Music

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Paradise roz.12



Dla ciebie Is, wielkie dzięki, bo tym razem naprawdę nie dałabym rady.

Kiedy mój związek z Haruno ujrzał wśród naszych znajomych światło dzienne, miałem wrażenie, że już wszystko będzie okej. Chciałem żeby tak było. Naruto, chyba naprawdę miał na uwadze tylko dobro Sakury i teraz, po wszystkim, wręcz tryskał energią. Lecz przy zakładaniu kurtki, przypomniałem sobie o pewnej dość istotnej rozmowie.

Rano, gdy zajrzałem do kuchni, w celu znalezienia śniadania rodzice zaprosili mnie do stołu. Siedział z nimi jeszcze Itachi i tak głupio się uśmiechał, że od razu zacząłem coś podejrzewać. Mimo wszystko, spełniłem ich prośbę.

– Sasuke… – zaczęła mama, bijąc się z własnymi myślami. – Doszły nas słuchy…

– Itachi wam powiedział, mamo. – przerwałem jej, za co skarciła mnie wzrokiem. Sory, ale zawsze gdy zaczyna zdaniem „doszły nas słuchy” wiem, że Itachi coś jej podkablował.

– No dobrze, Itachi powiedział nam, że spotykasz się z kimś. Z jakąś dziewczyną.

– Mamo… – jęknąłem, uderzając głową o stół, w geście desperacji.

– Nie przerywaj mi! – krzyknęła, waląc pięścią w blat. Zahuczało mi od tego w głowie, jednak mimo wszystko nie podniosłem jej. Mama westchnęła, znowu. – Kto to jest?

– Czy ty nie jesteś aby za młody, żeby mieszać jakimś kobietom w głowach? Skupiłbyś się na nauce. – stwierdził tata. Podniosłem na niego wzrok i zrobiłem minę typu ‘WTF?!’, czy może bardziej ‘Rly? Tato… ale rly? –.–‘. Itachi wybuchł śmiechem.

–Znamy ją? – kontynuowała mimo wszystko moja matka, wznosząc oczy ku niebu.

– Tak. – odparłem, po dłuższej chwili namysłu. – Jest ode mnie z klasy.

– Która to?

– Po co chcecie to wiedzieć? – zapytałem przymrużając oczy. Co ich tak nagle wzięło na ingerowanie w moje sprawy, pomyślałem.

– Jesteśmy twoimi rodzicami. – stwierdziła dumnie matka. – Mamy prawo wiedzieć.

– Właśnie. – wtrącił się Itachi. – Przecież nie ma się czego wstydzić, braciszku. Każdy ma prawo się zakochać.

– Ryj. – mruknąłem, za co dostałem w ucho od ojca. Poczułem się jak pięciolatek. To chore.

– Wiesz, Sasuke.  Chłopcom w twoim wieku często wydaje się, że jeżeli już się w kimś zakochają, to jest to miłość do końca życia i że taka dziewczyna jest najdoskonalsza pod słońcem, a czasem niekoniecznie jest to prawda. Chcielibyśmy się upewnić, że wiesz co robisz. Że będziesz „ w dobrych rękach” – nakreśliła cudzysłów w powietrzu. – Poza tym, jesteśmy ciekawi, jakiej dziewczynie udało się skraść serduszko naszego kochanego, małego, wiecznie naburmuszonego synka? – pogłaskała mnie czule po włosach, lecz ja delikatnie odtrąciłem jej rękę.

Itachi znowu zarechotał. W sumie, gdy tak jej słuchałem i myślałem o różowowłosej to też mi się chciało śmiać. Mama miała rację. Haruno jest przecież niezrównoważoną psychicznie, pieprzoną masochistką bez żadnych skrupułów i ograniczeń (jeżeli wspomnieć by sytuację z września, gdy przedziurawiła mi na wylot dłoń cyrklem). Ma się czego obawiać.

– Ponieważ jako twoi rodzice mamy do ciebie ogromne zaufanie i wierzymy, że rozumiesz o co nam chodzi – kontynuowała mama – to chcielibyśmy, żebyś nam ją przedstawił. – tu znów przerwała, gdyż zachłysnąłem się własną śliną. Poklepała mnie w plecy, a w tym czasie Itachi wybuchł niekontrolowanym śmiechem, który w pewnym momencie zmusił go do walenia dłonią w blat stołu, a później do zejścia na kolana i ponawiania tej czynności na kuchennych panelach.

 – Wszystko w porządku? – zapytał ojciec, patrząc to na niego to na mnie.

– Ta… – mruknąłem, odchrząkując znacząco. Poprawiłem koszulę i przegarnąłem dłonią włosy.

– Rozumiem, że ty wiesz o która to ślicznotka, Itachi? – spytał ojciec, unosząc jedną brew, kiedy mój brat podnosił się z podłogi i ocierał łzy.

– A jak. – stwierdził Itachi, mrugając do mnie porozumiewawczo. – Cała dzielnica się w niej buja, więc to raczej Sasuke powinien się szczycić, że się zgodziła.

– Taka ładna? – zdziwiła się mama, uśmiechając się nieznacznie (gdybyście widzieli ten błysk w jej dużych, ciepłych oczach).

– No ba, że ładna. Idealna. I ładna. I podobno najmądrzejsza w całej szkole. W dodatku mieszka całkiem NIEDALEKO. Mówię wam, lepszej nie znajdziecie.

– A chociaż jakaś przyzwoicie ubrana? Żeby nie było tak jak ostatnio z tą… jak jej tam było? Akazawa?

– O… o to się nie martw mamo. Ta ma lepsze wyczucie jeżeli chodzi o porę roku i stosowność ubioru do okazji. Dużo lepsze.

Uniosłem brwi ku górze, gdy spotkałem się z porównaniem Akazawy i Haruno. Z tą pierwszą spotykałem się w gimnazjum, kiedy to jeszcze miałem sieczkę w głowie i zgodziłem się na to tylko dla świętego spokoju. Tamten związek zakończył się równie szybko jak się zaczął. Prychnąłem, patrząc w okno. Blachara na dzielnicy numer jeden kontra Królowa Ciemności? He He.

– Mam nadzieję, bo nie wyobrażałem sobie tamtej dziewczyny w roli matki. – wtrącił ojciec, biorąc się za czytanie gazety.

– Roli czego? – zdziwiłem się.

– Matki, synu. M–A–T–K–I.

– Chyba jeszcze trochę na to za wcześnie, nie uważasz? – zapytałem, wstając.

– Czy ja wiem? – dołączyła się mama. – Jeżeli naprawdę kochasz tą dziewczynę, to mógłbyś się jej o to zapytać. Bo rozumiem, że gdybym ja to zrobiła to wyprowadziłbyś się z domu?

– Najpierw bym ją przeprosił, a później was wszystkich udusił. – stwierdziłem, całując ją w policzek. – Umówiłem się z Naruto i resztą w knajpie.

– ONA też tam będzie?

– Uhm.

– Wspaniale – kobieta klasnęła w dłonie – Przyprowadzisz ją tu, zgoda? Mamy dzisiaj wolne z okazji Nowego Roku.

– Niech wam już będzie. – mruknąłem z przedpokoju, ubierając kurtkę.

Wyszedłem w mróz.

Uśmiechnąłem się na wspomnienie dzisiejszego poranka. Itachi i reszta są siebie warci. Spojrzałem w stronę różowowłosej. Zakładała swój szary płaszczyk i narzekała do jakby nieobecnej Ino, na pogodę. Mój lekki uśmiech przerodził się w bardziej łobuzerski. Chwilę później wyszliśmy na mróz. Znowu. Każdy z paczki rozszedł się w swoją stronę. W tą samą co ja podążyli jeszcze Sakura i Naruto.

Złapałem dziewczynę za rękę, a ona lekko się uśmiechnęła. Zarumieniłem się na ten widok. Byłem szczęśliwy. Naprawdę. I widziałem to samo w tym uśmiechu i radosnych, zielonych oczach.

Mój przyjaciel szedł obok nas i wesoło gawędził o tym, jak bardzo kocha zabawy na śniegu, lecz mimo wszystko woli lato. Odprowadziliśmy go pod same drzwi. Pożegnałem się z nim krótkim, przyjacielskim uściskiem. Natomiast Sakura pocałowała go w policzek i kazała przekazać jego rodzicom życzenia z okazji Nowego Roku. Dalej już powędrowaliśmy sami.

* * *

Czy kiedykolwiek czułam się lżejsza niż teraz? Jak gdyby ktoś wypełnił mnie helem i chyba tylko dłoń Sasuke trzymała mnie przy ziemi. Odpowiedź więc sama się nasuwa. Nie, nigdy. Przenigdy w życiu.

Uśmiechnęłam się, widząc jak Uzumaki znika za drzwiami swojego domu. Brunet wzmocnił swój uścisk, a ja ruszyłam szybkim krokiem w stronę parku, ciągnąc go za sobą. Po paru sekundach zrównaliśmy się krokami i szliśmy ramię w ramię, poprzez wydeptane w śniegu ścieżki. Podczas gdy Uchiha obserwował uważnie otoczenie, jakby w poszukiwaniu potencjalnego zagrożenia, (był taki uroczy, gdy był zazdrosny ^^) ja podziwiałam, jak wszystkie drzewa w parku zostały przygniecione zawałami białego puchu. Nim się obejrzałam, skręcaliśmy już w naszą uliczkę.

Kiedy stanęliśmy pomiędzy naszymi domami nawet nie pomyślałam o tym, żeby puścić jego dłoń i jemu chyba też to się nie uśmiechało. Chociaż nie wiem, miał bardzo tajemniczą minę.

– Chyba musimy się już pożegnać, Sasuke. – stwierdziłam, odzywając się pierwsza. Obejrzałam się na swój dom. Wiedziałam, że nikogo tam nie ma i wcale nie chciało mi się tam wracać.

– Niby dlaczego? – zapytał, wsadzając wolną dłoń w kieszeń od spodni. – Chodź.

Zaczął ciągnąć mnie w swoją stronę, a ja, jak ostatnia sierota, uległam mu. Taki układ trwał, aż do wycieraczki, przed frontowymi drzwiami. Ostatni raz byłam tu we wrześniu, tyle że wtedy nie miałam chłopaka, o którym zawsze marzyłam, a zamiast niego, odwiedzałam jego starszego brata. Hehe, zabawne – od Itachiego do Sasuke? Takie coś, to chyba tylko ja mogłam odstawić. Co nie zmienia faktu, że z nawet mi niewiadomych przyczyn nie miałam zbytniej ochoty na przekraczanie progu domu Uchiha, jako dziewczyna Sasuke. To było by … dziwne.

– Sakura. – odezwał się brunet i spojrzał w moją stronę. On stał na wycieraczce, a ja stopień niżej, więc różnica wzrostu pomiędzy nami wydawała się teraz jeszcze większa niż normalnie. – Nie zapraszam cię do siebie dla zwykłego kaprysu.

– Więc po co? – zapytałam pośpiesznie.

– Moi rodzice chcą cię poznać. – wyznał, ciągnąc mnie do siebie. Mało brakowało, a stanęłabym mu na butach, by złapać równowagę. Na szczęście uniknęłam tego, w porę stawiając stopę obok jego własnej. Już dawno nie byłam tak niebezpiecznie blisko Uchihy. Tak mniej więcej od wczoraj, lecz nie zmienia to faktu, że dla mnie była to wieczność.

– Przecież znam się z nimi, jak z własnymi, a nawet lepiej. – zrobiłam zdziwioną minę, chociaż już domyślałam się odpowiedzi.

– Ale nie wiedzą nic o Nas. – powiedział dziwnie przygaszony. – Nawet nie widzieli, że mam dziewczynę i jak dzisiaj rano się wydało, koniecznie chcieli, żebym cie przyprowadził.

– Skąd niby się dowie… – chciałam się już zapytać, skąd się dowiedzieli, ale odpowiedź sama się nasunęła – Itachi.

– To jak będzie? – zapytał.

– A to szmata niedorobiona. – warknęłam.

– Sakura. – wysyczał coraz bardziej poirytowany.

– No to chodź. – powiedziałam i czekałam aż otworzy drzwi. Zrobił to dopiero po paru sekundach.

Wnętrze nic się nie zmieniło, nadal królowała tu biel i szarość. I nadal pachniało tu cynamonem. Chociaż tym razem mogła to być wina, zapewne upieczonych przez Mikoto świątecznych pierników.

Brunet, jak na prawdziwego dżentelmena przystało pomógł mi się rozebrać z zimowych ciuchów i zaprowadził w głąb przedpokoju, zapewne do salonu ( w końcu układ mieszkania mieliśmy taki sam, więc mogłam się domyśleć). Przed wejściem zapytał mnie:

– Serio?

– Tak. – opowiedziałam – Najpierw twoi rodzice, a później ta suka, Itachi.

– Co mu zrobisz? – zapytał z nieukrywaną ciekawością.

– E, jeszcze nie wiem, ale na pewno nie dożyje rana. – opowiedziałam, słodko się uśmiechając. Sam też się uśmiechnął i to tak, że mało co nie zwaliło mnie z nóg.

– Sasuke, to ty? – usłyszeliśmy troskliwy, kobiecy głos z salonu.

– Tak. – odpowiedział, nie tracąc swojej pewności siebie.

– Czego się czaisz, jak jakiś psychol? – tym razem wrzasnął Itachi.

– Mówisz, że nie dożyje rana? – upewnił się brunet. W jego oczach widział żądzę mordu.

Uśmiechnęłam się, tylko że teraz bardziej złowieszczo niż kiedykolwiek.

– Nawet do wieczora. – zapewniłam. Chłopak zajrzał ostrożnie do pokoju, nie przepuszczając mnie do przodu. Rozumiem, obczaja teren. Po paru sekundach zrobił parę kroków do przodu, ukazując się rodzinie.

– I jak, udało się? – zapytała go matka. Pewnie chodziło jej o to, czy przyprowadził tu swoją dziewczynę.

– E, mamo … to jest moja dziewczyna – pociągnął mnie do siebie, tak że niemal na niego wpadłam. – Sakura.

– Mógłbyś już przestać mnie wszędzie ciągać, jak jakąś szmacianą lalkę? – warknęłam, patrząc na niego spod byka.

– Wybacz. – uśmiechnął się rozbrajająco. Na chwilę zapomniałam jak się nazywam.

– Sakura?! – wydarła się kobieta i w trzech podskokach znalazła się przy mnie. Owiał mnie jej różany zapach, a jej oczy (takie same dwie czarne dziury jak Sasuke!) pochłaniały moją twarz z nieukrywaną ciekawością i zachwytem. – Jak to możliwe?

– Taka z ciebie cicha woda? – zapytał ojciec Sasuke i podszedł do mnie. Przywitaliśmy się jak stara dobra rodzina, takim wiecie… ciepłym uściskiem? Coś w ten deseń.

Przez późniejsze półgodziny Mikoto lamentowała nad nami, że wiedziała, że tak to się skończy. Że to było zbyt oczywiste, że było widać, że coś nas do siebie pcha i tak dalej. Itachi dostał parę razy ode mnie i od Sasuke po głowie, a Fugako siedział cicho i tylko śmiał się z nas po cichu. I tak byłoby już wiecznie, lecz jak zwykle ktoś musiał mi to szczęście zabrać.

Jak zwykle…

* * *

Tak jak sądziłem, moja Sakura spisała się świetnie. Być może pomógł jej fakt, że nasza rodzina, to jej drugi dom, lecz nawet z czymś takim nie łatwo sprostać zadaniu zadowolenia moich rodziców. Nasze wspólne, przyjemne chwile przerwał dzwonek do drzwi.

Mama poderwała się jak opętana i mamrotała coś pod nosem, że „nareszcie” i „ile można na nich czekać?!”. Usłyszałem, jak otwiera drzwi i ochoczo się z kimś wita. Mnóstwo typowo kobiecych szczebiotów.

– Tędy. – usłyszeliśmy przymilną wypowiedź mamy.

– Jak tu ładnie… – odpowiedział jej jakiś skrzekliwy, kobiecy głos. – Córuś, nie ociągaj się i chodź tu. Zobaczysz się z Sasuke.

Drgnąłem z obrzydzenia, gdy wypowiedziała moje imię. Przyciągnąłem Sakurę bliżej siebie, zmuszając ją do oparcia swoich pleców o moje żebra. Kroki nasiliły się, a wtedy naszym oczom ukazały się trzy kobiety i mężczyzna.

Poza moją matką były jeszcze dwie: jedna starsza, druga młodsza – prawdopodobnie córki – miały podobnie zbudowane nosy.

Ta starsza mogła mieć co najmniej czterdzieści lat, o czym świadczyła jej spracowana twarz i obwisła już miejscami skóra. Miała surowy wyraz twarzy, co podkreślała poważnym makijażem. Miała długie, zniszczone (pewnie prostownicą) włosy w kolorze prawie że platyny. Jej oczy turkusowe oczy pozostawały mimo wszystko żywe a w tej chwili skupione na mnie i różowowłosej (z tym, że na dziewczynie już znacznie mniej przyjaźnie).

Natomiast młodsza była tak jakby jej przeciwieństwem (nie licząc nosa i monstrualnego biustu, na który mimo woli zwróciłem uwagę –.–). Jej śniada skóra była elastyczna i bez żadnej skazy. Twarz ułożona w perfekcyjnie wyćwiczonym, radosnym wyrazie i pokryta równie idealnie nałożonym makijażem. Jej włosy układały się w bujne, kasztanowe loki spływające w dół po plecach aż do zdecydowanie kobiecych bioder. Natomiast jej oczy… znałem je i to bardzo dobrze. To były te same, czekoladowe oczy, w które kiedyś wpatrywałem się z równie wielkim uwielbieniem, co dziś w oczy różowowłosej.

– Sasuke–kun? – spytała niepewnie, szczerząc się jeszcze bardziej.

– Saya. – odpowiedziałem tak chłodno i beznamiętnie, że wywołałem grymas odrazy na twarzy Haruno. Jednak moja odpowiedź nie ostudziła śmiałości dziewczyny.

– Dawno się nie widzieliśmy, co nie? – zaczęła i po paru sekundach siedziała już obok Sakury, która chyba była w tak wielkim szoku jej osobą, że nawet się nie odsunęła. Zamiast tego patrzyła się tępo na Itachiego, a on na nią z bezradnością. – O?! Kogo ja tu widzę?

Różowowłosa odwróciła głowę w jej stronę tak wolno, że trwało to chyba wieczność.

– Saya Hiyugashi? – dziewczyna wręcz warknęła, gdy wypowiadała jej nazwisko. Nie dziwiłem jej się.

– A więc jednak mnie pamiętasz?

– Ciężko zapomnieć.

– Co tu robisz? – spytała Saya i dopiero w tym momencie zauważyła to, że przytulam ją do siebie kurczowo. Zamilkła, by po chwili wypiszczeć – O mój boże! Jesteście razem?

– No. – wtrącił się Itachi.

– Ojej. Wiesz – zwróciła się bezpośrednio do Haruno – zawsze miałam nadzieję, że ty i Itachi–san będziecie razem.

– Ja też. – przytaknęła moja matka, za co posłałem jej tak wrogie spojrzenie, że aż spuściła zawstydzona głowę.

* * *

Okazało się później, że Saya przyjechała powrotem do Konohy, by spotkać się ze starymi znajomymi (w tym ze mną i Sasuke) i rozpocząć naukę w naszym liceum. Jej, jak fajnie, pomyślałam z przekąsem, gdy wyznała, że będziemy z nią razem w klasie. Swoją drogą, czego szukała w takiej grupie o profilu artystycznym? Z tego, co zdążyłam zauważyć przez te parę lat znajomości z tą dziewczyną, to nie wyrażała nawet krztyny sympatii dla tego kierunku. Dziwne i tyle.

Nie siedziałam długo u Uchihy, a tak właściwie, to zmyłam się jakiś kwadrans po przybyciu tej panienki. Brunet odprowadził mnie do domu, gdzie spędziliśmy jeszcze dobre trzy godziny, leżąc na dywanie w dużym pokoju. Słuchaliśmy ciszy, przerywanej tylko naszymi oddechami.

Położyłam głowę na jego piersi i słuchałam jak jego serce przyspieszało za każdym razem, gdy przejeżdżałam palcem po jego brzuchu lub gdy zatapiał twarz w moich włosach, od czasu do czasu szepcząc, że mnie kocha. Wtedy moje serce zatrzymywało się, wsłuchując się w każdą nutę w jego głosie.

Wiedziałam, że jego głowę zaprzątam nie tylko ja.

Wiedziałam, że myśli o Sayi.

Wiedziałam, kim była dla niego. Kiedyś.

A teraz?

Niedługo po tym, jak pożegnałam Sasuke pocałunkiem, który widziały jego matka i Hiyugashi, akurat żegnające się w drzwiach (taaa, akurat :3 dop.autorki) przyjechali moi rodzice. Mama nie odezwała się do mnie ani słowem, poza krótkim „nareszcie wstałaś z łóżka”. Ja za to byłam zbyt zmęczona, żeby zwrócić jej uwagę, więc postanowiłam wziąć gorącą kąpiel, a potem pożegnałam się z rodziną i położyłam swoje podniszczone ciało.

Niebawem dostałam wiadomość. Od bruneta.

Sasuke: Dobranoc 

Więc szybko mu odpisałam:

Ja: Żeby ci się Itachi przyśnił. Dobranoc.

Jednak z jakiegoś głupiego powodu, tej nocy nie mogłam zasnąć.



ROZDZIAŁY OD TERAZ BĘDĄ UKAZYWAĆ SIĘ REGULARNIE. I WIEM, ŻE MIAŁAM SKOŃCZYĆ Z DEDYKAMI, ALE TYM RAZEM PO PROSTU MUSZĘ ZROBIĆ WYJĄTEK. DO 13 (OBY POMYŚLNEGO).


Cierpiąca Nanase


2 komentarze:

  1. coś mi się wydaje, że ta Saya pokomplikuje sprawy(ale mogę się mylić :D)... mam jednak nadzieję, że Sasuke nic już do niej nie czuje(do Sayi)
    czekam na nexta :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział genialny xD
    To było takie mistrzowskie, jak go rodzice wypytywali o Sakurę. Ja dokładnie miałam tę scenę przed oczami... że jesteś w dobrych rękach...
    Hm... Saya... mogłabym zapytać "co taka Saya tutaj robi?" - mogłabym xDD na tym etapie nie wygląda ona na jakoś szczególnie złą, aczkolwiek... zresztą, sama wiesz.
    Wgl, dziękuję za dedyk <3
    Pozdrawiam i życzę weny,
    Is.

    OdpowiedzUsuń