Noc
była ciemna, ale nie głucha. W powietrzu w dalszym ciągu roznosiły się echa
młodzieńczych rozmów i śmiechu. Czułam się dziwnie, idąc pośród tych dzikich
odgłosów. Zdawało mi się także, że w obliczu ogromnych drzew okalających
alejkę, którą szłam, byłam jeszcze mniejsza. Wiatr zawiał, co dodało miejscu
bardziej odpowiedniego dla pierwszych scen horroru charakteru. Być może był to środek
puszczy, może po prostu dżungli. Mogłabym zginąć w każdym momencie. Gdyby tylko
coś wyskoczyło zza mnie albo...
-
Boisz się? - zapytałam idącego obok Sasuke.
-
Niby czego? - zdawał się być wyrwanym z jakiejś głębszej myśli. Tak
przynajmniej podpowiadał mi jego rozbiegany wzrok.
-
No.. że nas coś zje - wyjaśniłam, starając się ukryć narastającą panikę.
- Że co proszę? - prychnął. - Daj sobie
spokój.
-
Będziesz mnie wyśmiewać do końca życia? - zatrzymałam się, nie mogąc uwierzyć,
że Uchiha zbagatelizował mój uzasadniony strach.
On
też się zatrzymał, odwrócił do mnie przodem i zmierzył od stóp do głów wzrokiem
niemal tak zimnym jak wiatr, który właśnie zwiał mi kaptur. Nie wiedziałam czy
zimno było mi bardziej dlatego, że on się tak na mnie patrzył, czy dlatego, że
ten wiatr się zerwał i nie zamierzał się uspokoić. Staliśmy w ciszy, gapiliśmy
się na siebie, a ja miałam wrażenie, że robiło się coraz zimniej, coraz
ciemniej, a wokół naszej dwójki grasowało coraz więcej niebezpiecznych
zwierząt.
-
Przejęłaś się tymi oświadczynami? - zapytał niespodziewanie, a ja rozszerzyłam
oczy.
Wszystko
ucichło.
-
Co? - ja tu się martwiłam, żeby nas coś nie zjadło, a on myślał o tym, o czym
nie chciałam?
-
To jest normalny park, normalna noc... nie ma się czego obawiać - zrobił krok w
moją stronę, a ja spuściłam głowę, zdając sobie sprawę z tego, że znowu coś mi
się stało.
-
No dobra, mam odpał - przyznałam, powracając na właściwą planetę. Wszystko
nagle we mnie uderzyło. I oczywiście kto miał rację? - Po prostu to
miejsce...
-
Okej, rozumiem - powiedział i wziął moją dłoń w swoją. - Chodź do domu.
Ruszyliśmy.
Nie sądziłam, że byliśmy tak blisko samochodu. Wsiadłam sobie do środka,
natomiast Sasuke został na zewnątrz i rozmawiał z kimś przez telefon.
Wewnątrz
auta było tak samo zimno ja na zewnątrz. Nie potrafiłam powstrzymać dreszczy,
które mną targały. Opatuliłam się kurtką szczelniej, starając się nie utracić
ani krzty ciepła więcej. Patrzyłam wyczekująco na bruneta, jednak on odwrócony
był do mnie plecami. Pełna niecierpliwości, westchnęłam. Poczułam, jak telefon
wibruje mi w kieszeni. Skostniałymi palcami wyjęłam go i spojrzałam od
niechcenia na ekran.
Mam tego dosyć
dziewczyno! Okazało się, że żyjesz, spotykasz się z chłopakami, ale o
przyjaciółce to już nie pamiętasz!
To
była wiadomość od Ino. Rzeczywiście, widziałam się z nią raz, dwa tygodnie
temu. Trafiłyśmy na siebie przez przypadek w sklepie. Nie miałyśmy czasu
pogadać, ale wymieniłyśmy się numerami telefonów. Miałam się odezwać.
Przepraszam. Mogę
zadzwonić jutro?
Pewnie – odpowiedź przyszła niemal od
razu.
Musiało
jej naprawdę zależeć. I mi chyba też... brakowało mi jakiejś przyjaciółki. A
Ino zawsze była dla mnie, nawet wtedy, gdy okazało się, że zakochałyśmy się w
tym samym chłopaku. Ja dla niej, a ona dla mnie... zaszkliły mi się oczy.
Oparłam
się wygodniej o zagłówek, wbijając wzrok w śmietnik, przy którym stał Uchiha i
gasił na nim peta. Myślałam o Yamanace i o tym wszystkim, co razem przeżyłyśmy
na tej ulicy. Przypomniałam sobie nawet, że raz trzymała mi włosy, gdy wracając
z nocnej imprezy u Naruto zahaczyłam z nią o ten durny śmietnik, żeby
zwymiotować wszystko to, co w siebie wrzuciłam tamtego wieczoru. I jak się
potem z tego śmiałyśmy, zataczając się jak głupie. Ile ja miałam wtedy lat?
Czternaście. I jak godzinami mogłyśmy przesiadywać w tym parku po lekcjach,
gadając o chłopakach, którzy ją rzucali, bo za dużo piła i była za odważna dla
ich małego ego. I jak mnie zabrała do tej samej kawiarni, co Sasuke, żeby mi
oznajmić, że rodzice zapisali ją na terapię, bo podobno była już uzależniona od
alkoholu. I to też wyśmiałyśmy, chociaż patrząc na to z perspektywy czasu,
byłyśmy obydwie w takim samym gównie, więc może dlatego tak dobrze się w tej
kwestii rozumiałyśmy i tak nas to śmieszyło.
Ale
naprawdę chyba lepszej przyjaciółki nie miałam. Zawsze odstawiona, jakby się
wyrwała z Vouga, z ogromnymi oczami, które, gdy zostawałyśmy same, zwykle
stawały się czerwone od płaczu. Trochę przypominała mi Felinkę z Bambiego.
Miała w sobie tyle wdzięku.
I
wtedy poczułam coś, o czym prawie zapomniałam, bo minęło już tyle czasu od
ostatniego razu. W moim wnętrzu narodziła się ekscytacja. Autentycznie
podskoczyło mi ciśnienie, a gdy Sasuke wsiadł do samochodu, to już nie
widziałam innej opcji.
-
Co ty masz takie duże oczy? - zapytał, zapinając pas. Zdobyłam się na
najszerszy uśmiech, jaki mogłam zrobić.
-
Zawieź mnie do domu - poprosiłam.
-
Taki mam zamiar - westchnął. - Coś się stało?
-
Mam pomysł - odparłam, a on spojrzał na mnie podejrzliwie.
-
Będziesz się rzucać pod pociąg? - zażartował z ponurą miną. Przynajmniej ja
odebrałam to jako dobry żart, bo nawet się zaśmiałam.
-
Muszę coś zapisać - wyznałam. Uchiha zmarszczył brwi, patrząc na mnie jak na
wariatkę. - Ruszaj.
-
Masz przecież telefon - prychnął. - Nie musisz czekać aż do Tokio.
-
Muszę - upierałam się, rozsiadając się wygodniej. Klimatyzacja zaczęła działać
i Sasuke w końcu do mnie dołączył, więc zrobiło mi się cieplej. - Muszę zapisać
to w moim notesie.
-
Okej - nie potrzebował niczego więcej.
Zastanawiałam
się tylko, czy Ino będzie zadowolona z mojego pomysłu. Ale te słowa... no po
prostu nie mogły mi wyjść z głowy.
They were the only
friends I ever had
We got into trouble
and when stuff got bad
I got sent away, I
was waving on the train platform
Crying 'cause I know
I'm never comin' back*
***
Lubiłem
jeździć w nocy. Nigdy nie było tłumów, więc w końcu można było w spokoju
dojechać do domu. Wtedy dopiero, gdy nie trzeba było uważać na nikogo innego
poza pieszymi, jazda stawała się dla mnie przyjemnością.
No
i cieszyłem się, że Sakurze przeszło.
Zanim
podjąłem, dość spontanicznie jak na mnie, decyzję o poproszeniu jej o rękę
bałem się, że taka niespodziewana sytuacja może zrobić jej krzywdę. Nie myliłem
się, z resztą. Znowu jej odwaliło i tym razem z mojej winy. Jednak, gdybym ją
uprzedził, całe to oświadczanie się byłoby bez sensu. No może nie tak do końca
bez sensu. Ludzie różnie to załatwiali. Jednak z racji bycia sobą, chociaż w
tej kwestii chciałem, żeby wyszło w miarę romantycznie, ale równocześnie po
mojemu. Na szczęście się uspokoiła, a ja mogłem zadowolony z samego siebie
słuchać jej żywiołowej paplaniny, którą męczyła Senju przez telefon.
No
ja wiem, że jest druga w nocy, ale ja mam genialny pomysł i ty musisz go
wysłuchać - nieznacznie podniosła głos, słysząc jakiś bełkot ze strony blondynki.
- Właśnie zdecydowałam, co chcę zrobić ze swoim życiem i owszem, dotyczy to
ciebie... nie, nie zaczekam do rana. Rano nie będzie takiego efektu. Poza tym,
chcę ruszyć jak najszybciej. Najlepiej jutro... dobra, ogarnij się i oddzwoń -
rozłączyła się pośpiesznie i oparła o fotel w akcie bezsilności.
-
To na co wpadłaś? - zapytałem z ciekawości.
-
Dostałam weny twórczej i wymyśliłam tekst - odparła, posyłając mi szeroki
uśmiech. Biel jej zębów kontrastowała z otaczającym nas mrokiem nocy i
migotała, odbijając światło ulicznych latarni.
-
Super - pogratulowałem, skręcając na ulicę, przy której znajdowało się nasze
mieszkanie. - Kto ci ją wyda?
Sakura
miała minę, jakby się zastanawiała, czy mnie zabić.
-
Ty to wiesz, jak podciąć skrzydła - burknęła, odwracając twarz do bocznej
szyby.
-
Nie chciałem cię ukrócić, pytam poważnie - przewróciłem oczami, parkując tuż
przy bramie naszej kamienicy.
-
Nie wiem - nadal była obrażona. - Po to zadzwoniłam do Tsunade. Moją pracą jest
wymyślać i tworzyć, a jej mi to umożliwiać.
-
Okej - odpuściłem. Miała rację, ale ja bym postąpił inaczej, na pewno wolniej i
nie w środku nocy.
Wysiedliśmy
i podeszliśmy do bramy. Gdy tylko znaleźliśmy się na podwórku, aż mnie
wmurowało w ziemię. Zielonooką również.
Saya
nie była osobą, którą chciałem zobaczyć w tamtym momencie. Dzień, choć tak
okropnie się dla nas zaczął, miał się skończyć dobrze. Jeżeli Sakura byłaby
głodna, zrobiłbym jej kolację, a ją samą posadził w salonie pod kocem i
zakazałbym się ruszać, nawet do kibla nie mogłaby pójść bez mojej zgody. I
potem, jeżeli nie byłaby zbyt senna, obejrzelibyśmy film, najlepiej akcji, bo
takie obydwoje lubiliśmy najbardziej. A potem poszlibyśmy spać, może nawet
nieumyci, ale razem jako narzeczeństwo. Może, gdybym zbliżył się do niej
wystarczająco i dał jej do zrozumienia, mógłbym liczyć na coś więcej. Ale
jeżeli byłaby zbyt zmęczona albo po prostu nie chciałaby, nic by się nie stało.
Myślę, że kochałem się z nią kochać, ale jeszcze bardziej podobało mi się, z
jaką wręcz dziecinną łatwością potrafiła zasnąć, wciskając nos pod moją szczękę
bądź pachę.
Tymczasem...
no właśnie. Przede mną stała ta głupia szmata i bezczelnie szczerzyła w moim
kierunku te swoje śnieżnobiałe zęby. I chyba tylko dzięki obecności mojej
kobiety powstrzymałem się od przemocy.
-
Na chuj tu przylazłaś?
-
Ach, kochanie - powiedziała, zdejmując z głowy kaptur jednej ze swoich drogich
kurtek. - Ty zawsze musisz być taki chłodny i czarujący.
-
Zadałem ci pytanie - syknąłem ostrzegawczo.
-
No weź, myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi - zdecydowała się zrobić spory krok
w moją stronę. - Czemu chowasz tę wariatkę za plecami? Aż tak odbiła jej palma,
że nie ma godności nawet spojrzeć w twarz tym lepszym?
-
Nie twój interes - odważyła się wtrącić Sakura, wyciągając z mojej kieszeni
klucze do mieszkania. Jej głos wcale nie wskazywał na to, że była
przestraszona, dlatego nieco się uspokoiłem. Brakowało mi tylko kolejnego ataku
paniki w tamtym momencie. - Pójdę przodem, zrobię ci herbaty - rzuciła do mnie
i ruszyła w stronę klatki.
Z
cichym podziwem obserwowałem jak umyślnie szła na wprost Sayi. Kiedy znalazła
się na jej wysokości, bez wahania złapała za jej bark i odepchnęła na bok.
Kobieta zatoczyła się lekko, przemieszczając się pod wpływem tego kontaktu o
parę kroków w bok. W końcu złapała równowagę i spojrzała na moją narzeczoną z
nienawiścią. Już za to powinienem jej obić pysk.
-
Nienormalna jesteś, czy co? - zawrzała. Lo otworzyła sobie drzwi kopniakiem, aż
gruchnęły o ścianę klatki. Odwróciła się do niej przez ramię i powiedziała:
-
Żarty na bok. Idź już sobie... zacznij żyć.
Drzwi
zamknęły się za nią z doniosłym hukiem.
-
Może i jest pierdolnięta, ale ma rację - powiedziałem, gdy zobaczyłem, że
Hiyugashi znowu zbiera się na jakiś ironiczny komentarz. - Idź do domu, spać.
-
Ja po prostu za tobą tęsknię, Sasuke - wyznała, patrząc na mnie otwarcie, a w
jej oczach rzeczywiście odczytywałem coś na kształt tęsknoty.
Westchnąłem
cicho.
Już
nie jesteś częścią mojego życia. Rozstaliśmy się dawno temu i dla mnie należysz
już do przeszłości, bardzo dalekiej zresztą. A jak wiesz, ja się za siebie nie
oglądam. Odpuść sobie.
-
Nie mogę w to uwierzyć - pokręciła przecząco głową, opierając się o ścianę
kamienicy ramieniem. Zbierało jej się na płacz. Co za szantażystka. - Przecież
to jest kompletnie pozbawione logiki, Sasuke. Byliśmy razem szczęśliwi, dawałam
ci wszystko, co tylko zachciałeś, miałeś mnie całą. Chyba po tych wszystkich
latach należy mi się coś więcej niż zwykłe spierdalaj, prawda?
-
Wiem, że to chujowe z mojej strony, ale nic ci teraz nie poradzę. Przy niej
czuję, że żyję i nic tego nie zmieni, a już na pewno nie twoje chore wywody.
Przestań się nad sobą użalać, faceci robią dziewczynom gorsze rzeczy.
-
Jak chciałeś poczuć, że żyjesz, to trzeba było skoczyć ze spadochronem, a nie
mnie rzucać dla jakiejś wariatki. Nie wiesz, czy będzie cię kochać za miesiąc,
czy do samego końca, czy się nie puści z jakimś przypadkowo poznanym ćpunem, czy
znowu nie zacznie gadać sama do siebie, drapać ścian i wyrywać sobie włosów! A
jak, nie daj Boże, zrobisz jej bachora, to czy go nie zajebie przypadkiem, bo
jej głosy w głowie powiedzą, że to jakiś kosmita?!
Nie
minęła sekunda, a ja już przyciskałem jej gardło do zimnego i brudnego tynku.
Zacharczała przeciągle, próbując złapać powietrze.
-
Skąd o tym wiesz? - powiedziałem cicho, nie chciałem robić awantury na całe
podwórko. - Kto ci to powiedział?
-
A... co? - wykrztusiła, świdrując mnie tymi swoimi czekoladowymi oczami.
-
Gówno - syknąłem. Nasze twarze dzieliły milimetry. Byłem bardzo poważny, a ona
niezwykle z siebie zadowolona, choć lada moment mogłem ją udusić. -
Odpowiadaj.
-
Puść - stęknęła, łapiąc rękawiczkami za moje ramię. Odsunąłem się może o kilka
centymetrów, zabierając dłoń. Pozostawałem jednak czujny.
-
Gadaj.
-
Dobrze, powiem ci, za buziaka - uśmiechnęła się słodko przez łzy, które ciekły
mimowolnie z jej oczu pod wpływem mojego uścisku. Wyglądała strasznie, jak
potwór.
-
Powiesz mi i tyle. Słucham.
-
Myślałam, że jak zobaczysz, że ona jest w coraz gorszym stanie, to sobie
odpuścisz - zaczęła, wywracając oczami. - Nigdy nie sprawiałeś wrażenia faceta,
który byłby zdolny do uczuć takich jak współczucie i naiwność, do poczucia
obowiązku wobec kogoś poza Naruto, do chęci troszczenia się o kogoś, sam
przyznasz mi rację. A tu proszę, taka niespodzianka. Nie dość, że kompletnie
zerwałeś ze mną jakikolwiek kontakt, to jeszcze pewnie z uporem maniaka o niej
myślałeś, nawet jak ona latała naćpana, żeby pieprzyć się za twoimi plecami z
Uzumakim. Byłam totalnie zaskoczona twoim zachowaniem, ale uznałam, że to tylko
jakaś fanaberia, choć muszę przyznać, że poczułam się zagrożona.
Zmarszczyłem
brwi.
-
Wtedy już chyba nie byliśmy razem, więc to nie był twój interes.
Prychnęła.
-
Pomimo twojego zagubienia i wszystkich oczywistych błędów nadal cię kocham,
skarbie - parsknęła z politowaniem. Poczułem się zbity z tropu, choć wściekłość
powiązana z moimi przeczuciami do wyznań Hiyugashi nadal nie ustępowała. I
bardzo dobrze.
-
Do brzegu - nie zważałem na wyznanie.
-
To długa historia, może zaprosisz mnie na górę? - odparła, zupełnie tak jakbym
nie był na nią zły, jakby nic, co powiedziałem do tej pory nie miało
znaczenia.
Moja
dłoń sama zdecydowała. Pierwszy raz uderzyłem kobietę. Nie za mocno, choć
gdybym chciał, gruchnęłaby o chodnik. Spojrzała na mnie zszokowana,
najwyraźniej zupełnie się tego nie spodziewając i złapała się za czerwony
policzek. Ja udałem niewzruszonego.
-
Ogarnij się - warknąłem. - Nie mam ochoty na twoje durne gierki. Kończ to, co
zaczęłaś i spieprzaj do domu.
-
Sam się ogarnij! - wykrzyczała mi prosto w twarz. - Co ty sobie wyobrażasz? Jak
śmiałeś, śmieciu?! Po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiłam?
-
Niby co?
-
Myślisz, że kto pozbył się tej różowej dziwki z Konohy, co? Jak sądzisz,
dlaczego jej stara aż tak bardzo cię nienawidzi? I dlaczego ona ma teraz
haluny? - darła się, całkowicie olewając swoje położenie.
Z
chwilą, gdy dotarło do mnie, o czym ona tak krzyczała, zrozumiałem, o co w tym
wszystkim chodziło. Dlaczego całe zło wszechświata i wszystkie plagi
rzeczywistości dotykały akurat moją kobietę i po części uderzały również we
mnie. Byłem już nie tylko wściekły, ale i rozżalony. To nie było sprawiedliwe.
*
Na
górze czekała na mnie Sakura. Kiedy wspinałem się po schodach, ona już
siedziała na wycieraczce z kubkiem herbaty dla mnie. Sprawiała wrażenie jakby
mnie do czegoś zapraszała, witając swojego faceta prawdziwie nieśmiałym
uśmiechem. Wykapana dziewica, która tylko czekała na pierwszy raz.
Kiedy
nasze spojrzenia się spotkały, w moim umyśle ponownie rozegrała się cała
porąbana rozmowa z Sayą. Wszystkie te informacje torpedowały moje logiczne
myślenie, niczym równania chemiczne, których nie pojmowałem. I tego też. Nie
rozumiałem już niczego, choć wszystko było jasne, przejrzyście przez tę kurwę
przedstawione. Miałem to czarno na białym, na diagramie, wykresiku i w tabelce.
Ona i jej misterny plan zniszczenia życia jednej osoby, której nienawidziła
tylko ze względu na obiekt uczuć. W głowie się nie mieściło, że jedna kobieta
mogła zrobić drugiej coś tak potwornego.
Pomogłem
wstać różowowłosej. Razem weszliśmy do mieszkania. Stała obok mnie w
przedpokoju, patrzyła, jak się rozbieram bez cienia wzruszenia.
A
ja biłem się z własnymi myślami. Czy mógłbym jej zepsuć humor tym, czego się
dowiedziałem? Zresztą, jej nastrój w kontekście prawdy, którą poznałem nie miał
nic do gadania. Powinna o tym wiedzieć. Jednak – tu spojrzałem na nią ukradkiem
– nie musiało to ostatecznie następować pod koniec tak ważnego dla nas dnia.
Chciałem, żeby miała dobre wspomnienia. A wiadomość o tym, że Hiyugashi jakoś
dowiedziała się, gdzie przebywała Sakura sześć lat temu, przekupiła
pielęgniarkę, by ta dodała do podawanych jej leków psychotrop, którego dłuższe
zażywanie powodowało nieodwracalne zmiany w mózgu - konkretnie w płacie
czołowym odpowiedzialnym za osobowość – przez co w jej umyśle powoli rosła
sobie mała świrownia, musiała zwalić ją z nóg.
Złą
informacją była również ta o tym, że doktor Morino był dalekim wujkiem Sayi i
dzięki temu tej szmacie jakimś cudem udało się dostać do kliniki. Przynajmniej
wiedziałem, dlaczego doktorowi tak bardzo zależało na tym, żeby brała leki i
wróciła do leczenia. Jego zapewne też przekupiła, choć nie przyznała się do
tego. Tam dalej karmiono ją tym świństwem. Podczas ataków Hiyugashi nie
odstępowała jej na krok i wpychała jej do mózgu te wszystkie bzdury, które
Haruno sobie wymyślała.
Aż
w końcu psychotrop nie był potrzebny. Bo zniszczył płat czołowy do tego
stopnia, że i bez niego zielonooka była pełna lęków i urojeń. Gdybym nie zabrał
jej z kliniki i nie przekonał jej z powrotem do moich uczuć, Saya dopięła by
swego.
Staliśmy
naprzeciw siebie i przyglądaliśmy się sobie nawzajem. Sakura pierwsza uniosła
brwi, zadając mi nieme pytanie, na które nie zamierzałem odpowiadać. Dzisiaj
nie mogłem jej tego powiedzieć. Może kiedyś. Ale teraz niech się cieszy, że do
niej wróciłem, tak samo jak ja. Przepadałem za jej towarzystwem.
Podała
mi kubek, który od niej wziąłem. Odwróciła się na pięcie, zapewne po to, żeby
wziąć swój. Ja jednak byłem szybszy i wolną dłonią przyciągnąłem ją do ściany,
blokując jej widok na świat własnym ciałem. Pisnęła cicho, pełna zaskoczenia,
kiedy przycisnąłem siebie do niej: moje biodra do jej brzucha, jej policzek do
mojego, moje palce do jej własnych.
-
Sasuke - szepnęła. - A herbata?
-
Dzisiaj na zimno - mruknąłem, odrywając się od niej tylko po to, żeby postawić
kubek na ziemi.
Gdy
podnosiłem się z kucek i miałem już dwie wolne ręce, pociągnąłem jej bluzę za
sobą. Została półnaga, a we mnie obudził się dobrze znany mi demon. Świdrowałem
ją wymownie lubieżnymi oczami, a ona swoim uśmiechem, spojrzeniem, ułożeniem
brwi i oddechem z każdą chwilą utwierdzała mnie w przekonaniu, że to może być
nasz kolejny pierwszy raz. Nigdy wcześniej nie była przecież moją
narzeczoną.
Znowu
przypierałem ją do ściany, dotykałem jej ciała, nie pozwalając by choć trochę
zmarzła. Przede wszystkim, całowałem ją tak jakbym już nigdy więcej nie mógł
tego zrobić. A ona z naturalną dla siebie ufnością odpowiadała na każdą
okazywaną jej przymilną pieszczotę w sposób tak dla niej wyjątkowy i unikatowy,
że mi samemu miękły kolana. Czułem prawdziwie, że byliśmy dla siebie stworzeni,
idealnie dopasowani i że naprawdę nie mógłbym żyć ani jednego dnia dłużej bez
niej.
***
Dwa dni później
Siedziałam
w drogiej restauracji z Jirayą i Tsunade. Czekaliśmy na jedną, najważniejszą
dla mnie w tamtym momencie osobę, a ja pierwszy raz w życiu myślałam, że nie usiedzę.
Po pierwsze, z nerwów. A po drugie z niewyspania. Nie chciałam patrzeć na
siebie w lustrze, bo zdawało mi się, że ciemne sińce pod moimi oczami wyraźnie
wskazują na dwie zarwane nocki. Niemal zasypiałam na siedząco.
Menedżerowie
wcale się mną nie przejmowali, pogrążeni w rozmowie, toteż mogłam do woli
skupiać się na wyobrażaniu sobie łóżka, które dzieliłam z Sasuke. Niemal
słyszałam, jak mnie woła, takie mięciutkie i ciepłe. Nie tylko mój umysł, ale
również i ciało było na skraju wytrzymałości. Czułam, że po tym jak wróciliśmy
z Uchihą z Konohy moja miednica była cała pogruchotana i wołała o nasmarowanie
żelem przeciwbólowym. Kiedy się szykowałam na to spotkanie zauważyłam w
lustrze, jakie mam posiniaczone plecy. Ściana to nie było najprzyjemniejsze
miejsce do uprawiania seksu. Byłam zdecydowana poprosić Sasuke o przerwę. Nie
to, żebym nagle z powrotem straciła libido, bo nawet mi się to wszystko
podobało, a co, ale potrzebowałam odpoczynku. I to sporo.
-
Przepraszam, za spóźnienie - usłyszałam za sobą, co wyrwało mnie z zadumy.
Zaniemówiłam.
-
Matko, jak ty świetnie wyglądasz - wydukałam grobowym tonem, co wprawiło
Yamanakę w konsternację.
Rzeczywiście,
odjebana jak królewna. Oczywiście, bo jakby inaczej. Prawie że platynowe włosy
za pas, idealnie proste. Złote długie kolczyki, miliard bransoletek i
pierścionków, złoty łańcuszek, beżowy płaszcz a pod nim złoty szalik, granatowy
top odsłaniający brzuch i białe biodrówki. Wspominałam już o złotych botkach na
platformie? Nie? No to je miała!
Zajęła
miejsce obok mnie i mogłam uważniej przyjrzeć się jej twarzy. Perfekcyjny
makijaż nude i błyszczyk z drobinkami złota. Zerknęłam w dół i zwróciłam uwagę
na granatowe, przedłużane hybrydy. Zaczęłam się zastanawiać, ile ją to wszystko
kosztowało. Przewiesiła przez krzesło płaszcz i torebkę wszyscy wiemy w jakim
kolorze i odważyła się na mnie znowu spojrzeć.
Przy
takiej złotej kobiecie czułam się jak szara myszka, w czarnych spodniach,
czarnym swetrze, który był tak rozciągnięty, że dekolt był bardziej w łódkę niż
normalny, totalnie bez makijażu. Dobrze, że nie spotkałyśmy się na ulicy, bo ze
sobą miałam wziętą pospiesznie kurtkę Sasuke, w której wyglądałam jak
siedemnastolatek z różowymi włosami. Myśląc o nich, poprawiłam szarą menelkę,
którą miałam na głowie, chcąc ukryć krótkie włosy. Oczywiście, wystawały spod
niej, kończąc się w połowie szyi, ale i tak uważałam, że jest mi w nich o tyle
dziwnie, że Ino nie powinna ich widzieć na pierwszym spotkaniu.
-
Pani Yamanako - zwrócił się do niej siwowłosy. - Jestem Jiraya, a to Tsunade.
Obydwoje reprezentujemy wytwórnię Akari, z którą pani Haruno podpisała
kontrakt. Jesteśmy jej menedżerami. Mamy dla pani ciekawą ofertę w związku z
nową płytą pani Haruno.
-
Sakura wspomniała mi o tym, dziękuję - złożyła ręce na stole, zaplatając palce
w koszyczek. Oparłam się na krześle, postanawiając nie ingerować w rozmowę bez
potrzeby. - Na czym konkretnie miała by polegać?
-
Cóż...
-
Chcę, żebyś była twarzą mojej płyty, Ino - wtrąciłam się i w zasadzie tyle było
z mojego postanowienia. Blondynka spojrzała na mnie zdumiona, natomiast Senju
westchnęła tylko głośno w geście dezaprobaty. Miałam to chyba gdzieś. Po prostu
chciałam jej sama o tym powiedzieć. Tak dawno się z nią nie słyszałam.
-
Co ty gadasz? - rozdziawiła buzię. - Mówisz serio?
-
No pewnie - prychnęłam. - Słuchaj mnie uważnie. Płyta w stylu Summertime
Sadness i Video Games. Żadnego metalu, spokojna, kobieca i bardzo intymna.
Myślę, że będziesz do niej idealna. I na okładkę i do teledysków. No i chcę cię
w chórkach.
-
Łał - wydukała. Wyciągnęłam ze spodni kartkę zgiętą kartkę i podałam jej.
-
To jest pierwsza piosenka na płytę. Przeczytaj ją. Do niej będzie teledysk i
chcę, żebyś zagrała w nim główną rolę - wzięła kartkę, rozłożyła ją powoli,
zerknęła na mnie jeszcze raz i wczytała się w tekst.
Minęło
dobre kilka minut.
-
I co myślisz? - zapytałam zaraz po tym, jak odkryłam, że pomiędzy nami panuje
głucha cisza. Kobieta oderwała wreszcie wzrok od kartki. Spojrzała na mnie
nieodgadnionymi, błękitnymi oczami i z powrotem wsadziła nos w tekst, który
napisałam zeszłej nocy.
Zaczęłam
się niecierpliwić pomimo tego, że nie leżało to w mojej naturze. Dopiero
pokazując swoją pracę osobie, której na mnie zależało, a którą ja tak
samolubnie porzuciła, czułam prawdziwy stres. Chciałam, żeby jej się spodobało,
żeby się zgodziła i żebym mogła mieć to wszystko już za sobą. Pragnęłam
rozpocząć już pracę.
Jednak
Yamanaka znana była z dwóch rzeczy. Po pierwsze, każdy kto miał z nią do
czynienia wiedział, że nie odpuszcza swoim wrogom. Dopiero w obliczu
dopełnienia zemsty, zgnojenia wszystkich zamieszanych w sprawę mogła zasnąć
spokojnie. I w pewnym sensie bardzo ją za to lubiłam. Tyle tylko, że to ja
byłam teraz winna. Bałam się jej oceny po tych wszystkich przykrościach, które
jej sprawiłam, bardziej lub mniej świadomie. Po drugie, chcąc nie chcąc nikt
nie potrafił być tak lojalny i oddany przyjaźni jak ona. Nie tylko chciałam,
żeby zgodziła się być gwiazdą mojej płyty, ale także liczyłam, że tak ogólnie
mi wybaczy.
-
Sakuro – Ino zdobyła się w końcu na to, żeby się odezwać. Równocześnie
odetchnęłam z ulgą i skrzywiłam się, słysząc jak oficjalnym tonem się do mnie
zwróciła. To było zupełnie nie w jej stylu.
-
Słucham? - podparłam się łokciami o blat, nachylając się w jej stronę.
-
Dlaczego to zrobiłaś? - zamarłam.
-
Co?
-
Dlaczego napisałaś ten tekst? - uściśliła, a mi zrobiło się jakby lepiej. Nie
chciałam rozmawiać o przeszłości. Wystarczy piosenka.
-
Kiedy do mnie napisałaś z pretensjami, byłam w Konoha i gapiłam się na śmietnik
przy parku, do którego zawsze rzygałyśmy wracając do domu i tak jakoś mnie
wzięło na wspomnienia - wyjaśniłam, tylko trochę mijając się z prawdą. Nie
musiała wiedzieć, że dostałam amoku twórczego i jak pojebana siedziałam nad tym
całą dobę.
-
Nie uważasz, że jest jakiś zbyt dosłowny, albo oczywisty? - ona również
pochyliła się w moją stronę, marszcząc brwi. Patrzyłyśmy sobie w oczy przez
krótką chwilę i niemal równocześnie na naszych twarzach rozkwitły, niczym
najpiękniejsze kwiaty bzu, łobuzerskie i nieco krzywe uśmiechy.
-
Połączone mózgi - rzuciłam, przypominając sobie jak świetnie rozumiałyśmy się
kiedyś. Wtedy nie potrzebowałyśmy słów i wyglądało na to, że to nie
zmieniło.
-
Zawsze - prychnęła.
-
Tylko dla ciebie jest oczywisty - wróciłam do tematu. - No i może dla mnie.
- This is what makes
us girls; We don’t look for heaven and we put our love first; Somethin’ that
we’d die for it’s a curse* -
zacytowała z nostalgicznym uśmiechem. Chyba trafiłam do jej serca.
I
roześmiałyśmy się obydwie. Ah, jak dobrze było znów słyszeć jej śmiech i mieć
ją tak blisko siebie, taką wyrozumiałą i serdeczną.
-
To co, zgadza się pani? - wtrącił się Jiraya, sprowadzając nas obydwie na
ziemię.
-
Pomysł jest ciekawy i bardzo chciałabym pomóc, ale proszę mi najpierw pokazać
umowę - blondynka wyprostowała się znacząco i łypnęła na niego chytrze.
-
Pani jest bardzo sprytna - zaśmiał się gromko. Kątem oka zobaczyłam wysoko
uniesione brwi Senju. Ja też uważałam, że próbował ją bajerować i bardzo mu to
nie wychodziło.
-
Pan się dziwi, a ja pracuję w burdelu i muszę pilnować swoich interesów -
wyjaśniła rzeczowo i wymownie zaczęła zezować w kierunku teczki leżącej przed
Tsunade. Jirayi nie było już do śmiechu.
-
Punkt dla pani - skinął głową mojej menedżerce, która kilka godzin wcześniej
zgodziła się być jego sługusem. Obiecał jej, że jeżeli moja twórczość
przyniesie mu zysk, co sam zresztą zakładał, to zatrudnią ją na takich prawach
jak jego. Miałam ciche wrażenie, że tylko ta myśl trzymała ją jeszcze przy
życiu. Na pewno nie jej zdeptane i zszargane ego. Obydwie jednak
potrzebowałyśmy zarabiać.
Tsunade
otworzyła teczkę, wyjęła z niej umowę i podała ją bezpośrednio niebieskookiej.
Nie wiedziałam jakiej odpowiedzi się spodziewać po jej reakcji. Z początku
chłodno analizowała kolejne akapity, jednak w miarę upływu czasu te piękne,
słynne na całą szkołę oczy, błękitne jak najczystsze niebo, robiły się coraz to
szersze.
-
Że... ile?! - pisnęła, gdy skończyła czytać.
-
Odpowiada to pani? Jeżeli nie, wynagrodzenie jest do dyskusji - powiedział
Jiraya, spokojnie mierząc ją rozbawionym spojrzeniem. - Choć osobiście uważam,
że stawka za współwykonanie piosenki oraz za teledysk i zysk z udostępniania i
praw autorskich w pani przypadku jest jak najbardziej odpowiedni. Nie jest pani
jeszcze znana z tym środowisku, ale jeżeli się pani sprawdzi, być może się to
zmieni. Mam na myśli zatrudnienie pani jako naszej modelki.
Yamanaka
zerknęła na mnie szybko i przez ten jeden moment dane mi było zobaczyć jak
wielka to dla niej radość. Niespodziewanie odłożyła umowę na bok i niemal
rąbnęła czołem w blat.
-
To się nie dzieje naprawdę - usłyszeliśmy jej cichy, stłumiony głos.
Spojrzeliśmy po sobie z nieodgadnionymi minami. To znaczy, ja wiedziałam, że to
było jej największe marzenie w liceum, ale nie spodziewałam się takiej
reakcji.
-
Ino - szepnęłam, a ona podniosła się momentalnie, cała czerwona. Jej długie
kolczyki zabrzęczały wesoło. Odgarnęła włosy z twarzy. - Zgódź się. Proszę - to
ostatnie powiedziałam dużo ciszej niż bym chciała. - Jeżeli ktoś miałby oglądać
twoje ciało, to chciałabym, żeby to odbywało się właśnie w ten sposób. Zawsze
przecież tego chciałaś. I skoro mam możliwość to chcę ci w tym pomóc - dodałam
głośniej, wzbijając się na wyżyny swoich motywacyjnych gadek.
Blondynka
znowu mnie zaskoczyła.
-
Proszę mi mówić Ino. Póki co, jestem dostępna tylko rano - wyciągnęła rękę w
stronę Jirayi, którą ten przyjął w zapewne diabelsko mocnym uścisku.
Poczułam,
że jestem w domu.
** *
Następnego dnia
Tak
jak niegdyś bałem się ponownego spotkania z Sakurą, tak teraz nie mogłem zdobyć
się na naciśnięcie klamki i spojrzenie rodzicom w oczy. W głowie ułożyłem sobie
jeden konkretny scenariusz tej rozmowy, prawdopodobnie najważniejszej w moim
życiu.
Z
Hiyugashi poszło prosto – rodzice nie mogli się wtedy doczekać naszych
zaręczyn, uważali bowiem, że była dla mnie stworzona. To jej zawsze chcieli u
mojego boku. Kogoś tak pewnego siebie, budzącego w innych równocześnie zachwyt
i podziw, a także szacunek. Taka była babcia, matka i taka powinna być moja
żona.
Lola
nacisnęła klamkę od furtki i ruszyła przodem. Patrzyłem osłupiały, jak szła
bezlitośnie w stronę domu. Weszła po schodkach i zapukała zuchwale do drzwi. W
tym co robiła nie było cienia zawahania. I we mnie wzbudzała tym samym zachwyt,
podziw, no i szacunek.
Ale
w oczach moich rodziców dalej pozostawała tą małą, uroczą Sakurcią, którą mogli
się opiekować jak córeczką, której nigdy nie mieli. To jak zachowałaby się w
danej sytuacji wynikało nie z jej charakteru czy siły ducha, a z emocji, które
aktualnie nią targały. Jak miała dobry dzień, potrafiła być zabawna (a nawet
dowcipna), śmiała i całkiem kontaktowa, a jeśli była zła, to także pełna pasji
i oślego uporu. Jak było gorzej, stawała się małomówna, zlękniona i nieśmiała,
niczym dziecko. Ale czy zobaczył to ktoś jeszcze poza mną? Wątpię.
Drzwi
otworzyła Konan. Jak zwykle chłodna do bólu, najpierw spojrzała na Lo pełna
zaskoczenia, potem zmierzyła mnie wzrokiem przepełnionym powątpieniem, który
dotknął mnie nawet z odległości dziesięciu metrów, które nas dzieliły. Poza tym
stała i milczała.
-
Cześć - odezwała się śmiało Sakura. W jej głosie kryła się hardość, zapewne
spowodowana tym, co usłyszała ode mnie w drodze tutaj. - My z wizytą.
-
Wy? Czy może raczej tylko ty, a Sasuke sobie poczeka na deszczu? - zażartowała.
Musiałem wyglądać jak ostatni kretyn.
-
Nie wiem, co się z nim dzieje, ale przyszliśmy razem - mówiąc to, odwróciła się
do mnie przodem i uśmiechnęła się przepięknie.
-
No to właźcie - fioletowowłosa ustąpiła nam w progu. Sakura dumnie wkroczyła na
teren mojego rodzinnego domu. Ja także ruszyłem do przodu, tłumacząc sobie, że
muszę wejść, bo pada, a ja nie lubiłem moknąć.
Kiedy
minąłem Konan, uświadomiłem sobie jak wielkie szczęście miał mój brat, że
wybrał akurat ją, a ona jego. Podczas, gdy on zagłębiał się w najmroczniejszych
zakamarkach swojego umysłu lub po prostu nie wiedział, co zrobić, ta
niepozorna, fioletowowłosa kobieta zawsze go broniła. Całkiem sama chroniła
jego i dzieci przed całym złem tego obrzydliwego świata.
Ona
dbała o nich, a ja o Sakurę.
Rodzice
nie mieli nic przeciwko ich ślubowi, mieli w końcu dziecko, lecz na mnie nie
ciążyło bycie ojcem. A choć Lolita stanowiła dla nich bezapelacyjnie członka
rodziny, nie była taka jak Uchiha.
Konan
zamknęła za nami nieśpiesznie drzwi. W środku było ciepło i gwarno.
-
Przyjechałaś z rodzinką? - odwróciłem się do bratowej, siląc się na słaby
uśmiech. Tak się bałem, że nie potrafiłem zdobyć się nawet na takie banalne
gesty.
-
No a z kim? - odpowiedziała równie przyjaznym tonem. Widziałem w jej oczach jak
bardzo była zmęczona tym dniem, choć było dopiero młode popołudnie.
Uśmiechnąłem się do niej, tym razem szczerze. Zrozumiała ten gest. Spuściła
głowę, zagarniając włosy za ucho i razem poszliśmy w ślad za moją kobietą,
która już w najlepsze odkurwiała jakieś dzikie harce na dywanie z moimi
bratankami.
-
Synku - zawołała radośnie mama, podchodząc do mnie z otwartymi ramionami. - Nie
mówiłeś, że przyjedziesz!
Przytuliliśmy
się.
-
To spontaniczna decyzja - odparłem całkowicie szczerze.
-
JEDNA Z WIELU - różowowłosa musiała dorzucić swoje trzy grosze. Podła.
Mama
zmarszczyła brwi.
-
Rozumiem, że masz nam coś do powiedzenia - wtrącił się tata.
Skinąłem
głową. Tata wskazał mi kanapę, na której aktualnie zalegał mój brat.
Stanąłem
nad nim, czekając aż mi ustąpi. Gdy tak się nie stało, złapałem go za spodnie i
zrzuciłem jego tłuste cielsko na podłogę. Czyżby deja vu? Itachi jęknął
zaskoczony.
-
Czy wy kiedyś przestaniecie? - oburzyła się mama, siadając obok ojca. Rodzice
byli pełni dezaprobaty, a my rozbawieni. To takie typowe dla moich powrotów do
domu. Brat szybko się poniósł i usiedliśmy po dwóch stronach kanapy.
-
No to co tam słychać, braciak? - roześmiał się, widząc jak staję się na powrót
coraz bardziej poważny.
Matka
i on wgapiali się we mnie pełni ciekawości, a tata był bardzo głęboko
niewzruszony moimi dylematami. Do czasu. Postanowiłem, że chcę mieć to za
sobą.
Przyjrzałem
się uważnie Sakurze, która gniła na dywanie, a Ichigo z Minto na niej. To była
chyba pora leżakowania. Ona sama sprawiała wrażenie, że jeszcze trochę była
dzieckiem. Nie było bata, żeby moi rodzice ujrzeli w niej tak samo wartościową
i idealną dla mnie osobę, co ja – no ni chuj.
-
Oświadczyłem się Sakurze - powiedziałem w końcu, powracając do nich
myślami.
Byli...
tacy zabawni, zastygli w osłupieniu. Wpatrywali się we mnie tak intensywnie,
jakbym im wyznał, że zamierzam polecieć w kosmos. Sytuacji nie była w stanie
naprawić nawet Konan, która wróciła do salonu z herbatą, pełna spokoju i
aprobaty. Na dowód swoich uczuć zajęła miejsce obok swojego męża i poklepała
mnie z uśmiechem po ramieniu. W pewnym sensie ich milczenie było dla mnie
krępujące, ale koniec końców cieszyłem się, że miałem to już za sobą. Nie ma to
jak walnąć taką nowinę na dzień dobry. Ojciec najszybciej otrząsnął się z
pierwszego szoku.
-
I co ona na to? - spytał, patrząc nie na mnie, a na moją nadal leżakującą
narzeczoną.
-
Zgodziła się z płaczem i bólem serca - zironizowałem. - Nie przychodziłbym tu,
gdyby mi odmówiła, tato.
-
To czemu nie mówicie tego razem? Z Sayą jakoś nie było takich cyrków.
-
Oj, czepiasz się szczegółów, kochanie - wtrąciła mama.
-
Wcale się nie czepiam, mógłby nam przedstawić swoją wybrankę - burknął obrażony
tą uwagą.
-
Tata, a to nie jest tak, że ty znasz Lo od małego? - zaśmiał się mój brat.
Mężczyzna zmarszczył brwi i spojrzał na niego wściekły.
-
Mógłbyś ty się puknąć czasem w czoło, synek - wygarnęła mu mama, samej
wykonując ten gest. Atmosfera panująca wokół nas nieco zelżała, ale tylko na
moment.
-
No właśnie - ojciec podparł twarz dłonią. Obserwował mnie bezustannie, a ja
czułem się coraz to bardziej jak mały szczyl. - Uważasz, że jest dla ciebie
odpowiednia? To nie jest pierwsza lepsza dziewczyna, tylko bardzo konkretna,
młoda kobieta. Oczywiście, jest członkiem naszej rodziny, odkąd się
poznaliście, jednak niezależnie od tego, wolelibyśmy z mamą, żebyś ułożył sobie
życie z kimś stabilniejszym.
Jakby
na umówiony sygnał Sakura zerwała się na równe nogi i stanęła na środku salonu
moich rodziców z miną wojowniczki. Odwróciła twarz w naszą stronę, przenikając
mojego ojca wzrokiem bardziej wnikliwym niż promienie UV.
-
Nie mówcie tak źle o mnie - poprosiła cicho i z gracją przemieściła się bliżej
nas. - Może i Sasuke olał tradycję, ale to nie jest moja wina. I nawet gdybym
mu odmówiła, to i tak by uznał, że się zgadzam. Przecież znamy się już tak
długo - zaśmiała się perliście.
Wpatrywałem
się w nią jak zaczarowany i chyba wszyscy to zauważyli, bo na raz zaczęli się
wymieniać porozumiewawczymi spojrzeniami i uśmieszkami. Ale ja byłem w stanie,
w którym mnie to absolutnie nie ruszało.
*
Po
południu moi rodzice, już oswojeni z myślą o tym, że znalazłem kobietę mojego
życia myśleli, że wszystkie atrakcje, którymi zamierzałem ich zaskoczyć tego
dnia, były już za nimi. Choć najchętniej nie wyprowadzałbym ich z błędu, nie
mogłem dłużej milczeć.
Zaprosiłem
ich oraz Itachi'ego na górę. Pokonując drogę do mojej starej sypialni, zmuszony
oczywiście byłem do wysłuchiwań pytań i oczekiwań odpowiedzi, jednak to, co
chciałem im przekazać wymagało pełnego skupienia, na które nie mogłem liczyć,
zważywszy na spacer po ciasnym korytarzu.
W
moim pokoju czekała już na nas Sakura. Zaraz po wczesnym obiedzie poszła się
przespać, lecz najwyraźniej musiała się obudzić, słysząc ten gwar pod drzwiami.
Usiadła sobie na łóżku po turecku i wpatrywała się we mnie z pełną powątpienia
miną.
-
Uważam, że to zbędne, Sasuke - powiedziała równocześnie stanowczo i nieśmiało.
Upewniła mnie tym w przekonaniu, że choć sama nie chciała już do tego powracać,
jednocześnie zgadzała się ze mną, że działania, które chciałem podjąć były
słuszne.
-
Ale co? - dopytywał się Itachi, zajmując miejsce obok niej.
-
Zaraz się dowiesz - szepnęła mama, patrząc na niego karcąco. Ona również
usiadła obok Sakury, kładąc jej głowę na ramieniu. - Usiądź, kochanie - zwróciła
się do ojca, jednak on zdecydowanym gestem dłoni odparł, że woli stać.
Odsunąłem krzesło od biurka i zająłem je nieśpiesznie.
-
Przejdę od razu do rzeczy - odezwałem się głośno, dzięki czemu skupiłem na
sobie spojrzenia wszystkich. - Sakura musi wnieść pozew, więc potrzebujemy
waszej pomocy. Czy któreś z was może reprezentować ją w sądzie?
-
Rzeczywiście, od razu do rzeczy - zironizował ojciec. - Moglibyście nas
wprowadzić w szczegóły? Może ty Sakuro, skoro jest to twoja potrzeba?
Różowowłosa
westchnęła cicho, ale i przeciągle. Po jej obliczu błąkały się emocje
symbolizujące walkę z samą sobą. Nie rozumiałem, czemu się wahała. To było dla
jej dobra, po to była sprawiedliwość. I jeżeli poszedłem na to jebane prawo bez
powodu, to właśnie go, kurwa, znalazłem.
-
Ja osobiście nie mam takiej potrzeby - rzuciła mojemu ojcu otwarte i szczere
spojrzenie. - Sprawa dotyczy mojej przeszłości, tych najmroczniejszych oraz
najboleśniejszych wspomnień, o których najchętniej bym zapomniała. Sasuke się
uparł, że tak nie można i stąd to wszystko.
-
Co się z tobą dzieje, Sakura?! - zdenerwowany podniosłem się na równe nogi. -
Chcesz tej małpie tak po prostu odpuścić? - podszedłem bliżej łóżka i ukucnąłem
przed różowowłosą, patrząc jej prosto w oczy w nadziei, że się opamięta.
-
Myślę, że znamy się na tyle długo, Sasuke, iż powinieneś zdawać sobie sprawę z
tego, że nie należę do szczególnie mściwych osób - sklejenie tego jednego
zdania zajęło jej w moim odczuciu całą wieczność. Miała rację, lecz mimo to
nadal nie wierzyłem własnym uszom.
-
Być może, jednak zrobiła ci krzywdę i chcę, żeby za to odpowiedziała -
powiedziałem już nieco spokojniej. Rodzice patrzyli na nas niezrozumiale.
Wreszcie Itachi postanowił zadać pytanie za sto punktów.
-
O kim wy właściwie mówicie, co?
-
O Sayi - odpowiedzieliśmy równocześnie; ja z nienawiścią, Haruno natomiast bez
zainteresowania.
-
Co się dokładnie wydarzyło? - zapytała mama, co spotkało się z nagłą reakcją
zielonookiej.
Moja
narzeczona przesunęła się na łóżku, wstała i jak gdyby była tam sama, wyszła
bez słowa wyjaśnienia. Wszyscy spojrzeli na mnie jeszcze bardziej
zdumieni.
Szczerze
powiedziawszy, nie spodziewałem się, że Lo podejdzie do tej sprawy z tak
olewczym nastawieniem. Chciałem załatwić to szybko, żeby Hiyugashi zapłaciła za
to, że skrzywdziła Sakurę i przy okazji mnie. Może i moje reakcje były aż nadto
wylewne, jednak chciałem tylko naszego dobra. Teraz, gdy poznałem powód tych
wszystkich nieszczęść wokół nas, po prostu nie mogłem odpuścić.
Sam,
obserwując Lo co rano, jak budziła się przy mnie i obdarowywała mnie
najpiękniejszym na świecie uśmiechem, plułem sobie w brodę za to, że dałem się
zwieść Sayi, że nie dostrzegłem, ile ciepła i miłości miałem tuż pod nosem i to
praktycznie od zawsze. Pozwoliłem wówczas zniszczyć naszą miłość, więc
poniosłem za to szereg kar. Teraz przyszła kolej na Sayę Hiyugashi.
Saya
przez szereg lat podawała Sakurze jakiś psychotrop, który wywołał u niej
psychozę oraz nieodwracalne zmiany w mózgu. Chcę, żebyście jej pomogli ukarać
tę kobietę. Proszę was o to, byście reprezentowali ją w sądzie, a ciebie Itachi
- spojrzałem na brata wymownie - o to, żebyś zbadał Sakurę i ustalił, co
dokładnie uległo uszkodzeniu.
-
Dopóki ona tego nie chce, synku, nie możemy nic zrobić, zdajesz sobie z tego
sprawę? - matka uśmiechnęła się do mnie smutno, szybko godząc się z lakonicznie
przekazanymi jej informacjami na temat haniebnego czynu mojej byłej
narzeczonej.
-
Wiem, ale ja ją namówię.
-
Miejmy nadzieję, że się zdobędzie na odwagę i wróci - rzucił ojciec, kierując
się do wyjścia. Mama podążyła jego śladami.
-
Brat? - zagadnął nieśmiało Itachi. - Nie sądzisz, że lepszy byłby doktor
Morino? Ja jestem tylko zwykłym psychologiem.
-
Nie - odparłem lekko, aż nazbyt, co sprawiło, że rodzice zatrzymali się w
progu. - On także brał w tym udział.
Wszyscy
spojrzeliśmy na siebie w wymownym milczeniu.
** *
I
oto ja, świr, stanęłam z powrotem przed moim rodzinnym domem. Choć miałam już
nigdy tam nie wracać. Jednak po sześciu latach czułam, że nie mogłam inaczej,
pomimo tego, że pełna sprzeczności i wewnętrznej walki z samą sobą, zdawałam
sobie sprawę, iż ponownie mogę zostać odrzucona. Jednak czułam, że muszę.
Z
wiekiem tak się ma, że zaczyna dostrzegać się różne głupoty, na które wcześniej
się pluło. Na przykład to, jak ważnym jest, żeby mieć rodzinę. Chociaż
uświadomiłam to sobie dopiero przed kilkoma minutami, widząc jak ogromne
uczucia łączą rodzinę Uchihów w całość, od razu do mnie dotarło jak ogromna
samotność mi doskwierała, nawet u boku Sasuke.
Wiedziałam,
że póki co na ojca nie mogłam liczyć. Cierpiał z powodu wkurwienia na mnie, na
które nie miałam wpływu. Bo nie chciałam ustąpić. Postanowiłam, że dopóki on
nie uszanuje mojej woli, ja sama nic z tym nie zrobię. Choć tak bezgranicznie
mu ufałam i wciąż kochałam ponad wszystko, nie sądziłam, że nie będzie on w
stanie zaakceptować mojej decyzji, którą podjęłam świadomie, jako dorosła
osoba.
Nie
zważając na niego, potrzebowałam w tym dniu wsparcia rodziny. A innej nie
miałam jak ta, która zamieszkiwała w tym domu. Może i wciąż byłam pełna żalu do
nich, że przekreśliły mnie wszystkie i to wtedy, kiedy ich najbardziej
potrzebowałam, jednak zaczęłam i u siebie samej dostrzegać wady oraz
zachowania, którymi mogłam je do siebie zrazić. Choć naprawdę się tego bałam,
nie miałam wyjścia.
Ostrożnie
nacisnęłam klamkę. Furtka sama puściła, skrzypiąc przeraźliwie. Popchnęłam ją
bardziej, wkraczając na podwórko. Nie kontrolowałam tego, co robiły moje nogi,
które ostrożnie posuwały się naprzód, nie miałam również wpływu na szalejące w
mojej piersi serce i ledwo słyszalny oddech. Czułam się obco, czułam się
zagrożona i nie wiedząc, kiedy, stałam już pod drzwiami. Trzęsącymi się palcami
nacisnęłam dzwonek, który w dalszym ciągu pobrzmiewał niesamowicie irytującą
melodią.
Usłyszałam
kroki. Nie były pospieszne, trochę za wolne, nieco szurające. I na dodatek
doskonale zdawałam sobie sprawę, do kogo one należały. W mojej piersi narósł
szloch i gdy już myślałam, że go nie powstrzymam, drzwi otworzyły się na
oścież, ukazując mi wnętrze z moich koszmarów.
-
Sakura?
Mimo
panicznego strachu, który ogarniał całe moje ciało, nie spuściłam wzroku, nie
odwróciłam się i nie uciekłam z krzykiem. Stałam i patrzyłam, jak gdyby nigdy
nic się nie zmieniło, jakbym wciąż miała dwanaście lat i nie znała bólu życia,
który mnie w tym miejscu spotkał.
-
Cześć mamo - udało mi się wykrztusić. Czułam stojące w moich oczach łzy,
wiedziałam, że jeżeli nie zamrugam, one zaraz wypłyną, a ja ponownie oszaleję.
Jeżeli chciałam się z nią pogodzić, nie mogłam sobie na to pozwolić, dlatego
uparcie dusiłam w sobie cały ten syf.
Moja
matka jedną ręką opierała się o klamkę, drugą zaś o futrynę i patrzyła na mnie
oniemiałymi oczami. Choć widziałyśmy się poprzedniego ranka, ja dopiero teraz
miałam okazję przyjrzeć się jej twarzy, którą tak niegdyś kochałam, na której
zawsze pragnęłam zobaczyć wyraz dumy i uznania dla tego co robiłam i kim byłam.
I pełna zaskoczenia odkryłam, że nadal pozostawała tak samo ładna, a nawet
przepiękna jak w moich najlepszych wspomnieniach. Niesforne kosmyki miodowych
włosów wypadających z ulubionej czerwonej spinki, nienaganna figura i te
brązowe oczy, patrzące na mnie już nie ze złością czy odrazą, a czystym
zdziwieniem, obramowane delikatnymi zmarszczkami.
I
kiedy tak obserwowałam migoczące na jej pełnych policzkach nieoczekiwane
promienie słońca, zostałam ponownie małą dziewczyną, tą byłam przed narodzeniem
się Ochy, dobrą, grzeczną i wpatrzoną w matkę ponad wszystko.
-
Czemu tu przyszłaś? - zapytała po naprawdę długiej chwili.
No
właśnie. Czemu? Co ja miałam jej powiedzieć?
-
Mamo... czy ja mogę wejść?
Przez
twarz matki przewinął się grymas bólu, którego się zupełnie nie
spodziewałam.
-
Oczywiście, że możesz - odparła zdławionym głosem, ustępując mi miejsca w
progu. - Przecież to twój dom.
*
Stałam
za nią. Naprawdę, sterczałam w tej kuchni jak jakiś obcy i gapiłam się na jej
wyprostowane plecy, kiedy ona zajmowała się tym, czym powinna się zajmować pani
domu, czyli robieniem kawy. Po mojej głowie z głośnym echem odbijały się
wspomnienia z posiadłości ojca, gdzie Sayuri nie musiała nic robić, jedynie
leżała i pachniała, czekając na rozwiązanie ciąży, która notabene wywoływała u
mnie jedynie irytację. Tata zachowywał się jak jakiś dzieciorób, a matka dalej
siedziała w kuchni i ogarniała dom, który niegdyś razem dzielili, w którym
niczego nie zmieniła. Dlaczego to wszystko tak się skończyło?
Mama
nie odzywała się już więcej. Chociaż nie miałam wrażenia, że mnie ignorowała,
od chwili, gdy zdjęłam buty nie spojrzała w moją stronę ani razu. Ale jakoś tak
nie miałam jej tego za złe. Bo jak niby inaczej miałaby mnie traktować? Już
wolałam to niż jakby się na mnie wydzierała, jak wczoraj.
Wreszcie
się do mnie odwróciła. I patrzyła na mnie spokojnie! Przez chwilę pomyślałam,
że to jakaś maska lub podstęp, jednak w pierwszej sekundzie moje ciało
przeszyła nieopisana radość. Jak ja za tym tęskniłam. Mama wzięła dwa kubki z
kawą, której zapach roznosił się apetycznie po kuchni i ruszyła w stronę
salonu. Ja wiernie za nią, rozumiejąc jej intencje bez słów. Może nie tylko ja
potrzebowałam pogadać?
Usiadłyśmy
na jedynej kanapie w dużym pokoju, która w dalszym ciągu stała pod oknem
wychodzącym na ulicę. Mama w jednym jej końcu, z jedną nogą podkuloną, ja w
drugim, po turecku, tak jak kiedyś miałyśmy w zwyczaju. Nie mogłam się
powstrzymać od nostalgicznego uśmiechu, który wywołał widok mojego starego,
zielonego kubka z wymalowanym nań śpiącym królikiem, w którym mama zwykle
podawała mi kakao, jak byłam mała. Obok niego na stoliku leżała książka, stos
gazet, kilka lakierów do paznokci i pusty talerz. Było tam tak domowo... taki
właśnie dom znałam. Nie taki sterylny jak u ojca oraz nie tak perfekcyjny jak
dom Uchihów. Ten mały nieporządek był mój.
I
pomimo moich wcześniejszych obaw, żadne wspomnienia nie wróciły. Już się nie
lękałam, bo nic się nie działo. Nikt nie krzyczał, nikt mnie nie szarpał ani
nie wyzywał. Nic mi się też nie roiło przed oczami. Czułam się tak bezpiecznie,
że było to aż niewiarygodne.
-
Słucham cię - odezwała się mama. Chyba znowu na mnie patrzyła. Nie mogłam się
oprzeć i również zwróciłam na nią oczy.
-
Nie wiem od czego powinnam zacząć - wyznałam trochę nieśmiało. Mamę to rozbawiło.
Podkuliłam nogi w geście zawstydzenia i oparłam o nie czoło.
-
Od czego chcesz - podpowiedziała, zwracając całe ciało do mnie.
-
Chciałabym, żeby było jak dawnej - szepnęłam. Nie wiedziałam, czy mnie
usłyszała, ale emocje zaczęły brać nade mną górę i nie potrafiłam powiedzieć
tego głośniej. - Nie wiem, co się dzieje wokół mnie, mamo. Nic nie rozumiem -
zaczęłam mówić nieco odważniej, choć nadal cicho. - Nie rozumiem, czemu wczoraj
przyszliście do mnie obydwoje z ojcem i zrobiliście mi awanturę. I czemu
dzisiaj witasz mnie, jakby nic się nie zmieniło, jakbyś... mnie nadal kochała?
Co... co się takiego zmieniło we mnie i w... tobie, że... nawet pomimo tego
wszystkiego... - urwałam, wybuchając płaczem.
A
matka znowu mnie zaskoczyła, przysuwając się bliżej i przytulając. I oto wtedy
poszłam na całość, rycząc jak mała dziewczynka w ramionach mojego największego
życiowego wroga. Serce przeżywało zawał, a w mózgu grasowało tornado.
-
Zawsze cię kochałam, jesteś moją córką - powiedziała, gdy trochę mi przeszło.
-
Jakoś średnio ci wychodziło okazywanie mi tego, kiedy jeszcze tu mieszkałam -
mruknęłam, wyswobadzając się z jej uścisku.
-
Ty też nigdy nie byłaś zbyt wylewna, a sama przyznasz, że jak dorastałaś,
zachowywałaś się bardziej jak ktoś ze wścieklizną, niż człowiek. Pewnie ty masz
o mnie takie samo zdanie - podała mi chusteczkę, a ja spojrzałam na nią z
krzywym uśmiechem.
-
Skąd niby wiesz, co ja o tobie myślę?
-
Pamiętam każde twoje słowo, które o mnie powiedziałaś na sali sądowej. Zrobiłaś
ze mnie niezłego potwora.
-
A ty swoim najazdem na dom Sasuke pokazałaś, że nic się nie zmieniło.
-
Może gdybyś była matką, zrozumiałabyś, co to znaczy bać się o życie własnego
dziecka - odsunęła się nieznacznie.
-
Skoro tak ci zależy na tym, żebym żyła, dlaczego nie odezwałaś się do mnie ani
razu przez te wszystkie lata?
-
O to powinnaś zapytać ojca - prychnęła.
-
A co on ma do tego? - uniosłam nieznacznie brwi.
-
Przecież się tak cieszyliście, kiedy odebrano mi do ciebie częściowo prawa
rodzicielskie. Sama twierdziłaś, że mnie nie potrzebujesz, Sakuro. Powiedziałaś
mi to może nie dosłownie w dniu, w którym się wyprowadziłaś, a potem na
rozprawie. Skoro nie chciałaś mnie widzieć, dostosowałam się do twojej woli,
myślałam, że tak będzie ci najlepiej, jeżeli wybrałaś... jego - powiedzenie
tego wszystkiego zajęło jej dobrą minutę. Miała zamknięte oczy i zmarszczone
czoło, twarz opartą o pięść. Westchnęłam.
-
Ja myślałam... - przerwałam, bijąc się z myślami. - Ja zawsze myślałam, że ty
mnie nienawidzisz.
-
To źle myślałaś.
-
Więc czemu to wszystko się wydarzyło? Czemu mnie wyzywałaś, czemu mnie
odpychałaś od siebie i biłaś? Dlaczego mnie nie przytulałaś, nie uśmiechałaś,
kiedy robiłam tak, żebyś była szczęśliwa?
-
Bo się ciebie bałam - odpowiedziała szczerze, otwierając oczy, w których były
łzy. - Nie wiedziałam, jak ci pomóc. Gdybym mogła cofnąć czas, to wszystko
pewnie potoczyłoby się inaczej. I chciałabym, żebyś teraz mnie uważnie
wysłuchała - dotknęła mojego ramienia. - Żałuję. Nigdy nie sądziłam, że twój
ojciec mógłby mi ciebie odebrać i rozbić naszą rodzinę. Chciałabym, żebyś
pamiętała o tym, że to on mnie zdradził, nie ja jego i ja o tym wiedziałam na
długo przed naszym rozstaniem. Nie potrafił tego przede mną ukryć, jednak żyłam
nadzieją, że się opamięta i nie zostawi naszej rodziny. Oczywiście, postąpił
inaczej i zabrał mi ciebie oraz Kaigo. Z początku prosiłam go, żeby pozwolił mi
się z tobą zobaczyć chociaż raz, jednak on twierdził, że beze mnie jest ci
lepiej, że potrzebujesz się leczyć i on dopilnuje, żebyś z tego wyszła. No to
się usunęłam. Aż do wczoraj, kiedy to przyjechał tutaj cały spanikowany, że
uciekłaś z kliniki. Nagle mnie potrzebował, twierdził, że ty mnie potrzebujesz.
Więc z nim pojechałam. A jak cię zobaczyłam znowu z tym Uchihą, to aż mną trząchnęło. To wszystko mnie przerosło.
Na
tym jej wypowiedź się skończyła. Zadałam więc pytanie, które w sumie od zawsze
mi towarzyszyło.
-
Mamo, co ty tak właściwie masz do Sasuke?
-
Myślałam, że wiesz i że rozumiesz. Nie mogłam pozwolić na to, żeby moja córka
prowadzała się z dilerem, który zmuszał ją do brania tego świństwa i do
współżycia - wyparowała całkowicie poważnie, a ja ryknęłam śmiechem. Czy to
jeszcze byłam ja? Niezrównoważona?
-
Ty chyba nie mówisz na serio?
-
Oczywiście, że tak - oburzyła się nieco. - Nie wiem, co cię w tym tak
cieszy.
-
Bo to jakiś stek bzdur, mamo - nadal się uśmiechałam, ale powstrzymałam się od
dalszego śmiechu, ze względu na jej niezrozumiałą minę. - Sasuke jest
największym przeciwnikiem dragów, jakiego kiedykolwiek poznałam, a na dodatek
wtedy, gdy byliśmy razem, był tak samo przerażony seksem jak ja. Kto ci
naopowiadał takich głupot?
-
Matka Sayi Hiyugashi - odpowiedziała, jakby to była najoczywistsza sprawa i
najpewniejsze źródło informacji w tym mieście.
-
A ona niby skąd miała takie pomysły? - dalej chichotałam.
-
No od Sayi - mama stawała się coraz bardziej niepewna.
-
Aha - pokiwałam głową, w której brakujące elementy układanki zaczynały tworzyć
całość. - Uwierzyłaś jakiejś głupiej kwoce i zamiast się mnie po prostu
zapytać, wyrobiłaś sobie o nim opinię.
-
A to, że się przez niego cięłaś? Jak to wytłumaczysz?
-
To było dawno temu, mamo. Gdyby nie to, że pojawiła się Ocha, ja nadal bym
mogła liczyć na twoją uwagę i może nie uciekłabym się do tego. Ja się czułam
przez ciebie odrzucona, przez niego wówczas również i nie umiałam sobie z tym
poradzić. Czułam, że nikt mnie nie chciał, nikt mnie nie akceptował. Nigdy nie
sądziłam, że to zajdzie tak daleko. Teraz trochę tego żałuję, ale cieszę się,
że nadal żyję. Bo to dobrze wiedzieć, że mnie kochasz. Jakoś mi tak lepiej -
przeczesałam dłonią włosy, opierając się o kanapę.
-
To dobrze - skinęła głową, również zatapiając się w poduszkach.
Obydwie
patrzyłyśmy w sufit, zupełnie jakbyśmy były zgodnymi siostrami lub
przyjaciółkami.
-
Mamo, chciałabym się z tobą pogodzić. Dopiero dzisiaj do mnie dotarło, że mi
ciebie brakuje i że to wszystko, co było kiedyś, chyba nie ma dla mnie już
większego znaczenia - z ulgą obserwowałam tańczącą w słonecznym świetle
firankę. - Kocham cię.
Matka
mi nie odpowiedziała. Z początku nie przeszkadzało mi to zbytnio, jednak po
kwadransie milczenia nieco się zaniepokoiłam. Odwróciłam twarz w jej stronę i
odkryłam, że po policzkach kolorem przypominających moje włosy spływały jej łzy
wielkości grochów. Moje ciało zareagowało automatycznie. Przysunęłam się bliżej
niej i oparłam głowę na jej ramieniu.
-
Przyszłaś tu tylko po to, żeby mi to powiedzieć? - wykrztusiła z siebie w
końcu.
To
i kilka innych rzeczy.
-
Tak? - poczułam, jak się uśmiechnęła. - Najtrudniejsze chyba za nami,
córciu.
Niekoniecznie
- westchnęłam. Podniosłam się z sofy i podałam jej chusteczki oraz przestygniętą
kawę. - Tata się mnie wyrzekł.
Matka
spojrzała na mnie uważnie, trochę z przestrachem.
-
Co ty mówisz?
-
Po tym jak wyszliście, pojechałam z Sasuke do studia. Po jakimś czasie
przyjechała również moja menadżerka i oznajmiła mi, że i ze mną, i z nią,
zerwał kontrakt - wyznałam przygaszona. - Zostałyśmy obydwie bez pracy dlatego,
że nie chcę podjąć się ponownie leczenia.
-
Może powiesz mi, dlaczego, bo i mnie to nieco zbiło z pantałyku - już nie
płakała.
-
Nie potrzebuję leczenia. Od roku jestem czysta, nawet już nie palę, może
okazjonalnie. Wyszłam z depresji i naprawdę chce mi się żyć, a bycie w
psychiatryku, to nie jest życie. Chciałabym mieć normalny dom, pracę, może
nawet wróciłabym na studia. Nie mogłabym tego wszystkiego, gdybym dalej tam
była. Może i jestem poważnie chora, jednak teraz, mając wsparcie Sasuke na co
dzień coraz słabiej to odczuwam.
-
Na co jesteś chora? - przerwała mi wpół zdania. Wyglądała na przejętą.
-
Mój były psychiatra stwierdził, że mam psychozę. Od czasu do czasu, kiedy się
naprawdę bardzo mocno czymś przejmę zaczynam słyszeć lub widzieć coś, czego nie
ma - odparłam bez zmrużenia okiem. Przecież to takie codzienne i normalne. -
Dla mnie to bardziej sporadyczne ataki, zwłaszcza, że razem z Sasuke staramy
się, żeby wokół mnie raczej był spokój.
-
Czy to się leczy? - dopytywała.
-
Tak. Można chodzić na terapię, ale bardziej pomocna jest farmakoterapia. Tata i
doktor Morino tak się na mnie wściekli, ponieważ ani jednego, ani drugiego nie
stosowałam.
-
Dlaczego? Przecież to po to, żeby ci pomóc, Sakura - złapała mnie za
ramię.
-
Bo odkryłam, że to wcale nie było pomocne, a wręcz przeciwnie. Rozmawianie z
doktorem po tylu latach było bardziej robieniem ze mnie świra, niż pomaganiem,
a leki mnie otumaniały do tego stopnia, że kompletnie nie wiedziałam, co się ze
mną działo. Po co miałam w tym tkwić? - upiłam łyka kawy.
-
Rozumiem, że chłopcy są bardziej pomocni i dlatego tak postąpiłaś -
stwierdziła, a mi mowę odjęło. Myślałam, że będzie mnie naciskać, żebym tam
wróciła, a ona tak po prostu mnie zrozumiała.
-
Tak.
-
No dobrze. Tak sobie myślę... może mogłabyś spróbować zapisać się do innego
specjalisty? - westchnęła, patrząc na zegarek pod telewizorem. Wzruszyłam
ramionami. Nie uznałam tego za niedorzeczny pomysł. Terapia bądź co bądź zawsze
mogła pomóc. Może nie u psychiatry, a u terapeuty? I nie samej, a z rodziną? -
Co jeszcze?
Wtedy
po salonie rozległ się dzwonek mojego telefonu. Spojrzałam kontrolnie na matkę,
jednak nie wyglądała, jakby miała coś przeciwko temu, żebym odebrała.
Pośpiesznie wyciągnęłam aparat i odebrałam.
-
Halo?
- Gdzie ty się
podziewasz?! -
zagrzmiał Sasuke. - Myślałem, że zeszłaś na dół. Patrzę, a ciebie nie ma. Gdzie
w takim razie jesteś?
-
Jestem u mamy - powiedziałam bez zbędnych ogródek. W słuchawce przez chwilę
panowała cisza.
-
Mogę wiedzieć, po co? - ton Uchihy
przywiódł mi na myśl odgłos deptanych, jesiennych liści.
-
Przyszłam się z nią pogodzić. Też chciałabym mieć dom - ściszyłam nieco głos,
wypowiadając ostatnie słowa. Wstyd było mi nawet przed nim, że nie byłam
nigdzie u siebie. - Jeżeli byś mógł, chciałabym, żebyś tu przyszedł.
-
W porządku - wydawał się być nieco
spokojniejszym, choć bez patrzenia mu w oczy niczego nie mogłam być pewna.
Rozłączył
się pierwszy, bez pożegnania. Może jednak nadal w nim buzowało. Miałam
nadzieję, że nie zrobi mi sceny przy mamie, skoro dopiero co go w jej oczach
wybieliłam. Znowu na nią spojrzałam.
-
Co jest takiego w tym chłopaku, że się na nim tak uwiesiłaś, co? - spytała,
odkładając kubek na stolik.
-
Nie wiem - skłamałam.
No
bo jak powiedzieć matce prosto w oczy, że jak się widzi takiego kogoś jak
Sasuke, to miękną nogi, serce staje na baczność i momentalnie jest się już jego
ofiarą? Jak przyznać się, że brunet jednym słowem, bądź gestem potrafi zrobić
moim zmysłom istne sacrum i profanum na raz?
-
Myślę, że wiesz - prychnęła. - Skoro twierdzisz, że jest godny tego, byś z nim
mieszkała i że moja opinia o nim jest błędna, może rzeczywiście będzie lepiej
zacząć wszystko od nowa.
Wtedy
to zadzwonił dzwonek. Choć ja pierwsza zerwałam się na równe nogi, matka
uspokoiła mnie jednym, stanowczym gestem i sama ruszyła w stronę przedpokoju,
pozbawiając mnie szansy skontrolowania przebiegu ich spotkania. Usiadłam,
bezsilna i zrezygnowana.
-
Dzień dobry - przywitał się uprzejmie, choć wiedziałam, że wolałby nie być dla
niej zbyt miły.
-
Wejdź, Sasuke - odparła mama tonem, z którego nie mogłam nic wyczytać.
Nastąpiła
chwila względnej ciszy, jedynym, co słyszałam, było pośpieszne rozbieranie się
Uchihy z ubrań. Po kilkunastu sekundach ujrzałam go w progu pokoju, tuż obok
mojej matki. Wlepiał we mnie wściekłe gały i całą swoją aurą upewniał mnie
tylko w przekonaniu, że czeka mnie ostry wpierdol za kolejną ucieczkę.
-
Cześć, Sasuke - postanowiłam udawać, że kompletnie nie zauważyłam tego jakże
oczywistego przekazu, którym emanował. - Nagadałeś się już z rodzicami?
-
O tobie? Owszem - fuknął, aż mnie ciarki przeszły. - Czemu mi nic nie
powiedziałaś?
-
Bo byłeś zajęty - odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem. Mama, jak gdyby nigdy
nic, siedziała na swoim dawnym miejscu i obserwowała nas uważnie. I weź jej
powiedz w takiej atmosferze, że wychodzisz za tego typa za mąż.
-
Usiądź proszę w fotelu, Sasuke i się uspokój - matka wreszcie zabrała głos,
przerywając moją niebezpieczną wymianę zdań z ciemnookim. Ten spojrzał na nią z
jakimś dziwnym wyrzutem. - No siadaj. Nic wam nie będzie, jak nie usiądziecie
raz obok siebie.
I
Uchiha zasiadł w fotelu, dokładnie naprzeciwko mnie. W klasycznym, męskim
rozkroku, z dłońmi opartymi na udach, siedział i wywiercał mi dziurę w duszy. I
sama nie wiedziałam, dlaczego, wyglądał bardzo zabawnie. Pozwoliłam sobie tylko
na ściągnięcie warg w prostą kreskę i zdecydowaną ucieczkę oczu w kierunku
wystygłej kawy.
-
No to po co on miał tu przyjść, Sakura? - zapytała mama, unosząc wyczekująco
brwi. Zarumieniłam się, jeszcze więcej uwagi poświęcając mojemu kubkowi.
-
To może ja powiem, bo chyba się domyślam, co wymyśliła - odezwał się
brunet.
-
Proszę - odparła, opierając się wygodniej o kanapę. Sasuke w końcu zwrócił swe
oczy ze mnie na nią, a ja odetchnęłam z ulgą.
-
Oświadczyłem się Sakurze - powiedział bez zbędnych wstępów, a ja nie
wytrzymując napięcia, zacisnęłam mocno oczy, czekając na wybuch jednego bądź
drugiego. - Zgodziła się, ale chciałbym również mieć pani przyzwolenie.
-
Wybrałeś sobie nieco złą kolejność, chłopcze - mruknęła nadzwyczaj
chłodno.
-
Zdaję sobie z tego sprawę, jednak nie przewidziałem tego, że pani córka będzie
chciała odnowić z panią kontakty. Gdyby mnie uprzedziła, wyglądało by to
bardziej przyzwoicie - przyznał. - Na swoje usprawiedliwienie dodam, że moi
rodzice również dowiedzieli się o tym dopiero przed chwilą.
Mama
nieoczekiwanie się roześmiała, co spotkało się i z moim i z jego
zdumieniem.
-
Słabe to pocieszenie, ale czego innego mogłam się po was spodziewać -
powiedziała z uśmiechem. - Co na to twoi rodzice? Tylko szczerze.
-
Nie są do tego do końca przekonani, ale szanują moją decyzję - odparł
całkowicie poważnie. - A pani?
-
Ja również nie jestem pewna, czy to dobry pomysł. Jesteście młodzi, w moich
oczach jeszcze jesteście dziećmi, na dodatek okazało się, że nic tak naprawdę o
tobie nie wiem, choć przyjaźnię się z twoją matką od bardzo dawna - westchnęła.
- Nie wiem, co powinnam ci odpowiedzieć. Moja córka pewnie chciałaby, żebym się
po prostu zgodziła, ale obydwoje dobrze wiecie, że w życiu nie ma tak
łatwo.
-
Pani nam to dobitnie zawsze pokazywała - palnął, a ja spojrzałam na niego jak
na debila. No nie ma co, urodzony dyplomata.
-
Jak będziesz mieć własne dzieci, to zrozumiesz - skwitowała, totalnie
nieporuszona jego niegrzeczną uwagą. - Zawsze zależało mi jedynie na jej dobru,
więc z tego, co mówiła Sakura, mamy podobne cele.
-
Na to wychodzi - wreszcie się uśmiechnął. Ona również.
-
Sasuke, zgodzę się, ale pod jednym warunkiem - powiedziała bardzo
dokładnie.
-
Słucham?
-
Niech Sakura z powrotem się do mnie wprowadzi - oznajmiła, a ja struchlałam.
Przez myśl mi nawet nie przeszło, że mama znów chciałaby, żebym dzieliła z nią dach.
- Nie mówię, że chcę ją w jakiś sposób kontrolować, jednak chciałabym, żeby to
miało ręce i nogi. Mógłbyś ją codziennie odwiedzać, nawet zostawać na noc, nie
chcę was rozdzielać. Jako jej matka uważam, że skoro mamy coś naprawiać, to
powinniśmy zacząć właśnie od tego.
W
pomieszczeniu zapadła grobowa cisza. Słychać było jedynie nasze miarowe oddechy
i w moim umyśle brzmiało to naprawdę mrocznie.
Byłam
zszokowana propozycją mamy i będąc szczerą, nie wiedziałam, czy chciałabym
znowu spróbować życia w taki sposób, z nią obok. Owszem, chciałam mieć mamę,
ale może nie na co dzień, nie obecną w każdej minucie mojego życia, nie bez
tajemnic. Taka sytuacja miała ostatnio miejsce w podstawówce i ja sama już nie
pamiętałam, jak to jest być zależną od kogoś innego niż ojciec, Sasuke, bądź
lekarz.
Jak
to jest mieć kochającą mamę? Czy tak, jak było to do tej pory – z mnóstwem
krzyków i zakazów - czy może raczej na spokojnie i ciepło? Czy ja kiedyś czułam
w tym domu ciepło? Czy to nie stąd od zawsze pragnęłam uciec? I teraz miałabym
wrócić? Wyrzec się tamtej siebie, z najgorszego okresu w moim życiu?
Miałam...
zapomnieć?
-
Mamo, nie wiem, czy mogę tak spontanicznie podjąć taką decyzję - powiedziałam
otwarcie.
-
Jaka by nie była, jest twoja - czułam w jej głosie lekki zawód. - Przecież
nawet jak tu nie zamieszkasz, to i tak się pobierzecie. Najpierw zabrali mi
prawa do ciebie, a teraz jesteś pełnoletnia, nie mam nad tobą żadnej
kontroli.
-
No tak, ale wtedy pani warunek nie ma sensu - wtrącił brunet.
-
A ty co o tym sądzisz? - spojrzałam na niego nieśmiało. Przez jego twarz,
pierwszy raz od wczorajszego wieczora przewinął się cały wachlarz emocji. Nie
byłam jedyną, której ten temat nie był na rękę.
-
Wiesz, że nie mam po co żyć, jeżeli nie ma cię obok - powiedział, zasłaniając
twarz dłonią.
Okej,
autentycznie z wrażenia spadłam z kanapy. Mieszkałam z nim od trzech miesięcy,
widywałam go dzień w dzień i teoretycznie wiedziałam, że mnie kocha, a mimo to
w dalszym ciągu przy każdym takim wyznaniu czułam się jak poturbowana w pogo
psychofanka. Sasuke spojrzał na mnie z politowaniem, a ja zagłębiałam się w
poczuciu, że ze mnie jest klasyczny debil.
-
No i wszystko jasne - skwitowała mama.
-
A co powiesz na weekendy? - zaproponowałam, siadając z powrotem.
-
Chcesz go zostawiać na cały weekend po takim wyznaniu? - zdziwiła się wielce.
Uchiha patrzył się na mnie wrogo, a ja, wewnętrznie rozanielona, układałam w
głowie misterny plan złożony z namiętnych pożegnań w piątki i gwałtownych
powitań w niedzielne wieczory.
-
Właśnie doszłam do wniosku, że to nie jest takie głupie - oznajmiłam
zadowolona.
Chyba
go zabiłam. Naprawdę, gapił się na mnie, jakbym mu wbiła nóż w plecy. Kurwa,
jakie to było piękne, a ja sama, genialna!
-
Tak właśnie chcesz żyć? - zapytał Sasuke, ukrywając w głębi siebie cały swój
ból, który - byłam święcie przekonana - właśnie czuł.
-
Przecież to tylko dwie noce w tygodniu - uśmiechnęłam się. Wstałam, obeszłam
stolik i nie zważając na matkę, uklęknęłam przy nim, dotykając policzkiem jego
kolana. - I tak będziemy razem. A może zyskamy coś nowego? No i w końcu to nie
jest na zawsze. Zgódź się.
-
Nie potrzebujesz mojej zgody, Sakura - odparł chłodno. Podniosłam głowę i
ogarnęłam ufnym, zakochanym spojrzeniem całe jego oblicze.
-
Potrzebuję - mruknęłam. - Chcę jej, Sasuke.
Brunet
nic nie odpowiedział. Położył mi dłoń na głowie i wczepił ją w moje włosy,
zamykając oczy.
*
Nie
było to dla mnie łatwe. Stałam przed drzwiami do mojego własnego pokoju i jakoś
nie mogłam się zdobyć na to, żeby tam wejść. Sama co prawda się uparłam, że
chcę to zrobić, jednak, gdy przychodziło co do czego, zachowywałam się jak
rodowity tchórz.
Mierzyłam
własne oddechy. Było ich już sześćdziesiąt trzy.
To tylko pokój - powtarzałam sobie w myślach,
lecz to wcale nie czyniło mnie bardziej pewną siebie.
Czułam
swój zaciśnięty z nerwów żołądek, czułam, jak pocą mi się dłonie, a przed
oczami stawały mi wszystkie wspomnienia z nocy, której ostatni raz miałam
okazję trzasnąć tymi drzwiami, chcąc się odciąć od życia na dobre.
-
Coś nie tak? - poczułam obecność Uchihy za moimi plecami. Wszystko było nie
tak.
-
Jakoś nie mogę - wyznałam, puszczając klamkę już któryś raz z rzędu.
-
To tego nie rób - w jego głosie wyczułam wyraźną prośbę. Przyciągnął mnie
ramieniem do siebie i owinął mnie nim tak ściśle, że wiedziałam, że dopóki nie
odpuści, nie zostanę uwolniona. Tak jak zawsze. To w nim najbardziej
lubiłam.
Mama
była na dole. Szykowała kolację dla nas i rodziców Sasuke, po których poleciał
przed chwilą. Matka chciała z nimi to wszystko obgadać, tak jak nakazywała
tradycja. Chciałam obejrzeć mój pokój sama, zrobić to szybko i mieć to za sobą.
Niestety, nie zdążyłam. Tak najwyraźniej miało być. Dziewczyn, póki co nie
było. Z tego się cieszyłam. Obawiałam się ich reakcji na mój widok. Nie byłam
zbyt przyjemna dla Yuriko, kiedy ostatnio się widziałyśmy. A co mogła sobie
pomyśleć Ocha? Zerwałam z nią kontakt, całkowicie. Prawdę mówiąc, wcale o niej
nie myślałam przez te lata. Freud by powiedział, że to jej tak naprawdę
nienawidziłam, tak sądzę. No, trudno było mi określić, ale nie czułam zbyt
dużego poczucia winy z tego powodu. Może Freud miałby rację. Powróciłam myślami
do drzwi.
-
Sasuke, zrób to za mnie, proszę...
-
Nie - odparł niemal natychmiast. Drgnęłam, czując zawód. - Skoro tego chcesz,
to sama to zrób.
Miał
rację. Musiałam być samodzielna. Złapałam mocno za klamkę i pchnęłam. Drzwi
ustąpiły, a mnie owinął zapach pasty do podłóg, taki śmierdzący, i proszku do prania.
Zapaliłam światło. Przestąpiłam przez próg i zamarłam.
Nic
się nie zmieniło. Matka nie zrobiła co prawda z tego pokoju sanktuarium, ale
miałam dziwne przeczucie, że sterylność tego pomieszczenia i tak była nieco na
wyrost.
-
Jak tu czysto - prychnęłam.
-
Tu zawsze tak było - odwróciłam się do Uchihy przodem. Dalej stał w korytarzu i
obserwował mnie uważnie. - To u mnie zawsze był syf, a u ciebie porządek. -
Uśmiechnęłam się do niego szeroko.
Jednym
z powodów była jego słuszna uwaga. Drugim zaś fakt, że pokój pozostawał tylko
pokojem, a ze mną dalej było w porządku.
-
Wejdź - wywróciłam oczami i rozejrzałam się wokół siebie.
Z
wierzchu nie wyglądało, jakby trzeba było tu sprzątać. Ja zostawiłam porządek i
mama również o niego dbała. Zastanawiało mnie jednak w jakim stopniu i to był
główny cel mojej wizyty w tym pomieszczeniu.
-
Usiądź - poleciłam Sasuke, który zaraz po tym potulnie rozsiadł się na łóżku.
Znowu zaczął wlepiać we mnie te swoje wielkie, ciemne gały.
Podeszłam
do szafy przy drzwiach. Otworzyłam ją, zawiasy nawet nie zaskrzypiały. Wewnątrz
było pusto. Bardzo mnie to zdziwiło. Nie zabierałam ze sobą zbyt wiele rzeczy,
planowałam przecież popełnić samobójstwo. Dobrą chwilę stałam i wgapiałam się w
puste półki w poszukiwaniu odpowiedzi. Aż w końcu zaskoczyłam - przecież ojciec
jeszcze przed rozwodem wszystkie te ciuchy przeniósł do swojej nowej chaty w
nadziei, że to tam uwiję sobie gniazdko. Na ten moment jego wielkie kurwa
niedoczekanie. Zamknęłam szafę i swoje kroki skierowałam do stojącego w poprzek
pokoju łóżka. Położyłam się na podłodze i zaintrygowana zerknęłam pod stelaż.
Prychnęłam, wyciągając rękę w stronę blaszanej kasetki. Wierzyć mi się nie
chciało, że mama do niej nie zajrzała, skoro wręcz lśniła czystością. Usiadłam
na łóżku obok Sasuke, a on – pewnie zaciekawiony jej zawartością - przysunął
się bliżej mnie. Otworzyłam ją sprawnym ruchem i aż zaniemówiłam.
-
Co to jest? - głos bruneta dawał mi do zrozumienia, że znajdował się w stanie
wyraźnego szoku.
-
To... to takie moje skarby - mruknęłam nieco zawstydzona. Wysypałam zawartość
kasety na pościel i przyjrzałam się wszystkiemu uważnie.
Tylko
się nie przestraszcie, nie chcę wyjść na wariatkę. Z tą samą myślą zerknęłam
ukradkiem na siedzącego obok mężczyznę. Pomiędzy mną a Sasuke prezentowała się
moja mała kolekcja przydatnych przedmiotów, o której najwyraźniej wiedziałam
tylko ja.
Był
zielony pendrive, na którym miałam nagrania z naszch koncertów. No i kilka
fajniejszych piosenek, przy których lubiłam nie myśleć.
Było
kilka zdjęć: z Naruto i Sasuke, jak byliśmy młodsi, z Ino i Hinatą z naszych
szalonych nocowań w roku, w którym Uchiha wyniósł się do Tokio z rodzicami.
Było też zdjęcie z rodziną, bardzo zniszczone, całe porysowane, jak gdybym
wówczas chciała unicestwić całą soją rodzinę. Moja twarz była całkowicie
niewidoczna i na dodatek przedziurawiona na wylot. Uśmiechnęłam się na myśl,
jak bardzo zmienił się mój sposób myślenia o tym wszystkim. To był jednak
smutny grymas.
Był
też rozwalony, stary cyrkiel, maszynka do golenia i oczywiście trzy żyletki.
Jedna z nich niewyczyszczona. Skoro już o tym mowa – ponownie zerknęłam z obawą
w stronę Uchihy, który bardzo kiepsko ukrywał swoje niedowierzanie i coś na
kształt odrazy. Powinnam była jednak przejrzeć to sama; nie mógł się przecież
spodziewać, że ktoś może robić takie obrzydliwe rzeczy, a szczególnie ja.
Wzięłam
do ręki starannie złożone chusteczki, na których jawiły się brązowe plamy.
Jedne większe, inne niekoniecznie, ale wszystkie były. Obracałam je w palcach,
czując wewnątrz narastające pieczenie. Dawno już zapomniałam, jak to jest
zapadać się w siebie. Byłam ciężka, a materac, na którym obydwoje siedzieliśmy
nagle zdawał się być ruchomymi piaskami, gotowymi pochłonąć moje Ja za
wszystkie przewinienia i nakarmić się moim poczuciem winy i wstydu, które
zaczęły mi towarzyszyć.
-
Po cholerę to trzymałaś? - ciemnooki zapytał, wyrywając mi je wszystkie z rąk.
Nie opierałam się, spuściłam mocno głowę.
-
To taki mój sentyment - wyznałam po dłuższej chwili. Czułam, że nie rozumie.
Chcąc uniknąć dalszych pytań, wzięłam do ręki ostatnią rzecz. Uniosłam torebkę
na wysokość jego oczu. - Chcesz?
-
Nie - burknął.
-
Ja też - przyznałam, rzucając stary, zwietrzały susz konopi wprost do kasetki.
Przez chwilę było naprawdę cicho, a buzujące w Sasuke emocje powoli zaczynały
przenosić się też na mnie.
-
Co zamierzasz z tym zrobić? - zapytał niecierpliwie.
-
Zdjęcia i gwizdek sobie zostawię, a... - westchnęłam, wahając się nad
porzuceniem przeszłości - a resztę trzeba wypieprzyć - powiedziałam szybko. -
Muszę się w końcu odciąć od tego gówna.
Spakowałam
wszystko, co chciałam wyrzucić z powrotem do kasetki. Zielsko podałam brunetowi
i poprosiłam, żeby to spuścił w kiblu. Skinął głową, a ja czym prędzej zeszłam
na dół. Nim się obejrzałam, choć starałam się iść powoli, byłam już w
kuchni.
Mama
kończyła właściwie przygotowywać herbatę. Trzęsły się moje nogi, ręce, nawet
serce wywijało w mojej piersi salta godne olimpiady, ledwo mogłam ustać, w
skrócie. Twarz miałam jednak kamienną i ze spokojem przyjmowałam fakt, że
prawdopodobnie odpływała z niej cała krew. Odchrząknęłam, a kobieta odwróciła
się do mnie powoli, zupełnie jakby czuła, że stoję za nią. Spojrzała na kasetkę
z zainteresowaniem, po czym wróciła do robienia herbaty.
-
Nie chciałam w tym grzebać - odezwała się w końcu. - To pudełko ma złą
energię.
-
Jeżeli chcesz zobaczyć, co jest w środku, masz ostatnią szansę - powiedziałam
cicho. Ona westchnęła i stanęła do mnie przodem, czekając, aż do niej podejdę,
co natychmiast uczyniłam. Podałam jej kasetę i z udawanym spokojem patrzyłam na
coraz to bardziej obrzydzoną twarz kobiety.
-
Tak mi się właśnie zdawało, że nie znajdę tam nic dobrego – tylko mruknęła
zasmucona.
-
Pokazuję ci to nie bez powodu. Chcę, żebyś zobaczyła coś bardzo dla mnie
ważnego - odebrałam jej pudełko. Otworzyłam szafkę, w której był kosz i
wywaliłam całą zawartość, która zabrzęczała cicho bez cienia żalu. Gdy
zamknęłam szafkę, spojrzałam na nią z uśmiechem. - Zaczynam od nowa mamo i
chciałam ci to udowodnić, żebyś nigdy w to nie zwątpiła. A to nie wszystko – z
kieszeni spodni wyciągnęłam złożoną kartkę, tę samą, co rano. - Chcę ci to pokazać.
Przeczytaj, kiedy będziesz chciała. To jest takie... od serca. Zresztą,
wymyśliłam to dzisiaj rano.
Mama
spojrzała na kartę i miałam wrażenie, żee domyśliła się, co na niej było. W
mojej głowie zaś, patrząc na jej powoli rozjaśniające się, zmęczone oblicze
pobrzmiewało tylko jedno, najważniejsze zdanie z tej kartki.
Usłyszałam
odgłos kroków na schodach. To był Sasuke. W tej samej minucie otworzyły się
drzwi wejściowe i zobaczyłam państwa Uchihów, którzy ochoczo gawędzili z moimi
siostrami - roześmianą Yuri i bardzo wyrośniętą, wyraźnie poirytowaną
Ochą.
Zapominam, co rani
mnie.**
Nasze spojrzenia się
skrzyżowały.
Cześć.
Ci
z Was, którzy obserwują mój fp na Facebooku i widzieli posty wiedzą, że nie
było mi łatwo napisać ten rozdział. Najpierw było przygotowanie do matury,
potem same egzaminy, które udało mi zdać i to nawet całkiem dobrze – przerwa w
pisaniu była więc opłacalna. Potem długie wakacje, podczas których zaczęłam
pracę nad tym rozdziałem i doszłam do wniosku, że ujawnienie w nim jak naprawdę
było pomiędzy bohaterami i co wydarzyło się w pierwszej części i na początku
drugiej. Pomogła mi w tym, uwaga, moja własna mama, która kompletnie nie
ogarniała, co się działo przez te sześć lat na tym blogu, ale po krótkim
wprowadzeniu wygłosiła długi monolog na podstawie którego powstała scena z mamą
Sakury. Dlatego to jej należą się największe propsy w tym momencie. Obawiam się
nieco Waszej reakcji, w końcu Hikari przez sześć lat była główną antagonistką.
Wierzę jednak, że zrozumiecie, co chcę Wam przez to pokazać. Czekam na
komentarze xd
Nie
wiem, kiedy pojawi się następny rozdział. Dzięki Kodomo podjęłam decyzję, że 21
nie powinien być ostatnim, ale nie wiem czy następny będzie 22, czy epilogiem.
Wyjdzie w praniu. A póki co, za miesiąc sesja. No bo dostałam się na swoją
wymarzoną psychologię i powiem Wam, że w przypadku tej historii może się to
okazać pomocne.
Dziękuję
wszystkim, którzy czekali ponad rok. Liczę, że i tym razem Was nie zawiodę.
Loffki
z A1 (lecę właśnie na sylwka do Łodzi).
Szczęśliwego
Nowego Roku <3
Tytuł: „Pysk” Bovska
*-
„This is what makes us girls” Lana
Del Rey
**-
„Pysk” Bovska
Cierpiąca Nanase
Kiedy następny rozdział? Czekam z niecierpliwością. Rozdziały wciągające
OdpowiedzUsuńJestem!
OdpowiedzUsuńCzuwam!
Spokojnie.
Po pierwsze - cieszę się, że udało Ci się napisać i w koncu możemy cieszyć swoje oczy nowym rozdziałem.
Po drugie - warto było. Warto było czekać tyle czasu.
Szczerze mówiąc, nie wiem czy to kwestia tego, że zawsze było łatwo mną manipulować, czy tego, że przez ostatni rok moje poglądy na pewne sprawy się zmieniły, ale nie było dla mnie zaskoczeniem pogodzenie się Sakury i jej matki. Było to tak zupełnie naturalne, że aż sama jestem zdziwiona swoją reakcja, ponieważ cały czas pamiętam swoje wzburzenie, chociażby z poprzedniego rozdziału.
Co do Sasuke. No cóż mogę powiedzieć. No słodziak no... No.
Cieszę się, że się wszystko tak wyjaśnia ładnie i w końcu znajdą trochę spokoju (proszę XD). No ogólnie się cieszę no.
Ale chciałabym Ci jeszcze podziękować trochę. Bo ja jestem sentymentalną osobą i ta historia na pewno zostanie ze mną na długo, mimo, że już jestem starym koniem (:'(). Dlatego też mi miło, że jeszcze chwilę będę mogła czekać na kolejne rozdziały, bo myślę, że niewiele osób lubi się żegnać, z rzeczami które lubią, a ja lubię tu czasami wpadać (nawet jak nie ma nowego rozdziału :o).
W każdym razie Nanase! Weny jak zawsze, kopa do działania i miłego tygodnia Ci życzę!❤️
(Chyba powoli dorastające) Dziecko.
Ps.: Myślę, że więcej scen z pięcią Sasuke i obitą mordą Sayi w roli głównej to klawy pomysł :D
Zrób spis wszystkich utworów pojawiających się w obydwu częściach opowiadania
OdpowiedzUsuńCzekamy cały czas
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam cały blog, jestem nową czytelniczką.
OdpowiedzUsuńWidać bardzo dużą poprawę w Twoim pisaniu od pierwszych rozdziałów, aż do tego najaktualniejszego.
Czekam z dużą niecierpliwością na (możliwe) ostatni rozdział, pozdrawiam ciepło. <3