Music

niedziela, 27 kwietnia 2014

Paradise roz.18



Z dedykiem dla Evelin. Za rozweselanie dni i przerwy w pisaniu, kocham cię… chyba xD.
Do Voodoo – jeżeli jesteś po obejrzeniu bardzo słodkiego anime NIE BIERZ SIĘ ZA CZYTANIE TEGO KURWA! Psujesz mi klimat opka ty.. <3
***
Od moich urodzin minęły zaledwie dwa miesiące. 28 marca byłam szczęśliwa. Naprawdę. Bezapelacyjnie szczęśliwa.
Ale dzisiaj jaką jestem?
Nie wiem.
Przez większość czasu mam takie uczucie, jakby całe życie ze mnie uszło.
Nie mam nawet siły zwinąć się w kłębek.
Jedyne co potrafię zrobić od serca to opierdalanie sufitu za to, że jest taki cholernie, idealnie biały.
Czuję się strasznie pusta. Jak lalka, uparcie próbuję wyssać z otaczającego mnie świata wszystkie emocje, dlatego, że sama nie mam nic w środku.
Czasami jest tak, że nie mogę przestać szlochać.
Chociaż nie… od początku!
Czasami jest tak, że nie mogę przestać wyć. Wyć jak zbity pies. Jakby mnie wrzątkiem traktowano. Wyję z bólu, dopóki nie poczuję, że z mojego gardła nie wydobędzie się już nawet jeden, cichy dźwięk. Później kołyszę się w przód i tył, odzyskując siły i przy okazji kojąc się nieco.
Brakuje mi bliskości.
I znowu wychodzi na to, że kompletnie nie kontroluję swoich odruchów. Tak, chodzi mi o otwieranie sobie żył. Nie lubię określenia cięcie się – jest niewdzięczne, zbyt szorstkie… nie dla mnie.
Z matką nie gadam – unikam jej, co jak się okazuje wcale nie jest takie trudne, zważając na to, że obydwie cały czas siedzimy w domu. Tata przestał się odzywać do mamy. Boli mnie to… sądzę, że to przeze mnie. Tatko dużo siedzi pod moimi drzwiami. Często nie chodzi prnzez to do pracy. Ale on jest szefem tej swojej wytwórni, więc może sobie na to pozwolić.
Błaga mnie, żebym wyszła. Mówi, że siedzę w pokoju już nazbyt długo. Że się o mnie boi i żebym nie robiła głupot. Potrafi tak szeptać przez cały dzień. Siadam wtedy obok wejścia, przykładam uszko do drewna i słucham jego żalu, płacząc.
Zastanawiam się, kiedy tatko powtarza, że już niedługo to się skończy. Czyżby chciał się zabić razem ze mną? Nie, to niemożliwe. Przecież on jest w moim życiu najlepszą postacią! Ale… kiedy to mówi, czuję, że jego słowa nie przyniosą niczego dobrego.
* * *
15 maja
około 15
Patrzyłam beznamiętnie w okno. Był już maj. Słońce grzało dokładnie tak, jak chciałam – mocno, rozgrzewając moje zmarznięte ciało. Wszystkie lufty w klasie były pouchylane, więc dało się słyszeć rozmowy pomiędzy maleńkimi ptaszkami, wijącymi swoje gniazda w gałęziach pobliskich drzew. Ich symfonia zapierała dech w moich piersiach. Kochałam maj. Jednak za każdym razem, gdy rozkoszowałam się wiosną – już prawie latem – jedna sprawa uparcie powracała, nie dając mi spokoju.
Odwróciłam się powoli od okna i spojrzałam w kierunku Uchihy, siedzącego przede mną. Był odwrócony bokiem do mnie i coś notował w zeszycie. Miał ściągnięte w skupieniu brwi i zaciśnięte w prostą kreskę usta. Zabawne, bo jeszcze parę miesięcy temu to jego skupienie rozbawiłoby mnie do łez. Teraz w sumie też miałam ochotę płakać. Ale z bólu.
Źle było między nami. Oddaliliśmy się od siebie. Znowu. Wiedziałam, że to z mojej winy. Sasuke ciągle próbował być blisko mnie. Pytał się o moje samopoczucie, o moje problemy, o wszystko, co mogłoby sprawić, że chciałabym się zabić. A ja co? A ja go zbywałam. Cudownie i wspaniałomyślnie.
Sama nie wiedziałam, dlaczego, ale przestałam mu ufać. Nie chciałam mu się zwierzać. Wolałam raczej zabierać radość z życia Naruto. Wiedziałam, że brunet ma do mnie o to żal. Był wściekły, że wolę gadać z blondynem niż z nim, to było po nim widać… ale nigdy nic mi nie powiedział. Dusił to w sobie.
Tak więc, Sasuke cały czas łaził nabuzowany na wszystko i wszystkich, Naruto przejmował moje smutki, czyli wedle logiki chodził wiecznie zdołowany, a ja wstawałam codziennie rano do szkoły wykończona po przepłakanych nocach. Można by powiedzieć, że swoją egzystencją wykańczałam całą naszą trójkę.
W tym momencie Sasuke zerknął ukradkiem w moją stronę.
Gdy zobaczył, że ja również mu się przyglądam niesłyszalnie wyszeptał moje imię. Uśmiechnęłam się słabo. Odwzajemnił ten gest. Wtem zadzwonił dzwonek.
Reszta klasy poderwała się z miejsc niczym banda dzikusów i zaczęła się pośpiesznie pakować. Nagle wokół nas zapanował totalny chaos. Huk rzucanych książek, odgłosy głośnych rozmów przepełnionych wulgaryzmami oraz narzekaniami na nauczycieli i program nauczania. A pośród tego my dwoje – zapatrzeni w siebie. Wstaliśmy zgodnie, spakowaliśmy się i w ciszy opuściliśmy klasę, nim ktokolwiek inny zdążył otworzyć drzwi. Kiedy schodziliśmy do szatni poczułam, jak Sasuke łapie mnie za rękę i ciągnie w dół.
W pierwszym odruchu chciałam ją zabrać i schować za plecy, lecz jego długie, zwinne palce skutecznie mi to uniemożliwiły. W mgnieniu oka dotarliśmy do naszych szafek. Patrzyłam, jak Uchiha pośpiesznie zmienia buty. Ledwo co mogłam nadążyć za jego palcami, rozplątującymi sznurówki w trampkach. Po chwili niezręcznego dla mnie milczenia odważyłam się zapytać:
– Gdzie ci się tak śpieszy?
Zdziwiony, przerwał na chwilę i podniósł na mnie swoje zaskoczone oczy. Oparłam się o szafki na buty i uciekłam wzrokiem w podłogę.
– Do domu. – odparł i powrócił do swojego zajęcia. Ja natomiast nadal się nie ruszałam, stojąc z założonymi rękami.
– Po co? – spytałam.
– Nie wiem jak ty, ale ja wolę, kiedy jesteśmy sami. – wydukał, prostując się – Zaraz zleci się tutaj ta banda zdziczałych kretynów.
 Ponaglił mnie swoimi świdrującymi oczami. Westchnęłam. W takich chwilach jak ta zastanawiałam się, które z nas bardziej przeraża ludzi – on z ze swoimi mrocznymi, dzikimi oczami czy ja ze swoimi małymi źrenicami na wielkim zielonym polu?
Leniwie otworzyłam szafkę z moim nazwiskiem i wyjęłam buty. Widziałam, jak Sasuke przygląda się moim ruchom ze szewską pasją. No tak, jemu się śpieszy a ja mam do założenia swoje glany. Przyłapałam się na tym, że ostatnio uwielbiam go irytować, dlatego specjalnie sznurowałam je bardzo starannie i bardzo powoli.
– Fajnie, że jest maj, co nie? – zagadnęłam go, kiedy uporałam się z drugim butem.
– No, nawet. – odpowiedział chłodno, podając mi torbę. – Bliżej do moich urodzin. – dodał. Otworzył przed nami drzwi i ogarnęło nas świeże, cieplusie powietrze. Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam na niego.
Stał, jak zwykle lekko przygarbiony, obok mnie. Ręce oczywiście trzymał w kieszeniach. Patrzył się prosto przed siebie tymi swoimi czujnymi oczami. Nagle przesunęły się na mnie. Usta chłopaka wygięły się w lekkim uśmiechu. Ja również się uśmiechnęłam. Jednak w środku spochmurniałam.
Najdroższy, jak ja mam ci powiedzieć, że to już koniec?
Ruszyliśmy przed siebie. Był to leniwy spacer. Całkowicie prywatny. Od dawna na takim nie byliśmy. Uśmiechnęłam się ponownie, kiedy brunet złączył nasze dłonie. Pomyślałam, że chciałabym, żeby zapamiętał mnie jak najlepiej. Dlatego tym razem nie sprzeciwiałam się, tylko wzmocniłam uścisk.
Zamiast iść pomiędzy blokowiskami, wybraliśmy drogę przez park. Co prawda była zacznie dłuższa, jednak pogoda wprawiała w nas niesamowity nastrój, więc nawet późniejszy powrót do domu nie sprawiał nam problemu.
Tutaj wiosna, już sobie poszła. Drzewa, krzewy, zwierzątka – wszyscy witali lato. Byłam zachwycona możliwością oglądania tych mieniących się, zielonych liści na silnych, brunatnych gałęziach. Krzewy również były w pełnym rozkwicie. Każdy ich listek, gałązka – wszystko dojrzało i piękniało z dnia na dzień. Na wyłożonej kostkami dróżce, którą kroczyliśmy były wymalowane różne rzeczy. Słoneczka, tęcze, pozdrowienia, wiadomości, gra w klasy czy podchody, wszystko w radosnych kolorach na tym jednym odcinku. To pewnie robota dzieciaków. Jak my byliśmy młodsi, to też się tak bawiliśmy.
W przeciągu paru sekund znaleźliśmy się przy placu zabaw. Zatrzymałam się. Uchiha również. Zwróciłam oczy ku bawiącym się dzieciom.
Były takie beztroskie. Jedne huśtały się na moich ulubionych huśtawkach, inne kręciły się na karuzeli. Były jeszcze takie, które za najlepszą zabawę ustanowiły sobie zamek ze zjeżdżalnią, prowadzącą prosto do piaskownicy. Wzruszyłam się.
Tutaj spędzałam najlepsze wakacje swojego życia.
Tu odkryłam swój talent i wyjątkowość.
Tutaj poznałam Naruto i Sasuke.
To tu się zakochałam.
Tutaj doznałam bólu tej miłości.
– To tutaj wszystko się zaczęło – wyszeptałam wzruszona, próbując wytrzeć spływającą po policzku łzę tak, żeby nie rozwalić makijażu. Ubiegły mnie zwinne palce Sasuke.
– Co? – zapytał. Przygarnął mnie do siebie delikatnie. Zgodnie z postanowieniem, nie opierałam się. Poczułam się bardzo bezpiecznie, będąc bliżej jego serca. Przywarłam policzkiem miejsca, gdzie słyszałam jego równy rytm.
– My. – wyjaśniłam. Podniosłam głowę, by zobaczyć jego reakcję. W odpowiedzi zaszczycił mnie jednym z swoich najbardziej… zniewalających uśmiechów. Na policzki wpłynął mi rumieniec. Musiałam wyglądać jak ostatnia pokraka w rozmazanym makijażu i z czerwonymi wypiekami na twarzy.
– Rozumiem – odparł – Dlaczego płaczesz?
Słysząc to pytanie wyszczerzyłam ząbki w szerokim uśmiechu. Cieszył mnie fakt, że się o mnie troszczy. Jednak nie chciałam, żeby widział mój smutek akurat dzisiaj. Pragnęłam, żeby zapamiętał mnie uśmiechniętą.
Odczepiłam się od niego i ruszyłam z miejsca, idąc w kierunku domu. Sasuke podążył szybko za mną. Zostawiliśmy za sobą miejsce, w którym wszystko się zaczęło.
– Wiesz… – zaczęłam – dla mnie to jest takie niesamowite.
– Że my?
– Tak – wyszeptałam – Nadal nie chce mi się wierzyć, że istniejesz.
– To uwierz – poprosił, ponownie przyciągając mnie do siebie swoim ramieniem. Po chwili poczułam jego wargi na swoim czole. Co on dzisiaj taki milusi? Może wyczuł, że coś jest nie tak?
Łzy na nowo napłynęły do moich oczu.
Wcale nie chciałam tego kończyć. Pragnęłam, by to trwało dalej.
Odsunęłam się od niego stanowczo, jednak nadal trzymałam jego dłoń. Jeżeli to mają być ostatnie chwile naszej bliskości, to niech chociaż będzie ona minimalna. Czułam niezadowolenie w aurze Sasuke, lecz nic nie mogłam na to poradzić. Czasami musimy sobie odmówić przyjemności, żeby później było łatwiej.
*
Byliśmy już blisko domu. Zarówno mojego jak i Sasuke. To oznaczało, że musiałam rozpocząć „swój” plan. Na wstępie westchnęłam przeciągle. Zwróciło to uwagę chmurnego chłopaka.
Będzie ciężko. – pomyślałam, czując narastający stres.
– Znowu masz zamiar płakać? – zażartował, mimo wszystko. Uśmiechnęłam się lekko poprawiając grzywkę tak, ażeby nie zasłaniała mi pola widzenia.
– Co jest pomiędzy tobą a Sayą? – walnęłam prosto z mostu.
Zła taktyka, Sakura. Trzeba było łagodniej. – skarciłam się w myślach.
– Co? – zachłysnął się powietrzem – O co ci chodzi?
– Co cię łączy z Sayą? – ponowiłam pytanie. Po chwili milczenia odparł:
– Nic.
Akurat! – zirytowałam się.
Od czasu moich osiemnastych urodzin obserwowałam ich bardzo dokładnie. I musiałam przyznać, że zachowanie Uchihy i Hiyugashi wprawiało mnie w niemałe zdumienie.
Ona – łaziła po korytarzu w odległości mniej więcej czterech, pięciu metrów ode mnie i Sasuke. Dzień w dzień, nie odstępowała nas nawet na krok.  Zauważyłam, że chociaż zajmowała się wtedy zazwyczaj rozmową z Hinatą czy Ino, to zawsze jej wzrok jakoś tak mimowolnie skręcał w naszą stronę. Na lekcjach było podobnie. Tyle, że wtedy Saya zmieniała się z upierdliwej dziewczyny w psychopatkę. Boże, żebyście widzieli jej spojrzenie. Nawet ja nie potrafię przez równie 45 minut molestować kogoś wzrokiem bez mrugania! Albo wyżywała się na Sasuke, albo na mnie. Do tego, non stop wypisywała do bruneta jakieś pierdoły o tym, że niby go kocha (A co ona może wiedzieć o miłości?!). Na szczęście Uchiha nie ukrywał tego faktu przede mną, a przynajmniej ostatnio. O tyle dobrze. Oczywiście, do mnie też pisała, tyle, że nie były to przesłodzone wiadomości. Nie będę się o jej pogróżkach rozpisywać, bo przecież wszyscy wiemy, jak to wygląda. Mimo to, nie ważne, czego by nie robiła, i tak miałam ją w dupie.
On – niby taki przeciwny jej postępowaniu, otwarcie ją krytykujący. Jednak ja widzę i słyszę. Ile to już razy byłam świadkiem tych przeciąganych spojrzeń lub wcale nie wrogich rozmów? Nie zliczę tego… nawet mi się nie chce. No dobra, mógł sobie z nią porozmawiać, nie miałam mu przecież prawa tego zabronić. Jednak od jakiegoś czasu ich konwersacje zaczęły wydawać mi się co najmniej dwuznaczne. Na dodatek, gdy Uchiha opowiadał mi o Sayi zaczynał się uśmiechać. To był spokojny uśmiech. A nawet jeżeli się nie uśmiechał, to jego oczy były jakieś takie żywsze. Wyglądał dokładnie tak samo jak wtedy, gdy opowiadał mi o niej w podstawówce. Zazdrościłam jej uczuć, jakie on do niej żywił.
Byłam przerażona. Odkąd zostaliśmy parą starałam się nie dopuszczać do siebie myśli o tym, że cokolwiek mogłoby nas rozdzielić. Nie po tym, co przeszłam próbując na nowo się do niego przyzwyczaić i nie po tym, co on przeszedł zapominając o Sayi i zakochując się we mnie. To było po prostu nie możliwe, żeby ta bajka się skończyła! A jednak. Przyszła Saya i pozamiatane po moim wymarzonym związku. Nawet jeżeli Uchiha kochał mnie szczerą miłością, to i tak część jego serca, zamknięta już dawno na kłódkę, należała do Hiyugashi. Ona dobrze o tym wiedziała i wykorzystywała to w perfidny, jak dla mnie sposób.
Wredna szmata. – pomyślałam i szybko powróciłam do rzeczywistości.
– Moim zdaniem, jest zgoła inaczej, Sasuke. – powiedziałam otwarcie, po chwili milczenia poświęconej na refleksje.
– O co ci chodzi dzisiaj dziewczyno?! – wkurzył się. Zatrzymaliśmy się na środku chodnika. Było dość tłoczno, więc ludzie rzucali w naszą stronę kąśliwe uwagi o tym, że nie jesteśmy sami na tej planecie. Kij im w dupę. – Czekaj… nawet nie dzisiaj. O co ci chodzi od twoich urodzin?! Co ja ci takiego zrobiłem, że musisz się na mnie wyżywać, co? Ja rozumiem, że masz problem w domu ze…
– Nie mieszaj w to mojej matki, Uchiha. – warknęłam, łapiąc się na tym, że powiedziałam do niego po nazwisku. Od listopada mówiłam mu po imieniu, dlatego w moich ustach wydawało mi się to… dziwnie obce. – A chodzi mi o Sayę.
– Ona też ci przeszkadza? – mruknął nieprzyjaźnie – Nie mieszaj jej w to. Hiyugashi nie jest niczemu winna.
– A co ty jej tak bronisz? – wysyczałam.
Ruszyłam z miejsca, zostawiając go za sobą. Nie było mi przyjemnie warczeć na niego oraz słuchać jego wkurzonego głosu. Tym bardziej, że chciałam rozstać się w spokoju i miłej atmosferze. Jednakże, takie rozmowy nigdy nie są łatwe; wszyscy to wiedzą.
 Poczułam jego palce na swoim ramieniu. Gdy ponownie się zatrzymaliśmy Uchiha westchnął przeciągle. Zawsze kiedy chciał się uspokoić tak robił. Ja również postanowiłam zatrzymać emocje w ryzach. Niczego się nie dowiem, będąc negatywnie nastawioną do zadania.
– Sasuke, – powiedziałam łagodnie – ja nie chcę się ciebie czepiać, nigdy nie miałam takie zamiaru. Jej też nie. – dodałam szybko.
– Ale to zrobiłaś. – przerwał mi – Co cię naszło na tą Sayę, co? – zapytał, odwracając mnie przodem do siebie. Spojrzałam na jego twarz. Złagodniał i przyjął tą swoją zatroskaną minę, przed którą nie umiałam kłamać. Zacisnęłam pięści, dodając tym sobie siły.
– Kochasz ją. – szepnęłam, uciekając wzrokiem w bok. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że jesteśmy już idealnie pomiędzy naszymi domami.
– Nie! – zaprzeczył – Jak w ogóle…
– To nie było pytanie. – stwierdziłam chłodno. Zamilkł na chwilę. Kątem oka widziałam, jak patrzy z politowaniem w niebo. Puścił mnie.
– A co jeśli? – zadrgałam, słysząc to. Poczułam kujący ból w moim wnętrzu, blisko serca.
W tamtym momencie uświadomiłam sobie, że tak naprawdę chciałam, żeby moje wnioski okazały się być głupotą wyssaną z palca. Przecież Sasuke był moim światem! Podświadomie chciałam, by był częścią mnie. I myślałam, że będzie.
Jednak… on ją kocha. Tylko nie chce tego przyznać. Lub właśnie sobie to uświadomił, tak samo jak ja.
– Wtedy, moim zdaniem – powiedziałam powoli, tłumiąc w sobie chęć płaczu – sprawa jest oczywista.
– Chcę być z tobą, Sakura. – wyznał, przygarniając mnie do siebie. Oparłam ręce na jego piersiach, mocząc mu koszulę swymi gorzkimi łzami. Nie byłam już w stanie ich utrzymać. Tak bardzo nie chciałam go zostawiać. Jednak musiałam. Wiedziałam, że bez tego nie zaznam spokoju. Szlochałam tak przez paręnaście minut, będąc rozdartą. On tymczasem głaskał mnie troskliwie po włosach i czule szeptał moje imię. Gdy tak robił, pragnęłam więcej i więcej.
Jezu… – jęczałam w myślach, biczując się za swą słabość – Przestań, Uchiha, bo nigdy się od ciebie nie uwolnię!
Z wielkim trudem odczepiłam się od niego, cicho pochlipując. Patrzyłam mu jednak prosto w oczy, wyprostowana i z zaciętą miną. Pociągnęłam nosem, słysząc:
– Wyglądasz paskudnie, kochanie. Zdecydowanie nie do twarzy ci w rozmazanym makijażu.
No tak, dzisiaj miałam bardzo mocno pomalowane oczy; na czarno. A tusz nie był wodoodporny. Nie powinnam była się rozklejać. Ale stało się.
– To koniec. – wyszeptałam na tyle głośno, żeby mnie usłyszał. Mina mu zdecydowanie zrzedła, można powiedzieć, że się zdziwił, co oczywiście zaraz ukrył za maską obojętności.
– Co ty wygadujesz? – zapytał chłodno.
– To koniec. – powtórzyłam – Może i byłam twoją dziewczyną, lecz…
– Nie byłaś, tylko jesteś, głupia. – warknął, przerywając mi.
– Przede wszystkim twoją przyjaciółką! – poniosłam głos – I chcę dla ciebie jak najlepiej. Pragnę byś był szczęśliwy, Sasuke.
– No to dlaczego chcesz mnie zostawić samego?! – krzyknął. Drgnęłam.
Spokojnie. – powtarzałam w myślach.
– Sasuke – zaczęłam, lecz on pochwycił mnie w swoje ramiona i zmusił do pełnego pasji pocałunku. Zatraciłam się. Było mi tak dobrze, tak niewyobrażalnie dobrze. Mentalnie czułam, jakbym się rozpływała. Całowałam się już z nim nie raz, z innymi również – znałam emocje towarzyszące tej czynności. Narastające podniecenie, pragnienie czegoś więcej, przyjemność, czasem ból. Jednak tylko Sasuke potrafił jednym muśnięciem moich warg swoimi wywołać u mnie wszystkie z tych możliwych. To było… po prostu niesamowite. Czułam, że nie przeżyję dnia bez jego ust. Po tej krótkiej chwili rozdzielił nas, odsuwając się o parę kroków. Dyszałam, on również. Łzy nadal płynęły z mych oczu.
– Nie pozwól, żeby to uczucie przepadło z zapomniane, Sakura.
Chłopak stanął z ciężarem ciała na lewej nodze i przyczajony niczym puma, czekał. Oczekiwał mojej reakcji, która była – niestety – najgorszą z możliwych.
– Ale ty ją kochasz. – stwierdziłam, na co brunet tylko prychnął.
– Skąd ta pewność?
– Nie jestem ślepa. – powiedziałam, oplatając się ramionami. Uchiha spojrzał od niechcenia w niebo. – Widzę jak na nią patrzysz, kiedy z nią rozmawiasz.
– Jak? – zapytał lekceważąco.
– Tak jak wtedy! – wybuchłam. Bardzo mnie tym swoim tonem wkurzał. Zresztą nie tylko tym. – I jeszcze te SMS-y.
– Naprawdę? Oto ci chodzi?
– Tak. – odparłam. Chłopak zwrócił ku mojej osobie leniwe spojrzenie.  
– W sumie… – zastanowił się, patrząc mi przenikliwie w oczy – Może i masz trochę racji. Może coś w tym jest. Może mi nie przeszło?
Zabolało. Ale miało, już ja go znałam. On też był na mnie wkurzony, i to ostro. Stał się opryskliwy. Specjalnie się ze mną zgadzał. Robiłby tak nawet wtedy, gdy nie byłoby to prawdą. Lecz ja wiedziałam, że było.
– Nie może, tylko na pewno. – powiedziałam sucho. Ponownie zmierzyliśmy się spojrzeniami. – Chciałam załatwić to na spokojnie, ale ty…
– Co ja? – zdziwił się, podchodząc bliżej. Czułam się przy nim maleńka. Miałam wrażenie, że coś się w nim zmieniło. Stał się… jakiś bardziej wyluzowany – Najpierw wyrzucałaś mi dawną miłość… bo tak, mam słabość do Sayi, nie da się ukryć, prawda? – uśmiechnął się krzywo, próbując przyciągnąć mnie do siebie ramieniem. Wyrwałam się. – A teraz masz do mnie pretensje, że zamiast lecieć do niej wolę być z tobą? Chociaż z Hiyugashi miałbym przecież łatwiej. Ona przynajmniej jest jakaś tam w miarę normalna. Przykładowo? Nie każe mi sprzątać mojego pokoju. Nienawidzę sprzątać, Sakura. – powiedział i ignorując mój opór pocałował mnie żarliwie, przyciskając do murku odgradzającego jego dom od ulicy. Kamień był zimny, a usta bruneta patrzyły niemiłosiernie. Czułam, że był to pocałunek inny o 180 stopni od poprzedniego. Podobał mi się jednak. Po sekundzie odsunął się, łapiąc moją twarz w swoje palce – Inny przykład? Nie tnie się. Chyba jest… najbardziej oczywisty, co? Z nią na pewno nie miałbym takich dzikich jazd jak z tobą. Wiesz, że od paru tygodni tylko czekam tej chwili, aż znajdę cię martwą? – wyznał, a ja spojrzałam na niego wilkiem. Czyżby życzył mi śmierci? – No co się tak na mnie patrzysz? Ach… nie, nie chcę, żebyś umarła, skądże znowu! To ostatnie, czego bym chciał. – zaśmiał się, znów przysuwając swą twarz na tyle blisko mojej, że mogłam poczuć jego gorący oddech na swoich ustach. W oczach miał mrok… który zdradzał jego pragnienia. Ja tego w ogóle nawet nie chciałam dopuszczać do swych myśli. – No i ją pewnie mógłbym przelecieć od razu – kontynuował, na co zmarszczyłam zdziwiona brwi. Sasuke i seks? Nie, to nie szło w parze. Z Sayą? Nope. – No co? Co się dziwisz? Pragnę cię, Sakura. – wyszeptał, znów mnie całując. Żeby nie było, nie oddałam żadnego muśnięcia ust. Ujęłam jego twarz i zdecydowanie od siebie odsunęłam.
– Przestań! – krzyknęłam, nie przejmując się tym, że brunet był zaledwie parę milimetrów ode mnie i prawdopodobnie słyszał pulsującą krew w moich żyłach. – Skoro tak bardzo ci przeszkadzam, to czego tu jeszcze sterczysz? Droga wolna!
– No właśnie. – westchnął i odszedł parę kroków w tył – Co ja tu z tobą robię? Wytłumacz mi.
Zamilkliśmy. Poczułam się przytłoczona.
– Nie umiem. – odpowiedziałam – Jak dla mnie, nie powinno cię tu być. Dlatego to koniec. – Podeszłam do niego, cały czas patrząc mu w oczy. – Bądź z nią szczęśliwy i pozwól mi patrzeć na to z boku. Wtedy ja też będę szczęśliwa. – skłamałam – Taka jest moja rola, jako przyjaciółki. Będę nią naprawdę, zobaczysz. – uśmiechnęłam się kojąco. Oczy bruneta stężały, westchnął przeciągle i złapał mnie w tali. Nie przeszkadzało mi to w sumie.
Prawą dłonią pogłaskałam czule jego policzek. Będzie mi brakować szorstkości jego ledwie wyczuwalnego zarostu.
Palcami przesunęłam po jego wargach. Boże, gdzie ja znajdę faceta, który jednym pocałunkiem zaprowadzi mnie niewiadomo gdzie?
Wolną dłonią przeczesałam jego rozczochrane, przydługie włosy. Jeju, jak ja lubiłam to robić.
Stanęłam na palcach i przysunęłam nos bliżej jego szyi, wdychając ten znany mi męski zapach. Czy jeszcze kiedyś przy kimś będę czuć się tak bezpiecznie i ryzykownie zarazem?
Odsunęłam się, by ponownie spojrzeć w te oczy. Czy kiedyś będzie mi dane spojrzeć w nie raz jeszcze?
Złączyłam nasze usta w pocałunku, który przekazywał mu wszystkie moje uczucia i pragnienia. Ostatnim pocałunku, naszym.
I odeszłam, zostawiając go samego z tym wszystkim. I chociaż nogi szły w jedną stronę, moje serce wyrywało się do niego. Jednak stojąc w drzwiach obróciłam się, żeby spojrzeć, po raz ostatni.
Stał tam nadal. Patrzył za mną. Smętnie i beznamiętnie, jak kiedyś. Uśmiechnęłam się smutno, zamykając drzwi.
Żegnaj, mój ukochany. Już tęsknię… ale zapomnij o mnie, Sasuke-kun.
* * *
Wróciłem do domu wściekły na tyle, żeby trzasnąć drzwiami, aż się szyby zatrzęsły. Byłem sam… I dobrze, bo jakbym kogoś zobaczył, to bym mu chyba czymś przywalił. Zdjąłem buty i pognałem na górę do swojego pokoju. Nie wiedziałem, co ze sobą począć. Sakura odeszła.
Nie rozumiałem jej kompletnie. Widziałem po niej, że mnie kocha. Nie umiała tego ukryć, nie przede mną. Dlaczego więc nie chciała nas? W imię przyjaźni, jaką byliśmy złączeni kiedyś?
Haruno, proszę cię. Jaka przyjaźń? Za bardzo cię kocham, żeby z tego była przyjaźń, idiotko. – pomyślałem.
Zdjąłem marynarkę, koszulę i spodnie. Powędrowałem pod prysznic. Zimna woda mnie ostudziła. I dobrze, bo inaczej rozniósłbym cały dom. Czułem złość większą niż kiedykolwiek wcześniej. Dlaczego ona to zrobiła?! Przebrałem się w czyste bokserki i upadłem na łóżko w pokoju. Biłem się z własnymi myślami.
Nie potrafiłem zignorować tego ostatniego pocałunku. Zagnieździł się w mojej głowie, nie dając mi spokoju. Kiedy pomyślałem, że już nigdy więcej nie będę mógł skosztować jej ust… NIE! To w ogóle niemożliwe. Nie widziałem przyszłości bez Sakury u boku.
Po chwili uświadomiłem sobie, że strasznie za nią tęsknię, chociaż nie minęło nawet pół godziny. Świadomość końca dodatkowo mnie dobijała. Nie rozumiałem tylko, dlaczego on nastąpił? To było przecież absurdalne! Zdałem sobie sprawę, jak bardzo mi na niej zależało. Była moim tlenem. Gdzie ja znajdę drugą taką dziewczynę, co? No dobrze, może i miała parę… MNÓSTWO wad, jednak dla mnie była najlepszą na świecie, jedyną i niepowtarzalną Sakurą Haruno.
Musiałem się wyżyć, żeby do niej nie pójść i nie zrobić z siebie durnia. Przewidywałem skutki takiej decyzji – moja wizyta tam skończyłaby się awanturą w najlepszym wypadku. Bezsens. Nagle do głowy przyszła mi myśl, która zapewne nawiedziła głowę zielonookiej nie raz.
Zawsze sądziłem, że to głupie i tchórzowskie. Jednak dla mojej sytuacji wydało się wcale nie takie idiotyczne. Zszedłem na dół. Dom wydał mi się teraz dziwnie pusty a zarazem przytłaczający. Gdy emocje opadły zorientowałem się, jak samotny się czułem. Jak to rozstanie wpłynęło na moje serce. Zajrzałem dyskretnie do kuchni, chociaż byłem sam. Wszystko było jak zawsze.
Ściany pomalowane na niebiesko i żółto, w przypływie fantazji mojej mamy. Szafki wybrała wcześniej, jednak takie brązowe również pasowały. Po środku stół, który zawsze nakrywała obrusem. Pomieszczenie wyglądało tak, jakby dopiero co je opuściła. Panował nieład, ale taki uroczy nieład. I nagle dostrzegłem coś, co było mym celem.
Mama zawsze go tam zostawiała, zapominając go umyć. Podszedłem powoli do blatu i wziąłem go w rękę. Czułem się jak na haju (uwierzcie, że wiem, co to za uczucie). Nie myślałem, tylko byłem. Ostrożnie skierowałem się w stronę zlewu. Obmyłem ostrze dokładnie, tak mnie uczyła matka, kiedy pierwszy raz kazała mi zmywać. Pamiętałem swoją ostrożność i niezdarność, lecz teraz moje ruchy były szybkie, zdecydowane i perfekcyjne. Osuszyłem je i udałem się z nim do salonu.
Zawsze, kiedy byliśmy z różowowłosą sami w moim domu siedzieliśmy na miękkim dywanie przy sofie w dużym pokoju. Było tu widno, ciepło i wygodnie. Usiadłem na swoim miejscu, kładąc nóż na jej miejscu. Ukryłem twarz w dłoniach.
Czy aby na pewno, Sasuke? – usłyszałem – To dobre rozwiązanie? Wiesz, jak później dzieje się z człowiekiem.
Tak, wiedziałem doskonale. Haruno była najlepszym przykładem tego, jak można niewłaściwie pozbywać się przytłaczających emocji z umysłu. Szkoda tylko, że jej metoda była uzależniająca i samo destruktywna. Zniszczyła ją. To już nie była ta sama dziewczyna, którą poznałem w podstawówce. To był wrak człowieka uciekającego przed życiem.
Wiedziałem też, że jeżeli raz to zrobię, jeżeli choć raz się na to odważę… nie będzie odwrotu. I następnym razem, gdy coś mnie przerośnie, znowu to zrobię. Jednak pokusa… a raczej ból, rozrywający moje ciało na pół tak, że aż czułem jak me trzewia wypływają na zewnątrz, był silniejszy. O wiele. Dlatego w trzy sekundy było już po wszystkim.
Najpierw był ból, ale nieporównywalnie mniejszy od tego, jaki czułem w głowie. Jednak odwrócił moją uwagę od wewnętrznego cierpienia. Nie krzyczałem, ale czułem. Że żyję. Chociaż nadal nie pojmowałem, jak Sakura mogła to robić nałogowo i tak, że traciła przytomność?
Jak bardzo człowiek musi być zdesperowany, żeby zrobić sobie taką krzywdę, wielokrotnie, z powodu najmniejszego smutku? Jak bardzo zagubiony we wszechświecie i jak bardzo samotny pośród swych przyjaciół?
Wstałem i szybkim krokiem udałem się do łazienki na górze. Nóż zabrałem ze sobą, na wypadek, gdyby ktoś z domowników postanowił jednak wrócić. Powróciło moje trzeźwe myślenie. Chyba ból fizyczny mnie uwolnił z tego otumanienia. Starannie zamknąłem za sobą drzwi. W lustrze ujrzałem swe odbicie.
Wyraźnie pobladłem, oczywiście minimalnie, bo już byłem nienaturalnie blady. Miałem to po mamie. Oczy jak zwykle, nawet mnie samego przeszywały swym chłodem. Włosy już wyschły, niestety tak, że grzywka mi przeszkadzała. Przegarnąłem ją ręką i wtedy zobaczyłem, jak cała moja dłoń skąpana jest we krwi. Zdrętwiałem momentalnie.
Obejrzałem się za siebie. Na klamce również została krew. Jednym susem znalazłem się przy umywalce. Odkręciłem kurek z zimną wodą i natychmiast wsadziłem nam przedramię. Drugą dłonią zaś przeszukiwałem szafkę za lustrem w poszukiwaniu jakiś gazików czy czegoś w tym rodzaju. Kiedy znalazłem bandaż i gazę, zakręciłem wodę. Usiadłem na kafelkach, opierając się o szafkę pod umywalką. Zerknąłem na ranę.
Nadal sączyła się z niej krew w niemałych ilościach.
– Cholera. – syknąłem, uświadamiając sobie, że cięcie jest głębokie. – To się nadaje na szycie.
Nie mogłem jednak iść do szpitala. Nie dość, że nienawidziłem tego miejsca, to jeszcze zaraz zadzwoniliby po moich rodziców, jako że byłem JESZCZE niepełnoletni. Przypomniałem sobie podstawy pierwszej pomocy i sam się opatrzyłem. W gruncie rzeczy, to nie było takie trudne. Po paru minutach było po wszystkim.
Wstałem więc i ogarnąłem wzrokiem cały ten bałagan, jaki narobiłem przy próbie zatamowania krwawienia. Sporo tego było. Westchnąłem głęboko i wziąłem się za sprzątanie. W niecały kwadrans łazienka niemal błyszczała. Wyjrzałem na korytarz. Na panelach również mieniły się pojedyncze kropelki szarłatu. Wystarczyło, że przetarłem je stopą.
Po moich plecach przeszedł dreszcz. Nadeszła pora, by się ubrać. Wróciłem się do łazienki. Zdjąłem z suszarki jakąś czystą koszulkę. Pachniała proszkiem do prania.
Lubiłem ten zapach. Przywodził wspomnienia z dzieciństwa, kiedy to zdarzało mi się nim rzucać w tej łazience razem z Haruno i Uzumakim. Byliśmy mali a obsypywanie się białym puchem było najlepszą frajdą na świecie. Oczywiście dla nas, gdyż mamie i tacie ten pomysł się absolutnie nie podobał i nie raz dostawałem od nich za to po głowie. Było warto. Zabrałem ze sobą nóż i pośpiesznie zszedłem do kuchni. W samą porę, bo z chwilą, kiedy chowałem go do szuflady klucz w zamku się przekręcił i do domu wparowali Konan i Itachi.
Obydwoje byli w szampańskim nastroju, jak to oni. Śmiali się do siebie jak małe dzieci i trzymali się za ręce. Poczułem ukłucie w sercu. Pewnie tak musieliśmy z różowowłosą wyglądać, kiedy byliśmy jeszcze razem. Mina mi zrzedła, gdy para niemal równocześnie zwróciła na mnie te swoje rozochocone spojrzenia.
– A co ty taki smętny, braciszku? – zapytał śmiało Itachi. Podszedł do mnie, ciągnąc za sobą Konan.
– Nie twój interes, kochasiu. – warknąłem, odsuwając się od niego o parę kroków. Mina bruneta stężała. Pewnie się domyślił, że coś jest nie tak.
– Itachi – zaczęła Konan. – Pójdę do toalety. – powiedziała, zapewne domyślając się, że coś jest inaczej. Czyżby aż tak było to po mnie widać? Zostaliśmy sami.
Nagle poczułem, jak brat ciągnie mnie stanowczo za rękę do salonu. Nie opierałem się. I tak bym się mu nie wywinął. Usadził mnie w jednym rogu kanapy, a sam zaległ z głośnym hukiem w drugim. Poczułem się przy nim jak mały chłopiec.
W Itachim było coś takiego, co sprawiało, że odlatywałeś w inną rzeczywistość. Samo przebywanie z tym mężczyzną sam na sam… tylko to wystarczało, żeby ludzie otwierali się przed nim jak książki. Tak też było ze mną. Chociaż z natury byłem zamknięty w sobie, a okazywanie uczuć należało do moich najsłabszych stron przy nim nie mogłem nic ukryć.
Spojrzałem wrogo na brata. Grzebiąc chwilę w kieszeni spodni wyciągnął papierosa i zapalniczkę. Bez ceregieli zapalił go, zaciągając się i wydmuchując dym w sufit. Skrzywiłem się paskudnie, bo jak już wspominałem wcześniej, nie lubiłem palenia. Zauważył to.
– Co się stało? – zaczął.
– Nic. – odparłem, uciekając wzrokiem w bok. – Nie pal tu. Przyjdzie matka to od razu poczuje i będzie dym.
– Akurat. – zignorował moje ostrzeżenie. – Sasuke, widzę, że coś się stało.
Boże! Za coś mnie pokarał takim opiekuńczym bratem, co? – zawołałem w myślach.
– Nic się nie stało. – powtórzyłem.
– Ta, jasne. – zawołał kpiąco – Mam zadzwonić do Sakury i zapytać się, o co chodzi?  Wiesz przecież, że ja i ona nie mamy przed sobą tajemnic.
– Nie! – krzyknąłem, podnosząc się gwałtownie.
– Ach, czyli chodzi o Saki. – zaśmiał się. Perfidny gnój mnie podszedł – Pokłóciliście się? Nie dała się przelecieć, co? – zażartował. – Mądra dziewczynka.
Napiąłem się. Itachi zawsze żartował sobie ze mnie, bo wiedział, że moim najsłabszym punktem były, że sobie pozwolę kulturalnie powiedzieć „kontakty fizyczne z dziewczynami”. Śmieszyło go to, że on przespał się już z większością naszych wspólnych znajomych, a ja nawet nie zaproponowałem tego swojej dziewczynie. Pomimo swej specyficznej aury mój brat był strasznie niedojrzały, jak na swoje dwadzieścia trzy lata. Szczerze mówiąc, tylko czekałem, aż pewnego dnia wparuje tu Konan i oznajmi mu, że będzie ojcem.
– Zerwała ze mną. – walnąłem prosto z mostu, pragnąc zmyć mu ten durnowaty uśmieszek z twarzy. Udało się. Brunet zachłysnął się wdychanym tytoniem.
– Co? – zdziwił się – Powtórz to.
– Sakura zerwała ze mną. – powtórzyłem spokojnie, chociaż wewnątrz siebie ponownie poczułem ten rozrywający ból. – Przed godziną. – zacząłem mu opowiadać, siadając nieco bliżej niż poprzednio – Wracaliśmy razem ze szkoły. Była dzisiaj jakaś dziwna…
– Dziwna?
– Ciągle płakała i tuliła się do mnie. Normalnie to stara się być bardziej na dystans. – wyjaśniłem. – Kiedy byliśmy już blisko domu nagle wypaliła mi tekstem o Sayi. Domyśliła się.
– Co zrobiłeś? – dociekał.
– A co miałem zrobić? – podskoczyłem, kiedy się do mnie przysunął.
– Powiedziałeś jej? – zapytał, a ja odpowiedziałem mu milczeniem. Domyślił się odpowiedzi. – Mówiłem ci, że będą z Sayą same kłopoty. Trzeba było nie zaczynać kręcić z Sakurcią, to może poszło by lżej z Hiyugashi.
– A skąd ja mogłem wiedzieć, że Saya wróci?! – oburzyłem się.
– Też racja.
– Zrozum! – zajęczałem – Ja...
– Wiem, że ją kochasz. – przerwał mi, klepiąc mnie po ramieniu – Ale nie zmienia to faktu, że ją popieram. Nie dziw jej się, Sasuke. Chciałbyś się całować z kimś, kto kocha kogoś innego?
– Nie. – odparłem, chowając twarz w dłoniach. – Ale ja Sayi nie kocham.
– Nie okłamuj samego siebie. – powiedział dobitnie – Jeżeli nie udało ci się jej wywalić z serca, to chociaż miej odwagę to przyznać.
– Powiedziałem Sakurze, że może coś czuję do Hiyugashi, ale nie jest to silniejsze od tego, co czuję do niej.
– No to jej dobrze powiedziałeś. Ona o tym wie. – uśmiechnął się – Moja krew.
– Więc dlaczego to zrobiła, skoro o tym wie? To bez sensu.
– A czy Sakura Haruno działa wedle zasad logiki? – zaśmiał się – Znasz ją, jak raz sobie coś ubzdura, to nie ma przebacz i zrobi ci takie pranie mózgu, że w końcu przyznasz jej rację. Myślę, że ma to po matce. – dodał.
I wtedy mnie olśniło.
Jej matka! No jasne! Ty durny. – puknąłem się w czoło w myślach.
Pani Haruno mnie nie lubiła, proste jak słońce, wszyscy to wiedzieli. W dodatku byłem niemal w stu procentach pewien, że to właśnie ona najbardziej kontrolowała Sakurę. Ile to razy byłem świadkiem buntu różowowłosej przeciw postanowieniom tej kobiety? Tyle że nie miała wyboru i musiała się jej słuchać. Poza tym, już raz próbowała ją nakłonić do zostawienia mnie. Skończyło się to kolejnym cięciem się różowowłosej i zapewne awanturą domową, przy której się poszarpały. Kto by pomyślał, taka szanowana rodzina.
– Itachi? – przerwałem długie milczenie – A co jeżeli to pani Haruno kazała Sakurze ze mną zerwać?
Brat przyjrzał mi się uważnie. I nagle jego też olśniło.
– To ma sens. – przyznał – Pewnie podsłuchała którąś z moich i Sakury rozmów i dowiedziała się, że ona się co do ciebie waha.
– Już raz chciała nas rozdzielić – dodałem – Wtedy jak Sakura chodziła z tym sińcem na twarzy. – Itachi mi przytaknął.
– Na bank musiała jej suszyć o ten związek głowę. – stwierdził. – Zdajesz sobie sprawę, jak bardzo ta kobieta cię nienawidzi, braciszku?
– Zdaję. – potwierdziłem, uśmiechając się słabo – Ale ją mam w dupie, tak szczerze. Interesuje mnie tylko Sakura.
– Życzę ci szczęścia, kochany. – poklepał mnie po ramieniu. – Postaram się pogadać z tą moją księżniczką, może do ciebie wróci, ale wiesz jak z nią jest.
– Skończyliście już? – zapytała Konan, pojawiając się nagle przed nami. Podskoczyliśmy obaj. Ta kobieta miała w sobie coś z kota, po prostu nie dało się jej usłyszeć.
– Tak. – odparłem. Uśmiechnęła się do mnie ciepło. Fioletowowłosa tylko udawała chłodną i niedostępną. Tak naprawdę to była tak ciepła jak nasza matka. Pewnie dlatego Itachi z nią był. Ciekaw byłem, czy ją kochał?
– Dasz wiarę kochana, że Sakurcia zerwała z Sasuke? – zagadnął ją Itachi.
– Niemożliwe. – przeraziła się. – To prawda młody? – zwróciła się do mnie – Przecież ona ma bzika na twoim punkcie!
Siedząc na kolanach mojego starszego brata uścisnęła mnie pocieszająco. Westchnąłem ciężko w jakimś minimalnym stopniu odwzajemniając ten gest.
* * *
– Halo? – odebrałem połączenie, przerywając na chwilę czytanie mangi.
Naruto? – usłyszałem głos Sakury. Serce zabiło mi mocniej, jak zawsze. Niby dzwoniła do mnie codziennie i to po parę razy, na dodatek widywaliśmy się w szkole i poza nią, jednak ja cały czas nie mogłem się do niej przyzwyczaić.
– Coś się stało, że dzwonisz? – zapytałem niepewnie.
Jezu, chłopaku weź się w garść! – zgromiłem się w myślach – Ona cię nie chce!
– …
– Rozumiem. – odparłem, słysząc ciszę. Dałbym sobie rękę uciąć, że właśnie się popłakała. – Już idę. – zapewniłem.
– Dzięki. – wykrztusiła, tłumiąc łzy. Rozłączyłem się.
Włożyłem zakładkę w komis i niemalże biegiem zeszedłem po schodach. Trzeba się było śpieszyć, wiadome było nie od dziś, że Haruno była nieobliczalna. W mgnieniu oka znalazłem się w przedpokoju. W pośpiechu ubierałem buty i już chwytałem za klamkę, kiedy nagle tuż przede mną wyrosła moja mama.
– Chwilunia, synek! A gdzie ty się wybierasz? – zapytała podejrzliwie, podpierając ręce o boki.
– Do Sakury. – powiedziałem zgodnie z prawdą. Mimo to mama prześwietlała mnie tymi swoimi fiołkowymi oczami. Brr.
– W taką pogodę? Taki kawał? – zdziwiła się.
– To nie jest aż tak daleko. – uśmiechnąłem się zakłopotany. Otworzyłem drzwi i wtedy do moich uszu doleciał szum deszczu. Wzdrygnąłem się paskudnie, czując jak się ochłodziło. Szybko oceniłem sytuację. Bez kurtki ani rusz. Wróciłem się.
– A nie mówiłam? – zaśmiała się. – Może lepiej dajcie sobie spokój i pogadajcie przez Internet?
– Nie przejdzie, mamo. – wtrąciła się Karin. – Idzie do Sakurci, – przedrzeźniła mnie, wredna małpa – więc nawet czołgiem go nie powstrzymasz.
– Spieprzaj do siebie rudzielcu. – warknąłem. Dobrze wiedziała o mojej słabości do różowowłosej i jeszcze nigdy nie przepuściła okazji, żeby sobie ze mnie pożartować.
– Jesteś żałosny. – odparowała.
– A ty brzydka. – stwierdziłem, na co Karin aż poczerwieniała ze złości. Tak naprawdę, to nie była, ale wiedziałem, że ma na punkcie swojej urody kota.
– Ty pieprzony chamski… – zaczęła, gdy przerwał jej potworny trzask.
– Oho, tata się wkurzył. – skomentowała mama. Wymieniliśmy z Karin spojrzenia. Tata rzadko się na nas denerwował, więc chyba przesadziliśmy.
– Spokój! – wrzasnął z salonu ojciec – Nawet pracować spokojnie w tym domu nie można!
– Właśnie Karin, idź pomóż ojcu w papierach. – zarządziła mama, popychając ją stanowczo. Ruda coś zamruczała pod nosem, ale kobieta udała, że tego nie słyszy. Następnie podeszła do mnie i podała mi kurtkę z wieszaka – A ty idź mi już do niej. – zaśmiała się, czochrając mi włosy – Tylko nie wróć za późno.
– Dobrze, mamo. – rzuciłem, wychodząc – Kocham cię.
– Ja ciebie też! – usłyszałem, zamykając drzwi.
Tak jak się spodziewałem, było mokro i zimno. Zabawne, bo wracając ze szkoły przed paroma godzinami zaobserwowaliśmy z Kibą, że był niesamowity skwar.
– Pewnie wieczorem będzie burza. – stwierdziłem, krocząc smętnie pustymi uliczkami. Postanowiłem nie iść przez park, tylko naokoło. Za dużo miałem z tym miejscem złych wspomnień. Westchnąłem głęboko, przyspieszając kroku.
*
Zapukałem kulturalnie do drzwi. Z reguły o tej godzinie wszyscy domownicy w domu Sakury już byli. Tak też stało się teraz. Otworzyła jej mama.
– Naruto? – zdziwiła się. – Co ty tu robisz?
– Sakura prosiła, żebym przyszedł. – wyjaśniłem. – Mamy się uczyć do sprawdzianu z fizyki. Wie pani jak jej to nie idzie. – skłamałem. Wiedziałem, że inaczej by mnie nie wpuściła.
– No dobrze, wchodź. – uwierzyła. Przekroczyłem próg od razu zdejmując kurtkę i buty. – Zdaje się, że Sakura się kąpie. Może więc napijesz się czegoś?
– Nie, dziękuję. – odparłem sztywno.
Nienawidziłem tej kobiety. Wiedziałem, co dzieje się w tym domu. Znałem każdy szczegół wszystkich jej kłótni z różowowłosą. Zawsze któreś z rodzeństwa mi o tym mówiło, jednak najczęściej to Sakura. Wiedziałem, że tylko przy gościach jest miła i urocza, równie bardzo jak jej środkowa córka. Bądź co bądź, moja przyjaciółka takiego charakteru i sposobu bycia po ojcu nie miała. Jednak w tym jednym, jakim były te kłótnie nie były do siebie podobne.
Wiadome mi było, że Sakura zaczęła się ciąć po tej aferze z Sasuke. Lecz nie zapominajmy, że ta dziewczyna była niewiarygodnie chuda. Kiedy ją poznałem, jeszcze nie było tak źle. Oczywiście, była szczuplejsza niż inne dziewczyny, jednak z roku na rok, zamiast znacznie przybierać na wadze, jak reszta ona chudła. Gasła w oczach. Nie, żeby matka ją głodziła, ale sądziłem, podobnie jak Kaigo i Itachi, że to właśnie nie Sasuke a matka Sakury wpędziła ją w depresję.
Ona nie jadła. Tłumaczyła się brakiem apetytu, podobno odechciewało jej się żyć, jak słyszała, że ma zjeść coś, co było przygotowane przez jej mamę. No to nic nie jadła. I ma skutki, bo wygląda jak wygląda. Gdyby pani Haruno chociaż spróbowała okazać jej odrobinę tej miłości jaką darzy innych domowników, może sprawy wyglądałyby inaczej. Jednak ta kobieta żywiła do mojej Sakury urazę, której ona nie była całkowicie winna.
– No dobrze. – powiedziała pani Haruno – Zostaniesz na noc, jak ostatnio? – zaśmiała się. Zdobyłem się na minimalny uśmiech.
– Jeżeli będzie trzeba.
– Ja ci dam gówniarzu! – zawołał pan Haruno, serdecznie mnie ściskając. No cóż, tata Sakurci to tata Sakurci i jego nie dało się powtórzyć. No chyba że namówić by mojego ojca. Obydwaj byli najlepszymi przyjaciółmi od małego. – Dawno się nie widzieliśmy, chłopie.
– Dzień dobry. – wyszczerzyłem się.
– Urosłeś? – zapytał, a ja pokiwałem zadowolony głową. – No to dobrze, bo moja córcia nie może mieć niższego od siebie chłopaka.
– Sakura ma chłopaka, prze pana. – zdziwiłem się. Twarz mężczyzny stężała. Wtedy też zza mężczyzny usłyszeliśmy cichy, słaby głos:
– Naruto?
Pan Haruno podszedł do żony i zagnał ją pośpiesznie do kuchni. Gdy moim oczom ukazała się Sakura mało co nie zajęczałem z bólu.
Jezu, to nie była tamta urocza dziewczynka, którą poznałem na placu zabaw. To była jakaś obca kobieta, jedynie przypominająca na wpół Sakurę, na wpół śmierć. Dobrze, że chociaż założyła puchowy szlafrok w szczerzące się do mnie żaby, dzięki czemu nie musiałem patrzeć na jej kości.
– Chodź. – wyszeptała i zaczęła wspinać się po schodach na górę. Ruszyłem w ciszy za nią.
Wielce się zdziwiłem, kiedy zamiast w pokoju różowowłosej znalazłem się w ich łazience.
– Co my tu robimy? – zapytałem.
– Zamknij drzwi. – poprosiła, szukając czegoś w kosmetyczce. Bez słowa spełniłem jej prośbę.
– Po co ci nożyczki? – przeraziłem się. Ostre narzędzia w jej dłoniach bez kontroli z mojej strony nie wróżą niczego dobrego.
Haruno tymczasem podsunęła pod to ich ogromne lustro kosz na brudną bieliznę. Usiadła na nim i bez ceregieli zaczęła w dosyć szybkim tempie obcinać sobie włosy.
– Sakura! – krzyknąłem, wyrywając jej nożyczki. – Na łeb upadłaś? Co ty robisz?!
– Sasuke lubi dziewczyny z długimi włosami, co nie? – zapytała, zatykając mi usta dłonią. Zmarszczyłem brwi. Zabrała ją i spojrzała na nasze odbicia z uwagą.
– A co to ma z tym wspólnego? – zdziwiłem się.
– Lubi czy nie? – powtórzyła.
– Lubi. – przyznałem.
– A ja nie chcę, żeby mnie lubił. – wyjaśniła.
– Jak to? – zdumiałem się. – Przecież jesteście razem.
Słysząc to, wyraźnie posmutniała. Mi również zrobiło się jeszcze smutniej niż normalnie, kiedy miałem okazję być blisko niej. Patrząc na nią, w głębi duszy zawsze zadawałem sobie pytanie, dlaczego ona zakochała się akurat w Sasuke?
Dlaczego nie we mnie?
Ja, w przeciwieństwie do mojego najlepszego przyjaciela kochałem ją od samego początku. Zawsze starałem się by miała jak najłatwiej i jak najlepiej. Żyłem tylko dla jej uśmiechu. Dlatego, kiedy dowiedziałem się o ich związku wcale się nie cieszyłem. Znałem Sasuke i znałem Sakurę.
Uchiha był typem chłopaka, który nie lubił, a wręcz nienawidził okazywać swoich uczuć. Ciężko było do niego dobrnąć, ale mi w jakimś stopniu się udawało. Oczywiście po tym, jak dowiedziałem się o jego wyjątkowych uczuciach względem różowowłosej wściekłem się. Co to za przyjaciel, który zabiera ci dziewczynę sprzed nosa i mówi ci o tym trzy miesiące po fakcie? Jednak wybaczyłem mu. Głównie to ze względu na Haruno i moje relacje z nią. Bardziej zależało mi na tym, żeby Sakurcia była szczęśliwa niż na mojej przyjaźni z Uchihą. Doskonale wiedziałem, że prędzej czy później Sasuke ją zrani, lecz przemilczałem to. Dla dobra ich obydwojga.
Natomiast ona była wrażliwa, to przede wszystkim. Wszystko odbierała dosłownie, dlatego przy niej sarkazm stawał się niemożnością. Kochała Sasuke szczerze, nie widziała poza nim świata. Śmiałem sądzić (w żartach oczywiście), że miała na jego punkcie niemałą obsesję. Jedynym, co zostawiła dla mnie, a zabrała jemu były jej szczerość i zaufanie. Tak jak mi nie ufała nikomu. W gruncie rzeczy pogodziłem się już z faktem, że wybrała jego. Postanowiłem być dla niej jak najlepszym przyjacielem. Ukryłem swoje uczucia i porzuciłem marzenia. Byleby tylko moja Sakura była znów taka szczęśliwa jak w chwili, kiedy pierwszy raz ją zobaczyłem.
– Zerwaliśmy. – odparła i podwinęła rękawy szlafroka, pociągając nosem. Wryła mnie w ziemię tą wiadomością. – Ja z nim zerwałam.
– A-ale dlaczego? Sakurcia! – zawołałem.
Przeszedł mnie dreszcz, kiedy zobaczyłem jej nadgarstki całe skąpane w szkarłatnej cieczy, obłożone jedynie ręcznikami papierowymi, które już z resztą dawno przesiąkły. Ponieważ nie była to pierwsza taka akcja instynktownie zaciągnąłem ją pod prysznic i kazałem trzymać jej ręce pod wodą. Sam natomiast w mgnieniu oka skompletowałem zestaw potrzebny do robienia opatrunków i zacząłem swoją powinność. Szło mi całkiem nieźle, na pewno lepiej niż za pierwszym razem.
Sakura – jak to ona – zaczęła ryczeć i pomiędzy dławieniem się łzami a falami szlochu opowiadała mi co i jak. A ja cierpliwie słuchałem – jak to ja – i pozwalałem jej się wyżalić. Dla mnie to było straszne, widzieć ją w takim stanie. Jednak cieszyłem się, że to właśnie ja tu siedzę, a nie Sasuke. On by jej nie zrozumiał. Kiedy ucichła pomogłem jej wstać i posadziłem z powrotem na koszu.
– To teraz powiesz mi, – zacząłem delikatnie ją do siebie tuląc – dlaczego ty tępa idiotko chciałaś ściąć sobie włosy, co?
– Bo on je lubi. – wymruczała cicho. Oderwałem się od niej i przewróciłem oczami widząc jak łzy znowu zaczynają spływać po jej zarumienionych od wysiłku policzkach.
– A nie przyszło ci do tej pustej główki, – popukałem ją w czoło – że ja może też je lubię?
– Lubisz? – zdziwiła się – A zresztą! Ty się lepiej weź za Hinatę a nie mi głowę suszysz!
– Hinatę? – zdziwiłem się. – Nie wiem, o co ci chodzi.
Wiedziałem, że podobam się Hyudze, ale dla własnego spokoju się z tą wiedzą nie afiszowałem. Nawet przed Haruno udawałem tępaka, byleby tylko nie wcisnęła mnie w związek z Hinatą. Nie, żeby nie była ładna, bo była i to nawet bardzo, ale nie mógłbym być z kimś innym niż Sakurcia. O moich prawdziwych uczuciach wiedział oczywiście tylko Sasuke.
Sakura zachichotała. Ja również się uśmiechnąłem. Słysząc ten dźwięk poczułem wewnętrzny spokój.
– Co nie zmienia faktu, że i tak chcę je obciąć! – spoważniała. Ponownie przewróciłem oczami, podniosłem się i stanąłem za nią. Wyrwałem jej nożyczki i uniosłem jedno pasmo tych słynnych różowych włosów do góry. Były tak długie, że spokojnie dałem radę podstawić je sobie pod nos i zaciągnąć się tą cudowną wonią. – Wyglądasz jakbyś ćpał. – zaśmiała się znów.
– Bo ćpam! – oburzyłem się. Uczucie podobne, w końcu. – Sakura, jeżeli już musisz je obciąć, to pozwól chociaż, że ja to zrobię, dobrze?
Zgodziła się, a ja wziąłem się do roboty. Po 15 minutach różowowłosa miała z długich za pas włosów krótkie do ramion.
– Matka mnie zabije! – zawołała zachwycona.
– Wolałem cię w długich. – stwierdziłem, przytulając się do niej od tyłu. Przygarnęła mnie ochoczo.
– Zostań na noc. – poprosiła szeptem.
– Dobrze. – odparłem, wydychając jej zapach.
Tak bardzo chciałem, żeby ta noc trwała wiecznie. Bądź szczęśliwa jak najdłużej.
NO TO NALEŻĄ SIĘ WAM WIELKIE, OGROMNE, OGROMNIASTE PRZEPROSINY ZA PONAD MIESIĄC PRZERWY! JEDNAK PRAGNĘ SIĘ USPRAWIEDLIWIĆ FAKTEM IŻ SAMĄ SCENĘ ROZSTANIA PISAŁAM CAŁY MIESIĄC. TO PRZEZ TO, ŻE JA SAMĄ SIEBIE CODZIENNIE MUSIAŁAM PARĘ RAZY ZABIĆ, ŻEBY NAPISAĆ CHOCIAŻBY JEDNO ZDANIE – TAK BARDZO MI ZALEŻY NA TYM, ŻEBY ONI BYLI RAZEM NO! OGL TO POZA TĄ SCENĄ RESZTĘ NAPISAŁAM PRZEZ OSTATNIE TRZY DNI (proszę o brawa xd). NASTĘPNY ROZDZIAŁ BĘDZIE TRUDNY, A JAK, LECZ NA PEWNO NIE TAK JAK TEN. NO CÓŻ, POSTARAM SIĘ NAPISAĆ TO JAK NAJSZYBCIEJ, ALE ZNACIE MNIE. TAK CZY SIAK, PROSZĘ O CIERPLIWOŚĆ DLA MOJEJ WRAŻLIWOŚCI.
Cierpiąca Nanase

4 komentarze:

  1. Łohohoho...*.*
    Jak na osobę, która nie lubi NaruSaku, zakochałam się w końcówce.
    Wyszło Ci cudownie, chciałabym mieć swojego Uzumakiego, który byłby tak oddanym przyjacielem, a nawet kimś więcej.
    Przykro mi się zrobiło jak czytałam o jego uczuciach. Podziwiam go, że tak ciężko to znosi. Mam jednak nadzieję, że pozna w końcu wybrankę swojego serca i nie wykorzysta zerwania Sakury z Sasuke.
    Okej...to teraz czas na Sakure.
    Właściwie, to nie dziwie się jej. Ja sama nie mogłabym być z chłopakiem, jakbym widziała jak on patrzy na inną. Należe do osób zazdrosnych, nie będę tego ukrywać...
    Dlatego zachowanie Sakury nie jest dla mnie idiotyzmem. Chociaż próbowałabym znaleźć inne rozwiązanie, np; porzemówić Sayi do rozumu.
    Właśnie...Saya...nie występowała w tym rozdziale, ale szmaty nie lubię i nie polubię.
    Jest...jakby to powiedzieć...wrzodem na tyłku.
    Na koniec został Sasuke...wiem, że pewnie chciałaś osiągnąć inny efekt, ale nie wkurzył mnie. Próbuje go zrozumieć... Kochać kogoś, ale czuć nadal coś do innej osoby. Oszukiwał się dość sporo czasu, mam tylko nadzieję, że nie pobiegnie od razu do tej suki, tylko będzie chciał walczyć o Sakure. Do mądrych nie należy, ale tak głupi też nie jest. Chciałam się na niego wkurzyć, oj chciałam. Ale nie potrafiłam. Sam ma ciężko, bo gubi się w swoich uczuciach. Oby jednak nie okazał się takim dupkiem, za jakiego go kiedyś uważała (Sasuke, wiesz, że Cię kocham <3).
    Cóż...to chyba na tyle jeśli chodzi o rozdział.
    Teraz przede wszystkim chcę podziękować za dedykacje, też Cię kocham, bez żadnego chyba!
    Świetnie jak zwykle Ci poszło, już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału, no i nowego opowiadania.
    Ściskam gorąco! ;*
    ~Evelin.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rewelacyjny rozdział! Piszesz w sposób niezwykle ciekawy dla czytelnika a zarazem potrafisz go zaskoczyć w każdym rozdziale. Gratuluje umiejętności!
    Co do postaci Sakury:
    Jest ona moją "muzą" kocham ją zarówno w mandze, w anime jak i w opowiadaniach, dlatego strasznie przejmuję się jej losem. Powiem Ci szczerze że mi nie przeszkadza zarówno Narusaku jak i Sasusaku, chodź końcówką dałaś mi straszną chrapkę na Uzumakiego. Rozumiem zachowanie Sakury w stu procentach ale z Sasuke już mi idzie gorzej, jeżeli kochała się jedną osobę to na pewno drugą nie obdarzy się takim samym uczuciem. No niech się chłopaka opamięta!
    Oh a ta Saya grrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr pozbyć się zielska.
    Przyznam szczerze że mi nie przeszkadzało by jak być trochę poeksperymentowała z Narusaku bo strasznie jest mi żal Naruciaka, jest tak wierny, tak oddany, tak czuły dla Sakury że nie wiem już co mam myśleć o głównej idei związku Sakury z Sasuke. Chodź jeżeli już byś chciała coś zmienić to albo na całego albo znajdziesz Naruto naprawdę fajną dziewczynę tylko nie wiem czy chciałabym Hinatę na tym miejscu :D
    Ogólnie rzecz mówiąc rozdział niezwykle udany, czekam z niecierpliwością na następny! :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Dopiero zauważyłam. ;_;
    Rozdział super... Ale weź ty pisz kobieto. XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD Bo ja tu czekam. :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Zabij. Poćwiartuj. Obedrzyj ze skóry.
    Jak siebie kocham tak nie wiedziałam o pojawieniu się rozdziału 18.
    Nie wiem co takiego zrobiłam. Zazwyczaj jestem na bieżąco sprawdzając wszelkiego rodzaju komunikatory informujące o nowych rozdziałach, a tu dupa. No totalnie jestem oburzona tym faktem. Nigdy nie zdarzyło mi się czegoś przegapić... do tej chwili ehh... co za życie. Ale przechodzę do konkretów.

    Nie nie jestem po obejrzeniu sweetaśnego anime, dramy, czy co tam można jeszcze wymienić. Ale... ale, za to jestem w trakcie czytania odjazdowej książki, a mając na myśli odjazdową książkę mam na myśli taką która jak powiedział mój bibliotekarz jest "heretycka książka która powinna się znajdować w dziale ksiąg zakazanych", tak ^^ więc jestem właśnie po szokującym rozdziale gdzie było opisane jak sprawnie powiesić człowieka aby ten wierzgał nogami jeszcze parę godzin... jednym słowem opis bardzo zręcznego w swoim fachu kata :D Ale co by przejść do rozdziału to się już nie rozpisuje na własny temat.
    Rozdział zaszokował długością... jest chyba najdłuższy, przynajmniej mam takie odczucie. Muszę ci powiedzieć że ja myślałam że Sakura po tym dramatycznym rozstaniu z Sasuke zamknie się w swoim pokoju i podetnie sobie żyły... wiesz co by się potem karetka pojawiła i takie sprawy :P ale oczywiście jestem tak mało, albo tak szeroko otwarta na różne propozycje, iż z powodu ich ilości miesza mi się w główce. Ale z tym pocięciem się Sasuke, o ile jedno machnięcie nożem można nazwać pocięciem, a zresztą w każdym razie tego to ja się już kompletnie nie spodziewałam.
    Dobra przyjmijmy jedno. Niczego co pojawiło się w tym rozdziale się niespodziewałąm. Wracając do bezsensownego paplania z mojej strony to muszę ci powiedzieć że iż stwierdzam fakt że szkoda mi tego Naruto. Biedny ile musi wycierpieć, ale ma na tyle przyzwoitości by być wspaniałym przyjacielem który pomaga w każdym momencie, mimo że jest to dla niego potwornie trudne.
    Wiesz co? Lecę bawić się w Batmana i wybawić cię od braku mojego komentarza pod 19-nastką, bo już naprawdę nie wiem co mam pisać. Ogólnie to wszystko co tu napisane to nie ma sensu... no nie ma sensu, schodzę na psy, jak nic.

    OdpowiedzUsuń