14 Luty (z czym kojarzy się ta
data?)
Rano – u Sasuke.
Obudziła mnie
rażąca w oczy jasność. Takie wiecie… wkurzające światło. Na dodatek byłam w nie
swoim pokoju i nie w swoim łóżku. Powiem szczerze, że pierwszym co mi przyszło
na myśl, było wysokie prawdopodobieństwo mojego upicia się na którymś z kolei melanżu
u Naruto. Jednak to nie był pokój Uzumakiego. Więc ten pomysł szybko
odrzuciłam.
Byłam wtulona w
ciało Uchihy. Poznałam po zapachu… poza tym, niby z jakim innym chłopakiem (nie
licząc Naruto) mogłabym spać w jednym łóżku? Nie wiedziałam, która była godzina i jaki mamy
dzisiaj dzień tygodnia. Postanowiłam się przewrócić na drugi bok i sprawdzić to
na telefonie, lecz silne ramiona bruneta skutecznie mi to uniemożliwiały. Po
paru próbach poddałam się, wzdychając ciężko. W ogóle jak to się stało, że
leżałam z nim w jednym łóżku? Musiałam po kolei przypomnieć sobie cały
wczorajszy wieczór. No tak, Sasuke poprosił mnie, żebym do niego przyszła. A ja
oczywiście się zgodziłam. Jak to ja.
Niespodziewanie
poczułam, jak Sasuke drgnął, poczym westchnął i … zachichotał.
– Naprawdę
myślałaś, że jeszcze śpię?
– Co? – zapytałam,
dziwiąc się. No bo ja się tu męczę, nie chcąc go obudzić, a on mi tu wyjeżdża z
tekstem, że już nie śpi. Niewychowany (bla bla bla). Znowu zaczął się śmiać. –
Czego kurwa rżysz?
– Z twojej miny –
wyjaśnił, na co ja uderzyłam celowo czołem o jego tors, chcąc ukryć swój wyraz
twarzy.
Ale mimo tego, że
się zapeszyłam, chciałam się śmiać. Tak po prostu, bez wysiłku, jakbym była
nagle najszczęśliwszą osobą na świecie. A przecież nie byłam. Chociaż, może i
byłam?
Pierwszy raz w
życiu obudziłam się obok swojego księcia. Niby od zawsze tego chciałam, bo było
to prawdopodobnie jedno z tych bardziej skrywanych przeze mnie marzeń, które na
dodatek teraz się spełniło. I mogę otwarcie przyznać, że chciałam, żeby tak
było już codziennie. Ja i on wtuleni w siebie. Razem, pod jedną cieplutką
kołdrą, podczas tych słynnych, zajebistych, japońskich mrozów za oknem. Uroczo.
– Która jest
godzina? – spytałam, zadzierając z bezradności głowę do góry, żeby zobaczyć
jego twarz. Można by rzec, że prawie złamałam sobie przy tym kark. Dlaczego on
musi być taki wielki? No ja się pytam, dlaczego
(tak bardzo tekst Is xD/ od autorki)?
– Wydaje mi się,
że coś koło szóstej czterdzieści – mruknął, zamykając oczy z wielce
prawdopodobnym zamiarem pójścia spać.
Zatem ja
przekręciłam się na drugi bok i tym razem skutecznie wyrwałam mu się z objęć,
jednocześnie zeskakując z łóżka.
– Ej no… Sakura –
jęknął zamiast w moją stronę to w poduszkę – Gdzie ty kurwa idziesz znowu?
– No do łazienki…
zaraz się spóźnimy.
– Nie spóźnimy się
– stwierdził zaspanym tonem. Podniósł do tego głowę (jej, nareszcie jakieś
postępy) i popatrzył na mnie z tak wielką pogardą, że przez moją głowę
przeleciała myśl, czy przypadkiem mu nie wpieprzyć.
Ja naprawdę
rozumiem, że on jako facet może się przyszykować w góra pięć minut, zważywszy
na fakt, że nie czesze włosów. Ale ja, dziewczyna raczej nigdy nie osiągnę tak
dobrego czasu. Między nami zapanowało milczenie.
No bo co mieliśmy
niby powiedzieć? Obserwowaliśmy się tylko wzajemnie (tak, podniósł na mnie
wzrok). Chociaż, po co ze sobą rozmawiać? Lepiej już nic nie mówić, a trwać
obok siebie w mówiącej wszystko ciszy. Tak więc, zgodnie ze swoimi planami,
udałam się do łazienki. Mimo moich przypuszczeń, cały dom był już na nogach. No
z wyjątkiem Sasuke, oczywiście. Na moje szczęście, łazienka była wolna.
* * *
Bez Sakury jakoś
tak pusto było w tym pokoju. Ale przynajmniej czysto. Również wstałem, z
zamiarem spakowania plecaka. Pierwszy raz od przynajmniej trzech miesięcy nie
musiałem szukać książek, bo wszystkie były w tym samym miejscu. Nie powiem,
przyjemne uczucie. Poszło mi więc szybko. Naciągnąłem na siebie mundurek
szkolny tuż przed powrotem Sakury. Uśmiechnęła się, widząc mnie ubranego. Odwzajemniłem
jej gest, widząc ją również odzianą w licealny mundurek. Razem zeszliśmy na
dół.
Przy stole byli
wszyscy domownicy. Rodzice, Itachi i Konan. No i jeszcze my. Zasiedliśmy przy
stole, witając się ze wszystkimi. Ciekawe, co myśleli w tej chwili moi rodzice?
Czy byli
szczęśliwi, że ich synom dobrze się układa, że chcą się z kimś na poważnie
związać? A może byli sfrustrowani tym ciągłym sprowadzaniem do domu piątego,
czy tak jak w tym przypadku szóstego domownika?
Nie wiedząc czemu,
speszyłem się nieco, czując na sobie ciekawskie spojrzenia rodzicielów i
starszego brata. Jedynie Konan – najnowsza dziewczyna Itachiego wydawała się w
ogóle niewzruszona całą tą sytuacją i bezinteresownie wyglądała przez okno.
Lubiłem ją, za ten
brak przesadnych i niepotrzebnych uczuć. Można by powiedzieć, że była starszą
odpowiedniczką Haruno. I podobnie jak różowowłosą, znałem ją od małego. Jedna z
najlepszych przyjaciółek Sakury i Itachiego. Wiem też, że należała do ich… że
się tak wyrażę... grupy. Cicha i spokojna – nie to co mój brat. I powiem
szczerze, cieszyłem się, że to właśnie ona siedzi dzisiaj naprzeciwko mnie.
Pasowała do Itachiego jak klucz do zamka.
Co do grupy –
poznali się nie wiadomo gdzie, chociaż Sakura pierwszy raz zobaczyła ich
podczas wizyty u mnie. Wszyscy słuchali podobnej muzyki. Podobnie się ubierali.
Mieli podobne poglądy. Byli… otaku. Nie byłem dumny z brata, że jarają go
kreskówki, ale chociażby ze względu na Sakurę, tolerowałem to. Kocha się za
wszystko, prawda? W końcu, tacy otaku to też ludzie. Zdrowo walnięci, ale
ludzie. Moje rozmyślania przerwał nagle głos podekscytowanej Sakury. Chwila
moment, podekscytowanej – czy to możliwe?
– Mój Boże, Konan?
– Co? – odparła
fioletowowłosa, wyrwana z letargu.
– Co ty tu robisz?
– zapytała Haruno, nadal nie schodząc z tonu. Nie, to niemożliwe, żeby Haruno
mówiła coś podniecona. To po prostu nie w jej stylu. Ona zawsze jest spokojna i
opanowana. Ale do moich uszu naprawdę dobiegał jej [podniecony głos – Jezu,
nich mnie ktoś uszczypnie!
– O co ci chodzi,
wariatko? – spytał zdziwiony Itachi. Skarciłem go wzrokiem za tą „wariatkę”. Wyszczerzył
się do mnie, aczkolwiek udał, że nie widzi mojego spojrzenia.
– Ty… – syknęła
różowowłosa, wstając – Czego mi nic nie powiedziałeś, śmieciu?! Dlaczego ja o
niczym nie wiem? Cooooo?! Obiecałeś mi… z resztą obydwoje mi obiecaliście, że
jak już będziecie razem, to mi pierwszej powiecie, a wy co? Żadnego komunikatu,
SMSa, nic! Boże, dlaczego?
– Zluzuj, Lolita!
– mruknęła zadziornie Konan, kładąc swoją dłoń na dłoni Haruno. – Ty też mi nic
nie powiedziałaś, że kręcisz z młodym.
Sakura –
podejrzewam, że z wrażenia – usiadła. Mnie też wcięło, słysząc to stare
przezwisko. Od czasu, gdy jesteśmy razem, nie użyłem go ani razu. Jakoś
zapomniałem w ogóle, że takowe istnieje. Ale podziałało – Haruno przyznała jej
rację i do końca śniadania siedziała cicho.
* * *
Ostatnia lekcja –
muzyka, to jest, zajęcia artystyczne. To był chyba mój ulubiony przedmiot.
Oczywiście poza angielskim i francuskim. Nie mogłam powiedzieć, że miałam z
niego najlepsze oceny, bo ze wszystkich przedmiotów poza matematyką miałam je
takie same – czwórki, piątki i szóstki. Normalka, jak dla mnie. Nigdy nie
starałam się jakoś szczególnie, o to by uczyć się z lekcji na lekcję, do każdej
zapowiedzianej kartkówki czy sprawdzianu, więc nie można mnie było nazwać
„kujonem”. Po prostu wiedza sama wchodziła mi do głowy. Może dla wszystkich to
było dziwne, ale dla mnie normalne.
To była muzyka. A
ja, urodziłam się w wyjątkowo uzdolnionej w tym kierunku rodzinie. Mój tata był
szefem jednej z największych wytwórni płytowych w kraju, a zaczynał jako zwykły
tekściarz. Mama zaś była znaną na cały świat pianistką. Była – porzuciła
karierę zaraz po moich narodzinach. W końcu to trójka dzieci, a ktoś musi je
wychować. Wiem, że miała chyba jakiś uraz z tym związany, szczególnie do mnie.
Źle jej się kojarzyłam, ponieważ ja byłam tym trzecim dzieckiem a mama nigdy
nie chciała kończyć kariery. Cudownie, źle się kojarzyć własnej mamie, prawda?
Ale nie mogę jej winić, bo chyba sama bym się tak zachowywała, gdybym musiała
zrezygnować z kariery dla nieplanowanego dziecka (tak, jestem „z przypadku”,
chociaż rodzice byli już po ślubie). A my – ich potomkowie – dostaliśmy po nich
talenty muzyczne.
Kaigo – naprawdę
perfekcyjnie gra na fortepianie. Nigdy nie chodził na lekcje gry, po prostu
mama kiedyś posadziła go przed tym instrumentem, a on zaczął grać na nim tak
bez wysiłku, niczym Chopin!
Yuriko – w życiu
nie czytałam tak świetnych tekstów, jak tych jej. Mimo, że jest strasznie
nieogarnięta, nie uczy się i właściwie nie wiadomo, czy pójdzie do pracy to jej
słowa piosenek… mogłabym się na niej wzorować, pisząc własne. Tata powinien
zatrudnić ją w wytwórni, nie wiem, dlaczego jeszcze tego nie zrobił! Poza tym,
również śpiewa… ale tylko po francusku.
Ja – no co ja mogę
o sobie powiedzieć, jak wy – czytelnicy – już wszystko o mnie wiecie? Śpiewam,
podobno dobrze. Jednak ja, śpiewając, nie czuję, żebym robiła coś, czego nikt
inny nie potrafi powtórzyć. Słowa tak jakby same wydobywają się z mojego gardła.
Dla mnie, to tak, jakbym opowiadała jakiś wiersz, którego wybitnie się
nauczyłam deklamować. Umiem też grać na paru instrumentach, ale nie żeby jakoś
wybitnie. Lepiej mi szło z śpiewaniem. Ja również śpiewałam po francusku, ale
tylko z Yuri.
Ocha – jest
jeszcze malutka, ale widać po niej, że ma talent. Jeszcze nie do końca wiadomo,
w jakim kierunku pójdzie, ale na pewno będzie to coś związanego z muzyką.
Miejmy nadzieję.
Wracając do lekcji
muzyki. Była to chyba jedyna godzina lekcyjna, na której moja klasa zachowywała
się tak, jak powinna, wedle regulaminu, oczywiście. No cóż. Byliśmy grupą o
profilu artystycznym. Dzieliliśmy się na dwie podgrupy – muzykę i plastykę. Ja
wraz ze swoimi znajomymi wybraliśmy muzykę, więc w ramach pięciu godzin
tygodniowo mamy zajęcia o takim profilu.
Nic specjalnego.
Śpiewamy, gramy na różnych instrumentach, uczymy się występowania na scenie, a
w ramach jednego wychowania fizycznego mamy inne zajęcia. Chłopcy stwierdzili,
że woleliby iść na siłownię, więc tak robią. Natomiast żeńska część klasy
doszła jednogłośnie do wniosku, że dobrym pomysłem były by tańce. Co chłopaki
robią na swoich lekcjach? Szczerze powiedziawszy, mało mnie to interesowało. Żaden
z nich nam nic nie powiedział, więc te zajęcia pozostawały dla mnie mało
interesującą tajemnicą. Natomiast taniec. Tak. Miało być to coś z baletu lub
tańca nowoczesnego. Ale Anko – tak, moja trenerka od kosza uczy nas tańca –
zdecydowała, że takie zajęcia nam się do niczego nie przydadzą. Wybrała inny
rodzaj tego pięknego zajęcia. Bardziej wyzywający i jak twierdziła, mający nas
nauczyć pewności siebie. Dla tych, którzy jeszcze się nie domyślili, Anko
wybrała tan zwany striptizem.
Wbrew pozorom,
było to o niebo lepsze od baletu i innych tego typu. Ćwiczyło błędnik,
formowało talię i brzuch, a przede wszystkim pozwalało nam na uwolnienie
wszystkich swoich uczuć. Złości, irytacji, gniewu, szczęścia. Po prostu
wszystkich. Z tych zajęć, zamiast zmęczonym wychodzi się wesołym i
zrelaksowanym. Bywa. Wróćmy jednak do lekcji muzyki.
Dzisiaj
nauczycielka stwierdziła, że chciałaby poznać nas bliżej (jakby nas
dostatecznie nie poznała przez dwa lata wspólnej nauki –.–). A najlepiej
poznaje się człowieka poprzez słowa, które wypowiada. Jak „powiedzieć” uczucia?
Może zaśpiewać? Ale co? Pewnie piosenkę. Ale żeby ją zaśpiewać, trzeba ją
najpierw napisać. Tak więc zadanie na dzisiejszą lekcję brzmiało – napisz
piosenkę o swoich uczuciach. Więc wszyscy ochoczo wzięliśmy się do roboty.
Na początku
chciałam skończyć ten tekst, który zaczęłam we wrześniu, siedząc z Uchihą w
bibliotece. Nawet całkiem dobrze mi szło. To pewnie przez świetny humor.
Tekst opowiadał
historię pewnej dziewczyny. Była biedna, ale znana w całej swojej dzielnicy.
Kiedyś poznała chłopaka. Zakochała się w nim do szaleństwa i bardzo chciała z
nim być. Jednak nie wiedziała, czy on będzie ją traktował na poważnie. Jednak
pomimo tego, że się bała, to była tak zakochana, że nie mogła sobie
przypomnieć, jak ma na imię, za każdym razem, gdy patrzyła w jego oczy. Nie
będę wyjaśniać, dlaczego.
Pisałam piosenkę o
sobie. Może nie odzwierciedlała idealnie stosunków, jakie panowały pomiędzy mną
a Sasuke. Ale pisząc ją myślałam o tym, co czułam na początku tego związku.
Tak, nie ufałam mu. Przestałam, kiedy jego przyjaźń zmieniła się dla mnie w
torturę, za którą musiałam płacić każdego dnia. Jednak to było dawno temu i nie
powinnam była tego rozpamiętywać.
Kończąc pierwszą
zwrotkę, odruchowo zerknęłam w stronę Uchihy. Jednak mimo moich oczekiwań, on
nie patrzył w moją. Zazwyczaj na tych zajęciach czułam na sobie jego
magnetyzujące spojrzenie. A tu proszę – jakaś odmiana. I to nie byle jaka, bo
jeszcze bym zrozumiała, gdyby pisał tekst lub patrzył w okno. Jednak Sasuke z
wyraźną fascynacją spoglądał na Hiyugashi.
Wtedy coś mnie
zakuło w sercu. Nie musiałam się zbytnio zastanawiać, co to było.
Zawód.
W gruncie rzeczy
wiedziałam, że tak będzie. Odkąd tylko Saya wróciła, czekałam tylko dnia, aż on
znów zacznie na nią spoglądać w ten sposób. Tak samo jak kiedyś.
Zawiedziona,
spuściłam wzrok z powrotem na ławkę. Patrzyłam się tępo w kartkę, na której
sama, dosłownie przed chwilą wypisywałam wszystkie pozytywne uczucia, jakie
towarzyszyły mi od chociażby, wczorajszego wieczora. Kiedy tuliłam się do
Sasuke, pragnąc, żeby tak było już zawsze. Czując, że tak może być już zawsze.
Poczułam, że słowa z kartki nagle stały się dla mnie bezsensowne. Aczkolwiek,
były godne zachowania. Złożyłam więc ją na pół i schowałam do kieszeni
marynarki. Jeszcze raz zerknęłam na Uchihę. Nadal spoglądał w stronę Hiyugashi.
Jak na razie nic się nie zmieniło… poprawka – ona również zwróciła na niego
uwagę. Przez chwilę szczerzyli się do siebie ohydnie, niczym idioci. Sasuke
odwrócił głowę na moment, kiedy nauczycielka przechodziła obok jego ławki, żeby
sprawdzić co napisał. Kiedy zaczęła go chwalić on, jak gdyby odruchowo
przeniósł wzrok w moją stronę. Odwrócił się jednak, speszony chłodem moich oczu.
Zawrzała
we mnie wściekłość. Jak mogłam tak łatwo mu uwierzyć w to, że uczucie do Sayi
mu przeszło?! Przecież widać jak na dłoni, że ciągnie go do niej i na odwrót.
Odwróciłam się w swoją stronę i wyrwałam kolejną kartkę.
Na
kolejnej stronie z mojego zeszytu powstało coś zupełnie innego. Odmiennego o
sto osiemdziesiąt stopni. Może i nie wszystko w niej było prawdziwe, jednak te
kłamstwa idealnie odzwierciedlały narastającą we mnie wściekłość,
przytłaczającą wcześniejsze uczucie wyprucia. Pisałam bardzo szybko, wręcz
niewyraźnie stawiałam kolejne znaki. Po całej klasie roznosiło się stukanie
mojego ołówka. Było ono na tyle głośne, że oczy praktycznie całej klasy
skierowane były w moją stronę. Zignorowałam to, dociskając mocniej grafit. Przez
to wszystko nawet nie zauważyłam, kiedy nauczycielka stanęła nade mną i przyglądała
mi się z zagadkową miną.
–
Sakura – zaczęła, sprawiając że oderwałam się od pisania – mogę?
–
Tak – odparłam niemal warcząc.
Kobieta
uważnie czytała moje bazgroły. Czułam na sobie spojrzenia klasy. Mimo to, z
zaciętą miną czekałam, aż nauczycielka odda mi kartkę. Zanim to uczyniła, parę
razy zerknęła na mnie z zaintrygowaniem. W końcu zwróciła mi ją.
–
Miło że napisałaś to w innym języku niż japoński – pochwaliła mnie. Tekst był
po koreańsku. Tym językiem posługiwałam się sprawnie do tego stopnia, że nie
robiło mi różnicy, czy jest w moim czy tym języku. – Ale dlaczego użyłaś
takiego wulgarnego języka?
–
Jestem zła – wytłumaczyłam prosto, odbierając kartkę i biorąc się do dalszej
pracy. Niedługo później, zadzwonił dzwonek.
* * *
Muzyka
była ostatnią lekcją w dzisiejszym dniu. Na szczęście. Nie przeżyłbym ani
jednej więcej. Pomimo przeczucia, że zaraz padnę na pysk jak długi wyprułem
razem z Naruto i Kibą w stronę szatni, zaraz po dzwonku obwieszczającym koniec
lekcji. Niestety w drzwiach zatrzymała mnie Sakura, wciskając mi karteczkę.
Rozwinąłem ją. Wyglądało to na tą piosenkę, którą tak zawzięcie tworzyła. Na
samym dole było napisane:
„Napisz do tego melodię, na wczoraj.”
–
Niby jak? – zapytałem się z ironią w głosie.
Kiedy
nie usłyszałem żadnej odpowiedzi, podniosłem na nią wzrok. A raczej na miejsce,
gdzie powinna być. Rozejrzałem się uważnie po pomieszczeniu. Nigdzie nie było
Haruno. Zniesmaczyłem się. Wcisnęła mi kartkę i poszła sobie jak gdyby nigdy
nic.
Nagle
poczułem, jak ktoś uderza głową o moje plecy. Wcisnąłem kartę do kieszeni
spodni i odwróciłem się jak oparzony. Ujrzałem Sayę, masującą się po obolałym
czole.
–
Co jest z tobą, Sasuke? Nie wiesz, że przez drzwi się wychodzi, a nie stoi w
nich. – zaśmiała się.
Uśmiechnąłem
się do niej i z równym rozbawieniem opowiedziałem:
–
A ty nie wiesz, że kiedy się idzie, to raczej patrzy się przed siebie a nie ma
się w nos w książce?
Przepuściłem
ją przodem i zamknąłem za nami drzwi. Korytarz zdał się być już całkiem
opustoszały. Ruszyłem w stronę schodów powolnym krokiem, czując, że zaraz
wykończę się z przemęczenia. Byłem zażenowany, zmęczony i do tego głodny. Saya
natomiast popędziła przed siebie z prędkością błyskawicy. Niedługo później
zniknęła mi z oczu.
Po
paru dłużących się minutach schodzenia po schodach dostałem się do szatni.
Czekali na mnie wszyscy, poza Sakurą.
–
Sasuke, zestarzeję się tu przez ciebie! Rusz dupę! – jęczał mi nad głową
Naruto, kiedy zmieniałem buty.
–
Spadaj. – odparłem, wstając.
–
Co się stało z Sakurą? – zamartwiała się Ino. – Była taka zła na lekcji. Wiesz
coś o tym Sasuke?
–
Nie. Nie wiem o co jej znowu chodzi. – odparłem beznamiętnie.
–
No wiesz, to twoja dziewczyna. Powinieneś się bardziej o nią martwić. –
wytknęła mi blondynka. Zmierzyłem ją zimnym spojrzeniem. Jej twarz pozostała
niewzruszona. – Wiedziałam, że będziesz dla niej taki.
–
Jaki? – zapytał się Naruto, przytrzymując dla nas wszystkich drzwi, gdy
wychodziliśmy.
Chłodne
powietrze owiało nas ze wszystkich stron. Wziąłem parę głębszych wdechów,
czując jak powraca mi część sił życiowych.
–
Zobaczysz Naruto – kontynuowała Yamanaka – zanim się obejrzysz znowu będziesz
musiał wyciągać ją z kałuży krwi, bo ten bałwan oleję sprawę.
Zachłysnąłem
się własną śliną. Co proszę? Czy przypadkiem niebieskooka nie posunęła się o
krok za daleko?
–
O co ci chodzi? – warknąłem w jej stronę. Nie podobały mi się jej słowa.
–
A co? – pisnęła – Nie mam racji? Znowu ją zostawisz i polecisz do tej suki,
Sayi co nie? Tak jak ostatnio. No odpowiedz – krzyknęła odważnie – zrobisz tak,
prawda? Lubisz ją ranić, co?
–
Zejdź ze mnie, idiotko – mruknąłem po chwili znaczącego milczenia. Odwróciłem
się do niej plecami z zamiarem pójścia przed siebie. Jednak to co dostrzegłem
na końcu szkolnego placu niemal ścięło mnie z nóg.
Stała
tam Sakura. Była wyprostowana jak struna, z wymalowaną chęcią mordu w oczach. W
dziennym świetle, z podkrążonymi oczami i chudą twarzą wyglądała raczej jak
jakiś upiór, nie dziewczyna. Natomiast naprzeciw niej prezentowała się Saya. Uśmiechała
się prowokująco do różowowłosej. Była pewna siebie, z pewnością pewniejsza od
Sakury. Mierzyły się wzajemnie spojrzeniami, co rusz wymieniając się zdaniami. Wszyscy
razem, już w milczeniu podeszliśmy bliżej, by usłyszeć o czym rozmawiają.
–
… widzisz więc kochana, że znów nie masz szans. – mówiła Saya, szczerząc się
wrednie do dziewczyny, na której twarzy malowały się rumieńce, spowodowane
pewnie jej słowami i panującą na dworze temperaturą. Było góra z minus dziesięć
stopni a zielonooka nie miała nawet czapki na głowie. Widziałem, jak owo
nakrycie wystaje z kieszeni jej płaszczyka, charakterystyczne, bo z długimi uszami
królika – szaraka.
–
Ale wiesz, trochę mi ciebie szkoda. – kontynuowała brunetka, zbliżając się do
Sakury i łapiąc jej twarz w dłonie. Haruno wyrwała się tak szybko, że nawet nie
zdążyłem mrugnąć. – Los płata ci takie figle, a historia życia znów zatacza
koło.
O
co jej chodziło?
–
Nie chcę ani twojego współczucia, ani dobrych rad. Nic od ciebie nie chcę.
Najlepiej to wypierdalaj z mojego życia. – odparła wściekła różowowłosa. Była
zdeterminowana i wkurzona zarazem. To nie mogło się skończyć dobrze.
–
Och, no już nie bądź taka, Haruno. – zachichotała radośnie Hiyugashi. –
Przecież ja chcę tylko twojego dobra. Uwierz mi, odpuść dobie Uchihę. On i tak
poleci za mną gdzie tylko mu każę i ty dobrze o tym wiesz. Zawsze tak było, nie
oszukujmy się. A ty, moje biedactwo, nie widzisz poza nim świata. Jakie to
niesprawiedliwe! – Saya mówiąc to rozłożyła teatralnie ręce. – Może napiszesz o tym piosenkę?
Sakura
przeniosła na chwilę wzrok na mnie, a później zwiesiła go na swoich butach.
Przyznała rację kasztanowowłosej. To było widać, jak na dłoni. Chwilę potem,
popatrzyła odważnie Sayi w oczy.
–
Wiesz, nie mam nic do tego, że jesteś zazdrosna o to, że ja mam jakiś talent a
ty nie. – zaczęła Sakura z uśmiechem godnym pokerzysty – Prawdę mówiąc, nie
wiem nawet, co tu robisz w tej klasie, bo przecież jesteś w tym wszystkim
beznadziejna. Ale nie rozumiem za bardzo o co ci chodzi? Przecież i tak go nie
kochasz, więc gdzie jest problem? – wskazała w moją stronę palcem, nawet nie
obrzucając mnie spojrzeniem. Uraziła tym moje ego.
–
A skąd wiesz, że go nie kocham? – odparowała stanowczo Hiyugashi. Ta wypowiedź
zdziwiła chyba nas wszystkich.
Dziwnie
się poczułem, słysząc tą wypowiedź, a przed oczami od razu stanęły mi obrazy z
dnia moich trzynastych urodzin. Tym czasem, zacięta wymiana zdań trwała.
–
Zresztą, nie obchodzi mnie to wszystko – mruknęła ledwo słyszalnie Sakura – Mi
chodzi tyl….
–
Ja jeszcze nie skończyłam – wtrąciła Saya – Po pierwsze.
–
Zamknij ryj, bo gówno obchodzi mnie twoje „po pierwsze”. – powiedziała grobowym
tonem różowowłosa. – Jak już mówiłam, mi chodzi tylko o to, żeby mieć spokój.
–
Uważaj sobie, z tymi odzywkami. – burknęła brązowooka. – Historia lubi zataczać
koła, a ja jestem z nią na „ty”, więc…
–
Więc co?! – wrzasnęła nagle Haruno – Więc znowu najpierw dasz mu nadzieję, a
później potraktujesz jak kupę gówna? Więc znowu sprawisz, że odechce mi się
żyć? – krzyczała przez łzy – Zrobisz to wszystko tylko po to, żebym znów
wylądowała u czubków?
–
Nie. – odpowiedziała spokojnie Saya – Zrobię to po to, żeby ci go odbić.
Niewiele
kojarzę z tego co się później stało. Wszystko działo się bardzo szybko. Pamiętam
jak Hiyugashi podbiega do mojej grupki i łączy nasze usta w nieodwzajemnionym
przeze mnie pocałunku. Pamiętam, że się przewróciłem na zimny beton. Pamiętam
to jak Sakura odchodzi bez słowa. Nadal nie ma czapki na głowie.
*
* *
Po powrocie do domu biorę
długą kąpiel, a raczej zimny prysznic.
Nic nie mówię, odłączam
wszystkie bodźce i zmysły.
Tylko myślę. Długo. Zastanawiam
się.
Rozważam wszystkie za i
przeciw.
Że też moją salą sądową po raz
kolejny stało się dno kabiny prysznicowej – myślę z uśmiechem.
Letnia woda skapuje na moje
zmarznięte, nagie ciało, zwinięte w kłębek, w brodziku.
Tępo wpatruję się w swoje kolana, obracając
narzędzie do wymierzania sprawiedliwości w dwóch palcach prawej ręki.
Niby cieniutki kawałeczek
aluminium, a ma moc, która kontroluje wszystkie moje trzewia.
W końcu dochodzę do wniosku,
że ta głupia szmata ma rację – historia lubi zataczać koła. Szczególnie w moim
przypadku.
Jeszcze raz słuchając
wszystkich szeptów duszy, zastanawiam się nad wyborem.
W końcu decyzja zapada.
Ostatnim moim wspomnieniem z
tamtego dnia jest odgłos skapującej z dyszy wody, dźwięk rozbryzgiwanych płynów
na szybie kabiny i ten cudowny czerwony kolor, powoli znikający w odpływie.
KURWA, POMIMO TEGO, ŻE BARDZO
WAS PRZEPRASZAM ZA NIEDOTRZYMANIE OBIETNICY (NIE BĘDĘ TŁUMACZYĆ DLACZEGO JEJ
NIE DOTRZYMAŁAM, BO MUSIAŁABYM WAM OPISAĆ CHYBA CAŁY MIESIĄC MOJEGO ŻYCIA OD
POCZĄTKU DO KOŃCA) TO JESTEM Z SIEBIE CHOLERNIE DUMNA. TEN ROZDZIAŁ BĘDZIE
CHYBA MOIM ULUBIONYM. DO NASTĘPNEGO, MOI WIERNI, NAJUKOCHAŃSI CZYTELNICY.
Cierpiąca Nanase
Sasuke to największa i najbardziej idiotyczna osoba o jakiej kiedykolwiek czytałam. Piepszony egoista. Nie potrafił się wtrącić broniąc swojej dziewczyny bo oczywiście stała tam jego pierwsza miłość. A co on kurwa wie o miłości? Sasuke opamiętaj się, miałeś wtedy 13 lat to było tylko szczeniackie zauroczenie. Poza tym ona Cie olała, zapomniałeś? Nadal we mnie wże, jak on mógł? Nie zdawał sobie sprawy ile Sakura ma za sobą prób samobójczych? Ja pierdziele... I jest taki głupi, że nie skumał o co chodzi, że historia lubi się powtarzać? Kretyn. Biedna Sakura, kolejna próba samobójcza. Mam nadzieje, że ją uratują bo ja tak strasznie nie lubię smutnych zakończeń, wręcz nie znosze. No i jeszcze dał jej się pocałować! Zabije go na 1000 możliwych sposobów! Dupek, dupek, dupek. Nie wiem co się stało później w szkole ale nie zmienia faktu, że jestem na niego cięta w tej chwili.
OdpowiedzUsuńRozdział również należy do moich ulubionych, jednak jak wspomniałam wcześniej, licze na szczęśliwe zakończenie, biedna Sakura. ;(((
Pozdrawiam Cie gorąco i wróć szybko z następnym rozdziałem bo jestem taka ciekawa. :( :D :(
Rozdział genialny, bardzo mnie zaciekawił. Zgadzam się z przedmówcą - Sasuke to piepszony egoista . No nic , chyba zostało mi czekać na next ;) pozdrawiam i życzę duużo weny
OdpowiedzUsuń~Tenshi