28 Marca,
piątek,
rano.
rano.
Czas
mijał. Bardzo szybko, jak na rok szkolny. Sekundy przechodziły w minuty, a one
w godziny. Godziny zmieniały się w dni, później przeradzały się w tygodnie. Zanim
się obejrzałam, był już marzec! Konkretnie to dwudziesty ósmy. Z chwilą, gdy
przebudziłam się dzisiejszego ranka, uświadomiłam sobie, że właśnie minęła mi
osiemnasta wiosna.
Normalny
człowiek na wieść, że kończy osiemnaście lat mówiąc bardzo kolokwialnym
językiem ma sranie i wypierdala go w kosmos z podjary, albo ma ból dupy, że się
starzeje. Można też nareszcie poczuć się dorosłym. Mniej więcej sekundę po
otworzeniu zaspanych oczu doszłam do wniosku, że nie należę do żadnej z tych
grup – od kiedy to ja jestem normalna?
W
ciągu paru tygodni, które dzieliły tamte feralne Walentynki od moich urodzin
wywnioskowałam również, że nie mam najmniejszych szans na zostanie chociażby w
części podobną do tych „zdrowych na umyśle”. Mówię tu o moich stale
pogarszających się stosunkach z przyjaciółmi. Nie licząc Ino, Naruto, Itachiego
i naszej wspólnej (mojej i starszego Uchihy) paczki. Reszta moich znajomych ze
szkoły czy innych zaczęła mnie traktować trochę na dystans. Mało tego –
większość z nich zachowywała się tak, jakby mnie powszechna opinia uznała za
jakąś psychiczną a Sasuke traktowano jak moją niedoszłą ofiarę! Dobra, on
pozostał normalny.
Próbował
nawet mnie przekonać, że pocałunek z Sayą nic dla niego nie znaczył. Tu miał
pewnie rację, przecież to ona się na niego rzuciła… co nie zmienia faktu, że
jej nie odepchnął! A powinien. Wręcz przeciwnie, nawet się przy tym nie
opierał. A ja to widziałam. I co z tego, że tamta sytuacja wynikła kompletnie
nie z jego winy – mnie to i tak zabolało. Dogłębnie do tego stopnia, że przez
następne parę tygodni po prostu nie kontrolowałam siebie. Robiłam dziwne
rzeczy, kiedy teraz na to patrzę. Wtedy chyba troszeczkę popadłam w
schizofrenię.
Zamykałam
się w pokoju, siedząc na parapecie godzinami.
Chodziłam
po domu bez celu w tę i z powrotem.
Milczałam.
Mówiłam
sama do siebie, szeptem albo krzykiem.
Kołysałam
się, klęcząc na środku pokoju.
Stałam
nieruchomo niemal w każdym kącie, w którym tylko mogłam.
Spoglądałam
w dal beznamiętnym spojrzeniem.
Błądziłam
wzrokiem po suficie, meblach, nawet drobinach kurzu, dostrzegalnych kiedy
wyglądałam przez okno.
Nie
mówiąc już o odnowionych zwyczajach.
Musiałam
przyznać, że brakowało mi bólu fizycznego. Chociaż ignorowałam to uczucie przez
niemal trzy lata, ono i tak od czasu do czasu przypominało mi o swoim
istnieniu. Lecz moje mury były grube i silne, dlatego zawsze wygrywałam z chęcią
odebrania sobie życia. Niestety, po powrocie przeszłych wspomnień, tamte ściany
stały się wręcz niewyczuwalne.
Kiedy
przeszło trzy lata temu wypisywano mnie ze szpitala psychiatrycznego lekarze
ostrzegli moich rodziców, że takich ludzi jak ja nie da się do końca wyleczyć.
Ja to wiedziałam, od samego początku. Wiedziałam, że jeżeli zacznę się
okaleczać czy w ogóle robić cokolwiek w celu pozbycia się samej siebie z
żywych, nie uwolnię się od tego to końca życia.
Nigdy
już nie będzie tak jak przed pierwszą próbą.
Nigdy
nie pozbędę się swojej drugiej, mrocznej natury.
Wszystkie
problemy będę rozwiązywać za pomocą otwierania sobie żył.
Chociaż
ja wolę określenie prowadzenie dyskusji z
moim aniołem.
Nie,
nie jestem wierząca. Chodzi mi raczej o stan duszy.
Wierzę,
że każdy z nas, ludzi, ma takiego sobie samego aniołka. Niektóre są wesołe,
inne smutne, zdolne czy bardziej niegrzeczne. Nie ma dwóch takich samych
person, tak samo jak nie ma takich samych dusz. Każdy jest inny, tak samo jak
nasze aniołki.
Na
przykład, mój jest raczej ponury i pesymistyczny. Nie znaczy to, że nie umie
się uśmiechać, wręcz przeciwnie – ma śliczny uśmiech. Lubimy razem siedzieć w
mojej głowie i rozmawiać przez wiele godzin. Wiem, że gadając wam o tym na
serio wychodzę na wariatkę, ale dla mnie tak po prostu jest. Ja w to wierzę,
Tak samo jak w to, że pięć lat temu podjęłam słuszną decyzję. Nie cofnęłabym
czasu za nic na świecie.
Postanowiłam
na tym wątku skończyć swoje przemyślenia i zewlec się w końcu z łóżka. W sumie
dzisiaj jest piątek i powinnam iść do szkoły, gdzie poszłam właściwie może dwa
razy w tym tygodniu. Od czasu tamtej akcji zaczęłam jej unikać jak ognia. Zbyt
duże ryzyko na spotkanie Sasuke, Sayi czy innych. Dzisiaj też nie zrobię
wyjątku, nawet nie zamierzam się ubierać. Mam osiemnaste urodziny – dosyć
wyjątkowy dzień i nie chcę go sobie psuć przez jakąś tam durną naukę. I tak
jestem dużo do przodu z programem, egzaminy końcowe mogłabym napisać z
zamkniętymi oczami. Nie widziałam sensu włóczenia się po korytarzu i czucia na
sobie ciekawskich spojrzeń perfidnych uczniów.
O
Uchihę nie musiałam się martwić, bo jeżeli mnie w szkole nie było to on
potrafił przesiedzieć nieruchomo na swoim parapecie tak długo wpatrując się w
moje okno, dopóki nie zadzwoniłam do niego z DELIKATNĄ PROŚBĄ żeby przestał.
Mogło to świadczyć o tym, że mu na mnie zależało. Ja jednak nie wiedziałam co
mam o tym myśleć.
Dlaczego
tak bardzo starał się sprawić, żeby było jak dawniej? Przecież nie będzie. Aczkolwiek
imponowało mi to, że nawet w szkole starał się być jak najbliżej mnie. Bylebym
tylko znów mu zaufała i tak dalej. Nie chciałam o tym teraz myśleć, więc szybko
porzuciłam temat, zakładając szlafrok i schodząc po schodach nieśpiesznie.
Gdy
przywędrowałam do kuchni, siedzieli tam tylko rodzice i Kaigo. Dziewczyny
pewnie jeszcze smacznie spały, mimo że dochodziła już ósma.
–
Dzień dobry – powiedziałam cicho.
Wszyscy
na raz uśmiechnęli się do mnie wesoło i jak gdyby na umówiony sygnał
powiedzieli chórem:
–
Wszystkiego Najlepszego!
Mile
mnie tym zaskoczyli. W tym domu o takich bzdurnych okazjach jak urodziny raczej
się zapomina. Nic zwyczajnego, normalny dzień. Jakieś tak przelotnie
wypowiedziane życzenia i do roboty. No chyba że chodzi o oczko w głowach moich
rodzicieli – Ochę. Ona jest malutka i zasługuje na to, żeby każde jej urodziny
były wyjątkowe. Mimo ponurego nastroju jaki towarzyszył mi od parunastu minut,
uśmiechnęłam się blado. Miło, że chociaż oni pamiętali.
–
Usiądź, proszę. – powiedział tata, poklepując wolne krzesło pomiędzy nim a
Kaigo. Posłusznie podreptałam na wyznaczone miejsce. Czekałam co nastąpi dalej.
–
Co zamierzasz dzisiaj robić? – zapytała prosto z mostu mama.
Nie
długo zastanawiałam się nad odpowiedzią.
–
Nic.
–
Jak to nic? – zdziwiła się – Masz dzisiaj urodziny! Nie idziesz na żadną
imprezę? Do koleżanek?
–
Nie. – odparłam.
Postawiła
przede mną kubek z herbatką i czekała na dalsze wyjaśnienia. Westchnęłam cicho.
Musiałam coś wykombinować, bo jeszcze wcisnęłaby mi jakiś tandetny pomysł, jak
pojechanie do tej cioci, co byli u niej na sylwestra. Wtedy przypomniałam sobie
o obietnicy Naruto. Nie wiedziałam, czy jest nadal aktualna, ale kit rodzicom
zawsze można wcisnąć i pójść się do kogoś przenocować.
–
To znaczy, Naruto coś dla mnie planował, ale rozmawialiśmy o tym w styczniu.
Nie wiem czy to nadal aktualne… – zaczęłam pośpiesznie tłumaczyć, korzystając z
gwałtownej gestykulacji.
–
To świetnie. Zadzwoń do niego i powiedz, że będziesz. – przerwała mi mama,
uśmiechając się lekko. – Teraz – dodała.
–
Dlaczego aż tak wam zależy, żeby mnie wypchnąć z domu? – zapytałam
podejrzliwie.
–
Szczerze mówiąc, nie mamy dla ciebie żadnego prezentu. – wyznał ojciec,
uśmiechając się głupio. – Twój brat nas przed chwilą uświadomił, że dzisiaj
jest ważny dla ciebie dzień.
–
No wiecie co. – oburzyłam się, zakładając ręce na klatce piersiowej z
nieprzyjazną miną – Powinnam się na was obrazić.
–
Ale tego nie zrobisz. – roześmiał się tato – Nie umiesz się na nas gniewać.
–
A skąd wiesz?! – zaczęłam się z nim droczyć – Jeżeli tak myślisz, to jeszcze
mnie nie znasz!
Przekomarzaliśmy
się tak ze sobą resztę poranka. Może nie będzie tak źle? Zadzwoniłam do Naruto.
Właściwie to on do mnie. Czasami mam wrażenie, że blondyn czyta mi w myślach. Może
to przez to, że dużo ze sobą przebywamy? Powiedział, że przyjdzie po mnie
wieczorem. Ciekawe co mam niby robić do wieczora, skoro nawet nie ma południa? Powinnam
się jakoś przyszykować. Uważam, że najlepiej zawsze jest zacząć od porannej
kąpieli. Rozebrałam się więc z ubrań i nago powędrowałam przez korytarz do
łazienki.
Odkręciłam
kurek pod prysznicem i można powiedzieć, że delektowałam się rozluźniającym
działaniem gorącej wody. Namydliłam ciało, spłukałam, umyłam włosy szamponem,
spłukałam i tak parę razy. Po mniej więcej godzinie (tak, godzinie) byłam już taka czysta, że można by spokojnie ze mnie
jeść. Do tego odprężona nie przejmowałam się niczym.
Otworzyłam
szklane, zaparowane drzwi kabiny i postawiłam po cichu stopę na podłogę.
Jęknęłam gdy okazało się, że jej wręcz lodowata w zetknięciu z moją rozgrzaną
skórą. Ale nic, musiałam to wytrzymać. Nagle, otworzyły się drzwi. W pierwszym
odruchu pomyślałam, że to Yuriko. Lubiła mi tak chamsko przeszkadzać podczas
kąpieli. Podniosłam oczy z zamiarem posłania jej jakiejś wiązanki przekleństw,
które same cisnęły mi się na język jednak zdziwiłam się ogromnie, widząc Ochę.
Przydreptała do mnie na bosaka i spojrzała w górę. Sięgała mi gdzieś tak do
biodra.
–
Sakura–san? – zapytała niewinnie. – Co ty tu robisz?
–
A co mogę robić w łazience, pod prysznicem? – odpowiedziałam jej pytaniem na
pytanie.
Westchnęłam.
Mogłaby zamknąć za sobą drzwi. Szczególnie, że usłyszałam kroki mojego brata na
schodach. Niebezpiecznie blisko. Nie miałam nic przeciwko temu, żeby Ocha
zobaczyła mnie nago, skoro każda kobieta i tak wygląda w gruncie rzeczy tak
samo. Natomiast, gdyby mój braciszek zobaczył cokolwiek… nie wiem, czy
przypadkiem nie spróbowałabym go zabić. Co zresztą właśnie się stało. Mimo że
próbowałam pośpiesznie podejść do wieszaka z ręcznikami, Kaigo zjawił się szybciej
niż mogłam przypuszczać.
–
O – zdziwił się radośnie – Co ja tu widzę?
–
Najpierw zabiję tego gnoja, później gówniarę… – wymamrotałam pod nosem. Ze spuszczoną
głową pokonałam ostatnie kroki do wieszaka z ręcznikami, kompletnie ignorując
brata. Owinęłam się starannie puchowym, białym materiałem. Przewróciłam oczami
orientując się, że i tak ręcznik sięga mi tylko do połowy ud. Cudownie!
–
Szkoda, że nie masz chłopaka. – usłyszałam szept Kaigo tuż przy uchu.
Odskoczyłam od niego jak oparzona.
–
I co jeszcze, zboczeńcu? – parsknęłam, patrząc na niego spod byka.
Zaśmiał
się.
–
Szkoda, że jesteś moją siostrą. – zagarnął mi włosy za ucho. – Nie powiem,
zakochałbym… – urwał, patrząc w dół. Ja również spojrzałam.
Na
początku nie zrozumiałam o co mu chodzi. Jednak już po chwili do mnie dotarło.
Jestem świeżo po
kąpieli, w samym ręczniku. Zero makijażu, zero rękawiczek, zero rajstop czy
zakolanówek. Jestem prawie naga, co oznacza, że moje wszystkie blizny są
odkryte. Odkryte
dla przenikliwych, kocich oczu Kaigo.
–
Kurwa – syknęłam, niezadowolona takim obrotem sprawy.
Siwy
ujął nieśpiesznie moją dłoń i wyprostował ją w taki sposób, żeby dotarło do
niego jak najwięcej szczegółów mojej poharatanej skóry. Przyjrzał się uważnie
mojemu ramieniu. Przejechał palcami po ranach ze wczoraj, tych z przedwczoraj i
z przed miesiąca. Spojrzałam odważnie na jego twarz, przygotowana na atak. On
również spoglądał na moje oblicze.
–
Dlaczego? – zapytał, dotykając wolną dłonią mojej twarzy.
Kiedy
już chciałam mu odpowiedzieć, on znienacka pociągnął mnie w stronę drzwi.
–
Co jest, kurwa? – wrzasnęłam. – Co ty sobie myślisz?
Jednak
odpowiedziała mi cisza. Mimo stawianego przeze mnie oporu on odważnie i
zdecydowanie brnął naprzód, ignorując moje wszelkie protesty. Tym sposobem znaleźliśmy
się na dole, w salonie.
–
No pięknie, mama myje okna – warknęłam – Zapalenie płuc mam jak w banku.
–
To twoje najmniejsze zmartwienie – odburknął mi chłopak. – Mamo…
–
Co jest znowu, dzieci? – westchnęła matka, przewracając oczami. Zeszła z parapetu,
zamknęła okno i podeszła do nas ze znudzoną miną. Ja i Kaigo często się
kłóciliśmy, więc myślała, że to kolejny spór pomiędzy nami. Szkoda, że się
myliła.
–
Mamo, zobacz. – poprosił mój brat i uniósł mój nadgarstek ku niej. Zobaczyłam
siniaka po jego uścisku. Dostanie za to po mordzie, jak nic.
Zerknęłam
na matkę. Z przerażeniem lustrowała moją rękę.
–
Sakura… – zaczęła, patrząc histerycznie mi w oczy. – Co ty znowu narobiłaś?
–
O co tu chodzi? – zapytała Ocha, która chyba przywędrowała za mną i za Kaigo.
No tak, kiedy ja byłam w szpitalu, ona była malutka i pewnie nic już nie
pamięta. Pewnie nawet nie wie, co to znaczy samobójstwo.
–
Do siebie – mruknęła zdecydowanym tonem mama. – Już.
–
Nie – sprzeciwiła się dziewczynka.
–
Bez dyskusji. – wtrącił się brat.
–
Sakura – ponagliła mnie kobieta. Ja jednak milczałam.
No
bo co jej niby miałabym powiedzieć? Że w listopadzie Uchiha poprosił mnie o
chodzenie, a właściwie to nie poprosił, tylko mnie od razu pocałował? Że
urządziłam sylwestra podczas jej nieobecności i wtedy Sasuke powiedział mi, że
mnie kocha, a ja durna mu uwierzyłam? Że okłamałam ją, mówiąc jej miesiąc temu,
że idę do Ino, kiedy w rzeczywistości spałam z nim w jednym łóżku? Że po tym
wszystkim zrobił mi chyba najgorszą rzecz na świecie? Że to przez niego nie
mogę się uwolnić z tych łańcuchów masochizmu?
Chociaż,
dlaczego niby miałabym nie powiedzieć jej prawdy? Była w końcu moją matką.
Miała prawo poznać oryginalną wersję wydarzeń. Więc jej opowiedziałam. Po
wszystkim myślałam, że moja mam postąpi tak, jak każda inna na jej miejscu.
Zadzwoni do psychologa prowadzącego mój przypadek, zaparzy mi herbaty, przytuli
i powie coś w stylu „będzie dobrze, nie martw się” – przynajmniej tego się
spodziewałam. Jednak zamiast tego, powiedziała:
–
Ubieraj się i do szkoły.
Zdziwiłam
się. Co to miało niby być?
–
Nie rozumiem. – odparłam, odsuwając się od niej na parę kroków.
–
Do szkoły – powtórzyła – Nie mam czasu na takie głupoty, a ty przecież jesteś
dorosła.
Byłam
tak zdumiona tą postawą, że kompletnie nie zareagowałam, gdy głośno przeklęła
pod moim adresem. Tak samo kompletnie olałam to, że w mgnieniu oka pociągnęła
mnie na górę, do mojego pokoju. Zdarła przy okazji ze mnie ręcznik, dała suchy
i powiedziała, że mam dwadzieścia minut, później mnie odwiezie. Aczkolwiek,
dopiero po chwili nareszcie to do mnie dotarło. Mam iść do szkoły, spotkać się
z kolegami i koleżankami, z Sayą i Sasuke. Byłam przerażona. Kompletnie na to
nieprzygotowana.
Mama,
widząc, że nadal stoję naga na środku pokoju warknęła coś, żebym się
pośpieszyła. Dodała:
–
I tak nie zmienię decyzji. Nie możesz się zamykać na świat!
Ubrałam
się więc wyjątkowo niespokojnie. Ręce trzęsły mi się do tego stopnia, że parę
razy musiałam powtarzać zapinanie guzików od mundurkowej koszuli – zawsze jakiś
zostawał sam. Dopiero po trzydziestu minutach byłam gotowa. Włosy wysuszone,
mundurek jak powinien, książki spakowane. Tylko tak bardzo się bałam. Nie
pamiętałam, kiedy ostatnio wykręcało mi tak żołądek.
Po
pięciu minutach byłyśmy na miejscu. Jednak dopiero po kolejnych dziesięciu
mamie udało się wypchnąć mnie siłą z samochodu. Zostawiła mnie pod drzwiami tej
zapyziałej budy całą trzęsącą się z nerwów. Powiem szczerze, w tamtym momencie
miałam ochotę poderżnąć jej gardło.
Wtedy
usłyszałam dwa dźwięki, jeden za drugim. Po chwili załapałam, że to mój telefon
sygnalizuje dwie wiadomości tekstowe. Drżącą dłonią wyjęłam go z kieszonki w
swoim wiosennym, cieniutkim płaszczyku.
A
propos pogody – świeciło słoneczko i było przynajmniej dwadzieścia parę stopni
(nie więcej niż dwadzieścia trzy, ale na wszelki wypadek wolałam wziąć ten
płaszcz). Wiał lekki, ciepły wiaterek, który nieznośnie targał moje włosy.
Spojrzałam na wyświetlacz. Jedna wiadomość od mamy, druga od Naruto.
Mama: Masz
z nim zerwać. Nie chcę o nim nigdy więcej słyszeć, zapomnij. Mama.
Przewróciłam
oczami, a stres ustąpił irytacji. Czy ona naprawdę myśli, że posłucham jej
rozkazu (bo to był przecież rozkaz)?
Naruto: Co
tu robisz? Spójrz w górę : )
Zdziwiona,
spojrzałam. No tak, mieli teraz japoński, a razem z Naruto siedzieliśmy przy
oknie. Uśmiechnęłam się kpiąco i ruszyłam przed siebie.
* * *
Kiedy
zaledwie trzy minuty przed końcem tej jakże absorbującej lekcji mojego języka
ojczystego otworzyły się drzwi, byłem święcie przekonany, że to jakaś
nieogarnięta pani woźna, babka z sekretariatu lub po prostu dyrektor. Nie wiem,
czy potraficie sobie wyobrazić to zakrztuszenie się powietrzem, gdy zobaczyłem
Sakurę Haruno. Tak, moją Sakurę Haruno. Po klasie od razu rozniosły się szepty,
natomiast nauczyciel zgromił ją wzrokiem. Chociaż była jedną z jego lepszych
uczennic, on nie tolerował spóźnialstwa. Ale czy spóźnieniem można było nazwać
przyjście na ostatnie minuty czwartej lekcji? Chyba tylko w przenośni.
Wyraz
jej twarzy wcale nie wskazywał na skruchę. Raczej to była męka. Uśmiechnąłem
się kiedy poirytowana standardowym wykładem profesorka, przewróciła oczami.
Wyglądała wtedy może nie tyle ładnie, co po prostu zabawnie. Dzięki jej
spóźnieniu nauczyciel zapomniał zadać pracy domowej, więc wszyscy zerwaliśmy
się szybko i niemal pędem wybiegliśmy z sali jeszcze zanim dzwonek ucichł.
Oparłem
się bokiem o parapet i patrzyłem jak Sakura ze mętną miną rzuca torbę pod
ścianę i żali się na coś Uzumakiemu. Blondyn najwyraźniej ucieszony z tego, że
ją w końcu zobaczył podniósł ją i okręcił parę razy wokół własnej osi. Odebrało
mi mowę, bo chciałem być na jego miejscu. Jednocześnie zły i zaciekawiony,
podszedłem do nich. Nie zdziwili się na mój widok, nie speszyli, ani nic. Po
prostu przywitali mnie jak swojego.
–
Hej – powiedziałem speszony do Haruno.
Nie
byłem już taki pewny swego jak przed Nowym Rokiem. Bałem się jej reakcji i
szczerze powiedziawszy, nie wiedziałem, jak się miałem w stosunku do niej
zachowywać. Haruno zamknęła się na mnie i zdecydowanie odsunęła. Żałowałem, że
wtedy tej głupiej idiotki Sayi nie odepchnąłem, ale cóż ja mogłem teraz na to
poradzić? Stało się i już.
–
Cześć, Sasuke. – odpowiedziała mi nieśmiało, zakładając kosmyki długich,
różowych włosów za ucho. Jak ja lubiłem, kiedy to robiła.
–
Wiesz co?! – wybuchł Naruto, rzucając się na moje ramię. Skołowany niemalże
natychmiast odskoczyłem od niego, niczym poparzony. – „Hej”? Tylko na tyle cię
stać?
–
O co ci chodzi, kretynie? – odburknąłem, wsadzając ręce do kieszeni i jak to
miałem w zwyczaju, odwróciłem głowę w drugą stronę, przymykając jedno oko (no
kojarzycie minę, prawda? /Cierpiąca).
Zauważyłem,
że różowowłosa przygląda mi się z uśmiechem. Ciekawe, o czym pomyślała?
Chciałbym wedrzeć się do jej głowy i posłuchać, co ona naprawdę ma do powiedzenia.
Wtedy byłoby prościej.
–
Boże Sasuke! – jęczał mi blondyn nad uchem. Kątem oka zauważyłem, że parę osób
przygląda nam się sceptycznie. – Jak mogłeś zapomnieć?
–
Czego? – po raz kolejny zwaliłem go z siebie, a on znów się na mnie uwiesił.
–
Naruto, daj sobie spokój. – jęknęła Sakura, powstrzymując się od śmiechu – On i
tak nie pamięta.
–
O czym? – zdziwiłem się.
–
Jaki jest dzisiaj dzień? – zapytał ni z tąd ni z owąd Naruto.
–
Dwudziesty ósmy. – odpowiedziałem pewnie.
–
A co jest dwudziestego ósmego? – spytał ponownie. Potrzebowałem może trzech
sekund, żeby ogarnąć, o co chodzi.
–
Urodziny Sakury.
–
Więc… – ponaglił mnie blondasek, głupio się uśmiechając. Dosłownie widziałem w
jego oczach „Kurwa, pocałuj ją, debilu!”.
–
Boże, co za żenada – mruknęła Haruno, patrząc na nas z politowaniem.
Naruto
uśmiechnął się chytrze w jej stronę, ona posłała mu wyzywające spojrzenie, a ja
jak gdyby w odruchu ująłem jej twarz w swoje dłonie i wtopiłem się w chłodne
usta dziewczyny.
Odwzajemniła
pocałunek, wydając z siebie cichy jęk protestu. Podniosłem kąciki ust ku górze
odrywając się od niej. Tak bardzo mi tego brakowało. Przez ten czas, to jest od
tamtej nocy, kiedy u mnie nocowała nie całowaliśmy się ani razu. To była dla
mnie istna męka, nie móc jej posmakować, gdy tylko chciałem. Tak bardzo mi tego
brakowało! Przez chwilę miałem wrażenie, że się popłaczę. Z wielkim trudem się
powstrzymałem. Spojrzałem na nią, nadal trzymając ją w dłoniach.
Piękna,
dziewczęca twarz ułożona w grymasie zdziwienia. I te wielkie, nieziemsko
zielone oczy tak jakby nieobecne. Ale to tylko pozory.
–
Pojebało cię, Uchiha?
–
Nie, Haruno. – odpowiedziałem, łapiąc jej dłoń. Nie odrzuciła mnie, wręcz
przeciwnie.
–
Boże, zaraz się porzygam. – zajęczał Uzumaki. Zignorowałem go, w
przeciwieństwie do Sakury, która syknęła do niego z irytacją:
–
Wziąłbyś się lepiej za Hinatę, żeby już nie miała takiej miny. Przez nią
przestaję czuć się wyjątkowa.
–
Wyjątkowa? – zdziwiłem się.
–
Jak na razie, tylko ja zachowuję się jak typowe Emo. A Hinata do tego dąży. –
odparła, przysuwając się bliżej ściany, czyli dalej ode mnie.
–
Boisz się o swoją oryginalność?
–
Tak.
–
Nie wiem, o co wam chodzi z Hinatą? – wtrącił lekko oburzony Uzumaki – Co ja
jej takiego zrobiłem?
–
Pozwoliłeś, żeby się w tobie zakochała, jak idiotka – wyjaśniła Sakura, parząc
na Hyugę znacząco.
–
Jak idiotka? – powtórzył po niej – Jak ty w Sasuke?
–
Dokładnie. – odparła.
Wtedy
zadzwonił dzwonek. Wszyscy ustawiliśmy się w dwóch rzędach pod drzwiami.
–
Nie wierzę wam, znowu mnie wkręcacie. – mruknął Naruto. – A ty, pamiętaj o
imprezie.
–
Mam pomysł. – oznajmiłem, kiedy już zasiedliśmy w ławkach. – Niech Sakura
przyjdzie do mnie. Dopilnuję żeby na pewno przyszła.
–
A nie przelecisz jej? – zapytał podejrzanym tonem blondasek.
Spojrzałem
na siedzącą obok mnie Sakurę, a ona na mnie. Chociaż nie byliśmy umówieni,
roześmialiśmy się jak na umówiony sygnał. Jego ślepota czasami przekracza
wszelkie granice.
ROZDZIAŁ PODZIELONY NA DWIE
CZĘŚCI, BO ŻEBY NIE BYŁO – W JEDNYM WYSZŁOBY JEDNAK TROCHĘ ZA DŁUGO. DODAJĘ
DZISIAJ, ŻEBY WAS JAKOŚ ZACIEKAWIĆ I JEDNOCZEŚNIE SPRAWIĆ, ŻE BĘDZIECIE UMIERAĆ
Z CIEKAWOŚCI, CO SIĘ OCZYWIŚCIE NIE STANIE. DO ZOBACZENIA (ZE DWA TYGONIE SIĘ
NIE BĘDZIEMY WIDZIEĆ ; ) )
Cierpiąca Nanase
Ty się nad nami znęcasz 2 tygodnie :( nie wytrzymam! Co do rozdziału to bardzo mi się podobał zwłaszcza moment w łazience xD. Ale niech Sakura nie zrywa z Sasuke błagam. Ciekawe co będzie się działo na imprezie no i u Uchihy :P No to życzę weny i czekam do następnej :)
OdpowiedzUsuńI tak Cię zabiję ^^ (ja morderca przeładowuje karabin) Wiem że chciałaś zbudować napięcie, ale wiesz gdzie znajdziesz napięcie? W kontakcie!!! Jak można wciskać ludziom połowę rozdziału i ze spokojem ducha obwieścić że reszta, za dwa tygodnie?! Bić. Zabić. Czuję taki ogromny niedosyt że aż ze mnie kipi! Kipi jak olej z frytkownicy, bynajmniej bez frytek, nie zasłużyłaś na frytki! Nie za to jak nas traktujesz. Najwyraźniej jesteś z etykietą na bakier (witam w klubie). Sadystka i Terrorystka w jednym. Ty zła Cierpiąca Samotnio jesteś be :P ale i tak Cię kocham :)
OdpowiedzUsuńP.S spodziewałam się innej reakcji matki Sakury hmm...
Trzy tygodnie mnie nie bylo, wchodze a tu nowy rozdzial. Yeach! Ale chyba nie rozumiem... W poprzednim rozdziale znowu sie ciela i ponoc stracila przytomnosc pod prysznicem. To sie sama obudzila czy ktos ja znalazl? Bo po tej akcji z jej bratem i matka domyslam sie, ze zadne z nich jej nie znalazlo. Wiec? Ale ten jej brat jest uroczy! I musze przyznac, ze ta akcja z nim mi sie podobala. Na miejscu Sakury nie poatrzylabym czy to brat, ta mala gowniare bym wywalila za drzwi i wiagnela go pod ten prysznic. XD I ta akcja z matka tez fajna. Nie moge sie doczekac, az Sasuke w koncu zobaczy jej cialo ( bez skojarzen prosze ) i jak zareaguje... Masz strasznie ciekawe pomysly i dobrze to wszystko opisujesz. No nic, czekam na nowy rozdziaø bardzo niecierpliwie i zycze Wesolych Swiat ! ;**
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się twój blog, twoje opowiadanie. Ciągle czekam na kolejne notki, bo one trafiają do mojego serca. Sakura, którą przedstawiasz jest podobna do mnie, cierpi. Nie chodzi tu o miłość, bo ja się nigdy nie zakochałam, może parę razy zauroczyłam, zresztą nie ważne. Wiem jaką"ulgę" daje samookaleczanie się, jak potrafi pomóc. Z niecierpliwością czekam na kolejne wątki dotyczące Sakury i Sasuke :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam <3