Music

sobota, 25 stycznia 2014

Paradise roz.16.2



12: 03
Dom Sasuke

W domu Sasuke nadal było tak samo. Już od samego progu przywitał nas zapach cynamonu i… goździków. Zaczęłam się zastanawiać, na co tym razem wpadła Mikoto, jeżeli połączyła cynamon i goździki. Wchodząc w głąb korytarza, poczułam się jak w domu. 
Uchiha zaproponował, żebyśmy poszli na górę, na co chętnie przystałam. Podczas pokonywania kolejnych metrów w górę zostałam zapytana o to, czy chce mi się pić, a jak tak, to co i czy na pewno moja mama nie będzie miała nic przeciwko jeżeli wrócę później niż zwykle. Obydwóm zaprzeczyłam uśmiechając się nieznacznie pod nosem, bo uświadomiłam sobie, że Sasuke przecież traktuje mnie jak gościa. Proponuje picie, jest uprzejmy… nigdy wcześniej tak nie robił, nawet przy rodzicach.
Po paru minutach ciężkiej wspinaczki po stromych stopniach, znalazłam się w tym samym pokoju co miesiąc wcześniej. Zdziwiłam się, nie widząc bałaganu. Ład, porządek i harmonia. Wcale się nie przechwalając, byłam z siebie dumna. Zgodnie zasiedliśmy na parapecie i patrzyliśmy w dół, na ruchliwą ulicę. Pomyślałam, że będziemy siedzieć w milczeniu.
Nie miałam zabardzo ochoty na rozmowy z brunetem. Bałam się z nim gadać. Zaraz bym musiała się mu zwierzać ze swoich uczuć. Później on zacząłby zapewniać mnie o swoich i skończyłoby się to znów tym samym. Cholerne błędne koło.
Zobaczyłam jak Sasuke otwiera usta, żeby zacząć. Przerażona uciekłam wzrokiem w okno. Wtedy do pokoju wpadł Itachi, wybawiając mnie nieświadomie z kłopotów. Natychmiast się rozluźniłam. Widziałam, że chłopak nie poruszy tego tematu przy starszym bracie.
– Sakura! – uradował się Itachi. Podbiegł do mnie szybko niczym gazela na sawannie, wziął w swoje ramiona i zaczął ściskać tak mocno, że aż brakło mi tchu. Do tego zaczął wirować na środku pokoju, przyprawiając mnie o uczucie podróży karuzelą – Wszystkiego najlepszego, moja księżniczko!
Próbowałam jakoś doprowadzić moją twarz do groźnego wyrazu, jednak za każdą próbą wybuchałam nieposkromionym śmiechem. Aczkolwiek, gdy starszy Uchiha zaczął mną rzucać jak szmacianą lalką (on trzymał mnie w ramionach i obracał się to w lewo, to w prawo a moje nogi w tym czasie dyndały bezwiednie ze trzydzieści centymetrów nad ziemią). On miał chyba z metr dziewięćdziesiąt – pomyślałam. Wydarłam się ile mi tchu płucach starczyło:
– Pojebało cię już do reszty?! Odstaw mnie na dół! Co ty sobie myślisz? Ile ty masz lat, co?
– Dwadzieścia trzy – odparł, odsuwając głowę do tyłu, żeby ogarnąć moją twarz swym przenikliwym spojrzeniem.
– Odstaw mnie na ziemię, niewychowany staruchu. – zażądałam, patrząc na niego wilkiem. Kolejna salwa śmiechu Itachiego i szyderczy uśmiech w stronę młodszego brata. Po paru sekundach byłam już na ziemi. Zaciekawiona obejrzałam się na Sasuke. Patrzył na brata z wyrzutami.
– Ona jest moja – burknął do niego śmiertelnie poważnym tonem.
Ja jego? Tak, jasne, na pewno. Uważaj bo. Aczkolwiek odpowiedź Itachiego po prostu zwaliła mnie z nóg:
– Och, przecież ja o tym wiem. To widać już na pierwszy rzut oka. Lola nie ruszy palcem bez twojej zgody. Zobacz jaka jest spięta.
Dotknął palcem mojego ramienia i nagle go odsunął w geście mówiącym, że coś go parzy.
– I do tego razi prądem, jak siatka pod napieciem – dodał rozbawiony. Trzymajcie mnie, bo ucieknę. Wiem, że Itachi zna mnie lepiej niż ktokolwiek inny, pewnie nawet lepiej niż ja sama, ale czy mógłby się chociaż raz powstrzymać? Jeden jebany raz.
Słysząc to, Sasuke wstał i stanowczym gestem odepchnął go ode mnie.
– Odsuń się, bo jak dobrze pewnie wiesz, nie mam smykałki do elektroniki. Zaraz jej korki pójdą i skończysz marnie, zwęglony niczym racuchy, które robisz. – wygłosił śmiertelnie poważnym tonem – Najlepiej wyjdź. – dodał beznamiętnie.
Spojrzałam na niego. Normalnie ciary przechodzą po plecach, jak widzisz jego minę, kiedy jest wkurzony.
– Nie, wolę zostać. – odparł brunet – Poza tym, jeszcze nie dałem jej prezentu, więc wiesz…
– Prezentu? – zawiesiłam się na chwilę – Jak to?
– No wiesz, Sakura, ludzie normalnie dostają prezenty na urodziny. A ponieważ to twoje osiemnaste, mam dla ciebie coś specjalnego. – uśmiechnął się do mnie uroczo.
Wyciągnął z kieszeni spodni jakieś trzy pogniecione papiery i wręczył mi je. Coś tam było na nich nadrukowane, ale prawie nic nie widziałam. Podeszłam więc do źródła światła, czyli do okna. Rozdziawiłam usta z wrażenia i nie wierząc własnym oczom zaczęłam wydawać z siebie niekontrolowane jęki.
– Podoba się? – zapytał Itachi, pojawiając się nagle za mną. Odwróciłam się do niego przodem i spojrzałam z niedowierzaniem.
– Dajesz mi trzy bilety na koncert Black Veil Brides? – spytałam, głupio się uśmiechając. – Serio?
– Tak, miejsca w pierwszym rzędzie. Dzisiaj, o szesnastej. – potwierdził, a ja rzuciłam mu się na szyję, piszcząc mu do ucha, że go kocham i tak się cieszę i że to najlepszy prezent na świecie.
– No, Andy na pewno cię wypatrzy. Takiej ślicznotki to ciężko nie zobaczyć. – zaśmiał się Itachi, odsuwając mnie od siebie.
– Andy? – wyszeptałam, nagle coś sobie uświadamiając – O mój boże, tam będzie Andy! Tam będzie Andy Sixx Bierstak! Dobry Jezu, zobaczę Andiego!
Czy wiecie może, jak wyglądają fanki One Direction, kiedy któryś z chłopców cudownie i beztrosko się do nich uśmiechnie podczas koncertu? W tamtym momencie osiągnęłam dokładnie taki sam stan. Euforia, szał i rzucanie się w powietrzu jak dzika. Tak… dawno się tak nie zachowywałam. Wprawiłam chłopców w niemałe zakłopotanie. Poczułam się, jakbym miała osiem lat i aparat na zębach. Zaśmiałam się, informując ich, że idę do siebie, żeby się przebrać.
Koncert miał się odbyć w dobrze mi znanym klubie w Tokio. To dwie godziny drogi z Konohy autobusem. Później jakieś godzina trzydzieści minut stania w kolejce mierzącej ze cztery kilometry do wejścia. A ja się jeszcze musiałam przebrać, umalować i inne takie pierdoły! Ale mieliśmy trochę czasu. Nie wiedziałam, czy nam się uda, ale miałam nadzieję, że jednak tak.
* * *
20:11
Konoha, Dworzec kolejowy – peron 4
Jakąś godzinę temu zadzwonił do mnie kompletnie zlany Itachi z „prośbą”, żebym przyjechał po nich na dworzec. Zgodziłem się niechętnie, bo co miałem zrobić? Poza tym… Sakura miała dwie godziny do swojej imprezy urodzinowej, a jeszcze chciałem dać jej swój prezent, na który potrzebowaliśmy przynajmniej godziny.
Wiem, że o tym marzyła od małego. Kiedyś, kiedy siedziałem razem na placu zabaw i zwierzaliśmy się z Naruto, Kibą, Ino i Sakurą ze swoich marzeń, zdradziła nam swoje. Wtedy też skrycie sobie z Ino obiecałem, że jak już będziemy dorośli, to spełnimy marzenie różowowłosej. I oto nadszedł dzień jej osiemnastych urodzin. Co prawda, potrzebowałem osoby dorosłej, bo takie prawo, ale Sakura przecież jest dorosła. Wystarczy zabłyszczeć oczami i legitymacją.
Nagle poczułem wibracje komórki w dłoni. Spojrzałem na wyświetlacz, wzdychając głośno i ściągając brwi w grymasie niezadowolenia.
Jak tam?... – usłyszałem – Stęskniłam się za Tobą… Sasuke–kun? Jeeesteś tam? Wiem, że jesteś. Proszę… no weź się nie wygłupiaj!
– Czego chcesz? – warknąłem wrogo – Nie wystarczy, że w szkole żeś się mnie uczepiła?
Ja? Uczepiła?... Skąd! Ech… no bo wiesz… to wszystko dlatego… że mi się podobasz… Sasuke–kun.
Nie wiem, o co ci chodzi? – odparowałem, widząc że autobus, którym jedzie mój brat, ze swoją i moją dziewczyną właśnie przejechał przez bramkę dworca.
… Kocham Cię, czy to nie oczywiste?
Wstrzymałem oddech, a w gardle pojawiła mi się dobrze znana gula, niepozwalająca powiedzieć ani słowa.
Czy pomyślałbym kiedykolwiek, że moje uczucia zostaną odwzajemnione przez tak dla mnie nieosiągalną dziewczynę jak Saya Hiyugashi? Nie, na pewno nie. Chyba że w snach.
Przemogłem się, żeby wykrztusić:
– Dlaczego mówisz mi to akurat teraz?
Hm…. Nie wiem. Po prostu czuję, że nie mogę już dłużej czekać! Wtedy… wiesz, w lipcu, to ja Ci skłamałam… no bo Ty mi się zawsze podobałeś… nie wiem dlaczego to zrobiłam! Proszę Cię, wybacz mi!
Wybaczyć Sayi?
Po co?
Przecież mam Sakurę. I zdaje się, że ona mnie kocha tak na poważnie, nie tak jak nastolatka, tylko jak ktoś dojrzalszy. A ja chcę z nią być, bo…
– Ja ciebie też… – już miałem powiedzieć „kocham”, jednak zatrzymałem się, pamiętając, co mi zrobiła – kiedyś… ale teraz… kocham Ją – odparłem twardo i rozłączyłem się. W tym momencie podjechał autobus.
Niewiele osób z niego wysiadło, właściwie to jakaś pani z małym dzieckiem i pewien staruszek. A zaraz za nimi wyszła na wpół przytomna Konan, trzymająca za rękę kompletnie pijanego Itachiego. Podeszli do mnie powolnym krokiem i zobaczywszy moją minę, ryknęli śmiechem. Spojrzałem na autobus, z którego powolnym krokiem wyszła moja różowowłosa piękność.
Sakura, ubrana w te swoje ukochane glany, wysokie pod samo kolano, upaćkane błotem i kurzem, spodnie w biało czarne pionowe paski, od których dostawałem oczopląsu i koszulkę tego zespołu podeszła do mnie i przytuliła się ufnie. Przyciągnąłem ją, pytając:
– Stało się coś?
– … Nie. – odparła, a po chwili milczenia dodała – Po prostu się stęskniłam.
– Przecież nie było was tylko parę godzin – zaśmiałem się. Różowowłosa wtuliła się we mnie jeszcze bardziej.
– Wiem… tylko że jakoś tak dawno tego nie robiłam – wyznała.
Poczułem jednoczesną radość i ból.
Miała rację. To smutne, ale miała. Coś, czego chciałem uniknąć jak ognia dopadło mnie w najmniej spodziewanym momencie. Kto by pomyślał, że Saya wróci akurat gdy będę chciał ułożyć sobie życie od nowa z dziewczyną, która zna mnie lepiej niż moja mama? Nikt… pewnie nawet ona tego nie wiedziała. Co nie zmienia faktu, że gdyby tu nie przyjechała pewnie teraz szedłbym przytulając śmiejącą się Sakurę. Za jakie grzechy, no ja się kurwa pytam, ZA JAKIE?!
Zamiast tego, idę trzymając za rękę – tu spojrzałem na Haruno – wyjątkowo zamyśloną różowowłosą, z matowymi oczami i posępną miną. Chciałem jakoś przerwać trwającą pomiędzy nami ciszę, jednak nie wiedziałem jak? No bo co niby mógłbym powiedzieć? … Cokolwiek, byleby tylko ta durna cisza się skończyła!
Nagle, ni z tąd ni z owąd, po ulicy, którą kroczyliśmy rozległo się „Paradise” Coldplay. Było prawie że pusto, nieliczne auta mijały nas od czasu do czasu, jednak teraz nie było żadnego. Głucha cisza (nie licząc pijackich odgłosów Konan i mojego starszego brata), więc piosenka niemiłosiernie tu przeszkadzała. Zdziwiony spojrzałem, jak Sakura pośpiesznie wyjmuje telefon z kieszeni spodni i robi skwaszoną minę, patrząc na wyświetlacz.
– Co jest? – odzywa się chłodno.
Odruchowo odwracam się za siebie, by zobaczyć jak daleko znajdują się Itachi i Konan. Niestety, była to odległość jakichś pięciu… sześciu metrów. Zdziwiłem się po raz kolejny, widząc ich kompletnie milczących i jakby zmęczonych. Nie zaprzątałem sobie jednak tym głowy, bo miałem ich tylko bezpiecznie odprowadzić do domu i zniknąć na resztę nocy. Za to, o wiele bardziej pasjonująca od nich była konwersacja zielonookiej.
– … No chyba cię pojebało! – warknęła – Nie, jestem dwie ulice dalej… Sama sobie idź!... Jejku, nie bądź dzieckiem… bo jesteś ode mnie starsza o tych parę lat. – chwila przerwy i parokrotne wywrócenie oczami – Nie, nie wypominam ci wieku. Dobra weź, bo mnie już denerwujesz. Ubieraj buty i sama sobie zapierdalaj do sklepu po piwo… Aha, tak, jasne, na pewno… jakoś ci nie wierzę… cześć! – rozłączyła się chyba nie czekając na odpowiedź.
– Yuriko? – zapytałem.
– Tak – odparła, chowając aparat znów do kieszeni spodni – Uparła się, że mam za nią iść do sklepu po piwo.
– Dlaczego sama miałaby tego nie zrobić?
– Bo jej paznokcie nie wyschły i musi pilnować Ochy i zaraz jej się obiad przypali, chociaż jest po 20, kiedy wszyscy zazwyczaj są już w domu. – wyjaśniła, doskonale przedrzeźniając starszą siostrę – Poza tym, ja myślę że ona już i tak coś wypiła… strzelam, że wino, bo strasznie się plątała – dodała odwracając się za siebie. 
– Ona normalnie się plącze – zaśmiałem się, przypominając sobie Yuriko na urodzinach Itachiego, z głową w kiblu i to jak bełkotała, tłumacząc że przecież nic jeszcze nie wypiła. Zresztą, zawsze miała kłopoty z koncentracją i często jej słowa uciekały, nic specjalnego.
– Nie tak jak teraz. – odparła Sakura, lekko się uśmiechając.

W milczeniu dotarliśmy pod mój dom. Trochę się nam zeszło… było już wpół do dziewiątej. Zacząłem się martwić, że nie zdążymy nawet tam zajść. Chociaż jak tak teraz pomyślę, to dzisiaj nawet nic byśmy nie załatwili, poza formalnościami. Może nam się uda?

* * *

Po tym jak odprowadziliśmy biednego, upitego do nieprzytomności Itachiego i Konan do domu, położyliśmy na kanapie w salonie, wyjaśniliśmy Mikoto, skąd u nich taki stan i zostawiliśmy ich pod jej opieką Sasuke nagle stał się bardzo tajemniczy. Nic się prawie nie odzywał, patrzył prosto przed siebie i łobuzersko się uśmiechał. Kompletnie ignorował moją obecność, co strasznie mnie irytowało. Chociaż chwila! Nie… wcale nie czułam złości, patrząc na ten uśmiech. Właściwie, to ja z zafascynowaniem patrzyłam na jego twarz, usta, wesołe oczy. Czyżby się cieszył? Pff, logiczne. Ale z czego?
Wiedziałam, że nie poznam odpowiedzi na to pytanie, lecz mimo to zapytałam:
– Co cię tak cieszy?
– Cieszy? – zmarszczył brwi, wcale nie odwracając się w moją stronę – Nie wiem…
– Jak to? – zdziwiłam się, na powrót zirytowana. Liczyłam, że gdy zacznę rozmowę, to w końcu zwróci na mnie uwagę. On jednak nawet na mnie nie spojrzał! Boże, zaczynam zachowywać się jak mała księżniczka.
– No normalnie – odparł – Może to dlatego, że nie jestem w domu, ale tu, z Tobą…
– Dobra, nie wysilaj się na takie dziadowskie teksty ściągnięte z komedii romantycznych – przerwałam mu ostro, chcąc się z nim podroczyć – Jak nie stać cię na coś oryginalnego…
– Kiedy to prawda! – oburzył się i nareszcie na mnie spojrzał. Szkoda tylko, że z wyrzutem – Boże, zero w tobie z romantycznej nastolatki!
– Nie moja wina, że walisz takimi tekstami zakochanych gimbusów… nie mam powodu żeby być romantyczną! – wykrzyknęłam, przystając i uśmiechając się zadziornie.
On również stanął, włożył ręce w kieszenie i popatrzył z politowaniem, jak kładę dłonie na biodrach w jednocześnie wyzywającym i dumnym geście. Staliśmy tak, mierząc się przez chwilę spojrzeniami, poczym wybuchliśmy śmiechem i poszliśmy dalej. W ciemną noc.
Byliśmy blisko szkoły. Przypomniało mi się, że Yuri chciała mnie wysłać do sklepu, który był zaraz obok. Po mniej więcej czterdziestu metrach zobaczyłam dobrze mi znany, pomalowany na paskudny odcień zieleni, prostokątny budynek marketu. Wtedy też przyszedł mi do głowy pewien pomysł.
– Możemy na chwilę tu wejść? – zapytałam, będąc już bardzo blisko sklepu.
Sasuke chwilę się wahał, ale zgodził się.
Wchodząc do środka poraziła nas ostrość led’owych żarówek i niesamowity tłum ludzi. Bywaliśmy tu dosyć często, wracając ze szkoły czy do niej idąc. Wszyscy pracownicy nas tu znali, co na mój plan nie wypływało dobrze.
– Po co chciałaś tu wejść? – spytał Sasuke, kiedy ruszyłam nieśmiało przed siebie.
– Szczerze?
– No raczej – odparł, wymijając mnie i stając przede mną. Paru kupujących popatrzyło się na nas dziwnym wzrokiem, a paru innych zachichotało, pewnie widząc jak się rumienię – Więc?
– No wiesz… Po piwo i po papierosy – odpowiedziałam na tyle cicho, by nikt poza nim nie usłyszał.
Dobra, wiem że może uznaliście moją odpowiedź za dziwną, no bo jak to ja – taka ułożona dziewczyna po piwo i papierosy? Ja sama, gdybym nie była mną, nie uwierzyłabym.
Piwo to w sumie normalka, tak mi się zachciało nagle. Nie jestem jakaś strasznie pijąca, ale jak proponują, to nie odmawiam (o domówkach lepiej nie będę pisać, bo większości z nich nie pamiętam, przykładowo osiemnastych urodzin Itachiego).
Co do papierosów… to dłuższa historia. Powiem, że to w gruncie rzeczy wina Itachiego. Poznaliśmy się, kiedy ja zaczynałam podstawówkę, którą on właśnie kończył. I odkąd poszłam na jedną z jego imprez, stale, przez okres mniej więcej sześciu, siedmiu lat namawiał mnie, bym podzieliła jego nałóg. Oczywiście, dla świętego spokoju, uległam po tych siedmiu latach, biorąc od niego jedną fajkę. Wywołałam tym u niego szyderczy, zwycięski uśmiech, który trwa mniej więcej do dziś.
Pomimo, że moje rodzeństwo, moi znajomi, moi nauczyciele, sąsiedzi… wszyscy wiedzieli o tym, że palę to rodzice ciągle żyli w błogiej nieświadomości. Nie wiem jak to jest możliwe, bo przecież kiedyś powinni poczuć tą „słynną, nikotynową woń” z moich ust lub szkoła powinna ich powiadomić o tym telefonicznie, albo na zebraniu. Nie wiem, po prostu.
– Po piwo i papierosy? – powtórzył po mnie z zadziornym uśmiechem – Nie wiem czy pamiętasz, ale jakiś czas temu… chyba w szóstej klasie obiecałaś mi, że nie sięgniesz po żadną z tych rzeczy już nigdy więcej…
– Sasuke, to było dawno i już się nie liczy – odparłam na odczepne i ruszyłam pomiędzy zastawione regały.
Nigdy nie podobały mu się moje nałogi, których swoją drogą było całkiem sporo. Jednak z nich wszystkich zawsze najbardziej nienawidził papierosów. A ponieważ ja czerpałam niewyobrażalną radość z robienia mu na złość, nałóg ten pogłębiałam. Dla niego nikotynowa woń nie była zbyt ładnym zapachem, szczególnie, jeżeli chodziło o mnie. Często się ze mną o to kłócił i przypominał mi, w jakim stanie mogą być teraz moje płuca. Czasem ulegałam mu i próbowałam rzucić, jednak przeważnie wtedy do akcji wkraczał Itachi i było po sprawie. Chociaż… Sasuke w gruncie rzeczy też palił, więc… ja nie mogłam, a on mógł? Bezsens.
Nawet nie zauważyłam, gdy byłam już przy regale z napojami piwo i energetyczno podobnymi. Schowany w najdalszej części sklepu, daleko od jedynej kasy w całym markecie, no poza tą „na alkoholach”.
Byłam niepewna czy starczy mi pieniędzy na chociaż jedną puszkę piwa i paczkę moich ulubionych papierosów. Sięgnęłam więc do kieszeni spodni po drobniaki, jakie mi zostały po wizycie w tokijskim klubie. Tam też piwo i te sprawy, żeby nie było, że tylko Itachi i Konan coś pili. W moim przypadku nie było to aż tyle co w ich. Niestety, po krótkiej kalkulacji okazało się, że wystarczy mi tylko na papierosy. Poczułam obecność Sasuke po swojej prawej.
– Kiepsko z kasą? – zapytał, chowając ręce głębiej w kieszenie spodni.
– Tylko papierosy – odparłam smutno – Nie możesz teraz ty postawić?
– Akurat dzisiaj nie – odparł, lecz zaraz później łobuzersko się uśmiechnął. Nie spodobał mi się ten uśmiech – Ale kto powiedział, że musimy płacić?
Potem, jak gdyby nigdy nic wziął niemal niezauważalnie dwie najmniejsze puszki piwa, które były dostępne w sprzedaży i schował je równie niewidocznie pod skórzaną kurtkę. Widząc to, uśmiechnęłam się zadziornie, złapałam go za rękę i zaciągnęłam do kasy.
Krótka kolejka, nawet udało nam się wepchnąć cicho pomiędzy jakąś starszą kobietę a dzieciaki z podstawówki. Cały czas trzymaliśmy się za ręce i patrzyliśmy na siebie jakoś tak… inaczej. Z jakąś taką czułością… no przynajmniej, jak nigdy dotąd. W końcu nadeszła nasza kolej.
Kasjerka dobrze nas znała, a my ją. Yumi – tak miała na imię. Była to kobieta w wieku mojej matki… no i poza tym była rodzicielką jednego z naszych klasowych kolegów. Wiedziała doskonale, że ja i Sasuke jesteśmy razem i zawsze traktowała nas jak swoje własne dzieci.
– O, Sakura! – uradowała się, uśmiechając się do mnie znacząco, gdy z niezbyt świadomą miną odwróciłam się w jej stronę – No i Sasuke! Boże, znowu urosłeś?
– Trochę – odparł, uśmiechając się lekko. Najwyraźniej był z tego faktu zadowolony. Ja nie bardzo.
Zawsze był ode mnie nieznacznie wyższy, ale teraz była to już różnica spora, a dokładnie około głowy i jeszcze jej połowy. Ze swoim wzrostem (161 centymetrów + glany) czułam się przy nim jak jakiś pieprzony liliput.
– Przyszliście tu kupować, czy może raczej pogadać? – spytała Yumi.
– Chciałam kupić papierosy – odezwałam się nieśmiało.
Yumi popatrzyła się na mnie zza okularów z wyraźnym niezadowoleniem.
– A już miałaś rzucić palenie, Sakura. – westchnęła – Te co zawsze?
– Tak – odparłam zła.
Czy tylko ja i Itachi nie widzimy problemu?! – pomyślałam.
Kobieta skasowała paczkę i zapytała uprzejmie „czy coś jeszcze? ”. Zgodnie odparliśmy, że nie. Zapłaciłam i szybko wyszliśmy ze sklepu, życząc jej dobrej nocy.
Pomimo chwilowej złości, zaraz po wyjściu ze sklepu zaczęliśmy się głośno śmiać.
– Udało nam się kupić papierosy i ukraść dwa piwa – powiedziałam rozbawiona do bruneta. – Boże, nie mogę z tobą nigdzie chodzić, demoralizujesz mnie.
– Chyba na odwrót. – stwierdził rozbawiony, przypierając mnie nagle do muru sklepu – To ty chciałaś piwa… a nie bardzo jesteś dorosła. Dwadzieścia jeden a osiemnaście, to jednak różnica… a ja jestem jeszcze młodszy. To tak jakbyś ty mi kupiła alkohol – moje policzki zalał rumieniec, przez co głupio się uśmiechnęłam.
Wtedy cały świat zasłoniły mi jego ciemne, niesamowite oczy. Grzywka chłopaka połaskotała mnie w twarz, gdy zetknęliśmy się czołami. Nasze usta dzieliło zaledwie parę centymetrów. Czy muszę wspominać, że nie całowałam się z nim od jakichś dwóch tygodni (no poza dzisiejszą przerwą, co swoją drogą przyprawiło mnie o mały zawrót głowy, aczkolwiek nie dałam nic po sobie poznać… tak myślę)? Wyobrażacie sobie, jak magicznie musiałam się czuć, będąc przyciśniętą przez niego do murku, patrząc mu głęboko w oczy, odgrodzona od świata przez jego silne ramiona? No i ten jego nieziemski zapach…
Boże, on serio jest moim narkotykiem – pomyślałam, gdy w głowie zagrała mi nagle melodia „Your love is my drug”.  
Nawet nie zauważyłam, gdy nasze usta zetknęły się ze sobą w przeraźliwie zmysłowym, demonstrującym taniec spragnionych siebie kochanków pocałunku. 
Wyłącz
* * *
21:12
Studio tatuażu
Powiem tak – mina różowowłosej, gdy weszliśmy do studia tatuażu… BEZCENNA. Te duże oczy i zdezoriętowane spojrzenie. Gdy zamknąłem za nami drzwi, niemal natychmiast się do mnie odwróciła z pytaniem:
– Sasuke… co my tu do cholery robimy?
– Szczerze?  – podszedłem do niej i poprowadziłem ją przez długi korytarz, pomalowany na paskudny, różowy kolor – Przyszliśmy tu opłacić mój prezent dla ciebie.
– Konkretnie to nasz, dla ciebie. – poprawił mnie rudowłosy chłopak, który pojawił się nagle niewiadomo skąd na końcu korytarza.
– Sasori? Ale… to znaczy że… – Sakura stanęła jak wryta i nagle rzuciła się chłopakowi na szyję – O mój Boże! Naprawdę? Naprawdę, naprawdę, naprawdę?! Zrobisz mi tatuaż?!
– No. – odparł, patrząc na mnie tymi swoimi dziwnymi oczami.
Sasori był bliskim znajomym Itachiego, jeszcze z podstawówki. Miał swoje własne studio tatuażu i można by powiedzieć, że świetnie się mu powodziło. Kiedy parę dni temu przyszedłem tu, żeby poprosić go o tatuaż dla różowowłosej, od razu się zgodził, uradowany, że sprawi przyjemność (jak to określił) „swojej małej księżniczce”. Zdecydowaliśmy wspólnie, że to będzie prezent od nas obydwu.
– Co jest? – zapytała Sakura, widząc „to” spojrzenie – No chyba mi nie powiesz, że podoba ci się mój chłopak? – zażartowała, ale w jej oczach można było dostrzec ogniki gotowe go zabić.
Ach… no i zapomniałem wspomnieć, że Sasori jest gejem. Widać to po nim na kilometr, aczkolwiek zbytnio się z tym nie afiszuje i za to go lubię. Nie to co jego… chłopak, Deidara. Kompletne przeciwieństwo rudowłosego. Niezbyt go lubię, ale ze względu na to, że Sakura go lubi i że jest to jeden z najlepszych przyjaciół Itachiego… milczę.
Z zamyślenia wyrwał mnie zmartwiony głos Sakury:
– Ale teraz chyba się nie da zrobić, prawda? Trzeba czasu, a my przecież mamy jeszcze dzisiaj imprezę…
– No oczywiście, że nie dzisiaj! – przerwał jej Sasori – Przed zrobieniem tatuażu musisz się do niego odpowiednio przygotować.
– To znaczy? – zapytała, siadając bezczelnie na jego biurku.
– No przede wszystkim twój organizm musi być „czysty”. – odparł, stając obok mnie.
– To znaczy?… ach! Już rozumiem. Zero używek. – pokiwała głową, jakby właśnie odkryła niewiadomo jaką tajemnicę.
– Tak. Na przynajmniej dwadzieścia cztery godziny przed zrobieniem tatuażu i przynajmniej siedemdziesiąt dwie po nie wolno ci spożywać alkoholu, ćpać, palić i tak dalej. – wytłumaczył – Wiem, że to głupie, ale to po to, żeby skóra lepiej się goiła i takie tam sprawy. Tera tego nie zrobimy, bo na imprezie pewnie będziesz pić i ćpać ile wlezie, w skutek czego odpadniesz zaraz po Itachim…
– Ej, nie przesadzasz? – zapytała, patrząc na niego z groźnym błyskiem w oku.
– Kiedy tak będzie… nie zaprzeczysz – wtrąciłem się.
Takie spotkania zazwyczaj się tak kończyły i pomimo tego, że Sakura mogła mówić bez końca, że „nie jest pijąca” i tak dalej, to wszyscy znaliśmy prawdę. Moim zdaniem, to istny cud, że jeszcze żyje.
– Zamknij się – warknęła, na co obydwoje z Sasorim zaśmialiśmy się głośno. Sakura zrobiła naburmuszoną minę.
– Na kiedy chcesz się umówić? – zapytał rudowłosy, kiedy już się opanowaliśmy. Ja natomiast podszedłem do dziewczyny i bez większych problemów zdjąłem ją z biurka i postawiłem przed sobą.
Sasori podszedł do mebla od drugiej strony i wyjął z wcześniej otwartej szuflady jakiś zeszyt z którymś z kucyków Pony. Nie pytajcie, z którym bo ja się od tego trzymam z daleka. Ledwo co wytrzymuję, kiedy Itachi i Sakura katują mnie tym, uparcie próbując zrobić ze mnie mangowca.
– O! – zapiszczała różowowłosa, biorąc do ręki zeszyt bez pytania i maniakalnie głaszcząc okładkę – Ja nie mogę… gdzie dostałeś zeszyt z Księżniczką Luną?! Oddaj!
– O nie, co to, to nie! – oburzył się Sasori, wyrywając jej zeszyt i przyciągając go do piersi – Znalazłem go w parku, jakiś dzieciak go trzymał, to wymieniłem się z nim za cukierki.
– Ach ty! Przekupiłeś dzieciaka… przez ciebie będzie miał próchnicę. – zaśmiała się Haruno.
Podszedłem do niej i przytuliłem się od tyłu. Tak sobie, z nudów. Odwzajemniła mój uścisk, sprawiając że zaczęliśmy się kołysać. To w prawo, to w lewo.
– Trzy dni, znając ciebie pewnie nie wystarczą – mruknął Sasori, kartkując zeszyt – Może być piątek?
– Za tydzień?
– Ta… – odparł, zwracając na nas swoje uważne spojrzenie.
– Spoko… tylko o której? – zastanowiła się Sakura.
– Przyjdź o której chcesz, byleby nie wieczorem. Wieczorem mam od chuja klientów. Jak przyjdziesz zaraz po szkole, powinno być odpowiednio.
– Oki – uśmiechnęła się – Idziesz z nami?
– Nie – odparł, uśmiechając się przepraszająco – Muszę ogarnąć jeszcze jednego faceta, posprzątać i takie tam. Przyjdę później, obiecuję wam.
– Szkoda – stwierdziła smętnie Sakura. Pociągnęła mnie za rękę do drzwi, otworzyła je i wyciągnęła nas na zewnątrz.
Jeszcze zanim usłyszeliśmy trzask zamka, dziewczyna wspięła się na palcach, ujęła moją twarz w dłonie i złączyła nasze usta w przeraźliwie namiętnym pocałunku.
Uznałem to za podziękowanie.  
* * *
Szumiąca muzyka.
… Papierosy.
Bit sprawiający, że alkohol w szklankach zaczyna drgać w rytm muzyki.
… Alkohol.
Ludzie skaczący tak jak im zagrasz.
… Narkotyki.
Ukradkiem składane sobie, namiętne pocałunki.
… Inne narkotyki.
Zakłady o następne kolejki i inne różne, prywatne sprawy.
… Striptiz.
Pobudzone do granicy wytrzymałości zmysły.
… Jednak najlepsze zawsze są te wspólne chwile…
… Ich usta… Nieprzytomne oczy… Długie spojrzenia… Bliskość ciał… I nieokiełznane zmysły… Spragnieni siebie do granic wytrzymałości.
Cierpiąca Nanase

7 komentarzy:

  1. To było genialne! Powinnam cię opieprzyć, za tak długą nieobecność, ale rozdział był przekurwiście zajebisy :D Ale czemu kończysz, w takim momencie? Przez ciebie cierpię ;-; No, ale mam nadzieję, że kolejny rozdział dodasz po upływie 2 tygodni.. Łaskawa jestem, i dale ci dużo czasu :D
    Pozdrawiam XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Doczekałam się!
    Jest genialny, kocham czytać Twoją twórczość i kiedy ten blog się zakończy, chyba zakończę swój żywot razem z nim.
    Jest świetny, doskonały, idelny.
    Po prostu tematyka jaką kocham.
    I dżizas!
    Uwielbiam BVB.
    I One Direction, w końcu jestem directionerką.
    No i Pezeta.
    Moje gusta muzyczne są bardzo różne, co pewnie zauważyłaś.
    No, Sasuke się u mnie podciągnął.
    Chociaż, gdyby tak jednak zdraził Sakure z nią to coś fajnego by się działo.
    Ale to Twoje opowiadanie więc nie wnikam.
    Ale i tak je kocham!
    Jedno z moich ulubionych.
    Sasori gejem?
    Nie spodziewałam się szczerze Ci powiem.
    I chociaż nie jestem specjalna fanką yaoi to jest okej.
    Będę się żegnać, bo nie mam coś weny dzisiaj na komentarze.
    Chcę Cię również zaprosić na nowego bloga, który prowadzę z kumpelą, zapraszam. http://non-est-ad-astra-mollis-e-terris-via.blogspot.com/
    Ściskam mocno i pozdrawiam.
    Buziaki. ;**
    ~ Evelin.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział *.* . No i BVB widzę, że nie tylko ja ich uwielbiam. Dobrze, że Sasuke nie wybrał Say. Ciekawe jaki tatuaż zrobi sobie Sakura :). Mam nadzieje, że następna notka będzie szybka i tak wspaniała jak ta! Życzę weny i udanych ferii (jeżeli już masz) :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham, kocham, kocham, kocham, kocham, kocham, kocham, kocham, KOCHAM CIĘ!!!! AAA zazdroszczę Sakurze, że poszła na koncert BVB, mnie by w życiu nie puścili, nawet jak byłabym już mężatką(uwielbiam ich-Andyy *.*) :) Sasori zrobi jej tatuaż?? to niech mi przy okazji też :P Saki pali? hmm, ja za tym nie jestem, wiem jak papierosy szkodzą i jak ciężko jest dla ciebie, i rodziny jak zachorujesz :c Niemniej jednak skoro to lubi, to nie wolno się wpieprzać :) Co do Sayi, to mam ochotę ją zatłuc, najboleśniej jak się da. Cieszę się, że Sasuke jej nie wybrał.
    Ogólnie bardzo mi się notka podobała :)
    Czekam na nowy post i życzę weny.
    Pozdrawiam♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział jest cudowny! Uwielbiam BVB :D Też chciałabym takie urodziny ;) Również jestem ciekawa jaki tatuaż będzie miała Saki :) Co do Sasuke to nie podoba mi się jego zachowanie, bo podczas rozmowy z Sayą zaważyłam, że się zawahał... Nie chce żeby miał wątpliwości...Zresztą nie trawie tej dziewuchy i byłabym szczęśliwa gdyby wreszcie zniknęła :D

    Z niecierpliwością czekam na kolejną notkę :)
    Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  7. Oi :3 .
    Jestem nowa,wpadłam na Twojego bloga kiedy przeglądałam Spis FF .
    Miałam nie komentować,bo lubię czasem poczytać sobie coś z nudów.
    Jednakże kiedy zobaczyłam styl pisania i pomysł,który jest bardzo oryginalny,postanowiłąm zostać.
    No dobra xd. Przekonał mnie do tego Itaś,który jest w tym opowiadaniu tak strasznie kawai *o*.
    I całą reszta Akasi xd.
    No cóż. Sądzę,że z Sayą będą jeszcze duuuuuże problemy :3 .
    I mam złe przeczucia,jeżeli chodzi o Sasuke .
    Ale poczekamy,zobaczymy.
    Zapraszam do siebie na :
    http://bracia-uchiha.blogspot.com/
    oraz
    http://aitakunaru-no-shoudou.blogspot.com/ :).
    Jeżeli możesz,to informuj o nn ^^ .
    Pozdrawiam,Shana :):*

    OdpowiedzUsuń