Music

poniedziałek, 9 września 2013

Paradise roz.13


Jejku, jak ja nienawidziłam się nie wyspawać! Najgorsze jest później to całe otumanienie i chęć wrócenia do cieplutkiego łóżeczka, które aż skomle o moje towarzystwo. Jednak, niestety – w rzeczywistym świecie, (na który tak narzekamy, a przecież sami go takim stworzyliśmy) nie ma miejsca na refleksje i chwilkę odpoczynku.

Trzeba obudzić się rano, najlepiej o szóstej lub jeszcze wcześniej, wcisnąć się w ten przeklęty mundurek, zejść na dół, być uprzejmym dla rodziców i znosić ich towarzystwo przez przynajmniej kwadrans, a później zapierdalać do szkoły, nie wiadomo po co, bo przecież i tak wiedza w niej wpajana do naszych umysłów, nie przyda się nam do znalezienia dobrze opłacalnej pracy i założenia rodziny, prawda? Jednak mimo wszystko, robimy to co nam każą, a później wszyscy dziwią się, dlaczego życie daje nam porządnego kopa w dupę, zamiast marchewki. Tak jest smutna rzeczywistość – moja rzeczywistość.

Zgodnie z planem dnia uczennicy drugiej klasy liceum, wstałam punkt szósta i robiłam to, co każdego ranka.

1.    Z oporem maniaka wygrzebałam się z pościeli i wstałam z łóżka.

2.     Pędem pognałam do łazienki.

3.    Gdy skończyłam się szorować, szczotkować i inne takie, ubrałam to przeklęte wdzianko.

4.    Zeszłam na dół.

5.    Zmierzyłam się z rodziną (bez kłótni i takich tam)

6.    Spakowałam torbę.

7.    Wyruszyłam na podbój tego mordoru, zwanego placówką edukacyjną.

Po drodze nie spotkałam żadnej znajomej mi osoby. Może zapytacie się, dlaczego idę na piechotę i co się stało z moim ukochanym, najszybszym na dzielnicy motorem? Stoi sobie osamotniony w garażu i czeka na swojego nowego właściciela, czyli Kaigo. To pomysł rodziców, którzy uznali, że jak dla dziewczyny, to nie jest odpowiedni pojazd, szczególnie w zimę. Dlatego z chęcią oddali go mojemu bratu, za co teraz jestem na nich obrażona. I to śmiertelnie. Jasne, boją się o mnie – raczej nie mogą już znieść narzekać Kaigo, że musi jeździć na uczelnię autobusem, chociaż jest w centrum Tokio, a ja mogę jeździć motorem do liceum, które jest parę ulic dalej. Bla bla bla.

Weszłam do szkoły z lekkim opóźnieniem. Jednak, kiedy przechodziłam obok pokoju nauczycielskiego widziałam, jak Kakashi dopiero co parzy sobie kawę, więc będąc na schodach, zwolniłam kroku. W ten sposób, po paru minutach wspinaczki na ostatnie piętro budynku, dotarłam pod klasę. Przy sali zastałam jedynie garstkę osób, w tym Hinatę i brunetkę imieniem TenTen.

TenTen była moją… powiedzmy, że dobrą znajomą. Znałyśmy się ze wspólnych lekcji W–F. Ale nie była to jakaś tam wielka przyjaźń, po prostu mówiłyśmy sobie cześć. Podeszłam do dziewczyn.

– Cześć – przywitały mnie, zanim zdążyłam się pierwsza odezwać.

– No hej. – odpowiedziałam cicho – Co tu robisz? Już po dzwonku.

– Dzisiaj mamy z wami łączone lekcje, bo nie ma większości uczniów z naszej klasy. – wskazała na grupkę kompletnie nieznanych mi osób. Ach, przecież dzisiaj 2 stycznia, dzień wielkiego kaca wśród klas trzecich! Zapomniałam.

– Rozumiem. – mruknęłam.

– Ugh, dlaczego Kakashi–sensei jeszcze nie przyszedł? – zdenerwowała się Hinata. Jakby nie wiedziała.

– Gdy przechodziłam obok nauczycielskiego, widziałam go. Wyglądał tak, jakby nawet nie miał zamiaru się tutaj pojawić, więc wyluzuj, Hinata. – stwierdziłam kpiąco.

Obydwie dziewczyny spojrzały na mnie w pewnym stopniu z niechęcią. Mimo, że po Hyudze nie było tego tak widać, jak po TenTen, to wiedziałam, że nie spodobał się jej ton mojej wypowiedzi. No, ale trudno. Mogła nie zadawać głupiego pytania, na które odpowiedź byłą chyba bardziej oczywista od tego, że to właśnie blondasek przytulał mnie w tamtym momencie od tyłu.

– No siema, piękna. – zamruczał mi do ucha.

Natychmiast wyrwałam się z jego uścisku. No co on sobie myślał?! Ja mam chłopaka, który swoją drogą przyszedł razem z nim i spoglądał na mnie z dziwnym uśmieszkiem. Zarumieniłam się, i nerwowo poprawiłam marynarkę od mundurka.

– No czego się gapisz? – zapytałam pośpiesznie.

Uchiha prychnął.

– O której wyszłaś do szkoły? – spytał w odpowiedzi. – Umawialiśmy się, że pójdziemy razem, później zajrzymy po Naruto. A ciebie nie…

– Zapomniałam. – wysyczałam, przerywając mu.

– O co ci chodzi, Sakura–san? – zdziwiła się Hinata.

Nie odpowiedziałam. Sama nie wiedziałam, dlaczego nagle wszystko, nawet nieustannie śledzenie mnie przez oczy Uchihy, wkurzało mnie bardziej niż pogoda. Chyba po prostu miałam taki zły dzień.

W ciągu pięciu następnych minut dołączyło do naszej grupki pozostałe trzy czwarte klasy, a nie długo potem zjawił się również nasz wychowawca, łaskawie otwierając nam drzwi. Zajęliśmy posłusznie swoje miejsca, dzisiaj bez wyjątku – w absolutnym nierozgarnięciu i hałasie. No może z wyjątkiem mnie i mojego ławkowego sąsiada. My w milczeniu zasiedliśmy do ostatniego stolika w środkowym rzędzie i z równym zainteresowaniem co przy wchodzeniu, podziwialiśmy całą sytuację.

– Zamknąć się, ludzie. – powiedział siwowłosy na tyle głośno, by do każdego to dotarło.

I dotarło. Nagle wszyscy zamilkli i uspokoili się.

– O co chodzi? – zapytała, zniecierpliwiona Ino.

– Mam dla was ważną nowinę, która na pewno nas wszystkich ucieszy.

– Streszczaj się pan, spać mi się chce. – ponaglił go Shikamaru.

Hatake puścił tą uwagę mimo uszu, co wyraźnie zirytowało naszego klasowego śpiocha. Mimo to, nauczyciel kontynuował:

– Od dziś, nasza klasa powiększy się o jedną osobę. Nasza nowa koleżanka przybyła tu aż z Tokio, więc mam nadzieję, że okażecie jej prawdziwą sympatię i pokażecie poziom nie gorszy od tego, jaki poznała w poprzedniej szkole. Pomożecie jej również w zapoznaniu się z zasadami rządzącymi w naszej klasie oraz atmosferą w niej panującą.

– Czyli zrobimy wszystko to, za co pan odpowiada. – stwierdziłam głośno, na co mężczyzna się uśmiechnął i odpowiedział:

– Doskonale mnie zrozumiałaś, Haruno. Piątka z odpowiedzi.

Prychnęłam, gdy po klasie rozległ się pomruk zażenowania, gdyż siwowłosy jak zwykle postawił komuś dobrą ocenę, tak naprawdę za nic.

– Dziękuję. Kiedy poznamy tą panienkę z Tokio? – spytałam, chociaż doskonale znałam odpowiedź.

– Za chwilę. – odparł Kakashi oraz nie zbyt pośpiesznie podszedł do drzwi wejściowych i otworzył je.

Do środka wkroczyła dziewczyna, której zdaje się, że już w tamtym momencie, nienawidziłam.

* * *

Kiedy Saya przekroczyła próg klasy, złapałem kurczowo dłoń Sakury. Różowowłosa na początku chciała ją wyrwać, ale nieco później się uspokoiła i odwzajemniła uścisk. W między czasie Saya przedstawiała się klasie:

– Witajcie! – zaczęła energicznie i z entuzjazmem, jakiego żaden uczeń tej klasy nie czuł w tamtym momencie – Nazywam się Hiyugashi Saya i przeniosłam się tutaj z Tokio. Mam nadzieję, że szybko się wszyscy zakolegujemy i będziemy tworzyć jedność, jako klasa.

– Możesz usiąść na tamtym miejscu, obok Saia. – dopowiedział jeszcze nauczyciel, zanim zajął swoje miejsce. – A wy, wracajcie do swoich zajęć.

Po chwili, w klasie znów zapanował chaos. Saya (co było wyraźnie widać po jej buźce) była w… szoku? To bardzo trafne określenie. O jeżeli ja opuściłem to stado wariatów na zaledwie rok, to ona nie widziała się z nami wszystkimi od podstawówki.

* * *

Cała historia z Sayą Hiyugashi zaczyna się, gdy wszyscy razem (takie małe urocze dzieci, będące najlepszymi przyjaciółmi z podwórka) idziemy do szkoły podstawowej. Wtedy też Sasuke stwierdza nagle, że jest zakochany. Nie, nie we mnie – właśnie w Sayi Hiyugashi. Ogólnie to ja i Naruto (jego ówcześni najlepsi przyjaciele) dowiedzieliśmy się jako pierwsi i jedyni. Pewnie domyślacie się, jaka ja byłam szczęśliwa, prawda?  Jednak, żebyście widzieli ten uśmiech, kiedy o niej wtedy mówił. Po prostu niepowtarzalny. I nie pomagało mi, że i Naruto i Itachi pocieszali mnie i mówili, że wszystko będzie dobrze. Powoli staczałam się na dno morza przygnębienia. Byłam tym dobita do tego stopnia, że nawet nie potrafiłam udawać przy nim, że się cieszę. Nigdy nie mogłam zdobyć się na chociażby mały uśmiech, bo za bardzo mnie to bolało. I tak ciągnęło się to całe przedstawienie przez całą podstawówkę.

Pewnego lipcowego popołudnia, w wakacje pomiędzy szóstą klasą a pierwszą gimnazjum, Saya poprosiła Sasuke o spotkanie. Oczywiście, niedługo potem Uchiha przybiegł do mnie i do Uzumakiego na plac zabaw i powiedział nam o wszystkim, z czego wyratował mnie Naruto, ciesząc się za nas oboje i przyjmując całą uwagę bruneta na siebie.

Jednak już następnego dnia, który akurat tak się złożyło, że był dniem trzynastych urodzin Sasuke coś w nim pękło. Tego popołudnia blondyn dostał szlaban od rodziców i nie mógł nam towarzyszyć na placu zabaw, w parku. Poszłam tam więc sama, wiedząc, że jubilat już na mnie czeka. Lecz gdy go ujrzałam, to byłam pewna, że spotkanie z jego wymarzoną dziewczyną nie przebiegło pomyślnie.

– Co ci jest, Sasuke–kun? – zapytałam nieśmiało, siadając na huśtawce obok bruneta.

– A co cię to obchodzi? – warknął na mnie.

Przeszedł mnie dreszcz, ponieważ nigdy tego nie robił.

– Sasuke–kun… – wszeptałam zszokowana.

Chłopak nawet nie spojrzał na mnie. Wręcz przeciwnie, odwrócił głowę w drugą stronę i zamiast przeprosić, zapytał:

– Gdzie Naruto?

– Ma szlaban od rodziców. Dzisiaj nie przyjdzie.

– No to zajebiście. – warknął po raz drugi, szurając nogą w żwirze pod huśtawkami.

– Co się stało? – spytałam ponownie.

Nic, cisza.

– Sasuke… – zaczęłam, ale urwałam widząc jego chłodne spojrzenie.

– Nie będę z tobą o tym gadać.

– Dlaczego?

– Bo mnie nie zrozumiesz. Jak zawsze. Ty nie wiesz, jak to jest, gdy ktoś, kogo kochasz ponad życie odtrąca cię tak po prostu… jak zwykłą kupę gówna. – wysyczał.

Dobry boże, myślałam, że w tamtym momencie przywalę mu w ten jego niepowtarzalnie przystojny ryj.

– Czyżby? – tym razem to ja warknęłam.

– A nie? Niby kogo ty kochasz? Ty widzisz tylko siebie. Zawsze tylko i wyłącznie siebie. Nie interesuje cię nawet moje szczęście. Myślisz, że nie widziałem twojej miny, za każdym razem, gdy mówiłem ci o Sayi?!

– Jeny, ty chyba naprawdę jesteś ślepy! Jak możesz w ogóle tak mówić?! –wstałam i wykrzyczałam mu prosto w twarz – Przecież ja kocham cię bardziej niż cokolwiek innego na świecie! To ty jesteś moim światem, zawsze nim byłeś.

– Sakura… nie rób sobie ze mnie jaj. – powiedział już normalnym tonem, a jego twarz nagle stała się tak poważna jak nigdy dotąd.

– Nie robię. – wszeptałam i uciekłam.

Reszta historii chyba jest oczywista, prawda? To po tym wydarzeniu pierwszy raz TO zrobiłam. Ale nie żałuję. Wtedy już nie myślałam o niczym, poza tym, żeby moje cierpienie wreszcie się skończyło. I tak zagłębiałam się coraz bardziej.

Następnego dnia Naruto opowiedział mi przez telefon, co się takiego wydarzyło na tamtym feralnym spotkaniu. Okazało się, że Uchiha wyznał Sayi swoje uczucia, ale ta wywłoka go wyśmiała, poczym oznajmiła, że wyjeżdża i nie wie, czy w ogóle jeszcze wróci. Sasuke był innymi słowy załamany. Uzumaki wysłuchał go (także tego, że wyznałam mu swoje uczucia, a on jeszcze otwarcie mnie wyśmiał w obecności blondyna) jak na przyjaciela przystało i kazał mu zapomnieć o Sayi. Chyba nie do końca mu się to udało, sądząc po tym, jak reaguje na nią.

* * *

Późniejsze lekcje minęły w tak mulącej atmosferze, że aż chciało się rzygać. Jednak zanim się obejrzeliśmy, była już ta ostatnia, czyli W–F. Dzisiaj nasz wyjątkowy i zdecydowanie zbyt narwany nauczyciel, Might Guy zdecydował, by grupa dziewcząt oraz grupa chłopców zagra sobie „towarzyski meczyk siatkówki”. Oczywiście większość (w tym ja) była temu przeciwna, ale facet stwierdził, że go to nie obchodzi. Przebraliśmy się więc posłusznie w sportową wersję mundurków i wyszliśmy na rozgrzewkę.

Rozgrzewka, jak co dzień polegała głównie na tym, że nauczyciel się produkował, wydając nam kolejne polecenia, a my kompletnie go olewaliśmy, robiąc sobie tak zwaną „bekę” ze wszystkiego. Niektórzy z nas, chłopców, robili sobie nawzajem kawały, inni podziwiali ciała naszych klasowych koleżanek, a jeszcze inni, jak ja i reszta moich kumpli po prostu rozmawiali ze sobą o byle czym.

To samo dotyczyło dziewcząt. One również śmiały się ze wszystkiego, gadały o chłopakach, na tyle głośno, byśmy (niby przypadkiem) wszystko usłyszeli. No i oczywiście były też takie, jak ja, czyli po prostu rozmawiające o niczym. Była też Sakura – milcząca i aktualnie leżąca na parkiecie. Muszę przyznać, że wyglądała dosyć komicznie, jako jedyna, ubrana w białą bluzkę na długi, nie krótki rękaw, niemal nieprzyzwoicie wyciętych spodenkach i tych jej rajstopach w biało czarne paski.

Kiedy zabrzmiał gwizdek Guya, ogłaszający początek meczu, podszedłem do Haruno i jak prawdziwy dżentelmen, podałem jej rękę, by mogła wstać. Podziękowała mi ślicznym uśmiechem.

Zaczynały dziewczyny. Nie zobaczyłem wśród nich różowowłosej. Zresztą Sayi też. Jednak nie długo zajęło mi odnalezienie ich. Siedziały sobie na ławce rezerwowych i.. rozmawiały ze sobą. Nie chciało mi się w to wierzyć, że Sakura Haruno i Saya Hiyugashi rozmawiają ze sobą jak dwie przyjaciółki. Ale nie miałem czasu się nad tym zastanawiać, ponieważ (jak stwierdził nauczyciel) „mamy pokazać dziewczynom, że ich miejsce jest w łóżku, przy mężczyźnie, a nie na boisku”. Trzeba było więc pokazać, że jesteśmy lepsi w te klocki i wygrać ten jakże pasjonujący mecz.

– No stary, – zaczął Naruto – widzę, że ty to tak jednak na poważnie.

Przyłapałem paru chłopaków z klasy, jak przyglądali się mnie i odchodzącej Haruno.

– Zazdrosny? – zapytałem z szatańskim uśmiechem, zajmując wyznaczoną mi pozycję.

– Jak cholera. – stwierdził grobowym tonem, stając obok mnie. – Ale jestem pewien, że nawet tobie nie zaufa tak, jakbyś tego chciał.

– Czyli? – podałem mu piłkę.

– Nic ci nie pokaże. – przejął ją i odbił na stronę dziewczyn.

– Nie rozumiem. – stwierdziłem i zamiast przyjąć piłkę, po prostu zaatakowałem.

– Każdy z nich wszystkich, – obiegł wzrokiem całą salę gimnastyczną – chce wiedzieć… co takiego słynna Haruno skrywa za długimi rękawami i rajstopami.

– Chodzi ci o to, że każdy jest ciekaw, jak wyglądają jej ręce i nogi?

– Konkretnie, jak wyglądają jej blizny.

– Dlaczego sądzisz, że mi tego nie pokaże? – zdziwiłem się, przechodząc na miejsce zagrywającego.

– Bo nikt ich nie widział. Nawet ja, czy Itachi. N – i – k – t, rozumiesz.

 – Więc będę pierwszy. – zakpiłem z niego.

– Zakład? – zapytał, podając mi dłoń. Rozważyłem wszystkie za i przeciw i powiedziałem:

– Zakład.

* * *

Mimo tego, że za to, co zrobiła Sasuke, od zawsze chciałam ją udusić, to w tamtym momencie miałam wrażenie, że ja i Saya, to tak naprawdę dwie dobre przyjaciółki. Rozmawiałyśmy sobie wesoło o moim związku z Uchihą i ogólnie o tym, co się stało przez te wszystkie lata, kiedy jej nie było. Zapytacie się pewnie, skąd ja mogę wiedzieć, co się działo przez te parę lat, gdy ja byłam w szpitalu? Już wyjaśniam. Naruto – jak prawdziwy przyjaciel, odwiedzał mnie każdego dnia i opowiadał mi dosłownie o wszystkim (nawet o tym, co kto jadł dzisiaj na drugie śniadanie, bylebym nic nie przegapiła). Był ze mną zawsze. Tylko pozazdrościć takiego przyjaciela, no nie? Sama sobie zazdrościłam. Hiyugashi przyznała, że zazdrości mi Naruto, nie Sasuke, a właśnie Naruto. Powiedziała:

– Mieć chłopaka, który na dodatek cię kocha, to szczęście. Tak skarbie, widać to po nim. Jestem pewna, że wszyscy ci go zazdroszczą. – wskazała na Sasuke. – Ale mieć przyjaciela to prawdziwy skarb. Zazdroszczę ci, bo masz komu się zwierzyć. Są w końcu takie rzeczy, które możesz powiedzieć tylko przyjacielowi. I wiem dobrze, że możesz mnie nienawidzić za to, co zrobiłam Sasuke–kun, ale wiedz, że ja zawsze ci tego twojego Naruto zazdrościłam.

Później dodała jeszcze, że przykro jej, iż Uchiha odbił swoje przygnębienie na mnie i tak do się wszystko skończyło. Czyli innymi słowy… przeprosiła mnie. Jednak nie była taka zła, jak mi się od zawsze wydawało.

Lekcja jak lekcja – minęła szybko. Tylko raz zostałam poproszona na boisko, co skończyło się dla Saia wizytą u pielęgniarki. Jakby sądził, iż fakt, że jestem chuda, świadczy od razu o mojej sile. Tu się pomylił. Kiedy ja wychodzę na zagrywkę, drużyna przeciwna musi być z góry przygotowana na klęskę. Wybaczcie, bo może się przechwalam, ale cóż – to prawda. Mam w tej lewej ręce (tak, jestem leworęczna –.–) jakąś nieznaną mi moc, która pozwala mi posyłać zagrywki godne zawodowych siatkarzy (nie siatkarek :333). Dostał piłką parę razy po głowie i tyle, a ja przy okazji zdobyłam punkty dla mojej drużyny.

* * *

Czekałem razem z Naruto na Haruno, pod szkołą. Staliśmy w ciszy, udając, że przysłuchujemy się szkolnej gwarze, która otaczała nas ze wszystkich stron. Tak naprawdę, to słuchaliśmy wzajemnie swojego milczenia. Wiedziałem, że i on, w duchu również śmieje się z nienormalności własnego życia. Dlaczego nie mogliśmy mieć normalnych problemów?

Dlaczego naszym największym zmartwieniem nie mogłoby być na przykład to, że starzy nie chcą nas puścić do kina?

Dlaczego nie moglibyśmy narzekać na pogodę?

Dlaczego nie moglibyśmy się razem śmiać ze wspólnych wygłupów?

Dlaczego musieliśmy się zakochać akurat w tej samej dziewczynie?

Dlaczego nasze życie jest pełne refleksji?

Dlaczego nadal jesteśmy przyjaciółmi, pomimo tego wszystkiego?

To chyba najdziwniejsza, a zarazem najtrwalsza relacja w moim życiu. No tak, to mój przyjaciel. I nawet jeżeli kiedyś (NA PRZYKŁAD, OCZYWIŚCIE‼!) wziąłbym ślub z różowowłosą, to on i tak nim będzie cieszył naszym szczęściem. Taki już jest ten Naruto Uzumaki. Cieszy się szczęściem innych, podczas gdy sam cierpi.

Z letargu nas obu wyrwał dosyć przygnębiony głos dziewczyny:

– Idziemy? – zapytała, zatrzymując się przy mnie, jednak patrząc na Uzumakiego.

– No nie wiem… – zawahał się Naruto. – Powinniśmy chyba zaczekać na resztę.

– Niby dlaczego? – oburzyła się różowowłosa. – Oni są zajęci sobą, a ja sobą.

– Zimno mi. – dodałem, wypuszczając z ust obłoczek pary i chowając ręce głębiej w kieszenie.

– Ja zaczekam. – stwierdził uparcie chłopak, co spotkało się z zaciśnięciem przez Haruno pięści.

– Trudno. – warknęła.

I odeszła. Po prostu.

Za to ja pożegnałem się jak na przyjaciela przystało (pominę to, że Naruto, oczywiście przypomniał mi o zakładzie) i w parę sekund dogoniłem ją. Nie odzywała się, ani słowem. I tak było już do naszej ulicy. Ponownie stanęliśmy pomiędzy naszymi domami. Postanowiłem spróbować swoich sił.

– Sakura? – zapytałem cicho.

Nie zareagowała. Patrzyła się tępo w chodnik. Nie wiedziałem jak mam się zachować. Co powiedzieć. Złapałem ją za rękę. Nie odtrąciła mnie. Wręcz przeciwnie, pogłębiła uścisk.

– Słucham cię. – wyszeptała jakby sama do siebie, znienacka.

– Chciałbym czegoś. – wyznałem przyciągając ją bliżej siebie. Oparła dłonie na moich piersiach.

– Czegoś konkretnego?

– Chciałbym cię zobaczyć. – powiedziałem szczerze. Uświadomiłem sobie, że to nie tylko zakład z Naruto, ale także moje pragnienie.

– To znaczy? – zmarszczyła uroczo brwi.

W odpowiedzi ująłem jej dłonie w swoje i leniwie zsuwałem rękawy jej płaszczyka w dół. Jednak zanim zdołałem odsłonić chociażby skrawek jej mlecznej skóry.

– Nie. – szepnęła stanowczo się ode mnie odsuwając. Czyżby się domyśliła? Zmarszczyła brwi jeszcze bardziej, a w jej oczach z każdą sekundą narastał strach.

– Dlaczego nie? – zapytałem głucho, wypuszczając ją bez walki z objęć.

– A dlaczego tak? – odpowiedziała również pytaniem odchodząc parę kroków do tyłu. Jednak nie w stronę swojego domu, a wzdłuż ulicy.

– Gdzie idziesz? – zapytałem.

– Do podstawówki, po siostrę. Obiecałam mamie. – ponownie spojrzała na mnie. Jej zielone oczy błyszczały zabójczo spomiędzy blado różowej grzywki.

– Tylko poprosiłem. – wyznałem, będąc oczarowany magią jej spojrzenia, na pożegnanie i tak dla jasności. – Poprosiłem.

– Jeśli już musisz prosić, nie proś*. – wyszeptała bezgłośnie i poszła powoli w swoją stronę.

A ja patrzyłem, jak mój cały świat ucieka mi w zaskakująco szybkim tempie.

* * *

Gdy wróciłam z podstawówki, razem z Ochą, wzięłam się za jednoczesne odrabianie lekcji u odgrzewanie wcześniej ugotowanego przez mamę obiadu. O jeżeli z tym pierwszym nie miałam absolutnie żadnego problemu, to nie spalenie jedzenia było dla mnie arcytrudnym zadaniem. Na szczęście, udało mi się nie puścić kuchni z dymem i przypilnować siostrę, żeby zjadła wszystko bez szemrania. Później pomogłam jej odrobić lekcje i poprosiłam, by zajęła się sama sobą, na co zareagowała z wielkim entuzjazmem. Ja natomiast, udałam się na górę, żeby się położyć. Chciałam się jeszcze trochę pouczyć do jutrzejszego sprawdzianu z matematyki, (oczywiście nic nie umiałam) jednak moje plany legły w gruzach, ponieważ zasnęłam.

Otworzyłam oczy dopiero parę godzin później. I nawet nie wiecie, jak bardzo się wystraszyłam widząc twarz Naruto, zaledwie parę centymetrów od mojej. Zakrztusiłam się powietrzem. Blondyn z ciepłym uśmiechem poklepał mnie po plecach.

– Co ty tu robisz? – zdziwiona, zapytałam.

– Leżę. – odparł, zagarniając kosmyk moich włosów za ucho.

– To widzę… jak długo tu jesteś?

– Może godzinę? Może krócej, a może dłużej? Nie wiem. Straciłem poczucie czasu. – odparł rozmarzony, zakładając ręce za głowę i przewracając się na plecy. Uśmiechnęłam się mimowolnie. Kiedyśmy wszyscy tak bardzo porośli? Kiedy ja przeobraziłam się ze zlęknionej dziewczynki, w tak poważną kobietę? Kiedy Naruto z największego rozrabiaki na osiedlu stał się prawdziwym mężczyzną (przynajmniej zewnętrznie).

– Dlaczego mnie nie obudziłeś? – zapytałam, siadając na nim, co wywołało u niego łobuzerski uśmiech. Wiem, że to może nieodpowiednie zachowanie, w stosunku do sytuacji w jakiej się obydwoje znajdujemy, ale ja już tak bardzo się do niego przyzwyczaiłam, że wydało mi się to całkiem naturalne.

– Lubię twoją twarz, jak śpisz. Jesteś przy tym taka urocza. – wyznał, patrząc na mnie uważnie. Tak samo jak Sasuke. Chociaż nie, zdawało mi się. Uzumaki nie mógłby się tak na mnie patrzeć, nie mógłby tego do mnie czuć.

– Czy to znaczy, że nie jestem urocza, tak na co dzień? – zapytałam, udając poirytowaną.

– No wiesz… – blondyn podrapał się po głowie i nie dokończył, gdyż dostał poduszką po twarzy. – Ale ej! Sakurka, nie tak mocno.

Po raz pierwszy, tego dnia, wybuchłam śmiechem.

– Po co przyszedłeś? – wykrztusiłam, gdy w końcu się uspokoiłam.

– Chciałem cię zabrać na ramen, bo dzisiaj jakaś taka smutna byłaś. Wiesz, ramen sposobem na dołka. Co ty na to?

– Ty stawiasz? – zeszłam z niego i pomogłam mu stanąć na łóżku razem ze mną. Trochę przeszkadzała nam zmiętolona pościel, ale co tam.

– Ja stawiam.

– I to nie randka, prawda? – upewniłam się.

– W żadnym wypadku – potwierdził, łapiąc mnie za rękę.

– W takim razie… – uśmiechnęłam się tak ciepło, jak tylko umiałam – Chodźmy.

* * *

Wypad na ramen, jak to z Uzumakim, był tak śmieszny, jak chyba jeszcze nigdy dotąd.  Bardzo mi brakowało takiej beztroski. Blondasek odprowadził mnie pod dom i poruszył temat, nad którym jeszcze się nie zastanawiałam, a w sumie powinnam.

– A co z twoimi urodzinami?

– Z urodzinami? – zdziwiłam się.

– No tak. Sakurka, raz w życiu kończy się osiemnaście lat i powinno się to świętować z należytym szacunkiem.

– Kurwa… – mruknęłam.

– Nie przeklinaj, proszę. – szepnął mi do ucha, łaskocząc mnie przy tym swoim ciepłym oddechem. – Co zamierzasz z tym zrobić?

– Nie wiem, nie mam pomysłu. – jęknęłam, wieszając się na nim. – A ty, masz jakiś?

– Mogę ci wszystko załatwić. Całą imprezę, ale pod jednym warunkiem.

– Czyli?

– Będziesz szczęśliwa, niezależnie od tego, co dla ciebie przygotuję.

– To ciężki warunek… – powiedziałam, ale widząc jego wyczekującą minę, dodałam – Zgoda.

Cierpiąca Nanase

2 komentarze:

  1. fajna notka :) Ciekawe co naruciak wymyśli na urodziny Sakury.Jakoś nie za bardzo przypadła mi do gustu ta cała Saya sadzę, że będzie przez nią dużo kłopotów.No cóż nie zostaje mi nic innego jak czekać na następną :D

    OdpowiedzUsuń
  2. kochaam <33
    już nie mogę się doczekać urodzin Saki, bo znając Naruto będzie ciekawie xD
    nie pasuje mi ta cała Saya, mam co do niej mieszane uczucie ://
    czekam na nexta
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń