Dla Eimin-chan
Po
treningu, który był naprawdę wykańczający, jedynym czego
chciałam były powrót do domu i prysznic. Kolejny tego dnia. Anko
odbiła jeszcze większa palma, niż w ubiegłym roku i dzisiaj
oświadczyła nam, że treningi z jednego razu powiększymy do trzech
w tygodniu. Boże! Dlaczego wszyscy nauczyciele uważali, że my nie
mieliśmy życia poza tą pieprzoną szkołą?! Na serio,
przesadzali. Wśród takich rozmyślań dotarłam pod dom.
Wprowadziłam
motor do garażu, a stamtąd
powędrowałam prosto do swojego pokoju, kompletnie olewając
rodzinę. I chociaż wiedziałam, że raniłam ich wszystkich swoim
cynicznym i aroganckim zachowaniem, to nie zmieniałam się. Byłam
kompletnie wycieńczona po jednym dniu w liceum. Musieli mnie
zrozumieć!
Najpierw
wtargałam swoje bezużyteczne ciało na samą górę, na poddasze i
ociężale wparowałam do swojego pokoju. Odłożyłam torbę tam,
gdzie zawsze, przy biurku i rozebrałam się do bielizny. Oczywiście
starannie poskładałam mundurek i strój od W-F’u. Schowałam je w
komodzie przy łóżku.
Wszystko
miałam starannie poskładane i wszystko miało tutaj swoje miejsce.
Dostawałam szału, gdy ktoś przekładał moje rzeczy, przy okazji
gniotąc je i mieszając. Nie ogarniałam, jak można było położyć
kolorowe szorty pośród czarnych bluzek? I to jeszcze w szafie?
Spodnie leżały w komodzie, a bluzki czarne, białe i kolorowe w
szafie na półkach. Naprawdę byłam
cała spocona. Do łazienki wzięłam ze sobą tylko i wyłącznie
szczotkę do włosów.
Kiedy
się tam znalazłam, rozebrałam się już do naga. Pozwoliłam sobie
na chwilę luksusu i ustawiłam wodę na niemalże wrzątek. Mimo
swojego żaru, idealnie rozluźniała moje mięśnie, zesztywniałe
ze stresu związanego z życiem. Umyłam porządnie włosy i równie
starannie je spłukałam. Później ustawiłam wodę na letnią, by
nie wyjść rozgorączkowaną spod prysznica. Gdy brałam kąpiel nie
myślałam w ogóle. Odleciałam do swojej prywatnej oazy spokoju.
Gdzie nie istniało nic. Ani moja zjechana psychika, tym
bardziej Sasuke, ani okrutność otaczającej mnie
rzeczywistości, a szczególnie Sasuke. Jednak każda jawa
kiedyś się kończy.
Powoli
zeszłam na chłodne, przeszywająco białe kafelki łazienkowej
podłogi. Przez odbijające się w nich światło, moja skóra
wydawała się błyszczeć. Rozczesując swoje długie włosy, stałam
przed lustrem i starałam się nie zwracać nawet najmniejszej uwagi
na swoje odbicie. Oczywiście taka pokusa była zbyt silna, jako że
byłam nastolatką. Prawie już kobietą, ale jednak to mimowolne
porównywanie się do innych dziewcząt przypisywane było
nastolatkom. Powoli sunęłam bezwzględnym wzrokiem po postaci w
tafli odbijającej wszystkie okrutne szczegóły rzeczywistości.
Zaczęłam od samego dołu.
Stopy.
Jak to stopy, normalne. Nie licząc sinych, wystających żył i
obtartych przez glany pięt. Paznokcie tylko wyjątkowo pomalowane na
fioletowo.
Później
łydki.
Łydki,
jak łydki. Szczupłe. I całe w bliznach. Niektórych sinych. Innych
wyblakłych lub niewidocznych wcale. A jeszcze inne od różowego do
niemal brązowego. To te najświeższe.
Uda.
No
cóż tu mówić. Szczupłe, ale mogłoby być lepiej.
Biodra.
Pfff.
Jak u każdej kobiety, niby. Nie za bardzo szczupłe ani przesadnie
okrągłe. Opływowe i już.
Talia
i brzuch.
Co
do brzucha, to mógłby być szczuplejszy, ale i tak nie mogłam
narzekać. Było dobrze. Talia ponad normę. To wcięcie, którym
wszyscy się zachwycali. I ja również. Wypracowałam ją do
perfekcji.
Piersi.
Zawsze
chciałam, żeby były większe. Ale nie takie jak Hinaty. Może
jak Ino. Miała ładny biust, więc dlaczego ja nie mogłam takiego
mieć? Raczej nie przejmowałam się docinkami innych na jego temat.
Dla mnie ważne było to, żeby znaleźć faceta, który
powiedziałby, że są piękne. Tylko tyle.
Ramiona
i szyja.
Pokaleczone,
jakby stado kotów mnie napadło. Obojczyki wystające, jakby nie
było tam nic poza skórą. Wątłe ramiona. Zbyt delikatne. Ja sama
bałabym się ich dotknąć. Były jak u pustej w środku,
porcelanowej laleczki. Szyja była dziwna. Długa, a gdy odchylałam
głowę, ścięgna prawie że przecinały skórę.
Ręce.
Zapomniałam o nich. Czasami je kochałam, ale przeważnie
wymazywałam je z pamięci specjalnie.
Mogłabym
powiedzieć, że wpadłam pod siekierę. Zmasakrowana skóra, taka
jak na łydkach i ramionach. Wszystkie rany świeże, sprzed tygodnia
czy dwóch. Przez szkarłat przebijały się smugi bladej skóry.
Chude.
A
twarz?
Niby
bez skazy. Z mleczną cerą, jak u lalki. Ale czy ktoś widział
kiedyś równie duże wory pod
oczami? Nie ćpałam jako nastolatka,
no przynajmniej nie byłam uzależniona. Tak mi się
przynajmniej wydawało. Miałam problemy z zasypianiem. Czasem
nie spałam kilka nocy z rzędu, a czasem całe doby. Oczy
miałam tak duże jak sińce. Czujne jak u kota. I jeszcze takie
zielone, że można by się wściec! Mały nosek. Górna warga nieco
większa od dolnej przyjaciółki. I to czoło! To przeklęte czoło.
Za duże i już!
To
by było tyle, jeżeli chodziło o moją zewnętrzną stronę. Moich
ran, poza mną i lekarzami nikt nie widział na oczy. Dopilnowałam
tego. Nie chciałam dzielić się
swoimi uczuciami z innymi. To moja sprawa. Ubrałam ręcznik i
przebiegłam szybko do pokoju. Tam usiadałam na oknie.
Wzięłam odtwarzać MP3 i
widząc, że mam jeszcze sporo czasu do próby, postanowiłam tam
zostać.
Zadrżałam.
Choć na zewnątrz świeciło piękne słońce i było
ogólnie ciepło to na tym parapecie funkcjonował jakiś
przeciąg niewiadomego pochodzenia. Kierując się wrodzonym
instynktem samozachowawczym, zeszłam niespiesznie i ściągnęłam z
siebie ręcznik, wieszając go równocześnie na krześle, żeby mógł
wyschnąć. Podreptałam do szafy i wyciągnęłam z niej długi
jasnoniebieski szlafrok, którym starannie się opatuliłam. W drodze
powrotnej złapałam jeszcze słuchawki. I tak oto znów zakwitłam w
oknie, niczym jakaś pelargonia.
Zamierzałam
pouczyć się trochę tekstów przed próbą. Warto było je znać
choć w małej części na pamięć. Odpaliłam pierwszą piosenkę z
folderu. Odpływałam ponownie w swój świat. A mój smętny i
melodyjny głos mi w tym bardzo pomagał.
Gdy
rozpoczynał się most otworzyłam szeroko oczy. Spojrzałam się
oczywiście w okno naprzeciwko, jak to miałam w zwyczaju. Przeżyłam
szok porównywalny z tym, z rana.
Sasuke Uchiha stał
sobie w oknie naprzeciwko, bez koszulki i jak gdyby nigdy nic gapił
się na mnie. Nawet nie próbowałam ukryć swoich ogromnych
rumieńców. I to wcale nie dlatego, że zobaczył mnie prawie
nagą. To dlatego, że wszystkie moje rany były odkryte. Mógł je
podziwiać do woli. W życiu nie czułam się bardziej goła! A
w słuchawkach głos śpiewał:
I've got that summertime, summertime sadness
S-s-summertime, summertime sadness
Got that summertime, summertime sadness
Oh, oh, oh”
Od
dziś nienawidzę tego kawałka, pomyślałam
z zażenowaniem, bo to była moja ulubiona piosenka. Taka w sam raz
dla mnie. Może, dlatego, że sama ją napisałam? Zabawne było to,
że pierwszym, który ją usłyszał był Itachi.
To
było w trzynaste urodziny Sasuke. Zaraz po tym, jak się z nim
pokłóciłam, poszłam do siebie do
domu. Wzięłam wtedy plik kartek, na których była zapisana ta
piosenka i pobiegłam do ]Uchihów. Itachi był
zaskoczony moją niezapowiedzianą wizytą, ale przyjął mnie do
siebie.
Opowiedziałam
mu o tym, co pomiędzy mną a Sasuke zaszło.
Był za to zły na brata. Zaproponował, żebym zaśpiewała mu tą
piosenkę. Zrobiłam to, próbując dać upust negatywnym
emocjom. Ale to było za mało. Dalej płakałam, jak małe
dziecko. Wtedy pierwszy raz otworzyłam sobie żyły. A Itachi
tylko patrzył. Wiedziałam, że on też uspokaja się w ten sposób.
Nie powiedział o tym nikomu, to była taka nasza tajemnica. Dlatego
od tamtego dnia byliśmy ze sobą zżyci najbardziej na świecie.
Zeskoczyłam
jak najszybciej z parapetu, poprawiając szlafrok. Gdyby coś
jeszcze mi się wymsknęło, chyba bym nie
przeżyła! Spojrzałam mimowolnie w stronę bruneta. Zobaczyłam jak
się śmieje. Nie wytrzymałam. Z czego tu się śmiać? Z mojego
zakłopotania? Pokazałam mu środkowy palec. Niech sobie nie myśli,
szmaciarz!
Po
tym, na jego twarzy pozostał jedynie uśmiech. Taki niby łobuzerski
czy złośliwy, ale dla mnie był to naj… po prostu piękny widok.
Którym nie było mi dane cieszyć się długo, ponieważ zaraz
znikł. Mimo, że moja mina pozostała taka sama, czyli wkurwiona, a
jednocześnie zakłopotana, to oczy
nagle zgasły. Widziałam to w swoim odbiciu w szybie.
Można
by powiedzieć, że byłam uzależniona od Sasuke. Gdy on się
uśmiechał i ja miałam ochotę się uśmiechać, a gdy on warczał
na wszystkich dookoła, to i mnie psuł się humor. I wtem
zrozumiałam powód stracenia jego uśmiechu.
Obok
niego pojawił się Itachi, z którym to nie widziałam się
kupę czasu, a tęskniłam za sukinkotem. Powiedział coś
do brata, śmiejąc się, a ten miał minę, jakby miał go
zamordować. Nagle odwrócili głowy w moja stronę. Równocześnie.
Podskoczyłam
ze strachu. Razem byli niemal tak
przerażający jak ja. Itachi zaśmiał mi się prosto w twarz.
Zarumieniłam się jeszcze bardziej, tym razem z oburzenia. Jemu też
pokazałam środkowy palec. Starszy ponownie się rozrechotał i
powiedział coś do młodszego. Sasuke spojrzał
w moją stronę z zażenowaniem. Ale ja zniknęłam już w głębi
pokoju.
Znowu
zostałam naga. Uchiha mnie nie
zobaczył. Chyba. Musiałam się uspokoić. I chociaż szczerze
chciałam, a w myślach wciąż sobie powtarzałam, że przecież nic
takiego się nie stało, to mój puls wcale nie zwalniał tempa.
Podobnie jak moje fantazje na temat tego chłopaka. To stawało się
naprawdę nie do zniesienia.
Chciałabym,
żeby znowu go nie było.
Nie.
Tego nie potrafiłam. Byłam na to za słaba.
Choć
przez ostatnie kilka lat prawie się nie widywaliśmy, a przynajmniej
unikaliśmy się jak ognia, ja wciąż byłam zakotwiczona. Opadłam
na poduszki, wyjąc cicho. Cóż za cholerstwo! Jak ja mogłam być
tak głupia? No jak?! Zakochać się w takim draniu i jeszcze płakać
za nim. Oplotłam się ramionami, chowając twarz w pościeli.
To
tak bardzo bolało. To, że miał mnie za nic. Albo raczej, że miał
mnie za kretynkę, podczas gdy ja nie potrafiłam przestać
czegokolwiek do niego czuć. Nigdy nie doświadczyłam czegoś
podobnego. Potrafiłam spławić dosłownie każdego, odciąć się i
zapomnieć, że ktoś taki w ogóle istniał. A z nim? Godne
pożałowania.
Otworzyłam
oczy i spojrzałam na zegarek, który stał na moim biurku.
Dochodziła piąta. Musiałam się zbierać. Mój niezawodny mózg
natychmiast podsunął mi informację o tym, że Uchiha mógł
również wybierał się do Naruto. Niby nic o tym nie
wiedziałam, ale złe przeczucia zawsze się sprawdzały. Znowu
jęknęłam. Nie chciałam tam iść. Wolałam leżeć i gnić w
rozpaczy.
Pomyślałam
jednak o moich przyjaciołach, którzy na mnie liczyli. Chociaż
mogłabym, postanowiłam nie nadwyrężać ich zaufania. I tak
byłam wystarczajaco upierdliwa i zrzędząca. A gdybym się
tam nie pojawiła z własnej woli, mogłabym pewnie liczyć na ekipę
ratunkową, która zaprowadziłaby mnie tam siłą. To byłby mój
szczyt zażenowania. Tak, więc się podniosłam.
Po
wysuszeniu włosów suszarką ubrałam czarną, zwiewną sukienkę,
założyłam rajstopy w czarno-białe paski, żeby ukryć blizny oraz
czarny sweterek. Włosy ponownie zaplotłam w dwa
warkocze. Narysowałam kreski od nowa. Miałam przekrwione oczy,
byłam chyba bliska łez. Mimo to, brnęłam w to wszystko
dalej. Będąc już na dole, założyłam 3-dziurkowe glany z
żółtymi sznurówkami.
Powiedziałam
rodzinie, gdzie się wybierałam. Część zwróciła na to uwagę,
część to olała. Wszystko po staremu. Wychodząc
zobaczyłam Sasuke, również podążającego w stronę domu
blondyna. Moje najgorsze obawy się potwierdziły.
Szłam
chwilę za nim, starając się nie zwracać na siebie jego uwagi.
Tylko tego by brakowało, żebym została posądzona o szpiegostwo i
obsesję. Złapałam się na tym, że podziwiam strukturę jego
pleców. Były naprawdę ładne. Dużo lepiej wyglądał w tej
czarno-białej koszuli niż w mundurku. Zdecydowanie był
najprawdopodobniej najbardziej męskim z moich kolegów. W samym jego
chodzie można było wyczuć siłę i pewność siebie. Wiedziałam,
że nie robił tego na pokaz. Raczej nie był świadom mojej
obecności, a ulica była totalnie pusta. Miał więc to w naturze.
Sama
nie wiem, co mnie podkusiło. Być może ponownie skonfrontowałam
się z pierwotnym instynktem. Nie chciałam, a mimo to ciągnęło
mnie do niego jak jakąś sukę w rui. Przyspieszyłam kroku.
Dogoniłam
go. Zauważył mnie dopiero w momencie, w którym zrównałam z nim
kroku. Uważnie się mu przyglądałam. Najpierw się zdziwił. A
potem posłał mi uśmiech. Najbardziej cyniczny, jaki miał w
arsenale. Może i nie był to mój ulubiony grymas, ale wcale nie
czułam się zgorszona. Byłam przecież idiotką zakochaną w
absolutnie wszystkim, co dotyczyło jego ciała.
– Co
tu robisz? – zapytałam cicho.
Miałam nadzieję, że może szedł po cukier do sklepu. Po
cokolwiek, co nie było by domem Uzumaki’ego. I to tylko
dlatego, że bałam się, że znowu mnie zaboli.
– Naruto pozwolił
mi przyjść na waszą próbę – wyjaśnił
bez ogródek, również mi się przyglądając. W myślach zaczęłam
się przeklinać za własną egzystencję.
–
Rozumiem
– odparłam i razem udaliśmy się do domu przyjaciela. Na
robienie awantur nie miałam siły. Już mi było wszystko jedno. I
tak miałam umrzeć. Później lub, jak było widać i na co się
zanosiło, prędzej.
Cierpiąca Nanase
Spoko loko a myślałam że się życzą przez okna na sb rzucą itachi też niezły biedny sasek oj co ją mówię odbija mi dziś spalam tylko 5 godz. to się mną nie przejmuj-.- jaaa lecę bo jeszcze z jakimś tekstem w lecę i się nie pozbierasz paaa i dzięki za dedyk :*
OdpowiedzUsuńSuper nie mogę się doczekać nowej notki jestem ciekawa tak bardzo ze nie mogę usiedzieć na krześle polecam mojego nowego bloga którego założyła mi komentatorka po wyżej http://sasusaku-magiczna-przygoda.blogspot.com/ i jeszcze raz polecam mojego 1 bloga http://szalona-uczennica-i-czlonek-gangu.blog.onet.pl Pozdro selena19974 :*
OdpowiedzUsuńjesteś genialna naprawdę... podoba mi się to opowiadanie... jest genialne...
OdpowiedzUsuńŚwietna nocia, Itaś rlz < 3 Kolejne zboczuchy nie, no ale to chyba ja mam schize na tym punkcie, bo coś Saki ode mnie ma nierówno troche jeśli chodzi o sprawy damsko-męskie... a ponieważ to ja ją kreuję to coś musi być ze mną nie tak o.o Jezu. :o
OdpowiedzUsuńSakura, ty niewyżyta seksualnie dziewucho xD Takie lubieżne myśli, byś się wstydziła xD
OdpowiedzUsuńDobra, a tak na poważnie, to czytając ten rozdział, uśmiechałam się jak głupia do monitora.
Ciekawa jestem, co jeszcze mnie zaskoczy :)
Swietne , az brak mi slow zeby to opisac:D
OdpowiedzUsuń