Dla ciebie Is, wielkie
dzięki, bo tym razem naprawdę nie dałabym rady.
Kiedy mój związek
z Haruno ujrzał wśród naszych znajomych światło dzienne, miałem wrażenie, że
już wszystko będzie okej. Chciałem żeby tak było. Naruto, chyba naprawdę miał
na uwadze tylko dobro Sakury i teraz, po wszystkim, wręcz tryskał energią. Lecz
przy zakładaniu kurtki, przypomniałem sobie o pewnej dość istotnej rozmowie.
Rano,
gdy zajrzałem do kuchni, w celu znalezienia śniadania rodzice zaprosili mnie do
stołu. Siedział z nimi jeszcze Itachi i tak głupio się uśmiechał, że od razu
zacząłem coś podejrzewać. Mimo wszystko, spełniłem ich prośbę.
–
Sasuke… – zaczęła mama, bijąc się z własnymi myślami. – Doszły nas słuchy…
–
Itachi wam powiedział, mamo. – przerwałem jej, za co skarciła mnie wzrokiem.
Sory, ale zawsze gdy zaczyna zdaniem „doszły nas słuchy” wiem, że Itachi coś
jej podkablował.
–
No dobrze, Itachi powiedział nam, że spotykasz się z kimś. Z jakąś dziewczyną.
–
Mamo… – jęknąłem, uderzając głową o stół, w geście desperacji.
–
Nie przerywaj mi! – krzyknęła, waląc pięścią w blat. Zahuczało mi od tego w
głowie, jednak mimo wszystko nie podniosłem jej. Mama westchnęła, znowu. – Kto
to jest?
–
Czy ty nie jesteś aby za młody, żeby mieszać jakimś kobietom w głowach?
Skupiłbyś się na nauce. – stwierdził tata. Podniosłem na niego wzrok i zrobiłem
minę typu ‘WTF?!’, czy może bardziej ‘Rly? Tato… ale rly? –.–‘. Itachi wybuchł
śmiechem.
–Znamy
ją? – kontynuowała mimo wszystko moja matka, wznosząc oczy ku niebu.
–
Tak. – odparłem, po dłuższej chwili namysłu. – Jest ode mnie z klasy.
–
Która to?
–
Po co chcecie to wiedzieć? – zapytałem przymrużając oczy. Co ich tak nagle
wzięło na ingerowanie w moje sprawy, pomyślałem.
–
Jesteśmy twoimi rodzicami. – stwierdziła dumnie matka. – Mamy prawo wiedzieć.
–
Właśnie. – wtrącił się Itachi. – Przecież nie ma się czego wstydzić, braciszku.
Każdy ma prawo się zakochać.
–
Ryj. – mruknąłem, za co dostałem w ucho od ojca. Poczułem się jak pięciolatek.
To chore.
–
Wiesz, Sasuke. Chłopcom w twoim wieku
często wydaje się, że jeżeli już się w kimś zakochają, to jest to miłość do
końca życia i że taka dziewczyna jest najdoskonalsza pod słońcem, a czasem
niekoniecznie jest to prawda. Chcielibyśmy się upewnić, że wiesz co robisz. Że
będziesz „ w dobrych rękach” – nakreśliła cudzysłów w powietrzu. – Poza tym,
jesteśmy ciekawi, jakiej dziewczynie udało się skraść serduszko naszego
kochanego, małego, wiecznie naburmuszonego synka? – pogłaskała mnie czule po
włosach, lecz ja delikatnie odtrąciłem jej rękę.
Itachi
znowu zarechotał. W sumie, gdy tak jej słuchałem i myślałem o różowowłosej to
też mi się chciało śmiać. Mama miała rację. Haruno jest przecież
niezrównoważoną psychicznie, pieprzoną masochistką bez żadnych skrupułów i
ograniczeń (jeżeli wspomnieć by sytuację z września, gdy przedziurawiła mi na
wylot dłoń cyrklem). Ma się czego obawiać.
–
Ponieważ jako twoi rodzice mamy do ciebie ogromne zaufanie i wierzymy, że
rozumiesz o co nam chodzi – kontynuowała mama – to chcielibyśmy, żebyś nam ją
przedstawił. – tu znów przerwała, gdyż zachłysnąłem się własną śliną. Poklepała
mnie w plecy, a w tym czasie Itachi wybuchł niekontrolowanym śmiechem, który w
pewnym momencie zmusił go do walenia dłonią w blat stołu, a później do zejścia
na kolana i ponawiania tej czynności na kuchennych panelach.
– Wszystko w porządku? – zapytał ojciec,
patrząc to na niego to na mnie.
–
Ta… – mruknąłem, odchrząkując znacząco. Poprawiłem koszulę i przegarnąłem
dłonią włosy.
–
Rozumiem, że ty wiesz o która to ślicznotka, Itachi? – spytał ojciec, unosząc
jedną brew, kiedy mój brat podnosił się z podłogi i ocierał łzy.
–
A jak. – stwierdził Itachi, mrugając do mnie porozumiewawczo. – Cała dzielnica
się w niej buja, więc to raczej Sasuke powinien się szczycić, że się zgodziła.
–
Taka ładna? – zdziwiła się mama, uśmiechając się nieznacznie (gdybyście widzieli
ten błysk w jej dużych, ciepłych oczach).
–
No ba, że ładna. Idealna. I ładna. I podobno najmądrzejsza w całej szkole. W
dodatku mieszka całkiem NIEDALEKO. Mówię wam, lepszej nie znajdziecie.
–
A chociaż jakaś przyzwoicie ubrana? Żeby nie było tak jak ostatnio z tą… jak
jej tam było? Akazawa?
–
O… o to się nie martw mamo. Ta ma lepsze wyczucie jeżeli chodzi o porę roku i
stosowność ubioru do okazji. Dużo lepsze.
Uniosłem
brwi ku górze, gdy spotkałem się z porównaniem Akazawy i Haruno. Z tą pierwszą
spotykałem się w gimnazjum, kiedy to jeszcze miałem sieczkę w głowie i
zgodziłem się na to tylko dla świętego spokoju. Tamten związek zakończył się
równie szybko jak się zaczął. Prychnąłem, patrząc w okno. Blachara na dzielnicy
numer jeden kontra Królowa Ciemności? He He.
–
Mam nadzieję, bo nie wyobrażałem sobie tamtej dziewczyny w roli matki. –
wtrącił ojciec, biorąc się za czytanie gazety.
–
Roli czego? – zdziwiłem się.
–
Matki, synu. M–A–T–K–I.
–
Chyba jeszcze trochę na to za wcześnie, nie uważasz? – zapytałem, wstając.
–
Czy ja wiem? – dołączyła się mama. – Jeżeli naprawdę kochasz tą dziewczynę, to
mógłbyś się jej o to zapytać. Bo rozumiem, że gdybym ja to zrobiła to
wyprowadziłbyś się z domu?
–
Najpierw bym ją przeprosił, a później was wszystkich udusił. – stwierdziłem,
całując ją w policzek. – Umówiłem się z Naruto i resztą w knajpie.
–
ONA też tam będzie?
–
Uhm.
–
Wspaniale – kobieta klasnęła w dłonie – Przyprowadzisz ją tu, zgoda? Mamy
dzisiaj wolne z okazji Nowego Roku.
–
Niech wam już będzie. – mruknąłem z przedpokoju, ubierając kurtkę.
Wyszedłem
w mróz.
Uśmiechnąłem się
na wspomnienie dzisiejszego poranka. Itachi i reszta są siebie warci. Spojrzałem
w stronę różowowłosej. Zakładała swój szary płaszczyk i narzekała do jakby
nieobecnej Ino, na pogodę. Mój lekki uśmiech przerodził się w bardziej
łobuzerski. Chwilę później wyszliśmy na mróz. Znowu. Każdy z paczki rozszedł
się w swoją stronę. W tą samą co ja podążyli jeszcze Sakura i Naruto.
Złapałem
dziewczynę za rękę, a ona lekko się uśmiechnęła. Zarumieniłem się na ten widok.
Byłem szczęśliwy. Naprawdę. I widziałem to samo w tym uśmiechu i radosnych,
zielonych oczach.
Mój przyjaciel
szedł obok nas i wesoło gawędził o tym, jak bardzo kocha zabawy na śniegu, lecz
mimo wszystko woli lato. Odprowadziliśmy go pod same drzwi. Pożegnałem się z
nim krótkim, przyjacielskim uściskiem. Natomiast Sakura pocałowała go w
policzek i kazała przekazać jego rodzicom życzenia z okazji Nowego Roku. Dalej
już powędrowaliśmy sami.
* * *
Czy kiedykolwiek
czułam się lżejsza niż teraz? Jak gdyby ktoś wypełnił mnie helem i chyba tylko
dłoń Sasuke trzymała mnie przy ziemi. Odpowiedź więc sama się nasuwa. Nie,
nigdy. Przenigdy w życiu.
Uśmiechnęłam się,
widząc jak Uzumaki znika za drzwiami swojego domu. Brunet wzmocnił swój uścisk,
a ja ruszyłam szybkim krokiem w stronę parku, ciągnąc go za sobą. Po paru
sekundach zrównaliśmy się krokami i szliśmy ramię w ramię, poprzez wydeptane w
śniegu ścieżki. Podczas gdy Uchiha obserwował uważnie otoczenie, jakby w
poszukiwaniu potencjalnego zagrożenia, (był taki uroczy, gdy był zazdrosny ^^)
ja podziwiałam, jak wszystkie drzewa w parku zostały przygniecione zawałami białego
puchu. Nim się obejrzałam, skręcaliśmy już w naszą uliczkę.
Kiedy stanęliśmy
pomiędzy naszymi domami nawet nie pomyślałam o tym, żeby puścić jego dłoń i
jemu chyba też to się nie uśmiechało. Chociaż nie wiem, miał bardzo tajemniczą
minę.
– Chyba musimy się
już pożegnać, Sasuke. – stwierdziłam, odzywając się pierwsza. Obejrzałam się na
swój dom. Wiedziałam, że nikogo tam nie ma i wcale nie chciało mi się tam
wracać.
– Niby dlaczego? –
zapytał, wsadzając wolną dłoń w kieszeń od spodni. – Chodź.
Zaczął ciągnąć
mnie w swoją stronę, a ja, jak ostatnia sierota, uległam mu. Taki układ trwał,
aż do wycieraczki, przed frontowymi drzwiami. Ostatni raz byłam tu we wrześniu,
tyle że wtedy nie miałam chłopaka, o którym zawsze marzyłam, a zamiast niego,
odwiedzałam jego starszego brata. Hehe, zabawne – od Itachiego do Sasuke? Takie
coś, to chyba tylko ja mogłam odstawić. Co nie zmienia faktu, że z nawet mi
niewiadomych przyczyn nie miałam zbytniej ochoty na przekraczanie progu domu
Uchiha, jako dziewczyna Sasuke. To było by … dziwne.
– Sakura. –
odezwał się brunet i spojrzał w moją stronę. On stał na wycieraczce, a ja
stopień niżej, więc różnica wzrostu pomiędzy nami wydawała się teraz jeszcze
większa niż normalnie. – Nie zapraszam cię do siebie dla zwykłego kaprysu.
– Więc po co? –
zapytałam pośpiesznie.
– Moi rodzice chcą
cię poznać. – wyznał, ciągnąc mnie do siebie. Mało brakowało, a stanęłabym mu
na butach, by złapać równowagę. Na szczęście uniknęłam tego, w porę stawiając
stopę obok jego własnej. Już dawno nie byłam tak niebezpiecznie blisko Uchihy.
Tak mniej więcej od wczoraj, lecz nie zmienia to faktu, że dla mnie była to
wieczność.
– Przecież znam
się z nimi, jak z własnymi, a nawet lepiej. – zrobiłam zdziwioną minę, chociaż
już domyślałam się odpowiedzi.
– Ale nie wiedzą
nic o Nas. – powiedział dziwnie przygaszony. – Nawet nie widzieli, że mam
dziewczynę i jak dzisiaj rano się wydało, koniecznie chcieli, żebym cie
przyprowadził.
– Skąd niby się
dowie… – chciałam się już zapytać, skąd się dowiedzieli, ale odpowiedź sama się
nasunęła – Itachi.
– To jak będzie? –
zapytał.
– A to szmata
niedorobiona. – warknęłam.
– Sakura. – wysyczał
coraz bardziej poirytowany.
– No to chodź. –
powiedziałam i czekałam aż otworzy drzwi. Zrobił to dopiero po paru sekundach.
Wnętrze nic się
nie zmieniło, nadal królowała tu biel i szarość. I nadal pachniało tu
cynamonem. Chociaż tym razem mogła to być wina, zapewne upieczonych przez
Mikoto świątecznych pierników.
Brunet, jak na
prawdziwego dżentelmena przystało pomógł mi się rozebrać z zimowych ciuchów i
zaprowadził w głąb przedpokoju, zapewne do salonu ( w końcu układ mieszkania
mieliśmy taki sam, więc mogłam się domyśleć). Przed wejściem zapytał mnie:
– Serio?
– Tak. –
opowiedziałam – Najpierw twoi rodzice, a później ta suka, Itachi.
– Co mu zrobisz? –
zapytał z nieukrywaną ciekawością.
– E, jeszcze nie
wiem, ale na pewno nie dożyje rana. – opowiedziałam, słodko się uśmiechając.
Sam też się uśmiechnął i to tak, że mało co nie zwaliło mnie z nóg.
– Sasuke, to ty? –
usłyszeliśmy troskliwy, kobiecy głos z salonu.
– Tak. –
odpowiedział, nie tracąc swojej pewności siebie.
– Czego się
czaisz, jak jakiś psychol? – tym razem wrzasnął Itachi.
– Mówisz, że nie dożyje
rana? – upewnił się brunet. W jego oczach widział żądzę mordu.
Uśmiechnęłam się,
tylko że teraz bardziej złowieszczo niż kiedykolwiek.
– Nawet do wieczora.
– zapewniłam. Chłopak zajrzał ostrożnie do pokoju, nie przepuszczając mnie do
przodu. Rozumiem, obczaja teren. Po paru sekundach zrobił parę kroków do
przodu, ukazując się rodzinie.
– I jak, udało
się? – zapytała go matka. Pewnie chodziło jej o to, czy przyprowadził tu swoją
dziewczynę.
– E, mamo … to
jest moja dziewczyna – pociągnął mnie do siebie, tak że niemal na niego
wpadłam. – Sakura.
– Mógłbyś już
przestać mnie wszędzie ciągać, jak jakąś szmacianą lalkę? – warknęłam, patrząc
na niego spod byka.
– Wybacz. –
uśmiechnął się rozbrajająco. Na chwilę zapomniałam jak się nazywam.
– Sakura?! –
wydarła się kobieta i w trzech podskokach znalazła się przy mnie. Owiał mnie
jej różany zapach, a jej oczy (takie same dwie czarne dziury jak Sasuke!) pochłaniały
moją twarz z nieukrywaną ciekawością i zachwytem. – Jak to możliwe?
– Taka z ciebie
cicha woda? – zapytał ojciec Sasuke i podszedł do mnie. Przywitaliśmy się jak
stara dobra rodzina, takim wiecie… ciepłym uściskiem? Coś w ten deseń.
Przez późniejsze
półgodziny Mikoto lamentowała nad nami, że wiedziała, że tak to się skończy. Że
to było zbyt oczywiste, że było widać, że coś nas do siebie pcha i tak dalej.
Itachi dostał parę razy ode mnie i od Sasuke po głowie, a Fugako siedział cicho
i tylko śmiał się z nas po cichu. I tak byłoby już wiecznie, lecz jak zwykle
ktoś musiał mi to szczęście zabrać.
Jak zwykle…
* * *
Tak jak sądziłem,
moja Sakura spisała się świetnie. Być może pomógł jej fakt, że nasza rodzina,
to jej drugi dom, lecz nawet z czymś takim nie łatwo sprostać zadaniu
zadowolenia moich rodziców. Nasze wspólne, przyjemne chwile przerwał dzwonek do
drzwi.
Mama poderwała się
jak opętana i mamrotała coś pod nosem, że „nareszcie” i „ile można na nich
czekać?!”. Usłyszałem, jak otwiera drzwi i ochoczo się z kimś wita. Mnóstwo
typowo kobiecych szczebiotów.
– Tędy. –
usłyszeliśmy przymilną wypowiedź mamy.
– Jak tu ładnie… –
odpowiedział jej jakiś skrzekliwy, kobiecy głos. – Córuś, nie ociągaj się i
chodź tu. Zobaczysz się z Sasuke.
Drgnąłem z
obrzydzenia, gdy wypowiedziała moje imię. Przyciągnąłem Sakurę bliżej siebie,
zmuszając ją do oparcia swoich pleców o moje żebra. Kroki nasiliły się, a wtedy
naszym oczom ukazały się trzy kobiety i mężczyzna.
Poza moją matką
były jeszcze dwie: jedna starsza, druga młodsza – prawdopodobnie córki – miały
podobnie zbudowane nosy.
Ta starsza mogła
mieć co najmniej czterdzieści lat, o czym świadczyła jej spracowana twarz i
obwisła już miejscami skóra. Miała surowy wyraz twarzy, co podkreślała poważnym
makijażem. Miała długie, zniszczone (pewnie prostownicą) włosy w kolorze prawie
że platyny. Jej oczy turkusowe oczy pozostawały mimo wszystko żywe a w tej
chwili skupione na mnie i różowowłosej (z tym, że na dziewczynie już znacznie
mniej przyjaźnie).
Natomiast młodsza
była tak jakby jej przeciwieństwem (nie licząc nosa i monstrualnego biustu, na
który mimo woli zwróciłem uwagę –.–). Jej śniada skóra była elastyczna i bez
żadnej skazy. Twarz ułożona w perfekcyjnie wyćwiczonym, radosnym wyrazie i
pokryta równie idealnie nałożonym makijażem. Jej włosy układały się w bujne,
kasztanowe loki spływające w dół po plecach aż do zdecydowanie kobiecych
bioder. Natomiast jej oczy… znałem je i to bardzo dobrze. To były te same,
czekoladowe oczy, w które kiedyś wpatrywałem się z równie wielkim uwielbieniem,
co dziś w oczy różowowłosej.
– Sasuke–kun? –
spytała niepewnie, szczerząc się jeszcze bardziej.
– Saya. –
odpowiedziałem tak chłodno i beznamiętnie, że wywołałem grymas odrazy na twarzy
Haruno. Jednak moja odpowiedź nie ostudziła śmiałości dziewczyny.
– Dawno się nie
widzieliśmy, co nie? – zaczęła i po paru sekundach siedziała już obok Sakury, która
chyba była w tak wielkim szoku jej osobą, że nawet się nie odsunęła. Zamiast
tego patrzyła się tępo na Itachiego, a on na nią z bezradnością. – O?! Kogo ja
tu widzę?
Różowowłosa
odwróciła głowę w jej stronę tak wolno, że trwało to chyba wieczność.
– Saya Hiyugashi? –
dziewczyna wręcz warknęła, gdy wypowiadała jej nazwisko. Nie dziwiłem jej się.
– A więc jednak
mnie pamiętasz?
– Ciężko
zapomnieć.
– Co tu robisz? –
spytała Saya i dopiero w tym momencie zauważyła to, że przytulam ją do siebie
kurczowo. Zamilkła, by po chwili wypiszczeć – O mój boże! Jesteście razem?
– No. – wtrącił
się Itachi.
– Ojej. Wiesz –
zwróciła się bezpośrednio do Haruno – zawsze miałam nadzieję, że ty i Itachi–san
będziecie razem.
– Ja też. –
przytaknęła moja matka, za co posłałem jej tak wrogie spojrzenie, że aż
spuściła zawstydzona głowę.
* * *
Okazało się
później, że Saya przyjechała powrotem do Konohy, by spotkać się ze starymi
znajomymi (w tym ze mną i Sasuke) i rozpocząć naukę w naszym liceum. Jej, jak fajnie, pomyślałam z przekąsem,
gdy wyznała, że będziemy z nią razem w klasie. Swoją drogą, czego szukała w
takiej grupie o profilu artystycznym? Z tego, co zdążyłam zauważyć przez te
parę lat znajomości z tą dziewczyną, to nie wyrażała nawet krztyny sympatii dla
tego kierunku. Dziwne i tyle.
Nie siedziałam
długo u Uchihy, a tak właściwie, to zmyłam się jakiś kwadrans po przybyciu tej
panienki. Brunet odprowadził mnie do domu, gdzie spędziliśmy jeszcze dobre trzy
godziny, leżąc na dywanie w dużym pokoju. Słuchaliśmy ciszy, przerywanej tylko
naszymi oddechami.
Położyłam głowę na
jego piersi i słuchałam jak jego serce przyspieszało za każdym razem, gdy
przejeżdżałam palcem po jego brzuchu lub gdy zatapiał twarz w moich włosach, od
czasu do czasu szepcząc, że mnie kocha. Wtedy moje serce zatrzymywało się,
wsłuchując się w każdą nutę w jego głosie.
Wiedziałam,
że jego głowę zaprzątam nie tylko ja.
Wiedziałam,
że myśli o Sayi.
Wiedziałam,
kim była dla niego. Kiedyś.
A
teraz?
Niedługo po tym, jak
pożegnałam Sasuke pocałunkiem, który widziały jego matka i Hiyugashi, akurat
żegnające się w drzwiach (taaa, akurat :3 dop.autorki) przyjechali moi rodzice.
Mama nie odezwała się do mnie ani słowem, poza krótkim „nareszcie wstałaś z łóżka”. Ja za to byłam zbyt zmęczona, żeby
zwrócić jej uwagę, więc postanowiłam wziąć gorącą kąpiel, a potem pożegnałam
się z rodziną i położyłam swoje podniszczone ciało.
Niebawem dostałam
wiadomość. Od bruneta.
Sasuke: Dobranoc
Więc szybko mu
odpisałam:
Ja:
Żeby
ci się
Itachi przyśnił. Dobranoc.
Jednak z jakiegoś
głupiego powodu, tej nocy nie mogłam zasnąć.
ROZDZIAŁY
OD TERAZ BĘDĄ UKAZYWAĆ SIĘ REGULARNIE. I WIEM, ŻE MIAŁAM SKOŃCZYĆ Z DEDYKAMI,
ALE TYM RAZEM PO PROSTU MUSZĘ ZROBIĆ WYJĄTEK. DO 13 (OBY POMYŚLNEGO).
Cierpiąca Nanase
coś mi się wydaje, że ta Saya pokomplikuje sprawy(ale mogę się mylić :D)... mam jednak nadzieję, że Sasuke nic już do niej nie czuje(do Sayi)
OdpowiedzUsuńczekam na nexta :*
Rozdział genialny xD
OdpowiedzUsuńTo było takie mistrzowskie, jak go rodzice wypytywali o Sakurę. Ja dokładnie miałam tę scenę przed oczami... że jesteś w dobrych rękach...
Hm... Saya... mogłabym zapytać "co taka Saya tutaj robi?" - mogłabym xDD na tym etapie nie wygląda ona na jakoś szczególnie złą, aczkolwiek... zresztą, sama wiesz.
Wgl, dziękuję za dedyk <3
Pozdrawiam i życzę weny,
Is.