Music

niedziela, 24 listopada 2013

Paradise roz.15



14 Luty (z czym kojarzy się ta data?)

Rano – u Sasuke.


Obudziła mnie rażąca w oczy jasność. Takie wiecie… wkurzające światło. Na dodatek byłam w nie swoim pokoju i nie w swoim łóżku. Powiem szczerze, że pierwszym co mi przyszło na myśl, było wysokie prawdopodobieństwo mojego upicia się na którymś z kolei melanżu u Naruto. Jednak to nie był pokój Uzumakiego. Więc ten pomysł szybko odrzuciłam.

Byłam wtulona w ciało Uchihy. Poznałam po zapachu… poza tym, niby z jakim innym chłopakiem (nie licząc Naruto) mogłabym spać w jednym łóżku?  Nie wiedziałam, która była godzina i jaki mamy dzisiaj dzień tygodnia. Postanowiłam się przewrócić na drugi bok i sprawdzić to na telefonie, lecz silne ramiona bruneta skutecznie mi to uniemożliwiały. Po paru próbach poddałam się, wzdychając ciężko. W ogóle jak to się stało, że leżałam z nim w jednym łóżku? Musiałam po kolei przypomnieć sobie cały wczorajszy wieczór. No tak, Sasuke poprosił mnie, żebym do niego przyszła. A ja oczywiście się zgodziłam. Jak to ja.

Niespodziewanie poczułam, jak Sasuke drgnął, poczym westchnął i … zachichotał.

– Naprawdę myślałaś, że jeszcze śpię?

– Co? – zapytałam, dziwiąc się. No bo ja się tu męczę, nie chcąc go obudzić, a on mi tu wyjeżdża z tekstem, że już nie śpi. Niewychowany (bla bla bla). Znowu zaczął się śmiać. – Czego kurwa rżysz?

– Z twojej miny – wyjaśnił, na co ja uderzyłam celowo czołem o jego tors, chcąc ukryć swój wyraz twarzy.

Ale mimo tego, że się zapeszyłam, chciałam się śmiać. Tak po prostu, bez wysiłku, jakbym była nagle najszczęśliwszą osobą na świecie. A przecież nie byłam. Chociaż, może i byłam?

Pierwszy raz w życiu obudziłam się obok swojego księcia. Niby od zawsze tego chciałam, bo było to prawdopodobnie jedno z tych bardziej skrywanych przeze mnie marzeń, które na dodatek teraz się spełniło. I mogę otwarcie przyznać, że chciałam, żeby tak było już codziennie. Ja i on wtuleni w siebie. Razem, pod jedną cieplutką kołdrą, podczas tych słynnych, zajebistych, japońskich mrozów za oknem. Uroczo.

– Która jest godzina? – spytałam, zadzierając z bezradności głowę do góry, żeby zobaczyć jego twarz. Można by rzec, że prawie złamałam sobie przy tym kark. Dlaczego on musi być taki wielki? No ja się pytam, dlaczego (tak bardzo tekst Is xD/ od autorki)?

– Wydaje mi się, że coś koło szóstej czterdzieści – mruknął, zamykając oczy z wielce prawdopodobnym zamiarem pójścia spać.

Zatem ja przekręciłam się na drugi bok i tym razem skutecznie wyrwałam mu się z objęć, jednocześnie zeskakując z łóżka.

– Ej no… Sakura – jęknął zamiast w moją stronę to w poduszkę – Gdzie ty kurwa idziesz znowu?

– No do łazienki… zaraz się spóźnimy.

– Nie spóźnimy się – stwierdził zaspanym tonem. Podniósł do tego głowę (jej, nareszcie jakieś postępy) i popatrzył na mnie z tak wielką pogardą, że przez moją głowę przeleciała myśl, czy przypadkiem mu nie wpieprzyć.

Ja naprawdę rozumiem, że on jako facet może się przyszykować w góra pięć minut, zważywszy na fakt, że nie czesze włosów. Ale ja, dziewczyna raczej nigdy nie osiągnę tak dobrego czasu. Między nami zapanowało milczenie.

No bo co mieliśmy niby powiedzieć? Obserwowaliśmy się tylko wzajemnie (tak, podniósł na mnie wzrok). Chociaż, po co ze sobą rozmawiać? Lepiej już nic nie mówić, a trwać obok siebie w mówiącej wszystko ciszy. Tak więc, zgodnie ze swoimi planami, udałam się do łazienki. Mimo moich przypuszczeń, cały dom był już na nogach. No z wyjątkiem Sasuke, oczywiście. Na moje szczęście, łazienka była wolna.  

* * *

Bez Sakury jakoś tak pusto było w tym pokoju. Ale przynajmniej czysto. Również wstałem, z zamiarem spakowania plecaka. Pierwszy raz od przynajmniej trzech miesięcy nie musiałem szukać książek, bo wszystkie były w tym samym miejscu. Nie powiem, przyjemne uczucie. Poszło mi więc szybko. Naciągnąłem na siebie mundurek szkolny tuż przed powrotem Sakury. Uśmiechnęła się, widząc mnie ubranego. Odwzajemniłem jej gest, widząc ją również odzianą w licealny mundurek. Razem zeszliśmy na dół.

Przy stole byli wszyscy domownicy. Rodzice, Itachi i Konan. No i jeszcze my. Zasiedliśmy przy stole, witając się ze wszystkimi. Ciekawe, co myśleli w tej chwili moi rodzice?

Czy byli szczęśliwi, że ich synom dobrze się układa, że chcą się z kimś na poważnie związać? A może byli sfrustrowani tym ciągłym sprowadzaniem do domu piątego, czy tak jak w tym przypadku szóstego domownika?

Nie wiedząc czemu, speszyłem się nieco, czując na sobie ciekawskie spojrzenia rodzicielów i starszego brata. Jedynie Konan – najnowsza dziewczyna Itachiego wydawała się w ogóle niewzruszona całą tą sytuacją i bezinteresownie wyglądała przez okno.

Lubiłem ją, za ten brak przesadnych i niepotrzebnych uczuć. Można by powiedzieć, że była starszą odpowiedniczką Haruno. I podobnie jak różowowłosą, znałem ją od małego. Jedna z najlepszych przyjaciółek Sakury i Itachiego. Wiem też, że należała do ich… że się tak wyrażę... grupy. Cicha i spokojna – nie to co mój brat. I powiem szczerze, cieszyłem się, że to właśnie ona siedzi dzisiaj naprzeciwko mnie. Pasowała do Itachiego jak klucz do zamka.

Co do grupy – poznali się nie wiadomo gdzie, chociaż Sakura pierwszy raz zobaczyła ich podczas wizyty u mnie. Wszyscy słuchali podobnej muzyki. Podobnie się ubierali. Mieli podobne poglądy. Byli… otaku. Nie byłem dumny z brata, że jarają go kreskówki, ale chociażby ze względu na Sakurę, tolerowałem to. Kocha się za wszystko, prawda? W końcu, tacy otaku to też ludzie. Zdrowo walnięci, ale ludzie. Moje rozmyślania przerwał nagle głos podekscytowanej Sakury. Chwila moment, podekscytowanej – czy to możliwe?

– Mój Boże, Konan?

– Co? – odparła fioletowowłosa, wyrwana z letargu.

– Co ty tu robisz? – zapytała Haruno, nadal nie schodząc z tonu. Nie, to niemożliwe, żeby Haruno mówiła coś podniecona. To po prostu nie w jej stylu. Ona zawsze jest spokojna i opanowana. Ale do moich uszu naprawdę dobiegał jej [podniecony głos – Jezu, nich mnie ktoś uszczypnie!

– O co ci chodzi, wariatko? – spytał zdziwiony Itachi. Skarciłem go wzrokiem za tą „wariatkę”. Wyszczerzył się do mnie, aczkolwiek udał, że nie widzi mojego spojrzenia.

– Ty… – syknęła różowowłosa, wstając – Czego mi nic nie powiedziałeś, śmieciu?! Dlaczego ja o niczym nie wiem? Cooooo?! Obiecałeś mi… z resztą obydwoje mi obiecaliście, że jak już będziecie razem, to mi pierwszej powiecie, a wy co? Żadnego komunikatu, SMSa, nic! Boże, dlaczego?

– Zluzuj, Lolita! – mruknęła zadziornie Konan, kładąc swoją dłoń na dłoni Haruno. – Ty też mi nic nie powiedziałaś, że kręcisz z młodym.

Sakura – podejrzewam, że z wrażenia – usiadła. Mnie też wcięło, słysząc to stare przezwisko. Od czasu, gdy jesteśmy razem, nie użyłem go ani razu. Jakoś zapomniałem w ogóle, że takowe istnieje. Ale podziałało – Haruno przyznała jej rację i do końca śniadania siedziała cicho.

* * *

Ostatnia lekcja – muzyka, to jest, zajęcia artystyczne. To był chyba mój ulubiony przedmiot. Oczywiście poza angielskim i francuskim. Nie mogłam powiedzieć, że miałam z niego najlepsze oceny, bo ze wszystkich przedmiotów poza matematyką miałam je takie same – czwórki, piątki i szóstki. Normalka, jak dla mnie. Nigdy nie starałam się jakoś szczególnie, o to by uczyć się z lekcji na lekcję, do każdej zapowiedzianej kartkówki czy sprawdzianu, więc nie można mnie było nazwać „kujonem”. Po prostu wiedza sama wchodziła mi do głowy. Może dla wszystkich to było dziwne, ale dla mnie normalne.

To była muzyka. A ja, urodziłam się w wyjątkowo uzdolnionej w tym kierunku rodzinie. Mój tata był szefem jednej z największych wytwórni płytowych w kraju, a zaczynał jako zwykły tekściarz. Mama zaś była znaną na cały świat pianistką. Była – porzuciła karierę zaraz po moich narodzinach. W końcu to trójka dzieci, a ktoś musi je wychować. Wiem, że miała chyba jakiś uraz z tym związany, szczególnie do mnie. Źle jej się kojarzyłam, ponieważ ja byłam tym trzecim dzieckiem a mama nigdy nie chciała kończyć kariery. Cudownie, źle się kojarzyć własnej mamie, prawda? Ale nie mogę jej winić, bo chyba sama bym się tak zachowywała, gdybym musiała zrezygnować z kariery dla nieplanowanego dziecka (tak, jestem „z przypadku”, chociaż rodzice byli już po ślubie). A my – ich potomkowie – dostaliśmy po nich talenty muzyczne.

Kaigo – naprawdę perfekcyjnie gra na fortepianie. Nigdy nie chodził na lekcje gry, po prostu mama kiedyś posadziła go przed tym instrumentem, a on zaczął grać na nim tak bez wysiłku, niczym Chopin!

Yuriko – w życiu nie czytałam tak świetnych tekstów, jak tych jej. Mimo, że jest strasznie nieogarnięta, nie uczy się i właściwie nie wiadomo, czy pójdzie do pracy to jej słowa piosenek… mogłabym się na niej wzorować, pisząc własne. Tata powinien zatrudnić ją w wytwórni, nie wiem, dlaczego jeszcze tego nie zrobił! Poza tym, również śpiewa… ale tylko po francusku.

Ja – no co ja mogę o sobie powiedzieć, jak wy – czytelnicy – już wszystko o mnie wiecie? Śpiewam, podobno dobrze. Jednak ja, śpiewając, nie czuję, żebym robiła coś, czego nikt inny nie potrafi powtórzyć. Słowa tak jakby same wydobywają się z mojego gardła. Dla mnie, to tak, jakbym opowiadała jakiś wiersz, którego wybitnie się nauczyłam deklamować. Umiem też grać na paru instrumentach, ale nie żeby jakoś wybitnie. Lepiej mi szło z śpiewaniem. Ja również śpiewałam po francusku, ale tylko z Yuri.

Ocha – jest jeszcze malutka, ale widać po niej, że ma talent. Jeszcze nie do końca wiadomo, w jakim kierunku pójdzie, ale na pewno będzie to coś związanego z muzyką. Miejmy nadzieję.

Wracając do lekcji muzyki. Była to chyba jedyna godzina lekcyjna, na której moja klasa zachowywała się tak, jak powinna, wedle regulaminu, oczywiście. No cóż. Byliśmy grupą o profilu artystycznym. Dzieliliśmy się na dwie podgrupy – muzykę i plastykę. Ja wraz ze swoimi znajomymi wybraliśmy muzykę, więc w ramach pięciu godzin tygodniowo mamy zajęcia o takim profilu.

Nic specjalnego. Śpiewamy, gramy na różnych instrumentach, uczymy się występowania na scenie, a w ramach jednego wychowania fizycznego mamy inne zajęcia. Chłopcy stwierdzili, że woleliby iść na siłownię, więc tak robią. Natomiast żeńska część klasy doszła jednogłośnie do wniosku, że dobrym pomysłem były by tańce. Co chłopaki robią na swoich lekcjach? Szczerze powiedziawszy, mało mnie to interesowało. Żaden z nich nam nic nie powiedział, więc te zajęcia pozostawały dla mnie mało interesującą tajemnicą. Natomiast taniec. Tak. Miało być to coś z baletu lub tańca nowoczesnego. Ale Anko – tak, moja trenerka od kosza uczy nas tańca – zdecydowała, że takie zajęcia nam się do niczego nie przydadzą. Wybrała inny rodzaj tego pięknego zajęcia. Bardziej wyzywający i jak twierdziła, mający nas nauczyć pewności siebie. Dla tych, którzy jeszcze się nie domyślili, Anko wybrała tan zwany striptizem.

Wbrew pozorom, było to o niebo lepsze od baletu i innych tego typu. Ćwiczyło błędnik, formowało talię i brzuch, a przede wszystkim pozwalało nam na uwolnienie wszystkich swoich uczuć. Złości, irytacji, gniewu, szczęścia. Po prostu wszystkich. Z tych zajęć, zamiast zmęczonym wychodzi się wesołym i zrelaksowanym. Bywa. Wróćmy jednak do lekcji muzyki.

Dzisiaj nauczycielka stwierdziła, że chciałaby poznać nas bliżej (jakby nas dostatecznie nie poznała przez dwa lata wspólnej nauki –.–). A najlepiej poznaje się człowieka poprzez słowa, które wypowiada. Jak „powiedzieć” uczucia? Może zaśpiewać? Ale co? Pewnie piosenkę. Ale żeby ją zaśpiewać, trzeba ją najpierw napisać. Tak więc zadanie na dzisiejszą lekcję brzmiało – napisz piosenkę o swoich uczuciach. Więc wszyscy ochoczo wzięliśmy się do roboty.

Na początku chciałam skończyć ten tekst, który zaczęłam we wrześniu, siedząc z Uchihą w bibliotece. Nawet całkiem dobrze mi szło. To pewnie przez świetny humor.

Tekst opowiadał historię pewnej dziewczyny. Była biedna, ale znana w całej swojej dzielnicy. Kiedyś poznała chłopaka. Zakochała się w nim do szaleństwa i bardzo chciała z nim być. Jednak nie wiedziała, czy on będzie ją traktował na poważnie. Jednak pomimo tego, że się bała, to była tak zakochana, że nie mogła sobie przypomnieć, jak ma na imię, za każdym razem, gdy patrzyła w jego oczy. Nie będę wyjaśniać, dlaczego.

Pisałam piosenkę o sobie. Może nie odzwierciedlała idealnie stosunków, jakie panowały pomiędzy mną a Sasuke. Ale pisząc ją myślałam o tym, co czułam na początku tego związku. Tak, nie ufałam mu. Przestałam, kiedy jego przyjaźń zmieniła się dla mnie w torturę, za którą musiałam płacić każdego dnia. Jednak to było dawno temu i nie powinnam była tego rozpamiętywać.

Kończąc pierwszą zwrotkę, odruchowo zerknęłam w stronę Uchihy. Jednak mimo moich oczekiwań, on nie patrzył w moją. Zazwyczaj na tych zajęciach czułam na sobie jego magnetyzujące spojrzenie. A tu proszę – jakaś odmiana. I to nie byle jaka, bo jeszcze bym zrozumiała, gdyby pisał tekst lub patrzył w okno. Jednak Sasuke z wyraźną fascynacją spoglądał na Hiyugashi.

Wtedy coś mnie zakuło w sercu. Nie musiałam się zbytnio zastanawiać, co to było.

Zawód.

W gruncie rzeczy wiedziałam, że tak będzie. Odkąd tylko Saya wróciła, czekałam tylko dnia, aż on znów zacznie na nią spoglądać w ten sposób. Tak samo jak kiedyś.

Zawiedziona, spuściłam wzrok z powrotem na ławkę. Patrzyłam się tępo w kartkę, na której sama, dosłownie przed chwilą wypisywałam wszystkie pozytywne uczucia, jakie towarzyszyły mi od chociażby, wczorajszego wieczora. Kiedy tuliłam się do Sasuke, pragnąc, żeby tak było już zawsze. Czując, że tak może być już zawsze. Poczułam, że słowa z kartki nagle stały się dla mnie bezsensowne. Aczkolwiek, były godne zachowania. Złożyłam więc ją na pół i schowałam do kieszeni marynarki. Jeszcze raz zerknęłam na Uchihę. Nadal spoglądał w stronę Hiyugashi. Jak na razie nic się nie zmieniło… poprawka – ona również zwróciła na niego uwagę. Przez chwilę szczerzyli się do siebie ohydnie, niczym idioci. Sasuke odwrócił głowę na moment, kiedy nauczycielka przechodziła obok jego ławki, żeby sprawdzić co napisał. Kiedy zaczęła go chwalić on, jak gdyby odruchowo przeniósł wzrok w moją stronę. Odwrócił się jednak, speszony chłodem moich oczu.

Zawrzała we mnie wściekłość. Jak mogłam tak łatwo mu uwierzyć w to, że uczucie do Sayi mu przeszło?! Przecież widać jak na dłoni, że ciągnie go do niej i na odwrót. Odwróciłam się w swoją stronę i wyrwałam kolejną kartkę.

Na kolejnej stronie z mojego zeszytu powstało coś zupełnie innego. Odmiennego o sto osiemdziesiąt stopni. Może i nie wszystko w niej było prawdziwe, jednak te kłamstwa idealnie odzwierciedlały narastającą we mnie wściekłość, przytłaczającą wcześniejsze uczucie wyprucia. Pisałam bardzo szybko, wręcz niewyraźnie stawiałam kolejne znaki. Po całej klasie roznosiło się stukanie mojego ołówka. Było ono na tyle głośne, że oczy praktycznie całej klasy skierowane były w moją stronę. Zignorowałam to, dociskając mocniej grafit. Przez to wszystko nawet nie zauważyłam, kiedy nauczycielka stanęła nade mną i przyglądała mi się z zagadkową miną.

– Sakura – zaczęła, sprawiając że oderwałam się od pisania – mogę?

– Tak – odparłam niemal warcząc.

Kobieta uważnie czytała moje bazgroły. Czułam na sobie spojrzenia klasy. Mimo to, z zaciętą miną czekałam, aż nauczycielka odda mi kartkę. Zanim to uczyniła, parę razy zerknęła na mnie z zaintrygowaniem. W końcu zwróciła mi ją.

– Miło że napisałaś to w innym języku niż japoński – pochwaliła mnie. Tekst był po koreańsku. Tym językiem posługiwałam się sprawnie do tego stopnia, że nie robiło mi różnicy, czy jest w moim czy tym języku. – Ale dlaczego użyłaś takiego wulgarnego języka?

– Jestem zła – wytłumaczyłam prosto, odbierając kartkę i biorąc się do dalszej pracy. Niedługo później, zadzwonił dzwonek.

  * * *

Muzyka była ostatnią lekcją w dzisiejszym dniu. Na szczęście. Nie przeżyłbym ani jednej więcej. Pomimo przeczucia, że zaraz padnę na pysk jak długi wyprułem razem z Naruto i Kibą w stronę szatni, zaraz po dzwonku obwieszczającym koniec lekcji. Niestety w drzwiach zatrzymała mnie Sakura, wciskając mi karteczkę. Rozwinąłem ją. Wyglądało to na tą piosenkę, którą tak zawzięcie tworzyła. Na samym dole było napisane:


Napisz do tego melodię, na wczoraj.”


– Niby jak? – zapytałem się z ironią w głosie.

Kiedy nie usłyszałem żadnej odpowiedzi, podniosłem na nią wzrok. A raczej na miejsce, gdzie powinna być. Rozejrzałem się uważnie po pomieszczeniu. Nigdzie nie było Haruno. Zniesmaczyłem się. Wcisnęła mi kartkę i poszła sobie jak gdyby nigdy nic.

Nagle poczułem, jak ktoś uderza głową o moje plecy. Wcisnąłem kartę do kieszeni spodni i odwróciłem się jak oparzony. Ujrzałem Sayę, masującą się po obolałym czole.

– Co jest z tobą, Sasuke? Nie wiesz, że przez drzwi się wychodzi, a nie stoi w nich. – zaśmiała się.

Uśmiechnąłem się do niej i z równym rozbawieniem opowiedziałem:

– A ty nie wiesz, że kiedy się idzie, to raczej patrzy się przed siebie a nie ma się w nos w książce?

Przepuściłem ją przodem i zamknąłem za nami drzwi. Korytarz zdał się być już całkiem opustoszały. Ruszyłem w stronę schodów powolnym krokiem, czując, że zaraz wykończę się z przemęczenia. Byłem zażenowany, zmęczony i do tego głodny. Saya natomiast popędziła przed siebie z prędkością błyskawicy. Niedługo później zniknęła mi z oczu.

Po paru dłużących się minutach schodzenia po schodach dostałem się do szatni. Czekali na mnie wszyscy, poza Sakurą.

– Sasuke, zestarzeję się tu przez ciebie! Rusz dupę! – jęczał mi nad głową Naruto, kiedy zmieniałem buty.

– Spadaj. – odparłem, wstając.

– Co się stało z Sakurą? – zamartwiała się Ino. – Była taka zła na lekcji. Wiesz coś o tym Sasuke?

– Nie. Nie wiem o co jej znowu chodzi. – odparłem beznamiętnie.

– No wiesz, to twoja dziewczyna. Powinieneś się bardziej o nią martwić. – wytknęła mi blondynka. Zmierzyłem ją zimnym spojrzeniem. Jej twarz pozostała niewzruszona. – Wiedziałam, że będziesz dla niej taki.

– Jaki? – zapytał się Naruto, przytrzymując dla nas wszystkich drzwi, gdy wychodziliśmy.

Chłodne powietrze owiało nas ze wszystkich stron. Wziąłem parę głębszych wdechów, czując jak powraca mi część sił życiowych.

– Zobaczysz Naruto – kontynuowała Yamanaka – zanim się obejrzysz znowu będziesz musiał wyciągać ją z kałuży krwi, bo ten bałwan oleję sprawę.

Zachłysnąłem się własną śliną. Co proszę? Czy przypadkiem niebieskooka nie posunęła się o krok za daleko?

– O co ci chodzi? – warknąłem w jej stronę. Nie podobały mi się jej słowa.

– A co? – pisnęła – Nie mam racji? Znowu ją zostawisz i polecisz do tej suki, Sayi co nie? Tak jak ostatnio. No odpowiedz – krzyknęła odważnie – zrobisz tak, prawda? Lubisz ją ranić, co?

– Zejdź ze mnie, idiotko – mruknąłem po chwili znaczącego milczenia. Odwróciłem się do niej plecami z zamiarem pójścia przed siebie. Jednak to co dostrzegłem na końcu szkolnego placu niemal ścięło mnie z nóg.

Stała tam Sakura. Była wyprostowana jak struna, z wymalowaną chęcią mordu w oczach. W dziennym świetle, z podkrążonymi oczami i chudą twarzą wyglądała raczej jak jakiś upiór, nie dziewczyna. Natomiast naprzeciw niej prezentowała się Saya. Uśmiechała się prowokująco do różowowłosej. Była pewna siebie, z pewnością pewniejsza od Sakury. Mierzyły się wzajemnie spojrzeniami, co rusz wymieniając się zdaniami. Wszyscy razem, już w milczeniu podeszliśmy bliżej, by usłyszeć o czym rozmawiają.

– … widzisz więc kochana, że znów nie masz szans. – mówiła Saya, szczerząc się wrednie do dziewczyny, na której twarzy malowały się rumieńce, spowodowane pewnie jej słowami i panującą na dworze temperaturą. Było góra z minus dziesięć stopni a zielonooka nie miała nawet czapki na głowie. Widziałem, jak owo nakrycie wystaje z kieszeni jej płaszczyka, charakterystyczne, bo z długimi uszami królika – szaraka.

– Ale wiesz, trochę mi ciebie szkoda. – kontynuowała brunetka, zbliżając się do Sakury i łapiąc jej twarz w dłonie. Haruno wyrwała się tak szybko, że nawet nie zdążyłem mrugnąć. – Los płata ci takie figle, a historia życia znów zatacza koło.

O co jej chodziło?

– Nie chcę ani twojego współczucia, ani dobrych rad. Nic od ciebie nie chcę. Najlepiej to wypierdalaj z mojego życia. – odparła wściekła różowowłosa. Była zdeterminowana i wkurzona zarazem. To nie mogło się skończyć dobrze.

– Och, no już nie bądź taka, Haruno. – zachichotała radośnie Hiyugashi. – Przecież ja chcę tylko twojego dobra. Uwierz mi, odpuść dobie Uchihę. On i tak poleci za mną gdzie tylko mu każę i ty dobrze o tym wiesz. Zawsze tak było, nie oszukujmy się. A ty, moje biedactwo, nie widzisz poza nim świata. Jakie to niesprawiedliwe! – Saya mówiąc to rozłożyła teatralnie ręce.  – Może napiszesz o tym piosenkę?

Sakura przeniosła na chwilę wzrok na mnie, a później zwiesiła go na swoich butach. Przyznała rację kasztanowowłosej. To było widać, jak na dłoni. Chwilę potem, popatrzyła odważnie Sayi w oczy.

– Wiesz, nie mam nic do tego, że jesteś zazdrosna o to, że ja mam jakiś talent a ty nie. – zaczęła Sakura z uśmiechem godnym pokerzysty – Prawdę mówiąc, nie wiem nawet, co tu robisz w tej klasie, bo przecież jesteś w tym wszystkim beznadziejna. Ale nie rozumiem za bardzo o co ci chodzi? Przecież i tak go nie kochasz, więc gdzie jest problem? – wskazała w moją stronę palcem, nawet nie obrzucając mnie spojrzeniem. Uraziła tym moje ego.

– A skąd wiesz, że go nie kocham? – odparowała stanowczo Hiyugashi. Ta wypowiedź zdziwiła chyba nas wszystkich.

Dziwnie się poczułem, słysząc tą wypowiedź, a przed oczami od razu stanęły mi obrazy z dnia moich trzynastych urodzin. Tym czasem, zacięta wymiana zdań trwała.

– Zresztą, nie obchodzi mnie to wszystko – mruknęła ledwo słyszalnie Sakura – Mi chodzi tyl….

– Ja jeszcze nie skończyłam – wtrąciła Saya – Po pierwsze.

– Zamknij ryj, bo gówno obchodzi mnie twoje „po pierwsze”. – powiedziała grobowym tonem różowowłosa. – Jak już mówiłam, mi chodzi tylko o to, żeby mieć spokój.

– Uważaj sobie, z tymi odzywkami. – burknęła brązowooka. – Historia lubi zataczać koła, a ja jestem z nią na „ty”, więc…

– Więc co?! – wrzasnęła nagle Haruno – Więc znowu najpierw dasz mu nadzieję, a później potraktujesz jak kupę gówna? Więc znowu sprawisz, że odechce mi się żyć? – krzyczała przez łzy – Zrobisz to wszystko tylko po to, żebym znów wylądowała u czubków?

– Nie. – odpowiedziała spokojnie Saya – Zrobię to po to, żeby ci go odbić.

Niewiele kojarzę z tego co się później stało. Wszystko działo się bardzo szybko. Pamiętam jak Hiyugashi podbiega do mojej grupki i łączy nasze usta w nieodwzajemnionym przeze mnie pocałunku. Pamiętam, że się przewróciłem na zimny beton. Pamiętam to jak Sakura odchodzi bez słowa. Nadal nie ma czapki na głowie.

* * *

Po powrocie do domu biorę długą kąpiel, a raczej zimny prysznic.

Nic nie mówię, odłączam wszystkie bodźce i zmysły.

Tylko myślę. Długo. Zastanawiam się.

Rozważam wszystkie za i przeciw.

Że też moją salą sądową po raz kolejny stało się dno kabiny prysznicowej – myślę z uśmiechem.

Letnia woda skapuje na moje zmarznięte, nagie ciało, zwinięte w kłębek, w brodziku.

 Tępo wpatruję się w swoje kolana, obracając narzędzie do wymierzania sprawiedliwości w dwóch palcach prawej ręki.

Niby cieniutki kawałeczek aluminium, a ma moc, która kontroluje wszystkie moje trzewia.

W końcu dochodzę do wniosku, że ta głupia szmata ma rację – historia lubi zataczać koła. Szczególnie w moim przypadku.

Jeszcze raz słuchając wszystkich szeptów duszy, zastanawiam się nad wyborem.

W końcu decyzja zapada.

Ostatnim moim wspomnieniem z tamtego dnia jest odgłos skapującej z dyszy wody, dźwięk rozbryzgiwanych płynów na szybie kabiny i ten cudowny czerwony kolor, powoli znikający w odpływie.

KURWA, POMIMO TEGO, ŻE BARDZO WAS PRZEPRASZAM ZA NIEDOTRZYMANIE OBIETNICY (NIE BĘDĘ TŁUMACZYĆ DLACZEGO JEJ NIE DOTRZYMAŁAM, BO MUSIAŁABYM WAM OPISAĆ CHYBA CAŁY MIESIĄC MOJEGO ŻYCIA OD POCZĄTKU DO KOŃCA) TO JESTEM Z SIEBIE CHOLERNIE DUMNA. TEN ROZDZIAŁ BĘDZIE CHYBA MOIM ULUBIONYM. DO NASTĘPNEGO, MOI WIERNI, NAJUKOCHAŃSI CZYTELNICY.

Cierpiąca Nanase

2 komentarze:

  1. Sasuke to największa i najbardziej idiotyczna osoba o jakiej kiedykolwiek czytałam. Piepszony egoista. Nie potrafił się wtrącić broniąc swojej dziewczyny bo oczywiście stała tam jego pierwsza miłość. A co on kurwa wie o miłości? Sasuke opamiętaj się, miałeś wtedy 13 lat to było tylko szczeniackie zauroczenie. Poza tym ona Cie olała, zapomniałeś? Nadal we mnie wże, jak on mógł? Nie zdawał sobie sprawy ile Sakura ma za sobą prób samobójczych? Ja pierdziele... I jest taki głupi, że nie skumał o co chodzi, że historia lubi się powtarzać? Kretyn. Biedna Sakura, kolejna próba samobójcza. Mam nadzieje, że ją uratują bo ja tak strasznie nie lubię smutnych zakończeń, wręcz nie znosze. No i jeszcze dał jej się pocałować! Zabije go na 1000 możliwych sposobów! Dupek, dupek, dupek. Nie wiem co się stało później w szkole ale nie zmienia faktu, że jestem na niego cięta w tej chwili.
    Rozdział również należy do moich ulubionych, jednak jak wspomniałam wcześniej, licze na szczęśliwe zakończenie, biedna Sakura. ;(((
    Pozdrawiam Cie gorąco i wróć szybko z następnym rozdziałem bo jestem taka ciekawa. :( :D :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział genialny, bardzo mnie zaciekawił. Zgadzam się z przedmówcą - Sasuke to piepszony egoista . No nic , chyba zostało mi czekać na next ;) pozdrawiam i życzę duużo weny
    ~Tenshi

    OdpowiedzUsuń