Kap.
Kap.
Kap.
Plusk.
Woda nieśpiesznie niknęła w
odpływie, a ja coraz bardziej zmarznięty nie potrafiłem jakoś się
od niej oderwać. Doprawdy, było w niej coś iście pociągającego.
Zakręciłem zrezygnowany kurek. Trzeba przecież na wodzie
oszczędzać – dzieci w Afryce głodują, a ja się tu bezczelnie
zabawiam pod prysznicem.
Odsunąłem drzwiczki i
postawiłem mokrą stopę na dywaniku. Od razu przeszedł mnie zimny
dreszcz. Co tej Sakurze znowu odbiło? To, że zima już prawie sobie
poszła, to nie znaczy, że mogła tak bez powodu robić przeciąg.
Coś mnie jednak zaniepokoiło.
Trzasnęły drzwi.
W tym mieszkaniu, poza tymi od
łazienki, były jeszcze tylko drzwi wejściowe. Po co miałaby je
otwierać? Tak wcześnie rano. Sakura nigdy nie należała do rannych
ptaszków. Prawdę mówiąc, od kąd tu zamieszkała, ani razu nie
widziałem, żeby obudziła się o pojedynczej godzinie. Raczej
bliżej dwunastej. Ja z resztą podobnie.
Dzisiaj jednak Jiraya
zarezerwował nam studio na rano, dlatego zerwałem się wcześniej z
łóżka. Kiedy zostawiałem ją w nim, spała jak dziecko,
zagrzebana w pościeli i z wypiekami na twarzy. Odleciała tak mocno,
że nie było takiego, który zdołałby przerwać ten stan. Mogliby
ją zgwałcić, nic by nie zauważyła.
Po mieszkaniu rozległy się
podniesione głosy, układające się w bardzo chaotyczny i nerwowy
dialog, z którego niewiele rozumiałem przez tłumiące drzwi. Nie
mogłem się dłużej zastanawiać. Ubrałem szybko dres i bluzę,
które od razu przyczepiły się do mojego nasączonego parującą
wodą ciała. Nie miałem czasu na wycieranie się. Głosy stale
przybierały na sile, a pomiędzy kwestiami następowała coraz to
krótsza przerwa.
W końcu wydostałem się z
łazienki.
Nie mogłem uwierzyć własnym
oczom. Zapanowała cisza.
Sakura stała tuż przy
rozłożonej kanapie, po której widać było, że dopiero, co
została opuszczona. Była ubrana tylko w majtki i moją starą,
wyciągniętą koszulkę z długim rękawem. Miała potargane włosy
oraz wciąż zaspane, jednak pełnie lęku oczy. Ona również na
mnie spojrzała. Poczułem jej strach i zdezorientowanie na własnej
skórze.
W wejściu do pokoju, a
zarazem tuż przy mnie stali jej rodzice. Razem.
– O proszę, o to sprawca
całego zamieszania – odezwała się pani Haruno, nie szczędząc
na mnie jadu. Szybko ukryłem moje zdziwienie, zastępując je powagą
i ogólnym chłodem.
– To wszystko przez ciebie,
Sasuke – dołączył się Ikuo, również nie pozostawiając na
mojej osobie suchej nitki.
– Dzień dobry – odparłem
spokojnie, zamykając za sobą drzwi.
– Sasuke, ja... –
różowowłosa patrzyła na mnie pełna poczucia winy. Nie miała do
niego powodu, więc postanowiłem ją zignorować.
– Ty się lepiej nie odzywaj
– dogadała jej matka, co spowodowało moją złość. Trzymałem
ją jednak w ryzach. Wystarczyło, że tych dwoje kipiało do nas
bezpodstawną nienawiścią. Przeszedłem do kuchni, wymijając ich
jak gdyby nigdy nic.
Nalałem wody do czajnika i
włączyłem. Musiałem w końcu zjeść śniadanie. Tylko, co by tu
wybrać? Otworzyłem lodówkę i podrapałem się po głowie. Kiedy
ostatnio jadłem coś zdrowego? Może oto nadszedł dzień, w którym
powinienem zacząć. W końcu tyle wokół mnie się zmieniło.
Codziennie coś nowego. Jakaś mała niespodzianka, która mogła
zaważyć na dalszym losie ludzkości.
Wyjrzałem zza lodówki. Nadal
tam stali i wgapiali się we mnie jak w obrazek. Ale taki brzydki,
którego nikt nie chciał dotknąć nawet przez szmatkę. Coś
podobnego do moich prac na plastykę, jak mniemałem. Wzruszyłem
ramionami i wróciłem do szperania w lodówce.
Sakura pewnie też była
głodna, choć szczerze wątpiłem, czy będzie miała siłę jeść
w takim stanie. W końcu, jakby nie patrzeć, nawiedzili nas z samego
rana, w dodatku z awanturą. Powinienem zrobić więc coś lekkiego,
co przeszłoby przez nią lekko. Może owsiankę? Poza tym, nie
chciałbym, żeby przytyła. Tak, jak wyglądała teraz, było
dobrze. Nawet bardzo.
– Ty – wysyczała jej
matka, podchodząc do mnie. Zignorowałem ją. Wyjąłem mleko,
zamykając lodówkę.
Przeszedłem do szafki pod
okno, w której trzymałem wiele rzeczy w stylu płatków owsianych.
Powinny jeszcze jakieś być. Kobieta jednak nie odpuszczała.
Złapała mnie za ramię. Jej uścisk był tak słaby, że prawie go
nie poczułem. Odwróciłem się do niej.
– Czego? – zapytałem
grzecznie, posyłając jej najbardziej nienawistne spojrzenie na
jakie mogłem sobie pozwolić. Zmarszczyła brwi. Gdyby nie blond
włosy i pięćdziesiątka na karku, pomyślałbym, że to druga
Sakura. Wykapana mamusia, co?
– Jesteś bezczelny,
gówniarzu – odparła odważnie, ściskając mocniej.
Gdybym tylko chciał,
wyrwałbym się jej z łatwością i pokazał, gdzie jest jej
miejsce. Była bardziej wkurwiająca od Sakury, choć nigdy bym nie
przypuszczał, że to możliwe. Odwróciłem się do niej, wzdychając
ciężko.
– Ale to wy zrobiliście
najazd w moim mieszkaniu, choć nie przypominam sobie, żebym was
zapraszał – warknąłem. – Nie mam ochoty się wtrącać do
waszych prywatnych spraw, jednak jeżeli szybko tego nie załatwicie,
wkurzę się i to bardzo.
– Myślałem, że Mikoto i
Fugako lepiej cię wychowali – wtrącił Ikuo. Aż we mnie
zawrzało. – Zaufałem ci, że dobrze zaopiekujesz się moją
córką, ale widać byłem w błędzie. Jesteś zupełnie
nieodpowiedzialny. Jak mogłeś jej na to pozwolić? Nie masz wstydu?
– A ja myślałem, że
chociaż państwo mają trochę poczucia obowiązku.
Za ojcem pojawiła się
Sakura. Stała w cieniu, kompletnie zakłopotana i zdezorientowana.
Naprawdę musiała się bać. Wiedziałem, że jako jej chłopak
musiałem pomóc. Tylko jak? To, co miałem ochotę zrobić nie
obeszłoby się bez echa. Poza tym, to jej rodzice, bądź co bądź.
Co robić?
– Ty nas nie będziesz
uczyć, jak postępować z własnym dzieckiem, gnoju – wydarła się
pani Haruno. Skąd w takim drobnym ciele tyle agresji?
– A od
kiedy to Sakura jest waszą córką? – prychnąłem, patrząc
wprost na Lo. Całe jej ciało mówiło mi, nie
rób tego.
– Jakoś nie zauważyłem przez dwadzieścia lat znajomości,
żebyście kiedykolwiek dali jej to odczuć.
Odpowiedziało
mi milczenie. Na twarzach naszych gości
malowała się czysta złość, taka, której już dawno nie
widziałem. Właściwie, to nigdy u nikogo nie było mi dane spotkać.
Być może i ja miałem taką twarz, kiedy dowiedziałem się, że
mój najlepszy przyjaciel i kobieta mnie okłamali. Ale miłość
wybacza wszystko. Najlepszym tego dowodem była moja relacja z
Sakurą. Obydwoje musieliśmy sobie wybaczyć i nauczyć się na nowo
budować przyszłość bez ciężaru przeszłości. Aż mi się żal
zrobiło państwa Haruno.
Ich twarze mówiły mi, że
nic się nie zmieniło. Wciąż ta sama historia, czyli wieczna
nienawiść zupełnie bez powodu. Choć byłem zaskoczony, że
pojawili się razem. Pomiędzy nimi nie było już nic, a
przynajmniej tak mi się wydawało. Łączyły ich jedynie dzieci,
każde żyjące już swoim życiem. Być może z wyjątkiem Ochy.
Widywałem ją czasem, kiedy
odwiedzałem rodziców. Wyglądała jak normalna nastolatka. Często
zapraszała koleżanki do domu, od święta chłopaka, za każdym
razem innego. Była bardzo podobna do Sakury w jej wieku. Jednak była
dużo bardziej radosna, bez tej całej depresji i innych anoreksji.
Żal było patrzeć, bo tylko
ja wiedziałem, jaki ciężar dźwigała w sercu. Wciąż była tylko
dzieckiem. Zupełnie o tym przekonany, że wszystko pamiętała z
tamtej nocy, mogłem się jedynie przyglądać. W dodatku patrząc na
złość jej matki, byłem pewny, że nie pozwoliła jej zapomnieć.
Może Sakura, Kaigo i Ikuo to był główny temat w tym popieprzonym
domu. I oni mieli jeszcze do mnie pretensje, że ją stamtąd
zabrałem? Że chciałem jej dać wolność i przede wszystkim wybór,
którego była pozbawiona od małego?
– Daj spokój Sasuke –
odezwała się w końcu Sakura, przeczesując włosy dłonią.
– Ubierz się – odparłem,
odwracając się do całego tego towarzystwa plecami. Bardziej niż o
to, jak się ta sytuacja potoczy, martwiłem się o zdrowie Sakury.
Mi tam było chłodno, a co dopiero jej. – Od początku. Czemu
zawdzięczamy tę jakże radosną wizytę?
– Okłamałeś mnie –
zaczął Ikuo, podchodząc bliżej. Woda się zagotowała, więc
zalałem herbatę wrzątkiem.
– Niby w którym momencie? –
zdziwiłem się.
– Miałeś odwieźć Sakurę
do ośrodka, tymczasem od trzech miesięcy mieszka u ciebie. Jakim
cudem? – wyjaśnił, opierając się obok mnie o blat. Spojrzałem
na niego z półuśmiechem.
– Zawiozłem ją tam i
zostawiłem. Sama się wróciła, zupełnie jak bumerang –
powiedziałem, wzruszając ramionami.
– Niby jak? Przyleciała na
miotle? – wtrąciła się pani Haruno, obszernie gestykulując
rękami.
Raczej
ty
– dopowiedziałem sobie w myślach.
– A to pytanie to już nie
do mnie – syknąłem. Wobec niektórych ludzi zabić to za mało.
– Więc do kogo? – zapytał
mężczyzna.
– Najlepiej do Sakury –
westchnąłem ciężko. Czemu kurwa musiałem brać udział w jakimś
chorym przesłuchaniu. – Jeżeli to już wszystko, to proszę
wyjść. Nikt was tu nie zapraszał.
– Naprawdę jesteś
bezczelny – fuknęła Haruno i odwróciła się do różowowłosej,
która dalej stała w korytarzu i przyglądała się całej sytuacji.
Matka złapała ją za rękę i potrząsnęła.
– Co ty robisz? –
zdenerwował się Ikuo, podbiegając do nich.
– Zachciało się normalnego
życia? – krzyczała. – Nie w tym wcieleniu. Wracasz z nami,
gówniaro.
– Przestań – rozkazał
jej siwowłosy, jednak ta zdawała się go mieć w głębokim
poważaniu.
Sakurze udało się wyrwać.
Cofnęła się parę kroków w tył i patrzyła na rodziców z
nienawiścią. Już dawno nie było mi dane oglądać jej w takim
stanie. Chciałbym tylko, żeby znów nie zaczęła szaleć. Sytuacja
była silnie stresująca. W milczeniu przyglądałem się jak dyszy,
zmęczona walką z matką. Podobały mi się jej oczy, zdecydowane i
lśniące w cieniu ściany.
– Pocałuj mnie w dupę i
przyślij pocztówkę z psychiatryka, bo bardziej się tam nadajesz –
mruknęła, niespuszczając spojrzenia z rodzicielki. Nie była już
jednak taka przerażona jak jeszcze przed chwilą. Mogłem jedynie
zgadywać, lecz byłem niemal stuprocentowo pewien, że ta sytuacja
przywołała bolesne wspomnienia.
– Ty... – kobieta
zamachnęła się. Moje ciało samo zareagowało. Nie wiedziałem
kiedy, moje ciało znalazło się pomiędzy nimi, zasłaniając Lo. Z
resztą nie tylko mną kierował odruch. Ikuo złapał ramię eksżony
w ostatnim momencie.
– Opanuj się – upomniał
ją. – Mam ci przypomnieć, dlaczego nasza rodzina się rozpadła?
– Nie musisz – wywarczała,
wyrywając mu się szybko. – Może twoja córcia powinna się
dowiedzieć, że pieprzyłeś się ze swoją asystentką na boku?
– No popatrz, a ja myślałem,
że to przez to, że lałaś ją jak głupia i to bez żadnego
powodu...
– Wystarczy! – wrzasnęła
różowowłosa. Kątem oka widziałem, jak kuca i zasłania głowę
dłońmi. Będzie źle. Ciekawe dzięki komu? – Nikt nie chce
słuchać waszego pierdolenia. Tamtej rodziny już nie ma i wszyscy
są jednakowo szczęśliwi, że nie muszą żyć w waszym kłamstwie.
– Gdyby nie ten twój pożal
się Boże kochaś, już dawno bym ci pokazała, gdzie jest twoje
miejsce dziewucho – odkrzyknęła jej matka, za wszelką cenę,
próbując się do niej dostać, przynajmniej nienawistnym
spojrzeniem.
Nie wytrzymałem. Przepchnąłem
się pomiędzy nimi w przejściu i otworzyłem im drzwi. Nie mogłem
pozwolić, by to dłużej trwało. Szanse na atak choroby wzrastały
z każdym następnym słowem tej wariatki. Z resztą, na jej atak –
fizyczny – również. Ja także powstrzymywałem się ostatkiem sił
od przywalenia jej w ten pusty łeb. Może wtedy poczułaby, jak to
jest.
– Wypad – powiedziałem
tak lodowato, że przykułem tym uwagę nawet samej Sakury. Podniosła
gwałtownie głowę, patrząc na mnie załzawionymi oczami. Kilka z
nich spływało jej po policzku. Pękało mi serce na samą myśl, że
będę musiał ją zaraz pocieszać.
– Jeszcze nie skończyliśmy
– próbował załagodzić sytuację Haruno. Spojrzałem na niego z
politowaniem pomieszanym ze złością.
– Wracasz z... –
kontynuowała kobieta.
– Wypad, bo zadzwonię na
psy – powtórzyłem zimo, przerywając jej.
– I co im niby powiesz,
dziecino? – zaśmiała się, znowu skupiając się na mnie.
Podeszła bliżej i spojrzała mi hardo w oczy.
– Hikari... – westchnął
mężczyzna. Stał jak idiota pomiędzy matką i córką, palcem nie
kiwnął.
– Jest pełnoletnia, w
dodatku Morino pozwolił jej na zmianę środowiska i została
wypisana z kliniki. Nie jest zbiegłym pacjentem. Nie ważne, czy
jesteście rodzicami, czy nie. Pani ma ograniczone prawa
rodzicielskie, a pan nie może nic zrobić, bo Sakura ma opinię o
poczytalności. Jest to w takim przypadku próba uprowadzenia.
Mógłbym dorzucić do tego jeszcze zniesławienie i groźby.
Szarpanie można podciągnąć pod naruszenie nietykalności
cielesnej. Dajcie człowieka, a znajdzie się paragraf –
pierdolnąłem jej wykładem, chwaląc się znajomością kodeksu.
Nie wiedziała, z kim zaczyna. – Mam praktyki w prokuraturze
rejonowej niedaleko. Mogę być tam samochodem w dziesięć minut.
Chętnie bym tam pojechał, jednak nie zrobię tego tylko ze względu
na dobro Sakury. Dlatego wyjazd.
To powiedziawszy, wypchnąłem
ją z mieszkania. Ikuo uniósł wysoko brwi i sam ruszył do wyjścia.
Zanim jednak przekroczył próg, odwrócił się do mnie i rzucił
wymowne spojrzenie. Pewnie będzie dzwonić. Było mi już wszystko
jedno, byleby zakończyć tę chorą akcję. Lo była najważniejsza
i musiałem reagować szybko. Wyszedł, a ja od razu zamknąłem za
nim drzwi, zamykając je zasuwką. Odwróciłem się do Haruno.
Klęczała nadal w tym samym
miejscu, kuląc się w kłębek. Miała zaciśnięte oczy, lecz mimo
tego wciąż wypływały z nich nowe łzy. Podszedłem do niej i
wyciągnąłem w jej stronę ręce. Chwyciła je i podniosła się do
pionu. Zaciągnąłem się powietrzem. Nie tak wyobrażałem sobie
dzisiejszy poranek. Zerknąłem na zegarek.
Pewnie się spóźnię.
– Ubierz się ładnie, a ja
zrobię śniadanie – szepnąłem, dotykając jej ramienia.
Otworzyła oczy, patrząc w moje niezrozumiale. Były takie
przekrwione i zapuchnięte, że nie wierzyłem, iż mogłaby wyglądać
dzisiaj tak, jakby chciała.
– Po co? – zapytała
cicho, pociągając nosem.
– Chyba nie sądzisz, że
zostawię cię teraz samą? – wywróciłem oczami. – Zabiorę cię
ze sobą. Kiba i tak chciał się z tobą zobaczyć.
Wiedziałem doskonale, że
powinienem ją teraz wziąć na ręce, położyć się z nią w łóżku
i mocno przytulić. Zapewnić, że taka akcja będzie już ostatnią,
że nic jej nie grozi oraz to, że zawsze ją obronię. Gdybym tylko
miał na to czas.
* * *
Wiedziałam doskonale, że
Sasuke się o mnie martwił. Nie musiał mi mówić, wystarczyło na
niego spojrzeć. Poza tym, oczywistym było, że mu się spieszyło
do pracy. Już się przyzwyczaiłam, że nie miałam co liczyć na
troskę i jakieś szczególne względy, gdy w grę wchodziły
ograniczenia czasowe, naoczni świadkowie, bądź sytuacje takie jak
ta, kiedy ewidentnie potrzebowałam empatii. Wszystko rozumiałam. No
może poza jednym wyjątkiem.
– Sasuke – mruknęłam,
uważnie wpatrując się w jego plecy. – To naprawdę niepotrzebne.
Już w porządku.
– Wolę mieć cię na oku –
odparł lakonicznie, nadal na mnie nie patrząc.
Nie wiedziałam, po co w ogóle
zaczęłam ten temat. Dyskutowanie z nim miało tyle sensu, co śnieg
w lipcu. Postanowił i tyle, dlatego tkwiłam w windzie i czekałam
na błogosławione czwarte piętro. Podróż samochodem była zbyt
krótka, żebym mogła dospać. Potrzebowałam chociaż krzesła i to
pilnie.
Swoją drogą wytwórnia
Sasuke różniła się od Martioshki. W przeciwieństwie do nich, nie
mieli na miejscu ani jednego studia nagraniowego. Wynajmowali
rozsiane po całym mieście, acz wciąż profesjonalne lokale. Było
to dużo bardziej komfortowe, niż w firmie mojego ojca, gdzie
wszystkie, w sumie, konkurujące ze sobą zespoły musiały się
mijać i miały możliwość przyglądania się swojej pracy. Nigdy
niekończący się wyścig szczurów, tak to widziałam.
Nareszcie winda się
zatrzymała. Sasuke otworzył ciężkie drzwi i kiedy już znalazł
się na korytarzu, przytrzymał je dla mnie. Rzucił mi kolejne nic
nieznaczące spojrzenie i ruszył przodem. Poszłam za nim i
postanowiłam już dłużej nie zaprzątać sobie głowy tymi
bzdurami, o których mówili moi rodzice. Wolałam to zostawić na
później, aż w końcu będę sama ze swoimi myślami.
Korytarz ciągnął się w
nieskończoność. Wbrew temu, czego oczekiwałam, było tu
stosunkowo mało drzwi. Ściany były kremowe, a podłoga wyłożona
panelami. W zimę musiało być tu okropnie ślisko. Całe szczęście,
że był już marzec i dawno temu przestał padać śnieg. Dzisiaj
było jedynie pochmurno.
Sasuke zatrzymał się przy
któryś z kolei suwanych drzwiach. Zanim jednak je odsunął,
odwrócił się do mnie przodem, pochylił się i bez słowa
pocałował w czoło. Cała zamurowana tym niespodziewanym gestem,
spojrzałam na niego dużymi oczami. On jednak już stał do mnie
bokiem i nim się zorientowałam, przekroczył próg.
– Sasuś! Nareszcie! –
usłyszałam rozradowany głos Naruto. Mimowolnie przewróciłam
oczami. Co za pajac. – Co tak długo?
– Nieważne – odparł
chłodno. – No właź – rozkazał mi. Po raz drugi wywróciłam
oczami. Jak ja nienawidziłam tego tonu. Weszłam do środka,
rozpinając kurtkę.
Pomieszczenie bardzo
przypomniało studio nagraniowe, w którym miałam okazję pracować.
Było niewielkie, przedzielone ścianą z dźwiękoszczelną szybą,
pod którą stał ogromny panel. Siedział przy nim Kiba. Obok niego
stał Naruto i bacznie przyglądał się Sasuke, nawet mnie nie
zauważył. Reszta była już w drugim pomieszczeniu. Nie to jednak
zwróciło moją uwagę.
Odkryłam, że na ścianie po
mojej lewej była niewielka sofa. Obita czarną skórą, zupełnie
jak w filmach pornograficznych. Nie zniechęciła mnie, co to, to
nie. Bez najmniejszego zastanowienia rzuciłam się na nią,
zdejmując po drodze wszystkie niepotrzebne ciuchy. Nim ktokolwiek
mnie zauważył, zwinęłam się w kłębek i przykryłam kurtką.
– Co ona tu robi? –
zapytał Izunuka zdziwiony.
– Nie miałem z kim zostawić
– mruknął Sasuke, rzucając na mnie swoje ciuchy.
O, jak cieplutko.
– To nie
pies, Sasuś – upomniał go Uzumaki. Nie czekając na odpowiedź
Uchihy, zaszczekałam rozbawiona.
*
Ocknęłam się. Niestety.
Było mi nieprawdopodobnie gorąco. Przez krótką chwilę
przypominałam sobie, gdzie się znajduję. Poruszyłam się
niespokojnie, przewracając na drugi bok. Uniosłam delikatnie
powieki. Tuż obok mnie stała jakaś blondynka i uparcie się we
mnie wpatrywała. Wytężyłam wzrok. Kto to u diabła był?
– Sakura, mamy problem –
odezwała się, a w moim mózgu zapaliła się lampeczka.
– Co ty tu robisz, Tsunade?
– zapytałam, podnosząc się pośpiesznie. Zakręciło mi się w
głowie, więc podparłam ją dłonią.
– Wiesz ile czasu zajęło
mi, żeby cię znaleźć? – zaplotła ręce pod biustem, siadając
obok mnie. Gdy tylko poczułam, że zawroty minęły, opuściłam
nogi na ziemię i oparłam plecy o sofę.
– Która godzina? –
zignorowałam jej pytanie.
– Szesnasta – warknęła.
– Nauczysz się kiedyś odbierać telefony?
– Zostawiłam go w domu –
mruknęłam. Chyba nie do końca się obudziłam, bowiem dopiero
teraz dotarło do mnie, że jest wściekła. *Mówiłaś coś o
jakimś problemie...
– Owszem – wygładziła
ołówkową spódnicę. Już ją kiedyś w niej widziałam. Bardzo
elegancka. – Twój ojciec zerwał z tobą kontrakt.
– Co ty gadasz? – ożywiłam
się nieco.
– Sama chciałabym wiedzieć,
co go skłoniło do takiej decyzji – szepnęła, już
spokojniejsza. Również oparła się o kanapę i spojrzała w lewo.
Podążyłam za jej wzrokiem. Chłopcy nagrywali za szybą. – Może
ty mi powiesz?
– Razem z matką złożyli
mi przemiłą wizytę dzisiaj rano – westchnęłam, pełna
zażenowania. Blondynka zwróciła na mnie szeroko otwarte ze
zdziwienia oczy.
– Jak to? – zapytała,
natychmiast kładąc ciepłą dłoń na moim ramieniu. – Razem z
panią Hikari? Przecież oni się nienawidzą i prawie wcale ze sobą
nie rozmawiają. To niemożliwe!
– Chcieli mnie siłą
zaciągnąć na terapię – uśmiechnęłam się pobłażliwie do
własnych myśli. Jakie zabawne wydawało mi się to po upływie
czasu. – Na początku byłam przerażona, ale przespałam się z
tym i tak sobie myślę, że to oni jej bardziej potrzebują –
zażartowałam. Senju jednak nie było do śmiechu. – Ojciec był
wściekły i najwyraźniej dostałam karę.
– Ty to swoją drogą, ale
pomyśl o innych – zabrała dłoń i z powrotem oplotła się
ramionami.
– To znaczy?
– Reszta zespołu nadal ma
kontrakty, natomiast ty i ja...
– Czekaj, mam rozumieć, że
ty też wyleciałaś? – wzburzyłam się.
– Tak, za niewinność –
fuknęła. Wstałam i przespacerowałam się w samych skarpetkach po
wykładzinie.
– Czy ten człowiek jest
niepoważny? – zagrzmiałam, uderzając się w czoło.
– Dziewczęta, rozumiem
wasze emocje, ale nie musicie nam przeszkadzać –odezwał się
trzeci głos. Spojrzałam w stronę, z którego dochodził. To był
Jiraya.
– Pan wybaczy – mruknęłam
pod nosem, siląc się na przepraszający ton. W rzeczywistości
nadal kipiałam ze złości.
– Nie ma czego –
uśmiechnął się i powrócił do wpatrywania się w chłopaków.
– A właśnie, że jest –
dołączył się Kiba, wywracając oczami. Odwróciłam głowę w
drugą stronę.
– Co zrobisz? – zapytałam
Tsunade, zamykając oczy.
– Pójdę za tobą –
odparła. – U niego jestem już skreślona...
– Zawsze mogę przyjąć cię
z otwartymi ramionami – ponownie wtrącił się Jiraya. Prychnęłam
od nosem. Blondynka miała minę, jakby chciała go zatłuc.
– Ile razy mam ci powtarzać,
że po moim trupie?! – krzyknęła. Policzki jej się
zaczerwieniły.
– Myślałem, że to się
tyczy tylko naszych randek – zaśmiał się gromko. Twarz Tsunade
zrobiła się śmiertelnie poważna. – Poza tym zmień minę, złość
piękności szkodzi, a ty już nie jesteś taka młoda.
– Zamknij się i się nie
wtrącaj – ucięła, również odwracając się w drugą stronę.
– Jednak jesteście do
siebie podobne, choć gdy spałaś sobie tutaj w najlepsze miałem
wrażenie, że jesteś jej kompletnym przeciwieństwem – zwrócił
się do mnie mężczyzna. Zarumieniłam się. – Miałem nadzieję,
że jesteś słodka i niewinna, bo na to wskazuje twoje piękne młode
ciało. Niestety, chłopcy mieli rację...
– A nie mówiłem? –
zarechotał Kiba, zsuwając słuchawki. – Tak naprawdę to wiedźma.
– Uważaj sobie gnoju
zajebany – syknęłam, cała się jeżąc.
– W dodatku ma problemy z
agresją i strasznie bolesny lewy prosty – pożalił mu się.
– Boże, to przerażające!
– złapał się za głowę Jiraya. – Ale coraz bardziej mi się
podoba. Sasuke dobrze wybrał. Takie konkretne kobitki to rzadkość.
– Sakura chodź tu –
przywołała mnie Tsunade. Usiadłam obok niej posłusznie, ignorując
dalszy dialog tych dwóch idiotów. – Mam parę pomysłów.
– Na temat czego? –
zmarszczyłam brwi. Podkuliłam nogi i objęłam je ramionami. –
Własny ojciec zrobił mnie w bambuko tylko dlatego, że miałam
czelność sama o sobie zadecydować, nie robiąc nic wbrew woli
mojego lekarza. Gdzie tu sprawiedliwość? Nic tylko się załamać.
– Nie łam się – poczułam
jej dłoń na swojej głowie. – Utwierdziłabyś go tylko w tym, że
dobrze zrobił.
– Nie rozumiem tylko, czemu
uderzył też w ciebie – jęknęłam. – Ja mam przed sobą
jeszcze całe życie, mogę wrócić na studia i zacząć wszystko od
nowa, ale ty zostałaś bez pracy, nie robiąc nic złego. To bardzo
nie fair.
– Pewnie uznał, że to ja
ci nakładłam takich mądrości do głowy – wytłumaczyła. –
Jednak nie myśl teraz o mnie. Mogę sporządzić nową umowę z tobą
i brać sobie procent od twoich przychodów.
– Jak będę jakieś mieć –
zaśmiałam się ponuro.
– Jeżeli spodoba ci się
któraś z moich propozycji, na pewno obie zarobimy.
– W takim razie zamieniam
się w słuch – oparłam czoło o kolana.
– Mamy kilka opcji. Po
pierwsze, rozmawiałam z chłopakami i tym głupkiem, Jirayą –
szepnęła tak, żeby nie słyszał. – Podobno mają piosenkę, do
której potrzebują damskiego wokalu. Dostałabyś procent od
wyświetleń na YouTubie i od sprzedanych płyt. Wchodzą w to też
koncerty. Nie wiem, czy nie mają takich więcej na nowej płycie,
więc uważam, że warto się zgodzić. Być może nie jest to twój
styl, ale pieniądze to zawsze pieniądze. Nie ma czasu szukać
nowego składu, tym bardziej, że straciłyśmy wytwórnię. Znasz
się z nimi, więc nie będzie ci się trudno wpasować. Uważam, że
powinnaś się zgodzić – podniosłam głowę i spojrzałam na nią
ze zdziwieniem pomieszanym z wściekłością.
Trzy miesiące mieszkam z
Sasuke i widuję się regularnie z całą tą ekipą, a oni słowem
się nie zająknęli. Co za głupki wioskowe.
– A inna opcja? –
zapytałam, kierowana złością.
– Możesz spróbować zacząć
podkładać głos do anime – wypaliła z szyderczym uśmiechem.
– Co proszę? – prychnęłam
głośniej, niż zamierzałam. Zwróciłam tym na siebie uwagę
tamtej dwójki. – Sama na to wpadłaś?
– Mam parę osób pod swoimi
skrzydłami, które chciały zrobić karierę muzyczną, ale im nie
wyszło. Pierwsza opcja jest tylko chwilowa, a tak miałabyś
normalną pensję – pokiwała głową dla potwierdzenia swoich
słów. – Masz duże możliwości wokalne, sama doskonale zdajesz
sobie sprawę, że twój elastyczny głos sprawdził by się w tej
roli.
– Niby racja – odparłam w
zadumie. – Muszę się nad tym zastanowić. Co do nagrywania z
chłopakami jestem za, mogę zacząć od zaraz, tylko najpierw im
wpierdolę za to, że nic mi o tym nie powiedzieli. Zmarnowałam trzy
miesiące na oglądanie seriali paradokumentalnych od rana do
wieczora. Chamstwo! – burknęłam, czując jak gotuje się we mnie
na nowo.
– Dobra, to zrobimy tak –
dosiadła się bliżej. – Nad drugą opcją zastanowisz się dopóki
nie skończysz nagrywania z chłopakami. Wszystko mam obgadane z
Jirayą, musi to jedynie im oznajmić. Myślę, że nie będą się
sprzeciwiać. Może w tym czasie wpadnę na jeszcze jakiś pomysł.
– Pewnie – kiwnęłam
głową, uśmiechając się.
Nie powinno być tak źle. W
końcu to ja ich odkryłam.
* * *
– Jezusku nazareński czego
tu nie kumasz, chłopie?! – zbulwersował się Uzumaki.
Przewróciłem oczami.
– To raczej ty nic nie
kumasz, chłopie – westchnąłem poważnie zmęczony trwającą już
od dobrych dziesięciu minut kłótnią. – Źle wchodzisz.
– Za to ty zaraz wyjdziesz,
chłopie – zagroził mi palcem. Uniosłem wysoko brwi.
– Co to jest, kurwa,
przedszkole? – nie wytrzymał Shikamaru.
– Odwal się... chłopie! –
krzyknął do niego blondyn. Nara, gdy tylko zaczęła się ta cała
bezsensowna przepychanka słowna usiadł na podłodze. Dobrze
wiedział, że jak się zacznie zwracać uwagę Naruto na to, że
robi coś źle, tak prędko nie odpuści. Oczywiście znowu to była
moja wina, ponieważ naturalnie dla siebie, nie umiałem trzymać
języka za zębami. Miałem ochotę sobie za to przywalić, choć to
Uzumaki'emu bardziej się należało, bo spinał się o nic.
– Trzymaj się ustaleń i
tyle. Masz przed sobą nuty i to jest wszystko na ten temat. Nie
wprowadzaj własnych poprawek i ulepszeń, bo wszyscy mają przez
ciebie problemy. I skończ ten cyrk, do cholery – uciąłem,
odwracając się do niego plecami.
– Ach tak? – udał
zaskoczonego. Poznałem po tonie jego głosu. Co za pajac. – To ja
ci powiem, ty nędzny, zawszony...
– Panowie, co to za
zachowanie? – drzwi się otworzyły, a w nich stanął Jiraya.
Jeszcze tego kretyna tu brakowało. – Ogarnijcie się, są z nami
dwie damy i bardzo mi zależy, żebyście nie narobili mi wstydu –
powiedział przez zaciśnięte zęby.
– O co ci chodzi? –
niebieskooki tym razem naprawdę się zdziwił. Siwowłosy mężczyzna
wszedł do środka, a tuż za nim podążyła – ku mojemu
zaskoczeniu – Tsunade i Sakura.
– Już się wyspałaś? –
zapytałem odruchowo. Posłała mi dwuznaczny uśmiech. W sumie to
radosny, ale jej oczy były pełne dezaprobaty.
– Chyba śnisz – mruknęła.
– Chłopcy, znalazłem wam
wokalistkę – oznajmił Jiraya, a jego twarz wyrażała czyste
szczęście.
– Że niby Sakurcia? –
pisnął Naruto. Tak jak ja, tak Haruno wywróciła oczami. Czego nie
rozumiał?
– Owszem – odparł,
podpierając się na biodrach. – Jakiś sprzeciw?
– Rozważaliśmy tę opcję
już kiedy powstał ten kawałek, ale uznaliśmy, że po pierwsze to
nie jej styl, więc się nie zgodzi, a po drugie, nie może dla nas
tego zaśpiewać, bo jest z innej wytwórni. Za dużo papierkowej
roboty jak dla samego refrenu *Nara pierdyknął wykład. Miał
rację, tak było.
Napisałem ten kawałek z
myślą o niej. Jak z resztą wszystkie inne, lecz argumenty, które
przedstawił Shikamaru solidnie do mnie przemówiły. Kiedy Kiba
stworzył do niego muzykę znów przeszło mi to przez myśl. Cała
melodia refrenu wydawała mi się idealną do jej głosu. Nie mogłem
jej jednak tego powiedzieć, ponieważ wtedy była jeszcze w
szpitalu. Tak więc piosenka ta odeszła w zapomnienie, bo żadna z
wokalistek, które przedstawił nam Jiraya nie podobała mi się, po
prostu nie mogła się równać z moją wizją tego kawałka. I choć
to nie ja, a Naruto grał pierwsze skrzypce w wokalu, to na żadną z
propozycji nie mogłem przystać.
– Obecnie jestem na
bezrobociu i chętnie wam pomogę, jak mi odpalicie trochę hajsu –
wtrąciła Lo, drapiąc się po głowie. – Mogę to nagrać nawet
dzisiaj, tylko dajcie mi tekst i pokażcie podkład. To jak będzie?
– Mówiłem ci, że nie
musisz zarabiać. Wystarczy na nas oboje – patrzyłem na nią
intensywnym wzrokiem.
– A mnie to nie przekonało
– odgryzła się, odwzajemniając moje spojrzenie. – Nie zrobisz
ze mnie inwalidki, kury domowej, czy czego tam chcesz. Proponuję wam
tylko pomoc, jak nie chcecie to nie.
Odwróciła się na pięcie i
wyszła, zdaje się obrażona.
– Ty to jak coś palniesz –
stęknął Shikamaru.
– Właśnie, kurde bele,
naucz się, że trzeba się zamknąć w odpowiedniej chwili –
upomniał mnie Uzumaki. Odwróciłem twarz w jego stronę.
– I kto to mówi? –
odpowiedziałem szyderczo. – Zejdźcie ze mnie.
– To dobra propozycja Sasuke
– przyznał Choji. – Nie powinieneś wywlekać waszych prywatnych
rozmów na forum publiczne, nie interesuje nas to. Jeżeli Sakura
jest wolna i pan Jiraya ją poleca, to powinniśmy się zgodzić.
– Chyba tego właśnie
chciałeś od początku, co nie? – Shikamaru wstał z podłogi. –
Dlatego wszystkie odrzucałeś, chociaż były całkiem dobre –
ruszył w stronę drzwi.
– A ty gdzie? –
zbulwersował się Naruto.
– No idę po nią, nie mam
zamiaru spędzić tu całego dnia, bo mi Temari jajca urwie, jak nie
wrócę o normalnej porze – rzucił przez ramię, idąc śladem
Haruno.
– Chyba zostałeś
przegłosowany – wtrąciła się Senju.
– Nie powiedziałem, że
jestem na nie – fuknąłem.
*
Być może marzenia się
spełniają. Słońce zawsze wschodzi i pojawia się nawet, jeżeli
znika po mniej więcej dwunastu godzinach. Bo musi.
Kiedy poznałem Sakurę, była
zwykłą dziewczynką. Już wtedy była dziwna, zbyt płochliwa i
krucha w porównaniu do rówieśniczek. No i nie bardzo ją lubiłem,
głównie ze względu na to. Teraz stała obok mnie jako kobieta,
którą kochałem. Taki paradoks.
– Puść ten podkład i
miejmy to już za sobą – poprosiłem grzecznie Kibę.
– Już – mruknął,
grzebiąc w komputerze. Zerknąłem na Lo.
Wciąż czytała te cztery
linijki refrenu, które napisałem dawno temu. Miała taką
skoncentrowaną minę. Dawno jej już takiej nie widziałem.
Ściągnięte brwi, zaciśnięte usta i pojedyncze kosmyki
odrastających włosów opadające na twarz.
Byłem zadowolony. Po
pierwsze, bo postawiłem na swoim, a po drugie, że udało mi się ją
jakoś ożywić. Tęskniłem za tym uczuciem, za wewnętrzną
determinacją wypływającą z jej ciała i odznaczającą się na
nas wszystkich nawet w najmniejszym stopniu.
Być może nigdy nie będzie
zdawać sobie sprawy ze swojego wpływu na innych. Cały mój zespół,
Jiraya i Tsunade – odniosłem wrażenie, że wraz z jej wewnętrznym
przekonaniem się o tym, że ma jeszcze po co żyć, wszyscy
uwierzyli nie tyle w nią, co w samych siebie. Nawet ja. Mógłbym
góry przenosić.
Podszedłem do niej
nieśpiesznie. Rozejrzałem się dookoła. Nikt już na nas nie
patrzył, wszyscy byli przejęci przygotowaniami do nagrywania.
Zwróciłem oczy z powrotem na Sakurę. Okazało się, że i ona na
mnie patrzyła w bardzo zdecydowany sposób.
– O tak – mruknąłem tak
cicho, że tylko ona była w stanie mnie usłyszeć.
– Co? – znów zmarszczyła
czoło.
– Tak masz się na mnie
patrzeć – odpowiedziałem szeptem, uśmiechając się zupełnie
bez krępacji. Odwzajemniła grymas, przybliżając się.
Miała na sobie sprane
boyfriendy i białą bokserkę, należącą oczywiście do mnie,
wsadzoną z przodu w spodnie. Na chwilę skupiłem się na jej
delikatnych obojczykach, wybijających się wyraźnie przez cienką
bladą skórę. To była prawdopodobnie moja ulubiona część ciała
Haruno. Mógłbym się tak gapić godzinami. Uniosła się na
palcach, opierając dłoń na mojej klatce piersiowej.
Serce przyspieszyło tempa.
Lekko zarumieniona wpatrywała
się we mnie, a ja nie mogłem się powstrzymać od skakania wzrokiem
z jej twarzy na biust i z powrotem. To była prawdziwa siła wyższa.
Moja jedyna słabość, głęboko skrywany instynkt, nawet przed nią.
Robiła to specjalnie, byłem o tym przekonany i podświadomie
wyczuwałem w tym geście zaproszenie.
– Jara cię to?
– Ciebie na pewno –
szepnąłem, ponieważ kątem oka zauważyłem ucieszoną japę
Jirayi, który przyglądał się nam przez szybę.
– Więc tak – odparła
usatysfakcjonowana tym, że udało jej się wprowadzić mnie w stan,
w którym jedyne na czym potrafiłem się skupić, to ona i plany na
najbliższy wieczór. Odsunęła się nieśpiesznie, a ja jeszcze
przez krótką chwilę czułem jej delikatne palce w miejscu mojego
serca.
– Gotowi? – zapytała
wyraźnie podekscytowana Senju. Sakura skinęła głową, zachowując
się na powrót tak, jakby to, co przed chwilą zrobiła było bez
najmniejszego znaczenia. Czyli tak, jak dawniej.
Odwróciłem się do
chłopaków. Właśnie podnosili głowy znad kartek z tekstem.
Wszyscy poza Naruto.
– Co jest? – zapytałem
otwarcie, podchodząc do niego. Ciepło, które przed chwilą
przelewało się przez moje ciało, koncentrując się na podbrzuszu,
zupełnie zniknęło. Jedno spojrzenie na tego debila i świat
zmieniał się o sto osiemdziesiąt stopni.
– Nic – mruknął trochę
przerażonym głosem. – Nadal uważam, że to ty powinieneś to
śpiewać.
– Wiesz, że rap to nie jest
to, co chciałbym robić – odpowiedziałem z politowaniem. –
Przestań pitolić i bierz się do roboty. Masz duet z Sakurą.
Postaraj się dla niej nie wypaść blado, tak jak zwykle.
– No właśnie dlatego to ty
jesteś na wokalu, Sasuke – wybełkotał, chowając twarz w kartce.
– Ja ewentualnie na chórkach, bo ty masz lepszy głos.
– Nie ma takiej opcji,
tchórzliwy kocie, nie podlizuj się, bo dobrze wiesz, że to na mnie
nie działa – trzepnąłem go w ucho bez wzruszenia.
– Sasuke!
– Co jest? – wtrąciła
się różowowłosa, wpychając się pomiędzy naszą dwójkę. –
Wymiękasz, cieniasie?
– Ja? – zdziwił się. –
Ja nigdy! Nie to co ten palant! – wskazał na mnie głową. Co za
pozer.
– No ja mam nadzieję –
zaśmiała się. Nic nie zauważyła, albo udała, że nie widzi.
Sakura jednak nigdy nie należała do specjalnie taktownych osób. –
Nawet nie masz pojęcia, jak się cieszę, że znowu mogę z wami coś
zagrać.
* * *
Niebo zaczyna się zlewać z ziemią w jeden kształt
Serotonina zapędza mnie bezwiednie w szał
Chcę to zatrzymać i nie chcę, nawet nie wiem jak
Euforia*
Po
skończeniu pracy praktycznie całą ekipą zdecydowaliśmy iść na
wspólną obiadokolację. Wybór padł na McDonalds, co było w sumie
oczywiste od samego początku. Nie dość, że znajdował się
najbliżej, to taka okazja do świętowania zdarzała się raz na
dekadę. Tak dawno nie miałam w ustach czegoś równie niezdrowego i
dobrego zarazem!
Wybraliśmy ukryte stoliki w
pobliżu toalet. Trochę ryzykowne miejsce, lecz można było je
połączyć i dzięki temu wszyscy mogli wspólnie dokarmiać
cukrzycę, raka i tym podobne. Naprawdę dobrze się bawiłam.
Tęskniłam za naszymi wspólnymi wypadami i żałowałam, że
straciłam tak wiele okazji na nie przez tyle lat. Nawet trochę mnie
to dobiło.
– Sakurcia! – krzyknął
mi do ucha Naruto.
– Czego chcesz, durniu? –
mruknęłam pod nosem, nieruchomo obserwując śmietnik, jaki
zrobiliśmy wokół siebie.
– Zawiesiłaś się –
wyjaśnił gorączkowo. Podniosłam wzrok na kolegów. Wszyscy się
na mnie gapili oczami pełnymi obawy.
– No i co z tego? –
burknęłam, odwracając twarz w stronę okna. Lokal znajdował się
na pierwszym piętrze, a przez szyby mogłam obserwować ruchliwą
ulicę z dużo szerszej perspektywy, niż na parterze.
Jakże tu było pięknie!
Ludzie byli mniejsi, ale nie przypominali mróweczek. Mimo to krążyli
wzdłuż dwupasmowej drogi w mniejszych lub większych grupkach,
często nawet i samotnie. To zabawne, że każdy z nich miał za sobą
swoją własną historię i choć byliśmy tak niedaleko od siebie,
nigdy nie będzie mi dane jej poznać. Przeniosłam spojrzenie na
samochody. Ich także było dużo. Pędziły w tę i z powrotem,
pozostawiając za sobą nikłą smugę czerwonego bądź żółtobiałego
światła. Najlepiej widać było to w szybach równoległego
budynku, które odbijały je z zabójczą wręcz precyzją.
Byłam taka zawstydzona
dawnymi dziejami, że zapragnęłam się stamtąd wyrwać. Odejść
jak najdalej i nie wracać.
Sasuke chyba zapaliła się
ostrzegawcza lampeczka w mózgu, bo kopnął mnie delikatnie pod
stołem. Spojrzałam na niego z wyrzutem. Co on sobie myślał?
Przerwał mi moją ucieczkę w krainę depresji w samym jej środku.
Co za cham! Jednak... podświadomie wiedziałam, że robił dobrze.
Zorientowałam się, że chłopcy dalej mnie obserwowali, pogrążeni
w milczeniu. Uśmiechnęłam się do nich promiennie.
– Już w porządku –
szepnęłam, pomimo tego, że chciałam zabrzmieć naturalnie.
Najwyraźniej moje ciało wolało mówić własnym głosem.
– Na pewno? – Naruto objął
mnie ramieniem.
– Odwal się od mojej
panienki, pedale – zagrzmiał Kiba, patrząc wymownie na Uchihę.
Rzeczywiście, mina bruneta
była, żeby nie skłamać, mordercza. Wybuchnęliśmy
niekontrolowanym śmiechem. Niestety zwróciło to uwagę ludzi wokół
nas. Wszyscy, jak jeden mąż odwróciliśmy twarze w stronę szyby.
Czułam, jak chłopcy modlą się po cichu, żeby tylko nikt ich nie
rozpoznał. Dołączyłam się do tych mentalnych próśb. Mi również
zależało na prywatności, a tu gdzie by z nimi nie pójść, tłumy
fanów, tylko czekających na nich.
Oczywiście, jakże by
inaczej, przy stoliku po drugiej stronie sali siedziała grupa
gimnazjalistek. Rozpoznałam je po mundurkach. One również nas
poznały. Widziałam, jak się naradzają między sobą, szepczą coś
do siebie.
– Mają nas – wymruczałam
z niesmakiem do moich przyjaciół, gdy zobaczyłam, jak się
podnoszą, biorą swoje tace i kierują się w stronę naszego
stolika. Być może mi się zdawało, ale usłyszałam ciche
warknięcie Sasuke.
Dziewczyny zajęły miejsca za
Uchihą, Shikamaru i Kibą. Zachowywały się bardzo nienaturalnie –
milczały i co chwilę wymieniały między sobą znaczące
spojrzenia. Było ich cztery, wszystkie wyglądały niemal
identycznie uroczo i niewinnie. Trochę im zazdrościłam. Zapewne
żadna z nich nie miała za sobą tego, co ja. Były po prostu
normalne. W moim umyśle tymczasem ponownie zaczynała rządzić
apatia.
Cześć
depresjo, to ja! Chcesz herbaty?
Jedna z nich, moim zdaniem
najładniejsza, pochwyciła na sekundę moje spojrzenie. Przyjrzałam
się jej uważne. Miała długie, brązowe włosy, układające się
w piękne, dziewczęce fale, opadające na już kobiece ramiona i
biust. Ogromne, piwne oczy oczywiście podkreśliła stosownym i
bardzo mocnym makijażem. Dopatrzyłam się nawet piegów. Dziewczyna
ideał, istna lalka, co tu dużo mówić. Nieco przypominała mi
Sayę, naturalnie tylko z wyglądu.
Wzięłam kubek z moją
mrożoną herbatą, nie przestając się na nią gapić. Pierwsza
odwróciła wzrok, szepcząc coś do ucha koleżanki. Ta zerknęła
na mnie ukradkiem i jej odpowiedziała, również po cichu. Dwie,
siedzące do nas tyłem uniosły się lekko i pochyliły nad stołem,
włączając się do rozmowy. Usłyszałam jak Naruto wciąga
gwałtownie powietrze. Zdziwiona, spojrzałam na niego.
– Zboczeniec – wycedziłam
przez drwiący uśmiech. Dopiero teraz zobaczyłam, że dziewczyny
wypinały się do nich tyłkami. A to przebiegłe dziwki.
– Oj daj spokój Lo –
wtrącił Chouji, głośno siorbiąc colę ze swojego kubka. – Daj
się chłopakowi nacieszyć. Odkąd zerwaliście pewnie jest samotny
i...
– Zamknij się –
zdenerwował się Uzumaki, wolną ręką uderzając go w udo.
Akimichi wzruszył ramionami.
– Taka prawda.
– Trele morele! – wydyszał
blondyn. – Pilnuj swoich spraw!
– Ej, to może się
zabawimy? – zaproponował Kiba, zezując w stronę pastelowych
majtek, którymi świeciła jedna z nich tuż obok jego głowy. –
Co wy na to chłopaki?
– Ja odpadam – Nara
podniósł rękę do góry. – Temari mnie i tak zatłucze, że
jadłem na mieście. Nie chcę jeszcze na dodatek umierać, to
upierdliwe.
– Pantofel – skwitował
Izunuka.
– Ja mam kurczaczka –
odparł Chouji. – Poza tym nie interesują mnie dzieciaki.
– No a ty, Sasuke?
– Myślałem, że moje
zlewanie faktu twojego istnienia jest wystarczająco wymowne –
powiedział niemal arktycznym głosem. Aż mnie ciarki przeszły.
– Kretyn – wymamrotał pod
nosem. – Dobra, chodź Naruto, pokażemy tym zniewieściałym
panienkom, jak się wyrywa laski.
– Idę do kibla – zerwał
się Shikamaru i nieśpiesznie poszedł w sobie znanym kierunku.
Naruto przeskoczył przez pałaszującego perkusistę i w mgnieniu
oka znalazł się przy Kibie.
– Matko, co za wstyd! –
wypaliłam, przecierając sobie twarz zimną dłonią.
– No cześć, dziewczyny –
chłopcy odwrócili się do gimnazjalistek z szarmanckimi uśmiechami.
– Co tam porabiacie? Bo my, to się nudzimy.
– Dzięki – powiedziałam
nieco głośniej. Naruto odwrócił się do mnie z błagalną miną.
– Sakurcia wiesz przecież,
że dla mnie jesteś jedyna na świecie – powiedział cicho.
– Srata tata – wzruszyłam
ramionami.
– Nic nie robimy – odparły
z nieśmiałymi, uroczymi uśmiechami.
– O mój Boże! Czy wy to
słyszycie?! – Kiba w teatralnym geście złapał się za głowę.
– Cóż za upokorzenie.
– Co ty bredzisz? –
szepnął Naruto.
– No co ty, głuchy jesteś
czy jak? – Izunuka potrząsnął nim kilkukrotnie.
– Czy to
nie Łydka?
– zastanowił się grubasek.
– Mhm – mruknął Uchiha.
Nie
puszczę Cię
Nigdzie sama stąd nie pójdziesz
Zostaniesz tu, ja będę czekał aż uśniesz
Będę czekał aż uśniesz **
Nigdzie sama stąd nie pójdziesz
Zostaniesz tu, ja będę czekał aż uśniesz
Będę czekał aż uśniesz **
Rozpoznałam głos Sasuke.
Rzeczywiście, była to jedna z ich nowszych piosenek. Bardzo
emocjonalna i osobista. W lot pojęłam, czemu Kiba się tak
zdołował. Też bym nie chciała usłyszeć swojej piosenki w
fastfoodzie. Było to, zaiste, największe upokorzenie dla artysty,
któremu zależało na tym, by zrealizować siebie, a nie zarabiać
pieniądze wszelkimi sposobami.
– Bez przesady, to bardzo
fajna piosenka, wszystkie ją uwielbiamy, prawda dziewczyny? –
najładniejsza z nich machnęła ręką, opierając się łokciem o
blat. Jej piersi też się na nim położyły. One się robią coraz
sprytniejsze.
– Ale jest tak intymna!
Wcale tu nie pasuje! – wtrącił Uzumaki.
– To prawda, ale to właśnie
sprawia, że są urocze i takie popularne – dodała inna. Reszta
zgodnie jej przytaknęła.
– Jesteście słodkie –
odparł Izunuka, puszczając im oczko. – Chcecie gdzieś z nami
wyskoczyć? W tak zniewalającym towarzystwie na pewno szybko
zapomnimy o nudzie.
Zachichotały.
– To zależy –
kontynuowała dziewczyna.
– Od czego? – Kiba prawie,
że wszedł na ich kanapę. Co za świr.
–
Od tego,
czy Sasuke też pójdzie – wyjaśniła tonem tak pewnym siebie, że
nawet ja uniosłam brwi wysoko w górę. Uchiha się uśmiechnął.
Wydrylujesz śliną mnie
Otoczysz sprężystą łydką
Wydrylujesz śliną mnie
Otoczysz sprężystą łydką
Upadniemy
razem tak
Jak
jeszcze nigdy nisko**
– Nic z
tego – ciemnooki nawet się do nich nie odwrócił. Zamiast tego
wlepił we mnie te swoje lodowate gały i powiedział – Ja już
znalazłem dziewczynę mojego życia. Wam też radzę poszukać u was
w klasie, zamiast uganiać się za kimś poza waszymi możliwościami.
*
Niedługo po tym, jak Naruto i
Kiba udali się z gimnazjalistkami do klubu poprosiłam Sasuke, żeby
odwiózł mnie do domu. Miło się patrzyło na zażenowane i zbolałe
miny tamtych dziewczynek, które musiały obejść się smakiem –
miałam na myśli prywatne spotkanie z Uchihą – lecz zmęczenie
brało nade mną górę. Odzwyczaiłam się od jakiegokolwiek
wysiłku. Może i było to puste z mojej strony, ale miałam przecież
nie kłamać.
Samochód zostawiliśmy pod
studiem, toteż nieuniknionym stał się monotonny spacer, narażający
moją słabą odporność na zapalenie płuc. Nie poddawałam się
jednak, w głowie wyobrażając sobie milutkie łóżko, kołdrę
oraz gorące kakao.
– Powinniśmy zrobić jutro
zakupy – rzucił brunet od niechcenia.
– Racja – odparłam,
również nie wykazując większego entuzjazmu. Kolejny dzień
kampienia się w byle Tesco wśród byle pospolitości.
– Masz na coś szczególnego
ochotę? – zapytał, razem ze mną wymijając samotnego pana
wydzierającego się do swojego telefonu. Czułam się bardzo
incognito w czapce i szerokim kapturze, spod którego wystawał
jedynie czubek mojego nosa.
Spojrzałam w bok i zupełnie
przypadkiem i natrafiłam na sklep jubilerski. Aż mi się oczy
zaświeciły od tych migoczących błyskotek oświetlonych przez
jaskrawe lampy wystawy. Sasuke to zauważył.
– Chyba śnisz – zaśmiał
się, ciągnąc mnie w przeciwnym kierunku. Również się
uśmiechnęłam.
Gdy dotarliśmy do auta,
otworzył przede mną drzwi z obojętną miną. Wsiadłam i
usadowiłam się wygodnie na siedzeniu. Tymczasem Uchiha zatrzasnął
je za mną i – o słodki Jezu w malinach – zamknął kompletnie
samochód. Rozdziawiłam buzię. Co to miało być? Mężczyzna
popatrzył na mnie jeszcze przez chwilę, odwrócił się na pięcie
i odszedł w kierunku, z którego przyszliśmy. Obserwowałam
zdębiała jego oddalającą się sylwetkę. Po chwili poczułam
wibrujący w kieszeni telefon. Wyjęłam go.
"Muszę coś załatwić
i nie chce mi się ciągnąć cię ze sobą. Czekaj grzecznie."
Co za
buc! –
krzyknęłam w myślach.
* * *
Jazda samochodem powinna być
długa i monotonna, a ja sama wykończona spełnianiem wokalnych
wymagań bruneta. Z jakiegoś powodu nie mogłam jednak oprzeć się
wrażeniu, że wiedziałam, dokąd mnie wiózł. To z kolei nie
pozwalało mi wczuwać się w nudę podróży. Westchnęłam ciężko,
widząc znak graniczny Konohy.
No tak
– pomyślałam, mimowolnie przewracając oczami. – Gdzieżby
indziej?
– Widzisz jaki jestem
wspaniały?
– Po co mnie tu przywlokłeś?
Ja chciałam do domu – zmarszczyłam czoło.
– Co za babsko, nie
dogodzisz – mruknął pod nosem, hamując na światłach.
Stanęliśmy. – Spójrz proszę na godzinę. Podróż z centrum do
Konohy zajęła nam dwadzieścia minut, a nie godzinę. To prawdziwy
wyczyn.
– Biorąc pod uwagę, że
jechałeś na złamanie karku i do tego obwodnicą, to nie ma w tym
nic nadzwyczajnego – zgasiłam go wymownym uśmiechem.
– Mogłabyś chociaż
udawać, że zrobiłem na tobie wrażenie – fuknął, wrzucając
bieg i ruszając nieśpiesznie przed siebie. Nagle odechciało mu się
wiatru we włosach?
– Ty chcesz mi zaimponować?
– zakpiłam. To było takie niedorzeczne, że aż zabawne. Przecież
nigdy nie musiał, wystarczyło, że pozostawał tym samym,
opanowanym sobą. – Wiesz, takimi popisami to możesz nam zrobić
co najwyżej krzywdę – uśmiechnęłam się szerzej. Miał minę
naburmuszonego dzieciaka, dosłownie.
– Mam ci przypomnieć, kto
woził się motorem po mieście bez kasku i prawka oraz władował
się mi i Naruto pod machę?
– Ej! Wtedy miałam kask,
nie przesadzaj! – oburzyłam się.
– Wtedy – mruknął
ponuro. Odwróciłam obrażona twarz w drugą stronę i więcej się
nie odzywałam. On podobnie.
Tymczasem droga, którą
pożądaliśmy przywoływała coraz więcej już dawno zapomnianych
obrazów. Chodziłam tymi ulicami przez całe życie, więc nie
dziwiłam się, że nawet ogarnęły mnie jakieś głupie
sentymentalne wspominki. Szybko odtrącałam je od siebie. Być może
byłam okrutna, ale wobec mojego organizmu powinnam pozostać szczerą
– chciało mi się spać, obrzydliwie.
Nie wzruszyło mnie, gdy
Sasuke zaparkował samochód obok parku. Z wiadomego powodu pragnęłam
mieć to już za sobą. Odważyłam się odwrócić do niego twarz.
Uchiha patrzył na mnie z
zaciekawieniem. Jego oczy były jednak nieco nieobecne, kreślące w
przestrzeni dziwne kółka i zwijasy. Dopiero, gdy to spostrzegłam,
odkryłam, że to nie na mnie skupiał swój wzrok, a na budynku, pod
którym się zatrzymaliśmy. Obejrzałam się za siebie.
To było dopiero sentymentalne
miejsce – kawiarnia.
Mimowolnie w pamięci
spróbowałam odtworzyć smak pierwszego prawdziwego pocałunku.
Uczucia wtedy mi towarzyszące były tylko moje i nikt nie mógł mi
ich zabrać. Prawie nikt, bo pamiętałam niewiele. Wtedy mogłam być
zszokowana, sparaliżowana tak niespodziewanym obrotem sytuacji. A
dłonie Sasuke pewnie jak zwykle były duże i ciepłe.
Tak wiele wspomnień odebrała
mi choroba. Najcenniejszych i tylko moich. Miałam przepalone styki.
Najgorsze było to, że nie miałam na to – czyli na własny umysł
– żadnego wpływu. Same ulatywały, nie wiedzieć kiedy. Okropne
życie stało się jeszcze obrzydliwsze. I sama nie wiedziałam, co
takiego – nie tyle przez te wszystkie lata – a w tej chwili
sprawiało, że wcale nie chciałam już ze sobą skończyć. Być
może był to ten facet siedzący po mojej lewej, którego tyle lat
darzyłam, jak zawsze mi się wydawało, miłością.
Już od tak dawna był obok,
że to, jaki potrafił być okropny również zapomniałam. Przywlókł
mnie za sobą tutaj, gdzie pierwszy raz w moim życiu zrobiło sie
poważnie i tak naprawdę, wcale nie przeszkadzało mi marnowanie z
nim czasu na siedzenie w milczeniu. Szczególnie, że wyglądało na
to, że miał plan.
– Wysiadaj – rozkazał
chłodno. Posłusznie odpięłam pas, otworzyłam drzwi i zwinnie
wyskoczyłam na zewnątrz. On uczynił to samo, tylko jeszcze
szybciej.
Ja się
pytam jak?!
– pomyślałam z irytacją. Sasuke nie tylko łamał normy moralne,
ale, jak było widać na załączonym obrazku, również święte
prawa fizyki.
Zapalił papierosa i popatrzył
na mnie spokojnie. Coś było na rzeczy, czułam to na sobie i
widziałam w jego oczach. Pozostawało pytanie: co?
– Będziemy tak stać i się
w siebie wgapiać, jak idioci? – zapytałam po upływie mniej
więcej dwudziestu sekund.
– Jakiś problem? – nie
ruszył się nawet o centymetr. WYWRÓCIŁAM OCZAMI, chcąc
spowodować jakikolwiek dodatkowy ruch z jego strony. Czy nie
zasługiwałam na chociaż jedną, malutką podpowiedź, jak powinnam
się teraz zachowywać, żeby było dobrze? Kiedy nic takiego nie
nastąpiło, zdenerwowałam się i tupnęłam nogą.
Co to
ma, kurde, być?
– przeleciało mi przez pełną gniewu myśl.
Naładowana
nowymi pokładami energii podleciałam do Uchihy i gdy już miałam
rzucić się na niego rzucić z łapami i zacząć krzyczeć co
ty sobie wyobrażasz,
które miałam opanowane do perfekcji, on – wcześniej wsadzając
sobie papierosa do ust – złapał mnie za rękę i przyciągnął
do siebie.
– Dobra, uspokój się –
burknął. Nim się zatrzymałam na dobre, ten już zaczął mnie
ciągnąć za rękę, w stronę parku.
– Mogę wiedzieć, co ty
wyprawiasz? – wycharczałam przez zaciśnięte zęby.
– Nie teraz – parł do
przodu, nie oglądając się na moje plączące się nogi i
przyspieszony oddech.
– Wiesz, że nie musisz
zachowywać się jak psychol i ciągnąć mnie w krzaki, jak ci się
chce podotykać i takie tam – wydyszałam. – Od tego jest
mieszkanie, ostatecznie samochód lub co gorsza, twój stary pokój u
rodziców...
– Możesz się zamknąć? –
zatrzymał się. – To później, zasłużyłaś sobie. Teraz
zupełnie nie o to mi chodzi.
Zamilkłam. Wtedy Sasuke
ruszył ponownie, tym razem trochę wolniej. Puścił moją dłoń,
chyba ufając mi, że nie ucieknę. Albo przypomniał sobie, że ktoś
może nas zobaczyć. Dopiero teraz miałam okazję przyjrzeć się
uważniej otaczającej mnie wczesnowiosennej przyrodzie.
Prowadził mnie szerokimi,
opustoszałymi alejami. Jeżeli zwykłe przebłyski, migawki można
było nazwać wspomnieniami, to z każdą z nich łączyło mnie ich
coraz więcej.
Ponownie zostałam zaskoczona.
Wszystko wokół zmieniało
się tak szybko, że żaden, nawet nadczłowiek nie byłby w stanie
tego ogarnąć. A tutaj? Jakby czas się zatrzymał. Ścieżki w
dalszym ciągu otoczone były wysokimi – o jeżeli dobrze
pamiętałam – dębami, których wygląd zmieniał się w stosunku
do pór roku. Był marzec, a one miały już urocze pączki. Mogłam
je dostrzec nawet w słabym świetle oddalonych latarni. Beton,
ciągnący się pod naszymi stopami w dalszym ciągu był tak samo
popękany i gdzieniegdzie ozdobiony kapslami po piwie, czy coli.
– Czy my? – zapytałam,
zaczynając kojarzyć, w którą stronę zmierzamy. Z niewiadomego
powodu nie miałam jednak odwagi zapytać wprost. Uchiha dalej szedł
do przodu.
Ścieżka stała się węższa.
Złożona z pojedynczych płytek ułożonych bez namysłu i planu.
Nie byłam pewna, ale tego dnia, kiedy się rozstaliśmy również
nią szliśmy. Droga prowadząca do naszej ulicy. Tam gdzie wszystko
się zaczęło, a potem skończyło. W ostatnie święta powróciło
i to z podwójną siłą. Zmieniliśmy się.
Ukazał się plac zabaw. Nie
wiedziałam, co powinnam o tym myśleć. Miałam próżnię w głowie.
Nie docierało do mnie już zupełnie nic.
Tymczasem Sasuke dalej parł
do przodu. Moje nogi – choć z niewiadomego powodu coraz bardziej
miękkie – podążały jego niewidzialnym śladem. Wstrzymałam
oddech.
Na placu zabaw, w
przeciwieństwie do całego parku, było pełno młodzieży. Z tej
odległości, przy tych okolicznościach oraz jasnym świetle latarni
mogłam strzelać w ciemno. Robiłam dokładnie to samo. Modliłam
się w duchu, żeby nie spotkać Ochy. Była w takim wieku, że było
to wysoce prawdopodobne. Szczególnie, jeżeli poszła w ślady
swojego starszego rodzeństwa. Jakoś nie miałam potrzeby jej
oglądać, choć była moją młodszą siostrą.
Błagam wszystkich Bogów,
tylko nie to.
Przeskoczyliśmy jednym susem
przez zamkniętą furtkę. Byliśmy nowi na terenie, nic więc
dziwnego, że każdy zwrócił na nas uwagę. Głośne rozmowy
umilkły, rozpoczęły się natomiast ciche szmery, będące zapewne
szeptem. O nas. Zostaliśmy zdemaskowani. Paskudna cena sławy.
– Nie zwracaj na nich uwagi
– polecił mi, kierując się w stronę huśtawek. Wciąż tych
samych. Od siedemnastu lat, albo i dłużej.
Były zajęte przez kilkoro
dzieciaków. Sasuke stanął przed nimi jak zwykle pewny siebie.
Jedno jego spojrzenie i od razu sobie poszli, choć na ich twarzach
malował się cichy bunt połączony z szokiem.
To ten
sławetny Uchiha, który swego czasu trząsł tą byle mieściną, a
teraz podbijał cały kraj. I ta jakaś za nim.
Zajęliśmy ich miejsca. Z
automatu zaczęłam się huśtać, bo od zawsze sprawiało mi to
niemałą frajdę. Milczeliśmy zgodnie. Podniosłam wzrok z moich
umorusanych błotem butów na otaczających nas ludzi. Większość z
nich nadal nas obserwowała, choć niektórzy już olali fakt naszego
istnienia. Widziałam w nich samą siebie i musiałam przyznać, że
zaczęła ogarniać mnie bierna nostalgia.
– Lo...
– Tak?
– Wiesz po co tu
przyjechaliśmy?
– Nie... pewnie miałeś
taki kaprys – zachichotałam. To taki typowy dla niego tekst.
– Mylisz się –
powiedział, dziwnie zniżając głos.
– No to po co?
– Kochasz mnie? –
odwróciłam twarz w jego stronę, totalnie niezaskoczona jego
bezpośredniością.
Skarbie
jesteś mi potrzebna
Gdy nie mam się do kogo odezwać, gdy cały ten fejm mnie przerasta
I było nie raz tak, już chciałem się chlastać
A wtedy Ty wybaczasz moje wady, wybaczasz błędy
Rozumiesz moje dziaby i złote zęby
Odbijam tych zepsutych typów, gdy idę tędy z nią
Z moją malutką candy***
Gdy nie mam się do kogo odezwać, gdy cały ten fejm mnie przerasta
I było nie raz tak, już chciałem się chlastać
A wtedy Ty wybaczasz moje wady, wybaczasz błędy
Rozumiesz moje dziaby i złote zęby
Odbijam tych zepsutych typów, gdy idę tędy z nią
Z moją malutką candy***
– A co to za durne pytanie
jest? – fuknęłam zbyt głośno, zwracając na siebie uwagę tych,
którzy już przestali się na nas gapić. Sasuke jednak nie patrzył
na nich, tylko na mnie.
– Normalne – odparł
całkowicie niewzruszony. Westchnęłam ciężko.
– Gdybym cię nie kochała,
to bym już sobie dawno smacznie spała w psychiatryku, naćpana
psychotropami. Przecież doskonale to wiesz.
– I jesteś pewna, że to ze
mną chcesz tu marnować czas?
– A ty?
Brunet ewidentnie do czegoś
zmierzał, ale postanowiłam nie psuć mu koncepcji i profilaktycznie
odpowiadać na wszystkie pytania, pomimo tego, że były zupełnie
nie w jego stylu i coraz bardziej mnie tym zaskakiwał.
– Gdybym nie był, to byś
tu nie siedziała.
Ta krótka odpowiedź
całkowicie mi wystarczała. On mnie kochał.
– Jestem.
– I tak już na zawsze?
– Od zawsze – uśmiechnęłam
się. Jak szczerość, to szczerość. – Szczególnie po tym, co
działo się rano. Zawsze wszyscy mi mówili, że to nie ma sensu, że
masz mnie w dupie. I gdybym zrobiła tak, jak oni chcieli, nie
bylibyśmy tu, gdzie jesteśmy, a ja do końca życia byłabym
nieszczęśliwa. Dlatego będę brnąć w ten układ, choćby nie
wiem co. Nawet tylko po to, żeby zrobić im na złość.
– To dla ciebie tylko
zabawa? – ciemnooki jeszcze bardziej spoważniał, o jeżeli było
to możliwe. Pokręciłam głową.
– Po prostu moich uczuć do
ciebie, pomimo tego wszystkiego, co się między nami wydarzyło od
kąd pierwszy raz cię tu zobaczyłam jestem pewna, jak niczego
innego na świecie – zniżyłam głos do szeptu. – Nawet, jeżeli
znowu zaczniesz mnie nienawidzić, nie odpuszczę. Nie umiem.
Nastąpiła chwila ciszy. Po
minie Sasuke wnioskowałam, że myśli nad moimi słowami bardzo
intensywnie. Opuściłam głowę, opierając się o brudny, zimny
łańcuch. Niespodziewanie mężczyzna wstał i ukucnął przede mną.
Spojrzałam na niego uważnie, lecz spod przymrużonych powiek. Wziął
moją prawą rękę i zakleszczył ją w swojej.
– Myślałem nad tym od paru
tygodni... przywiozłem cię tu, żeby ci to powiedzieć. Bo tutaj
się poznaliśmy. I całe życie utrzymywałem cię w przekonaniu, że
nienawidziłem cię już od samego początku... to nieprawda. Kiedy
pierwszy raz na mnie spojrzałaś, coś we mnie drgnęło. Ale
byliśmy tylko dzieciakami i dziewczyny były dla mnie na równi z
kolegami, nie interesowało mnie to. Gdy wyznałaś mi uczucia,
potraktowałem cię jak gówno, bo doskonale wiedziałem, co czuje do
ciebie Naruto, a on był dla mnie ważniejszy. Potem każde twoje
zachowanie w stylu cięcia się tylko coraz bardziej działało mi na
nerwy, bo cierpiał na tym mój kupel. Chciałem, żebyś o mnie
zapomniała, dlatego zgodziłem się wyjechać z rodzicami do Tokio.
Gdy wróciłem, miałem nadzieję, że tak właśnie się stało.
Lecz widząc jak się zmieniłaś w liceum... – urwał na chwilę,
spuszczając głowę. – Sam nawet nie pamiętam, kiedy się w tobie
po prostu zakochałem. To było tak bardzo inne uczucie od tego,
które towarzyszyło mi przy Sayi, że po prostu go nie rozpoznałem.
Nie mogłem go powstrzymać, dlatego cię wtedy pocałowałem. W tyle
głowy ciągle miałem przyjaźń z Naruto, ale to było po prostu
silniejsze. Nigdy nie sądziłem, że ktokolwiek mógłby mnie
doprowadzić do takiego stanu. I to ciągnie się za mną do tej
pory. Wciąż myślę o nim, ale jestem przekonany, że w tej chwili
to bez ciebie nie będę w stanie już...
– Żyć – dokończyłam za
niego. Jego szczerość, której nigdy dotąd tak naprawdę nie było
mi posmakować tak bardzo mnie dotknęła, że z moich oczu
mimowolnie popłynęły łzy. Nie mogłam ich powstrzymać, chociaż
bardzo tego pragnęłam. To było dla mnie tak typowe, że aż
żałosne.
I
mogę czytać cię jak ulubioną książkę
Jak jesteś obok wiem, że wszystko będzie dobrze
Jestem wolna tylko z nim
Skarbie jesteś mi potrzebny, gdy wszystko mi działa na nerwy
Gdy cały ten świat mnie przerasta i było nie raz tak
Już było nie raz tak i wtedy ty wybaczasz moje wady
Wybaczasz błędy, rozumiesz moje sprawy
I koisz nerwy, odbijam ten zepsuty świat
Gdy idę tędy z tobą***
Jak jesteś obok wiem, że wszystko będzie dobrze
Jestem wolna tylko z nim
Skarbie jesteś mi potrzebny, gdy wszystko mi działa na nerwy
Gdy cały ten świat mnie przerasta i było nie raz tak
Już było nie raz tak i wtedy ty wybaczasz moje wady
Wybaczasz błędy, rozumiesz moje sprawy
I koisz nerwy, odbijam ten zepsuty świat
Gdy idę tędy z tobą***
– Dlatego
chcę, żebyś już zawsze była obok. Potrzebuję cię. Więc,
proszę cię... błagam, bądź.
Otworzył
moją dłoń i położył na niej coś lekkiego jak piórko. W głębi
duszy domyślałam się, co to było. Spojrzałam z przerażeniem na
nią i poczułam, jak miękną mi nogi. Moje serce stanęło, choć
oddech stał się bardziej spazmatyczny. Nie wiedziałam, co miałam
mu powiedzieć, po prostu odjęło mi mowę. Utkwiony w srebrnym
pierścionku kamień opalizował na różne kolory w świetle
odległych latarni. Miałam wrażenie, że zaraz zemdleję z
wrażenia. Był śliczny, po prostu.
– No
powiedz coś, bo zaraz się zabiję z nerwów – wyszeptał.
– Ale...
– wykrztusiłam z siebie z wielkim trudem. Zakręciło mi się w
głowie. Zasłoniłam usta wolną dłonią, nie mogąc uwierzyć, że
dzieje się to naprawdę.
When
she was just a girl
She expected the world
But it flew away from her reach
And the bullets catch in her teeth
Life goes on, it gets so heavy ****
She expected the world
But it flew away from her reach
And the bullets catch in her teeth
Life goes on, it gets so heavy ****
– Dobra,
idę rzucić się z najbliższego mostu.
Sasuke
wstał i obrócił się na pięcie. Pomimo galaretowatych nóg
zerwałam się z miejsca i pobiegłam za nim. Niczym drapieżna
tygrysica rzuciłam się na jego plecy, zaplatając mocno ramiona
wokół jego szyi, a nogi wokół jego pasa.
– Nie
odchodź – poprosiłam cicho, przyciskając mokrą od łez twarz do
jego włosów. Ściskałam cały mój świat. – Jeżeli chcesz się
rzucić, proponuję pociąg, masz pewność, że twój instynkt
przetrwania nie wygra i nie wypłyniesz na powierzchnię.
– Dobry
pomysł – mruknął i razem ze mną na plecach opuścił plac
zabaw. Zostawiliśmy za sobą przeszłość.
– Nie
gniewaj się na mnie. Zaskoczyłeś mnie. W ogóle się tego nie
spodziewałam – szeptałam mu do ucha.
Uchiha
stanął gwałtownie. Domyśliłam się, że po to, żebym mogła
zejść, uczyniłam więc to potulnie. Odwrócił się do mnie
przodem. Miał taką specyficzną minę – niby jego twarz była
zamknięta, ale te ciemne oczy stały się zupełnie czarne, tak
jakby właśnie ważyło się całe jego życie. Wzięłam głęboki
wdech, zbierając się na odwagę.
– Jak
mogłabym powiedzieć nie
–
dotknęłam jego policzka i pogłaskałam go. Wokół nas było
praktycznie ciemno. Mimo tego moje oczy widziały jak Sasuke powoli
wsadza dłoń pod mój kaptur, łapie mnie za szyję i przyciąga do
moje usta do swoich. Ten pocałunek nosił w sobie taki ładunek
emocjonalny, że znowu zaczęłam płakać.
Byłam
jednak szczęśliwa, ponieważ dobrze wiedziałam, że było to moje
miejsce na ziemi. Nie dochodziłam do tego całe życie, jak on.
Zobaczyłam
to w pierwszym błysku słońca odbijającym się na jego twarzy.
W momencie,
w którym pierwszy raz odkryłam, że jego oczy mają kolor wkładu
do ołówka.
W chwili,
kiedy ujrzałam go po roku jego nieobecności w Konoha oraz gdy
spotkaliśmy się w klinice.
W dniu, w
którym pierwszy raz doznałam prawdziwej przyjemności fizycznej.
W każdej
sekundzie, którą mogłam dzielić razem z Sasuke.
Teraz
pragnęłam uczyć się go na nowo, codziennie budząc się obok
niego i obserwując go pogrążonego w spokoju, który nie był
wymuszony.
Dać mu szansę mnie pokochać
w taki sposób, w jaki ja kochałam go od zawsze.
Cześć pysie :3
Tak, jak obiecałam, dodaję w
końcu rozdział. Mam nadzieję, że te wypociny przypadną Wam do
gustu.
Jeszcze się nie zdecydowałam,
czy będzie on ostatnim, czy nie. Mimo wszystko, jestem z niego
całkiem zadowolona, choć kosztował mnie dużo życiowej energii.
Mam parę pomysłów na
następny, ale muszę je poważnie przemyśleć. W dodatku nie wiem,
kiedy się pojawi, być może na nowy rok, jak życie pozwoli.
Tak czy siak, nie mogę się
już doczekać Waszych opinii, jestem bardzo ciekawa ^^
Chciałabym
szczególnie podziękować Blue
Bell.
Twoje wsparcie to dla mnie ogromne zaskoczenie i motywacja. Całuski
dla Ciebie i dla Was wszystkich.
* „Euforia”
Pawbeats ft. Quebonafide, Kasia Grzesiuk
** “Łydka”
Happysad
***
“Candy”
Quebonafide
ft. Klaudia Szafrańska
****
“Paradise”
Coldplay
Tytuł:
“Paradise”
Coldplay
Cierpiąca
Nanase
No cóż... Zanim zdecydowałam się skomentować(chyba drugi raz w życiu), przypomniałam sobie całą drugą serię i Cię za nią szczerze kocham. Pierwsze dziesięć rozdziałów walnęłam w jeden dzień, a potem, jak to zgrabnie Sakurcia ujęła: "Witaj depresjo!", a do tego szkoła( druga klasa liceum jest jednak mego chujowa) trochę wydłużyły dokończenie, ale każdy rozdział, wers, zdanie, czy pieprzone słówko chłonęłam z czystą, nieograniczoną przyjemnością. Jeden wyraz: CUDO! Czytam twoje "wypociny" od początku i są swego rodzaju odskocznią od nudnej, stale powtarzającej się, szarej rzeczywistości. I bez względu czy jest to ostatni rozdział czy nie, i tak zostanę twoją czytelniczką(może nie na zawsze, bo wiesz... PRZYSZŁOŚĆ). W każdym razie cieszę się, że dodałaś ten rozdział i kurwa, jak przeszczęśliwa jestem, że Sasuke odszczekał się Hikari, bo dzięki temu aż tak mnie nie boli, że wiedźmy już nie płoną na stosach.
OdpowiedzUsuńJeżeli nie chce Ci się czytać tych moich wypocin powyżej, to wiedz, że Cię ubóstwiam za ten i wszystkie wcześniejsze rozdziały oraz że mam przeogromną nadzieję na czytanie dalszej twórczości, czy to SS czy innej, Twojej własnej.
Pozdrawiam,
Zmęczona, zziębnięta, ale uśmiechnięta M. :*
Ujmę to krótko: każde wypociny są dobre, jeżeli należą do osoby,którą się szczerze kocha.
UsuńBędę szczera: ja też Cię kocham, za to, że zostałaś tak długo.
I obiecuję: to nie jest nasze ostatnie spotkanie.
Nanase
Po takim wyznaniu nie mam wyboru i muszę czekać.
OdpowiedzUsuńAle nie jest to męczące czekanie, lecz takie ekscytujące, które zostawia w sercu ciepły płomyczek radości.
Nadal zziębnięta M.
Rozdział niesamowity, zresztą czego spodziewać się po tak świetnej blogerce. Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział. Pozdrawiam, Kim Evelin.
OdpowiedzUsuńCześć Kim, miło Cię widzieć i bardzo miło, że przeczytałaś i Ci się spodobało. Również pozdrawiam mojego człowieka widmo, Nanase.
UsuńAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA
OdpowiedzUsuńRETY JAK TO MI SIĘ PODOBAŁO!
Twój Sasuś, Twoje SasuSaku to takie mrmrmrm. Napisałabym coś jeszcze ale no CENZURA. Uwielbiam to, jak on o nią dba, naprawdę. Takiego go kocham no! Bo przecież Sasuke taki jest - taki opiekuńczy. Rozkoszny. Rozpłynę się zaraz.
Końcówka słodka, zachowanie Saska momentami zabawne i bardzo do niego niepasujące. No i ten tekst o tej wodzie xDDDD Fakt, że pociąg byłby lepszy xD
Jeny, jak ten rozdział mnie ucieszył. A już myślałam, że całkowicie straciłam radość z czytania takich ff o ss. Dzięki za przywrócenie wiary!
Ach te kochasie ♥
Buzi chcem, duzo buzi chcem xD Niech oni się tam całują aż się zjedzą XD
Pozdrawiam!
Cześć Bells, tęskniłam za Tobą <3
UsuńNie przejmuj się cenzurą, pisz to, co chcesz, żebym mogła się jeszcze głośniej pośmiać (oczywiście z radości, że tak na kogoś wpływam xd). Chciałam, żeby ktoś w końcu zauważył, że ten Sasuke wcale nie jest taki zimny i chamski, że to tylko taka maska i chyba mi się udało (kolejny mały sukcesik).
Jak to straciłaś wiarę?! Ja Ci zaraz dam! SS 4EVER!!1!1 Jeżeli zawiedziesz się na jakimkolwiek blogu, to wspomnij sb wszystkie Twoje ulubione - tacy twórcy jeszcze się wśród nas kryją, tylko trzeba się do nich dokopać xd
Buzi? Mówisz... buzi? Zobaczy się ;)
Uściski, Nanase ❄❤
Zeszło mi się trochę niestety :( Ale ze mną jest tak, że co się odwlecze to nie uciecze, a ja zawsze przyczłapię ♥
UsuńO tak, tak, tak! Maska! Dokładnie tak! BOŻE JAK JA KOCHAM TAKIEGO SASUKE! Zaraz dostanę fazy, nad którą ciężko będzie mi zapanować. JENY, naprawdę Nanase Twój Sasuke jest CU DOW NY! Taka opiekuńczość, delikatność od zawsze w nim siedziała, tylko no niestety, chłopak się trochę w życiu pogubił. BOŻE JAK JA KOCHAM SASUSAKU ♥
Ach, no wracam często Ci powiem, bo nowości coraz mniej, ale miłość nadal taka sama xD
Kurczę, czuję, że wprowadziłam dziwny chaos do tej wypowiedzi XDDD
Czekam na ciąg dalszy ♥
Tulaski-misiaczki ♥
Matko jaka ty jesteś urocza! (xd)
UsuńW ogóle się nie przejmuj, ja wszystko rozumiem i wiesz co? WSZYSCY KOCHAJĄ SASUSAKU TYLKO JESZCZE O TYM NIE WIEDZĄ ;)
Muszę się spiąć i wziąć się w końcu za ten rozdział, bo widzę,że mam dla kogo i głupio, że ten plik dalej jest pusty... teraz, to mi zostały tylko trzy miesiące szkoły i, niestety, te najgorsze. Będę się starać, ale gówno może z tego wyjść przed majem.
Mam nadzieję, że jeszcze tu będziesz i jakoś się przyczłapiesz, jak ja przyczłapię się do Was.
Ps. SASUKE TO JEST PO PROSTU CHŁOP IDEALNY OKEEEJ?! XD
To jest tak w punkt! ICH SIĘ NIE DA NIE KOCHAĆ NO <3
UsuńCzyżby maturka? Oj Kochana! To trzymam mocno kciuki! Już rozpływam się nad tym jak wlecisz tu z nowym rozdziałem <3 Także bez spiny - co jak co, rozdział ważny, ale maturka ważniejsza, później długie wakacje i WTEDY BĘDZIE MOŻNA O KOLEJNE ROZDZIAŁY GNĘBIĆ XDDDDD
No wiadomo, że tak <3 Powiadomienia ustawione, postaram się niczego nie przeoczyć ♥♥♥
P.S. ZGADZAM SIĘ W 1000000....000% SŁOW NIE MAM, ŻEBY ODDAĆ JEGO IDEALNOŚĆ, NO
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWitaj!
OdpowiedzUsuńPrzychodzę Spisu opowiadań Naruto, dopiero go założyłam i noo. (https://spisopowiadannaruto.blogspot.com/) Nie chcesz może wypromować bardziej swojego opowiadania o Naruto? Jeśli byłabyś chętna -zapraszam!^^ Tymczasowo jest tam pusto, ponieważ nooo dopiero założony, ale wierzę, że niebawem się to zmieni!
Pozdrawiam, darkhunter!
AAAAAAAAAA DZIEWCZYNO!
OdpowiedzUsuńCzytając to miałam w głowie jedną myśl.
W KOŃCU
Serio należało im się
Ale od początku
JAKIM PRAWEM TA *zabrakło epitetów w magazynie przekleństw; .error* WPIERDALA SIĘ W JEJ ŻYCIE A G A I N? CZY ONA JEJ NIE MÓWIŁA ŻE NIE JEST JEJ CÓRKA CZY COŚ TAKIEGO PRZYPADKIEM? JEZU ZARAZ PRZESKROLUJE CHYBA CAŁE OPOWIADANIE, NO DRAMAT GENERALNIE, A IKUO NIE LEPSZY, TERAZ TO JA MAM OCHOTĘ NA NICH NAPLUĆ. BARDZO DOBRZE IM SASUKE POWIEDZIAŁ, JEDEN PRZY ZDROWYCH ZMYSŁACH ZOSTAŁ. GRRR
A tak btw. To wjazd na rodziców Sasuke to już było takie pojechanie po bandzie, ale szybko ich wywalił I BARDZO KURWA DOBRZE.
Na spokojnie
Jestem pod wrażeniem, ile Uchiha ma w sobie miłości, ba! Ile zawziętości, chociaż nie. On zawsze był zawzięty. To był chyba najbardziej uroczy rozdział jaki kiedykolwiek przeczytałam. Możesz to wziąć za komplement, bo mówiąc tu uroczy mam na myśli perfekcyjny. I już nawet nie wiem co mam tu komentować, bo tu wszystko było i de al ne, amen. Zacząwszy od humoru, a na interpunkcji skończywszy. Tym rozdziałem zdecydowanie postawiłaś kropkę nad i, trzymaj tak dalej! Oesu ta scena w maku, jak Sasuke mówił do tych gimnazjalistek o miłości jego życia no to wyjebało poza skalę centralnie.
Nie chcę końca, Boże uchowaj, to jest zbyt piękne, żeby się kończyło aaa
Jestem w takich emocjach, że nawet sobie nie wyobrażasz, no historia cudo, rozdział cudo, ONI SĄ CUDOWNI PO PROSTU NO.
Wiedz, że odwaliłas kawał dobrej roboty i jedyne co mogę powiedzieć o trudzie jaki w niego włożyłaś to
Warto Było.
Mówiłam coś kiedyś o tym jak kocham oglądać progres u autora?
Dobra idę się zachwycać dalej
Gorące uściski
Dziecko
Ps. Wybacz interpunkcje XD♥
Dobra znalazłam
UsuńParadise roz. 20.2 - koniec części pierwszej
"– Właśnie – poparła ją matka – Nie bądź egoistką, chociaż raz dziewczyno.
– Bycie egoistką mam niestety po tobie – spojrzałam jej wyzywająco w oczy – Tylko to mam z ciebie, taki paskudny charakter, że ludzie nie są w stanie mnie znieść, zupełnie jak mojej matki. Dlatego i teraz zachowam się jak ty, żeby nie odbiec od normy.
– Ostrzegam cię dziewczyno, jeżeli z nim pójdziesz, nie masz po co wracać "
Jak dla mnie wystarczy żeby szmaty nienawidzić XD
Cześć dzieciaczku!
UsuńCieszę się, że obudziłam w Tobie tyle emocji. To chyba największy plus pisania - wpływanie na emocje innych. Uwielbiam to, wprowadza mnie to w nieopisaną euforię (endorfiny górą!).
Szczerze powiedziawszy, nie mogłam się doczekać momentu, w którym Sasuke poprosi Sakurę, żeby za niego wyszła. Choć długo się z tym biłam, nie wiedziałam, czy nie będzie to za bardzo przesłodzone jak na niego. Gdy już zdecydowałam się na tę scenę, wiele miesięcy zastanawiałam się nad jej przebiegiem, żeby wyszło niby uroczo, ale jednak na 100% poważnie, bo taki jest Sasuke. Pomógł mi Quebonafide, publikując "Candy". Dzięki tej piosence walnęłam ten fragment w godzinkę. Ogólnie rzecz ujmując, scena ta jest aż nadmiernie przemyślana, ale równocześnie totalnie spontaniczna xd
Matka Sakury to miał być taki ostatni akt dramaturgii tutaj. Uznałam, że tak powinno być, nie mogłam tego zostawić bez jeszcze jednego epizodu jej obecności.
Chyba wszystkie się tutaj zgadzamy, że Sasuke jest cute w każdym tego słowa znaczeniu czy może raczej odcieniu.
Scena w maku to była dla mnie męka, strasznie długo się z nią męczyłam xd Dobrze, że wyszła.
Fragment, który przytoczyłaś, rzeczywiście zawiera tę niefortunną frazę "mojej matki". Ale źle to zinterpretowałaś. Sakura po prostu przyjęła perspektywę innych, dlatego wypowiada się o swojej matce w trzeciej osobie. Ogólnie jest to do poprawienia ;) Hikari jest matką Sakury w stu procentach! Ale masz rację, szmata xd
Pozdrawiam i ściskam najmocniej na świecie!
Nanase <3