Dla
Kasumi Haruki
13 Luty, wieczór.
To takie dziwne uczucie, ta miłość. Zwodzi nas. Kombinuje po
nocach. Sprawia, że przechodzimy od skrajności w skrajność. Sramy w gacie ze
szczęścia, bo jesteśmy zakochani. Wyrywamy sobie włosy z głowy, bo cierpimy
katusze poprzez odrzucenie .. lub zazdrość. I tak jest też w moim przypadku.
Raz kocham ją do granic wytrzymałości – świata poza nią nie
widzę.
Innym razem mam ochotę ją udusić. Pozbyć się tego uczucia,
które sprawia, że czuję się jak ptak w klatce. Lecz zaraz przypominam sobie, że
przecież Sakura jest moim tlenem. I bez niej długo bym nie pociągnął.
…
Co jest z tą miłością nie tak?
Chyba powoli przestaję kontaktować z rzeczywistością. Kiedy
Haruno odwraca się do mnie plecami i odchodzi, zabiera ze sobą wszystko to na
czym mi zależy w życiu. Sakura jest całym moim światem. Widzę to. Czuję to.
Wiem to. A już szczególnie, gdy goszczę w swoim salonie całą familię Hiyugashi
i muszę słuchać tego całego pierdolenia od czapy.
Nie wiem, czy moja mama aż tak bardzo mnie nienawidzi, czy
może raczej chce mi zrobić na złość, ale usilnie stara się wprowadzić Sayę i
jej starych w naszą rodzinę. Coś czuję, że tacie też to się nie zabardzo
podoba, ale mimo że mama jest jedna, a nas trzech, to pani Uchiha ma pierwszeństwo
w prawie głosu i zawsze jest tak, jak ona tego chce. W dodatku wręcz kazała
usiąść Sayi obok mnie, co wprawiło mnie w stan… że tak powiem kompletnego
napięcia. Dlaczego… mój Boże… dlaczego? Dlaczego dosłownie pięć centymetrów ode
mnie? Zapach jej perfum, każdy ruch powietrza wywołany ruchem jej włosów.
Dlaczego? Jego głos… dlaczego to wszystko musi do mnie powracać! Dlaczego
zawsze wciskam REPLAY zamiast STOP? I tak w kółko.
W pewnym momencie Hiyugashi tak sobie po prostu, od
niechcenia przysunęła się do mnie i zaczęła jeździć kciukiem po zewnętrznej
stronie mojego uda tak, żeby nikt nie zauważył. Zacisnąłem mocno zęby i
doprowadzony do szewskiej pasji, z chęcią mordu w oczach opuściłem
pomieszczenie bez słowa. Chuj mnie w sumie bolało, co sobie wszyscy pomyślą. Po
prostu chciałem być jak najdalej od niej.
Wszedłem po schodach, na górę i w ekstremalnie szybkim
tempie znalazłem się w swoim azylu na wyłączność. Przyłapałem się również na
tym, że automatycznie spojrzałem w okno Haruno. Światło było zgaszone, więc nic
z tym nie zrobiłem. Po prostu usiadłem na wykładzinie pod drzwiami i gapiłem
się w swoje nogi, rozmyślając.
*
* *
Że też akurat dzisiaj musieli przyjść znajomi ojca. Akurat,
gdy miałam największą ochotę na ciszę i spokój, mój ojciec musiał ich zabawiać
jakimiś rasowymi sucharami (oczywiście nie wiedząc, że to suchary) a ja
musiałam tego wysłuchiwać. Może zdziwiliście się, że się po prostu nie
wyłączyłam i nie odpłynęłam w swój świat, ale czasami jest to wręcz awykonalne,
szczególnie, gdy wasz ojciec robi z siebie idiotę, żeby przypodobać się
szefowi. Masakra. Do tego, jeden z jego kolegów gapił się na mnie cały wieczór,
jakby zaintrygowany (napalony chyba też). Strzelam, że był japońską wersją
Humberta Humberta (główny bohater powieści Nabokova „Lolita”, mówiącej o
obsesyjnej miłości czterdziestoletniego mężczyzny do dwunastolatki /dopisek
autora). Tak czy siak, wkrótce był zmuszony opuścić mój dom, z czego byłam
niezwykle szczęśliwa.
Niedługo potem, udałam się na górę. Miałam szczerą ochotę na
odpoczynek w cieplutkim, pachnącym lawendą łóżeczku. Tak po prostu zakopać się
w milutkiej kołderce i błogo się uśmiechnąć. Jednak byłam na tyle nieprzytomna,
że stać mnie było tylko na padnięcie na środek łóżka i głośny jęk. Myślałam, że
sobie zaraz na spokojnie zasnę. No… MYŚLAŁAM. Nagle, poderwałam się jak
oparzona.
Po pokoju rozbrzmiało „Paradise” Coldplay. Mimo, że jeszcze
parę sekund temu myślałam, że umrę, to teraz wręcz podbiegłam do biurka.
Zdziwiona odebrałam telefon.
– Halo?
– No hej. – odpowiedział mi rozbawiony głos Uchihy.
Zdziwiłam się jeszcze bardziej, bo nigdy z nim nie rozmawiałam przez telefon.
Nawet nie wiedziałam, że ma mój numer! – Odwróć się proszę.
Odwróciłam się (o ironio!) w stronę okna. Ujrzałam jego
zarówno zażenowane, jak i w pewnym sensie zadowolone oblicze.
– Dlaczego dzwonisz? – zapytałam zmartwiona.
– Saya tu jest. – odpowiedział smutno. – Mogę przyjść do
ciebie?
– Nie bardzo. – powiedziałam po chwili milczenia. – Dopiero
co wygoniliśmy gości i pewnie już wszyscy śpią.
– Więc przyjdź do mnie. – zaproponował z nadzieją w oczach.
– No nie wiem. – jęknęłam, miętosząc w dłoniach szary
sweterek z taką fajną żyrafką na brzuchu (mój ulubiony :3 ).
– Na noc. – dodał poważnym tonem. Zatkało mnie, bo nie
spodziewałam się takiej propozycji z jego strony. Zarumieniłam się i spojrzałam
na niego z niedowierzaniem. Lecz on był nieustępliwy, jak to Sasuke. Zawsze musiał
postawić na swoim. Czujny, czekał na jakąkolwiek odpowiedź z mojej strony.
Wiedział, że zaskoczył mnie swoją propozycją. Zatopiłam się w jego czujnych
oczach.
– Zgoda. Dziesięć minut. – odparłam, rozłączając się.
Widziałam ten tryumfalny uśmiech i patrzyłam jak Uchiha znika w głębi swojego
pokoju. Dopiero wtedy zrozumiałam, że idę do Sasuke na noc. NA NOC. Nie
wiedziałam czy mam się śmiać, czy płakać?
No bo wiecie, z jednej strony jest ta radość, bo będę blisko
bruneta. Lecz z drugiej miałam spędzić z nim całą noc, najprawdopodobniej w
jednym łóżku. Nie wiadomo, co takiemu Sasuke może chodzić po głowie,
szczególnie, że jak to określa moja nauczycielka od WDŻ „to jest ten czas i te
hormony”. Miałam jednak nadzieję, że Uchiha ma „czyste” zamiary względem tej
nocy. Ba, ja nawet nie wyobrażałam sobie tego, że on mógłby mnie o to poprosić.
Jakoś nie ciągnęło mnie do takiej formy spędzania czasu. Jeszcze.
Rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu najpotrzebniejszych
mi rzeczy.
– Na sto procent przyda mi się jakaś piżama. – mruknęłam
sama do siebie. – Czysta. I jeszcze to… i to też. – pakowałam wszystko jak leci
do torby. Mniej więcej dwadzieścia minut byłam gotowa. Pozostało mi tylko
pogadać z rodzicami. Zeszłam więc po schodach na dół.
Tak jak się spodziewałam, obydwoje siedzieli w salonie. W
dwóch krańcach kanapy, zajęci swoimi własnymi zajęciami. Mama czytała jedną ze
swoich ulubionych powieści (romans, oczywiście) a tata skakał po kanałach w telewizji - bez
celu. Zostawiłam torbę przed progiem i podeszłam bliżej, znacząco chrząkając. Obydwoje,
jak na umówiony sygnał podnieśli głowy i zdumieni, popatrzyli najpierw na mnie,
później po sobie.
– Co jest, córciu? – zaczęła mama, siląc się na zatroskany
ton – Myśleliśmy, że śpisz.
– Wychodzę. – oznajmiłam, patrząc jej prosto w oczy.
– Niby gdzie? – zdziwiła się jeszcze bardziej.
– Do Ino. – skłamałam.
Rodzice nic nie wiedzieli o moim związku z Uchihą. Gdyby się
dowiedzieli, to jego by zabili, a mnie wywieźli pewnie na Bahamy lub do
Australii – byle żeby jak najdalej od niego. Na samym początku naszej
znajomości, kiedy byliśmy jeszcze przyjaciółmi rodzice bardzo lubili bruneta.
Mieli wręcz obsesję na jego punkcie. Lecz po tym wszystkim, co zaszło pomiędzy
nim a mną, Uchiha stał się tematem TABU. Pomimo tego, że nasi rodzice byli
najlepszymi przyjaciółmi, to w naszym domu nazywani byli albo „familią
Uchihów”, albo „rodziną Itachiego”. Tak jakby Sasuke nie istniał. No ale nie
trudno im się chyba dziwić, prawda? Przez niego prawie stracili jedną z córek.
Tak naprawdę to wszystko była moja wina. Nie powinnam się była w nim wtedy
zakochiwać. Gdyby nie to, to teraz pewnie wesoło gadałabym z Sayą o jej związku
z Sasuke lub z nim o niej, a nie kłamała rodzicom, że idę do Ino.
– Nic nie mówiłaś… – stwierdziła podejrzliwie mama.
– No bo zadzwoniła przed chwilą do mnie, że ma problem z chemią i chce,
żebym jej z tym pomogła. Wiesz przecież, że ona może nie zdać z tego, a ja bym
chciała jej pomóc. – wybrnęłam jakoś naciągając trochę fakty.
– Ach, to dobrze że chcesz pomóc przyjaciółce, ale wiesz…
Naruto mieszka na tej samej ulicy co ona i możesz pomylić adresy i…
– Mamo! – oburzyłam się. – Jak możesz?! Naruto to tylko
przyjaciel.
– Jednak mimo wszystko jest u ciebie częściej na noc niż Ino
czy Hinata. – ciągnęła dalej z chytrym uśmiechem.
– Bo to mój najlepszy przyjaciel. Poza tym on nie rozumie
nic z biologii i koreańskiego, więc czasami daję mu korki za nic. –
tłumaczyłam - No i dlaczego ty zbaczasz z tematu?!
Mama była tak bardzo roześmiana moimi odpowiedziami, że
chyba nawet mnie już nie słuchała. Pierwszy raz od bardzo dawna widziałam jak
się śmieje. Zrobiło mi się ciepło na sercu.
10 minut
później – dom Uchiha
Nie powiem, że nie, ale mina Mikoto, gdy tylko mnie
zobaczyła była co najmniej epicka. Taki szok, jakby zobaczyła kogoś pokroju…
nie wiem, ale na pewno nie kogoś żywego. Oczywiście, wpuściła mnie do środka i
pomogła się rozebrać z płaszczyka i innych zimowych dupereli. W tym samym
czasie na dole pojawił się jak zwykle czujny i nadzwyczaj spięty Uchiha.
Śmiałam się w niebogłosy, patrząc na jego minę potulnego baranka, kiedy musiał
tłumaczyć się przez matką z tego, co ja tu robię? No cóż, miał jakieś pół
godziny na uprzedzenie domowników o moim przyjściu. Potem mama Sasuke
zaproponowała nam herbatę. Jej najukochańszy synek (jak to go określiła podczas
besztania) oczywiście jęknął, stanowczo odmawiając, ale ja stwierdziłam
uprzejmym tonem:
– Chętnie.
Później, nieco podirytowany Sasuke poprowadził mnie na górę,
do swojego pokoju. Powiem szczerze, że nigdy w nim nie przebywałam dłużej niż
dziesięciu sekund. Jakoś wolałam wtedy (wcześniej) pokój Itachiego. No cóż,
nareszcie mogłam do woli podziwiać sypialnię młodszego Uchihy.
Pomieszczenie, kształtem i wymiarami przypominało mi pokój
Ochy. Królowały w nim bardzo podobne kolory, jak u mnie, tyle że zamiast mojego
ciepłego, fiołkowego fioletu oraz ślicznej, najukochańszej, biało czarnej tapety
był zimny, budzący we mnie grozę granat oraz (nie powiem) dość oryginalna
fototapeta nocnego Tokio. Poza tym, czerń, biel i chyba wszystkie odcienie
szarości. Naprzeciwko drzwi łóżko, całe bieluteńkie (dwuosobowe) – mimo
wszystko wyglądające tak jakby (dosłownie) przed chwilą przeszło po nim
tornado. Innymi słowy burdel większy niż u Naruto. Czarne biurko po prawej stronie
od łóżka a na nim idealny porządek, a to głównie dlatego, że wszystkie papiery
a nawet komputer (otwarty na Facebooku) były na podłodze i obok biurka. Jedna,
ogromna szafa, też czarna i na dodatek poobklejana – o ironio! – plakatami naszych
wspólnych ulubionych zespołów. A po lewej biały regał, zajmujący całą ścianę…
pełen książek. Niezliczenie wiele kompletnie niezwiązanych ze sobą toników
począwszy od słowników poprzez biografie różnych sławnych ludzi do
najpopularniejszych tytułów fantazy i tym podobnych. Nie powiem, ale byłam
bardzo zaskoczona tą małą kolekcją Uchihy. Nigdy nie sądziłam, że chociażby
dotknął jakiejś książki z własnej woli. A tu proszę – skryta przede mną pasja. Ogólnie,
to fajnie… tylko ten bałagan.
Wiem, że to pokój dorastającego chłopaka i że w samym środku
semestru bardzo ciężko jest utrzymać porządek każdemu, ale nic nie poradzę na
to, że mam problem z tym nieładem, mówiąc najdelikatniej. Myślałam, że umrę
widząc to co działo się w tym pokoju. Naruto uważał… zresztą wszyscy mi zawsze
powtarzali, że jestem jakaś strasznie przewrażliwiona na tym punkcie, ale ja
nic na to nie poradzę. Po prostu musze mieć porządek i już.
– Co tak stoisz i się nie odzywasz? – usłyszałam zza swoich
pleców jego rozbawiony ton. Westchnęłam cicho i przeciągle. Odwróciłam się do
niego przodem i spojrzałam z zażenowaniem w jego oczy.
– Naprawdę? – odezwałam się. – Miałeś więcej niż trzydzieści
minut, żeby tu posprzątać.
– Haha – zaśmiał się – I tylko o to ci chodzi? No tak,
Naruto mówił mi niedawno, że jesteś lekko pedantyczna. – uniosłam niemal
niezauważalnie brew słysząc to określenie. – Powiem ci, że mi to nie
przeszkadza… w sensie, że bałagan.
– Posprzątaj tu. – warknęłam. Zawsze wpadałam w zły humor,
gdy ktoś określał mnie w ten sposób. To określenie brzmi niemal tak samo
negatywnie jak „pedofil” czy „psychopata”, w mojej wyobraźni.
– Mi to wszystko nie przeszkadza – powtórzył z uśmiechem.
Złapał moją dłoń i spojrzał mi głęboko w oczy – Więc nie.
– Ale mnie tak – wyrwałam się z jego uścisku i
cofnęłam o krok do tyłu, patrząc na niego spod byka.
– Nie.
Kłóciliśmy się tak jeszcze przez jakiś czas, ale w końcu
Sasuke odpuścił, po tym, jak zagroziłam mu tym, że jednak pójdę sobie do domu. Usiadłam na łóżku i patrzyłam jak powoli sprząta całe
pomieszczenie. Przez cały czas się uśmiechał nucąc, jakąś zupełnie nieznaną mi
melodię pod nosem. Próbowałam ją rozpoznać, ale nie potrafiłam, więc po prostu
siedziałam w milczeniu pochłaniając każdą jej nutę i próbując ją zapamiętać. W pewnym
momencie Uchiha zamilkł, przyglądając mi się bezwstydnie.
Zauważyłam to, ale zignorowałam ten fakt. Brunet szybko
wrócił do wcześniejszego zajęcia. Przyznam szczerze, że gapienie się jak
chłopak sprząta swój pokój znudziło mnie już po jakiś paru minutach. Długo
myślałam, aż postanowiłam wstać i z nieukrywaną ciekawością podejść do regału z
książkami.
Dotykałam wszystkich książek. Jeździłam palcami po ich
grzbietach, niektóre nawet brałam na chwilkę do ręki i przeglądałam, niby to od
niechcenia ich zawartość. Później odkładałam je starannie na miejsce i
zaczynałam od początku, przy okazji cierpliwie czekając, aż Sasuke skończy
swoje zadanie.
Zupełnie niespodziewane, donośne pukanie do drzwi sprawiło,
że serce fiknęło mi w piersi. Obróciłam się, chcąc poznać tożsamość gościa i uśmiechnęłam
się lekko widząc, że to Itachi. Jego komentarz spowodował u mnie cichy chichot:
– Przyniosłem wam… O mój boże! Sakura powiedz co zrobiłaś z
moim małym braciszkiem? Chcę go z powrotem!
– O co ci chodzi? – zapytałam, podchodząc bliżej niego.
– Dobra, daj spokój debilu. – warknął młodszy Uchiha, odbierając
starszemu tacę z herbatą i podchodząc z nią do biurka.
– Boże! Ktoś sprawił, że Sasuke dobrowolnie sprząta swój
pokój… Nie no, ja myślałem, że załapię się na jakąś intymną akcję, ale jak
widać Haruno wie jak cię wkurzyć i stawia warunki. – roześmiał się Itachi,
drapiąc się za uchem.
Popatrzyliśmy z Sasuke po sobie zawstydzeni i nagle spięci
jak nigdy dotąd… Nie, po prostu to się nie może zdarzyć! Ja sobie tego nie
wyobrażam i koniec tematu. Oczywiście zaraz zaczęłam się drzeć na Itachiego:
– Pojebało cię już do reszty? Ja pierdolę, o czym ty
myślisz, człowieku?! Jak wogóle mogłeś mnie z nim tak połączyć… to jest
nienormalne! Jeśli jeszcze raz…
– Dobra, spoko. – uśmiechnął się starszy z braci, patrząc na
mnie z udawaną skruchą. – Uspokój się.
– Nie uspokoję się! – poczułam jak cała nagromadzona we mnie
do tej pory złość przemieszcza się na policzki. – Zboczeniec!
Skończyło się to tak, że kruczowłosy musiał szybko zwiewać z
pomieszczenia, bo mało co się na niego nie rzuciłam. Wiem, może i przesadzam.
Ale jakoś ten temat jest dla mnie
drażliwy. Nie kręci mnie seks przed pełnoletniością i takie tam sprawy. Nie
wiem, jak ktoś w ogóle może czuć się przez to doroślejszy? Jak dla mnie, to
tylko szczeniackie zachcianki. Chociaż w sumie nigdy o tym nie myślałam tak na
poważnie.
Odwróciłam się w stronę Uchihy. Opierał się ramieniem o
ścianę, z rękami w kieszeniach. Między nami panowała kompletna cisza. Wizyta
Itachiego strasznie nas lub przynajmniej mnie skrępowała. Chciałam wiedzieć,
czy on również nagle nie czuje nóg, a myśli uciekają mu z głowy nie wiadomo
gdzie? Jednak mimo tego nie mogłam nic powiedzieć. Chyba nagły stres
spowodował, że w moim gardle pojawiła się wielka gula, blokująca wszystkie
dźwięki. Podniosłam wzrok na jego twarz, wiedząc, że tylko tam są ukryte
wszystkie emocje bruneta.
I nagle dojrzałam to. To było w jego spojrzeniu, które mówiło
mi… tak, ten sposób w jaki na mnie patrzył… jak śledził moje ruchy, zmierzające
teraz w jego stronę – to wszystko mówiło mi, że jemu chyba też chodzi o to. Niby nic wielkiego nie zrobił, ale
znów nie mogłam sobie przypomnieć jak mam na imię... co ja w ogóle tu robię?
Liczyły się tylko te jego oczy.
– Sasuke – powiedziałam zahipnotyzowana.
Spojrzenie chłopaka się rozświeciło, łobuzerski uśmiech
wkradł się na twarz. Odbił się nonszalancko od ściany i podszedł do mnie powoli,
niby to od niechcenia. Złapał moją twarz w obydwie dłonie i zaczął całować
leniwie, ospałe, lecz tak bardzo namiętnie, że zapomniałam, serio zapomniałam jak się nazywam.
Poczułam jak ciepłe, męskie dłonie zakleszczają mnie w szczelnym i silnym
uścisku. Chyba się uśmiechnęłam, pomimo stałej obecności jego ust na moich.
Zrobiło mi się słabo, więc cofnęłam się o parę kroków, ciągnąc Sasuke za sobą.
Nagle napotkałam opór, a moje kolana uginają
się pod jego wpływem, Opadliśmy delikatnie na miękki materac, nie przerywając
wzajemnych pieszczot. Dłonie chłopaka były wszędzie. Głaskały moją twarz,
włosy. Jeździły po moich ramionach, talii, plecach. W górę i w dół… i w prawo i
w lewo, by zaraz później przenieść się na brzuch.
Boże, jak dobrze, że założyłam bluzę, a nie na przykład
koszulę. To jednak nie przeszkodziło szorstkim palcom chłopaka wkraść się pod
materiał i badać skórę mojego brzucha. Nie wiem, naprawdę nie pamiętam czy
wzdychałam, czy może raczej już dyszałam. Pamiętam tylko, że było mi strasznie…
niewyobrażalnie gorąco.
Niewyobrażalnie dobrze… i niewyobrażalnie dziwnie.
Nigdy nie czułam czegoś podobnego przy nikim. Jednak to co
robił z moim ciałem i umysłem brunet wydawało mi się to bardziej niebezpiecznie
niż pociągające.
Położyłam dłonie na jego piersiach i delikatnie na niego
naparłam, przerywając trwające już dobre parę minut pieszczoty. Spojrzałam mu w
oczy zawstydzona, kręcąc zaprzeczająco głową. W moich ulubionych dwóch czarnych
dziurach malowało się rozczarowanie. Miał też lekko zaróżowione policzki…
chwila – czyżby się zarumienił? No cóż, czyli ja również potrafię doprowadzić
kogoś do stanu kompletnej niemocy? Zamrugałam kilkakrotnie, by oderwać się od
jego magnetyzujących oczu.
– Może pójdziesz się wykąpać, zanim Itachi lub mama zajmą ci
łazienkę? – zaproponował, siadając obok mnie na łóżku. Nie patrzył się bezpośrednio na mnie, tylko na mój brzuch… albo i nie na brzuch tylko trochę wyżej, licho go wie.
– Może to i dobry pomysł. – odpowiedziałam podnosząc się do
pozycji siedzącej. Między nami
panowała strasznie napięta atmosfera. Czuć było to dziwne napięcie pomiędzy
naszymi ciałami. To się chyba nazywa chemią.
Zgodnie z propozycją bruneta wzięłam swoją torbę z podłogi
(ogólnie, to kiedy ja ją tam położyłam?) i na czuja podreptałam do łazienki,
która jak się okazało, była dokładnie tam, gdzie u mnie w domu (no kto by się
spodziewał?). Zamknęłam za sobą starannie drzwi i rozebrałam się. Mikoto dobrze
przewidziała, że zapomnę ręcznika, więc położyła mi go na półce z karteczką
podpisaną moim imieniem. Miło z jej strony.
Odkręciłam kurek z ciepłą wodą i pozwoliłam jej, by zmyła ze
mnie całe skrępowanie… ogólnie wszystkie uczucia z ostatnich czterdziestu
minut. Oparłam głowę o ścianę co rusz zamykając i otwierając oczy.
* * *
Jakiś czas
później…
Boże, co się dzieje? Dlaczego nie mogę się pozbyć tego z
głowy? Przecież mogę nad sobą panować. Znam swoje granice. Ale coś mnie
uderzyło podczas wizyty Itachiego. Przecież nie powinienem się wstydzić i
Sakura również, bo to było normalne, że Itachi sobie z nas żartował i to na
takie typowo zboczone tematy… tylko, że to wcale nie było śmieszne. Czy
chciałbym w ten sposób doświadczyć Haruno?
Nie.
Dlaczego?
Bo nie.
Po pierwsze, to wiem, że prędzej Sakura oddałaby mózg do
przeszczepu niż przespała się ze mną, to oczywiste. Po drugie, gdybym ja tego
rzeczywiście chciał i gdybym to zrobił, to nie mógłbym później spojrzeć w
lustro, co dopiero na różowowłosą. Po trzecie, Sakura nigdy by mi nie
wybaczyła, gdybym zrobił jej coś takiego bez jej zgody. Po czwarte, jestem
pewien niemal na dziewięćdziesiąt procent, że i Itachi i moi rodzice dzisiaj w
nocy będą podsłuchiwać, o czym rozmawiamy i co robimy…. Przynajmniej mama i
Itachi, taty o nic nie podejrzewam. Tak więc, jeżeli Sakura sama nie wysunie mi
takiej propozycji, ja niczego nie zrobię. Przynajmniej nie dzisiaj.
Nagle drzwi od mojej sypialni otworzyły się, a do środka
wkroczyła cicho różowowłosa. Miała mokre włosy, z których usilnie próbowała
wycisnąć wszystkie kropelki wody, jakie jeszcze tam pozostały. Pomimo tego, że
ubrana była w czarne spodnie od dresu i jakiś zwykłą białą bluzkę (oczywiście
na długi rękaw) to prezentowała się nadzwyczaj ładnie. Nie miała pomalowanych
oczu, ani podkładu czy innych takich tam bzdurnych świństw… po prostu ani grama
kosmetyków, a mimo to wyglądała tak samo pięknie jak zazwyczaj. Uśmiechnąłem
się lekko pod nosem, kiedy zauważyła jak się jej przyglądam.
– Co jest? – zapytała zdezoriętowana.
– Nic. – odpowiedziałem, wstając.
Podszedłem do Sakury i pocałowałem ją w czoło z takim samym
uśmiechem co wcześniej.
– Teraz moja kolej. – dodałem na odchodne, opuszczając
pomieszczenie.
Podczas tego zwykłego, wieczornego rytuału ,
przygotowującego moje ciało do snu, miałem parę chwil na refleksje sam na sam
ze sobą. Przynajmniej na chociażby częściowe myślenie o poważnych rzeczach, do
czego przyczynił się Itachi, waląc nieustannie w drzwi.
– Sasuke, braciszku…
– wrzasnął raz jeszcze – wpuść mnie no!
– Nie, spierdalaj. – warknąłem, nakładając pastę do zębów na
szczoteczkę.
– Sasuke –
oburzyła się mama – Wyrażaj się.
– Nie,
najpierw on ma sobie stąd iść. – powiedziałem, wkładając szczoteczkę do ust.
– Idź sobie stąd,
Itachi. – usłyszałem stanowczy ton mamy – A ty masz mnie tam wpuścić.
– Ale mamo! Teraz jest moja kolej… – zaczął
mój brat, ale mama oczywiście mu przerwała.
– Nie interesuje mnie to, do siebie
marsz!... Wpuść mnie, no!
– TO JEST NIE FAIR! – jęczał
dalej.
– Zamknij się i do pokoju w tej chwili!
Mój Boże, biedny Itachi. Mama na niego krzyczy, ja na niego
krzyczę… nawet Sakura na niego krzyczy. Może i to było nie fair, ale teraz była
moja kolej.
– Wasze zachowanie kwalifikuje się pod patologię… –
stwierdziłem.
– Sasuke! Licz się ze słowami… – zagrzmiała mama. – W tej
chwili mnie tam wpuść!
Przewróciłem oczami, czując, że zaraz się porzygam od tych
wrzasków. Podszedłem więc nieśpiesznie do drzwi i otworzyłem je z podobnie
poirytowaną miną. Mama szybko się wepchnęła, a ja zamknąłem je tuż przed nosem
rozhisteryzowanego Itachiego.
– Zabiję was kiedyś. – westchnęła ciężko mama, grzebiąc w
swojej szafce. Odwróciłem się przodem do lustra, wypluwając pastę do umywalki.
Widziałem w odbiciu, jak krząta się po łazience. Przepłukałem usta i twarz
zimną wodą. Podniosłem wzrok, wycierając się ręcznikiem na mamę.
– Jezu, mamo! – wrzasnąłem, niczym mały chłopiec.
– Co? – zapytała zdezoriętowana.
– Musisz serio teraz? – warknąłem, odwieszając na miejsce
ręcznik.
– No a niby po co tu weszłam? – zakpiła, odpinając zapięcie stanika.
Odwróciłem wzrok, zaciskając usta w linijkę.
Nie wiem, czy może we wszystkich domach, czy może tylko w
moim, czy wszystkie mamy nie wstydzą się rozbierać do kąpieli przy swoich
synach, ale moja zdecydowanie należała do tej bezwstydnej części matek.
– Wiem, – zaczęła mama kładąc rękę na moim ramieniu i stając
obok mnie prawie naga – że wolałbyś widzieć Sakurę na moim miejscu, synek, ale…
– Mamo! Co ty w ogóle sugerujesz?! – pisnąłem. – Jaki kurna
synek?
– Dobrze, synek… – przewróciła oczami (robiąc to
wyglądaliśmy dokładnie jak jeden chuj) – Mój mały mężczyzna.
– Daj sobie spokój. – stęknąłem, całując ją w czoło –
Dobranoc.
– Jasne, pa. – pożegnała mnie.
Przemknąłem niezauważony po korytarzu, do swojego pokoju.
Zamknąłem za sobą drzwi jak najciszej i odwróciłem się w stronę łóżka,
spodziewając się zdumionego, kociego spojrzenia Sakury. Nie zastałem go jednak,
ponieważ jego właścicielka spała sobie smacznie, wtulona w poduszkę po prawej
stronie łóżka, podczas gdy reszta jej ciała była na lewej… tak, typ osoby,
która zajmuje całe łóżko dla siebie.
Nieśpiesznie, tak żeby jej nie obudzić przełożyłem ją na „jej”
stronę łóżka, a sam położyłem się na „swojej”. Przykryłem ją kołdrą i patrzyłem
ja spokojnie oddycha. Westchnąłem cicho, kiedy zacząłem powoli odpływać w
krainę snów. Otworzyłem jednak zdumiony oczy, kiedy moje ciało, tak jakby samo
z siebie, przewróciło się w stronę różowowłosej i przyciągnęło ją do siebie.
– Tak chyba będzie lepiej – wymamrotała nieprzytomnie w
moją koszulkę.
– Też tak sądzę – powiedziałem cicho. O Boże, dlaczego tak
nie może być co wieczór?
– … przykryj się, debilu.
– Nie chcę – odparłem dobitnie.
– Mam to gdzieś – stwierdziła, zarzucając ledwo co na mnie
kołdrę. Zawsze musi kurwa postawić na swoim. Ale niech jej będzie – przykryłem
się. I nim się obejrzałem, odpłynąłem w sen.
NOOOOOOOOOOOOOOO DOBRA, WIĘC WIELKIE PRZEPRASZAM
(DOJEBAŁAM KURSYWĄ, PODKREŚLENIEM.. ROBI SIĘ POWAŻNIE) BO WISZĘ WAM
ROZDZIAŁY, WEDŁUG MOJEJ ROZPISKI OCZYWIŚCIE. I OGÓLNIE DAWNO NIC TU NIE
NAPISAŁAM I BARDZO DŁUGO NIE MOGŁAM NIC DOBREGO W OGÓLE NABAZGRAĆ NA TEN
PIEPRZONY ROZDZIAŁ 14, WIĘC JESZCZE RAZ PRZEPRASZAM. NO TO, TO JEST PIERWSZA.
SPRAWA DRUGA TO, TO ŻE PROPONUJĘ, ŻEBY
WSZYSCY CI, KTÓRZY CHCĄ BYĆ POWIADAMIANI O NOWYCH ROZDZIAŁACH DALI MI W KOMACH
SWOJE MAILE LUB NUMERY GG… BO COŚ SIĘ NAM TO ROZJECHAŁO WSZYSTKO.
POZA TYM LICZĘ NA KOMENTARZE ZE STRONY
SZANOWNYCH CZYTELNIKÓW (JEŻELI OCZYWIŚCIE TAKOWYCH POSIADAM, W CO SZCZERZE
WĄTPIĘ) ;)
DO 15!
Cierpiąca Nanase
W końcu się doczekałam :D Fajny rozdział zwłaszcza dobijanie się mamy i Itachiego do łazienki ;) No cóż teraz wystarczy czekać do następnego. Życzę dużo weny ;D A i dziękuje za to, że rozdział był dla mnie :D
OdpowiedzUsuńGdy zaczęłam czytać nie mogłam się odpędzić. Opowiadania jest z taką głębią. Tak strasznie szkoda mi Sakury, tyle wycierpiała przez Sasuke a on na dodatek nie wie, że to on jest powodem jej prób samobójczych. :((
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa jak się zachowa gdy wreszcie zobaczy jej blizny, z tego co pamiętam z poprzednich rozdziałów ma całe ręce i uda, tak? Biedna. ;C
I jestem również ciekawa czy sobie przypomni jak ją zranił.
No cóż, mam nadzieję, że znajdziesz czas i nowa notka pojawi się u nas szybiutko.
Zapraszam również do siebie, http://kroniki-konohy.blogspot.com/ .
Pozdrawiam i życze dużo weny. ;**
P.S. Czy mogłabyś mnie powiadamiać na gg? Byłabym wdzięczna.
~40945340
hej kiedy można spodziewać się następnego rozdziału? :D
OdpowiedzUsuńJeszcze w tym tygodniu :) Mam nadzieję.
UsuńTo super :D
OdpowiedzUsuń