożonej kostkami dróżce, którą kroczyliśmy były wymalowane różne rzeczy.
Słoneczka, tęcze, pozdrowienia, wiadomości, gra w klasy czy podchody, wszystko
w radosnych kolorach na tym jednym odcinku. To pewnie robota dzieciaków. Jak my
byliśmy młodsi, to też się tak bawiliśmy.
W
przeciągu paru sekund znaleźliśmy się przy placu zabaw. Zatrzymałam się. Uchiha
również. Zwróciłam oczy ku bawiącym się dzieciom.
Były
takie beztroskie. Jedne huśtały się na moich ulubionych huśtawkach, inne
kręciły się na karuzeli. Były jeszcze takie, które za najlepszą zabawę
ustanowiły sobie zamek ze zjeżdżalnią, prowadzącą prosto do piaskownicy. Wzruszyłam
się.
Tutaj
spędzałam najlepsze wakacje swojego życia.
Tu
odkryłam swój talent i wyjątkowość.
Tutaj
poznałam Naruto i Sasuke.
To
tu się zakochałam.
Tutaj
doznałam bólu tej miłości.
–
To tutaj wszystko się zaczęło – wyszeptałam wzruszona, próbując wytrzeć
spływającą po policzku łzę tak, żeby nie rozwalić makijażu. Ubiegły mnie zwinne
palce Sasuke.
–
Co? – zapytał. Przygarnął mnie do siebie delikatnie. Zgodnie z postanowieniem,
nie opierałam się. Poczułam się bardzo bezpiecznie, będąc bliżej jego serca.
Przywarłam policzkiem miejsca, gdzie słyszałam jego równy rytm.
–
My. – wyjaśniłam. Podniosłam głowę, by zobaczyć jego reakcję. W odpowiedzi
zaszczycił mnie jednym z swoich najbardziej… zniewalających uśmiechów. Na
policzki wpłynął mi rumieniec. Musiałam wyglądać jak ostatnia pokraka w
rozmazanym makijażu i z czerwonymi wypiekami na twarzy.
–
Rozumiem – odparł – Dlaczego płaczesz?
Słysząc
to pytanie wyszczerzyłam ząbki w szerokim uśmiechu. Cieszył mnie fakt, że się o
mnie troszczy. Jednak nie chciałam, żeby widział mój smutek akurat dzisiaj. Pragnęłam,
żeby zapamiętał mnie uśmiechniętą.
Odczepiłam
się od niego i ruszyłam z miejsca, idąc w kierunku domu. Sasuke podążył szybko
za mną. Zostawiliśmy za sobą miejsce, w którym wszystko się zaczęło.
–
Wiesz… – zaczęłam – dla mnie to jest takie niesamowite.
–
Że my?
–
Tak – wyszeptałam – Nadal nie chce mi się wierzyć, że istniejesz.
–
To uwierz – poprosił, ponownie przyciągając mnie do siebie swoim ramieniem. Po chwili
poczułam jego wargi na swoim czole. Co on dzisiaj taki milusi? Może wyczuł, że
coś jest nie tak?
Łzy
na nowo napłynęły do moich oczu.
Wcale nie chciałam
tego kończyć. Pragnęłam, by to trwało dalej.
Odsunęłam
się od niego stanowczo, jednak nadal trzymałam jego dłoń. Jeżeli to mają być
ostatnie chwile naszej bliskości, to niech chociaż będzie ona minimalna. Czułam
niezadowolenie w aurze Sasuke, lecz nic nie mogłam na to poradzić. Czasami
musimy sobie odmówić przyjemności, żeby później było łatwiej.
*
Byliśmy
już blisko domu. Zarówno mojego jak i Sasuke. To oznaczało, że musiałam
rozpocząć „swój” plan. Na wstępie westchnęłam przeciągle. Zwróciło to uwagę
chmurnego chłopaka.
Będzie ciężko.
– pomyślałam, czując narastający stres.
–
Znowu masz zamiar płakać? – zażartował, mimo wszystko. Uśmiechnęłam się lekko
poprawiając grzywkę tak, ażeby nie zasłaniała mi pola widzenia.
–
Co jest pomiędzy tobą a Sayą? – walnęłam prosto z mostu.
Zła taktyka, Sakura.
Trzeba było łagodniej. – skarciłam się w myślach.
–
Co? – zachłysnął się powietrzem – O co ci chodzi?
–
Co cię łączy z Sayą? – ponowiłam pytanie. Po chwili milczenia odparł:
–
Nic.
Akurat!
– zirytowałam się.
Od
czasu moich osiemnastych urodzin obserwowałam ich bardzo dokładnie. I musiałam
przyznać, że zachowanie Uchihy i Hiyugashi wprawiało mnie w niemałe zdumienie.
Ona
– łaziła po korytarzu w odległości mniej więcej czterech, pięciu metrów ode
mnie i Sasuke. Dzień w dzień, nie odstępowała nas nawet na krok. Zauważyłam, że chociaż zajmowała się wtedy
zazwyczaj rozmową z Hinatą czy Ino, to zawsze jej wzrok jakoś tak mimowolnie
skręcał w naszą stronę. Na lekcjach było podobnie. Tyle, że wtedy Saya zmieniała
się z upierdliwej dziewczyny w psychopatkę. Boże, żebyście widzieli jej
spojrzenie. Nawet ja nie potrafię przez równie 45 minut molestować kogoś
wzrokiem bez mrugania! Albo wyżywała się na Sasuke, albo na mnie. Do tego, non
stop wypisywała do bruneta jakieś pierdoły o tym, że niby go kocha (A co ona może
wiedzieć o miłości?!). Na szczęście Uchiha nie ukrywał tego faktu przede mną, a
przynajmniej ostatnio. O tyle dobrze. Oczywiście, do mnie też pisała, tyle, że
nie były to przesłodzone wiadomości. Nie będę się o jej pogróżkach rozpisywać,
bo przecież wszyscy wiemy, jak to wygląda. Mimo to, nie ważne, czego by nie
robiła, i tak miałam ją w dupie.
On
– niby taki przeciwny jej postępowaniu, otwarcie ją krytykujący. Jednak ja
widzę i słyszę. Ile to już razy byłam świadkiem tych przeciąganych spojrzeń lub
wcale nie wrogich rozmów? Nie zliczę tego… nawet mi się nie chce. No dobra,
mógł sobie z nią porozmawiać, nie miałam mu przecież prawa tego zabronić.
Jednak od jakiegoś czasu ich konwersacje zaczęły wydawać mi się co najmniej
dwuznaczne. Na dodatek, gdy Uchiha opowiadał mi o Sayi zaczynał się uśmiechać.
To był spokojny uśmiech. A nawet jeżeli się nie uśmiechał, to jego oczy były
jakieś takie żywsze. Wyglądał dokładnie tak samo jak wtedy, gdy opowiadał mi o
niej w podstawówce. Zazdrościłam jej uczuć, jakie on do niej żywił.
Byłam
przerażona. Odkąd zostaliśmy parą starałam się nie dopuszczać do siebie myśli o
tym, że cokolwiek mogłoby nas rozdzielić. Nie po tym, co przeszłam próbując na
nowo się do niego przyzwyczaić i nie po tym, co on przeszedł zapominając o Sayi
i zakochując się we mnie. To było po prostu nie możliwe, żeby ta bajka się
skończyła! A jednak. Przyszła Saya i pozamiatane po moim wymarzonym związku.
Nawet jeżeli Uchiha kochał mnie szczerą miłością, to i tak część jego serca,
zamknięta już dawno na kłódkę, należała do Hiyugashi. Ona dobrze o tym
wiedziała i wykorzystywała to w perfidny, jak dla mnie sposób.
Wredna szmata.
– pomyślałam i szybko powróciłam do rzeczywistości.
–
Moim zdaniem, jest zgoła inaczej, Sasuke. – powiedziałam otwarcie, po chwili
milczenia poświęconej na refleksje.
–
O co ci chodzi dzisiaj dziewczyno?! – wkurzył się. Zatrzymaliśmy się na środku
chodnika. Było dość tłoczno, więc ludzie rzucali w naszą stronę kąśliwe uwagi o
tym, że nie jesteśmy sami na tej planecie. Kij im w dupę. – Czekaj… nawet nie
dzisiaj. O co ci chodzi od twoich urodzin?! Co ja ci takiego zrobiłem, że
musisz się na mnie wyżywać, co? Ja rozumiem, że masz problem w domu ze…
–
Nie mieszaj w to mojej matki, Uchiha. – warknęłam, łapiąc się na tym, że
powiedziałam do niego po nazwisku. Od listopada mówiłam mu po imieniu, dlatego
w moich ustach wydawało mi się to… dziwnie obce. – A chodzi mi o Sayę.
–
Ona też ci przeszkadza? – mruknął nieprzyjaźnie – Nie mieszaj jej w to.
Hiyugashi nie jest niczemu winna.
–
A co ty jej tak bronisz? – wysyczałam.
Ruszyłam
z miejsca, zostawiając go za sobą. Nie było mi przyjemnie warczeć na niego oraz
słuchać jego wkurzonego głosu. Tym bardziej, że chciałam rozstać się w spokoju
i miłej atmosferze. Jednakże, takie rozmowy nigdy nie są łatwe; wszyscy to
wiedzą.
Poczułam jego palce na swoim ramieniu. Gdy ponownie
się zatrzymaliśmy Uchiha westchnął przeciągle. Zawsze kiedy chciał się uspokoić
tak robił. Ja również postanowiłam zatrzymać emocje w ryzach. Niczego się nie
dowiem, będąc negatywnie nastawioną do zadania.
–
Sasuke, – powiedziałam łagodnie – ja nie chcę się ciebie czepiać, nigdy nie
miałam takie zamiaru. Jej też nie. – dodałam szybko.
–
Ale to zrobiłaś. – przerwał mi – Co cię naszło na tą Sayę, co? – zapytał,
odwracając mnie przodem do siebie. Spojrzałam na jego twarz. Złagodniał i
przyjął tą swoją zatroskaną minę, przed którą nie umiałam kłamać. Zacisnęłam
pięści, dodając tym sobie siły.
–
Kochasz ją. – szepnęłam, uciekając wzrokiem w bok. Ze zdziwieniem stwierdziłam,
że jesteśmy już idealnie pomiędzy naszymi domami.
–
Nie! – zaprzeczył – Jak w ogóle…
–
To nie było pytanie. – stwierdziłam chłodno. Zamilkł na chwilę. Kątem oka
widziałam, jak patrzy z politowaniem w niebo. Puścił mnie.
–
A co jeśli? – zadrgałam, słysząc to. Poczułam kujący ból w moim wnętrzu, blisko
serca.
W
tamtym momencie uświadomiłam sobie, że tak naprawdę chciałam, żeby moje wnioski
okazały się być głupotą wyssaną z palca. Przecież Sasuke był moim światem!
Podświadomie chciałam, by był częścią mnie. I myślałam, że będzie.
Jednak…
on ją kocha. Tylko nie chce tego przyznać. Lub właśnie sobie to uświadomił, tak
samo jak ja.
–
Wtedy, moim zdaniem – powiedziałam powoli, tłumiąc w sobie chęć płaczu – sprawa
jest oczywista.
–
Chcę być z tobą, Sakura. – wyznał, przygarniając mnie do siebie. Oparłam ręce
na jego piersiach, mocząc mu koszulę swymi gorzkimi łzami. Nie byłam już w
stanie ich utrzymać. Tak bardzo nie chciałam go zostawiać. Jednak musiałam.
Wiedziałam, że bez tego nie zaznam spokoju. Szlochałam tak przez paręnaście
minut, będąc rozdartą. On tymczasem głaskał mnie troskliwie po włosach i czule
szeptał moje imię. Gdy tak robił, pragnęłam więcej i więcej.
Jezu…
– jęczałam w myślach, biczując się za swą słabość – Przestań, Uchiha, bo nigdy się od ciebie nie uwolnię!
Z
wielkim trudem odczepiłam się od niego, cicho pochlipując. Patrzyłam mu jednak
prosto w oczy, wyprostowana i z zaciętą miną. Pociągnęłam nosem, słysząc:
–
Wyglądasz paskudnie, kochanie. Zdecydowanie nie do twarzy ci w rozmazanym
makijażu.
No
tak, dzisiaj miałam bardzo mocno pomalowane oczy; na czarno. A tusz nie był
wodoodporny. Nie powinnam była się rozklejać. Ale stało się.
–
To koniec. – wyszeptałam na tyle głośno, żeby mnie usłyszał. Mina mu
zdecydowanie zrzedła, można powiedzieć, że się zdziwił, co oczywiście zaraz
ukrył za maską obojętności.
–
Co ty wygadujesz? – zapytał chłodno.
–
To koniec. – powtórzyłam – Może i byłam twoją dziewczyną, lecz…
–
Nie byłaś, tylko jesteś, głupia. – warknął, przerywając mi.
–
Przede wszystkim twoją przyjaciółką! – poniosłam głos – I chcę dla ciebie jak
najlepiej. Pragnę byś był szczęśliwy, Sasuke.
–
No to dlaczego chcesz mnie zostawić samego?! – krzyknął. Drgnęłam.
Spokojnie.
– powtarzałam w myślach.
–
Sasuke – zaczęłam, lecz on pochwycił mnie w swoje ramiona i zmusił do pełnego
pasji pocałunku. Zatraciłam się. Było mi tak dobrze, tak niewyobrażalnie
dobrze. Mentalnie czułam, jakbym się rozpływała. Całowałam się już z nim nie
raz, z innymi również – znałam emocje towarzyszące tej czynności. Narastające
podniecenie, pragnienie czegoś więcej, przyjemność, czasem ból. Jednak tylko
Sasuke potrafił jednym muśnięciem moich warg swoimi wywołać u mnie wszystkie z
tych możliwych. To było… po prostu niesamowite. Czułam, że nie przeżyję dnia
bez jego ust. Po tej krótkiej chwili rozdzielił nas, odsuwając się o parę
kroków. Dyszałam, on również. Łzy nadal płynęły z mych oczu.
–
Nie pozwól, żeby to uczucie przepadło z zapomniane, Sakura.
Chłopak
stanął z ciężarem ciała na lewej nodze i przyczajony niczym puma, czekał.
Oczekiwał mojej reakcji, która była – niestety – najgorszą z możliwych.
–
Ale ty ją kochasz. – stwierdziłam, na co brunet tylko prychnął.
–
Skąd ta pewność?
–
Nie jestem ślepa. – powiedziałam, oplatając się ramionami. Uchiha spojrzał od
niechcenia w niebo. – Widzę jak na nią patrzysz, kiedy z nią rozmawiasz.
–
Jak? – zapytał lekceważąco.
–
Tak jak wtedy! – wybuchłam. Bardzo mnie tym swoim tonem wkurzał. Zresztą nie
tylko tym. – I jeszcze te SMS-y.
–
Naprawdę? Oto ci chodzi?
–
Tak. – odparłam. Chłopak zwrócił ku mojej osobie leniwe spojrzenie.
–
W sumie… – zastanowił się, patrząc mi przenikliwie w oczy – Może i masz trochę
racji. Może coś w tym jest. Może mi nie przeszło?
Zabolało.
Ale miało, już ja go znałam. On też był na mnie wkurzony, i to ostro. Stał się
opryskliwy. Specjalnie się ze mną zgadzał. Robiłby tak nawet wtedy, gdy nie
byłoby to prawdą. Lecz ja wiedziałam, że było.
–
Nie może, tylko na pewno. – powiedziałam sucho. Ponownie zmierzyliśmy się
spojrzeniami. – Chciałam załatwić to na spokojnie, ale ty…
–
Co ja? – zdziwił się, podchodząc bliżej. Czułam się przy nim maleńka. Miałam
wrażenie, że coś się w nim zmieniło. Stał się… jakiś bardziej wyluzowany –
Najpierw wyrzucałaś mi dawną miłość… bo tak, mam słabość do Sayi, nie da się
ukryć, prawda? – uśmiechnął się krzywo, próbując przyciągnąć mnie do siebie
ramieniem. Wyrwałam się. – A teraz masz do mnie pretensje, że zamiast lecieć do
niej wolę być z tobą? Chociaż z
Hiyugashi miałbym przecież łatwiej. Ona przynajmniej jest jakaś tam w miarę
normalna. Przykładowo? Nie każe mi sprzątać mojego pokoju. Nienawidzę sprzątać,
Sakura. – powiedział i ignorując mój opór pocałował mnie żarliwie, przyciskając
do murku odgradzającego jego dom od ulicy. Kamień był zimny, a usta bruneta
patrzyły niemiłosiernie. Czułam, że był to pocałunek inny o 180 stopni od
poprzedniego. Podobał mi się jednak. Po sekundzie odsunął się, łapiąc moją
twarz w swoje palce – Inny przykład? Nie tnie się. Chyba jest… najbardziej
oczywisty, co? Z nią na pewno nie miałbym takich dzikich jazd jak z tobą. Wiesz,
że od paru tygodni tylko czekam tej chwili, aż znajdę cię martwą? – wyznał, a
ja spojrzałam na niego wilkiem. Czyżby życzył mi śmierci? – No co się tak na
mnie patrzysz? Ach… nie, nie chcę, żebyś umarła, skądże znowu! To ostatnie,
czego bym chciał. – zaśmiał się, znów przysuwając swą twarz na tyle blisko
mojej, że mogłam poczuć jego gorący oddech na swoich ustach. W oczach miał
mrok… który zdradzał jego pragnienia. Ja tego w ogóle nawet nie chciałam
dopuszczać do swych myśli. – No i ją pewnie mógłbym przelecieć od razu –
kontynuował, na co zmarszczyłam zdziwiona brwi. Sasuke i seks? Nie, to nie szło
w parze. Z Sayą? Nope. – No co? Co się dziwisz? Pragnę cię, Sakura. –
wyszeptał, znów mnie całując. Żeby nie było, nie oddałam żadnego muśnięcia ust.
Ujęłam jego twarz i zdecydowanie od siebie odsunęłam.
–
Przestań! – krzyknęłam, nie przejmując się tym, że brunet był zaledwie parę
milimetrów ode mnie i prawdopodobnie słyszał pulsującą krew w moich żyłach. –
Skoro tak bardzo ci przeszkadzam, to czego tu jeszcze sterczysz? Droga wolna!
–
No właśnie. – westchnął i odszedł parę kroków w tył – Co ja tu z tobą robię? Wytłumacz
mi.
Zamilkliśmy.
Poczułam się przytłoczona.
–
Nie umiem. – odpowiedziałam – Jak dla mnie, nie powinno cię tu być. Dlatego to
koniec. – Podeszłam do niego, cały czas patrząc mu w oczy. – Bądź z nią
szczęśliwy i pozwól mi patrzeć na to z boku. Wtedy ja też będę szczęśliwa. –
skłamałam – Taka jest moja rola, jako przyjaciółki. Będę nią naprawdę,
zobaczysz. – uśmiechnęłam się kojąco. Oczy bruneta stężały, westchnął
przeciągle i złapał mnie w tali. Nie przeszkadzało mi to w sumie.
Prawą
dłonią pogłaskałam czule jego policzek. Będzie
mi brakować szorstkości jego ledwie wyczuwalnego zarostu.
Palcami
przesunęłam po jego wargach. Boże, gdzie
ja znajdę faceta, który jednym pocałunkiem zaprowadzi mnie niewiadomo gdzie?
Wolną
dłonią przeczesałam jego rozczochrane, przydługie włosy. Jeju, jak ja lubiłam to robić.
Stanęłam
na palcach i przysunęłam nos bliżej jego szyi, wdychając ten znany mi męski
zapach. Czy jeszcze kiedyś przy kimś będę
czuć się tak bezpiecznie i ryzykownie zarazem?
Odsunęłam
się, by ponownie spojrzeć w te oczy. Czy
kiedyś będzie mi dane spojrzeć w nie raz jeszcze?
Złączyłam
nasze usta w pocałunku, który przekazywał mu wszystkie moje uczucia i
pragnienia. Ostatnim pocałunku, naszym.
I
odeszłam, zostawiając go samego z tym wszystkim. I chociaż nogi szły w jedną
stronę, moje serce wyrywało się do niego. Jednak stojąc w drzwiach obróciłam
się, żeby spojrzeć, po raz ostatni.
Stał
tam nadal. Patrzył za mną. Smętnie i beznamiętnie, jak kiedyś. Uśmiechnęłam się
smutno, zamykając drzwi.
Żegnaj, mój
ukochany. Już tęsknię… ale zapomnij o mnie, Sasuke-kun.
*
* *
Wróciłem
do domu wściekły na tyle, żeby trzasnąć drzwiami, aż się szyby zatrzęsły. Byłem
sam… I dobrze, bo jakbym kogoś zobaczył, to bym mu chyba czymś przywalił.
Zdjąłem buty i pognałem na górę do swojego pokoju. Nie wiedziałem, co ze sobą
począć. Sakura odeszła.
Nie
rozumiałem jej kompletnie. Widziałem po niej, że mnie kocha. Nie umiała tego
ukryć, nie przede mną. Dlaczego więc nie chciała nas? W imię przyjaźni, jaką byliśmy złączeni kiedyś?
Haruno, proszę cię.
Jaka przyjaźń? Za bardzo cię kocham, żeby z tego była przyjaźń, idiotko.
– pomyślałem.
Zdjąłem
marynarkę, koszulę i spodnie. Powędrowałem pod prysznic. Zimna woda mnie
ostudziła. I dobrze, bo inaczej rozniósłbym cały dom. Czułem złość większą niż
kiedykolwiek wcześniej. Dlaczego ona to zrobiła?! Przebrałem się w czyste
bokserki i upadłem na łóżko w pokoju. Biłem się z własnymi myślami.
Nie
potrafiłem zignorować tego ostatniego pocałunku. Zagnieździł się w mojej
głowie, nie dając mi spokoju. Kiedy pomyślałem, że już nigdy więcej nie będę mógł
skosztować jej ust… NIE! To w ogóle niemożliwe. Nie widziałem przyszłości bez
Sakury u boku.
Po
chwili uświadomiłem sobie, że strasznie za nią tęsknię, chociaż nie minęło
nawet pół godziny. Świadomość końca dodatkowo mnie dobijała. Nie rozumiałem tylko,
dlaczego on nastąpił? To było przecież absurdalne! Zdałem sobie sprawę, jak
bardzo mi na niej zależało. Była moim tlenem. Gdzie ja znajdę drugą taką
dziewczynę, co? No dobrze, może i miała parę… MNÓSTWO wad, jednak dla mnie była
najlepszą na świecie, jedyną i niepowtarzalną Sakurą Haruno.
Musiałem
się wyżyć, żeby do niej nie pójść i nie zrobić z siebie durnia. Przewidywałem
skutki takiej decyzji – moja wizyta tam skończyłaby się awanturą w najlepszym
wypadku. Bezsens. Nagle do głowy przyszła mi myśl, która zapewne nawiedziła
głowę zielonookiej nie raz.
Zawsze
sądziłem, że to głupie i tchórzowskie. Jednak dla mojej sytuacji wydało się
wcale nie takie idiotyczne. Zszedłem na dół. Dom wydał mi się teraz dziwnie
pusty a zarazem przytłaczający. Gdy emocje opadły zorientowałem się, jak
samotny się czułem. Jak to rozstanie wpłynęło na moje serce. Zajrzałem
dyskretnie do kuchni, chociaż byłem sam. Wszystko było jak zawsze.
Ściany
pomalowane na niebiesko i żółto, w przypływie fantazji mojej mamy. Szafki
wybrała wcześniej, jednak takie brązowe również pasowały. Po środku stół, który
zawsze nakrywała obrusem. Pomieszczenie wyglądało tak, jakby dopiero co je
opuściła. Panował nieład, ale taki uroczy nieład. I nagle dostrzegłem coś, co
było mym celem.
Mama
zawsze go tam zostawiała, zapominając go umyć. Podszedłem powoli do blatu i
wziąłem go w rękę. Czułem się jak na haju (uwierzcie, że wiem, co to za
uczucie). Nie myślałem, tylko byłem. Ostrożnie skierowałem się w stronę zlewu.
Obmyłem ostrze dokładnie, tak mnie uczyła matka, kiedy pierwszy raz kazała mi
zmywać. Pamiętałem swoją ostrożność i niezdarność, lecz teraz moje ruchy były
szybkie, zdecydowane i perfekcyjne. Osuszyłem je i udałem się z nim do salonu.
Zawsze,
kiedy byliśmy z różowowłosą sami w moim domu siedzieliśmy na miękkim dywanie
przy sofie w dużym pokoju. Było tu widno, ciepło i wygodnie. Usiadłem na swoim
miejscu, kładąc nóż na jej miejscu. Ukryłem twarz w dłoniach.
Czy aby na pewno,
Sasuke? – usłyszałem – To dobre rozwiązanie? Wiesz, jak później dzieje się z człowiekiem.
Tak,
wiedziałem doskonale. Haruno była najlepszym przykładem tego, jak można
niewłaściwie pozbywać się przytłaczających emocji z umysłu. Szkoda tylko, że
jej metoda była uzależniająca i samo destruktywna. Zniszczyła ją. To już nie była
ta sama dziewczyna, którą poznałem w podstawówce. To był wrak człowieka
uciekającego przed życiem.
Wiedziałem
też, że jeżeli raz to zrobię, jeżeli choć raz się na to odważę… nie będzie
odwrotu. I następnym razem, gdy coś mnie przerośnie, znowu to zrobię. Jednak
pokusa… a raczej ból, rozrywający moje ciało na pół tak, że aż czułem jak me
trzewia wypływają na zewnątrz, był silniejszy. O wiele. Dlatego w trzy sekundy
było już po wszystkim.
Najpierw
był ból, ale nieporównywalnie mniejszy od tego, jaki czułem w głowie. Jednak
odwrócił moją uwagę od wewnętrznego cierpienia. Nie krzyczałem, ale czułem. Że
żyję. Chociaż nadal nie pojmowałem, jak Sakura mogła to robić nałogowo i tak,
że traciła przytomność?
Jak bardzo człowiek
musi być zdesperowany, żeby zrobić sobie taką krzywdę, wielokrotnie, z powodu
najmniejszego smutku? Jak bardzo zagubiony we wszechświecie i jak bardzo
samotny pośród swych przyjaciół?
Wstałem
i szybkim krokiem udałem się do łazienki na górze. Nóż zabrałem ze sobą, na
wypadek, gdyby ktoś z domowników postanowił jednak wrócić. Powróciło moje
trzeźwe myślenie. Chyba ból fizyczny mnie uwolnił z tego otumanienia. Starannie
zamknąłem za sobą drzwi. W lustrze ujrzałem swe odbicie.
Wyraźnie
pobladłem, oczywiście minimalnie, bo już byłem nienaturalnie blady. Miałem to
po mamie. Oczy jak zwykle, nawet mnie samego przeszywały swym chłodem. Włosy
już wyschły, niestety tak, że grzywka mi przeszkadzała. Przegarnąłem ją ręką i
wtedy zobaczyłem, jak cała moja dłoń skąpana jest we krwi. Zdrętwiałem momentalnie.
Obejrzałem
się za siebie. Na klamce również została krew. Jednym susem znalazłem się przy
umywalce. Odkręciłem kurek z zimną wodą i natychmiast wsadziłem nam przedramię.
Drugą dłonią zaś przeszukiwałem szafkę za lustrem w poszukiwaniu jakiś gazików
czy czegoś w tym rodzaju. Kiedy znalazłem bandaż i gazę, zakręciłem wodę.
Usiadłem na kafelkach, opierając się o szafkę pod umywalką. Zerknąłem na ranę.
Nadal
sączyła się z niej krew w niemałych ilościach.
–
Cholera. – syknąłem, uświadamiając sobie, że cięcie jest głębokie. – To się
nadaje na szycie.
Nie
mogłem jednak iść do szpitala. Nie dość, że nienawidziłem tego miejsca, to
jeszcze zaraz zadzwoniliby po moich rodziców, jako że byłem JESZCZE
niepełnoletni. Przypomniałem sobie podstawy pierwszej pomocy i sam się
opatrzyłem. W gruncie rzeczy, to nie było takie trudne. Po paru minutach było
po wszystkim.
Wstałem
więc i ogarnąłem wzrokiem cały ten bałagan, jaki narobiłem przy próbie
zatamowania krwawienia. Sporo tego było. Westchnąłem głęboko i wziąłem się za
sprzątanie. W niecały kwadrans łazienka niemal błyszczała. Wyjrzałem na
korytarz. Na panelach również mieniły się pojedyncze kropelki szarłatu.
Wystarczyło, że przetarłem je stopą.
Po
moich plecach przeszedł dreszcz. Nadeszła pora, by się ubrać. Wróciłem się do
łazienki. Zdjąłem z suszarki jakąś czystą koszulkę. Pachniała proszkiem do
prania.
Lubiłem
ten zapach. Przywodził wspomnienia z dzieciństwa, kiedy to zdarzało mi się nim
rzucać w tej łazience razem z Haruno i Uzumakim. Byliśmy mali a obsypywanie się
białym puchem było najlepszą frajdą na świecie. Oczywiście dla nas, gdyż mamie
i tacie ten pomysł się absolutnie nie podobał i nie raz dostawałem od nich za
to po głowie. Było warto. Zabrałem ze sobą nóż i pośpiesznie zszedłem do
kuchni. W samą porę, bo z chwilą, kiedy chowałem go do szuflady klucz w zamku
się przekręcił i do domu wparowali Konan i Itachi.
Obydwoje
byli w szampańskim nastroju, jak to oni. Śmiali się do siebie jak małe dzieci i
trzymali się za ręce. Poczułem ukłucie w sercu. Pewnie tak musieliśmy z
różowowłosą wyglądać, kiedy byliśmy jeszcze razem. Mina mi zrzedła, gdy para
niemal równocześnie zwróciła na mnie te swoje rozochocone spojrzenia.
–
A co ty taki smętny, braciszku? – zapytał śmiało Itachi. Podszedł do mnie,
ciągnąc za sobą Konan.
–
Nie twój interes, kochasiu. – warknąłem, odsuwając się od niego o parę kroków.
Mina bruneta stężała. Pewnie się domyślił, że coś jest nie tak.
–
Itachi – zaczęła Konan. – Pójdę do toalety. – powiedziała, zapewne domyślając
się, że coś jest inaczej. Czyżby aż tak było to po mnie widać? Zostaliśmy sami.
Nagle
poczułem, jak brat ciągnie mnie stanowczo za rękę do salonu. Nie opierałem się.
I tak bym się mu nie wywinął. Usadził mnie w jednym rogu kanapy, a sam zaległ z
głośnym hukiem w drugim. Poczułem się przy nim jak mały chłopiec.
W
Itachim było coś takiego, co sprawiało, że odlatywałeś w inną rzeczywistość.
Samo przebywanie z tym mężczyzną sam na sam… tylko to wystarczało, żeby ludzie
otwierali się przed nim jak książki. Tak też było ze mną. Chociaż z natury
byłem zamknięty w sobie, a okazywanie uczuć należało do moich najsłabszych
stron przy nim nie mogłem nic ukryć.
Spojrzałem
wrogo na brata. Grzebiąc chwilę w kieszeni spodni wyciągnął papierosa i
zapalniczkę. Bez ceregieli zapalił go, zaciągając się i wydmuchując dym w
sufit. Skrzywiłem się paskudnie, bo jak już wspominałem wcześniej, nie lubiłem
palenia. Zauważył to.
–
Co się stało? – zaczął.
–
Nic. – odparłem, uciekając wzrokiem w bok. – Nie pal tu. Przyjdzie matka to od
razu poczuje i będzie dym.
–
Akurat. – zignorował moje ostrzeżenie. – Sasuke, widzę, że coś się stało.
Boże! Za coś mnie
pokarał takim opiekuńczym bratem, co? – zawołałem w
myślach.
–
Nic się nie stało. – powtórzyłem.
–
Ta, jasne. – zawołał kpiąco – Mam zadzwonić do Sakury i zapytać się, o co
chodzi? Wiesz przecież, że ja i ona nie
mamy przed sobą tajemnic.
–
Nie! – krzyknąłem, podnosząc się gwałtownie.
–
Ach, czyli chodzi o Saki. – zaśmiał się. Perfidny gnój mnie podszedł –
Pokłóciliście się? Nie dała się przelecieć, co? – zażartował. – Mądra
dziewczynka.
Napiąłem
się. Itachi zawsze żartował sobie ze mnie, bo wiedział, że moim najsłabszym
punktem były, że sobie pozwolę kulturalnie powiedzieć „kontakty fizyczne z
dziewczynami”. Śmieszyło go to, że on przespał się już z większością naszych
wspólnych znajomych, a ja nawet nie zaproponowałem tego swojej dziewczynie.
Pomimo swej specyficznej aury mój brat był strasznie niedojrzały, jak na swoje
dwadzieścia trzy lata. Szczerze mówiąc, tylko czekałem, aż pewnego dnia wparuje
tu Konan i oznajmi mu, że będzie ojcem.
–
Zerwała ze mną. – walnąłem prosto z mostu, pragnąc zmyć mu ten durnowaty
uśmieszek z twarzy. Udało się. Brunet zachłysnął się wdychanym tytoniem.
–
Co? – zdziwił się – Powtórz to.
–
Sakura zerwała ze mną. – powtórzyłem spokojnie, chociaż wewnątrz siebie
ponownie poczułem ten rozrywający ból. – Przed godziną. – zacząłem mu
opowiadać, siadając nieco bliżej niż poprzednio – Wracaliśmy razem ze szkoły. Była
dzisiaj jakaś dziwna…
–
Dziwna?
–
Ciągle płakała i tuliła się do mnie. Normalnie to stara się być bardziej na
dystans. – wyjaśniłem. – Kiedy byliśmy już blisko domu nagle wypaliła mi
tekstem o Sayi. Domyśliła się.
–
Co zrobiłeś? – dociekał.
–
A co miałem zrobić? – podskoczyłem, kiedy się do mnie przysunął.
–
Powiedziałeś jej? – zapytał, a ja odpowiedziałem mu milczeniem. Domyślił się
odpowiedzi. – Mówiłem ci, że będą z Sayą same kłopoty. Trzeba było nie zaczynać
kręcić z Sakurcią, to może poszło by lżej z Hiyugashi.
–
A skąd ja mogłem wiedzieć, że Saya wróci?! – oburzyłem się.
–
Też racja.
–
Zrozum! – zajęczałem – Ja...
–
Wiem, że ją kochasz. – przerwał mi, klepiąc mnie po ramieniu – Ale nie zmienia
to faktu, że ją popieram. Nie dziw jej się, Sasuke. Chciałbyś się całować z
kimś, kto kocha kogoś innego?
–
Nie. – odparłem, chowając twarz w dłoniach. – Ale ja Sayi nie kocham.
–
Nie okłamuj samego siebie. – powiedział dobitnie – Jeżeli nie udało ci się jej
wywalić z serca, to chociaż miej odwagę to przyznać.
–
Powiedziałem Sakurze, że może coś czuję do Hiyugashi, ale nie jest to
silniejsze od tego, co czuję do niej.
–
No to jej dobrze powiedziałeś. Ona o tym wie. – uśmiechnął się – Moja krew.
–
Więc dlaczego to zrobiła, skoro o tym wie? To bez sensu.
–
A czy Sakura Haruno działa wedle zasad logiki? – zaśmiał się – Znasz ją, jak
raz sobie coś ubzdura, to nie ma przebacz i zrobi ci takie pranie mózgu, że w
końcu przyznasz jej rację. Myślę, że ma to po matce. – dodał.
I
wtedy mnie olśniło.
Jej matka! No jasne!
Ty durny. – puknąłem się w czoło w
myślach.
Pani
Haruno mnie nie lubiła, proste jak słońce, wszyscy to wiedzieli. W dodatku
byłem niemal w stu procentach pewien, że to właśnie ona najbardziej
kontrolowała Sakurę. Ile to razy byłem świadkiem buntu różowowłosej przeciw
postanowieniom tej kobiety? Tyle że nie miała wyboru i musiała się jej słuchać.
Poza tym, już raz próbowała ją nakłonić do zostawienia mnie. Skończyło się to
kolejnym cięciem się różowowłosej i zapewne awanturą domową, przy której się
poszarpały. Kto by pomyślał, taka szanowana rodzina.
–
Itachi? – przerwałem długie milczenie – A co jeżeli to pani Haruno kazała
Sakurze ze mną zerwać?
Brat
przyjrzał mi się uważnie. I nagle jego też olśniło.
–
To ma sens. – przyznał – Pewnie podsłuchała którąś z moich i Sakury rozmów i
dowiedziała się, że ona się co do ciebie waha.
–
Już raz chciała nas rozdzielić – dodałem – Wtedy jak Sakura chodziła z tym
sińcem na twarzy. – Itachi mi przytaknął.
–
Na bank musiała jej suszyć o ten związek głowę. – stwierdził. – Zdajesz sobie
sprawę, jak bardzo ta kobieta cię nienawidzi, braciszku?
–
Zdaję. – potwierdziłem, uśmiechając się słabo – Ale ją mam w dupie, tak
szczerze. Interesuje mnie tylko Sakura.
–
Życzę ci szczęścia, kochany. – poklepał mnie po ramieniu. – Postaram się
pogadać z tą moją księżniczką, może do ciebie wróci, ale wiesz jak z nią jest.
–
Skończyliście już? – zapytała Konan, pojawiając się nagle przed nami.
Podskoczyliśmy obaj. Ta kobieta miała w sobie coś z kota, po prostu nie dało
się jej usłyszeć.
–
Tak. – odparłem. Uśmiechnęła się do mnie ciepło. Fioletowowłosa tylko udawała
chłodną i niedostępną. Tak naprawdę to była tak ciepła jak nasza matka. Pewnie
dlatego Itachi z nią był. Ciekaw byłem, czy ją kochał?
–
Dasz wiarę kochana, że Sakurcia zerwała z Sasuke? – zagadnął ją Itachi.
–
Niemożliwe. – przeraziła się. – To prawda młody? – zwróciła się do mnie –
Przecież ona ma bzika na twoim punkcie!
Siedząc
na kolanach mojego starszego brata uścisnęła mnie pocieszająco. Westchnąłem
ciężko w jakimś minimalnym stopniu odwzajemniając ten gest.
*
* *
–
Halo? – odebrałem połączenie, przerywając na chwilę czytanie mangi.
–
Naruto? – usłyszałem głos Sakury.
Serce zabiło mi mocniej, jak zawsze. Niby dzwoniła do mnie codziennie i to po
parę razy, na dodatek widywaliśmy się w szkole i poza nią, jednak ja cały czas
nie mogłem się do niej przyzwyczaić.
–
Coś się stało, że dzwonisz? – zapytałem niepewnie.
Jezu, chłopaku weź
się w garść! – zgromiłem się w myślach – Ona cię nie chce!
–
…
–
Rozumiem. – odparłem, słysząc ciszę. Dałbym sobie rękę uciąć, że właśnie się
popłakała. – Już idę. – zapewniłem.
–
Dzięki. – wykrztusiła, tłumiąc łzy. Rozłączyłem się.
Włożyłem
zakładkę w komis i niemalże biegiem zeszedłem po schodach. Trzeba się było
śpieszyć, wiadome było nie od dziś, że Haruno była nieobliczalna. W mgnieniu
oka znalazłem się w przedpokoju. W pośpiechu ubierałem buty i już chwytałem za
klamkę, kiedy nagle tuż przede mną wyrosła moja mama.
–
Chwilunia, synek! A gdzie ty się wybierasz? – zapytała podejrzliwie,
podpierając ręce o boki.
–
Do Sakury. – powiedziałem zgodnie z prawdą. Mimo to mama prześwietlała mnie
tymi swoimi fiołkowymi oczami. Brr.
–
W taką pogodę? Taki kawał? – zdziwiła się.
–
To nie jest aż tak daleko. – uśmiechnąłem się zakłopotany. Otworzyłem drzwi i
wtedy do moich uszu doleciał szum deszczu. Wzdrygnąłem się paskudnie, czując
jak się ochłodziło. Szybko oceniłem sytuację. Bez kurtki ani rusz. Wróciłem
się.
–
A nie mówiłam? – zaśmiała się. – Może lepiej dajcie sobie spokój i pogadajcie
przez Internet?
–
Nie przejdzie, mamo. – wtrąciła się Karin. – Idzie do Sakurci, – przedrzeźniła
mnie, wredna małpa – więc nawet czołgiem go nie powstrzymasz.
–
Spieprzaj do siebie rudzielcu. – warknąłem. Dobrze wiedziała o mojej słabości
do różowowłosej i jeszcze nigdy nie przepuściła okazji, żeby sobie ze mnie
pożartować.
–
Jesteś żałosny. – odparowała.
–
A ty brzydka. – stwierdziłem, na co Karin aż poczerwieniała ze złości. Tak
naprawdę, to nie była, ale wiedziałem, że ma na punkcie swojej urody kota.
–
Ty pieprzony chamski… – zaczęła, gdy przerwał jej potworny trzask.
–
Oho, tata się wkurzył. – skomentowała mama. Wymieniliśmy z Karin spojrzenia.
Tata rzadko się na nas denerwował, więc chyba przesadziliśmy.
–
Spokój! – wrzasnął z salonu ojciec – Nawet pracować spokojnie w tym domu nie
można!
–
Właśnie Karin, idź pomóż ojcu w papierach. – zarządziła mama, popychając ją
stanowczo. Ruda coś zamruczała pod nosem, ale kobieta udała, że tego nie
słyszy. Następnie podeszła do mnie i podała mi kurtkę z wieszaka – A ty idź mi
już do niej. – zaśmiała się, czochrając mi włosy – Tylko nie wróć za późno.
–
Dobrze, mamo. – rzuciłem, wychodząc – Kocham cię.
–
Ja ciebie też! – usłyszałem, zamykając drzwi.
Tak
jak się spodziewałem, było mokro i zimno. Zabawne, bo wracając ze szkoły przed paroma
godzinami zaobserwowaliśmy z Kibą, że był niesamowity skwar.
–
Pewnie wieczorem będzie burza. – stwierdziłem, krocząc smętnie pustymi
uliczkami. Postanowiłem nie iść przez park, tylko naokoło. Za dużo miałem z tym
miejscem złych wspomnień. Westchnąłem głęboko, przyspieszając kroku.
*
Zapukałem
kulturalnie do drzwi. Z reguły o tej godzinie wszyscy domownicy w domu Sakury
już byli. Tak też stało się teraz. Otworzyła jej mama.
–
Naruto? – zdziwiła się. – Co ty tu robisz?
–
Sakura prosiła, żebym przyszedł. – wyjaśniłem. – Mamy się uczyć do sprawdzianu
z fizyki. Wie pani jak jej to nie idzie. – skłamałem. Wiedziałem, że inaczej by
mnie nie wpuściła.
–
No dobrze, wchodź. – uwierzyła. Przekroczyłem próg od razu zdejmując kurtkę i
buty. – Zdaje się, że Sakura się kąpie. Może więc napijesz się czegoś?
–
Nie, dziękuję. – odparłem sztywno.
Nienawidziłem
tej kobiety. Wiedziałem, co dzieje się w tym domu. Znałem każdy szczegół
wszystkich jej kłótni z różowowłosą. Zawsze któreś z rodzeństwa mi o tym
mówiło, jednak najczęściej to Sakura. Wiedziałem, że tylko przy gościach jest
miła i urocza, równie bardzo jak jej środkowa córka. Bądź co bądź, moja
przyjaciółka takiego charakteru i sposobu bycia po ojcu nie miała. Jednak w tym
jednym, jakim były te kłótnie nie były do siebie podobne.
Wiadome
mi było, że Sakura zaczęła się ciąć po tej aferze z Sasuke. Lecz nie
zapominajmy, że ta dziewczyna była niewiarygodnie chuda. Kiedy ją poznałem,
jeszcze nie było tak źle. Oczywiście, była szczuplejsza niż inne dziewczyny,
jednak z roku na rok, zamiast znacznie przybierać na wadze, jak reszta ona
chudła. Gasła w oczach. Nie, żeby matka ją głodziła, ale sądziłem, podobnie jak
Kaigo i Itachi, że to właśnie nie Sasuke a matka Sakury wpędziła ją w depresję.
Ona
nie jadła. Tłumaczyła się brakiem apetytu, podobno odechciewało jej się żyć,
jak słyszała, że ma zjeść coś, co było przygotowane przez jej mamę. No to nic
nie jadła. I ma skutki, bo wygląda jak wygląda. Gdyby pani Haruno chociaż
spróbowała okazać jej odrobinę tej miłości jaką darzy innych domowników, może
sprawy wyglądałyby inaczej. Jednak ta kobieta żywiła do mojej Sakury urazę,
której ona nie była całkowicie winna.
–
No dobrze. – powiedziała pani Haruno – Zostaniesz na noc, jak ostatnio? –
zaśmiała się. Zdobyłem się na minimalny uśmiech.
–
Jeżeli będzie trzeba.
–
Ja ci dam gówniarzu! – zawołał pan Haruno, serdecznie mnie ściskając. No cóż,
tata Sakurci to tata Sakurci i jego nie dało się powtórzyć. No chyba że namówić
by mojego ojca. Obydwaj byli najlepszymi przyjaciółmi od małego. – Dawno się
nie widzieliśmy, chłopie.
–
Dzień dobry. – wyszczerzyłem się.
–
Urosłeś? – zapytał, a ja pokiwałem zadowolony głową. – No to dobrze, bo moja
córcia nie może mieć niższego od siebie chłopaka.
–
Sakura ma chłopaka, prze pana. – zdziwiłem się. Twarz mężczyzny stężała. Wtedy
też zza mężczyzny usłyszeliśmy cichy, słaby głos:
–
Naruto?
Pan
Haruno podszedł do żony i zagnał ją pośpiesznie do kuchni. Gdy moim oczom ukazała
się Sakura mało co nie zajęczałem z bólu.
Jezu,
to nie była tamta urocza dziewczynka, którą poznałem na placu zabaw. To była
jakaś obca kobieta, jedynie przypominająca na wpół Sakurę, na wpół śmierć. Dobrze,
że chociaż założyła puchowy szlafrok w szczerzące się do mnie żaby, dzięki
czemu nie musiałem patrzeć na jej kości.
–
Chodź. – wyszeptała i zaczęła wspinać się po schodach na górę. Ruszyłem w ciszy
za nią.
Wielce
się zdziwiłem, kiedy zamiast w pokoju różowowłosej znalazłem się w ich
łazience.
–
Co my tu robimy? – zapytałem.
–
Zamknij drzwi. – poprosiła, szukając czegoś w kosmetyczce. Bez słowa spełniłem
jej prośbę.
–
Po co ci nożyczki? – przeraziłem się. Ostre narzędzia w jej dłoniach bez
kontroli z mojej strony nie wróżą niczego dobrego.
Haruno
tymczasem podsunęła pod to ich ogromne lustro kosz na brudną bieliznę. Usiadła
na nim i bez ceregieli zaczęła w dosyć szybkim tempie obcinać sobie włosy.
–
Sakura! – krzyknąłem, wyrywając jej nożyczki. – Na łeb upadłaś? Co ty robisz?!
–
Sasuke lubi dziewczyny z długimi włosami, co nie? – zapytała, zatykając mi usta
dłonią. Zmarszczyłem brwi. Zabrała ją i spojrzała na nasze odbicia z uwagą.
–
A co to ma z tym wspólnego? – zdziwiłem się.
–
Lubi czy nie? – powtórzyła.
–
Lubi. – przyznałem.
–
A ja nie chcę, żeby mnie lubił. – wyjaśniła.
–
Jak to? – zdumiałem się. – Przecież jesteście razem.
Słysząc
to, wyraźnie posmutniała. Mi również zrobiło się jeszcze smutniej niż
normalnie, kiedy miałem okazję być blisko niej. Patrząc na nią, w głębi duszy
zawsze zadawałem sobie pytanie, dlaczego ona zakochała się akurat w Sasuke?
Dlaczego nie we
mnie?
Ja,
w przeciwieństwie do mojego najlepszego przyjaciela kochałem ją od samego
początku. Zawsze starałem się by miała jak najłatwiej i jak najlepiej. Żyłem
tylko dla jej uśmiechu. Dlatego, kiedy dowiedziałem się o ich związku wcale się
nie cieszyłem. Znałem Sasuke i znałem Sakurę.
Uchiha
był typem chłopaka, który nie lubił, a wręcz nienawidził okazywać swoich uczuć.
Ciężko było do niego dobrnąć, ale mi w jakimś stopniu się udawało. Oczywiście
po tym, jak dowiedziałem się o jego wyjątkowych uczuciach względem różowowłosej
wściekłem się. Co to za przyjaciel, który zabiera ci dziewczynę sprzed nosa i
mówi ci o tym trzy miesiące po fakcie? Jednak wybaczyłem mu. Głównie to ze
względu na Haruno i moje relacje z nią. Bardziej zależało mi
na tym, żeby Sakurcia była szczęśliwa niż na mojej przyjaźni z Uchihą. Doskonale wiedziałem, że prędzej czy
później Sasuke ją zrani, lecz przemilczałem to. Dla dobra ich obydwojga.
Natomiast
ona była wrażliwa, to przede wszystkim. Wszystko odbierała dosłownie, dlatego
przy niej sarkazm stawał się niemożnością. Kochała Sasuke szczerze, nie widziała
poza nim świata. Śmiałem sądzić (w żartach oczywiście), że miała na jego
punkcie niemałą obsesję. Jedynym, co zostawiła dla mnie, a zabrała jemu były jej
szczerość i zaufanie. Tak jak mi nie ufała nikomu. W gruncie rzeczy pogodziłem
się już z faktem, że wybrała jego. Postanowiłem być dla niej jak najlepszym
przyjacielem. Ukryłem swoje uczucia i porzuciłem marzenia. Byleby tylko moja
Sakura była znów taka szczęśliwa jak w chwili, kiedy pierwszy raz ją
zobaczyłem.
–
Zerwaliśmy. – odparła i podwinęła rękawy szlafroka, pociągając nosem. Wryła
mnie w ziemię tą wiadomością. – Ja z nim zerwałam.
–
A-ale dlaczego? Sakurcia! – zawołałem.
Przeszedł
mnie dreszcz, kiedy zobaczyłem jej nadgarstki całe skąpane w szkarłatnej
cieczy, obłożone jedynie ręcznikami papierowymi, które już z resztą dawno
przesiąkły. Ponieważ nie była to pierwsza taka akcja instynktownie zaciągnąłem
ją pod prysznic i kazałem trzymać jej ręce pod wodą. Sam natomiast w mgnieniu
oka skompletowałem zestaw potrzebny do robienia opatrunków i zacząłem swoją
powinność. Szło mi całkiem nieźle, na pewno lepiej niż za pierwszym razem.
Sakura
– jak to ona – zaczęła ryczeć i pomiędzy dławieniem się łzami a falami szlochu
opowiadała mi co i jak. A ja cierpliwie słuchałem – jak to ja – i pozwalałem
jej się wyżalić. Dla mnie to było straszne, widzieć ją w takim stanie. Jednak
cieszyłem się, że to właśnie ja tu siedzę, a nie Sasuke. On by jej nie
zrozumiał. Kiedy ucichła pomogłem jej wstać i posadziłem z powrotem na koszu.
–
To teraz powiesz mi, – zacząłem delikatnie ją do siebie tuląc – dlaczego ty
tępa idiotko chciałaś ściąć sobie włosy, co?
–
Bo on je lubi. – wymruczała cicho. Oderwałem się od niej i przewróciłem oczami
widząc jak łzy znowu zaczynają spływać po jej zarumienionych od wysiłku
policzkach.
–
A nie przyszło ci do tej pustej główki, – popukałem ją w czoło – że ja może też
je lubię?
–
Lubisz? – zdziwiła się – A zresztą! Ty się lepiej weź za Hinatę a nie mi głowę
suszysz!
–
Hinatę? – zdziwiłem się. – Nie wiem, o co ci chodzi.
Wiedziałem,
że podobam się Hyudze, ale dla własnego spokoju się z tą wiedzą nie
afiszowałem. Nawet przed Haruno udawałem tępaka, byleby tylko nie wcisnęła mnie
w związek z Hinatą. Nie, żeby nie była ładna, bo była i to nawet bardzo, ale
nie mógłbym być z kimś innym niż Sakurcia. O moich prawdziwych uczuciach
wiedział oczywiście tylko Sasuke.
Sakura
zachichotała. Ja również się uśmiechnąłem. Słysząc ten dźwięk poczułem
wewnętrzny spokój.
–
Co nie zmienia faktu, że i tak chcę je obciąć! – spoważniała. Ponownie
przewróciłem oczami, podniosłem się i stanąłem za nią. Wyrwałem jej nożyczki i
uniosłem jedno pasmo tych słynnych różowych włosów do góry. Były tak długie, że
spokojnie dałem radę podstawić je sobie pod nos i zaciągnąć się tą cudowną
wonią. – Wyglądasz jakbyś ćpał. – zaśmiała się znów.
–
Bo ćpam! – oburzyłem się. Uczucie podobne, w końcu. – Sakura, jeżeli już musisz
je obciąć, to pozwól chociaż, że ja to zrobię, dobrze?
Zgodziła
się, a ja wziąłem się do roboty. Po 15 minutach różowowłosa miała z długich za
pas włosów krótkie do ramion.
–
Matka mnie zabije! – zawołała zachwycona.
–
Wolałem cię w długich. – stwierdziłem, przytulając się do niej od tyłu.
Przygarnęła mnie ochoczo.
–
Zostań na noc. – poprosiła szeptem.
–
Dobrze. – odparłem, wydychając jej zapach.
Tak bardzo
chciałem, żeby ta noc trwała wiecznie. Bądź szczęśliwa jak najdłużej.
NO TO NALEŻĄ SIĘ WAM
WIELKIE, OGROMNE, OGROMNIASTE PRZEPROSINY ZA PONAD MIESIĄC PRZERWY! JEDNAK
PRAGNĘ SIĘ USPRAWIEDLIWIĆ FAKTEM IŻ SAMĄ SCENĘ ROZSTANIA PISAŁAM CAŁY MIESIĄC.
TO PRZEZ TO, ŻE JA SAMĄ SIEBIE CODZIENNIE MUSIAŁAM PARĘ RAZY ZABIĆ, ŻEBY NAPISAĆ
CHOCIAŻBY JEDNO ZDANIE – TAK BARDZO MI ZALEŻY NA TYM, ŻEBY ONI BYLI RAZEM NO! OGL TO POZA TĄ SCENĄ RESZTĘ NAPISAŁAM PRZEZ OSTATNIE TRZY DNI (proszę o brawa xd). NASTĘPNY ROZDZIAŁ BĘDZIE TRUDNY, A JAK,
LECZ NA PEWNO NIE TAK JAK TEN. NO CÓŻ, POSTARAM SIĘ NAPISAĆ TO JAK NAJSZYBCIEJ,
ALE ZNACIE MNIE. TAK CZY SIAK, PROSZĘ O CIERPLIWOŚĆ DLA MOJEJ WRAŻLIWOŚCI.
Cierpiąca Nanase
Łohohoho...*.*
OdpowiedzUsuńJak na osobę, która nie lubi NaruSaku, zakochałam się w końcówce.
Wyszło Ci cudownie, chciałabym mieć swojego Uzumakiego, który byłby tak oddanym przyjacielem, a nawet kimś więcej.
Przykro mi się zrobiło jak czytałam o jego uczuciach. Podziwiam go, że tak ciężko to znosi. Mam jednak nadzieję, że pozna w końcu wybrankę swojego serca i nie wykorzysta zerwania Sakury z Sasuke.
Okej...to teraz czas na Sakure.
Właściwie, to nie dziwie się jej. Ja sama nie mogłabym być z chłopakiem, jakbym widziała jak on patrzy na inną. Należe do osób zazdrosnych, nie będę tego ukrywać...
Dlatego zachowanie Sakury nie jest dla mnie idiotyzmem. Chociaż próbowałabym znaleźć inne rozwiązanie, np; porzemówić Sayi do rozumu.
Właśnie...Saya...nie występowała w tym rozdziale, ale szmaty nie lubię i nie polubię.
Jest...jakby to powiedzieć...wrzodem na tyłku.
Na koniec został Sasuke...wiem, że pewnie chciałaś osiągnąć inny efekt, ale nie wkurzył mnie. Próbuje go zrozumieć... Kochać kogoś, ale czuć nadal coś do innej osoby. Oszukiwał się dość sporo czasu, mam tylko nadzieję, że nie pobiegnie od razu do tej suki, tylko będzie chciał walczyć o Sakure. Do mądrych nie należy, ale tak głupi też nie jest. Chciałam się na niego wkurzyć, oj chciałam. Ale nie potrafiłam. Sam ma ciężko, bo gubi się w swoich uczuciach. Oby jednak nie okazał się takim dupkiem, za jakiego go kiedyś uważała (Sasuke, wiesz, że Cię kocham <3).
Cóż...to chyba na tyle jeśli chodzi o rozdział.
Teraz przede wszystkim chcę podziękować za dedykacje, też Cię kocham, bez żadnego chyba!
Świetnie jak zwykle Ci poszło, już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału, no i nowego opowiadania.
Ściskam gorąco! ;*
~Evelin.
Rewelacyjny rozdział! Piszesz w sposób niezwykle ciekawy dla czytelnika a zarazem potrafisz go zaskoczyć w każdym rozdziale. Gratuluje umiejętności!
OdpowiedzUsuńCo do postaci Sakury:
Jest ona moją "muzą" kocham ją zarówno w mandze, w anime jak i w opowiadaniach, dlatego strasznie przejmuję się jej losem. Powiem Ci szczerze że mi nie przeszkadza zarówno Narusaku jak i Sasusaku, chodź końcówką dałaś mi straszną chrapkę na Uzumakiego. Rozumiem zachowanie Sakury w stu procentach ale z Sasuke już mi idzie gorzej, jeżeli kochała się jedną osobę to na pewno drugą nie obdarzy się takim samym uczuciem. No niech się chłopaka opamięta!
Oh a ta Saya grrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr pozbyć się zielska.
Przyznam szczerze że mi nie przeszkadzało by jak być trochę poeksperymentowała z Narusaku bo strasznie jest mi żal Naruciaka, jest tak wierny, tak oddany, tak czuły dla Sakury że nie wiem już co mam myśleć o głównej idei związku Sakury z Sasuke. Chodź jeżeli już byś chciała coś zmienić to albo na całego albo znajdziesz Naruto naprawdę fajną dziewczynę tylko nie wiem czy chciałabym Hinatę na tym miejscu :D
Ogólnie rzecz mówiąc rozdział niezwykle udany, czekam z niecierpliwością na następny! :)))
Dopiero zauważyłam. ;_;
OdpowiedzUsuńRozdział super... Ale weź ty pisz kobieto. XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD Bo ja tu czekam. :D
Zabij. Poćwiartuj. Obedrzyj ze skóry.
OdpowiedzUsuńJak siebie kocham tak nie wiedziałam o pojawieniu się rozdziału 18.
Nie wiem co takiego zrobiłam. Zazwyczaj jestem na bieżąco sprawdzając wszelkiego rodzaju komunikatory informujące o nowych rozdziałach, a tu dupa. No totalnie jestem oburzona tym faktem. Nigdy nie zdarzyło mi się czegoś przegapić... do tej chwili ehh... co za życie. Ale przechodzę do konkretów.
Nie nie jestem po obejrzeniu sweetaśnego anime, dramy, czy co tam można jeszcze wymienić. Ale... ale, za to jestem w trakcie czytania odjazdowej książki, a mając na myśli odjazdową książkę mam na myśli taką która jak powiedział mój bibliotekarz jest "heretycka książka która powinna się znajdować w dziale ksiąg zakazanych", tak ^^ więc jestem właśnie po szokującym rozdziale gdzie było opisane jak sprawnie powiesić człowieka aby ten wierzgał nogami jeszcze parę godzin... jednym słowem opis bardzo zręcznego w swoim fachu kata :D Ale co by przejść do rozdziału to się już nie rozpisuje na własny temat.
Rozdział zaszokował długością... jest chyba najdłuższy, przynajmniej mam takie odczucie. Muszę ci powiedzieć że ja myślałam że Sakura po tym dramatycznym rozstaniu z Sasuke zamknie się w swoim pokoju i podetnie sobie żyły... wiesz co by się potem karetka pojawiła i takie sprawy :P ale oczywiście jestem tak mało, albo tak szeroko otwarta na różne propozycje, iż z powodu ich ilości miesza mi się w główce. Ale z tym pocięciem się Sasuke, o ile jedno machnięcie nożem można nazwać pocięciem, a zresztą w każdym razie tego to ja się już kompletnie nie spodziewałam.
Dobra przyjmijmy jedno. Niczego co pojawiło się w tym rozdziale się niespodziewałąm. Wracając do bezsensownego paplania z mojej strony to muszę ci powiedzieć że iż stwierdzam fakt że szkoda mi tego Naruto. Biedny ile musi wycierpieć, ale ma na tyle przyzwoitości by być wspaniałym przyjacielem który pomaga w każdym momencie, mimo że jest to dla niego potwornie trudne.
Wiesz co? Lecę bawić się w Batmana i wybawić cię od braku mojego komentarza pod 19-nastką, bo już naprawdę nie wiem co mam pisać. Ogólnie to wszystko co tu napisane to nie ma sensu... no nie ma sensu, schodzę na psy, jak nic.