Jejku, jak ja
nienawidziłam się nie wyspawać! Najgorsze jest później to całe otumanienie i
chęć wrócenia do cieplutkiego łóżeczka, które aż skomle o moje towarzystwo.
Jednak, niestety – w rzeczywistym świecie, (na który tak narzekamy, a przecież
sami go takim stworzyliśmy) nie ma miejsca na refleksje i chwilkę odpoczynku.
Trzeba obudzić się
rano, najlepiej o szóstej lub jeszcze wcześniej, wcisnąć się w ten przeklęty mundurek,
zejść na dół, być uprzejmym dla rodziców i znosić ich towarzystwo przez
przynajmniej kwadrans, a później zapierdalać do szkoły, nie wiadomo po co, bo
przecież i tak wiedza w niej wpajana do naszych umysłów, nie przyda się nam do
znalezienia dobrze opłacalnej pracy i założenia rodziny, prawda? Jednak mimo
wszystko, robimy to co nam każą, a później wszyscy dziwią się, dlaczego życie
daje nam porządnego kopa w dupę, zamiast marchewki. Tak jest smutna
rzeczywistość – moja rzeczywistość.
Zgodnie z planem
dnia uczennicy drugiej klasy liceum, wstałam punkt szósta i robiłam to, co
każdego ranka.
1. Z oporem maniaka wygrzebałam
się z pościeli i wstałam z łóżka.
2. Pędem pognałam do łazienki.
3. Gdy skończyłam się szorować,
szczotkować i inne takie, ubrałam to przeklęte wdzianko.
4. Zeszłam na dół.
5. Zmierzyłam się z rodziną (bez
kłótni i takich tam)
6. Spakowałam torbę.
7. Wyruszyłam na podbój tego
mordoru, zwanego placówką edukacyjną.
Po drodze nie
spotkałam żadnej znajomej mi osoby. Może zapytacie się, dlaczego idę na piechotę
i co się stało z moim ukochanym, najszybszym na dzielnicy motorem? Stoi sobie
osamotniony w garażu i czeka na swojego nowego właściciela, czyli Kaigo. To
pomysł rodziców, którzy uznali, że jak dla dziewczyny, to nie jest odpowiedni
pojazd, szczególnie w zimę. Dlatego z chęcią oddali go mojemu bratu, za co
teraz jestem na nich obrażona. I to śmiertelnie. Jasne, boją się o mnie –
raczej nie mogą już znieść narzekać Kaigo, że musi jeździć na uczelnię
autobusem, chociaż jest w centrum Tokio, a ja mogę jeździć motorem do liceum,
które jest parę ulic dalej. Bla bla bla.
Weszłam do szkoły
z lekkim opóźnieniem. Jednak, kiedy przechodziłam obok pokoju nauczycielskiego
widziałam, jak Kakashi dopiero co parzy sobie kawę, więc będąc na schodach,
zwolniłam kroku. W ten sposób, po paru minutach wspinaczki na ostatnie piętro
budynku, dotarłam pod klasę. Przy sali zastałam jedynie garstkę osób, w tym
Hinatę i brunetkę imieniem TenTen.
TenTen była moją…
powiedzmy, że dobrą znajomą. Znałyśmy się ze wspólnych lekcji W–F. Ale nie była
to jakaś tam wielka przyjaźń, po prostu mówiłyśmy sobie cześć. Podeszłam do
dziewczyn.
– Cześć –
przywitały mnie, zanim zdążyłam się pierwsza odezwać.
– No hej. –
odpowiedziałam cicho – Co tu robisz? Już po dzwonku.
– Dzisiaj mamy z
wami łączone lekcje, bo nie ma większości uczniów z naszej klasy. – wskazała na
grupkę kompletnie nieznanych mi osób. Ach, przecież dzisiaj 2 stycznia, dzień
wielkiego kaca wśród klas trzecich! Zapomniałam.
– Rozumiem. –
mruknęłam.
– Ugh, dlaczego
Kakashi–sensei jeszcze nie przyszedł? – zdenerwowała się Hinata. Jakby nie
wiedziała.
– Gdy
przechodziłam obok nauczycielskiego, widziałam go. Wyglądał tak, jakby nawet
nie miał zamiaru się tutaj pojawić, więc wyluzuj, Hinata. – stwierdziłam
kpiąco.
Obydwie dziewczyny
spojrzały na mnie w pewnym stopniu z niechęcią. Mimo, że po Hyudze nie było
tego tak widać, jak po TenTen, to wiedziałam, że nie spodobał się jej ton mojej
wypowiedzi. No, ale trudno. Mogła nie zadawać głupiego pytania, na które
odpowiedź byłą chyba bardziej oczywista od tego, że to właśnie blondasek
przytulał mnie w tamtym momencie od tyłu.
– No siema,
piękna. – zamruczał mi do ucha.
Natychmiast
wyrwałam się z jego uścisku. No co on sobie myślał?! Ja mam chłopaka, który
swoją drogą przyszedł razem z nim i spoglądał na mnie z dziwnym uśmieszkiem. Zarumieniłam
się, i nerwowo poprawiłam marynarkę od mundurka.
– No czego się
gapisz? – zapytałam pośpiesznie.
Uchiha prychnął.
– O której wyszłaś
do szkoły? – spytał w odpowiedzi. – Umawialiśmy się, że pójdziemy razem,
później zajrzymy po Naruto. A ciebie nie…
– Zapomniałam. –
wysyczałam, przerywając mu.
– O co ci chodzi,
Sakura–san? – zdziwiła się Hinata.
Nie
odpowiedziałam. Sama nie wiedziałam, dlaczego nagle wszystko, nawet nieustannie
śledzenie mnie przez oczy Uchihy, wkurzało mnie bardziej niż pogoda. Chyba po
prostu miałam taki zły dzień.
W ciągu pięciu
następnych minut dołączyło do naszej grupki pozostałe trzy czwarte klasy, a nie
długo potem zjawił się również nasz wychowawca, łaskawie otwierając nam drzwi.
Zajęliśmy posłusznie swoje miejsca, dzisiaj bez wyjątku – w absolutnym
nierozgarnięciu i hałasie. No może z wyjątkiem mnie i mojego ławkowego sąsiada.
My w milczeniu zasiedliśmy do ostatniego stolika w środkowym rzędzie i z równym
zainteresowaniem co przy wchodzeniu, podziwialiśmy całą sytuację.
– Zamknąć się,
ludzie. – powiedział siwowłosy na tyle głośno, by do każdego to dotarło.
I dotarło. Nagle wszyscy
zamilkli i uspokoili się.
– O co chodzi? –
zapytała, zniecierpliwiona Ino.
– Mam dla was
ważną nowinę, która na pewno nas wszystkich ucieszy.
– Streszczaj się
pan, spać mi się chce. – ponaglił go Shikamaru.
Hatake puścił tą
uwagę mimo uszu, co wyraźnie zirytowało naszego klasowego śpiocha. Mimo to,
nauczyciel kontynuował:
– Od dziś, nasza
klasa powiększy się o jedną osobę. Nasza nowa koleżanka przybyła tu aż z Tokio,
więc mam nadzieję, że okażecie jej prawdziwą sympatię i pokażecie poziom nie
gorszy od tego, jaki poznała w poprzedniej szkole. Pomożecie jej również w
zapoznaniu się z zasadami rządzącymi w naszej klasie oraz atmosferą w niej
panującą.
– Czyli zrobimy
wszystko to, za co pan odpowiada. – stwierdziłam głośno, na co mężczyzna się
uśmiechnął i odpowiedział:
– Doskonale mnie
zrozumiałaś, Haruno. Piątka z odpowiedzi.
Prychnęłam, gdy po
klasie rozległ się pomruk zażenowania, gdyż siwowłosy jak zwykle postawił komuś
dobrą ocenę, tak naprawdę za nic.
– Dziękuję. Kiedy
poznamy tą panienkę z Tokio? – spytałam, chociaż doskonale znałam odpowiedź.
– Za chwilę. –
odparł Kakashi oraz nie zbyt pośpiesznie podszedł do drzwi wejściowych i
otworzył je.
Do środka
wkroczyła dziewczyna, której zdaje się, że już w tamtym momencie,
nienawidziłam.
* * *
Kiedy Saya
przekroczyła próg klasy, złapałem kurczowo dłoń Sakury. Różowowłosa na początku
chciała ją wyrwać, ale nieco później się uspokoiła i odwzajemniła uścisk. W
między czasie Saya przedstawiała się klasie:
– Witajcie! –
zaczęła energicznie i z entuzjazmem, jakiego żaden uczeń tej klasy nie czuł w
tamtym momencie – Nazywam się Hiyugashi Saya i przeniosłam się tutaj z Tokio.
Mam nadzieję, że szybko się wszyscy zakolegujemy i będziemy tworzyć jedność,
jako klasa.
– Możesz usiąść na
tamtym miejscu, obok Saia. – dopowiedział jeszcze nauczyciel, zanim zajął swoje
miejsce. – A wy, wracajcie do swoich zajęć.
Po chwili, w
klasie znów zapanował chaos. Saya (co było wyraźnie widać po jej buźce) była w…
szoku? To bardzo trafne określenie. O jeżeli ja opuściłem to stado wariatów na
zaledwie rok, to ona nie widziała się z nami wszystkimi od podstawówki.
* * *
Cała historia z
Sayą Hiyugashi zaczyna się, gdy wszyscy razem (takie małe urocze dzieci, będące
najlepszymi przyjaciółmi z podwórka) idziemy do szkoły podstawowej. Wtedy też
Sasuke stwierdza nagle, że jest zakochany. Nie, nie we mnie – właśnie w Sayi
Hiyugashi. Ogólnie to ja i Naruto (jego ówcześni najlepsi przyjaciele)
dowiedzieliśmy się jako pierwsi i jedyni. Pewnie domyślacie się, jaka ja byłam
szczęśliwa, prawda? Jednak, żebyście
widzieli ten uśmiech, kiedy o niej wtedy mówił. Po prostu niepowtarzalny. I nie
pomagało mi, że i Naruto i Itachi pocieszali mnie i mówili, że wszystko będzie
dobrze. Powoli staczałam się na dno morza przygnębienia. Byłam tym dobita do
tego stopnia, że nawet nie potrafiłam udawać przy nim, że się cieszę. Nigdy nie
mogłam zdobyć się na chociażby mały uśmiech, bo za bardzo mnie to bolało. I tak
ciągnęło się to całe przedstawienie przez całą podstawówkę.
Pewnego lipcowego
popołudnia, w wakacje pomiędzy szóstą klasą a pierwszą gimnazjum, Saya
poprosiła Sasuke o spotkanie. Oczywiście, niedługo potem Uchiha przybiegł do
mnie i do Uzumakiego na plac zabaw i powiedział nam o wszystkim, z czego
wyratował mnie Naruto, ciesząc się za nas oboje i przyjmując całą uwagę bruneta
na siebie.
Jednak już
następnego dnia, który akurat tak się złożyło, że był dniem trzynastych urodzin
Sasuke coś w nim pękło. Tego popołudnia blondyn dostał szlaban od rodziców i
nie mógł nam towarzyszyć na placu zabaw, w parku. Poszłam tam więc sama,
wiedząc, że jubilat już na mnie czeka. Lecz gdy go ujrzałam, to byłam pewna, że
spotkanie z jego wymarzoną dziewczyną nie przebiegło pomyślnie.
–
Co ci jest, Sasuke–kun? – zapytałam nieśmiało, siadając na huśtawce obok
bruneta.
–
A co cię to obchodzi? – warknął na mnie.
Przeszedł
mnie dreszcz, ponieważ nigdy tego nie robił.
–
Sasuke–kun… – wszeptałam zszokowana.
Chłopak
nawet nie spojrzał na mnie. Wręcz przeciwnie, odwrócił głowę w drugą stronę i
zamiast przeprosić, zapytał:
–
Gdzie Naruto?
–
Ma szlaban od rodziców. Dzisiaj nie przyjdzie.
–
No to zajebiście. – warknął po raz drugi, szurając nogą w żwirze pod
huśtawkami.
–
Co się stało? – spytałam ponownie.
Nic,
cisza.
–
Sasuke… – zaczęłam, ale urwałam widząc jego chłodne spojrzenie.
–
Nie będę z tobą o tym gadać.
–
Dlaczego?
–
Bo mnie nie zrozumiesz. Jak zawsze. Ty nie wiesz, jak to jest, gdy ktoś, kogo
kochasz ponad życie odtrąca cię tak po prostu… jak zwykłą kupę gówna. –
wysyczał.
Dobry
boże, myślałam, że w tamtym momencie przywalę mu w ten jego niepowtarzalnie
przystojny ryj.
–
Czyżby? – tym razem to ja warknęłam.
–
A nie? Niby kogo ty kochasz? Ty widzisz tylko siebie. Zawsze tylko i wyłącznie
siebie. Nie interesuje cię nawet moje szczęście. Myślisz, że nie widziałem
twojej miny, za każdym razem, gdy mówiłem ci o Sayi?!
–
Jeny, ty chyba naprawdę jesteś ślepy! Jak możesz w ogóle tak mówić?! –wstałam i
wykrzyczałam mu prosto w twarz – Przecież ja kocham cię bardziej niż cokolwiek
innego na świecie! To ty jesteś moim światem, zawsze nim byłeś.
–
Sakura… nie rób sobie ze mnie jaj. – powiedział już normalnym tonem, a jego
twarz nagle stała się tak poważna jak nigdy dotąd.
–
Nie robię. – wszeptałam i uciekłam.
Reszta
historii chyba jest oczywista, prawda? To po tym wydarzeniu pierwszy raz TO
zrobiłam. Ale nie żałuję. Wtedy już nie myślałam o niczym, poza tym, żeby moje
cierpienie wreszcie się skończyło. I tak zagłębiałam się coraz bardziej.
Następnego dnia Naruto
opowiedział mi przez telefon, co się takiego wydarzyło na tamtym feralnym
spotkaniu. Okazało się, że Uchiha wyznał Sayi swoje uczucia, ale ta wywłoka go
wyśmiała, poczym oznajmiła, że wyjeżdża i nie wie, czy w ogóle jeszcze wróci. Sasuke
był innymi słowy załamany. Uzumaki wysłuchał go (także tego, że wyznałam mu
swoje uczucia, a on jeszcze otwarcie mnie wyśmiał w obecności blondyna) jak na
przyjaciela przystało i kazał mu zapomnieć o Sayi. Chyba nie do końca mu się to
udało, sądząc po tym, jak reaguje na nią.
* * *
Późniejsze lekcje
minęły w tak mulącej atmosferze, że aż chciało się rzygać. Jednak zanim się
obejrzeliśmy, była już ta ostatnia, czyli W–F. Dzisiaj nasz wyjątkowy i
zdecydowanie zbyt narwany nauczyciel, Might Guy zdecydował, by grupa dziewcząt
oraz grupa chłopców zagra sobie „towarzyski meczyk siatkówki”. Oczywiście
większość (w tym ja) była temu przeciwna, ale facet stwierdził, że go to nie
obchodzi. Przebraliśmy się więc posłusznie w sportową wersję mundurków i
wyszliśmy na rozgrzewkę.
Rozgrzewka, jak co
dzień polegała głównie na tym, że nauczyciel się produkował, wydając nam
kolejne polecenia, a my kompletnie go olewaliśmy, robiąc sobie tak zwaną „bekę”
ze wszystkiego. Niektórzy z nas, chłopców, robili sobie nawzajem kawały, inni
podziwiali ciała naszych klasowych koleżanek, a jeszcze inni, jak ja i reszta
moich kumpli po prostu rozmawiali ze sobą o byle czym.
To samo dotyczyło
dziewcząt. One również śmiały się ze wszystkiego, gadały o chłopakach, na tyle
głośno, byśmy (niby przypadkiem) wszystko usłyszeli. No i oczywiście były też
takie, jak ja, czyli po prostu rozmawiające o niczym. Była też Sakura –
milcząca i aktualnie leżąca na parkiecie. Muszę przyznać, że wyglądała dosyć
komicznie, jako jedyna, ubrana w białą bluzkę na długi, nie krótki rękaw,
niemal nieprzyzwoicie wyciętych spodenkach i tych jej rajstopach w biało czarne
paski.
Kiedy zabrzmiał
gwizdek Guya, ogłaszający początek meczu, podszedłem do Haruno i jak prawdziwy
dżentelmen, podałem jej rękę, by mogła wstać. Podziękowała mi ślicznym
uśmiechem.
Zaczynały
dziewczyny. Nie zobaczyłem wśród nich różowowłosej. Zresztą Sayi też. Jednak
nie długo zajęło mi odnalezienie ich. Siedziały sobie na ławce rezerwowych i..
rozmawiały ze sobą. Nie chciało mi się w to wierzyć, że Sakura Haruno i Saya
Hiyugashi rozmawiają ze sobą jak dwie przyjaciółki. Ale nie miałem czasu się
nad tym zastanawiać, ponieważ (jak stwierdził nauczyciel) „mamy pokazać
dziewczynom, że ich miejsce jest w łóżku, przy mężczyźnie, a nie na boisku”.
Trzeba było więc pokazać, że jesteśmy lepsi w te klocki i wygrać ten jakże
pasjonujący mecz.
– No stary, –
zaczął Naruto – widzę, że ty to tak jednak na poważnie.
Przyłapałem paru
chłopaków z klasy, jak przyglądali się mnie i odchodzącej Haruno.
– Zazdrosny? –
zapytałem z szatańskim uśmiechem, zajmując wyznaczoną mi pozycję.
– Jak cholera. –
stwierdził grobowym tonem, stając obok mnie. – Ale jestem pewien, że nawet
tobie nie zaufa tak, jakbyś tego chciał.
– Czyli? – podałem
mu piłkę.
– Nic ci nie
pokaże. – przejął ją i odbił na stronę dziewczyn.
– Nie rozumiem. –
stwierdziłem i zamiast przyjąć piłkę, po prostu zaatakowałem.
– Każdy z nich
wszystkich, – obiegł wzrokiem całą salę gimnastyczną – chce wiedzieć… co
takiego słynna Haruno skrywa za długimi rękawami i rajstopami.
– Chodzi ci o to,
że każdy jest ciekaw, jak wyglądają jej ręce i nogi?
– Konkretnie, jak
wyglądają jej blizny.
– Dlaczego
sądzisz, że mi tego nie pokaże? – zdziwiłem się, przechodząc na miejsce
zagrywającego.
– Bo nikt ich nie
widział. Nawet ja, czy Itachi. N – i – k – t, rozumiesz.
– Więc będę pierwszy. – zakpiłem z niego.
– Zakład? –
zapytał, podając mi dłoń. Rozważyłem wszystkie za i przeciw i powiedziałem:
– Zakład.
* * *
Mimo tego, że za
to, co zrobiła Sasuke, od zawsze chciałam ją udusić, to w tamtym momencie miałam
wrażenie, że ja i Saya, to tak naprawdę dwie dobre przyjaciółki. Rozmawiałyśmy
sobie wesoło o moim związku z Uchihą i ogólnie o tym, co się stało przez te
wszystkie lata, kiedy jej nie było. Zapytacie się pewnie, skąd ja mogę
wiedzieć, co się działo przez te parę lat, gdy ja byłam w szpitalu? Już
wyjaśniam. Naruto – jak prawdziwy przyjaciel, odwiedzał mnie każdego dnia i
opowiadał mi dosłownie o wszystkim (nawet o tym, co kto jadł dzisiaj na drugie
śniadanie, bylebym nic nie przegapiła). Był ze mną zawsze. Tylko pozazdrościć
takiego przyjaciela, no nie? Sama sobie zazdrościłam. Hiyugashi przyznała, że
zazdrości mi Naruto, nie Sasuke, a właśnie Naruto. Powiedziała:
–
Mieć chłopaka, który na dodatek cię kocha, to szczęście. Tak skarbie, widać to
po nim. Jestem pewna, że wszyscy ci go zazdroszczą. – wskazała na Sasuke. – Ale
mieć przyjaciela to prawdziwy skarb. Zazdroszczę ci, bo masz komu się zwierzyć.
Są w końcu takie rzeczy, które możesz powiedzieć tylko przyjacielowi. I wiem
dobrze, że możesz mnie nienawidzić za to, co zrobiłam Sasuke–kun, ale wiedz, że
ja zawsze ci tego twojego Naruto
zazdrościłam.
Później dodała
jeszcze, że przykro jej, iż Uchiha odbił swoje przygnębienie na mnie i tak do
się wszystko skończyło. Czyli innymi słowy… przeprosiła mnie. Jednak nie była
taka zła, jak mi się od zawsze wydawało.
Lekcja jak lekcja
– minęła szybko. Tylko raz zostałam poproszona na boisko, co skończyło się dla
Saia wizytą u pielęgniarki. Jakby sądził, iż fakt, że jestem chuda, świadczy od
razu o mojej sile. Tu się pomylił. Kiedy ja wychodzę na zagrywkę, drużyna
przeciwna musi być z góry przygotowana na klęskę. Wybaczcie, bo może się
przechwalam, ale cóż – to prawda. Mam w tej lewej ręce (tak, jestem leworęczna
–.–) jakąś nieznaną mi moc, która pozwala mi posyłać zagrywki godne zawodowych
siatkarzy (nie siatkarek :333). Dostał piłką parę razy po głowie i tyle, a ja
przy okazji zdobyłam punkty dla mojej drużyny.
* * *
Czekałem razem z
Naruto na Haruno, pod szkołą. Staliśmy w ciszy, udając, że przysłuchujemy się szkolnej
gwarze, która otaczała nas ze wszystkich stron. Tak naprawdę, to słuchaliśmy
wzajemnie swojego milczenia. Wiedziałem, że i on, w duchu również śmieje się z
nienormalności własnego życia. Dlaczego nie mogliśmy mieć normalnych problemów?
Dlaczego naszym
największym zmartwieniem nie mogłoby być na przykład to, że starzy nie chcą nas
puścić do kina?
Dlaczego nie
moglibyśmy narzekać na pogodę?
Dlaczego nie
moglibyśmy się razem śmiać ze wspólnych wygłupów?
Dlaczego
musieliśmy się zakochać akurat w tej samej dziewczynie?
Dlaczego nasze
życie jest pełne refleksji?
Dlaczego nadal
jesteśmy przyjaciółmi, pomimo tego wszystkiego?
To chyba
najdziwniejsza, a zarazem najtrwalsza relacja w moim życiu. No tak, to mój
przyjaciel. I nawet jeżeli kiedyś (NA
PRZYKŁAD, OCZYWIŚCIE‼!) wziąłbym ślub z różowowłosą, to on i tak nim
będzie cieszył naszym szczęściem. Taki już jest ten Naruto Uzumaki. Cieszy się
szczęściem innych, podczas gdy sam cierpi.
Z letargu nas obu
wyrwał dosyć przygnębiony głos dziewczyny:
– Idziemy? –
zapytała, zatrzymując się przy mnie, jednak patrząc na Uzumakiego.
– No nie wiem… –
zawahał się Naruto. – Powinniśmy chyba zaczekać na resztę.
– Niby dlaczego? –
oburzyła się różowowłosa. – Oni są zajęci sobą, a ja sobą.
– Zimno mi. –
dodałem, wypuszczając z ust obłoczek pary i chowając ręce głębiej w kieszenie.
– Ja zaczekam. –
stwierdził uparcie chłopak, co spotkało się z zaciśnięciem przez Haruno pięści.
– Trudno. –
warknęła.
I odeszła. Po
prostu.
Za to ja
pożegnałem się jak na przyjaciela przystało (pominę to, że Naruto, oczywiście
przypomniał mi o zakładzie) i w parę sekund dogoniłem ją. Nie odzywała się, ani
słowem. I tak było już do naszej ulicy. Ponownie stanęliśmy pomiędzy naszymi
domami. Postanowiłem spróbować swoich sił.
– Sakura? – zapytałem
cicho.
Nie zareagowała.
Patrzyła się tępo w chodnik. Nie wiedziałem jak mam się zachować. Co
powiedzieć. Złapałem ją za rękę. Nie odtrąciła mnie. Wręcz przeciwnie,
pogłębiła uścisk.
– Słucham cię. –
wyszeptała jakby sama do siebie, znienacka.
– Chciałbym
czegoś. – wyznałem przyciągając ją bliżej siebie. Oparła dłonie na moich
piersiach.
– Czegoś
konkretnego?
– Chciałbym cię
zobaczyć. – powiedziałem szczerze. Uświadomiłem sobie, że to nie tylko zakład z
Naruto, ale także moje pragnienie.
– To znaczy? –
zmarszczyła uroczo brwi.
W odpowiedzi
ująłem jej dłonie w swoje i leniwie zsuwałem rękawy jej płaszczyka w dół.
Jednak zanim zdołałem odsłonić chociażby skrawek jej mlecznej skóry.
– Nie. – szepnęła
stanowczo się ode mnie odsuwając. Czyżby się domyśliła? Zmarszczyła brwi
jeszcze bardziej, a w jej oczach z każdą sekundą narastał strach.
– Dlaczego nie? –
zapytałem głucho, wypuszczając ją bez walki z objęć.
– A dlaczego tak?
– odpowiedziała również pytaniem odchodząc parę kroków do tyłu. Jednak nie w
stronę swojego domu, a wzdłuż ulicy.
– Gdzie idziesz? –
zapytałem.
– Do podstawówki,
po siostrę. Obiecałam mamie. – ponownie spojrzała na mnie. Jej zielone oczy
błyszczały zabójczo spomiędzy blado różowej grzywki.
– Tylko
poprosiłem. – wyznałem, będąc oczarowany magią jej spojrzenia, na pożegnanie i
tak dla jasności. – Poprosiłem.
– Jeśli już musisz
prosić, nie proś*. – wyszeptała bezgłośnie i poszła powoli w swoją stronę.
A ja patrzyłem,
jak mój cały świat ucieka mi w zaskakująco szybkim tempie.
* * *
Gdy wróciłam z
podstawówki, razem z Ochą, wzięłam się za jednoczesne odrabianie lekcji u
odgrzewanie wcześniej ugotowanego przez mamę obiadu. O jeżeli z tym pierwszym
nie miałam absolutnie żadnego problemu, to nie spalenie jedzenia było dla mnie
arcytrudnym zadaniem. Na szczęście, udało mi się nie puścić kuchni z dymem i
przypilnować siostrę, żeby zjadła wszystko bez szemrania. Później pomogłam jej
odrobić lekcje i poprosiłam, by zajęła się sama sobą, na co zareagowała z
wielkim entuzjazmem. Ja natomiast, udałam się na górę, żeby się położyć. Chciałam
się jeszcze trochę pouczyć do jutrzejszego sprawdzianu z matematyki,
(oczywiście nic nie umiałam) jednak moje plany legły w gruzach, ponieważ
zasnęłam.
Otworzyłam oczy
dopiero parę godzin później. I nawet nie wiecie, jak bardzo się wystraszyłam
widząc twarz Naruto, zaledwie parę centymetrów od mojej. Zakrztusiłam się
powietrzem. Blondyn z ciepłym uśmiechem poklepał mnie po plecach.
– Co ty tu robisz?
– zdziwiona, zapytałam.
– Leżę. – odparł,
zagarniając kosmyk moich włosów za ucho.
– To widzę… jak
długo tu jesteś?
– Może godzinę?
Może krócej, a może dłużej? Nie wiem. Straciłem poczucie czasu. – odparł
rozmarzony, zakładając ręce za głowę i przewracając się na plecy. Uśmiechnęłam
się mimowolnie. Kiedyśmy wszyscy tak bardzo porośli? Kiedy ja przeobraziłam się
ze zlęknionej dziewczynki, w tak poważną kobietę? Kiedy Naruto z największego
rozrabiaki na osiedlu stał się prawdziwym mężczyzną (przynajmniej zewnętrznie).
– Dlaczego mnie
nie obudziłeś? – zapytałam, siadając na nim, co wywołało u niego łobuzerski
uśmiech. Wiem, że to może nieodpowiednie zachowanie, w stosunku do sytuacji w
jakiej się obydwoje znajdujemy, ale ja już tak bardzo się do niego
przyzwyczaiłam, że wydało mi się to całkiem naturalne.
– Lubię twoją
twarz, jak śpisz. Jesteś przy tym taka urocza. – wyznał, patrząc na mnie
uważnie. Tak samo jak Sasuke. Chociaż nie, zdawało mi się. Uzumaki nie mógłby
się tak na mnie patrzeć, nie mógłby tego do mnie czuć.
– Czy to znaczy,
że nie jestem urocza, tak na co dzień? – zapytałam, udając poirytowaną.
– No wiesz… –
blondyn podrapał się po głowie i nie dokończył, gdyż dostał poduszką po twarzy.
– Ale ej! Sakurka, nie tak mocno.
Po raz pierwszy,
tego dnia, wybuchłam śmiechem.
– Po co przyszedłeś?
– wykrztusiłam, gdy w końcu się uspokoiłam.
– Chciałem cię
zabrać na ramen, bo dzisiaj jakaś taka smutna byłaś. Wiesz, ramen sposobem na
dołka. Co ty na to?
– Ty stawiasz? –
zeszłam z niego i pomogłam mu stanąć na łóżku razem ze mną. Trochę przeszkadzała
nam zmiętolona pościel, ale co tam.
– Ja stawiam.
– I to nie randka,
prawda? – upewniłam się.
– W żadnym
wypadku – potwierdził, łapiąc mnie za rękę.
– W takim razie… –
uśmiechnęłam się tak ciepło, jak tylko umiałam – Chodźmy.
* * *
Wypad na ramen,
jak to z Uzumakim, był tak śmieszny, jak chyba jeszcze nigdy dotąd. Bardzo mi brakowało takiej beztroski.
Blondasek odprowadził mnie pod dom i poruszył temat, nad którym jeszcze się nie
zastanawiałam, a w sumie powinnam.
–
A co z twoimi urodzinami?
–
Z urodzinami? – zdziwiłam się.
–
No tak. Sakurka, raz w życiu kończy się osiemnaście lat i powinno się to
świętować z należytym szacunkiem.
–
Kurwa… – mruknęłam.
–
Nie przeklinaj, proszę. – szepnął mi do ucha, łaskocząc mnie przy tym swoim
ciepłym oddechem. – Co zamierzasz z tym zrobić?
–
Nie wiem, nie mam pomysłu. – jęknęłam, wieszając się na nim. – A ty, masz
jakiś?
–
Mogę ci wszystko załatwić. Całą imprezę, ale pod jednym warunkiem.
–
Czyli?
–
Będziesz szczęśliwa, niezależnie od tego, co dla ciebie przygotuję.
–
To ciężki warunek… – powiedziałam, ale widząc jego wyczekującą minę, dodałam –
Zgoda.
Cierpiąca Nanase
fajna notka :) Ciekawe co naruciak wymyśli na urodziny Sakury.Jakoś nie za bardzo przypadła mi do gustu ta cała Saya sadzę, że będzie przez nią dużo kłopotów.No cóż nie zostaje mi nic innego jak czekać na następną :D
OdpowiedzUsuńkochaam <33
OdpowiedzUsuńjuż nie mogę się doczekać urodzin Saki, bo znając Naruto będzie ciekawie xD
nie pasuje mi ta cała Saya, mam co do niej mieszane uczucie ://
czekam na nexta
pozdrawiam