31
grudnia
22:46
Za oknem już dawno zrobił zmierzch. Wiatr uparcie
walił w szyby nieudolnie próbując dostać się do wnętrza domu. Jak określić tą
sytuację jednym słowem? Zima. Bardzo mroźna i sroga. Z powodu mrozów zamarzły
rury i nie było ciepłej wody. Tak się działo podczas śnieżycy i zbyt niskiej
temperatury co roku. Dlatego całą rodziną usiedliśmy przed kominkiem. „Całą” to
chyba złe określenie, ponieważ naszych rodziców tego dnia nie było. Wybyli na
Sylwestra razem ze znajomymi do naszej cioci, mieszkającej na drugim końcu
miasta, a nas zostawili samych sobie.
Jednak mimo tego drobnego faktu, wszystko odbywało
się jak dawniej. Kaigo czytał z pasją godną fanatyka książkę o roli, jaką
odgrywała Japonia w drugiej wojnie światowej. Nie widziałam go z nią pierwszy
raz, więc zaczynałam podejrzewać, że znał ją na pamięć. Przy tym oczywiście
dzielnie ignorował Ochę, która niemalże wchodziła mu na głowę, byleby tylko
dowiedzieć się, czy starszy brat ma dziewczynę. Ostatnio o niczym innym nie
potrafiła z nami rozmawiać, drążyła ten temat od dobrych dwóch tygodni.
Oczywiście, żadne z nas do niczego się nie przyznawało. W gruncie rzeczy to
głęboko wątpiłam, żeby Kaigo miał jakąś dziewczynę, on raczej nie był typem,
który lubił się zbliżać do ludzi. Yuri była jego przeciwieństwem, zmieniała
chłopców jak rękawiczki. Była ładna, nawet bardzo, mogła więc mieć każdego, ale
w tym momencie akurat na żadną taką przygodę raczej się nie zanosiło.
Spojrzałam na nią zaciekawiona, chcąc wyczytać z
jej zmarszczonych w skupieniu brwi jakąkolwiek podpowiedź, co do jej spraw
sercowych. Blondynka nic nie zauważyła, malując sobie paznokcie u stóp. Po paru
minutach stwierdziłam, że to kompletnie bez sensu. Oparłam się plecami o fotel
stojący obok kominka i podziwiałam, jak za oknem szaleje zima.
Zastanawiałam się, jak Sasuke radzi sobie z obecną
sytuacją, bo pewnie i on nie miał ciepłej wody. Było to równie bez sensu, jak
moje wcześniejsze nieme pytania wysyłane w stronę Yuriko. W domu naprzeciwko
szalała szarańcza młodzieży, robiąc imprezę stulecia, a ja kiblowałam w domu
wraz z moim pojebanym rodzeństwem. Poirytowana zamknęłam oczy i słuchałam
ciszy, przerywanej co jakiś czas pojękiwaniami złej Ochy oraz dudniącym basem.
* * *
Impreza rozkręciła się na całego. Dosłownie po
całym domu (z wyjątkiem mojego pokoju) latali ludzie, których pierwszy raz w
życiu widziałem na oczy. Przyszli też znajomi Itachi’ego, który był
pomysłodawcą tej całej dzikiej orgii. Gdyby rodzice tu byli, to może jeszcze
jakoś by to wyglądało, ale oni postanowili razem ze znajomymi pojechać na drugi
koniec miasta. Egoiści zostawili mnie samego z niedorozwiniętym umysłowo starszym
bratem i jego hałastrą.
Na samym początku założyłem, że będę się bawił
dobrze. I było naprawdę fajnie. Jednak, jak bardzo ta zabawa mogłaby być
świetna, gdyby razem ze mną bawiła się tu Haruno? Bez niej ta impreza, pomimo
swej oczywistej świetności (jak każda zabawa pod kierownictwem nawalonego
Itachi’ego) już po paru godzinach wydała mi się być nudna i przeciętna.
Z Sakurą nie widziałem się przez całe święta. Ani
ja, ani ona nie byliśmy ludźmi, którzy nie potrafią wytrzymać bez siebie
chociażby jednego dnia. Wystarczyło parę sms’ów, kilka nic nieznaczących
uśmiechów, kiedy przypadkiem obydwoje podchodziliśmy do okna. Bez spiny.
Wiedziałem, że mój starszy brat próbował ją tu
przyprowadzić twierdząc, że bez niej, to on już nie umie się bawić (ich nie
można było wpuszczać razem do tego samego pomieszczenia, taki mieli na siebie
wpływ i ona, jako ta bardziej rozsądna zazwyczaj o tym pamiętała). Sakura była
jednak nieustępliwa tłumacząc się, że przecież nie zostawi rodzeństwa samego.
Plan Itachi’ego spalił się na panewce.
Ziewnąłem. Było już trochę po jedenastej, gdy me
rozmyślania przerwało otwarcie drzwi od mojego pokoju. Zwróciłem swój wzrok w
tamtą stronę. Moim oczom ukazała się postać Naruto. Zaraz za nim zobaczyłem ledwo
żywych Ino i Kibę, prawdopodobnie na wskutek spożytego alkoholu. Trzymali się
jednak dzielnie stojąc o własnych siłach.
Nie pojmowałem, jak można w tak krótkim czasie
wypić tyle tego wszystkiego? Byli u nas zaledwie od dwóch godzin, a wyglądali,
jakby chlali całą noc.
– Sasuke, stary – zaczął nieśmiało blondyn. – Może poszerzylibyśmy
zasięg naszej zabawy? – Mówiąc to subtelnie zerknął w stronę okien Sakury. Nie
uznałem tego za zły pomysł, wręcz przeciwnie, spodobał mi się.
Już na samą myśl o tym, że mógłbym zobaczyć się z
Sakurą moje ciało poderwało się gwałtownie do góry. Zatrzymałem się jednak w
pół kroku uświadamiając sobie jedną rzecz.
– A jak nas wyrzuci? – zapytałem się. – Zdziwiłbym
się, gdyby zareagowała radością.
– Mnie miałaby wyrzucić? – Oburzył się. – Nie ma
takiej opcji, Sasuke. Ona mnie ubóstwia – stwierdził z przekonaniem.
– Co ty wąchałeś, Naruto? – Zaśmiałem się.
– Nic – zdziwił się.
– Kto jeszcze ma z nami iść? – Zadałem pytanie w
duchu modląc się o jak najmniejszą liczbę ochotników.
– Ja, pewnie ty, oni – wskazał kciukiem za siebie
na Ino i Kibę chichoczących po cichu. Zerknąłem na nich z zażenowaniem marszcząc
brwi.
– Ktoś jeszcze? – Przygryzłem wargę.
– Tak – odparł zadowolony jak zawsze. – Zgłosiła się
Hinata, Temari, Shikamaru... – zaczął wyliczać. – No kto tam jeszcze? – Podrapał
się po głowie. – Ach, Choji i Shino! No i twój brat i jego kumple i ich znajomi.
– Ktoś jeszcze? – jęknąłem z nadzieją.
Wiadomość o Itachim spłynęła po mnie nie pozostawiając
po sobie żadnych śladów. Sakura będzie miała rozwalony dom, jak nic. Poza tym,
długa lista chętnych świadczyła tylko i wyłącznie o tym, że dosłownie cała
impreza miała przenieść się do Haruno, a nie, jak to twierdził mój przyjaciel,
tylko parę osób.
– Nie – odpowiedział głupkowato się uśmiechając. –
Chyba? Będzie ze trzydzieści osób, a i tak większość tutaj zostanie.
– Niech wam będzie – mruknąłem. Przecież nie będę
się kłócić z taką chmarą. Pośpiesznym
krokiem zszedłem po schodach. Mimo mojej ponurej miny bardzo się cieszyłem,
niczym dziecko.
Razem z Naruto podzieliliśmy się obowiązkami, jak
przystało na tych najmniej rozpitych z całego tłumu. Uzumaki pomógł się ubrać
Ino i Kibie, a ja zgarnąłem wszystkich chętnych do przedpokoju. Gdy zebrali się
w jednym miejscu musiałem przyznać, że trochę ich było. Jednak na swoim koncie
mieliśmy już liczniejsze wypady, więc nikt się tym zbytnio nie przejmował. W
pijackich jękach i chichotach wyszliśmy na mróz.
Zaraz po tym, jak zamknąłem za nami drzwi wszystko
ucichło. Naruto zdeterminowanym głosem oznajmił, „że idziemy”. Był tak pewny
siebie i podekscytowany, jakby wcale nie chodziło o pójście do domu
naprzeciwko. Nie skomentowałem tego. Puściłem wszystkich przodem w duchu modląc
się o to, żeby żaden z moich znajomych nie zechciał mnie zagadywać, bo ja na
rozmowy nie miałem najmniejszej ochoty.
Na całe szczęście obok mnie wyrosła Hinata, z którą
bez słów doszliśmy do tego, że nie musimy się do siebie wcale odzywać. Jedyny
kontakt wzrokowy pomiędzy nami nawiązał się w chwili, gdy przepuściłem ją w
furtce. Zerknęła wtedy na mnie nieśmiało i uśmiechnęła się płocho, jak to ona.
To było wszystko. Szliśmy więc powoli za wszystkimi patrząc na nich obojętnym
wzrokiem.
Gdy przemierzaliśmy kolejne metry płatki śniegu
smagały moją twarz powodując u mnie większą irytację, niż wizyta u babci ze
strony taty (ta od mamy była super fajna). Przejście na drugą stronę
zaśnieżonej i śliskiej ulicy zajęło nam więcej, niż parę minut z racji tego, że
absolutnie wszyscy – pomimo posiadania zimowych butów – mieli problem z
zachowaniem równowagi na oblodzonej drodze.
Że już nie wspomnę o zjawiskowym wręcz upadku
Itachi’ego, który pociągnął za sobą Konan, która uparcie trzymała się Ino. Żeby
ratować Yamanakę Kiba pociągnął za jej kaptur i wtedy sam się na nią wyrżnął.
Potem Choji próbował im pomóc, jednak skończyło się to zmiażdżeniem mojego
biednego brata potężnym ciałem Akimichi’ego. Zanim ktoś w miarę trzeźwy i
ogarnięty (oczywiście, że byłem to ja i Shikamaru) wziął się do roboty musiało
upłynąć trochę czasu.
Tak więc już po dziesięciu minutach stanęliśmy przy
bramie domu Haruno, cali zmarznięci i poobijani. Kiba nacisnął dzwonek przy
furtce i cały czas śmiejąc się z połamanego Itachi’ego czekaliśmy, aż ktoś nam
otworzy. A to wcale nie nastąpiło tak szybko.
– Kurwa! – usłyszeliśmy z wnętrza domu.
Od razu wszyscy zajarzyli, że głos należał do Sakury, więc zaczęli się jeszcze
głośniej śmiać. Nawet ja nie mogłem powstrzymać uśmiechu.
– Na pewno za nami tęskniła – stwierdził kpiąco
Neji. Wszyscy spojrzeli na niego sceptycznie.
– Weź spierdalaj, co – oburzył się Naruto.
– Na pewno, to ona się ucieszy – dołączył do
Uzumakiego Kiba, uśmiechając się szeroko. Biedaczek, żył nadzieją, że moja
Sakura będzie kiedyś jego.
PO MOIM
TRUPIE.
* * *
Gdy byłam razem z Ochą w kuchni usłyszałam dzwonek
do drzwi. Kto śmiał przeszkadzać mi w życiu? Rodzice mieli wrócić dopiero nad
ranem, stąd z miejsca ich wykluczyłam. Naruto? Pewnie był na imprezie u
Uchihów, więc na… a co, jeżeli to on? Nie słysząc żadnych ruchów ze strony
starszego rodzeństwa postanowiłam ich pogonić.
– Kaigo – wrzasnęłam.
– No – odkrzyknął.
– Ktoś dzwoni przy furtce – poinformowałam go,
chociaż sam doskonale zdawał się to wiedzieć. Ciężko było nie zauważyć, gdyż
dźwięk wybrany na nasz dzwonek był bardzo brzydkim piskliwym odgłosem.
– Nie, dzięki – zakpił. – Wolę cieplutki kominek –
usłyszałam.
– Co? – udałam, że niedosłyszałam.
– Sama sobie otwórz – zdenerwował się. Żyłka na
moim czole zaczęła niebezpiecznie pulsować. Pieprzony egoista.
– Niby czemu – oburzyłam się.
– Bo masz bliżej – stwierdził. Spojrzałam na Ochę,
a ona na mnie. Bez ceregieli wzięłam ją na ręce (chociaż gówniara miała
dziesięć lat i ważyła tylko 15 kilo mniej ode mnie, ale co tam) i przeniosłam
do salonu.
– No chyba raczej nie – odparowałam. – Poza tym, ja
się zajmuje tutaj dzieckiem, jakbyś nie widział.
Na dowód odwróciłam się, żeby miał lepszy widok na
młodszą siostrę. Brat zacisnął usta w prostą kreskę.
– Twoja wymówka przy jej wymięka – wtrąciła się
Yuri. Uśmiechnęłam się tryumfalnie. Ocha nie rozumiejąc za bardzo, co się
dzieje powieliła ten gest chcąc się do mnie dopasować. Trochę to było urocze.
– Zamknij się – burknął w stronę blondyny. – A ty
daj mi dziecko. Ja się nią zajmę, a ty im otworzysz.
– Niech będzie – rzuciłam, niechętnie się na to
godząc. W końcu chyba tylko masochistę, albo kogoś jego pokroju cieszyłby
spacer po takim mrozie. Ta niechęć utwierdzała mnie w przekonaniu, że może
jeszcze nie jestem psychopatką.
Szłam ciemnym korytarzem gówno widząc. Macałam
ściany, żeby na którąś z nich nie wpaść. W końcu natrafiłam na włącznik lewą
dłonią nacisnęłam brutalnie na pstryczek. Zapaliłam światło. Ze sterty glanów
moich i brata wygrzebałam byle jakie. Włożyłam je na nogi nie zawracając sobie
głowy sznurowaniem. Jak to w takich butach bywa podczłapałam do drzwi żałośnie
się kolebiąc. Chciałam już je otworzyć, lecz te były zamknięte. Jeżeli w drodze
do przedpokoju zdążyłam się uspokoić, to moje poprzednie wkurwienie właśnie
wróciło z podwójną siłą.
…
Nie, przepraszam – POTRÓJNĄ.
Witaj,
pszczółko, to ja! –
Wkurwienie dudniło w mojej głowie. Miałam ochotę kogoś zamordować.
– Kurwa – zaklęłam głośno, aż mnie gardło zabolało.
– Kaigo do ciężkiej nędzy – zaczęłam jęczeć. – Po jaką cholerę utrudniasz mi
życie, co?
– Czego znowu chcesz? – wylazł z kuchni z małą na
rękach, ubrudzoną w czekoladzie. Strzeliłam, że ruda właśnie obżerała się MOIM
czekoladowym torcikiem, który tata kupił mi z okazji Nowego Roku w mojej
ulubionej tokijskiej cukierni. Żyłka na moim czole ponownie dała o sobie znać.
Musiałam wziąć parę wdechów i wydechów – a konkretnie to dziesięć, tak jak
radził szkolny pedagog, znając moje słabe nerwy – żeby się uspokoić.
– Czemu, kurwa, te drzwi są zamknięte? – warknęłam.
– Mnie się pytasz? – Zdziwił się.
– Tak.
– Yuriko ostatnia zamykała – rzucił przez ramię wracając
do kuchni. Puściłam klamkę i pośpiesznie udałam się do salonu. Moja przyszła
ofiara siedziała sobie spokojnie. Stanęłam nad nią z chęcią mordu w oczach.
– Co tam, kochaniutka? – zapytała. Moja złość nagle
ustąpiła.
– Czemu zamknęłaś drzwi na klucz? – zwróciłam się
do niej spokojnie.
– Bo nie chciały się tak normalnie zamknąć –
wyjaśniła wstając. Była ode mnie trochę niższa, choć starsza o trzy lata. – Nie
wiem, może zrobiłam to odruchowo.
– No dobrze. – Westchnęłam. – A gdzie jest w
związku z tym klucz?
– Tutaj. – Wskazała na swój biust. Przez dobrą
minutę gapiłam się szeroko otwartymi oczami na niewzruszoną twarz starszej
Haruno.
Boże, za co ty mnie tak karzesz? Dlaczego wszyscy
zawsze mnie nienawidzą i robią mi trudności? Nie chciałam bawić się w tą
zabawę, bo zawsze to ja na tym cierpię. Zaraz po tym, jak przybiłam sobie
piątkę w twarz spojrzałam na siostrę spomiędzy palców. Zerknęłam na jej biust,
ukryty za różową bluzką, na jej buzię i jeszcze raz na jej piersi. Jezu…
– To go wyjmij – powiedziałam z politowaniem
jeżdżąc dłonią po czole. Zawsze tak robiłam, gdy oganiała mnie niemoc i brak
wiary w ludzkość. Rozległ się ponowny dzwonek do drzwi, tylko tym razem
głośniejszy i bardziej natarczywy.
– Ja go nie potrzebuję – uśmiechnęła się lekko. –
Jeśli ty go potrzebujesz to sama go sobie wyjmij, mnie do tego nie mieszaj.
– Ja pierdolę – mruknął rozbawiony Kaigo, który
zasiadł sobie wygodnie w fotelu z rudą na kolanach. Zarumieniłam się lekko, ale
to raczej z wysiłku umysłowego niż z zawstydzenia. Doprawdy, ogarnąć zjebanie
mojego rodzeństwa o tej godzinie było już bardzo trudno. – O kurwa – zawył rozbawiony w niebogłosy
Kaigo. Ocha nie za bardzo rozumiała o co chodzi, ale nikt nawet nie próbował
jej tego wytłumaczyć. – Sakura, nagrywam was – poinformował.
– Zrób to, żeby już sobie mógł zwalić – stwierdziła
Yuriko tak spokojnie, jakby obecna sytuacja była dla niej codziennością. To
zobojętnienie było dla nas chyba rodzinne. Dom wariatów. – Zboczeniec –
obrzuciła go pogardliwym spojrzeniem.
Bez dłuższego przeciągania podeszłam do niej
podciągając rękawy szarawej bluzy. Obciągnęłam różowy top w dół, cały czas
patrząc w coraz bardziej rozbawione oczy starszej siostry. Zobaczyłam jej
pełne, zdecydowanie pociągające piersi okute w koronkowy stanik, na którego
widok zaczęły mi drżeć palce. Chyba też miałam w sobie coś ze zboczeńca. Z
kamienną miną zabrałam się do obmacywania cycków tej ślicznej, tlenionej
blondynki. Klucz, jak się okazało był lewej miseczce, schowany bardzo głęboko.
– Saki – mruknęła wyraźnie speszona moim
natarczywym spojrzeniem Yuri. – Co ty?
– Super – mruknęłam. Odwróciłam się na pięcie i
podążyłam w stronę drzwi. Po drodze minęłam Kaigo i Ochę. Brat poza tym, że był
czerwony jak burak przyglądał mi się z rozbawieniem.
– Będą dobre wspomnienia – stwierdził.
– Zamknij się, kretynie – burknęłam. – Tylko komuś
o tym wspomnisz to następnego dnia obudzisz się z odciętymi jajami po obydwu
stronach twarzy.
Brat zamilkł, a ja pośpiesznie przebiegłam przez
korytarz. Z tego wszystkiego zapomniałam o zdjęciu butów, gdy się wracałam po
klucz, jednak teraz to już i tak nie miało żadnego znaczenia. Dotarłszy do
drzwi przekręcałam go gorączkowo zastanawiając się nad tożsamością gościa.
Otworzyłam je na oścież, a do domu wdarło się zimne powietrze. Pomknęłam do
furtki patrząc pod nogi, żeby nie wywalić się na lodzie.
– Tak? – Zerknęłam na dzwoniącego, gdy już byłam pewna,
że stoję stabilnie. Wystarczyło, że go, a raczej ich
zobaczyłam i uśmiechnęłam się promiennie.
– No nareszcie, Sakura-chan – zawołał Naruto i
złapał się za pręty oddzielające nas. – Słuchaj, jest sprawa…
– No – zapytałam patrząc po pozostałych. Cholernie
zimno było na dworze, gorzej niż w domu. A ja latałam w samej bluzie i
legginsach, nie mając pod spodem nic poza bielizną. Fajnie, prawda? Do tego
padał śnieg i nie minęło parę sekund a już miałam na głowie biały kopiec. – Czy
zrobiłabyś nam taką przyjemność i zaprosiła nas – tu wskazał na resztę paczki –
do siebie, by uczcić Sylwestra?
– Chyba mieliście być u Uchihów – zdziwiłam się.
– No i są – zarechotał Itachi, który nagle wyrósł
obok blondyna. Po jego rozmytych oczach i błogim uśmiechu poznałam, że był
zdecydowanie na haju.
– Może byś tak zamknęła te cholerne drzwi? Zimno tu
już i tak jest – wrzasnęła mi Yuriko do ucha biorąc się koło mnie niewiadomo
skąd. Otworzyć to jej się nie chciało, a jak trzeba zwrócić na siebie uwagę to
jest pierwsza. – Boże, jak na Syberii – dodała i spojrzała na gości. Zmierzyła
wzrokiem Naruto.
– Może to dlatego – zaczęłam – że jesteś na bosaka.
– Czego chcą? – zignorowała moją uwagę uśmiechając
się czarująco do starszego Uchihy. Zawsze miała do niego słabość, tak samo, jak
ja do Sasuke.
– Chcą wejść i bawić się, oczekując Nowego Roku –
powiedziała zniecierpliwiona Ino. Było zimno i nie dziwiłam się jej, że była
zdenerwowana.
– Tak? – ucieszyła się. – No to zapraszamy!
– Ale Yuri… – zaprotestowałam, jednak siostra mnie
znowu mnie zlała i otworzyła z rozmachem bramę. Zła, pomaszerowałam do środka
nie czekając na nikogo.
Będąc w przedpokoju wkopałam wszystkie nasze buty
do szafki tak, żeby zrobić dla wszystkich jak najwięcej miejsca. Pozabierałam
również nasze kurtki, płaszcze, czapki oraz parasolki i pomaszerowałam z nimi
do gabinetu ojca. Cisnęłam je na biurko pewna, że tutaj nikt nie zajrzy. Gdy zatrzaskiwałam
drzwi usłyszałam za sobą głos brata.
– Kto to?
– Pijaki – fuknęłam, przeczesując włosy. – Naruto,
Itachi i reszta. Będzie impreza, trzeba trochę tu ogarnąć.
– Tu nikt nie przyjdzie – stwierdził. Dobrze to
wiedziałam.
– Dlatego zrobimy tu składzik – wyjaśniłam. –
Powiedz tej idiotce Yuriko, żeby ich zagadała i poprzesuwaj meble pod ściany. Wszystkie
wazony matki, zdjęcia, wiesz… żeby nic nie zbili. Sporo ich przyszło już
nawalonych – dodałam.
Siwowłosy kiwnął głową, wyraźnie podekscytowany. W
mgnieniu oka zniknął z mojego pola widzenia. Kolejny mistrz organizowania
imprez. To już któraś z kolei nasza cecha rodzinna.
Szłam pośpiesznie korytarzem zastanawiając się, czy
dam radę ich wywalić przed przyjazdem rodziców. Imprezy w takim składzie
zazwyczaj trwały do rana. Jeszcze nie wiedziałam, jak miałam to zrobić, ale
było pewne, że musiałam. Z tą myślą podeszłam do gości.
Z każdym się przywitałam. Jak już wspomniałam, sporo
ich było. Oczywiście od wszystkich, bez Hinaty i Shikamaru, którzy alkoholu nie
tykali w większych ilościach równo waliło piwskiem. Nic nie mówiłam, gdybym
była z nimi a nie z rodziną, to pewnie też bym się upiła. Kiedy zdawało mi się,
że już wszyscy weszli, przez próg przeszedł ostatni gość, na którego widok moje
serce zabiło mocniej.
Chociaż ciężko było to zrobić oderwałam swój wzrok
od jego twarzy i rozejrzałam się. Wszyscy udali się do dużego pokoju. Zostaliśmy
sami w ciasnym przedpokoju. Wokół walały się zdecydowanie przepocone buty i
porozrzucanie płaszcze.
– Jezu… trafiłam do piekła – szepnęłam z
przerażeniem.
– Witamy – usłyszałam głos bruneta tuż przy swoim
uchu. Nie było w nim właściwie żadnych emocji. Cały Sasuke – zimny nawet dla
swoich przyjaciół. Nawet dla mnie. Nie wiem, czy mogłam nazwać się jego
dziewczyną, bo ta relacja była jakaś strasznie dziwna.
Po pocałunku na ulicy w szkole zachowywaliśmy się normalnie,
czyli jeździliśmy po sobie, niczym najwięksi życiowi wrogowie. Po szkole zaś,
gdy zostawaliśmy sami i wracaliśmy przez park wprost nie mogliśmy się oderwać
od swoich ust. Nie wiedziałam, co o tym myśleć, nawet nie znałam uczuć tego
chłopaka względem mnie.
Nie zapytał, jak normalny człowiek, czy z nim będę.
Nie wyznał miłości.
W ogóle nie dbał o to, jak nazwać naszą relację.
Ona sobie była, tak samo jak on. Po prostu.
Zamyśliłam się spoglądając ku swoim froterowym
skarpetkom. Sasuke przygarnął moje napięte ciało do siebie, a wtedy jego
niepowtarzalny zapach owinął mnie swoimi delikatnymi niewidzialnymi nićmi. Objął
mnie na wysokości ramion, a ja powoli nie myśląc o tym, że ktoś może nas
zobaczyć pogłębiłam ten uścisk zawiązując mu ręce na pasie.
– Dawno tego nie robiłam – wyznałam patrząc się
tępo na ścianę przede mną.
– Prawdę mówiąc, trochę za tym tęskniłem –
stwierdził. – Wiesz, za tym uczuciem, kiedy wydaje ci się, że wszystko jest już
dobrze, a to dlatego, że trzymasz w objęciach cały swój świat. – Czy ja śnię?
Sasuke mówi o miłości? Mało brakowało, abym zemdlała. Lecz niestety takie coś
mogła odwalić tylko moja wyobraźnia. Ja nie mogłam sobie na to pozwolić. Z
resztą zaraz dodał – Ale tylko trochę. Zaraz mi przejdzie.
– Jezu, jaki ty jesteś głupi – warknęłam obrażona. –
I pijany – dodałam, gdy chuchnął mi bezczelnie w twarz alkoholowymi oparami.
– Chyba szczery – zaśmiał się cicho odrywając się
ode mnie. Mierzyliśmy się spojrzeniami przez parę minut. Gdyby nie to, że jestem
dobrą aktorką, to brunet pewnie od razu wykapałby moje zakłopotanie.
Wtedy też Sasuke ujął moją brodę w swoje szczupłe,
długie palce. Spięłam się, jak za każdym razem, gdy pomiędzy nami dochodziło do
jakiś głębszych gestów. Patrzyłam zaciętymi
oczami, jak jego ułożona w bystrym wyrazie twarz zbliża się do mojej.
– Sasuke, nie tutaj – szepnęłam, gdy nasze usta już
prawie się stykały.
– Ale czemu – zapytał. Nie cofnął się ani o
milimetr, dlatego jego ciepłe wargi delikatnie muskały moje z każdym wypowiedzianym
przez niego słowem. Odczułam satysfakcję.
– A jak ktoś nas zobaczy? – wygarnęłam mu również
nie cofając głowy.
– To nas zobaczy i tyle – mruknął. – Wszyscy są
pijani, czego się boisz idiotko? – zakpił. Wtedy też przysunął swoją twarz jeszcze
bliżej. Zareagowałam natychmiast odsuwając swoją. – Uparta, jak osioł.
– Sakura – usłyszałam nieśmiały, cichy głosik. Dobiegał
z korytarza, odwróciłam więc gwałtownie głowę w tamtą stronę. Zobaczyłam Ochę
wystającą zza rogu. – Kim są ci ludzie?
– Moi znajomi ze szkoły – wyjaśniłam lakonicznie
małej. Dziewczynka spojrzała podejrzliwie na Uchihę, który nawet nie zmienił
swojej pozycji patrząc na mnie wyczekująco.
– Czy ty się całujesz? – zapytała.
* * *
– Tak – wyprzedziłem różowowłosą z odpowiedzią. Mała
dziewczynka uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie. Sakura natomiast mało co mnie
nie zamordowała samym swoim spojrzeniem. Uśmiechnąłem się łobuzersko.
– Skurwiel – skwitowała.
– Od urodzenia – potwierdziłem.
– Jak masz na imię? – zapytała, podchodząc do mnie
bliżej.
– To jest Sasuke–kun – do przedpokoju wparowała
schlana Ino. Jej mętne spojrzenie było tego najlepszym dowodem. –
Najprzystojniejszy, najbardziej pożądany… po prostu najzajebistrzy chłopak na
świecie – wybełkotała. – Ale pamiętaj ruda… – nachyliła się do niej swobodnie.
– On jest mój.
Dziewczynka przyglądała jej się z zainteresowaniem,
jakby to, co mówiła niebieskooka było czymś niezwykle ważnym. Zaś ja i Sakura z
zażenowaniem. Czy Yamanaka aby na pewno mówiła o mnie, a nie o jakimś księciu z
bajki? Rozumiałem, że jej się podobam, bo wielokrotnie dawała mi to poznać,
jednak naprawdę nie musiała kłaść tych głupot do głowy małemu dziecku.
– Sasuke–kun – mruknęła mała pod nosem patrząc na
zielonooką siostrę. Ta zaś wierciła morderczym wzrokiem duszę Ino, która nic
sobie z tego nie robiła. – Ładne to imię. Pasuje do ciebie.
Nic nie odpowiedziałem. W dupie miałem jakiegoś
bachora i jego opinię na mój temat. Chciałem zabrać stąd Sakurę i gdzieś się
zaszyć. Tam, gdzie byłaby cała tylko i wyłącznie dla mnie. Uznałem, że w tej
sprawie jednak nic już nie wskóram i że to najlepszy moment na wycofanie się do
salonu. Tak też zrobiłem.
Moim oczom ukazał się ogromny pokój o prawdopodobnie
beżowych ścianach. Był tak pojemny, jak mój salon, ale teraz, gdy był
wypełniony ludźmi ciężko było cokolwiek stwierdzić. Odszukałem wzrokiem Naruto.
Gawędził sobie z Kaigo. Siwowłosy był starszym bratem Sakury, przyjacielem z
dzieciństwa dla Itachi’ego. Jedyne, co mogłem o nim powiedzieć to, to że mnie
nienawidził odkąd tylko pamiętam. Podszedłem do nich bliżej mimo tego, że mój
mózg instynktownie kazał mi uciekać.
– Naprawdę? – Zdziwił się blondyn. Widocznie
zielonooki opowiadał mu o czymś, o czym Uzumaki w życiu by nie pomyślał. – O,
Sasuke – zawołał. – No chodź tutaj. – Wskazał na mnie palcem i powiedział coś
do mężczyzny obok. Przełknąłem ślinę i w paru krokach znalazłem się przy nich.
– Sasuke? – powtórzył tamten drugi pod nosem.
– Kaigo, poznaj proszę Sasuke Uchihę – uradował się
Naruto. – Sasuke, to jest Kaigo Haruno, starszy brat Sakury-chan.
– Naruto, przecież my się znamy, debilu – warknąłem,
co wywołało u siwowłosego atak śmiechu. Czyżby nić porozumienia na wojennej
ścieżce?
Przyjrzałem się mu uważniej. No tak, mieli takie same
zielone kocie oczy. Te jego też przeszywały człowieka tak, że aż mu ciarki
przechodziły po plecach. To była chyba ich rodzinna cecha. Zerknąłem za siebie
w stronę Sakury. Tłumaczyła coś tej małej, a ona pochylała smutno głowę. Ale
różowowłosa wcale nie była zła. Wręcz przeciwnie. Uśmiechała się. Spojrzała w
naszym kierunku przewracając oczami.
– Sasuke? – zwrócił się do mnie Naruto. Odwróciłem
niespiesznie głowę w jego stronę. Zobaczyłem ich zadowolonych z siebie, jak
jeszcze nigdy. Czułem, że miało to związek z Sakurą. – Chcesz zobaczyć, dlaczego
tak długo musieliśmy czekać?
Zdziwiony tą propozycją kiwnąłem lekko głową. Kaigo
podał mi swój telefon. Przyjąłem go w lewą rękę i spojrzałem na wyświetlacz. To
był filmik. Poczułem po obydwu stronach mojej szyi oddechy. Po perfumach
poznałem, że to Kiba i Ino. Ta druga jeszcze napierała na mnie w ten
charakterystyczny dla dziewczyn sposób. Tak, że czułem jej piersi na swoich
łopatkach.
– Co tam masz, Sasuke-kun? – szepnęła mi do ucha.
Kliknęła PLAY na ekranie. To co zobaczyłem, przyprawiło mnie o szeroki uśmiech.
Obejrzeliśmy nagranie kilkukrotnie śmiejąc się w
niebogłosy z miny Yuriko. Wiedziałem, że Sakura lubi zarówno dziewczyny, jak i chłopców, jednak nigdy nie miałem
dla tego żadnych dowodów. A teraz tak.
– I to jest właśnie ta Sakura, którą znam i cenię. –
Ino się zaśmiała. Oddałem telefon w wyciągniętą rękę jego właściciela. Nagle
poczułem delikatny uścisk na mojej dłoni. Odwróciłem się.
– O wilku mowa – mruknął Kiba. Różowowłosa patrzyła na
nas sceptycznie. Przebrała się. Miała na sobie czarne rurki z mnóstwem dziur i
wsadzoną w nie białą koszulową bluzkę z długim rękawem i małym dekoltem. Nadal miała
na sobie różowe skarpetki frote. Jednak, czy to, w co była ubrana zielonooka
miało dla mnie jakiekolwiek znaczenie?
Przez bardzo długi okres czasu próbowałem sobie
wmówić, że to nie ma nic wspólnego z miłością, to coś innego. Jednakże wczoraj
mówiąc do samego siebie, że ją kocham poczułem, że to jest właściwa odpowiedź.
– Co się tak patrzysz? – zapytała.
– Po prostu – odparłem. Po chwili dodałem. – Taki mam
kaprys. Dla kogo się tak odstawiłaś?
Uśmiechnęła się uroczo. Ostatni raz uśmiechała się w
ten sposób w podstawówce, więc po tak długiej przerwie ten widok sprawił mi
niemałą przyjemność.
– Nie znasz go – westchnęła cicho. Miałem wrażenie, że
bardzo chciałaby się przytulić, lecz coś jej na to nie pozwalało. I nawet
wiedziałem co. Powstrzymywały ją spojrzenia naszej paczki.
Obróciłem głowę w lewo na te dzieci, które psuły nam
zabawę. Byli wszyscy plus paczka mojego brata i Kaigo, który patrzył na nas chyba
najbardziej podejrzliwie i złowieszczo z nich wszystkich. Zerknąłem na
Itachi'ego. Stał sobie z założonymi rękami obok brata Sakury i uśmiechał się
lekko. Chyba się cieszył. Lub był dumny. W tym momencie poczułem, że jednak on
rozumie mnie lepiej, niż ktokolwiek inny i na pewno domyśla się prawdy. Może na
skutek procentów we krwi, a może powiązania genami.
– No czego się japicie, debile? – warknęła Sakura.
Ogarnęła wszystkich jednym spojrzeniem. Nikt już na mnie nas nie patrzył, tylko
wszyscy zajęli się sobą.
Wtedy też zobaczyliśmy górującą nad nami Temari. Stała
na stole (co wyraźnie nie podobało się Sakurze) i mierzyła wszystkich radosnym
spojrzeniem. Te chochliki w jej oczach były co najmniej przerażające.
– Nie wiem, co ta dziewczyna bierze – zaczął Shikamaru
– ale albo zmieni dilera, albo zacznie brać pół.
– Uważaj, bo ją zmusisz – mruknęła złowrogo Haruno.
– Zakład? – Chłopak wyciągnął w jej stronę.
– A o co? – Zaciekawiła się.
– O przekonanie – odparł.
– O przekonanie, to ja się nie zakładam – żachnęła się
z dumną miną. – Oddajesz mi szlugi.
– Dobra. – Podali sobie ręce. Czemu wszyscy wokół mnie
jarają, jak smoki?
– Chwila uwagi stworzenia wszelakiej maści! – W
pomieszczeniu nagle zapanowała absolutna cisza. Temari właśnie dokonała
niemożliwego. – Za czterdzieści minut przywitamy Nowy Rok! – pisnęła do mikrofonu. Ona musiała mieć coś na
bani.
– Ja pierdolę – mruknął Shikamaru. – Czy ta laska ma
serio aż tak bardzo nierówno pod sufitem, czy po prostu jest pijana?
– Myślę, że oba – odparłem. Cała nasza paczka zaśmiała
się głośno.
– Zdajemy sobie sprawę, że… w sensie ja sobie zdaję
sprawę – sprostowała kucykowata widząc nasze brwi unoszące się nieznacznie ku
górze. Co, jak co, ale na tym stole to ona stała sama. – No… chodzi mi o to, że
mamy petardy i inne takie pierdy i że na północ trzeba je wszystkie wystrzelić.
Z tym, że na tą ulicę zbiegnie się dzieciarnia z całego osiedla i trzeba się
teleportować jakoś dalej, żeby nam nie psuli zabawy.
Prychnąłem cicho. Raczej chodziło o to, żeby nikomu
się nic nie stało. Znając mojego niedorozwiniętego brata i jego posranych
znajomych, wszystko mogło się zdarzyć. Szczególnie w taki wieczór, jak
Sylwester. Co roku ktoś lądował poparzony w szpitalu i szczerze wątpiłem, że
tym razem napotkamy jakieś odstępstwa.
– Pójdziemy na to pole, co jest niedaleko stąd –
zarządziła. – Za dziesięć minut możecie zacząć się ubierać. Itachi, Dei i Kaigo
zajmą się wszystkimi wybuchowymi – nakreśliła cudzysłów w powietrzu – sprawami.
Jak macie coś, co można podpalić, to dajcie to im. Wyjątek stanowią Naruto i
Kiba. – Spojrzała na nas surowo. Prze – ra – ża – ją – ca.
– Dlaczego?! – chłopcy oburzyli się jednocześnie.
– Bo wy oddalibyście tam nawet własne gacie –
burknęła. – Jest to prawie dwadzieścia minut, czyli całkiem sporo, dlatego
zapełnimy ten cudowny czas piosenką naszego ulubionego, najlepszego,
najbardziej wymiatającego zespołu w historii tej zaplutej wsi Konohy!
– Kto jak kto – zaczęła Sakura zażenowanym tonem – ale
Temari to jednak ma dar do zapowiadania.
– Sakura! – wydarła się pijana blondynka, chwiejąc się
na drewnianym stole. Sabaku zrobiła parę kroków w tył i mało co z niego nie
spadła. Na szczęście skończyło się na machaniu rękami. – Sakura zbierz tą całą
hałastrę debili i chodź tutaj… ROBIMY SHOW!!!
– PO-JE-BA-NA – zanucił Kiba, patrząc na nas w
poszukiwaniu aprobaty. Nikt jednak nie zwrócił na biedaczka uwagi, swoje myśli
kierując ku Haruno.
– Zanim zaśpiewam, muszę się napić – wyznała. W tym
momencie Itachi wybuchł śmiechem tak głośnym, że naprawdę zacząłem się
zastanawiać, czy my aby na pewno jesteśmy spokrewnieni.
– Proszę – wyciągnął z kieszeni nieodpieczętowaną
setkę i podał jej, pokładając się ze śmiechu.
– Idźcie tam – zadyrygowała – dogonię was.
Wszyscy jak jeden mąż ruszyli ku Temari, ja oczywiście
zostałem. Rozbawionymi oczami przyglądałem się Lo, siłującej się zakrętką. W
końcu otworzyła buteleczkę i duszkiem opróżniła całą. Moja mała pijaczyna.
– Spokojnie – powiedziałem kładąc jej rękę na ramieniu,
a drugą odbierając butelkę. Zielonooka dyszała niespokojnie, przy okazji
paskudnie się krzywiąc. Spojrzała na mnie przytłoczonym wzrokiem. Wódka to nie
był dobry alkohol na czczo i bez popitki.
– Kurczę – mruknęła. – Trochę mi się kręci w głowie.
– Dziwisz się? – zakpiłem. Wtedy ta, jak gdyby nigdy
nic poleciała do przodu. Oparła się bezwładnie głową o mój tors, a ja objąłem
ją ramionami zatapiając twarz w tych długich puszystych włosach. Zdecydowanie
lubiłem to robić.
– Sasuke – wymruczała wzdychając błogo. Odsunęła się
ode mnie delikatnie. Wytężyłem słuch w oczekiwaniu pytania, które nigdy nie
nastąpiło. Zamiast niego Sakura wspięła się na palcach i zarzuciwszy mi ręce na
szyję przyciągnęła do gorącego i namiętnego pocałunku, który pamiętam po dziś
dzień.
Usta dziewczyny były miękkie i gorące, a do tego
przesączone palącym smakiem wódki. Upojony tymi subtelnymi, pełnymi pożądania
muśnięciami warg objąłem ją w pasie. Poczułem się trochę, jak na haju. Ale
tylko trochę.
Gdy zacząłem słyszeć przyspieszone bicie własnego
serca Haruno, tak jakby również je usłyszała i oderwała się powoli ode mnie,
cały czas patrząc mi poważnie w oczy. Odsunęła się i po paru sekundach już jej
nie było. Zamglonym wzrokiem przeczesałem tłum chcąc podążyć za nią. Moje oczy
skrzyżowały się z oczami Itachiego.
– Widziałem wszystko – zbliżył się, patrząc na mnie z
uwagą. Wywróciłem oczami czując, że mój brat wykorzysta to kiedyś przeciwko
mnie. – Sasuke…
– Co? – warknąłem wkładając ręce w kieszenie.
– Jeżeli to jest jedna z twoich głupich, szczeniackich
gierek, to przysięgam, że cię zabiję – pogroził mi palcem. Prychnąłem
odwracając głowę w stronę Temari. Sakura właśnie ściągała ją siłą ze stołu.
– Czemu od razu zakładasz, że mam złe zamiary? –
zapytałem chłodno.
– Bo zawsze traktowałeś ją jak kupę gówna – wyjaśnił,
a ja słysząc to napiąłem się niczym struna. – Czemu to robisz?
– Nie mam zamiaru ci się tłumaczyć, Itachi – uciąłem
odwracając się na pięcie.
Wtedy poczułem dłoń Itachiego na swoim ramieniu.
Zatrzymałem się i zwróciłem w jego stronę. Brat patrzył na mnie groźnym
wzrokiem. Nie zrobiło to na mnie większego wrażenia. Posłałem mu błagalne
spojrzenie.
– Odwal się, Itachi – powiedziałem dojrzałym głosem. –
Nie mam zamiaru jej skrzywdzić.
– Jasne – sarknął.
– Zabiję każdego, kto spróbuje to podważyć – dodałem z
poważną miną. Mój starszy brat spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem. Po chwili
jednak jego twarz przybrała łagodny wyraz. Czułem, że Itachi zrozumiał, o co mi
chodziło.
– Nie spierdol tego, braciszku – pouczył przeczesując
moje skołtunione włosy palcami. Poczułem się jak małe dziecko, co
odzwierciedliło się w mojej niezadowolonej minie. Uchiha roześmiał się głośno. –
Wiedziałem, że kiedyś jej w końcu ulegniesz – wyznał klepiąc mnie po ramieniu.
– Chodzicie ze sobą?
– Tak jakby – mruknąłem pod nosem kierując się wraz ze
starszym bratem do stolika z alkoholem.
– Nie wiesz? – zdziwił się. Pokręciłem przecząco
głową, na co on uniósł brwi wysoko w górę. Przepchaliśmy się pomiędzy ludźmi i
dotarliśmy do celu. – Nie dobrze – stwierdził. – Laski nie lubią nie wiedzieć,
na czym stoją.
Itachi w stercie śmieci odnalazł dwa czyste kieliszki.
Postawił je przed nami, otworzył napoczętą już butelkę wódki i polał nam
kolejkę. – Musicie sobie to wyjaśnić.
– Ta – westchnąłem.
– Za wyznania miłości – powiedział dumnie. Jednym
chlustem pozbyliśmy się zawartości kieliszków. Skrzywiłem się czując jak
alkohol pali moje gardło. Po paru sekundach poczułem, że kręci mi się w głowie.
Zdecydowanie zbyt dawno nic nie piłem.
– Sasuke! – usłyszałem gdzieś za sobą. Odwróciłem się
w kierunku, z którego pochodził. Ujrzałem rozdrażnioną Sakurę. – Chodź tutaj!
– Idź młody – powiedział Itachi, uśmiechając się
promiennie. Rzuciłem mu krótkie spojrzenie i ruszyłem w stronę Haruno.
*
– Na pewno jest dobrze nastrojona? – upewniłem się
denerwując tym różowowłosą. Gitara elektryczna Sakury, którą dzierżyłem w
rękach oczywiście była wyśmienicie nastrojona, ale chciałem się z nią trochę
podroczyć.
– Tak, kretynie – warknęła zabijając mnie wzrokiem. –
Czy ktoś jeszcze ma jakieś obiekcje co do instrumentów? No to zaczynamy –
powiedziała z entuzjazmem idąc
w stronę przedpokoju, gdzie mieliśmy stanąć i wyobrazić sobie, że gramy koncert
dla milionowej publiczności. O jeżeli dla Kiby czy Naruto nie było to zbyt
trudne, z uwagi na ich bujną wyobraźnię, to dla mojego racjonalnego umysłu
stworzenie z nieco ponad trzydziestu osób miliona nie było najprostsze.
Salon, w którym stała nasza publika był położony niżej
niż przedpokój, w którym ustawiliśmy się my. Połączone były trzema schodkami, a
przejście pomiędzy obydwoma dość szerokie by zmieścić wykonujące piosenkę Ino i
Sakurę. Ustawiliśmy się. Naruto policzył głośno do trzech i zaczęliśmy.
Najpierw Kiba zabawiał się na swoim "stole",
później dołączył do niego Choji z perkusją. Zobaczyłem, jak Sakura wygrywa im
rytm stopą. Zawsze tak robiła na wszelki wypadek, gdybyśmy zapomnieli jak mamy
grać. Minęło 8 sekund. Sakura zaczęła śpiewać. Po pomieszczeniu rozległa się
głośna muzyka i
przyćpany głos mojej dziewczyny. Przed występem odpaliła sobie z Ino na spółkę skręta i
wydać było efekty po ich zadowolonych minach.
* * *
Słowa same wypływały z moich ust. Piosenka była
oczywiście o miłości.
Zakręciło mi się w głowie.
Swoją drogą, to ciekawiło mnie jaką Sasuke ma minę. Na
pewno fajną. Uśmiechnęłam się, patrząc na Ino, która była w swoim żywiole.
– Shiny, happy, see my world in new colors?
Higher fire, fly my rocket
through the universe?
I'm up with the kites and I
dream so blue
I live in the sky, you come
live here too
I'm queen of the clouds, make
my wish come true.
I sing to the night, let me
sing to you
Podczas refrenu publiczność szalała, jak to przy elektronicznych
kawałkach. Chociaż nienawidziłam tego gatunku muzyki to uczucie, które
towarzyszyło mi przy publicznych występach było tym czymś, w czym czułam się
dobrze. Powtórzyłyśmy refren po raz drugi. Przeszliśmy do mostu*. Słychać było
już tylko syntezator Kiby. Śpiewałam do rytmu patrząc prosto przed siebie, nie
na publiczność, tylko na ścianę.
Nadal wybijałam rytm nogą.
– Baby,
listen please
I'm not on drugs, I'm not on
drugs,
I'm just in love
Baby, don't you see?
I'm not on drugs, I'm not on
drugs,
I'm just in love
You're high enough for me…
You're high enough for me.
Śpiewając ją odwróciłam twarz do tyłu patrząc Sasuke
prosto w oczy. Uchiha pochwycił moje spojrzenie z nieodgadnioną miną.
Jejku, jak ja go lubiłam takiego nieoczywistego.
Ostatni raz powtórzyłam refren niemal wieszając się na
mikrofonie. Wczułam się, poleciałam.
Jego twarz była jak zwykle kamienna, lecz w tych
ciemnych oczach zobaczyłam iskry uczucia. Takie, jakie ma chłopak, gdy jest
szczęśliwy. Melodia dobiegła końca, więc ja również skończyłam.
Puściłyśmy do przodu chłopaków, a same skryłyśmy się
pośród tłumu, który jeszcze obdarowywał nas oklaskami. Spodobało się im. Miło.
Uśmiechnęłam się szeroko, stając pod ścianą, obok Hinaty. Rozbrzmiały się
pierwsze dźwięki. Zajechało mi alternatywnym rockiem. Nic dziwnego, Sasuke
lubił ten rodzaj muzyki.
– Uwaga! – wydarł się Naruto. – To będzie
improwizacja, więc nie oczekujcie hitów na skalę Justina Timberlake’a.
Sasuke stał na środku sceny, przy mikrofonie, a swoje
skupione oczy kierował na gryf gitary elektrycznej. W wyciągniętym, grubym
szarym swetrze i czarnych spodniach wyglądał aż nad wyraz dobrze. Nad wyraz.
– Kiedy powrócisz już
Ja będę czekał
Ulicą pójdę wzdłuż
Kupię gazetę
Zabiorę z sobą psa
Usiądę na ławce
Skończę scenariusz
By gotowy był
Refren, chociaż złożony ze specyficznych słów, porywał
wszystkich. Mnie również. Mój facet był świetny.
– Wieczorem…
Wieczorem przed mym domem
Wystawię ekran
I wyświetlę film
Coś o mnie i o tobie
Będę leczył chore sąsiadów sny!
* * *
Sakura stała pod ścianą i zacięcie patrzyła prosto na
mnie. Wyglądała dość przytomnie, jak na kogoś po wódzie i skręcie. Przeczesała
dłonią włosy i wcisnęła ją w kieszeń dżinsów. Zdawała się być ostra, nieco
drapieżna. Po prostu uważnie nas słuchała. Słuchała mnie.
– Z nieba przyleciał mój
Wielki przyjaciel
Kiedy lądował
Ja jadłem kanapkę
Wyśnił że chyba jest chorym człowiekiem
Usiądź wygodnie i nie martw się bo
Wieczorem…
– Wieczorem przed mym domem
Wystawię ekran i wyświetlę film
Coś o mnie i o tobie
Będę leczył chore sąsiadów sny!
Publika szalała. Ludzie skakali, jak gdyby naprawdę
był to koncert na miarę festiwali muzycznych w Tokio. Tymczasem był to tylko
salon Haruno. Wczułem się. Melodia, którą wymyśliliśmy na poczekaniu była
dobra. Podobała mi się. Alternatywa to był zdecydowanie mój klimat.
Gdy skończyliśmy Temari ponownie wturlała się na
podest i zarządziła wyjście na zewnątrz. Mieliśmy sześć minut. Trzeba się było
spiąć, żeby zdążyć. Pusty nieużytek, potocznie zwany placem lub polem, był
oddalony o jakieś dwieście metrów od zakrętu naszej ulicy. Zastanowiłem się
chwilę. Gdyby tym razem nikt się po drodze nie wywalił – co niestety było mało
prawdopodobne – mielibyśmy nieco zapasu, żeby pośpiesznie się rozłożyć.
Westchnąłem cicho, ponieważ obok mnie pojawiła się Lo.
Zerknąłem w jej stronę, gdy kurczowo uczepiła się mojego ramienia. Z
przerażeniem patrzyła na chmarę ludzi przed nami. Tłum stopniowo się
zmniejszał, wkrótce i my mogliśmy się przebrać.
– Nie chce mi się tam iść – burknęła dziewczyna, gdy
zostaliśmy już sami. Czekałem cierpliwie, aż zasznuruje glany. Bądź co bądź,
trochę tego było.
– Sakura, nie przesadzaj. Dwadzieścia minut i wrócimy
– odparłem. Haruno wstała z ziemi i zabrała z wieszaka płaszcz oraz klucze do
domu.
– Niby tak – mruknęła w zamyśleniu. Otworzyła drzwi i
pierwsza wyszła na zewnątrz. Reszta grupy czekała na nas niecierpliwie. – Ale i
tak mi się nie chce.
Podczas, gdy Lola siłowała się z trzema zamkami ja
oparłem się o framugę i patrzyłem w niebo. Zachmurzone, gdzieniegdzie
przyozdobione rozbłyskami sztucznych ogni było naprawdę fascynujące.
– Dobry był ten kawałek – rzuciła niespodziewanie,
kiedy został jej ostatni zamek. – Chcę go mieć na telefonie.
– To dobrze, że ci się podobał. – Spojrzałem na nią, a
nasze oczy skrzyżowały się w zdziwionych wyrazach. Zauważyłem, że różowowłosa
dygotała nieco. – Zapnij się – rozkazałem, marszcząc groźnie brwi. Przewróciła
oczami.
– Nie mam ręki. – Odwróciła twarz w stronę zamków.
Teraz to ja wywróciłem oczami, odbijając się od framugi.
Ukucnąłem przed nią, co spotkało się z paroma głośnymi
gwizdami. Co za dzieci! Złapałem za guziki szarego płaszcza zielonookiej i
zacząłem zapinać nieśpiesznie idąc w górę.
– Co ty robisz? – oburzyła się. Nie odpowiedziałem.
Wkrótce nie musiałem już kucać, więc poderwałem się do
góry. Ujrzałem zarówno zdumioną, jak i zarumienioną twarz Sakury. Nie
wiedziałem, czy było to z zimna, czy z nadmiaru emocji, ale wyglądała
nieziemsko. Puknąłem ją w czoło, a ona otworzyła usta.
– Chodźmy już – szepnąłem chłodnym tonem chcąc
zniwelować chęć pocałowania dziewczyny. Czemu, do cholery, oni wszyscy musieli
się na nas gapić?
– Tak – mruknęła nieco zbita z tropu. Zrównała ze mną
kroku i uśmiechnęła się szeroko.
Nieodgadnięte są emocje ludzkie.
______________
1. * – Jest to coś w rodzaju
bardziej rozbudowanego pre-chorus. Most występuje tylko raz w piosence, przed
głównym refrenem (ostatnim). Często składa się z 8 taktów, stąd nazwa „środkowa
ósemka” (middle-8). Melodia w moście zawsze znacząco różni się od pozostałej
części utworu, zazwyczaj oparta jest na progresji akordów refrenu. Niekiedy funkcję bridge pełni breakdown – fragment utworu pozbawiony części
instrumentów, szczególnie basowych oraz sekcji rytmicznej. Niekiedy może być
śpiewany A cappella. Niekiedy w moście dodaje się kolizję (ang. collision) –
strukturę, która polega na nałożeniu kilku melodii z różnych części utworu.
Jako, że most przeważnie zbudowany jest na progresji akordów refrenu, wtrącone
fragmenty melodyczne pochodzą właśnie refrenu.
2.
Piosenka 1. „Not on drugs” – Tove Lo
3. Piosenka
2. „Scenariusz
dla moich sąsiadów” – Myslovitz
Cierpiąca Nanase
Dziękuję. Miałam zjebany humor przez moją bolesną chorobą, a dzięki Twojej notce uśmiech wrócił mi na twarz :D! Możesz być z siebie dumna XD Nie no, żartuję i już wracam do tematu notki. A stwierdzam, wszem i wobec, iż bardzo mi się podobała, była wręcz zajebista ^^ Więc, jak mi się uda, walnę konstruktywny i dłuuuugi komentarz.
OdpowiedzUsuńRozdział jak rozdział, ale jego długość jest całkiem pokaźna ^.^ I bardzo dobrze, o to chodzi! Błędy - parę się wkradło, jednakże jam jest Twój korektor, więc Ci je poprawię. Małe potknięcia, nie rażą zbytnio w oczy, to znaczy, ja tak myślę. Ale wiesz, z tymi okularami to ja jestem kretem xD.
Naruto jest cudowny! Kocham go *.* Ale Itachi z tym swoim ’Nie spierdol tego’… Jebłam na podłogę ze śmiechu. Już sobie wyobrażałam Itasia z tymi przeszywającymi, ciemnymi oczętami, ostrzegającymi Sasuke w stylu ’Bo jak ty to spierdolisz…’ XD. Yuriko mnie powala, oczywiście pozytywnie :) . A Kaigo? Hm… zastanawiam się, czy chciałabym takiego brata – urodzonego reżysera filmików telefonicznych. I co? Będzie miał tą dziewczynę? ^_^ Bo z Ochą to on chyba spokoju nie zazna w tym temacie. Jak na razie, z rodzeństwa w miłości ‘szczęśliwa’ jest Saki ;). Sasuke za nią tęsknił! Jakie to było słodkie! Takie kawaii! Boże, ja też chcę w taki sposób obchodzić Sylwestra… Koncert z kumplami, zajebistym rodzeństwem i takim chłopakiem… *.*
O, patrz – walnęłam całkiem pokaźny komentarzyk ^^.
Czekam na dziesiątkę – dwie cyferki już :D!
Pozdrawiam, Is.
dziękuję kochanie. Normalnie to od rana płaczę (tata się czepia), ale jak przeczytałam Twój komentarz to aż się uśmiechnęłam (i to tak pożądnie). Będzie niedługo, zdradzę Wam że będzie kontynuacją tego, bo już byłam bardzo zmęczona dlatego skończyło się tylko na akcji w kuchni xD. Dziękuję Is, chociaż ty jedna :)
UsuńNo! Wchodzę, paczę, jest! Więc zabieram się za czytanie :)
OdpowiedzUsuńBrak słów! Jak to czytałam, prawie mi gałki na wierzch wyszły. Ładnie wszystko wymieszałaś. Tą miłość z piosenką ^^
Ugh! Chcę taką imprze! Ten koncert! <3
Pozdrawiam Cię!
Nominowałam Cię do nagrody Versatile blogger więcej u mnie http://pusta-strona-pamietnika.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń