Music

sobota, 9 lutego 2013

Paradise roz.9


31 grudnia
22:46

Za oknem już dawno zrobił zmierzch. Wiatr uparcie walił w szyby nieudolnie próbując dostać się do wnętrza domu. Jak określić tą sytuację jednym słowem? Zima. Bardzo mroźna i sroga. Z powodu mrozów zamarzły rury i nie było ciepłej wody. Tak się działo podczas śnieżycy i zbyt niskiej temperatury co roku. Dlatego całą rodziną usiedliśmy przed kominkiem. „Całą” to chyba złe określenie, ponieważ naszych rodziców tego dnia nie było. Wybyli na Sylwestra razem ze znajomymi do naszej cioci, mieszkającej na drugim końcu miasta, a nas zostawili samych sobie.
Jednak mimo tego drobnego faktu, wszystko odbywało się jak dawniej. Kaigo czytał z pasją godną fanatyka książkę o roli, jaką odgrywała Japonia w drugiej wojnie światowej. Nie widziałam go z nią pierwszy raz, więc zaczynałam podejrzewać, że znał ją na pamięć. Przy tym oczywiście dzielnie ignorował Ochę, która niemalże wchodziła mu na głowę, byleby tylko dowiedzieć się, czy starszy brat ma dziewczynę. Ostatnio o niczym innym nie potrafiła z nami rozmawiać, drążyła ten temat od dobrych dwóch tygodni. Oczywiście, żadne z nas do niczego się nie przyznawało. W gruncie rzeczy to głęboko wątpiłam, żeby Kaigo miał jakąś dziewczynę, on raczej nie był typem, który lubił się zbliżać do ludzi. Yuri była jego przeciwieństwem, zmieniała chłopców jak rękawiczki. Była ładna, nawet bardzo, mogła więc mieć każdego, ale w tym momencie akurat na żadną taką przygodę raczej się nie zanosiło.
Spojrzałam na nią zaciekawiona, chcąc wyczytać z jej zmarszczonych w skupieniu brwi jakąkolwiek podpowiedź, co do jej spraw sercowych. Blondynka nic nie zauważyła, malując sobie paznokcie u stóp. Po paru minutach stwierdziłam, że to kompletnie bez sensu. Oparłam się plecami o fotel stojący obok kominka i podziwiałam, jak za oknem szaleje zima.
Zastanawiałam się, jak Sasuke radzi sobie z obecną sytuacją, bo pewnie i on nie miał ciepłej wody. Było to równie bez sensu, jak moje wcześniejsze nieme pytania wysyłane w stronę Yuriko. W domu naprzeciwko szalała szarańcza młodzieży, robiąc imprezę stulecia, a ja kiblowałam w domu wraz z moim pojebanym rodzeństwem. Poirytowana zamknęłam oczy i słuchałam ciszy, przerywanej co jakiś czas pojękiwaniami złej Ochy oraz dudniącym basem.

* * *

Impreza rozkręciła się na całego. Dosłownie po całym domu (z wyjątkiem mojego pokoju) latali ludzie, których pierwszy raz w życiu widziałem na oczy. Przyszli też znajomi Itachi’ego, który był pomysłodawcą tej całej dzikiej orgii. Gdyby rodzice tu byli, to może jeszcze jakoś by to wyglądało, ale oni postanowili razem ze znajomymi pojechać na drugi koniec miasta. Egoiści zostawili mnie samego z niedorozwiniętym umysłowo starszym bratem i jego hałastrą.
Na samym początku założyłem, że będę się bawił dobrze. I było naprawdę fajnie. Jednak, jak bardzo ta zabawa mogłaby być świetna, gdyby razem ze mną bawiła się tu Haruno? Bez niej ta impreza, pomimo swej oczywistej świetności (jak każda zabawa pod kierownictwem nawalonego Itachi’ego) już po paru godzinach wydała mi się być nudna i przeciętna.
Z Sakurą nie widziałem się przez całe święta. Ani ja, ani ona nie byliśmy ludźmi, którzy nie potrafią wytrzymać bez siebie chociażby jednego dnia. Wystarczyło parę sms’ów, kilka nic nieznaczących uśmiechów, kiedy przypadkiem obydwoje podchodziliśmy do okna. Bez spiny.
Wiedziałem, że mój starszy brat próbował ją tu przyprowadzić twierdząc, że bez niej, to on już nie umie się bawić (ich nie można było wpuszczać razem do tego samego pomieszczenia, taki mieli na siebie wpływ i ona, jako ta bardziej rozsądna zazwyczaj o tym pamiętała). Sakura była jednak nieustępliwa tłumacząc się, że przecież nie zostawi rodzeństwa samego. Plan Itachi’ego spalił się na panewce.
Ziewnąłem. Było już trochę po jedenastej, gdy me rozmyślania przerwało otwarcie drzwi od mojego pokoju. Zwróciłem swój wzrok w tamtą stronę. Moim oczom ukazała się postać Naruto. Zaraz za nim zobaczyłem ledwo żywych Ino i Kibę, prawdopodobnie na wskutek spożytego alkoholu. Trzymali się jednak dzielnie stojąc o własnych siłach.
Nie pojmowałem, jak można w tak krótkim czasie wypić tyle tego wszystkiego? Byli u nas zaledwie od dwóch godzin, a wyglądali, jakby chlali całą noc.
– Sasuke, stary – zaczął nieśmiało blondyn. – Może poszerzylibyśmy zasięg naszej zabawy? – Mówiąc to subtelnie zerknął w stronę okien Sakury. Nie uznałem tego za zły pomysł, wręcz przeciwnie, spodobał mi się.
Już na samą myśl o tym, że mógłbym zobaczyć się z Sakurą moje ciało poderwało się gwałtownie do góry. Zatrzymałem się jednak w pół kroku uświadamiając sobie jedną rzecz.
– A jak nas wyrzuci? – zapytałem się. – Zdziwiłbym się, gdyby zareagowała radością.
– Mnie miałaby wyrzucić? – Oburzył się. – Nie ma takiej opcji, Sasuke. Ona mnie ubóstwia – stwierdził z przekonaniem.
– Co ty wąchałeś, Naruto? – Zaśmiałem się.
– Nic – zdziwił się.
– Kto jeszcze ma z nami iść? – Zadałem pytanie w duchu modląc się o jak najmniejszą liczbę ochotników.
– Ja, pewnie ty, oni – wskazał kciukiem za siebie na Ino i Kibę chichoczących po cichu. Zerknąłem na nich z zażenowaniem marszcząc brwi.
– Ktoś jeszcze? – Przygryzłem wargę.
– Tak – odparł zadowolony jak zawsze. – Zgłosiła się Hinata, Temari, Shikamaru... – zaczął wyliczać. – No kto tam jeszcze? – Podrapał się po głowie. – Ach, Choji i Shino! No i twój brat i jego kumple i ich znajomi.
– Ktoś jeszcze? – jęknąłem z nadzieją.
Wiadomość o Itachim spłynęła po mnie nie pozostawiając po sobie żadnych śladów. Sakura będzie miała rozwalony dom, jak nic. Poza tym, długa lista chętnych świadczyła tylko i wyłącznie o tym, że dosłownie cała impreza miała przenieść się do Haruno, a nie, jak to twierdził mój przyjaciel, tylko parę osób.
– Nie – odpowiedział głupkowato się uśmiechając. – Chyba? Będzie ze trzydzieści osób, a i tak większość tutaj zostanie.
– Niech wam będzie – mruknąłem. Przecież nie będę się kłócić z taką chmarą.  Pośpiesznym krokiem zszedłem po schodach. Mimo mojej ponurej miny bardzo się cieszyłem, niczym dziecko.
Razem z Naruto podzieliliśmy się obowiązkami, jak przystało na tych najmniej rozpitych z całego tłumu. Uzumaki pomógł się ubrać Ino i Kibie, a ja zgarnąłem wszystkich chętnych do przedpokoju. Gdy zebrali się w jednym miejscu musiałem przyznać, że trochę ich było. Jednak na swoim koncie mieliśmy już liczniejsze wypady, więc nikt się tym zbytnio nie przejmował. W pijackich jękach i chichotach wyszliśmy na mróz.
Zaraz po tym, jak zamknąłem za nami drzwi wszystko ucichło. Naruto zdeterminowanym głosem oznajmił, „że idziemy”. Był tak pewny siebie i podekscytowany, jakby wcale nie chodziło o pójście do domu naprzeciwko. Nie skomentowałem tego. Puściłem wszystkich przodem w duchu modląc się o to, żeby żaden z moich znajomych nie zechciał mnie zagadywać, bo ja na rozmowy nie miałem najmniejszej ochoty.
Na całe szczęście obok mnie wyrosła Hinata, z którą bez słów doszliśmy do tego, że nie musimy się do siebie wcale odzywać. Jedyny kontakt wzrokowy pomiędzy nami nawiązał się w chwili, gdy przepuściłem ją w furtce. Zerknęła wtedy na mnie nieśmiało i uśmiechnęła się płocho, jak to ona. To było wszystko. Szliśmy więc powoli za wszystkimi patrząc na nich obojętnym wzrokiem.
Gdy przemierzaliśmy kolejne metry płatki śniegu smagały moją twarz powodując u mnie większą irytację, niż wizyta u babci ze strony taty (ta od mamy była super fajna). Przejście na drugą stronę zaśnieżonej i śliskiej ulicy zajęło nam więcej, niż parę minut z racji tego, że absolutnie wszyscy – pomimo posiadania zimowych butów – mieli problem z zachowaniem równowagi na oblodzonej drodze.
Że już nie wspomnę o zjawiskowym wręcz upadku Itachi’ego, który pociągnął za sobą Konan, która uparcie trzymała się Ino. Żeby ratować Yamanakę Kiba pociągnął za jej kaptur i wtedy sam się na nią wyrżnął. Potem Choji próbował im pomóc, jednak skończyło się to zmiażdżeniem mojego biednego brata potężnym ciałem Akimichi’ego. Zanim ktoś w miarę trzeźwy i ogarnięty (oczywiście, że byłem to ja i Shikamaru) wziął się do roboty musiało upłynąć trochę czasu.
Tak więc już po dziesięciu minutach stanęliśmy przy bramie domu Haruno, cali zmarznięci i poobijani. Kiba nacisnął dzwonek przy furtce i cały czas śmiejąc się z połamanego Itachi’ego czekaliśmy, aż ktoś nam otworzy. A to wcale nie nastąpiło tak szybko.
Kurwa! – usłyszeliśmy z wnętrza domu. Od razu wszyscy zajarzyli, że głos należał do Sakury, więc zaczęli się jeszcze głośniej śmiać. Nawet ja nie mogłem powstrzymać uśmiechu.
– Na pewno za nami tęskniła – stwierdził kpiąco Neji. Wszyscy spojrzeli na niego sceptycznie.
– Weź spierdalaj, co – oburzył się Naruto.
– Na pewno, to ona się ucieszy – dołączył do Uzumakiego Kiba, uśmiechając się szeroko. Biedaczek, żył nadzieją, że moja Sakura będzie kiedyś jego.
 PO MOIM TRUPIE.

* * *

Gdy byłam razem z Ochą w kuchni usłyszałam dzwonek do drzwi. Kto śmiał przeszkadzać mi w życiu? Rodzice mieli wrócić dopiero nad ranem, stąd z miejsca ich wykluczyłam. Naruto? Pewnie był na imprezie u Uchihów, więc na… a co, jeżeli to on? Nie słysząc żadnych ruchów ze strony starszego rodzeństwa postanowiłam ich pogonić.
– Kaigo – wrzasnęłam.
– No – odkrzyknął.
– Ktoś dzwoni przy furtce – poinformowałam go, chociaż sam doskonale zdawał się to wiedzieć. Ciężko było nie zauważyć, gdyż dźwięk wybrany na nasz dzwonek był bardzo brzydkim piskliwym odgłosem.
– Nie, dzięki – zakpił. – Wolę cieplutki kominek – usłyszałam.
– Co? – udałam, że niedosłyszałam.
– Sama sobie otwórz – zdenerwował się. Żyłka na moim czole zaczęła niebezpiecznie pulsować. Pieprzony egoista.
– Niby czemu – oburzyłam się.
– Bo masz bliżej – stwierdził. Spojrzałam na Ochę, a ona na mnie. Bez ceregieli wzięłam ją na ręce (chociaż gówniara miała dziesięć lat i ważyła tylko 15 kilo mniej ode mnie, ale co tam) i przeniosłam do salonu.
– No chyba raczej nie – odparowałam. – Poza tym, ja się zajmuje tutaj dzieckiem, jakbyś nie widział.
Na dowód odwróciłam się, żeby miał lepszy widok na młodszą siostrę. Brat zacisnął usta w prostą kreskę.
– Twoja wymówka przy jej wymięka – wtrąciła się Yuri. Uśmiechnęłam się tryumfalnie. Ocha nie rozumiejąc za bardzo, co się dzieje powieliła ten gest chcąc się do mnie dopasować. Trochę to było urocze.
– Zamknij się – burknął w stronę blondyny. – A ty daj mi dziecko. Ja się nią zajmę, a ty im otworzysz.
– Niech będzie – rzuciłam, niechętnie się na to godząc. W końcu chyba tylko masochistę, albo kogoś jego pokroju cieszyłby spacer po takim mrozie. Ta niechęć utwierdzała mnie w przekonaniu, że może jeszcze nie jestem psychopatką.
Szłam ciemnym korytarzem gówno widząc. Macałam ściany, żeby na którąś z nich nie wpaść. W końcu natrafiłam na włącznik lewą dłonią nacisnęłam brutalnie na pstryczek. Zapaliłam światło. Ze sterty glanów moich i brata wygrzebałam byle jakie. Włożyłam je na nogi nie zawracając sobie głowy sznurowaniem. Jak to w takich butach bywa podczłapałam do drzwi żałośnie się kolebiąc. Chciałam już je otworzyć, lecz te były zamknięte. Jeżeli w drodze do przedpokoju zdążyłam się uspokoić, to moje poprzednie wkurwienie właśnie wróciło z podwójną siłą.
Nie, przepraszam – POTRÓJNĄ.
Witaj, pszczółko, to ja! – Wkurwienie dudniło w mojej głowie. Miałam ochotę kogoś zamordować.
– Kurwa – zaklęłam głośno, aż mnie gardło zabolało. – Kaigo do ciężkiej nędzy – zaczęłam jęczeć. – Po jaką cholerę utrudniasz mi życie, co?
– Czego znowu chcesz? – wylazł z kuchni z małą na rękach, ubrudzoną w czekoladzie. Strzeliłam, że ruda właśnie obżerała się MOIM czekoladowym torcikiem, który tata kupił mi z okazji Nowego Roku w mojej ulubionej tokijskiej cukierni. Żyłka na moim czole ponownie dała o sobie znać. Musiałam wziąć parę wdechów i wydechów – a konkretnie to dziesięć, tak jak radził szkolny pedagog, znając moje słabe nerwy – żeby się uspokoić.
– Czemu, kurwa, te drzwi są zamknięte? – warknęłam.
– Mnie się pytasz? – Zdziwił się.
– Tak.
– Yuriko ostatnia zamykała – rzucił przez ramię wracając do kuchni. Puściłam klamkę i pośpiesznie udałam się do salonu. Moja przyszła ofiara siedziała sobie spokojnie. Stanęłam nad nią z chęcią mordu w oczach.  
– Co tam, kochaniutka? – zapytała. Moja złość nagle ustąpiła.
– Czemu zamknęłaś drzwi na klucz? – zwróciłam się do niej spokojnie.
– Bo nie chciały się tak normalnie zamknąć – wyjaśniła wstając. Była ode mnie trochę niższa, choć starsza o trzy lata. – Nie wiem, może zrobiłam to odruchowo.
– No dobrze. – Westchnęłam. – A gdzie jest w związku z tym klucz?
– Tutaj. – Wskazała na swój biust. Przez dobrą minutę gapiłam się szeroko otwartymi oczami na niewzruszoną twarz starszej Haruno.
Boże, za co ty mnie tak karzesz? Dlaczego wszyscy zawsze mnie nienawidzą i robią mi trudności? Nie chciałam bawić się w tą zabawę, bo zawsze to ja na tym cierpię. Zaraz po tym, jak przybiłam sobie piątkę w twarz spojrzałam na siostrę spomiędzy palców. Zerknęłam na jej biust, ukryty za różową bluzką, na jej buzię i jeszcze raz na jej piersi. Jezu…
– To go wyjmij – powiedziałam z politowaniem jeżdżąc dłonią po czole. Zawsze tak robiłam, gdy oganiała mnie niemoc i brak wiary w ludzkość. Rozległ się ponowny dzwonek do drzwi, tylko tym razem głośniejszy i bardziej natarczywy.
– Ja go nie potrzebuję – uśmiechnęła się lekko. – Jeśli ty go potrzebujesz to sama go sobie wyjmij, mnie do tego nie mieszaj.
– Ja pierdolę – mruknął rozbawiony Kaigo, który zasiadł sobie wygodnie w fotelu z rudą na kolanach. Zarumieniłam się lekko, ale to raczej z wysiłku umysłowego niż z zawstydzenia. Doprawdy, ogarnąć zjebanie mojego rodzeństwa o tej godzinie było już bardzo trudno.  – O kurwa – zawył rozbawiony w niebogłosy Kaigo. Ocha nie za bardzo rozumiała o co chodzi, ale nikt nawet nie próbował jej tego wytłumaczyć. – Sakura, nagrywam was – poinformował.
– Zrób to, żeby już sobie mógł zwalić – stwierdziła Yuriko tak spokojnie, jakby obecna sytuacja była dla niej codziennością. To zobojętnienie było dla nas chyba rodzinne. Dom wariatów. – Zboczeniec – obrzuciła go pogardliwym spojrzeniem.
Bez dłuższego przeciągania podeszłam do niej podciągając rękawy szarawej bluzy. Obciągnęłam różowy top w dół, cały czas patrząc w coraz bardziej rozbawione oczy starszej siostry. Zobaczyłam jej pełne, zdecydowanie pociągające piersi okute w koronkowy stanik, na którego widok zaczęły mi drżeć palce. Chyba też miałam w sobie coś ze zboczeńca. Z kamienną miną zabrałam się do obmacywania cycków tej ślicznej, tlenionej blondynki. Klucz, jak się okazało był lewej miseczce, schowany bardzo głęboko.
– Saki – mruknęła wyraźnie speszona moim natarczywym spojrzeniem Yuri. – Co ty?
– Super – mruknęłam. Odwróciłam się na pięcie i podążyłam w stronę drzwi. Po drodze minęłam Kaigo i Ochę. Brat poza tym, że był czerwony jak burak przyglądał mi się z rozbawieniem.
– Będą dobre wspomnienia – stwierdził.
– Zamknij się, kretynie – burknęłam. – Tylko komuś o tym wspomnisz to następnego dnia obudzisz się z odciętymi jajami po obydwu stronach twarzy.
Brat zamilkł, a ja pośpiesznie przebiegłam przez korytarz. Z tego wszystkiego zapomniałam o zdjęciu butów, gdy się wracałam po klucz, jednak teraz to już i tak nie miało żadnego znaczenia. Dotarłszy do drzwi przekręcałam go gorączkowo zastanawiając się nad tożsamością gościa. Otworzyłam je na oścież, a do domu wdarło się zimne powietrze. Pomknęłam do furtki patrząc pod nogi, żeby nie wywalić się na lodzie.
– Tak? – Zerknęłam na dzwoniącego, gdy już byłam pewna, że stoję stabilnie.        Wystarczyło, że go, a raczej ich zobaczyłam i uśmiechnęłam się promiennie.
– No nareszcie, Sakura-chan – zawołał Naruto i złapał się za pręty oddzielające nas. – Słuchaj, jest sprawa…
– No – zapytałam patrząc po pozostałych. Cholernie zimno było na dworze, gorzej niż w domu. A ja latałam w samej bluzie i legginsach, nie mając pod spodem nic poza bielizną. Fajnie, prawda? Do tego padał śnieg i nie minęło parę sekund a już miałam na głowie biały kopiec. – Czy zrobiłabyś nam taką przyjemność i zaprosiła nas – tu wskazał na resztę paczki – do siebie, by uczcić Sylwestra?
– Chyba mieliście być u Uchihów – zdziwiłam się.
– No i są – zarechotał Itachi, który nagle wyrósł obok blondyna. Po jego rozmytych oczach i błogim uśmiechu poznałam, że był zdecydowanie na haju.
– Może byś tak zamknęła te cholerne drzwi? Zimno tu już i tak jest – wrzasnęła mi Yuriko do ucha biorąc się koło mnie niewiadomo skąd. Otworzyć to jej się nie chciało, a jak trzeba zwrócić na siebie uwagę to jest pierwsza. – Boże, jak na Syberii – dodała i spojrzała na gości. Zmierzyła wzrokiem Naruto.
– Może to dlatego – zaczęłam – że jesteś na bosaka.
– Czego chcą? – zignorowała moją uwagę uśmiechając się czarująco do starszego Uchihy. Zawsze miała do niego słabość, tak samo, jak ja do Sasuke.
– Chcą wejść i bawić się, oczekując Nowego Roku – powiedziała zniecierpliwiona Ino. Było zimno i nie dziwiłam się jej, że była zdenerwowana.
– Tak? – ucieszyła się. – No to zapraszamy!
– Ale Yuri… – zaprotestowałam, jednak siostra mnie znowu mnie zlała i otworzyła z rozmachem bramę. Zła, pomaszerowałam do środka nie czekając na nikogo.
Będąc w przedpokoju wkopałam wszystkie nasze buty do szafki tak, żeby zrobić dla wszystkich jak najwięcej miejsca. Pozabierałam również nasze kurtki, płaszcze, czapki oraz parasolki i pomaszerowałam z nimi do gabinetu ojca. Cisnęłam je na biurko pewna, że tutaj nikt nie zajrzy. Gdy zatrzaskiwałam drzwi usłyszałam za sobą głos brata.
– Kto to?
– Pijaki – fuknęłam, przeczesując włosy. – Naruto, Itachi i reszta. Będzie impreza, trzeba trochę tu ogarnąć.
– Tu nikt nie przyjdzie – stwierdził. Dobrze to wiedziałam.
– Dlatego zrobimy tu składzik – wyjaśniłam. – Powiedz tej idiotce Yuriko, żeby ich zagadała i poprzesuwaj meble pod ściany. Wszystkie wazony matki, zdjęcia, wiesz… żeby nic nie zbili. Sporo ich przyszło już nawalonych – dodałam.
Siwowłosy kiwnął głową, wyraźnie podekscytowany. W mgnieniu oka zniknął z mojego pola widzenia. Kolejny mistrz organizowania imprez. To już któraś z kolei nasza cecha rodzinna.
Szłam pośpiesznie korytarzem zastanawiając się, czy dam radę ich wywalić przed przyjazdem rodziców. Imprezy w takim składzie zazwyczaj trwały do rana. Jeszcze nie wiedziałam, jak miałam to zrobić, ale było pewne, że musiałam. Z tą myślą podeszłam do gości.
Z każdym się przywitałam. Jak już wspomniałam, sporo ich było. Oczywiście od wszystkich, bez Hinaty i Shikamaru, którzy alkoholu nie tykali w większych ilościach równo waliło piwskiem. Nic nie mówiłam, gdybym była z nimi a nie z rodziną, to pewnie też bym się upiła. Kiedy zdawało mi się, że już wszyscy weszli, przez próg przeszedł ostatni gość, na którego widok moje serce zabiło mocniej.
Chociaż ciężko było to zrobić oderwałam swój wzrok od jego twarzy i rozejrzałam się. Wszyscy udali się do dużego pokoju. Zostaliśmy sami w ciasnym przedpokoju. Wokół walały się zdecydowanie przepocone buty i porozrzucanie płaszcze.
– Jezu… trafiłam do piekła – szepnęłam z przerażeniem.
– Witamy – usłyszałam głos bruneta tuż przy swoim uchu. Nie było w nim właściwie żadnych emocji. Cały Sasuke – zimny nawet dla swoich przyjaciół. Nawet dla mnie. Nie wiem, czy mogłam nazwać się jego dziewczyną, bo ta relacja była jakaś strasznie dziwna.
Po pocałunku na ulicy w szkole zachowywaliśmy się normalnie, czyli jeździliśmy po sobie, niczym najwięksi życiowi wrogowie. Po szkole zaś, gdy zostawaliśmy sami i wracaliśmy przez park wprost nie mogliśmy się oderwać od swoich ust. Nie wiedziałam, co o tym myśleć, nawet nie znałam uczuć tego chłopaka względem mnie.
Nie zapytał, jak normalny człowiek, czy z nim będę.
Nie wyznał miłości.
W ogóle nie dbał o to, jak nazwać naszą relację.
Ona sobie była, tak samo jak on. Po prostu.
Zamyśliłam się spoglądając ku swoim froterowym skarpetkom. Sasuke przygarnął moje napięte ciało do siebie, a wtedy jego niepowtarzalny zapach owinął mnie swoimi delikatnymi niewidzialnymi nićmi. Objął mnie na wysokości ramion, a ja powoli nie myśląc o tym, że ktoś może nas zobaczyć pogłębiłam ten uścisk zawiązując mu ręce na pasie.
– Dawno tego nie robiłam – wyznałam patrząc się tępo na ścianę przede mną.
– Prawdę mówiąc, trochę za tym tęskniłem – stwierdził. – Wiesz, za tym uczuciem, kiedy wydaje ci się, że wszystko jest już dobrze, a to dlatego, że trzymasz w objęciach cały swój świat. – Czy ja śnię? Sasuke mówi o miłości? Mało brakowało, abym zemdlała. Lecz niestety takie coś mogła odwalić tylko moja wyobraźnia. Ja nie mogłam sobie na to pozwolić. Z resztą zaraz dodał – Ale tylko trochę. Zaraz mi przejdzie.
– Jezu, jaki ty jesteś głupi – warknęłam obrażona. – I pijany – dodałam, gdy chuchnął mi bezczelnie w twarz alkoholowymi oparami.
– Chyba szczery – zaśmiał się cicho odrywając się ode mnie. Mierzyliśmy się spojrzeniami przez parę minut. Gdyby nie to, że jestem dobrą aktorką, to brunet pewnie od razu wykapałby moje zakłopotanie.
Wtedy też Sasuke ujął moją brodę w swoje szczupłe, długie palce. Spięłam się, jak za każdym razem, gdy pomiędzy nami dochodziło do jakiś głębszych gestów. Patrzyłam zaciętymi oczami, jak jego ułożona w bystrym wyrazie twarz zbliża się do mojej.
– Sasuke, nie tutaj – szepnęłam, gdy nasze usta już prawie się stykały.
– Ale czemu – zapytał. Nie cofnął się ani o milimetr, dlatego jego ciepłe wargi delikatnie muskały moje z każdym wypowiedzianym przez niego słowem. Odczułam satysfakcję.  
– A jak ktoś nas zobaczy? – wygarnęłam mu również nie cofając głowy.
– To nas zobaczy i tyle – mruknął. – Wszyscy są pijani, czego się boisz idiotko? – zakpił. Wtedy też przysunął swoją twarz jeszcze bliżej. Zareagowałam natychmiast odsuwając swoją. – Uparta, jak osioł.
– Sakura – usłyszałam nieśmiały, cichy głosik. Dobiegał z korytarza, odwróciłam więc gwałtownie głowę w tamtą stronę. Zobaczyłam Ochę wystającą zza rogu. – Kim są ci ludzie?
– Moi znajomi ze szkoły – wyjaśniłam lakonicznie małej. Dziewczynka spojrzała podejrzliwie na Uchihę, który nawet nie zmienił swojej pozycji patrząc na mnie wyczekująco.
– Czy ty się całujesz? – zapytała.

* * *

– Tak – wyprzedziłem różowowłosą z odpowiedzią. Mała dziewczynka uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie. Sakura natomiast mało co mnie nie zamordowała samym swoim spojrzeniem. Uśmiechnąłem się łobuzersko.
– Skurwiel – skwitowała.
– Od urodzenia – potwierdziłem.
– Jak masz na imię? – zapytała, podchodząc do mnie bliżej.
– To jest Sasuke–kun – do przedpokoju wparowała schlana Ino. Jej mętne spojrzenie było tego najlepszym dowodem. – Najprzystojniejszy, najbardziej pożądany… po prostu najzajebistrzy chłopak na świecie – wybełkotała. – Ale pamiętaj ruda… – nachyliła się do niej swobodnie. – On jest mój.
Dziewczynka przyglądała jej się z zainteresowaniem, jakby to, co mówiła niebieskooka było czymś niezwykle ważnym. Zaś ja i Sakura z zażenowaniem. Czy Yamanaka aby na pewno mówiła o mnie, a nie o jakimś księciu z bajki? Rozumiałem, że jej się podobam, bo wielokrotnie dawała mi to poznać, jednak naprawdę nie musiała kłaść tych głupot do głowy małemu dziecku.
– Sasuke–kun – mruknęła mała pod nosem patrząc na zielonooką siostrę. Ta zaś wierciła morderczym wzrokiem duszę Ino, która nic sobie z tego nie robiła. – Ładne to imię. Pasuje do ciebie.
Nic nie odpowiedziałem. W dupie miałem jakiegoś bachora i jego opinię na mój temat. Chciałem zabrać stąd Sakurę i gdzieś się zaszyć. Tam, gdzie byłaby cała tylko i wyłącznie dla mnie. Uznałem, że w tej sprawie jednak nic już nie wskóram i że to najlepszy moment na wycofanie się do salonu. Tak też zrobiłem.
Moim oczom ukazał się ogromny pokój o prawdopodobnie beżowych ścianach. Był tak pojemny, jak mój salon, ale teraz, gdy był wypełniony ludźmi ciężko było cokolwiek stwierdzić. Odszukałem wzrokiem Naruto. Gawędził sobie z Kaigo. Siwowłosy był starszym bratem Sakury, przyjacielem z dzieciństwa dla Itachi’ego. Jedyne, co mogłem o nim powiedzieć to, to że mnie nienawidził odkąd tylko pamiętam. Podszedłem do nich bliżej mimo tego, że mój mózg instynktownie kazał mi uciekać.
– Naprawdę? – Zdziwił się blondyn. Widocznie zielonooki opowiadał mu o czymś, o czym Uzumaki w życiu by nie pomyślał. – O, Sasuke – zawołał. – No chodź tutaj. – Wskazał na mnie palcem i powiedział coś do mężczyzny obok. Przełknąłem ślinę i w paru krokach znalazłem się przy nich.
– Sasuke? – powtórzył tamten drugi pod nosem.
– Kaigo, poznaj proszę Sasuke Uchihę – uradował się Naruto. – Sasuke, to jest Kaigo Haruno, starszy brat Sakury-chan.
– Naruto, przecież my się znamy, debilu – warknąłem, co wywołało u siwowłosego atak śmiechu. Czyżby nić porozumienia na wojennej ścieżce?
Przyjrzałem się mu uważniej. No tak, mieli takie same zielone kocie oczy. Te jego też przeszywały człowieka tak, że aż mu ciarki przechodziły po plecach. To była chyba ich rodzinna cecha. Zerknąłem za siebie w stronę Sakury. Tłumaczyła coś tej małej, a ona pochylała smutno głowę. Ale różowowłosa wcale nie była zła. Wręcz przeciwnie. Uśmiechała się. Spojrzała w naszym kierunku przewracając oczami.
– Sasuke? – zwrócił się do mnie Naruto. Odwróciłem niespiesznie głowę w jego stronę. Zobaczyłem ich zadowolonych z siebie, jak jeszcze nigdy. Czułem, że miało to związek z Sakurą. – Chcesz zobaczyć, dlaczego tak długo musieliśmy czekać? 
Zdziwiony tą propozycją kiwnąłem lekko głową. Kaigo podał mi swój telefon. Przyjąłem go w lewą rękę i spojrzałem na wyświetlacz. To był filmik. Poczułem po obydwu stronach mojej szyi oddechy. Po perfumach poznałem, że to Kiba i Ino. Ta druga jeszcze napierała na mnie w ten charakterystyczny dla dziewczyn sposób. Tak, że czułem jej piersi na swoich łopatkach.
– Co tam masz, Sasuke-kun? – szepnęła mi do ucha. Kliknęła PLAY na ekranie. To co zobaczyłem, przyprawiło mnie o szeroki uśmiech.
Obejrzeliśmy nagranie kilkukrotnie śmiejąc się w niebogłosy z miny Yuriko. Wiedziałem, że Sakura lubi zarówno dziewczyny, jak i chłopców, jednak nigdy nie miałem dla tego żadnych dowodów. A teraz tak.
– I to jest właśnie ta Sakura, którą znam i cenię. – Ino się zaśmiała. Oddałem telefon w wyciągniętą rękę jego właściciela. Nagle poczułem delikatny uścisk na mojej dłoni. Odwróciłem się.
– O wilku mowa – mruknął Kiba. Różowowłosa patrzyła na nas sceptycznie. Przebrała się. Miała na sobie czarne rurki z mnóstwem dziur i wsadzoną w nie białą koszulową bluzkę z długim rękawem i małym dekoltem. Nadal miała na sobie różowe skarpetki frote. Jednak, czy to, w co była ubrana zielonooka miało dla mnie jakiekolwiek znaczenie?
Przez bardzo długi okres czasu próbowałem sobie wmówić, że to nie ma nic wspólnego z miłością, to coś innego. Jednakże wczoraj mówiąc do samego siebie, że ją kocham poczułem, że to jest właściwa odpowiedź.
– Co się tak patrzysz? – zapytała.
– Po prostu – odparłem. Po chwili dodałem. – Taki mam kaprys. Dla kogo się tak odstawiłaś?
Uśmiechnęła się uroczo. Ostatni raz uśmiechała się w ten sposób w podstawówce, więc po tak długiej przerwie ten widok sprawił mi niemałą przyjemność.
– Nie znasz go – westchnęła cicho. Miałem wrażenie, że bardzo chciałaby się przytulić, lecz coś jej na to nie pozwalało. I nawet wiedziałem co. Powstrzymywały ją spojrzenia naszej paczki.
Obróciłem głowę w lewo na te dzieci, które psuły nam zabawę. Byli wszyscy plus paczka mojego brata i Kaigo, który patrzył na nas chyba najbardziej podejrzliwie i złowieszczo z nich wszystkich. Zerknąłem na Itachi'ego. Stał sobie z założonymi rękami obok brata Sakury i uśmiechał się lekko. Chyba się cieszył. Lub był dumny. W tym momencie poczułem, że jednak on rozumie mnie lepiej, niż ktokolwiek inny i na pewno domyśla się prawdy. Może na skutek procentów we krwi, a może powiązania genami.
– No czego się japicie, debile? – warknęła Sakura. Ogarnęła wszystkich jednym spojrzeniem. Nikt już na mnie nas nie patrzył, tylko wszyscy zajęli się sobą.
Wtedy też zobaczyliśmy górującą nad nami Temari. Stała na stole (co wyraźnie nie podobało się Sakurze) i mierzyła wszystkich radosnym spojrzeniem. Te chochliki w jej oczach były co najmniej przerażające.
– Nie wiem, co ta dziewczyna bierze – zaczął Shikamaru – ale albo zmieni dilera, albo zacznie brać pół.
– Uważaj, bo ją zmusisz – mruknęła złowrogo Haruno.
– Zakład? – Chłopak wyciągnął w jej stronę.
– A o co? – Zaciekawiła się.
– O przekonanie – odparł.
– O przekonanie, to ja się nie zakładam – żachnęła się z dumną miną. – Oddajesz mi szlugi.
– Dobra. – Podali sobie ręce. Czemu wszyscy wokół mnie jarają, jak smoki?
– Chwila uwagi stworzenia wszelakiej maści! – W pomieszczeniu nagle zapanowała absolutna cisza. Temari właśnie dokonała niemożliwego. – Za czterdzieści minut przywitamy Nowy Rok! –  pisnęła do mikrofonu. Ona musiała mieć coś na bani.
– Ja pierdolę – mruknął Shikamaru. – Czy ta laska ma serio aż tak bardzo nierówno pod sufitem, czy po prostu jest pijana?
– Myślę, że oba – odparłem. Cała nasza paczka zaśmiała się głośno.
– Zdajemy sobie sprawę, że… w sensie ja sobie zdaję sprawę – sprostowała kucykowata widząc nasze brwi unoszące się nieznacznie ku górze. Co, jak co, ale na tym stole to ona stała sama. – No… chodzi mi o to, że mamy petardy i inne takie pierdy i że na północ trzeba je wszystkie wystrzelić. Z tym, że na tą ulicę zbiegnie się dzieciarnia z całego osiedla i trzeba się teleportować jakoś dalej, żeby nam nie psuli zabawy.
Prychnąłem cicho. Raczej chodziło o to, żeby nikomu się nic nie stało. Znając mojego niedorozwiniętego brata i jego posranych znajomych, wszystko mogło się zdarzyć. Szczególnie w taki wieczór, jak Sylwester. Co roku ktoś lądował poparzony w szpitalu i szczerze wątpiłem, że tym razem napotkamy jakieś odstępstwa.
– Pójdziemy na to pole, co jest niedaleko stąd – zarządziła. – Za dziesięć minut możecie zacząć się ubierać. Itachi, Dei i Kaigo zajmą się wszystkimi wybuchowymi – nakreśliła cudzysłów w powietrzu – sprawami. Jak macie coś, co można podpalić, to dajcie to im. Wyjątek stanowią Naruto i Kiba. – Spojrzała na nas surowo. Prze – ra – ża – ją – ca.
– Dlaczego?! – chłopcy oburzyli się jednocześnie.
– Bo wy oddalibyście tam nawet własne gacie – burknęła. – Jest to prawie dwadzieścia minut, czyli całkiem sporo, dlatego zapełnimy ten cudowny czas piosenką naszego ulubionego, najlepszego, najbardziej wymiatającego zespołu w historii tej zaplutej wsi Konohy!
– Kto jak kto – zaczęła Sakura zażenowanym tonem – ale Temari to jednak ma dar do zapowiadania.
– Sakura! – wydarła się pijana blondynka, chwiejąc się na drewnianym stole. Sabaku zrobiła parę kroków w tył i mało co z niego nie spadła. Na szczęście skończyło się na machaniu rękami. – Sakura zbierz tą całą hałastrę debili i chodź tutaj… ROBIMY SHOW!!!
– PO-JE-BA-NA – zanucił Kiba, patrząc na nas w poszukiwaniu aprobaty. Nikt jednak nie zwrócił na biedaczka uwagi, swoje myśli kierując ku Haruno.
– Zanim zaśpiewam, muszę się napić – wyznała. W tym momencie Itachi wybuchł śmiechem tak głośnym, że naprawdę zacząłem się zastanawiać, czy my aby na pewno jesteśmy spokrewnieni.
– Proszę – wyciągnął z kieszeni nieodpieczętowaną setkę i podał jej, pokładając się ze śmiechu.
– Idźcie tam – zadyrygowała – dogonię was.
Wszyscy jak jeden mąż ruszyli ku Temari, ja oczywiście zostałem. Rozbawionymi oczami przyglądałem się Lo, siłującej się zakrętką. W końcu otworzyła buteleczkę i duszkiem opróżniła całą. Moja mała pijaczyna.
– Spokojnie – powiedziałem kładąc jej rękę na ramieniu, a drugą odbierając butelkę. Zielonooka dyszała niespokojnie, przy okazji paskudnie się krzywiąc. Spojrzała na mnie przytłoczonym wzrokiem. Wódka to nie był dobry alkohol na czczo i bez popitki.
– Kurczę – mruknęła. – Trochę mi się kręci w głowie.
– Dziwisz się? – zakpiłem. Wtedy ta, jak gdyby nigdy nic poleciała do przodu. Oparła się bezwładnie głową o mój tors, a ja objąłem ją ramionami zatapiając twarz w tych długich puszystych włosach. Zdecydowanie lubiłem to robić.
– Sasuke – wymruczała wzdychając błogo. Odsunęła się ode mnie delikatnie. Wytężyłem słuch w oczekiwaniu pytania, które nigdy nie nastąpiło. Zamiast niego Sakura wspięła się na palcach i zarzuciwszy mi ręce na szyję przyciągnęła do gorącego i namiętnego pocałunku, który pamiętam po dziś dzień.
Usta dziewczyny były miękkie i gorące, a do tego przesączone palącym smakiem wódki. Upojony tymi subtelnymi, pełnymi pożądania muśnięciami warg objąłem ją w pasie. Poczułem się trochę, jak na haju. Ale tylko trochę.
Gdy zacząłem słyszeć przyspieszone bicie własnego serca Haruno, tak jakby również je usłyszała i oderwała się powoli ode mnie, cały czas patrząc mi poważnie w oczy. Odsunęła się i po paru sekundach już jej nie było. Zamglonym wzrokiem przeczesałem tłum chcąc podążyć za nią. Moje oczy skrzyżowały się z oczami Itachiego.
– Widziałem wszystko – zbliżył się, patrząc na mnie z uwagą. Wywróciłem oczami czując, że mój brat wykorzysta to kiedyś przeciwko mnie. – Sasuke…
– Co? – warknąłem wkładając ręce w kieszenie.
– Jeżeli to jest jedna z twoich głupich, szczeniackich gierek, to przysięgam, że cię zabiję – pogroził mi palcem. Prychnąłem odwracając głowę w stronę Temari. Sakura właśnie ściągała ją siłą ze stołu.
– Czemu od razu zakładasz, że mam złe zamiary? – zapytałem chłodno.
– Bo zawsze traktowałeś ją jak kupę gówna – wyjaśnił, a ja słysząc to napiąłem się niczym struna. – Czemu to robisz?
– Nie mam zamiaru ci się tłumaczyć, Itachi – uciąłem odwracając się na pięcie.
Wtedy poczułem dłoń Itachiego na swoim ramieniu. Zatrzymałem się i zwróciłem w jego stronę. Brat patrzył na mnie groźnym wzrokiem. Nie zrobiło to na mnie większego wrażenia. Posłałem mu błagalne spojrzenie.
– Odwal się, Itachi – powiedziałem dojrzałym głosem. – Nie mam zamiaru jej skrzywdzić.
– Jasne – sarknął.
– Zabiję każdego, kto spróbuje to podważyć – dodałem z poważną miną. Mój starszy brat spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem. Po chwili jednak jego twarz przybrała łagodny wyraz. Czułem, że Itachi zrozumiał, o co mi chodziło.
– Nie spierdol tego, braciszku – pouczył przeczesując moje skołtunione włosy palcami. Poczułem się jak małe dziecko, co odzwierciedliło się w mojej niezadowolonej minie. Uchiha roześmiał się głośno. – Wiedziałem, że kiedyś jej w końcu ulegniesz – wyznał klepiąc mnie po ramieniu. – Chodzicie ze sobą?
– Tak jakby – mruknąłem pod nosem kierując się wraz ze starszym bratem do stolika z alkoholem.
– Nie wiesz? – zdziwił się. Pokręciłem przecząco głową, na co on uniósł brwi wysoko w górę. Przepchaliśmy się pomiędzy ludźmi i dotarliśmy do celu. – Nie dobrze – stwierdził. – Laski nie lubią nie wiedzieć, na czym stoją.
Itachi w stercie śmieci odnalazł dwa czyste kieliszki. Postawił je przed nami, otworzył napoczętą już butelkę wódki i polał nam kolejkę. – Musicie sobie to wyjaśnić.
– Ta – westchnąłem.
– Za wyznania miłości – powiedział dumnie. Jednym chlustem pozbyliśmy się zawartości kieliszków. Skrzywiłem się czując jak alkohol pali moje gardło. Po paru sekundach poczułem, że kręci mi się w głowie. Zdecydowanie zbyt dawno nic nie piłem.
– Sasuke! – usłyszałem gdzieś za sobą. Odwróciłem się w kierunku, z którego pochodził. Ujrzałem rozdrażnioną Sakurę. – Chodź tutaj!
– Idź młody – powiedział Itachi, uśmiechając się promiennie. Rzuciłem mu krótkie spojrzenie i ruszyłem w stronę Haruno.

*

– Na pewno jest dobrze nastrojona? – upewniłem się denerwując tym różowowłosą. Gitara elektryczna Sakury, którą dzierżyłem w rękach oczywiście była wyśmienicie nastrojona, ale chciałem się z nią trochę podroczyć.
– Tak, kretynie – warknęła zabijając mnie wzrokiem. – Czy ktoś jeszcze ma jakieś obiekcje co do instrumentów? No to zaczynamy – powiedziała z entuzjazmem idąc w stronę przedpokoju, gdzie mieliśmy stanąć i wyobrazić sobie, że gramy koncert dla milionowej publiczności. O jeżeli dla Kiby czy Naruto nie było to zbyt trudne, z uwagi na ich bujną wyobraźnię, to dla mojego racjonalnego umysłu stworzenie z nieco ponad trzydziestu osób miliona nie było najprostsze.
Salon, w którym stała nasza publika był położony niżej niż przedpokój, w którym ustawiliśmy się my. Połączone były trzema schodkami, a przejście pomiędzy obydwoma dość szerokie by zmieścić wykonujące piosenkę Ino i Sakurę. Ustawiliśmy się. Naruto policzył głośno do trzech i zaczęliśmy.
Najpierw Kiba zabawiał się na swoim "stole", później dołączył do niego Choji z perkusją. Zobaczyłem, jak Sakura wygrywa im rytm stopą. Zawsze tak robiła na wszelki wypadek, gdybyśmy zapomnieli jak mamy grać. Minęło 8 sekund. Sakura zaczęła śpiewać. Po pomieszczeniu rozległa się głośna muzyka i przyćpany głos mojej dziewczyny. Przed występem odpaliła sobie z Ino na spółkę skręta i wydać było efekty po ich zadowolonych minach.

* * *

Słowa same wypływały z moich ust. Piosenka była oczywiście o miłości.
Zakręciło mi się w głowie.
Swoją drogą, to ciekawiło mnie jaką Sasuke ma minę. Na pewno fajną. Uśmiechnęłam się, patrząc na Ino, która była w swoim żywiole.

Shiny, happy, see my world in new colors?
Higher fire, fly my rocket through the universe?
I'm up with the kites and I dream so blue
I live in the sky, you come live here too
I'm queen of the clouds, make my wish come true.
I sing to the night, let me sing to you

Podczas refrenu publiczność szalała, jak to przy elektronicznych kawałkach. Chociaż nienawidziłam tego gatunku muzyki to uczucie, które towarzyszyło mi przy publicznych występach było tym czymś, w czym czułam się dobrze. Powtórzyłyśmy refren po raz drugi. Przeszliśmy do mostu*. Słychać było już tylko syntezator Kiby. Śpiewałam do rytmu patrząc prosto przed siebie, nie na publiczność, tylko na ścianę.
Nadal wybijałam rytm nogą.

 Baby, listen please
I'm not on drugs, I'm not on drugs,
I'm just in love
Baby, don't you see?
I'm not on drugs, I'm not on drugs,
I'm just in love
You're high enough for me…
You're high enough for me.

Śpiewając ją odwróciłam twarz do tyłu patrząc Sasuke prosto w oczy. Uchiha pochwycił moje spojrzenie z nieodgadnioną miną.
Jejku, jak ja go lubiłam takiego nieoczywistego.
Ostatni raz powtórzyłam refren niemal wieszając się na mikrofonie. Wczułam się, poleciałam.
Jego twarz była jak zwykle kamienna, lecz w tych ciemnych oczach zobaczyłam iskry uczucia. Takie, jakie ma chłopak, gdy jest szczęśliwy. Melodia dobiegła końca, więc ja również skończyłam.
Puściłyśmy do przodu chłopaków, a same skryłyśmy się pośród tłumu, który jeszcze obdarowywał nas oklaskami. Spodobało się im. Miło. Uśmiechnęłam się szeroko, stając pod ścianą, obok Hinaty. Rozbrzmiały się pierwsze dźwięki. Zajechało mi alternatywnym rockiem. Nic dziwnego, Sasuke lubił ten rodzaj muzyki.
– Uwaga! – wydarł się Naruto. – To będzie improwizacja, więc nie oczekujcie hitów na skalę Justina Timberlake’a.
Sasuke stał na środku sceny, przy mikrofonie, a swoje skupione oczy kierował na gryf gitary elektrycznej. W wyciągniętym, grubym szarym swetrze i czarnych spodniach wyglądał aż nad wyraz dobrze. Nad wyraz.
Kiedy powrócisz już
Ja będę czekał
Ulicą pójdę wzdłuż
Kupię gazetę
Zabiorę z sobą psa
Usiądę na ławce
Skończę scenariusz
By gotowy był

Refren, chociaż złożony ze specyficznych słów, porywał wszystkich. Mnie również. Mój facet był świetny.
Wieczorem…
Wieczorem przed mym domem
Wystawię ekran
I wyświetlę film
Coś o mnie i o tobie
Będę leczył chore sąsiadów sny!

 * * *
Sakura stała pod ścianą i zacięcie patrzyła prosto na mnie. Wyglądała dość przytomnie, jak na kogoś po wódzie i skręcie. Przeczesała dłonią włosy i wcisnęła ją w kieszeń dżinsów. Zdawała się być ostra, nieco drapieżna. Po prostu uważnie nas słuchała. Słuchała mnie.
Z nieba przyleciał mój
Wielki przyjaciel
Kiedy lądował
Ja jadłem kanapkę
Wyśnił że chyba jest chorym człowiekiem
Usiądź wygodnie i nie martw się bo 
Wieczorem…

– Wieczorem przed mym domem
Wystawię ekran i wyświetlę film
Coś o mnie i o tobie
Będę leczył chore sąsiadów sny!

Publika szalała. Ludzie skakali, jak gdyby naprawdę był to koncert na miarę festiwali muzycznych w Tokio. Tymczasem był to tylko salon Haruno. Wczułem się. Melodia, którą wymyśliliśmy na poczekaniu była dobra. Podobała mi się. Alternatywa to był zdecydowanie mój klimat.
Gdy skończyliśmy Temari ponownie wturlała się na podest i zarządziła wyjście na zewnątrz. Mieliśmy sześć minut. Trzeba się było spiąć, żeby zdążyć. Pusty nieużytek, potocznie zwany placem lub polem, był oddalony o jakieś dwieście metrów od zakrętu naszej ulicy. Zastanowiłem się chwilę. Gdyby tym razem nikt się po drodze nie wywalił – co niestety było mało prawdopodobne – mielibyśmy nieco zapasu, żeby pośpiesznie się rozłożyć.
Westchnąłem cicho, ponieważ obok mnie pojawiła się Lo. Zerknąłem w jej stronę, gdy kurczowo uczepiła się mojego ramienia. Z przerażeniem patrzyła na chmarę ludzi przed nami. Tłum stopniowo się zmniejszał, wkrótce i my mogliśmy się przebrać.
– Nie chce mi się tam iść – burknęła dziewczyna, gdy zostaliśmy już sami. Czekałem cierpliwie, aż zasznuruje glany. Bądź co bądź, trochę tego było.
– Sakura, nie przesadzaj. Dwadzieścia minut i wrócimy – odparłem. Haruno wstała z ziemi i zabrała z wieszaka płaszcz oraz klucze do domu.
– Niby tak – mruknęła w zamyśleniu. Otworzyła drzwi i pierwsza wyszła na zewnątrz. Reszta grupy czekała na nas niecierpliwie. – Ale i tak mi się nie chce.
Podczas, gdy Lola siłowała się z trzema zamkami ja oparłem się o framugę i patrzyłem w niebo. Zachmurzone, gdzieniegdzie przyozdobione rozbłyskami sztucznych ogni było naprawdę fascynujące.
– Dobry był ten kawałek – rzuciła niespodziewanie, kiedy został jej ostatni zamek. – Chcę go mieć na telefonie.
– To dobrze, że ci się podobał. – Spojrzałem na nią, a nasze oczy skrzyżowały się w zdziwionych wyrazach. Zauważyłem, że różowowłosa dygotała nieco. – Zapnij się – rozkazałem, marszcząc groźnie brwi. Przewróciła oczami.
– Nie mam ręki. – Odwróciła twarz w stronę zamków. Teraz to ja wywróciłem oczami, odbijając się od framugi.
Ukucnąłem przed nią, co spotkało się z paroma głośnymi gwizdami. Co za dzieci! Złapałem za guziki szarego płaszcza zielonookiej i zacząłem zapinać nieśpiesznie idąc w górę.
– Co ty robisz? – oburzyła się. Nie odpowiedziałem.
Wkrótce nie musiałem już kucać, więc poderwałem się do góry. Ujrzałem zarówno zdumioną, jak i zarumienioną twarz Sakury. Nie wiedziałem, czy było to z zimna, czy z nadmiaru emocji, ale wyglądała nieziemsko. Puknąłem ją w czoło, a ona otworzyła usta.
– Chodźmy już – szepnąłem chłodnym tonem chcąc zniwelować chęć pocałowania dziewczyny. Czemu, do cholery, oni wszyscy musieli się na nas gapić?
– Tak – mruknęła nieco zbita z tropu. Zrównała ze mną kroku i uśmiechnęła się szeroko.
Nieodgadnięte są emocje ludzkie.
______________


1.    * – Jest to coś w rodzaju bardziej rozbudowanego pre-chorus. Most występuje tylko raz w piosence, przed głównym refrenem (ostatnim). Często składa się z 8 taktów, stąd nazwa „środkowa ósemka” (middle-8). Melodia w moście zawsze znacząco różni się od pozostałej części utworu, zazwyczaj oparta jest na progresji akordów refrenu. Niekiedy funkcję bridge pełni breakdown – fragment utworu pozbawiony części instrumentów, szczególnie basowych oraz sekcji rytmicznej. Niekiedy może być śpiewany A cappella. Niekiedy w moście dodaje się kolizję (ang. collision) – strukturę, która polega na nałożeniu kilku melodii z różnych części utworu. Jako, że most przeważnie zbudowany jest na progresji akordów refrenu, wtrącone fragmenty melodyczne pochodzą właśnie refrenu.

2.    Piosenka 1. „Not on drugs” – Tove Lo
3.    Piosenka 2. „Scenariusz dla moich sąsiadów” – Myslovitz

Cierpiąca Nanase


4 komentarze:

  1. Dziękuję. Miałam zjebany humor przez moją bolesną chorobą, a dzięki Twojej notce uśmiech wrócił mi na twarz :D! Możesz być z siebie dumna XD Nie no, żartuję i już wracam do tematu notki. A stwierdzam, wszem i wobec, iż bardzo mi się podobała, była wręcz zajebista ^^ Więc, jak mi się uda, walnę konstruktywny i dłuuuugi komentarz.

    Rozdział jak rozdział, ale jego długość jest całkiem pokaźna ^.^ I bardzo dobrze, o to chodzi! Błędy - parę się wkradło, jednakże jam jest Twój korektor, więc Ci je poprawię. Małe potknięcia, nie rażą zbytnio w oczy, to znaczy, ja tak myślę. Ale wiesz, z tymi okularami to ja jestem kretem xD.
    Naruto jest cudowny! Kocham go *.* Ale Itachi z tym swoim ’Nie spierdol tego’… Jebłam na podłogę ze śmiechu. Już sobie wyobrażałam Itasia z tymi przeszywającymi, ciemnymi oczętami, ostrzegającymi Sasuke w stylu ’Bo jak ty to spierdolisz…’ XD. Yuriko mnie powala, oczywiście pozytywnie :) . A Kaigo? Hm… zastanawiam się, czy chciałabym takiego brata – urodzonego reżysera filmików telefonicznych. I co? Będzie miał tą dziewczynę? ^_^ Bo z Ochą to on chyba spokoju nie zazna w tym temacie. Jak na razie, z rodzeństwa w miłości ‘szczęśliwa’ jest Saki ;). Sasuke za nią tęsknił! Jakie to było słodkie! Takie kawaii! Boże, ja też chcę w taki sposób obchodzić Sylwestra… Koncert z kumplami, zajebistym rodzeństwem i takim chłopakiem… *.*
    O, patrz – walnęłam całkiem pokaźny komentarzyk ^^.
    Czekam na dziesiątkę – dwie cyferki już :D!
    Pozdrawiam, Is.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję kochanie. Normalnie to od rana płaczę (tata się czepia), ale jak przeczytałam Twój komentarz to aż się uśmiechnęłam (i to tak pożądnie). Będzie niedługo, zdradzę Wam że będzie kontynuacją tego, bo już byłam bardzo zmęczona dlatego skończyło się tylko na akcji w kuchni xD. Dziękuję Is, chociaż ty jedna :)

      Usuń
  2. No! Wchodzę, paczę, jest! Więc zabieram się za czytanie :)

    Brak słów! Jak to czytałam, prawie mi gałki na wierzch wyszły. Ładnie wszystko wymieszałaś. Tą miłość z piosenką ^^
    Ugh! Chcę taką imprze! Ten koncert! <3

    Pozdrawiam Cię!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nominowałam Cię do nagrody Versatile blogger więcej u mnie http://pusta-strona-pamietnika.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń