Toczyliśmy się mroczną chmarą przez całą szerokość ulicy. Powietrze zdążyło się już wypełnić duszącym dymem pochodzącym od petard i innych pirotechnicznych zabawek, którymi ludzie mijani przez nas mieli wypchane całe kieszenie i torby. Na nasze szczęście temperatura nie spadła pomimo później pory, chociaż mogła to być też kwestia ilości alkoholu w naszej krwi. Co i rusz słychać było pijackie jęki oraz huki wystrzałów. Gdzieś na drugim końcu ulicy inna, bliżej mi nieznana grupka zaczęła bardzo głośno się śmiać. Wśród nas również rozległy się pijackie rechoty. Droga, którą kroczyliśmy na puste pole niedaleko mojego osiedla była cholernie oblodzona, toteż co i rusz ktoś się wywalał.
– Jezu – krzyknął Naruto czepiąc się kurczowo mojego ramienia. Nogi mu się rozkraczyły na lodzie i gdyby nie to, że się mnie złapał to biedaczek gruchnąłby dupą o chodnik, aż miło byłoby popatrzeć.
– Ludzie ratunku! To był, kurwa, zamach na moją szanowaną wśród was, rodaków, osobę! Mordować ich wszystkich! Konfidenci do piachu! Nie brać jeńców! – darł mi się do ucha. Skrzywiłam się paskudnie odpychając go od siebie. Wpadł na niczego nieprzeczuwającą Hinatę.
– Zamknij moduł do cholery! – zagrzmiałam. – Czego drzesz ryja na pół ulicy?! Cisza ma być, cwelu!
– Ciszej młoda – syknął w moją stronę jeden z nowych kumpli Itachi’ego. Cholerny pies na baby nie będzie mnie pouczać. Już mu miałam wygarnąć, co o nim sądzę, jednak twardy biceps Sasuke odgrodził mnie od tamtego towarzystwa.
– Uspokój się, mała – warknął mi do ucha, które mnie zabolało. Wyrwałam mu się, przyśpieszając kroku. Dołączyłam do Shikamaru.
– Stop wycieczka! – wydarła się Temari tak głośno, że chociaż dzieliło nas dwadzieścia metrów, słyszałam mlaskającą w jej ustach gumę do żucia. Wszyscy stanęliśmy w miejscu.
– Jezu, jaka ona jest głupia – Shikamaru nie wytrzymał i przejechał sobie dłonią po twarzy.
– Podoba ci się, co? – uniosłam prawą brew do góry. Nara posłał mi kpiący uśmiech.
– Nie prowokuj, różowy łbie – zachichotał. Czyli, że tak. Zawsze wiedziałam, że będą razem. To się czuło już w gimnazjum.
– Macie coś do podpalenia? – podszedł do nas Deidara, kolejny przyjaciel starszego Uchihy.
Był mężczyzną raczej wysokim i raczej szczupłym. Znany był ze swojej zniewieściałej blond kity, trochę w stylu Yamanaki, niebieskich, przebiegłych oczu, opryskliwego, aczkolwiek wrażliwego usposobienia oraz dziwnych upodobań. Prawdopodobnie był jedynym na świecie piromanem i gejem w jednym ciele. Lubiłam go.
– Ta – mruknął Shikamaru, zdejmując plecak z ramion. Wyjął z niego dwie siaty petard i wulkanów, które wręczył niebieskookiemu bez większego entuzjazmu. Nikt się zresztą po nim go nie spodziewał. Mężczyzna wziął je i odszedł szybkim krokiem.
Przysunęłam się nieco bliżej do Nary. Chociaż nie lubiłam przebywać w bliskiej odległości z ludźmi, to czując jego 36 i 6 obok robiło mi się lepiej. Kolega nie zaprotestował, jemu też pewnie było zimno. Przez około minutę staliśmy tak w ciszy, opierając się o siebie swoimi ramionami i podziwialiśmy jak nasi znajomi ustawiają w odległości jakiś trzydziestu metrów od nas ogromne skupiska z materiałami wybuchowymi.
Nie postałam obok niego jednak długo. W tłumie zobaczyłam Yuriko i Ochę. Mała trzęsła się z zimna, miała przekrzywioną czapkę i rozpiętą kurtkę, podczas gdy moja starsza siostra kompletnie nie zwracała na nią uwagi. Przeprosiłam Shikamaru i pośpiesznie pognałam w stronę młodej.
Dziewczynka, gdy tylko mnie zobaczyła, również do mnie podeszła.
- Sakura, z Yuri dzieje się coś dziwnego - wyznała, na co ja jedynie cicho westchnęłam. Poprawiłam jej czapkę, zapięłam kurtkę i wzięłam za rękę, oddalając się od mojej durnej, starszej siostry. Wróciłam na swoje poprzednie miejsce, którym zdążyło się już zgromadzić kilka osób, w tym i Sasuke.
Do końca roku zostało już tylko kilkadziesiąt sekund. Cała nasza paczka stała w zwarciu, wspólnie obserwując jak reszta grupy jest już gotowa do podpalenia wszystkiego, co ze sobą przynieśli. Zaczęło się odliczanie. Wzięłam Ochę na ręce, żeby mogła lepiej widzieć fajerwerki. Cała jej buzia pełna była zachwytu.
W końcu wybiła północ. Wszyscy zaczęli krzyczeć. Nawet młoda darła się w niebogłosy. W jednej chwili niebo rozbłysnęło tysiącem różnokolorowych iskier i wybuchów. Ogólnie huk nie do zniesienia. Przestąpiłam z nogi na nogę i wtedy poczułam, że ktoś za mną stoi. Odwróciłam się nieznacznie, dobrze wiedząc, że to Sasuke. Uśmiechnęliśmy się do siebie, podczas gdy wszyscy wokół nas zaczęli się całować.
- Ja nie patrzę - powiedziała roześmiana dziewczynka, zasłaniając oczka rękawiczkami.
- Uspokój się - skarciłam ją, szczerząc się nadal do bruneta.
- Nie będzie żadnego całowania.
- Jesteś pewna? - wtrącił Uchiha, mierząc mnie wzrokiem, który mówił sam za siebie. Chciał tego.
- Oczywiście - fuknęłam. - Nie ma takiej siły, która by mnie do tego zmusiła.
***
Trwaliśmy w wirze pocałunków, gdy w reszcie domu huczała impreza. Nie przejmowaliśmy się, że ktoś może nas zobaczyć. Już nie było nikogo, kto mógłby nam przeszkodzić. Przynajmniej na tę jedną, krótką chwilę. Przyparłem ją bardziej do blatu, na którym siedziała. Uderzyła przez przypadek głową o szafkę. To ją otrzeźwiło.
– Chodźmy stąd – szepnęła Sakura.
– Niby czemu?
– Bo nas pewnie szukają – wyjaśniła.
Otworzyłem oczy by spojrzeć na nią. Jej własne były zamknięte. Oddychała miarowo, jak gdyby chciała się uspokoić. Nie rozumiałem jej i tego całego ukrywania się. Jakie to ma znaczenie czy ktoś będzie wiedział, czy nie? Dla mnie to było bez sensu. Ale mniejsza z tym. Ważne, że mogłem ją mieć na wyłączność. Przywiązałem się do niej. Nawet nie zauważyłem, kiedy. To głupie, jak szybko uległem jej urokowi. Nie powinienem. To do mnie kompletnie nie pasowało.
– Niech będzie – mruknąłem, łapiąc ją w pasie i pomagając jej ześliznąć się z blatu. Będąc już na ziemi, spojrzała na mnie nieśmiało. Jej policzki pokrywały delikatne rumieńce. Zagarnęła włosy za ucho, z powrotem wbijając wzrok w podłogę i powoli kierując się do wyjścia. Po paru sekundach ruszyłem za nią. Udało mi się ją dogonić i szepnąć jej tylko do ucha krótkie – Kocham Cię.
Zamarła na chwilę, lecz szybko się ogarnęła i wyszła.
Ledwo co wytoczyłem się z kuchni, a już dopadała mnie Ino, zawieszając swoje ręce na moim karku. Zamruczała mi do ucha:
– Sasuke-kun? Co ty tam tak długo z … – obejrzała się na stającą po schodach smętną postać różowowłosej – nią robiłeś? Nie mów mi, że się w niej zakochałeś? – powiedziała w żarcie. Nawet nie wiedziała, ile prawdy w tym było.
– A co, jeśli? – syknąłem zdejmując jej rączki z szyi. – Co w tym złego? – dodałem, odsuwając się od niej o parę kroków. Dla bezpieczeństwa.
– Wtedy byś ją bardzo zranił – wybełkotała i powlokła się w stronę dalszej części korytarza. Jak to zranił? Przecież i ja, i ona się cieszyliśmy z tego, że się kochamy i jesteśmy razem. A może i nie? Może tylko ja byłem w stanie skrytej euforii, a ona ma co do tego kompletnie inne odczucia?
Wdrapałem się po schodach. Wolałem być teraz bliżej Sakury niż reszty pijanych dzieciaków. Odruchowo wszedłem na długi korytarz, który dzielił ze sobą dwie sypialnie. Stanąłem teraz przed wyborem. W prawo, czy w lewo? Spojrzałem w prawo. Drzwi były otwarte na oścież. Obrzuciłem pokój jednym spojrzeniem. Różowy. Żółty. Dwa górujące w pomieszczeniu kolory. Z pewnością nie byłby to pokój Sakury. Zwróciłem się więc w stronę drzwi po lewej.
Drzwi były starannie domknięte. Zza nich nie dobiegały żadne odgłosy. Nic. Głucha cisza. Bałem się pociągnąć za klamkę. Przecież zawsze mogłem się wepchać do cudzego pokoju. Nie chciałbym wyjść na totalnego chama. Ale chciałem dołączyć do różowowłosej. Podszedłem do nich. Bez pukania pociągnąłem za klamkę.
Moim oczom ukazał się przestronny pokój, który mogłem podziwiać ze swojego okna. Fioletowe ściany, każda w innym odcieniu. Wszystkie wnęki wytapetowane białą tapetą ze wzorem czarnych kwiatów i motyli. Meble również białe i czarne. Brak telewizora. Jednak mimo wszystko, zastałem ją.
Siedziała na parapecie. Miała zamknięte oczy i głowę opartą o szybę. Wyglądała jakby spała. Już zacząłem się nad tym zastanawiać, gdy usłyszałem:
– Dlaczego wlazłeś mi do pokoju tak na chama?
Prychnąłem i dosiadłem się do niej. Jednak wzięła mnie za chama.
– Bez pukania – dodała, otwierając oczy i unosząc jedną brew. Patrzyła prosto na mnie.
– Bo tak – odparłem krótko. Tym razem to ona prychnęła.
– Co się dzieje na dole? – zapytała, wyglądając za okno.
– Co masz na myśli?
– Czy będę musiała ich stamtąd wypierdolić. O to mi dokładnie chodzi. Obiecałam ojcu, że nie zrobię żadnej imprezy i położę młodą spać tuż po północy. Poza tym, gdyby jakieś ich zachowania wymknęły by się spod mojej kontroli to nigdy bym sobie tego nie wybaczyła.
– Jakie zachowania? – zdziwiłem się.
Zwróciła ku mnie swoje oczy. Mówiły wszystko.
– Tam jest dziecko, Sasuke. Wolałabym, żeby na razie pozostała w swoim świecie, a nie przenosiła się do mojego, tego dorosłego pełnego brutalności. Nieodpowiedzialnych, szczeniackich zabaw. Do świata imprezowych orgii, narkotyków i alkoholu. Do szaleństwa – dopowiedziała. – Wiesz kto się nią teraz zajmuje?
– Pewnie Hinata – stwierdziłem z pogardą. Hyuga jako jedyna z nas była w stanie reagować prawidłowo na bodźce. – Zabieram ją stamtąd. Pora spać – mruknęła i w mgnieniu oka znalazła się przy drzwiach.
– Pomóc ci? – zapytałem, również wstając i idąc za nią.
– Chętnie, ale nie umiesz zajmować się dziećmi. Sorry, ale to widać.
Oburzyłem się. Co racja to racja, bo jedyne co wiedziałem o dzieciach to to, co opowiadała nam babka na WDŻ-cie w gimnazjum. Nie zmieniło to jednak faktu, że podążyłem za nią na dół i razem odnaleźliśmy małą w ramionach przerażonej Hinaty i obrzynanej Ino. Jak widać, sporo nas ominęło.
– Zabieram ją – oświadczyła Sakura, przekrzykując hipnotyzujące rytmy, które wprawiały w drgania ściany domu. Popatrzyłem się po twarzach ludzi, którzy nas mijali. Obłęd w oczach. Zerknąłem również na Ochę.
Była tak podekscytowana, że otwarcie oświadczyła to, iż nigdzie się nie rusza. Zwróciłem wzrok na Sakurę. Zobaczyłem furię w jej oczach i niebezpiecznie pulsującą żyłkę na czole.
* * *
Jak ta mała żmija śmiała mi pyskować? Nie dość, że pozwoliłam jej zostać na tej pojebanej imprezie, to ona mi jeszcze tu wyjeżdża ze zwykłym Nie?! Ja jej zaraz dam Nie.
– Bez dyskusji – warknęłam i wzięłam ją na ręce. Przerzuciłam ją sobie przez ramię. Wierciła się jak opętana.
– Zostaw mnie! To moje zdanie się już nie liczy?
– Mam je gdzieś – mruknęłam.
– Zawsze musi być po twojemu? – wytknęła mi przez płacz.
– Zawsze – odparłam, wchodząc po schodach. Powinnam mieć szóstkę z wychowania fizycznego za biegi na schodach z obciążeniem. Oczywiście za mną powlókł się Sasuke, no bo jak. Przynajmniej był na tyle uprzejmy by otworzyć mi drzwi do łazienki. Usadziłam rudą na pralce i puściłam wodę.
– Rozbieraj się – rzuciłam do niej. Wyjęłam jej czysty, pachnący ręcznik i poszłam po piżamkę do jej pokoju. Nie łatwo było ją znaleźć pod łóżkiem, w stercie lalek, ale udało się.
Gdy wróciłam do łazienki, sądziłam, że będzie już w wannie. Jednak liczyłam na zbyt wiele. Jak zawsze, jeżeli chodziło o moje rodzeństwo. Zastałam ją siedzącą na pralce. Nie zmieniła pozycji. Natomiast Sasuke stał oparty o ścianę przed łazienką. Westchnęłam, przewracając oczami.
– Czemu jeszcze nie jesteś w wannie? – zapytałam kładąc ubranko na umywalce.
– Wstydzę się – wyznała cicho.
– Czego? Przecież jesteś u siebie.
– Niby tak, ale – zaczęła, gdy pomagałam się jej pozbywać ubranek, starannie je składając. – Dlaczego Sasuke-kun musi przy tym być? Przecież to chłopak.
Fakt. Nie pomyślałam. Nawet ja jako jego dziewczyna nie rozebrałabym się przy nim kompletnie do naga. Zarumieniłam się, gdy w mojej głowie zagościła wizja takiej sytuacji.
– Rozumiem – wydukałam. Podeszłam do drzwi i zamknęłam je tuż przed nosem Uchihy. Wybuchłam niekontrolowanym śmiechem, słysząc jego niezadowolenie.
* * *
– No ok, rozumiem. Dzieciak wstydzi się. Ale to było chamskie tak zamykać mi drzwi przed nosem! – żaliłem się Yuriko.
– Nie wiedziałam, że z ciebie taki niegrzeczny chłopiec, Sasuke-kun!
– O co ci chodzi?
– Żeby tak podglądać małe dziewczynki? Wstydź się! – zachichotała, opierając mi głowę na ramieniu. Polubiłem ją nawet. Była kompletnym przeciwieństwem Sakury, jednak darzyłem je podobną sympatią.
– Wcale nie chciałem jej podglądać! – oburzyłem się. – Nie jestem psychopatą.
– Co? – ożywił się Itachi. Dobrze wiedział, o co mi chodziło i nie musiał mnie zmuszać do wyznań przy wszystkich. Poczułem, że Yuriko wstaje nieśpiesznie. Porwała prawie nieprzytomną Yamanakę za sobą.
– Nieważne – urwałem. Wzrok zwróciłem na schody, gdzie właśnie znikały blond głowy Yuriko i Ino. Domyśliłem się, że idą do pokoju Ochy.
– No dobra, chodź. Nie mogę na ciebie patrzeć! – jęknął Itachi. – To tęskne spojrzenie mnie dobija. Złapał mnie za nadgarstek i zmusił do pójścia tropem blondynek. Zaciągnął mnie do sypialni dziewczynki. Albo raczej dziewczynki i najstarszej z sióstr. Nie sądziłem, że Yuriko ma tak dziecinny i przesłodzony gust. Wparowaliśmy do pokoju z nietypowym dla nas impetem i hałasem. Jednak żadna z kobiet, poza rudowłosą dziewczynką tego nie zauważyła. Ogarnąłem je jednym spojrzeniem.
Ocha siedziała u Sakury na kolanach i uroczo się do nas uśmiechała.
Różowołosa cierpliwie czesała jej mokre włosy i zarazem dość wulgarnie wykłócała się o coś z blondynkami, które również nie były jej dłużne co do ostrości słów. Westchnęliśmy z Itachim niemal równocześnie. Chyba wszystkie panie nagle zapomniały, że słucha ich dziecko. Lecz coś się zmieniło. Sakura już nie wrzeszczała z jadem, tylko patrzyła na mnie przerażona. Jakby z wyrzutem.
* * *
Gdy pomagałam Ochy rozczesać włosy siostrze dołączyła do nas Yuriko.
– Sakura.
– Czego? – odpowiedziałam. Zmarszczyła brwi.
– Rodzice dzwonili – odparła. Moje ciało przeszył prąd. – Wracają.
– Ja pierdolę… kurwa. I jak my ich stąd wywalimy? Przecież takiego stada to nikt nie ruszy! Nawet ten pieprzony Superman! Kurwa – klęłam, nie zważając na fakt, iż mam dziecko na swoich kolanach.
– Uważaj na słowa, kuźwa! – warknęła na mnie Ino.
– Chuj cię to boli, jak się wyrażam! – wrzasnęłam.
– Sakura, ryj – mruknęła Yuri.
– Sama masz ryj! Co ty sobie myślisz? Że niby jak jesteś starsza, to możesz mi rozkazywać?!
– Tak – tym razem, to ona zagrzmiała mi nad głową.
– No bo ty się nie masz czym przejmować! Bo i tak zwalisz na mnie!
Pomiędzy nami nastało milczenie. Zerknęłam niemal niezauważalnie na Ochę. Uśmiechała się w stronę drzwi. Również się tam spojrzałam. W drzwiach zobaczyłam Sasuke i Itachiego.
– Zbieracie się – powiedziałam, a raczej stwierdziłam.
– Jak to? – zdziwili się obydwaj, a ja, w czasie, gdy oni wychodzili ze stanu niezrozumienia położyłam Ochę do łóżka i kazałam jej szybko zasnąć. Obiecała się postarać. Wyprosiłam wszystkich z pokoju i szczelnie zamknęłam za nami drzwi.
– Itachi, zbierasz towarzystwo do kupy i czym prędzej ich stąd wypędzasz, łącznie z sobą. Rodzice tu jadą – wyjaśniłam swój plan działania, przy okazji podając uzasadnione powody.
Cierpiąca Nanase
Ohayo!
OdpowiedzUsuńWpadłam na twojego bloga przypadkiem i sposobał mi się. Fajnie piszesz używając pierwszej osoby, ale z perspektywy różnych bohaterów. Czuta się lekko i przyjemnie, nie ma nadmiaru opisów ( nie mówię, że są wadą :D ) i ogólnie fajnie. Zastanowiło mnie zachowanie Sakury, jestem ciekawa jak to dalej pociągniesz. :3 Czekam na next i zapraszam serdecznie do siebie :
sasuke-i-erin.blog.pl
Pozdrawiam i weny. :D
No no ciekawie się zapowiada :) Czekam na nexta :D
OdpowiedzUsuńBardzo mi się spodobało Twoje opowiadanie. Jestem ciekawa co będzie dalej ^^ Mam nadzieję, że szybko pojawi się nowa notka :D
OdpowiedzUsuńP.S. Możesz mnie informować o nowych notkach na fb? ;3 Z góry dziękuję ;d
Pozdrawiam i życzę weny!